Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2021, 01:18   #342
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 89 - 1940.V.30; cz; zmierzch; Beauvais

Czas: 1940.V.30; cz; zmierzch; godz. 19:40
Miejsce: Francja; pn Francja; Beauvais; dworzec kolejowy
Warunki: główne pomieszczenie, jasno, gwar, deszcz, umi.wiatr, chłodno


George (srg. Andree de Funes)



Interwencja policji i żandarmeria w końcu przywróciła porządek na stacji. Niczym pasterskim owczarkom, dzięki krzykom i gwizdkom a czasem dzięki szarpnięciom udało im zagnać przestraszone stado na właściwe tory. Pomogło to, że nie cały tłum uległ panice oraz to, że nie było słychać ani kolejnych wystrzałów a te czołgi z czarnymi krzyżami co miały rozjechać i zastrzelić każdego na tej stacji coś się nie pojawiły. Niemniej dworzec po tej krótkotrwałym ataku paniki wyglądał jak pobojowisko.

Ludzie się próbowali odnaleźć, odnaleźć swoje zostawione czy zgubione walizki, rozcierali siniaki czasem krwotoki z nosa. Przestraszone albo zagubione dzieci płakały podobnie jak przejmująco jęczał któryś z rannych żołnierzy na noszach jaki leżał na jednej z ławek. Ktoś się na niego wywalił i teraz bandaże zabarwiły się na nowo czerwienią świeżo otwartych ran a on jęczał w boleściach. Na całej stacji wciąż panował chaos i hałas.

Swoje dokładało sapanie lokomotywy jaka zdołała się zatrzymać przy peronie ale przez to zamieszanie nie bardzo było wiadomo co dalej. Pociąg i tak był tak opóźniony, że nie było mowy o jakimkolwiek grafiku. Wydawało się, że we francuskim kolejnictwie, przynajmniej w tej części kraju dość bliskiej frontowi nie bardzo jest co liczyć na ład i porządek.

Policjanci i żandarmi próbowali jakoś zapanować nad tym wszystkim. Ale było ich tylko czterech. No i sierżant Funes. Kropla w morzu potrzeb. Próbowali wyselekcjonować tych co się najbardziej potłukli i zapakować ich na dorożki jakie stały przed dworcem i odwieźć ich do szpitala. Znaleźć rozdzielone rodziny, uspokoić rozpłakanych i rozhisteryzowanych no i ogólnie jakoś zapanować nad tym chaosem.

- Dziękujemy za pomoc kolego. Niech ci Bóg wynagrodzi. - powiedział policyjny sierżant z jakim George rozmawiał tuż zanim wybuchła ta panika. Jak znalazł się na chwilę blisko niego gdy wyszedł sprawdzić jak sytuacja ma się na peronie. Na szczęście nikt nie wpadł pod nadjeżdżający pociąg chociaż parę osób zeskoczyło z peronu na tory zanim ten nadjechał a i trochę waliz i pakunków leżało teraz na tych torach całkowicie lub częściowo przysłonięte stojącymi wagonami. Ale jakoś Anglikowi w przebraniu francuskiego MP udało się nie dopuścić do większych strat spanikowanej ludności.

Potem ten żandarm poszedł rozmawiać z maszynistą i konduktorem pociągu. Sytuacja na tyle się uspokoiła, że część pasażerów wysiadła. Chociaż niewielu. Wydawało się, że większość chce dojechać do Paryża albo przynajmniej jak najdalej od frontu.

- Pociąg do Paryża! Proszę wsiadać i zajmować miejsca! - okrzyk konduktora poprzedziły gwizdki. Ta znajoma procedura znana jeszcze ze świata sprzed wojny była jakoś uspokajająca. Jakby chociaż na chwilę wszystko wróciło do normalności. Ludzie zaczęli więc wstawać, brać swoje dzieci, bagaże na ręce i ustawiali się przed wejściem do wagonów. Pierwszy wagon był zarezerwowany dla wojskowych i właśnie tam ustawiali się ci ranni żołnierze co mogli sami się poruszać jak i próbowano wnosić nosze z pozostałymi.

