Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2021, 11:15   #345
Vadeanaine
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
- Logiczny i zrozumiały zamiar, ale marne miejsce i czas próby ucieczki – Birgit odezwała się na tyle spokojnie, na ile potrafiła, próbując zignorować wymierzoną broń i patrząc w oczy żołnierza. – I co teraz? To ślepy zaułek, panie Faber.

- To niech tu przyjdą po mnie! Banda francuskich tchórzy! - spadochroniarzowi brakowało hełmu więc widać było jego krótkie włosy wygolone po bokach tak bardzo modne wśród niemieckich żołnierzy. Kontrastował z tym wygląd jego twarzy jaka już może i tydzień nie widziała brzytwy ani żyletki. Teraz wydawał się być zdenerwowany. Krzyknął głośniej jakby rzucał wyzwanie francuskim żandarmom. Postukał palcami po oparciu fotela i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Zresztą w sąsiednim odbijała się także negocjatorka. Nie miał też pasa głównego, ale z kieszeni munduru wystawały mu magazynki do pistoletu.

Noemie, która pozostała na zewnątrz widziała jak jej podopieczna wchodzi do fryzjera i zamyka drzwi. Słyszała jej głos i głos mężczyzny. Oboje mówili po niemiecku. Jego było słychać lepiej bo mówił głośniej. Coś chyba było o Francuzach w wyzywającym, pogardliwym tonie. No ale na razie jakoś nikt nie strzelał i szamotaniny z wnętrza też coś nie było słychać.

- Nie muszą iść do szturmu. Mają czas, mają środki, są u siebie. – Birgit starała się spokojem zrównoważyć nieco wybuch. – Uciekł pan policji, a policja nie ma ani obowiązku, ani etosu polowej walki. Łapią przestępcę, pilnują bezpieczeństwa miasta. Wykurzą i wywleką stąd pana jak szczura, nie przejmując się: żywego, czy martwego, dumni z siebie, że zażegnali problem obywateli.
Gestem spytała, czy może usiąść. Już wcześniej przygotowała sobie taki wycinek prawdy, aby nie powiedzieć za dużo, lecz nie musieć zmyślać. Miało zabrzmieć wiarygodnie.
- Może pan jednak poddać się żandarmerii zamiast glinom i wyjść stąd nadal jak żołnierz. Jeniec, owszem, ale zagwarantujemy przewiezienie pana do Paryża, gdzie nikt nie będzie znał szczegółów z Beauvais. Próba ucieczki zakończona trzeźwą oceną sytuacji brzmi lepiej niż wycisk od lokalnej policji.

- Nie jestem bandytą! Jestem żołnierzem! I nawet jako jeniec mam swoje prawa! - wzmianka o policyjnej interwencji opisanej jakby ci zabierali się za jakiegoś pospolitego bandziora doprowadziła spadochroniarza do furii. Jakby rozmówczyni dotknęła w jakiś czuły punkt.
- Mam prawo do higieny! Zabrali mi moją brzytwę! Chciałem się ogolić! W szpitalu przychodziła pielęgniarka i mi pozwalała się golić jak chcę! Zobacz! Zobacz jak zarosłem! Jak małpa! A ten cholerny gliniarz obiecał mi na dziś rano golenie i co!? Kłamał! Oszukał mnie! To sam postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce! - młody żołnierz krzyczał swoje bolączki i machał pistoletem w stronę głównego wejścia, tam gdzie na zewnątrz była reszta świata razem z tymi kłamliwymi, francuskimi policjantami. Wydawało się, że gdyby któryś z nich był tutaj w zasięgu ręki to rzuciłby się na niego z pięściami. Dopiero po chwili, jak wybuch złości mu przeszedł, zaczął się uspokajać.
- Znaczy, usiądź jak chcesz. - powiedział znów wskazując pistoletem jeden z wolnych foteli fryzjerskich. - Właśnie. Oddali mnie w ręce jakichś krawężników. W Niemczech to nie do pomyślenia. Jestem żołnierzem. Powinna się mną zajmować żandarmeria wojskowa. - powiedział już spokojniej, dorzucając kolejny garb na nieudolność Francuzów i braki w organizacji.

Noemie podczołgała się pod witrynę i przykucnęła tak, by nie było jej widać ze środka. Starała się podsłuchać o czym jest rozmowa w środku, trzymając pistolet w pogotowiu.

Birgit starała się patrzeć na to wszystko jak na desperacką chęć kontroli choć części swojej rzeczywistości, a nie jak na furię rozwydrzonego gówniarza. Trochę pomagało jej własne doświadczenie z Alstera, z drugiej strony Steffen przypomniał jej brata, gdy ten zrobił w dzieciństwie coś wyjątkowo głupiego. Tylko że tutaj "coś głupiego" oznaczało prawdopodobnie śmierć francuskiego policjanta. Pierre? Tak, chyba mówili: Pierre.
- Ich zaniedbanie zostanie więc ujęte w raporcie – marszcząc brwi zapewniła jednak Niemca tym samym tonem, jakim zwykła załatwiać papiery w laboratorium. Usiadła i spojrzała na zegarek.
- Skoro narzędzia są pod ręką, proszę skorzystać – wskazała fryzjerski dobytek. - Ile minut potrzebujesz?

- Kwadrans. I chcę kawy. Prawdziwej a nie zbożowej. I niech mi nie przeszkadzają. - po chwili milczenia spadochroniarz powiedział swoje warunki. I spojrzał na siedzącą w sąsiednim fotelu kobietę. A kucająca pod witryną agentka słyszała dużo mniej odkąd rozmowa wewnątrz się uspokoiła na tyle, że nie było słychać już krzyków. Ale wyczuwała, zmianę w tym tonie. Bardziej to przypominało rozmowę, a nie jakąś kłótnie. Wyłapała jakąś wzmiankę o kawie jaką powiedział niemiecki żołnierz.

- Zobaczymy, czy fryzjer ma kawę, a jeśli nie, kawa znajdzie się na posterunku. Też z chęcią się napiję – Birgit-Mae uśmiechnęła się płasko. – Powiem im, żeby nie przeszkadzali – dodała zachęcająco, w myślach licząc znajdujące się na widoku brzytwy i nożyczki. Na wypadek, gdyby Faber chciał sobie po kryjomu zachować któreś z morderczych narzędzi na przyszłość. Wstała.

- Dajcie nam jeszcze kwadrans na rozmowę w cztery oczy! - krzyknęła głośno po francusku w stronę drzwi, mając nadzieję, że Noemie i policja zrozumieją sytuację, lecz mimo braku cywilów przychylą się do żądania. Cokolwiek działo się na ulicy, było jednak poza jej kontrolą. Bacząc na to, co robi Faber rozejrzała się za szafką lub barkiem, gdzie właściciel mógłby trzymać kawę.

Noemie nie ruszyła się ze swojego miejsca. Nie planowała reagować tak długo jak w środku było spokojnie.

- Dobrze! - z ulicy po chwili kłopotliwego milczenia doszedł ich krzyk francuskiego sierżanta. A schylona pod rozbitym oknem wystawy agentka widziała jak grubas w granatowym mundurze przez chwilę sonduje ją spojrzeniem czy powinien odpowiedzieć, albo co powinien odpowiedzieć. Ale widząc, że ona nie kwapi się zabrać głos to sam przejął inicjatywę by nie musiała demaskować swojej kryjówki.

Wewnątrz zaś Birgit żadnej kawy w salonie nie znalazła. Ale znalazła zasłonę z koralików, jaka oddzielała salon od zaplecza. I tam była też kuchenka, i znalazła się i kawa, i czajnik, i szklanki. Mogła więc się samodzielnie obsłużyć. Faber już raczej symbolicznie wodził za nią wzrokiem i lufą, ale jakoś póki nie stracił jej z oczu nie zdradzał agresywnych zamiarów.

Inżynier przygotowała kawę, zastanawiając się, czy kiedyś przywyknie do widoku wymierzonej w siebie broni i chyba tylko skupienie na sytuacji powstrzymało ją od chęci przywłaszczenia srebrnej łyżeczki.
- Proszę - postawiła szklankę w zasięgu Fabera.
Nie przeszkadzała ani nie pomagała, kiedy żołnierz zabrał się wreszcie do golenia. Obserwowała w milczeniu, popijając gorzki napój i pilnując zegarka. Ulotny, prawie nierealny spokój chwili musiał się kiedyś skończyć.
- Świetnie pan wygląda – chłodno, lecz szczerze doceniła w pewnym momencie rezultat, spoglądając na odbicie blondyna w lustrze – Zostały tylko dwie minuty. Proszę mi oddać pistolet – wyciągnęła rękę i skinęła zachęcająco. - Już czas.

- Też niczego sobie jesteś. Szkoda, że się spotykamy w takich okolicznościach. Inaczej moglibyśmy się umówić na lody albo do kina. - przyznał uśmiechając się nawet całkiem sympatycznie. Właściwie skończył się już golić i teraz zmywał z siebie resztki kremu do golenia. Wziął ręcznik i wytarł nim twarz. Gdy skończył to nawet w lustrze wydawał się jakiś czystszy, młodszy i odnowiony.
- Gdzie się tak dobrze nauczyłaś mówić po niemiecku? Mówisz, w ogóle bez akcentu. - zapytał przyglądając się sobie w lustrze z zadowoleniem. Ale po pistolet jaki wciąż leżał mu na kolanach jakoś na razie nie sięgał.

- W domu. Moja babcia była rodowitą Niemką – odparła Birgit. - Pewnie teraz przewraca się w grobie, widząc jak dwa narody znów skaczą sobie do oczu – uśmiechnęła się smutno – Zabiła ją choroba przywleczona po wielkiej wojnie. Ale o wspólnych korzeniach... A te miewają nawet królowie, dopóki krajów nie poróżni polityka, możemy porozmawiać w drodze do Paryża – dodała bacznie patrząc na żołnierza. - Teraz musimy iść – wskazała bardziej już zdecydowanym gestem na broń.

Mężczyzna w mundurze niemieckiego spadochroniarza skinął głową i wytarł twarz ręcznikiem. Ostatni raz spojrzał na swoje odbicie w lustrze i rzucił ręcznik na blat pod nim. Po czym sięgnął po pistolet i położył go na tym ręczniku. Sam wstał i skinął głową w stronę drzwi wejściowych.

- Więc chodźmy. Już czas. - powiedział ruszając w stronę tych drzwi i zostawiając broń na fryzjerskim blacie.

*

- Il a abandonné! Ne tirez pas! Nous sortons! *- zanim wyszli, Birgit ostrzegawczo krzyknęła do Francuzów przez uchylone drzwi. Prawie odetchnęła, że Faber z własnej woli szedł pierwszy.

Słysząc jak zbliżają się do drzwi Noemie wycofała się za winkiel tak by móc swobodnie stanąć i z pistoletem wycelowanym w wychodzących czekała. Gdy pojawili się nie strzeliła jednak, zamiast tego odzywając się po niemiecku:
- Keine falsche Bewegung.** - Powiedziała stanowczo.
*Il a abandonné! Ne tirez pas! Nous sortons! (fr) - Poddał się! Nie strzelajcie! Wychodzimy!
**Keine falsche Bewegung. (niem.) - Nie zrób złego ruchu
 
Vadeanaine jest offline