Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2021, 14:14   #346
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 90 - 1940.V.31; pt; ranek; Beauvais/Paryż

Czas: 1940.V.31; pt; ranek; godz. 08:15
Miejsce: Francja; pn Francja; Paryż; restauracja hotelowa
Warunki: wnętrze restauracji, jasno, cicho, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, łag.wiatr, ziąb


George (srg. Andree de Funes)



Paryski poranek okazał się całkiem słoneczny. Przez okna hotelowej restauracji zaglądał słoneczny blask letniego poranka. Chociaż w nocy jak szli tymi paryskimi ulicami wcale nie było tak przyjemnie. Obowiązujące zaciemnienie robiło swoje i ulice wydawały się obce, mroczne i niebezpieczne. Swoje robiła też wojna. Krzyżyki z taśmy klejącej w okna jakie miały uchronić przed odłamkami, sterty worków z piaskiem pod ścianami budynków wyglądały podobnie jak te w Londynie. Do tego akurat jak koło północy dojeżdżali już do zaciemnionej metropolii to się rozpadało. Szczęście w nieszczęsciu tylko mżawka a nie prawdziwy deszcz. Ale nie pomagało to aby się poczuć swobodnie.

W przeciwieństwie do marcowej wizyty w stolicy Francji tym razem nikt ich nie oczekiwał. Co nie było dziwne. W końcu tym razem trójka agentów nie bardzo miała jak zawiadomić paryską centralę o swoim przyjeździe więc nikt nie wyszedł im na spotkanie. George a raczej sierżant Funes wyszedł razem z kapralem Lejenem z pierwszego wagonu przeznaczonego dla mundurowych na peron dworca głównego paryskiej stolicy. Wyszli prosto na tą nocną mżawkę. Z początku otaczała ich wrzawa jaką zwykle czyniło duże skupisko ludzi przemieszczających się na ograniczonej przestrzeni.

Już na dworcu dały się dostrzec zmiany nawet w porównaniu do marcowej wizyty. Też koczowali tu różni ludzie, przeważnie cywile, w oczekiwaniu na swój transport. Zupełnie jak na dworcu w Beauvais tylko na większą skalę bo dworzec był większy i ruchliwszy. Przed dworcem znaleźli mimo późnej pory dorożkę jaka podjechała pewnie po skończeniu kolejnego kursy. Chociaż trochę musieli się na nią naczekać bo z początku parking był pusty.

- Witamy w Paryżu. Panowie z frontu? I co tam się dzieje? Dokopiemy Szkopom? Ja brałem udział w ostatniej wojnie. Ci Boshe nie są tacy straszni, nie ma co robić paniki, da im się dokopać. Byłem na komisji wosjkowej by mnie znów wcielili. I co powiedzieli? Za stary! Brednia! W ogóle sie nie znają te wojskowe konowały, nie to co za naszych czasów. - dorożkaż siedział na koźle i wiózł klientów pod wskazany adres. A okazał się jednym z tych gadatliwych. Wyglądało na to, że wierzył iż skoro już front się zatrzymał już chyba drugi tydzień to teraz będzie to wyglądało tak samo jak poprzednio. Czyli okopy, transzeje, artyleria, gaz i tak dalej. Więc był pewny wygranej, to przecież musiała być oznaka, że Niemcy stracili siły i ledwo zipią. Wystarczyło ich przeczekać i w końcu nasi wezemą się do ofensywy i kopną ich te kapuściane łby aż wrócą na właściwa stronę Renu.

Na takich dialogach i monologach z weteranem poprzedniej wojny zeszło dwóm pasażerom zajad w okolice paryskiej centrali Spectry. Tam się pożegnali i dwaj mężczyźni, jeden w mundurze, drugi w marynarce i płaszczu, ruszyli ciemną, zalaną mżawką ulicą.

- Ale tu ciemno. Znajdziemy jakiś hotel? - zapytał belgijski kapral widocznie nie przywykły do zaciemnienia na tą skalę. Te mroczne ściany budynków wydawały się niczym czeluście mrocznego labiryntu na jakiego dnie byli. Ale przynajmniej Belg nie sprawiał trudności. George był dla niego raczej przewodnikiem i opiekunem niż strażnikiem. Pogruchotany wojną młody żołnierz wciąż poruszał się dość ostrożnie przez te swoje rany.

- Myślisz, że to prawda? Niemcy tracą impet? Może zaczną rokowania pokojowe? I wrócimy do domu. - Lejen widocznie myślał o słowach dorożkaża bo zagaił do towarzysza gdy tak szli kawałek tymi mrocznymi ulicami. Aż doszli pod wskazany adres. Jednak tutaj zaczęły się schody. W środku nocy odźwierny miał wyraźne opory aby zrobić coś więcej niż wpuszczenie obu podróżnych do środka. Nawet mundur sierżanta żandarmerii nie robił na nim wrażenia a książeczka wojskowa nic mu nie mówiła. Nie było to dziwne. Tak niski randą pracownik pewnie nie był wtajemniczone w aktualnie toczone operacje zwłaszcza takie uzgodnione i zaplanowane po tamtej stronie Kanału. Obiecał jednak zapisać nazwisko i polecił aby lepiej przyjść rano jak wszyscy będą.

Koniec końców więc obaj goście przeszli się w tą mżawkę jeszcze kawałek do najbliższego hotelu. I było już koło 2-giej w nocy jak się znaleźli w wynajętym pokoju. Ale chociaż noc spędzili w wygodnych łóżkach z czystą pościelą. A rano zeszli na śniadanie. I poranek okazał się o wiele przyjemniejszy niż noc. Śniadanie też było jak przed wojną co bardzo ucieszyło Belga. Zwłaszcza jak kelnerką okazała się całkiem przyjemna dla oka dziewczyna. Ale i żołądek agenta też z ulgą przywitał te śniadanie podane na czystych i ładnych talerzach.

Miał też okazję potwierdzić, że ten nocny stróż chyba jednak przekazał jego wiadomość. Bo na ulicy rozpoznał czarny samochód Sorena. Ten sam jakim jeździł w marcu no i on sam z niego wysiadł i pospiesznym krokiem przeszedł do głównego wejścia, potem do recepcji i w końcu się spotkali.

- Dzień dobry i smacznego życzę. - powiedział podchodząc do stołu zajmowanego przez sierżanta i kaprala. Jednego w mundurze a drugiego w marynarce. Soren miał podpuchnięte i zaczerwienione oczy jakby niewiele spał albo miał zapalenie spojówek. Ale jak obrzucił ich dwóch spojrzeniem rozejrzał się po restauracji jakby szukał kogoś jeszcze. A w tą śniadaniową porę może z jedna trzecia stolików była zajęta. Większość świeciła pustkami.

- Cieszę się, że pan do nas dotarł sierżancie. A jest z panem ktoś jeszcze? - zapytał tonem sugerującym, że poza Lejenem spodziewał się chyba kogoś jeszcze.



Czas: 1940.V.31; pt; ranek; godz. 08:15
Miejsce: Francja; pn Francja; Beauvais; posterunek policji
Warunki: stołówka, jasno, cicho, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, łag.wiatr, ziąb



Noemie (por. Annabelle Fournier) i Birgit (kpr. Mae Gordon)



- A panie to co zamierzają z nim dalej zrobić? Chcecie go zabrać same? We dwie? To niebezpieczny morderca. Lepiej go trzymać w zamknięciu. - gruby sierżant okazało się, że nazywa się Mallory. Mallory Achin. I dziś rano przyszedł do pracy znów przejmując dowodzenie posterunkiem w zastępstwie ciężko rannego porucznika. Wczoraj odwieziono go do szpitala i jego los był jak na razie nieznany. Ale tak jak Faber go urządził bynajmniej nie zaskarbiło mu sympatii kolegów pociętego porucznika. Tak samo jak ucieczka w biały dzień z posterunku. Dało się to odczuć wczoraj jak wracali od fryzjera na posterunek. Natychmiast skuli spadochroniarza i to bynajmniej nie delikatnie ani ostrożnie. Potem krzyczeli na niego, popędzali i szturchali nie zwracając uwagi, że ten naprawdę kuleje. Wcześniej jak stał albo siedział to aż tak nie rzucało się to w oczy. Ale jak szli kawałek zalanymi mżawką ulicami to nie dało się tego przegapić. Koniec nastąpił na komisariacie.

Tam jak się okazało, że obie panie żandarm chcą się z jeńcem dostać na dworzec policjanci poszli im na rękę. Achin przydzielił im kierowcę i radiowóz, akurat się zmieścili we czwórkę. I całkiem przyjemnie dojechali na dworzec. Granatowy policjant obiecał poczekać na wszelki wypadek a trójka opuściła radiowóz, przeszła przez dworzec i peron szukając wśród tych oczekujących znajomej twarzy kolegi i belgijskiego kaprala. Ale coś go nie mogły znaleźć gdy podeszło do nich dwóch żandarmów. Jeden wojskowy i jeden cywilny.

- Dobry wieczór. To chyba o was chodziło. Kobiety w mundurach, jedna w naszym a druga w angielskim. - powiedział jeden z nich wskazując wzrokiem na wojskowe mundury w jakich były obie kobiety.

- Sierżant de Funes prosił aby przekazać paniom, że zabrał Belga i pojechał do Paryża. - żandarm przekazał wiadomość obu kobietom. Potwierdził też, że ten pociąg rzeczywiście odjechał już do Paryża, może kwadrans, może dwa temu. A już dzisiaj nie spodziewali się kolejnych. Dopiero jutro rano można będzie próbować.

Okazało się, że dobrze, iż ten policjant z radiowozem na nich czekał bo można się było zapakować z powrotem do samochodu i wrócić na komisariat. Tam po przemyśleniu sprawy Feber trafił znów do aresztu a obie agentki zdecydowały się spędzić noc na komisariacie. Okazało się, że jest tam mała kanciapa dla nocnej zmiany więc mogły spać tam chyba żeby uparły się spać w sąsiedniej fo Fabera celi.

Noc przeszła spokojnie. Nawet można było się wyspać w spokoju, ciszy i cieple. A rano kolejni policjanci zaczęli się zjawiać w pracy i nawet zorganizowali swoim gościom śniadanie przy jakim teraz siedzieli. No i sierżant był ciekaw planów obu nietuzinkowych gości. Ale nie miał nic przeciwko by zabrali tego “rzeźnika” jak cały czas nazywał niemieckiego spadochroniarza.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline