Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2021, 13:46   #74
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
XXIV dzień miesiąca Neth (XI), Puste Wzgórza, 116 dni po ucieczce z Phaendar, 43 dni po odbiciu fortu Trevalay

Noc minęła bohaterom w spokoju i cieple, na planowaniu zbliżającej się walki – na zewnątrz padał delikatny śnieg, lecz w podziemnej kryjówce nie musieli się tym przejmować. Ranek zaś okazał się być bardzo przyjemny – pogoda poprawiła się nieco, chmury przerzedziły się mocno, a słońce świeciło jasno, skrząc się na śniegu. Chłód, wciąż obecny, nie doskwierał zbytnio, chociaż brak Hannskjaldowego zaklęcia dawał się odczuć.
Nie tracąc czasu, drużyna dosiadła przyzwanych przez Jace’a wierzchowców i popędziła w stronę Redburrow, oczyścić ruiny miasteczka z morderczej mgły, stanowiącej zagrożenie dla kogokolwiek, kto mógłby zapuścić się w tą okolicę. Prowadził ich jak zwykle Hannskjald, tym razem przyjąwszy formę drobnej sówki o śnieżnobiałym upierzeniu, podczas gdy jego wierna towarzyszka bez problemu dotrzymywała kroku magicznym rumakom. Resztki zabudowań osady były dobrze widoczne z oddali, lecz bohaterowie zatrzymali się dopiero kilkaset metrów od nich, by tym razem przygotować się lepiej na spotkanie z przeciwnikiem. Kilka chwil później ruszyli ponownie – tym razem jednak jedynymi kroczącymi twardo po ziemi byli Mikel i Lawina, która pod wpływem czarów urosła niemal dwukrotnie. Pozostali, wzmocnieni własnymi zaklęciami, unosili się właśnie w powietrzu dookoła tej dwójki. Pobojowisko, jakim stało się Redburrow, było jednak póki co spokojne – snujące się po nim pojedyncze pasma mgły wyglądały zwyczajnie, tylko po dokładniejszym przyjrzeniu się dawało się zauważyć pojedyncze jasnobrązowe pasma. Jednak tak też wyglądało to zaledwie dzień wcześniej, dopóki mgła nie pojawiła się, momentalnie zabijając druidzkiego przywołańca. Co dziwne, śnieg w miejscu, gdzie wtedy padł tur, wydawał się wydeptany – ślady grupy humanoidów, jak to ocenił Jace, wciąż były trochę widoczne pod wczorajszym opadem. O dziwo, nigdzie nie było widać tropów prowadzących do lub z tego miejsca, tak jakby ktoś tu przyleciał.
Czas na rozważanie tego miał jednak dopiero nadejść. Tak jak było to do przewidzenia, spokój w ruinach Redburrow nie trwał długo – wystarczyło, by bohaterowie przekroczyli linię domów, a spod śniegu zaczęły wydostawać się kolejne brązowe pasma, całe dziesiątki, błyskawicznie łącząc w liczący sobie kilka metrów obłok unoszący się tuż nad ziemią. Mgła była na tyle gęsta, by kompletnie zasłonić wszystko w swoim wnętrzu, z którego dobiegały za to dziwne, metaliczne odgłosy. To wystarczyło jako sygnał do walki.

- Rufus, uważaj, rzucam ogień! – krzyknęła Laura, po czym posłała w stronę przeciwnika kulę płomieni, która wybuchła z niskim hukiem, przypalając go. Półork wzniósł się w powietrze, wysuwając na prowadzenie – jedno przesunięcie dłonią po duchowym toporze wystarczyło, by broń zapłonęła niczym pochodnia. O ile Rufus skupił się z początku na ochronie towarzyszy, to Mikel działał z jednym celem w myślach: zniszczyć wroga, zanim ten zrobi krzywdę jego towarzyszom. Z Lawiną depczącą mu po piętach wyprzedził wszystkich, dopadając do mgły i zamachując się na nią rękawicą, która także otoczona była płomieniami: efekt ostatnich tygodni nauki. Jak się okazało, chmura była bardziej materialna niżby mogło się wydawać – uderzenie wyrwało kilka jej strzępów, które szybko rozwiały się na wietrze. Wojownik dostrzegł też wewnątrz mgły kilka sylwetek w ciężkich pancerzach, które właśnie podnosiły się ze śniegu i ruszały w jego stronę. Gdy tylko zbliżyły się bardziej zauważył, że były one jedynie pustymi w środku pancerzami.
Jasnobrązowa mgła odpowiedziała na atak, próbując pochłonąć tych, którzy znajdowali się najbliżej. O ile Lawinie udało się z zaskakującą jak na jej rozmiary zwinnością odskoczyć, to Mikel nie miał tyle szczęścia. Opar okazał się być przesycony kwasem, a do tego każda chwila przebywania wewnątrz dosłownie wysysała siły życiowe – wojownik mógł tylko w duchu podziękować przezorności towarzysza, który zapewnił mu ochronę przez przynajmniej częścią tych obrażeń. Jak najszybciej wyskoczył z jej wnętrza, dołączając do robiącej dobry użytek ze swoich kłów i pazurów Lawiny oraz pikującego z powietrza Rufusa. Zaraz po wojowniku z mgły wypadły wypełnione nią zbroje, atakując jego i Lawinę – ich ciosy były wyjątkowo celne, co niemal nie skończyło się utratą głowy przez Mikela.
W tym czasie Jace, Hannskjald i Laura krążyli w powietrzu nad polem walki, ciskając kolejne zaklęcia w stronę przeciwnika. Ten okazywał się wyjątkowy odporny, lecz widać było, że daje się go zranić – a jeśli tak, to można go zniszczyć.
 
Sindarin jest offline