13-02-2021, 20:31 | #341 |
Reputacja: 1 | Post tworzony z Vade i MG - Prawdopodobnie przyszłyśmy po tego właśnie Niemca. - Noemie odpowiedziała najpierw żandarmowi. - porucznik Annabelle Fournier i kapral Mae Gordon. Możemy pomóc. |
14-02-2021, 01:18 | #342 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 89 - 1940.V.30; cz; zmierzch; Beauvais Czas: 1940.V.30; cz; zmierzch; godz. 19:40 Miejsce: Francja; pn Francja; Beauvais; dworzec kolejowy Warunki: główne pomieszczenie, jasno, gwar, deszcz, umi.wiatr, chłodno George (srg. Andree de Funes) Interwencja policji i żandarmeria w końcu przywróciła porządek na stacji. Niczym pasterskim owczarkom, dzięki krzykom i gwizdkom a czasem dzięki szarpnięciom udało im zagnać przestraszone stado na właściwe tory. Pomogło to, że nie cały tłum uległ panice oraz to, że nie było słychać ani kolejnych wystrzałów a te czołgi z czarnymi krzyżami co miały rozjechać i zastrzelić każdego na tej stacji coś się nie pojawiły. Niemniej dworzec po tej krótkotrwałym ataku paniki wyglądał jak pobojowisko. Ludzie się próbowali odnaleźć, odnaleźć swoje zostawione czy zgubione walizki, rozcierali siniaki czasem krwotoki z nosa. Przestraszone albo zagubione dzieci płakały podobnie jak przejmująco jęczał któryś z rannych żołnierzy na noszach jaki leżał na jednej z ławek. Ktoś się na niego wywalił i teraz bandaże zabarwiły się na nowo czerwienią świeżo otwartych ran a on jęczał w boleściach. Na całej stacji wciąż panował chaos i hałas. Swoje dokładało sapanie lokomotywy jaka zdołała się zatrzymać przy peronie ale przez to zamieszanie nie bardzo było wiadomo co dalej. Pociąg i tak był tak opóźniony, że nie było mowy o jakimkolwiek grafiku. Wydawało się, że we francuskim kolejnictwie, przynajmniej w tej części kraju dość bliskiej frontowi nie bardzo jest co liczyć na ład i porządek. Policjanci i żandarmi próbowali jakoś zapanować nad tym wszystkim. Ale było ich tylko czterech. No i sierżant Funes. Kropla w morzu potrzeb. Próbowali wyselekcjonować tych co się najbardziej potłukli i zapakować ich na dorożki jakie stały przed dworcem i odwieźć ich do szpitala. Znaleźć rozdzielone rodziny, uspokoić rozpłakanych i rozhisteryzowanych no i ogólnie jakoś zapanować nad tym chaosem. - Dziękujemy za pomoc kolego. Niech ci Bóg wynagrodzi. - powiedział policyjny sierżant z jakim George rozmawiał tuż zanim wybuchła ta panika. Jak znalazł się na chwilę blisko niego gdy wyszedł sprawdzić jak sytuacja ma się na peronie. Na szczęście nikt nie wpadł pod nadjeżdżający pociąg chociaż parę osób zeskoczyło z peronu na tory zanim ten nadjechał a i trochę waliz i pakunków leżało teraz na tych torach całkowicie lub częściowo przysłonięte stojącymi wagonami. Ale jakoś Anglikowi w przebraniu francuskiego MP udało się nie dopuścić do większych strat spanikowanej ludności. Potem ten żandarm poszedł rozmawiać z maszynistą i konduktorem pociągu. Sytuacja na tyle się uspokoiła, że część pasażerów wysiadła. Chociaż niewielu. Wydawało się, że większość chce dojechać do Paryża albo przynajmniej jak najdalej od frontu. - Pociąg do Paryża! Proszę wsiadać i zajmować miejsca! - okrzyk konduktora poprzedziły gwizdki. Ta znajoma procedura znana jeszcze ze świata sprzed wojny była jakoś uspokajająca. Jakby chociaż na chwilę wszystko wróciło do normalności. Ludzie zaczęli więc wstawać, brać swoje dzieci, bagaże na ręce i ustawiali się przed wejściem do wagonów. Pierwszy wagon był zarezerwowany dla wojskowych i właśnie tam ustawiali się ci ranni żołnierze co mogli sami się poruszać jak i próbowano wnosić nosze z pozostałymi. - A my co robimy? - zapytał kapral Lejen zapytał ćmiąc papierosa jakim poczęstował go francuski żandarm. Zresztą sierżanta Funesa też. Belg był na tyle osłabiony, że nie nadawał się do pacyfikowania spanikowanego tłumu. I dla George’a stanowił poważny balast w tym zadaniu. W końcu go stracił gdy ktoś na nich wpadł i Brytyjczyk potrzebował obu rąk by się wyzwolić i go odepchnąć. Ale jak się uspokoiło to odnalazł belgijskiego kaprala przy filarze wyjścia na peron tam gdzie się rozdzielili. Czekał na niego rozglądając się nieco zdezorientowany po tym ludzkim pobojowisku na stacji. Pytanie postawił jednak właściwe. Bo chociaż tego nie wiedział to trójka agentów miała przejąć belgijskiego i niemieckiego kaprala. A potem dostać się do paryskiej centrali by przyjąć nowe rozkazy ale generalnie pomóc w ewakuacji tej bazy. Więc trzeba było dostać się do Paryża. A na peronie właśnie stał pociąg do Paryża a George miał połowę z kaprali jakich mieli przejąć. No ale nie było ani widu ani słychu po obu agentkach i tym niemieckim spadochroniarzu. I to na George’a spadała teraz decyzja co dalej począć w tą deszczową końcówkę dnia. Czas: 1940.V.30; cz; zmierzch; godz. 19:40 Miejsce: Francja; pn Francja; Beauvais; salon fryzjerski De Grasse Warunki: ulica, jasno, gwar, deszcz, umi.wiatr, chłodno Noemie (por. Annabelle Fournier) i Birgit (kpr. Mae Gordon) Obie agentki ruszyły dnem tego zalanego deszczem miejskiego kanionu. Tam i tu były jakieś schody albo wnęka drzwi gdzie można było się schować. Ale z osłonami przed kulami było raczej niezbyt dobrze. Pocieszające było to, że jeśli ten niemiecki spadochroniarz był wewnątrz salonu to musiałby się najpierw z niego wychylić aby strzelać po osi ulicy. A i póki był w środku to nie powinien móc ich dostrzec jak się zbliżają. Zwłaszcza jak szły wzdłuż samej ściany kamienic przy jakich był zakład fryzjerski. Pierwsza szła Niemka, potem Belgijka a po chwili wahania ruszyli za nimi francuscy, granatowi policjanci. - Jeśli zacznie się strzelanina to proszę paść na ziemię albo gdzieś się schować. I lepiej nie wchodźcie do środka bo stracimy was z oczu. - poradził im sierżant policji tuż nim ruszyły w głąb tej uliczki. Widocznie obawiał się, że gdyby doszło do strzelaniny to obie kobiety mogłyby się znaleźć na linii ognia pomiędzy nimi a tym uzbrojonym zbiegiem. Mimo obaw żaden strzał nie padł. Chociaż chyba po tym ucisku w żołądku każdy się chyba tego spodziewał. Było dość nerwowo a ten szmer padającego deszczu w tej nienaturalnej ciszy pod koniec letniego dnia wydawał się nienaturalnie głośny. Aż oie agentki podeszły pod kraniec sąsiedniej kamienicy do tej w jakiej był zakład fryzjerski. Już widać było wyraźnie potłuczone kawałki szkła okna wystawowego. Leżało na samej wystawie i na chodniku zalewane kroplami padającego deszczu. To na chodniku częściowo leżało w mniejszych i większych kałużach jakie zdążyły się potworzyć od tego padającego deszczu. Na razie niewielkie. Obie agentki znalazły się już całkiem blisko. Jeszcze krok czy dwa i jeśli ktoś tam by stał wewnątrz to już mógł ich dostrzec. Sierżant został z pół kamienicy dalej jego ludzie byli jeszcze kawałek dalej. Niby ten niemiecki żołnierz zgodził się aby negocjatorka podeszła ale miała podejść sama. Nie było wiadomo jakby zareagował gdyby odkrył, że nie jest sama. Gdyby wyszedł albo wychylił się z zakładu odkrył by obie kobiety w mundurach i policjantów jacy czekali może kamienicę dalej. Ale na razie się nie pokazywał. Powinien być jednak gdzieś tam w środku za ścianą kilka, może kilkanaście kroków dalej.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
14-02-2021, 21:04 | #343 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | - A my co robimy?