- A my co robimy? - zapytał kapral Lejen zapytał ćmiąc papierosa jakim poczęstował go francuski żandarm. Zresztą sierżanta Funesa też. Belg był na tyle osłabiony, że nie nadawał się do pacyfikowania spanikowanego tłumu. I dla George’a stanowił poważny balast w tym zadaniu. W końcu go stracił gdy ktoś na nich wpadł i Brytyjczyk potrzebował obu rąk by się wyzwolić i go odepchnąć. Ale jak się uspokoiło to odnalazł belgijskiego kaprala przy filarze wyjścia na peron tam gdzie się rozdzielili. Czekał na niego rozglądając się nieco zdezorientowany po tym ludzkim pobojowisku na stacji.

Pytanie postawił jednak właściwe. Bo chociaż tego nie wiedział to trójka agentów miała przejąć belgijskiego i niemieckiego kaprala. A potem dostać się do paryskiej centrali by przyjąć nowe rozkazy ale generalnie pomóc w ewakuacji tej bazy. Więc trzeba było dostać się do Paryża. A na peronie właśnie stał pociąg do Paryża a George miał połowę z kaprali jakich mieli przejąć. No ale nie było ani widu ani słychu po obu agentkach i tym niemieckim spadochroniarzu. I to na George’a spadała teraz decyzja co dalej począć w tą deszczową końcówkę dnia.



Czas: 1940.V.30; cz; zmierzch; godz. 19:40
Miejsce: Francja; pn Francja; Beauvais; salon fryzjerski De Grasse
Warunki: ulica, jasno, gwar, deszcz, umi.wiatr, chłodno


Noemie (por. Annabelle Fournier) i Birgit (kpr. Mae Gordon)



Obie agentki ruszyły dnem tego zalanego deszczem miejskiego kanionu. Tam i tu były jakieś schody albo wnęka drzwi gdzie można było się schować. Ale z osłonami przed kulami było raczej niezbyt dobrze. Pocieszające było to, że jeśli ten niemiecki spadochroniarz był wewnątrz salonu to musiałby się najpierw z niego wychylić aby strzelać po osi ulicy. A i póki był w środku to nie powinien móc ich dostrzec jak się zbliżają. Zwłaszcza jak szły wzdłuż samej ściany kamienic przy jakich był zakład fryzjerski. Pierwsza szła Niemka, potem Belgijka a po chwili wahania ruszyli za nimi francuscy, granatowi policjanci.

- Jeśli zacznie się strzelanina to proszę paść na ziemię albo gdzieś się schować. I lepiej nie wchodźcie do środka bo stracimy was z oczu. - poradził im sierżant policji tuż nim ruszyły w głąb tej uliczki. Widocznie obawiał się, że gdyby doszło do strzelaniny to obie kobiety mogłyby się znaleźć na linii ognia pomiędzy nimi a tym uzbrojonym zbiegiem.

Mimo obaw żaden strzał nie padł. Chociaż chyba po tym ucisku w żołądku każdy się chyba tego spodziewał. Było dość nerwowo a ten szmer padającego deszczu w tej nienaturalnej ciszy pod koniec letniego dnia wydawał się nienaturalnie głośny. Aż oie agentki podeszły pod kraniec sąsiedniej kamienicy do tej w jakiej był zakład fryzjerski. Już widać było wyraźnie potłuczone kawałki szkła okna wystawowego. Leżało na samej wystawie i na chodniku zalewane kroplami padającego deszczu. To na chodniku częściowo leżało w mniejszych i większych kałużach jakie zdążyły się potworzyć od tego padającego deszczu. Na razie niewielkie.

Obie agentki znalazły się już całkiem blisko. Jeszcze krok czy dwa i jeśli ktoś tam by stał wewnątrz to już mógł ich dostrzec. Sierżant został z pół kamienicy dalej jego ludzie byli jeszcze kawałek dalej. Niby ten niemiecki żołnierz zgodził się aby negocjatorka podeszła ale miała podejść sama. Nie było wiadomo jakby zareagował gdyby odkrył, że nie jest sama. Gdyby wyszedł albo wychylił się z zakładu odkrył by obie kobiety w mundurach i policjantów jacy czekali może kamienicę dalej. Ale na razie się nie pokazywał. Powinien być jednak gdzieś tam w środku za ścianą kilka, może kilkanaście kroków dalej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline