-Ziomek weź te ręce! Bo ci je w d[iesel] wkręcę!- Odparł dość frywolnie Bartłomiej jeżąc ostrzegawczo puch na karku i grzbiecie, wszakże jak to wygląda aby jakiś toster na kółkach z czapką czarodzieja jakiś tam obciachowy kapelutek nakładał na główkę, taki który nosi jego własna babka.
-Błąd! Opór jest bezcelowy, wroga jednostka stawia czynny opór. Rozpoczynam procedurę wczesnego ostrzeżenia. Dalej, dalej majtki Gadżeta!-Zainicjował uruchomienie syntezatora głosowego Marlin, a ręka w której miał widelec zakręciła się z 3 razy wokół własnej osi, po czym widelec schował się wewnątrz nadgarstka, a w jego miejsce wyrósł wieszak, a na nim zręcznie zawieszone czerwone figi. A z drugiej wyłonił się śliczny biały różaniec, jeszcze z komunii Marlina.
-Miau..... dlaczego mi takie przygody się nie zdarzają?-Odparł z smutkiem w głosie Kotecek.
-Kyrie eleison.Chryste eleison. Kyrie eleison.Chryste, usłysz nas.Chryste, wysłuchaj nas.- Zaczął się gorliwie modlić, przekładając co jakiś czas koralik w różańcu, a majtasy sobie najzwyczajniej w świecie... nałożył na łeb.
Bohaterowie oszołomieni tym zdarzeniem, spojrzeli się na Szefa Tadeusza, mając w oczach iście studencką żądzę wiedzy, bynajmniej o ile chodzi w kwestii wyjaśnienia owego zdarzenia.
-ARGH!!! Jestem zewsząd otoczony niekompetentnym sługusami! Marlina znalazłem, kiedy szambo wylało, a on zatkał całą studzienkę-w tym miejscu Szef Ojciec przeżegnał się za duszę Marlina, i te 5kg heroiny, które spuścił do kibla, podczas nalotu CBŚ, w zeszłym tygodniu- Chłopina ciężko wyglądał, połamane ręce, łuki brwiowe, wyrwana wątroba, porażenie prądem i odmrożenie stóp. Ale ja go poskładałem do kupy i nafaszerowałem go takimi samymi chipami, jakie są moherach!!-podniósł rękę do góry, by skupić uwagę na swoją zaciśniętą pięść tłumnie zgromadzonych, i korzystając z okazji, drugą ręką uszczypnął Jezusa w pośladek. A ten tylko cicho syknął, i policzył ile już siniaków może mieć w miejscu, gdzie plecy już tracą swą szlachetną nazwę.
-Dobra, nakładaj to na łysy czerep myszo!-Warknął Szef Ojciec, i rzucił niczym dyskiem moherem, który ten zgrabnie wsunął się na szlachetne rysy twarzy Bartłomieja, ten jednak nie pozostał dłużny Ojcowi, gdyż próbował wyrazić swą opinię na temat jego roli w hierarchii ekosystemu leśnego, i oznajmić że miejsce Ojca Szefa jest na samym dole w łańcuchu pokarmowym, ale nim doczekał sie niewątpliwie błyskotliwej riposty moher już wylądował mu na łbie.
-O nie przesadziłeś kiecolu i teraz Cię...-głos Chomika zamarł, a usta pozostawił otwarte na wszerz, co znacznie zaczęło niepokoić jego towarzyszy, z czubka główki wyłoniła się mała antenka, z czerwonym migającym czerwoną barwą punkcikiem. Oczy Bartłomieja zanikły i pozostało same białko oczu.
-O, widzisz Bartłomiej zawsze chciałeś być wyższy od Filonka, w sumie o antenkę teraz jesteś wyższy ale lepsze to niż nic, a mówiłem i cały czas że obcasy to lepsze rozwiązanie!-Próbował Kotecek rozładować i tak już do granic możliwości napiętą atmosferę. Bartłomiej zaś przeżegnał się, ukląkł i patrząc na wielki krzyż w holu zaczął śpiewać.
-Hosanna na wysokości pana...
- Święty, Święty, Święty, Święty!!- Z gracją wszedł w c-dur Robomarlin, dzierżąc ciągle różaniec i figi na robołbie.
-Buahahaha! I tak wszyscy będą wyglądać, widzisz moja żono?-Tu ścisnął Joszkę z całych sił, tuląc się do swej wybranki. - Chciałem zostać Katechetą... naprawdę bardzo chciałem, od dziecka marzyłem o tym, ale... oni...-zaczął szlochać, kładąc swoją główkę na ramieniu Jezusa- oni powiedzieli że nie mogę zostać katechetą, bo lubię małych chłopców... uwierzycie?!! Ja i mali chłopcy?!!-szybko otarł łzy rękawami, a chwilę później wymachiwać agresywnie pięści przed brodatą facjatą Chrystusa- Poprzysiągłem że zostanę księdzem, i nie ja będę chodzić do małych chłopców o nie, to DUZI chłopcy będą do mnie przychodzić! buahha!
-Nie..póki my jesteśmy-Odparł pod nosem Filonek, miętoląc w płetwie gwiazdę sowiecką - Natychmiast oddaj nam Jezusa i Bartłomieja!!- I żółwik przyjął gardę bokserską.
-Dokładnie tak, po[gięty] jesteś- w ślad za Filonkiem poszedł Ambroży Klex, również przyjmując postawę równie agresywną co pierwszy
-A ja chcę takie same figi- Tu palcem wskazał na majtasy RoboMarlina.
Nagle czasoprzestrzeń została zachwiana i znikąd pojawiła się czarna dziura, która zaczęła wszystko wsysać do środka, , Filonek, Klex i Kotecek robili wszystko aby nie dać się wciągnąć przez siły wyższe, jednak przeciw tak potężnym siłom, niema ucieczki.
Bohaterowie, zaczęli przemieszczać w strumieniu czasowym, wszystko mieniło się czerwienią, żółcią, zielenią, i portretami Beckhama.
-O żesz... chyba tak wygląda śmierć, miło było z wami podróżować panowie-Z przykrością musiał stwierdzić Filonek, spadając ciągle w nieznane.
-Nie... tak nie może być, ja muszę wrócić na planetę mango i odnaleźć Alojzego Bąbla!!
Po jakże dramatycznym wyznaniu, na szerokości całego strumienia, pojawiła się główka, ale nie byle jaka, bo to była główka, jej wiśniowej mości, główka księżnej Almeniny.
-Nie umieracie głupole!! Resztkami sił zabrałam was z tamtego przeklętego miejsca, szef ojciec to sługa, mojego odwiecznego wroga... Lorda Andree, ale o tym kiedy indziej, moja moc jako MG słabnie...musicie powstrzymać szefa Ojca, zanim wszystko będzie stracone!-Rzekła figlarnie wiśniowa główka, z wiśniową koroną, z wysadzanymi również wiśniami.
-Ale jak o Wielka Księżno mamy powstrzymać Szefa Ojca?-Spytał się zadręczony o los swej Pani Filonek.
-Musicie przedostać się przez siedlisko zła, musicie zabić matkę, za nią znajdziecie portal do wymiaru, skąd pochodzi Szef Ojciec, tam znajdziecie nadajnik, z którego jego chipy czerpią moc, musicie to zniszczyć, a wszystko znów będzie pod moją kontrolą, i śpieszcie się. Lepiej uratujcie Jezusa i Bartłomieja, bo jeśli się wam nie powiedzie, będę musiała otworzyć rekrutację na nowe postacie.- i wnet strumień czasowy znikł, a przed oczyma Filonka, Klexa i Kotecka prezentował się mur, a za nim ogromna, wszakże piękny klasztor.
-No panowie... nikt nigdy nie mówił że będzie łatwo-Zagadnął filozoficznie Kotecek.