__________________ |
19-02-2021, 10:02 | #344 |
Reputacja: 1 | Kiedy wyszli w przestrzeń ulicy, Birgit w każdej chwili spodziewała się kuli i gdyby rozpętała się strzelanina nawet nie winiłaby za taki obrót spraw Niemca. Przeklęci Francuzi! Dzięki Bogu znalazła się wreszcie pod ścianą zakładu fryzjerskiego żywa i cała. Policjanci lepili się gdzieś do poprzedniej kamienicy. Obejrzała się, upewniając jeszcze, że są daleko i nie usłyszą cichego, pospiesznego szeptu pytania do porucznik, w którym nie zdołała ukryć nuty rozgoryczenia: |
19-02-2021, 11:15 | #345 |
Reputacja: 1 | - Logiczny i zrozumiały zamiar, ale marne miejsce i czas próby ucieczki – Birgit odezwała się na tyle spokojnie, na ile potrafiła, próbując zignorować wymierzoną broń i patrząc w oczy żołnierza. – I co teraz? To ślepy zaułek, panie Faber. *Il a abandonné! Ne tirez pas! Nous sortons! (fr) - Poddał się! Nie strzelajcie! Wychodzimy! |
19-02-2021, 14:14 | #346 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 90 - 1940.V.31; pt; ranek; Beauvais/Paryż Czas: 1940.V.31; pt; ranek; godz. 08:15 Miejsce: Francja; pn Francja; Paryż; restauracja hotelowa Warunki: wnętrze restauracji, jasno, cicho, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, łag.wiatr, ziąb George (srg. Andree de Funes) Paryski poranek okazał się całkiem słoneczny. Przez okna hotelowej restauracji zaglądał słoneczny blask letniego poranka. Chociaż w nocy jak szli tymi paryskimi ulicami wcale nie było tak przyjemnie. Obowiązujące zaciemnienie robiło swoje i ulice wydawały się obce, mroczne i niebezpieczne. Swoje robiła też wojna. Krzyżyki z taśmy klejącej w okna jakie miały uchronić przed odłamkami, sterty worków z piaskiem pod ścianami budynków wyglądały podobnie jak te w Londynie. Do tego akurat jak koło północy dojeżdżali już do zaciemnionej metropolii to się rozpadało. Szczęście w nieszczęsciu tylko mżawka a nie prawdziwy deszcz. Ale nie pomagało to aby się poczuć swobodnie. W przeciwieństwie do marcowej wizyty w stolicy Francji tym razem nikt ich nie oczekiwał. Co nie było dziwne. W końcu tym razem trójka agentów nie bardzo miała jak zawiadomić paryską centralę o swoim przyjeździe więc nikt nie wyszedł im na spotkanie. George a raczej sierżant Funes wyszedł razem z kapralem Lejenem z pierwszego wagonu przeznaczonego dla mundurowych na peron dworca głównego paryskiej stolicy. Wyszli prosto na tą nocną mżawkę. Z początku otaczała ich wrzawa jaką zwykle czyniło duże skupisko ludzi przemieszczających się na ograniczonej przestrzeni. Już na dworcu dały się dostrzec zmiany nawet w porównaniu do marcowej wizyty. Też koczowali tu różni ludzie, przeważnie cywile, w oczekiwaniu na swój transport. Zupełnie jak na dworcu w Beauvais tylko na większą skalę bo dworzec był większy i ruchliwszy. Przed dworcem znaleźli mimo późnej pory dorożkę jaka podjechała pewnie po skończeniu kolejnego kursy. Chociaż trochę musieli się na nią naczekać bo z początku parking był pusty. - Witamy w Paryżu. Panowie z frontu? I co tam się dzieje? Dokopiemy Szkopom? Ja brałem udział w ostatniej wojnie. Ci Boshe nie są tacy straszni, nie ma co robić paniki, da im się dokopać. Byłem na komisji