Prywatny, luksusowy jacht, osiem osób załogi, dziesięciu bardzo bogatych pasażerów - to wiedział każdy.
TEORETYCZNIE każdy też wiedział co robić, ale z kolei kapitan aż za dobrze wiedział, że między teorią a praktyką.... cóż... mogła powstać dość duża przerwa. A jego, kapitana, zadaniem było dopilnować, by ta przerwa się nie pojawiła. Albo była na tyle mała, by nie przeszkodziła w realizacji planu.
Przez moment Travis wpatrywał się w monitor, próbując przewidzieć zachowania pilota jachtu.
Być może spróbuje wezwać pomoc, ale Donna powinna skutecznie zakłócić systemy łączności jachtu.
Niektórzy uważali, iż czymś małym i zwinnym mogliby uciec przed wielkim i ociężałym okrętem. Takie pomysły nie miały szans na powodzenie, bo Laura, Bing i Jason w swych myśliwcach byli szybsi i zwinniejsi od jakiejkolwiek cywilnej maszyny.
Bogacze miewali nie tylko pieniądze, ale i wrogów - szczególnie ci, co do tych pieniędzy doszli po trupach. Takim przydawali się ochroniarze, zazwyczaj jednak ochrona była na tyle rozsądna, że nie chwytała za broń gdy w gronie nieproszonych gości znajdował się trzymetrowy mech...
Czasami trafiała się jeszcze inna kategoria bohaterskich obrońców... Członkowie załogi zazwyczaj zachowywali się rozsądnie, ale zawsze mógł się znaleźć jakiś zakochany w swej pracodawczyni dureń, który postanowił dzielnie stawić czoła napastnikom. Na takich jednak powinna wystarczyć Chris i jej weseli kompani.
- Wszak nie muszą być punktualni jak w zegarku - powiedział Travis uspokajającym tonem. - Minuta w jedną czy drugą...
Zdecydowanie nie wierzył w to, że cywilna maszyna może gdzieś przybyć punktualnie, co do minuty. Nawet wojsko nie wyznaczało dokładnych terminów, bo mało kto mógłby ich dotrzymywać. Spóźnienie oznaczało tylko i wyłącznie to, że niektórzy posiedzą parę minut dłużej w myśliwcach, a inni - w transportowcu.
Jacht pojawił się znikąd.
Z niewielkim opóźnieniem, ale pojawił się.
- Laura, Bing, Jason, startujecie! - wydał polecenie pilotom myśliwców. - Jeśli się nie zatrzyma, możecie mu odstrzelić to i owo.
- Donna, połącz się z jachtem. Wypada zapowiedzieć wizytę - dodał.
Załoga jachtu musiałby być ślepa, żeby nie zauważyć pokaźnych rozmiarów "Harpii".
Po potwierdzeniu, iż jacht nie jest w stanie wezwać pomocy, Donna kiwnęła głową, wywołując go… a wtedy Jason w swoim myśliwcu przypieprzył im rakietą. Jacht oberwał, ale w sumie nie stało się z nim nic strasznego… w każdym bądź razie, teraz chyba już na pewno wiedzieli, jakie zamiary miały myśliwce, oraz sam krążownik.
Travis zaklął pod nosem. Na szczęście jacht się nie rozpadł... ale z Jasonem i tak będzie musiał porozmawiać. W cztery oczy.
-
Kapitan Webster - przedstawił się, gdy nawiązano połączenie z jachtem. -
Statek piracki Harpia - dodał. -
Wyłączcie silniki. Zaraz wejdziemy na pokład. Nie stawiajcie oporu, to nikt nie zginie.
- Czego chcecie? - Odezwał się oschły ton, a po chwili i pojawił się obraz. Kapitan jachtu. Wyglądał na mocno zdenerwowanego…
-
Od załogi nic - odparł Travis. -
Za to macie na pokładzie paru pasażerów. Postawię sprawę jasno. - Postawił na szczerość. -
Pieniądze albo życie.
Zapadła chwilowa cisza, a kapitan jachtu nieco pobladł bardziej niż jeszcze przed chwilą. Wpatrywał się gdzieś poza swoją kamerę, być może w ścianę?
-
Rozumiem - Wydusił w końcu, i… wyłączył się. Tak po prostu.
- Jacht przyspiesza! - Zameldowała niespodziewanie Donna. Uciekali?? Uciekali.
- Widać bogacze wolą stracić życie - stwierdził, z pewnym żalem, Travis. -
Laura, zatrzymaj ich!
Lepiej było rozwalić niedoszłą zdobycz, niż pozwolić komuś uciec. To by zrobiło "Harpii" nieodpowiednią reklamę. I z pewnością zepsuło nastrój wśród załogi.
Laura rozpoczęła więc atak na jacht, i… ten okazał się niecelny! Zarówno strzały z działek myśliwca, jak i wystrzelona rakieta, zostały uniknięte. A po chwili, kolejna taka seria, również!
Jerald, nie czekając na rozkaz, ruszył również Harpią w pogoń…
Do ostrzału jachtu bogaczy włączył się nagle i Jason, i Bing, i do cholery jasnej, ten pieprzony jacht, co chwilę unikał ostrzału z działek, oraz posyłanych w niego rakiet!! Lawirował, okręcał się wokół własnej osi, unikał dosłownie wszystkiego. Tam za sterami, musiał siedzieć ktoś naprawdę, naprawdę utalentowany.
- Niezły jest - powiedział z uznaniem, ale i cieniem żalu, Travis. -
Jeśli trzeba, to go rozwalcie - polecił pilotom myśliwców. - Rocco, może tobie się uda? Ale na początek niczym aż tak zabójczym - sprecyzował.
- Się robi… - Rocco postukał po swojej konsoli, i… - Ups! - Obwieścił troszkę perfidnie.
Trzy rakiety plazmowe pomknęły w kierunku jachtu. I tym razem już było trafienie, i to dosyć porządne, i coś nawet się z tamtej jednostki posypało. Oberwali nieźle, ale nie znowu tak za mocno.
- Jesteśmy wywoływani, jacht zwalnia - Powiedziała nagle Donna.
-
Wstrzymać ogień! - polecił Travis. - Połącz mnie z nimi - dodał pod adresem Donny. - Dobra robota, Rocco.
Na ekranie pojawił się znowu kapitan jachtu. Blady, spocony, i z chodzącą żuchwą.
-
Wstrzymajcie ostrzał, poddajemy się - Powiedział.
-
Wyłączcie silniki, przygotujcie się na przyjęcie grupy abordażowej - powiedział Travis. -
I nie róbcie nic głupiego, bo moi chłopcy szybko się denerwują - dodał. -
Proszę to wytłumaczyć swoim pasażerom, kapitanie - dorzucił prawie że uprzejmym tonem. W odpowiedzi, kapitan “Harpii” otrzymał jedynie minimalne kiwnięcie głową, i znowu przerwano połączenie…
- Robi co do niego należy - Odezwała się nagle Eve, pakując swój tyłek do połowy na oparcie na rękę kapitańskiego fotela, i szczerząc ząbki do Travisa - Jakby się od razu poddał, to by po nim te snoby jeździły…
- A czy ja mówię coś innego? - Travis wzruszył ramionami. - Gdyby zdołał uciec, miałbym do niego pewne pretensje - dodał, po czym podniósł się z miejsca, a Eve wślizgnęła się bokiem na owy fotel, parkując tam swój tyłek, przy okazji za plecami kapitana przewracając oczkami, chyba z powodu jego ostatnich słów…
- Jerald, Bontu, podlatujemy do nich. Śluza numer trzy. Donna, obserwuj okolicę. A ty się czasem nie wczuwaj za bardzo - rzucił pod adresem Eve, na co ta posłała kapitanowi niedbały salut...
-
Przyjmujemy gości przy śluzie numer trzy - poinformował tych członków załogi, którzy mieli wkroczyć na pokład jachtu. Sam również ruszył na pokład czwarty, gdzie znajdowała się wspomniana śluza.