Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2021, 21:35   #9
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Prywatny, luksusowy jacht, osiem osób załogi, dziesięciu bardzo bogatych pasażerów - to wiedział każdy.
TEORETYCZNIE każdy też wiedział co robić, ale z kolei kapitan aż za dobrze wiedział, że między teorią a praktyką.... cóż... mogła powstać dość duża przerwa. A jego, kapitana, zadaniem było dopilnować, by ta przerwa się nie pojawiła. Albo była na tyle mała, by nie przeszkodziła w realizacji planu.

Przez moment Travis wpatrywał się w monitor, próbując przewidzieć zachowania pilota jachtu.
Być może spróbuje wezwać pomoc, ale Donna powinna skutecznie zakłócić systemy łączności jachtu.
Niektórzy uważali, iż czymś małym i zwinnym mogliby uciec przed wielkim i ociężałym okrętem. Takie pomysły nie miały szans na powodzenie, bo Laura, Bing i Jason w swych myśliwcach byli szybsi i zwinniejsi od jakiejkolwiek cywilnej maszyny.
Bogacze miewali nie tylko pieniądze, ale i wrogów - szczególnie ci, co do tych pieniędzy doszli po trupach. Takim przydawali się ochroniarze, zazwyczaj jednak ochrona była na tyle rozsądna, że nie chwytała za broń gdy w gronie nieproszonych gości znajdował się trzymetrowy mech...
Czasami trafiała się jeszcze inna kategoria bohaterskich obrońców... Członkowie załogi zazwyczaj zachowywali się rozsądnie, ale zawsze mógł się znaleźć jakiś zakochany w swej pracodawczyni dureń, który postanowił dzielnie stawić czoła napastnikom. Na takich jednak powinna wystarczyć Chris i jej weseli kompani.

- Wszak nie muszą być punktualni jak w zegarku - powiedział Travis uspokajającym tonem. - Minuta w jedną czy drugą...

Zdecydowanie nie wierzył w to, że cywilna maszyna może gdzieś przybyć punktualnie, co do minuty. Nawet wojsko nie wyznaczało dokładnych terminów, bo mało kto mógłby ich dotrzymywać. Spóźnienie oznaczało tylko i wyłącznie to, że niektórzy posiedzą parę minut dłużej w myśliwcach, a inni - w transportowcu.

Jacht pojawił się znikąd.
Z niewielkim opóźnieniem, ale pojawił się.

- Laura, Bing, Jason, startujecie! - wydał polecenie pilotom myśliwców. - Jeśli się nie zatrzyma, możecie mu odstrzelić to i owo.
- Donna, połącz się z jachtem. Wypada zapowiedzieć wizytę - dodał.

Załoga jachtu musiałby być ślepa, żeby nie zauważyć pokaźnych rozmiarów "Harpii".

Po potwierdzeniu, iż jacht nie jest w stanie wezwać pomocy, Donna kiwnęła głową, wywołując go… a wtedy Jason w swoim myśliwcu przypieprzył im rakietą. Jacht oberwał, ale w sumie nie stało się z nim nic strasznego… w każdym bądź razie, teraz chyba już na pewno wiedzieli, jakie zamiary miały myśliwce, oraz sam krążownik.
Travis zaklął pod nosem. Na szczęście jacht się nie rozpadł... ale z Jasonem i tak będzie musiał porozmawiać. W cztery oczy.

- Kapitan Webster - przedstawił się, gdy nawiązano połączenie z jachtem. - Statek piracki Harpia - dodał. - Wyłączcie silniki. Zaraz wejdziemy na pokład. Nie stawiajcie oporu, to nikt nie zginie.
- Czego chcecie?
- Odezwał się oschły ton, a po chwili i pojawił się obraz. Kapitan jachtu. Wyglądał na mocno zdenerwowanego…


- Od załogi nic - odparł Travis. - Za to macie na pokładzie paru pasażerów. Postawię sprawę jasno. - Postawił na szczerość. - Pieniądze albo życie.

Zapadła chwilowa cisza, a kapitan jachtu nieco pobladł bardziej niż jeszcze przed chwilą. Wpatrywał się gdzieś poza swoją kamerę, być może w ścianę?
- Rozumiem - Wydusił w końcu, i… wyłączył się. Tak po prostu.

- Jacht przyspiesza! - Zameldowała niespodziewanie Donna. Uciekali?? Uciekali.
- Widać bogacze wolą stracić życie - stwierdził, z pewnym żalem, Travis. - Laura, zatrzymaj ich!
Lepiej było rozwalić niedoszłą zdobycz, niż pozwolić komuś uciec. To by zrobiło "Harpii" nieodpowiednią reklamę. I z pewnością zepsuło nastrój wśród załogi.

Laura rozpoczęła więc atak na jacht, i… ten okazał się niecelny! Zarówno strzały z działek myśliwca, jak i wystrzelona rakieta, zostały uniknięte. A po chwili, kolejna taka seria, również!

Jerald, nie czekając na rozkaz, ruszył również Harpią w pogoń…

Do ostrzału jachtu bogaczy włączył się nagle i Jason, i Bing, i do cholery jasnej, ten pieprzony jacht, co chwilę unikał ostrzału z działek, oraz posyłanych w niego rakiet!! Lawirował, okręcał się wokół własnej osi, unikał dosłownie wszystkiego. Tam za sterami, musiał siedzieć ktoś naprawdę, naprawdę utalentowany.

- Niezły jest - powiedział z uznaniem, ale i cieniem żalu, Travis. - Jeśli trzeba, to go rozwalcie - polecił pilotom myśliwców. - Rocco, może tobie się uda? Ale na początek niczym aż tak zabójczym - sprecyzował.
- Się robi… - Rocco postukał po swojej konsoli, i… - Ups! - Obwieścił troszkę perfidnie.

Trzy rakiety plazmowe pomknęły w kierunku jachtu. I tym razem już było trafienie, i to dosyć porządne, i coś nawet się z tamtej jednostki posypało. Oberwali nieźle, ale nie znowu tak za mocno.

- Jesteśmy wywoływani, jacht zwalnia - Powiedziała nagle Donna.
- Wstrzymać ogień! - polecił Travis. - Połącz mnie z nimi - dodał pod adresem Donny. - Dobra robota, Rocco.

Na ekranie pojawił się znowu kapitan jachtu. Blady, spocony, i z chodzącą żuchwą.
- Wstrzymajcie ostrzał, poddajemy się - Powiedział.
- Wyłączcie silniki, przygotujcie się na przyjęcie grupy abordażowej - powiedział Travis. - I nie róbcie nic głupiego, bo moi chłopcy szybko się denerwują - dodał. - Proszę to wytłumaczyć swoim pasażerom, kapitanie - dorzucił prawie że uprzejmym tonem. W odpowiedzi, kapitan “Harpii” otrzymał jedynie minimalne kiwnięcie głową, i znowu przerwano połączenie…

- Robi co do niego należy - Odezwała się nagle Eve, pakując swój tyłek do połowy na oparcie na rękę kapitańskiego fotela, i szczerząc ząbki do Travisa - Jakby się od razu poddał, to by po nim te snoby jeździły…
- A czy ja mówię coś innego? - Travis wzruszył ramionami. - Gdyby zdołał uciec, miałbym do niego pewne pretensje - dodał, po czym podniósł się z miejsca, a Eve wślizgnęła się bokiem na owy fotel, parkując tam swój tyłek, przy okazji za plecami kapitana przewracając oczkami, chyba z powodu jego ostatnich słów…

- Jerald, Bontu, podlatujemy do nich. Śluza numer trzy. Donna, obserwuj okolicę. A ty się czasem nie wczuwaj za bardzo - rzucił pod adresem Eve, na co ta posłała kapitanowi niedbały salut...
- Przyjmujemy gości przy śluzie numer trzy - poinformował tych członków załogi, którzy mieli wkroczyć na pokład jachtu. Sam również ruszył na pokład czwarty, gdzie znajdowała się wspomniana śluza.
 
Kerm jest offline