wosjkowej by mnie znów wcielili. I co powiedzieli? Za stary! Brednia! W ogóle sie nie znają te wojskowe konowały, nie to co za naszych czasów. - dorożkaż siedział na koźle i wiózł klientów pod wskazany adres. A okazał się jednym z tych gadatliwych. Wyglądało na to, że wierzył iż skoro już front się zatrzymał już chyba drugi tydzień to teraz będzie to wyglądało tak samo jak poprzednio. Czyli okopy, transzeje, artyleria, gaz i tak dalej. Więc był pewny wygranej, to przecież musiała być oznaka, że Niemcy stracili siły i ledwo zipią. Wystarczyło ich przeczekać i w końcu nasi wezemą się do ofensywy i kopną ich te kapuściane łby aż wrócą na właściwa stronę Renu. Na takich dialogach i monologach z weteranem poprzedniej wojny zeszło dwóm pasażerom zajad w okolice paryskiej centrali Spectry. Tam się pożegnali i dwaj mężczyźni, jeden w mundurze, drugi w marynarce i płaszczu, ruszyli ciemną, zalaną mżawką ulicą. - Ale tu ciemno. Znajdziemy jakiś hotel? - zapytał belgijski kapral widocznie nie przywykły do zaciemnienia na tą skalę. Te mroczne ściany budynków wydawały się niczym czeluście mrocznego labiryntu na jakiego dnie byli. Ale przynajmniej Belg nie sprawiał trudności. George był dla niego raczej przewodnikiem i opiekunem niż strażnikiem. Pogruchotany wojną młody żołnierz wciąż poruszał się dość ostrożnie przez te swoje rany. - Myślisz, że to prawda? Niemcy tracą impet? Może zaczną rokowania pokojowe? I wrócimy do domu. - Lejen widocznie myślał o słowach dorożkaża bo zagaił do towarzysza gdy tak szli kawałek tymi mrocznymi ulicami. Aż doszli pod wskazany adres. Jednak tutaj zaczęły się schody. W środku nocy odźwierny miał wyraźne opory aby zrobić coś więcej niż wpuszczenie obu podróżnych do środka. Nawet mundur sierżanta żandarmerii nie robił na nim wrażenia a książeczka wojskowa nic mu nie mówiła. Nie było to dziwne. Tak niski randą pracownik pewnie nie był wtajemniczone w aktualnie toczone operacje zwłaszcza takie uzgodnione i zaplanowane po tamtej stronie Kanału. Obiecał jednak zapisać nazwisko i polecił aby lepiej przyjść rano jak wszyscy będą. Koniec końców więc obaj goście przeszli się w tą mżawkę jeszcze kawałek do najbliższego hotelu. I było już koło 2-giej w nocy jak się znaleźli w wynajętym pokoju. Ale chociaż noc spędzili w wygodnych łóżkach z czystą pościelą. A rano zeszli na śniadanie. I poranek okazał się o wiele przyjemniejszy niż noc. Śniadanie też było jak przed wojną co bardzo ucieszyło Belga. Zwłaszcza jak kelnerką okazała się całkiem przyjemna dla oka dziewczyna. Ale i żołądek agenta też z ulgą przywitał te śniadanie podane na czystych i ładnych talerzach. Miał też okazję potwierdzić, że ten nocny stróż chyba jednak przekazał jego wiadomość. Bo na ulicy rozpoznał czarny samochód Sorena. Ten sam jakim jeździł w marcu no i on sam z niego wysiadł i pospiesznym krokiem przeszedł do głównego wejścia, potem do recepcji i w końcu się spotkali. - Dzień dobry i smacznego życzę. - powiedział podchodząc do stołu zajmowanego przez sierżanta i kaprala. Jednego w mundurze a drugiego w marynarce. Soren miał podpuchnięte i zaczerwienione oczy jakby niewiele spał albo miał zapalenie spojówek. Ale jak obrzucił ich dwóch spojrzeniem rozejrzał się po restauracji jakby szukał kogoś jeszcze. A w tą śniadaniową porę może z jedna trzecia stolików była zajęta. Większość świeciła pustkami. - Cieszę się, że pan do nas dotarł sierżancie. A jest z panem ktoś jeszcze? - zapytał tonem sugerującym, że poza Lejenem spodziewał się chyba kogoś jeszcze. Czas: 1940.V.31; pt; ranek; godz. 08:15 Miejsce: Francja; pn Francja; Beauvais; posterunek policji Warunki: stołówka, jasno, cicho, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, łag.wiatr, ziąb Noemie (por. Annabelle Fournier) i Birgit (kpr. Mae Gordon) - A panie to co zamierzają z nim dalej zrobić? Chcecie go zabrać same? We dwie? To niebezpieczny morderca. Lepiej go trzymać w zamknięciu. - gruby sierżant okazało się, że nazywa się Mallory. Mallory Achin. I dziś rano przyszedł do pracy znów przejmując dowodzenie posterunkiem w zastępstwie ciężko rannego porucznika. Wczoraj odwieziono go do szpitala i jego los był jak na razie nieznany. Ale tak jak Faber go urządził bynajmniej nie zaskarbiło mu sympatii kolegów pociętego porucznika. Tak samo jak ucieczka w biały dzień z posterunku. Dało się to odczuć wczoraj jak wracali od fryzjera na posterunek. Natychmiast skuli spadochroniarza i to bynajmniej nie delikatnie ani ostrożnie. Potem krzyczeli na niego, popędzali i szturchali nie zwracając uwagi, że ten naprawdę kuleje. Wcześniej jak stał albo siedział to aż tak nie rzucało się to w oczy. Ale jak szli kawałek zalanymi mżawką ulicami to nie dało się tego przegapić. Koniec nastąpił na komisariacie. Tam jak się okazało, że obie panie żandarm chcą się z jeńcem dostać na dworzec policjanci poszli im na rękę. Achin przydzielił im kierowcę i radiowóz, akurat się zmieścili we czwórkę. I całkiem przyjemnie dojechali na dworzec. Granatowy policjant obiecał poczekać na wszelki wypadek a trójka opuściła radiowóz, przeszła przez dworzec i peron szukając wśród tych oczekujących znajomej twarzy kolegi i belgijskiego kaprala. Ale coś go nie mogły znaleźć gdy podeszło do nich dwóch żandarmów. Jeden wojskowy i jeden cywilny. - Dobry wieczór. To chyba o was chodziło. Kobiety w mundurach, jedna w naszym a druga w angielskim. - powiedział jeden z nich wskazując wzrokiem na wojskowe mundury w jakich były obie kobiety. - Sierżant de Funes prosił aby przekazać paniom, że zabrał Belga i pojechał do Paryża. - żandarm przekazał wiadomość obu kobietom. Potwierdził też, że ten pociąg rzeczywiście odjechał już do Paryża, może kwadrans, może dwa temu. A już dzisiaj nie spodziewali się kolejnych. Dopiero jutro rano można będzie próbować. Okazało się, że dobrze, iż ten policjant z radiowozem na nich czekał bo można się było zapakować z powrotem do samochodu i wrócić na komisariat. Tam po przemyśleniu sprawy Feber trafił znów do aresztu a obie agentki zdecydowały się spędzić noc na komisariacie. Okazało się, że jest tam mała kanciapa dla nocnej zmiany więc mogły spać tam chyba żeby uparły się spać w sąsiedniej fo Fabera celi. Noc przeszła spokojnie. Nawet można było się wyspać w spokoju, ciszy i cieple. A rano kolejni policjanci zaczęli się zjawiać w pracy i nawet zorganizowali swoim gościom śniadanie przy jakim teraz siedzieli. No i sierżant był ciekaw planów obu nietuzinkowych gości. Ale nie miał nic przeciwko by zabrali tego “rzeźnika” jak cały czas nazywał niemieckiego spadochroniarza.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
01-03-2021, 19:54 | #347 |
Reputacja: 1 | Francja; pn Francja; Beauvais; posterunek policji |
04-03-2021, 08:13 | #348 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Woods nieszczególnie przywiązywał wagę do słów dorożkarza, a pytanie Belgów zbył milczeniem, a właściwie wzruszeniem ramion. Dopiero po chwili dodał "Być może". Wolał nie mówić tego, co myślał naprawdę. Już podczas poprzedniej wojny nasłuchał się optymistycznych prognoz. Najpierw wojna miała się skończyć w sześć tygodni, potem na święta wszyscy mieli wrócić do domu, potem na kolejne święta i na kolejne. Nie trzeba dodawać, że żadna z tych zapowiedzi się nie sprawdziła.
__________________ |
05-03-2021, 21:59 | #349 |
Reputacja: 1 | Nadzieja na szybkie załatwienie sprawy z cywilami niestety była złudna, a na dworcu dobre wieści dotyczyły tylko Woodsa i Lejena. Kiedy więc porucznik zażyczyła dostępu do telefonu, zostawiając "Szkotkę" w towarzystwie któregoś niższego rangą funkcjonariusza, Birgit zaraz spytała Francuza o okoliczności incydentu, całej tej feralnej ucieczki Fabera. Zadane sympatycznym i życzliwym tonem pytania okrasiła dodatkowo zatroskaniem o stan rannych, aby nie niosły od razu dla rozmówcy niewypowiedzianego widma raportu. |
06-03-2021, 19:29 | #350 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 91 - 1940.V.31; pt; wieczór; Paryż Czas: 1940.V.31; pt; wieczór; godz. 21:15 Miejsce: Francja; pn Francja; Paryż; paryska siedziba Spectry Warunki: wnętrze biura, jasno, ruch na korytarzu, ciepło na zewnątrz jasno, mżawka, łag.wiatr, chłodno George (srg. Andree de Funes), Noemie (por. Annabelle Fournier) i Birgit (kpr. Mae Gordon) - A dobrze, was widzieć ponownie i wreszcie w komplecie. - agent terenowy Soren tak samo jak w marcu znów pełnił rolę gospodarza i kontaktu z francuską siedzibą ich agencji. Rzeczywiście od rozstania w miejskim szpitalu w Beauvais udało im się spotkać razem w tym samym miejscu i czasie. George od środka ulewnej nocy był już w Paryżu a Noemie i Birgit dojechały dzisiaj późnym popołudniem. Taksówką. Biorąd pod uwagę nawał obowiązków jakie te szalone dni miały się z ewakuacją nie mógł sam pojechać ani wysłać służbowego wozu bo wszystkie były zajęte przy ewakuacji. Więc wysłał taksówkę. Z Paryża to było jakieś dwie godziny drogi. Ale przez te kontrole, objazdy i wojskowe konwoje jakie trzeba było przepuścić wyszło ze dwa razu dłużej. Ale i tak jakoś w południe taksówka zajechała pod komisariat policji a po południu tutaj pod centralę. Agent Soren przejął Fabera a obie agentki mogły pojechać do pokojów zamówionych w tym samym hotelu co już obozował George i Lejen. Tam miały okazję coś zjeść i odświeżyć się przed wieczornym spotkaniem. No a teraz wreszcie było to wieczorne spotkanie. - No to skoro tu już jesteśmy w komplecie prawdę możemy sobie powiedzieć. - Soren zaczął od tego niezbyt udanego żartu ale chyba nikt z ich czwórki