Noc w „Four Queens”
Czując jak alkohol w końcu uderza mu do głowy, Brad odsunął od siebie pustą szklankę, zanim uczynny barman zdążył ją na nowo napełnić. Chociaż rozbity mentalnie aktor niczego nie pragnął bardziej od utopienia trosk w mocnym jak diabli trunku, zdrowy rozsądek powstrzymywał go przed tym dogasającymi impulsami opamiętania.
Goodwil ewidentnie miał jakieś plany względem kwartetu wyciągniętych z hibernacji nieboraków. Gdyby ich nie miał, nie inwestowałby kasy ani czasu w działania renomowanych paramilitarsów. Być może spodziewał się w kapsułach kogoś innego, a może zależało mu właśnie na tej czwórce. Jakimi by się nie kierował motywami, jego zamiary wobec ocalonych mogły zupełnie nie współgrać z konstruowanym mozolnie planem Pitta.
Lecz w opowieści barmana pojawił się przelotnie ktoś inny, kto mógł się w niedalekiej przyszłości okazać cennym sprzymierzeńcem. Mad Dog, mafijny capo obsesyjnie zainteresowany przedwojenną historią, płacący krocie za dobrze zachowane artefakty i chłonący mocno już widać zagubioną wiedzę wszystkimi zmysłami. Tym, czego w tej historii Brad nie rozumiał był jakiś dziwaczny narkotyk zwany Tornadem, który według barmana posiadał właściwość przenoszenia ludzi w czasie podczas snu. Im dłużej aktor słuchał tej akurat opowieści, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że młodzieniec za kontuarem robi z niego wariata albo sam był niespełna rozumu. Farmaceutyk o podobnych właściwościach najzwyczajniej w świecie nie miał prawa istnieć.
Lecz to nie Tornado samo w sobie zainteresowało Brada, a postać człowieka, który kontrolował jego produkcję i obieg. Jeśli plotki nie kłamały i jeśli Mad Dog naprawdę był tak zafascynowany przedwojenną historią, wykształcony i obyty w świecie człowiek pokroju Pitta mógł mu się jawić ósmym cudem świata – źródłem mnóstwa użytecznej wiedzy wartym tego, aby zaciągnąć u Brada jakiś dług wdzięczności.
Tak, niezależnie od planów Goodwila priorytetem Pitta miało stać się w najbliższych dniach zawiązanie bliższej – jak najbliższej – znajomości z Mad Dogiem.