Zmierzch, siedziba Kultu Zaginionego Miasta, Miami Beach, Miami.
Plan Rity dotyczący śledzenia Amosa spalił na panewce z racji tego, że była obserwowana przez zgromadzenie wiernych odklejeńców. A zanim sala by się oczyściła, stary czubek pewnie zniknąłby na dobre. Jedyne co wyłowiła, to dźwięk jakiejś maszynerii dobiegający zza zamkniętych drzwi. Następnie wróciła do towarzyszy, trzymających razem z szmatotogimi.
Koniec przerwy oznajmił dźwięk potrójnego gongu. Znamionował wezwanie na finał uroczystości, czyli porównywanie dokonanych przez Amosa zapisków z oryginalną mapą pozostawioną przez Eliasza. Bez pośpiechu sekciarska tłuszcza poczęła wracać do głównego budynku.
Chwilę później padł strzał. Zaskoczenie zgromadzonych usłyszanym hałasem było tak duże, że początkowo nie wpadli oni w panikę, tylko rozglądali się skonfundowani. Dopiero kolejne wystrzały i widok upadających współbraci wywołał wśród elian zamieszanie. Wystraszony tłum zaczął napierać na siebie, by czym prędzej dostać się do środka. W międzyczasie Rita dostrzegła, jak jakieś obce sylwetki przeskakują przez ogrodzenie. Nie wyglądali jej jednak na ludzi Cantano, raczej jakichś miejscowych opryszków. Kto mógłby chcieć rozprawić się z tymi pochrzanionymi, acz pokojowym ludźmi? A może atakującym też chodziło o mapę? Jeśli tak, to należało ich uprzedzić.
Z rozmyślań Ritę wyrwał ścielący się gęsto trup. Sekciarze wokół niej padali pokotem, rozlegały się krzyki i błagania, brat tratował brata na drodze do zbawiennych drzwi prowadzących do wewnątrz. Panował kompletny chaos. W porównaniu do kompletnie spanikowanych elian złodziejce artefaktów udało się zapanować nad nerwami, choć przyszło jej to z większym trudem niż Jamesowi czy Roxie.
Ten pierwszy spokojnie wyciągnął spod „szaty” pistolet, tak jakby był od początku przygotowany na taki obrót sprawy. Następnie przemówił do niej uspokajającym tonem.
— Jestem spokojna — odparła łowczyni artefaktów. — Ale latające nad głową kule z pewnością nie sprawiają, że czuję się komfortowo.
W odpowiedzi kierowca zdradził jej i lekarce plan, który w sumie był zgodny z tym co brunetka zamierzała zrobić.
— O tym samym pomyślałam — odparła, odbierając od niego pistolet i uśmiechając się szelmowsko. Szybko jednak jej twarz na powrót wykrzywiła się w kwaśnym grymasie, gdy zabłąkana kula świsnęła tuż nad jej głową — Lepiej prędko przebijmy się przed tych durniów.
Używając brutalnej siły i nie zważając na ostrzał brunetka przebiła się do środka razem z Detroitczykiem. Tam przedostała się przez zastępy mebli i dopadła drzwi, z których skorzystał Amos po ceremonii pamiątek. Chociaż miała w pogotowiu zestaw wytrychów, to okazały się niepotrzebne. Na szczęście droga była wolna. Wystarczyło nacisnąć klamkę.
Po pokonaniu drzwi szafirowooka znalazła się w magazynie ze starym sprzętem sportowym. Od razu zauważyła, że w pomieszczeniu nie znajdował się żaden człowiek. Amos jednak musiał więc jakoś się stąd wydostać, pewnie tajnym przejściem. Odpowiedź nadeszła rychło, gdy w podłodze odkryła windę i kołowrót, który ją napędzał. Razem z Jamesem weszła na jej platformę, po czym zjechała na dół. Kierowca zajął się zasileniem mechanizmu siłą swych mięśni.
Na dole pierwsze co rzuciło jej się w oczy, to wszechobecny, gęsty mrok. Zaściełający chyba jakiś korytarz, choć nie mogła mieć pewności przy tej całej ciemności. James wydobył zapalniczkę, ale złodziejka położyła mu powstrzymująco rękę na przedramieniu. Następnie wyjęła swoją latarkę. I rozświetliła drogę przed nimi.