nie spodziewał się dobrych wieści. W ciągu dnia udało się mu skontaktować z centralą w Londynie i akurat na wieczór przysłali wytyczne co do dalszych etapów misji porucznik Fournier. A teraz była okazja je omówić. - Sytuacja na froncie w tej chwili jest stabilna. Nie doszło do zbyt wielu zmian od zeszłej niedzieli. Ewakuacja Dunkierki trwa. Luftwaffe próbuje ją powstrzymać. Raczej to się nie uda Niemcom ale ponosimy duże straty w ludziach i sprzęcie. W ciągu najlbiższych dni ta ewakucja albo się zakończy albo Niemcy zepchnął nas do morza. Wtedy pewnie ruszą na resztę Francji. I szczerze mówiąc rokowania nie są dla nas zbyt wesołe. Będziemy się bronić ale musimy się liczyć z tym, że Niemcy się przebiją. Dlatego rozkazy o ewakuacji naszych placówek pozostają w mocy. - rodzimy agent przedstawił najpierw ogólne tło najważniejszych wydarzeń na froncie z ostatniego tygodnia. Czyli od czasu gdy trójka przysłanych z Londynu agentów słuchała podobnej odprawy jeszcze w londyńskiej centrali. Sytuacja przez ten czas może nie zmieniła się jakoś dramatycznie ale na pewno nie polepszyła się dla aliantów. W ostatnią niedzielę belgijska armia wciąż była trzecią siłą w tym sojuszu a ostatnio skapitulowała. - Co do waszego pierwszego etapu misji to chociaż z perypetiami ale powiódł wam się znakomicie. Macie obu kaprali. Póki co Fabera możemy przetrzymać na miejscu do czasu ewakuacji. Tego Lejena zostawiam wam do rozeznania. Możemy go zamknąć tutaj a może jak to mawiają w sądach “odpowiadać z wolnej stopy” i zostać w hotelu jeśli mu ufacie. W dalszym etapie jednak trzeba ich przesłuchać i przede wszystkim ewakuować na Wyspy. - gospodarz popatrzył po kolei na trójkę bratnich agentów. O ile w przypadku niemieckiego spadochroniarza który był jeńcem wojennym wszystko wydawało się jasne to status belgijskiego obrońcy Eben Emael wydawał się już mniej pewny. Trudno go było uznać za wrogiego jeńca czy choćby dezertera. Ale też i trudno było nadal uznać go za pełnoprawnego sojusznika skoro jego król oficjalnie podpisał akt kapitulacji zwalniając wszystkich belgijskich żołnierzy z obowiązku dalszej walki. Więc taki trochę gość z którym Soren też chyba nie bardzo wiedział jak postąpić. Zwłaszcza, że poza krótkim spotkaniem przy dzisiejszym śniadaniu w ogóle go nie znał. - Skoro obaj są już w naszych rękach wypadałoby ich wstępnie przesłuchać. Tak na wszelki wypadek jakby tym ważnym świadkom coś przeszkodziło dotrzeć do Anglii. - Francuz nie ukrywał, że nie miałby nic przeciwko gdyby tym zajęła się trójka gości. Bo tutaj wszyscy ugrzęźli w robocie przy wywożeniu dokumentów do francuskich portów albo paleniu tego co trzeba było spalić. Co zresztą na korytarzach i za ścianami było słychać jak co chwila coś stukało jak coś pakowano albo jak ktoś przechodził szybkim krokiem. - Co do dalszej części zadania to mógłbym was prosić o pomoc przy ewakuacji biura… - zaczął mówić i oparł się tyłkiem o swoje biurku jeszcze raz przyglądając się całej trójce jakby po raz ostatni zastanawiał się czy właściwie ich ocenił. - Ale właściwie to chociaż kolejne trzy pary rąk by nam się przydały to jednak mam pewien pomysł innego rodzaju. - powiedział odbijając się tyłkiem od biurka, obszedł je, otworzył szufladę i wyjął z niej jakąś teczkę. Podał ją Noemie a ta potem mogła ją podać pozostałej dwójce. Na samym początku było zdjęcie jakiejś pary. https://assets.libsyn.com/secure/content/9438148 Belgijska i brytyjski agent rozpoznali tą dwójkę z marcowej misji. Chociaż wówczas ich nie spotkali osobiście to właśnie z ten mężczyzna ze zdjęcia zaalarmował o tym, że transport ciężkiej wody i eskortujący ją agenci coś się spóźnia co zapoczątkowało dochodzenie w jaki Noemie i George pierwszy raz spotkali agenta Sorena na podparyskim lotnisku. Dla Birgit zaś francusko - polska para światowej klasy fizyków była rozpoznawalna i bez żadnej pomocy. Każdy współczesny naukowiec znał tą parę. - To Frederic Joliot i jego żona Irene. Irene Joliot - Curie. W tej chwili są w Clermond - Ferrand. To na południe stąd. Jakieś pół dnia jazdy samochodem. To znaczy przed wojną to było pół dnia jazdy samochodem. - gospodarz potwierdził te nieme domysły a i w teczce też tak była opisana para tych naukowców. Przedstawił też ich aktualne miejsce pobutu chociaż z miejsca się zreflektrował, że w czasie wojennego chaosu to nieco trudno zaplanować jakąś dłuższą czasę. - W tej nie mam dla was wolnego samochodu. Ale postaram się go wam zorganizować jak najszybciej. Może jutro albo pojutrze. Do tego czasu możecie zapoznać się z tymi materiałami i złapać oddech. Ale proszę nie wyjeżdżać z miasta. Jeśli czegoś się dowiem, zdobędę samochód lub będzie do was jakaś sprawa z Londynu albo od nas to wyślę wiadomość do recepcji. - uprzedził, że przy tych regularnych kursach po Paryżu i z jak i do portów to cierpią na pewien deficyt pojazdów. Zwłaszcza jak tak z dnia na dzień trzeba było coś zorganizować a wszystkie już pewnie były związane z tą ewakuacją. Dlatego potrzebował ten dzień czy dwa by coś skołować w tej materii. No i do tego czasu trójka przysłanych agentów miała nieco luzu. - Musimy się liczyć z tym, że Niemcy będą próbowali ich przejąć. Ich, ich współpracowników, rodziny, wyniki badań, laboratorium i ciężką wodę. Może po tym jak tam dotrą a może nawet przed. Abwehra nie śpi. Mamy tam już dwójkę naszych agentów na obserwacji. Ale na razie nie podejmowaliśmy żadnych innych zadań bo jak widzicie jesteśmy nieco zajęci. - powiedział wskazując na drzwi w jakie ktoś właśnie stuknął chyba wózkiem. Pewnie wywożąc coś na tym wózku. Zaklął po francusku i wycofał wózek aby pojechać dalej. Po raz kolejny można było odnieść wrażenie, że ta ewakuacja postawiła wszystko na głowie we francuskiej centrali. Zwłaszcza jak się miało w pamięci marcową wizytę gdy panował tu nie mniejszy ład i porządek jak w londyńskim odpowiedniku. - No dobrze. To teraz wy. Macie jakieś pytania? Coś się wydarzyło od wylotu z Anglii co chcielibyście zameldować? Z tymi dwoma kapralami coś wyszło ciekawego? - przy okazji tego spotkania mogli pierwszy raz od wylotu z Anglii pomówić bezpośrednio z kimś z Agencji do tego ze zwierzchnikiem. A on mógł się też skontaktować z angielskimi odpowiednikami. Zwłaszcza jak cała trójka wysłanych agentów znów była w komplecie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |