Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2021, 09:04   #39
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Jakby śmierć Thruda była impulsem niezbędnym do tego, by ich mała grupa zaczęła działać składnie, zsynchronizowanie jak dobrze naoliwiony mechanizm. Tan Ingdanu na próbę ucieczki więźnia zareagował pierwszy, miał przecież najbliżej. I zupełnie nie miał zamiaru rozpraszać się jakimiś innymi zdarzeniami na polanie. Ani też okazywać jakiegokolwiek miłosierdzia. Ono było dla słabych. Dłuższe ostrze uruka gwarantowało mu przewagę a tę potrafił wykorzystać. Dopadł niedoszłego jeńca i ciął brutalnie, po nogach. Jeniec miał gadać, nogi nie były mu potrzebne do niczego.

Krzyk rannego zlał się w jedno z wyciem drugiego, który też już się niemal wyswobodził. tyle, że jego z kolei dopadł półork a miał w sobie wściekłość niespotykaną. Jakby starał się nadrobić jakieś braki. Udało mu się skoczyć na pierś więźnia, który korzystając z zamieszania już wyswobodził swoje ręce i sięgał do porzuconej przez Thruda broni. Tyle, że Kethrys był szybszy. Przydusiwszy kolanem przeciwnika szybkimi ruchami dłoni uzbrojonej w kordelas pozbawił ofiarę obu uszu, nie zważając na jej wycie. “Jeśli nie słuchasz słów płynących z ust znamienitego tana, uszy ci do niczego niepotrzebne!” - Krzyknął w gniewie nie zważając na krew, która plamiła jego dłonie. W oczach więźnia, zielonych jak wszystko niemal na tej cholernej polanie, zalęgła się jakaś uległość, może słabość. Przestał wierzgać unosząc oba ramiona za głowę. Tak jakby chciał je unieść w górę, tyle że leżał. Dawał jednak jasny sygnał, że nie ma zamiaru już stawiać oporu.

Dobrze uczynił. Ten, do którego dopadł Tan Undcight nie miał tyle szczęścia. Maczuga, dwuręczna ciężka bojowa broń, która w rękach kogoś postury półolbrzyma musiała mieć druzgocącą siłę, opadła na nogi szarpiącego się, ostatniego z jeńców. Roztrzaskując je w akompaniamencie głośnego chrupnięcia i wycia ofiary. Ale to był dopiero pierwszy cios. Z serii, jaką Gorru Meher spuścił na swą ofiarę. Nie bacząc na jej błagania o miłosierdzie. Błagania, które wnet przybrały bełkotliwą formułę, po tym jak półolbrzym wbił bijak młota w pierś ofiary. Ofiary, którą dosłownie wtłukł w leśne runo. Dając kres wszelkiemu oporowi niedoszłych uciekinierów.


***

Zbolała dziwnym cierpieniem, które spłynęło na nią wraz z nagłą eksplozją zimnej energii, bestia … uciekała. To zdarzyło się jej po raz pierwszy. Zaniepokojona nowym doświadczeniem wysłała stosowny komunikat do macierzy. Wiedziała, że wiedza ta służyć będzie kolejnym jestestwom. Może nawet i ona sama dostanie stosowną formułę ze źródła istnienia. Jednocześnie poznawała ten dziwny wzór, który uderzył w nią raniąc boleśnie, choć nie dotkliwie. Aby móc kontrolować tę moc, zgłębić jej dziwną formułę, musiała przyjrzeć się jej twórcy. A najlepiej było by wchłonąć jego strukturę. Kierowana tą myślą bestia zatrzymała się w gęstwinie i chwilę rozważała możliwości. Dopiero po dogłębnej analizie, kopiując cały czas poznane wzory aby nie zatraciły się w morzu doznań, bestia podjęła decyzję. Jej kilkudziesięciocetnarowe ciało przeszył dreszcz, po czym zaczęła się ona zmieniać, dzielić. I choć podział był odwrotnością stanu idealnego, do którego każda część macierzy zmierzała, uznała że teraz jest to właściwa do realizacji jej planu formuła.


***

Elf i malauk stali obserwując zmagania dwóch gadów pod wozem. Zaskoczeni zajadłością starcia. Dziką pierwotną siłą natury. Malauk nawet rzucił uwagę proponując zakład o zwycięstwo, ale było na to za późno. Dwa gady splecione w uścisku mocowały się o prymat na polanie. Sycząc wściekle walczyły na śmierć i życie, nie zważając na to, że są obserwowane.

Aleen cały czas trzymał łuk w pogotowiu, ale udzielił mu się dystans malauka. Wiedząc, że reszta kompanów opanowała sytuację z niedoszłymi jeńcami, mogli sobie pozwolić na tę chwilę rozrywki. I tylko uwadze z jaką przyglądali się starciu zauważyli obaj coś, co nie znajdowało usprawiedliwienia w żadnych prawach natury i zwyczajach gadów. Coś co nie miało prawa się wydarzyć. Jeden z wężów, ten mniejszy o intensywnej, wręcz hipnotyzującej zieleni łuki naraz wypuścił ze swego ciała setki, tysiące cieniutkich włosków, pokrywając się sierścią niczym liszka. A włoski te wdarły się w ciało jego przeciwnika, który przeszyty paroksyzmem bólu jął się miotać jak szalony. Przez krótką chwilę, nim oba gady naraz zlały się w jedno ciało!

Tego elfowi było za wiele. Kto jak kto, ale on się znał na przyrodzie i to co widział nie miało prawa się zdarzyć. Uniósł łuk i błyskawicznie posłał strzałę w rozrośniętego nagle gada przeszywając go na wylot i przyszpilając do piasty koła wozu. Tyle, że zdało się to na nic, bowiem bestia spłynęła ze strzały, jak bryła rzadkiego błota, jakby dzieląc się na dwie części tylko po to, by uwolnić się z matni pocisku. Jednak nie rzuciła się na elfa. Raz, że był za daleko, a dwa że pocisk najwidoczniej uczynił jej krzywdę. Starała się uciec na drugą stronę wozu, skryć się przed przeciwnikiem, który mógł do niej szyć z bezpiecznej odległości. Nie zdążyła tego zrobić. Elf posłał jeszcze dwie strzały a wszystkie przeszywały węża na wskroś. Ten drugi strzał był chyba śmiertelny gad bowiem zatrzymał się i zwinął w kłębek, jak zwykły czynić jego naturalni pobratymcy. Tyle ostało mu się z prawdziwej natury węża.

Giermek i elf ostrożnie podeszli do dziwnego gada. Z dobytą bronią. Gotowi na ewentualny atak z zaskoczenia. Można by rzec, że bestia zaskoczyła ich, choć w sposób, na jaki nie sposób było znaleźć orężnej odpowiedzi. Zaskoczyła, bowiem w miejscu gdzie powinno znajdować się jej przeszyte strzałą ciało znajdowała się już tylko zielona breja. Jakby ciało węża zlało się, stopiło niczym wosk. Powoli wsiąkając w glebę.

Wycie rannych przycichło. Dwóch, którzy przeżyli swą nieudaną ucieczkę. Obaj klęli pod nosem, ale w języku którego ani uruk, ani jego towarzysze nie znali. Wyraźnie jednak stracili oni ochotę do dalszego oporu. Jeden pozbawiony obojga uszu aż się zapluł cały. Drugi, ten co dostał po nogach, leżał tylko krwawiąc z przeciętej łydki. Ale i on stracił wolę oporu a staranne więzy jakie tym razem założył im półork pod baczną uwagą asekurującego go uruka i półolbrzyma, uniemożliwiały mu jakikolwiek ruch. Obaj jeńcy nie stawiali już jednak oporu, bo zdawali sobie sprawę ze swego szczęścia. Ich nie obezwładniał Tan Undcight.


***

Jak zwykle proszę o 5k100. Wiecie, robię pracę licencjacką ze statystyki i mi to bardzo się przyda.
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline