Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2021, 03:20   #316
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Tylko bestia mogła zrozumieć drugą bestię.

A kiedy obie zaspokoiły swój głód, kiedy ona chwilowo wypaliła swe troski w ogniach namiętności, kiedy nareszcie wypuściła kochanka z uścisku swych zachłannych nóg, to Leiko pozostała tylko kobietą. Nie kunoichi, nie jedną z Siedmiu Oczu, nie łowczynią demonów, nie sierotą, córką czy siostrą. W tych słodkich momentach wytchnienia była tylko kobietą i kochanką. Tsuki no Musume swojego Tygrysa.

Po nocy spędzonej tylko z własnymi wątpliwościami i koszmarami, Leiko nawet nie ośmielała się myśleć o zasmakowaniu podobnej błogości. A jednak..
Leżała leniwie rozciągnięta na futonie z traw, mchu i barłogu ich ubrań, skórę nagiego ciała wystawiając na spotkanie z promieniami słońca przebijającymi się gdzieniegdzie wśród koron drzew. Bawiła się długimi kosmykami włosów leżącego tuż obok mężczyzny, zaplatała je na swoje palce. I uśmiechała się łagodnie, prawdziwie.





Właśnie tego potrzebowała. Nie pociechy, nie rozmów o tym co było i o tym co będzie, nie planowania kolejnych kroków. Iye. Ona potrzebowała tej.. beztroski, którą roztaczał wokół siebie Kojiro. Tej swobody, z jaką kroczył przez świat i walczył z każdym, nawet najbardziej przerażającym przeciwnikiem. Nic nie potrafiło ugasić tych łobuzerskich iskierek w jego oczach, ne?

Flirtował z nią bezczelnie, jak gdyby wcale nie zdobył już sobie i jej uśmiechu, i ciała. Jakież to obrzydliwie powierzchowne, że w czasie swego największego zwątpienia i zagubienia, Leiko odnajdywała ukojenie w tym jego zachwycie nad jej urodą. Widziała to w sposobie w jaki na nią patrzył, słyszała zarówno w kocim tembrze jego głosu, jak i w żartobliwym tonie przyprawiającym ją o chichot. W jego oczach była kobietą, nie potworem. Pięknością, nie przekleństwem. Nic co wczoraj usłyszał z usta Gozaemnona nie zmieniło jego nastawienia do swej Tsuki no Musume. Jad białowłosego nie wsączył się w jego żyły.

Otulona jego głosem i zapachem rozkoszowała się tym słodkim lenistwem. Pragnęła tej ucieczki, ale nawet nie wiedziała jak bardzo jej potrzebowała. Z niemałym zaskoczeniem czuła jak odprężenie rozpływa się po jej ciele, jak rozluźniają się jej dotąd napięte mięśnie. Również jej myśli dla odmiany skupiały się wokół przyjemności. Była taka.. lekka.

Ten niewielki fragment lasu pachnący trawą i namiętnością ich ciał, stał się dla Leiko najbezpieczniejszym miejscem na całym świecie.
Przynajmniej na tych kilka ulotnych chwil, kiedy ronin i kunoichi, duch i łowczyni, mogli być tylko kochankami.






* * *




Słońce wędrowało jeszcze wysoko po niebie, kiedy Leiko porwała tygrysa, ale było już nisko, kiedy w końcu wypuściła go z oplotów swego spragnionego ciała. Pomimo tego wszystkiego co zostało powiedziane pomiędzy ich soczystymi jękami i gorącymi oddechami, para kochanków nie mogła tak po prostu uciec przed resztą świata. A szkoda. Jego wzywał obowiązek wobec żony daymio, zaś ona.. ona musiała nareszcie stawić czoła kaprysom Kami.

Jakaż kobieta uciekała w ramiona kochanka, gdy jej partner walczył o swoje życie? Czy nie naraził się właśnie dla niej, czy to nie jego ofiara umożliwiła jej ucieczkę ze szponów Ptaszka? Ta, którą w swych opowieściach nazywał prawie swoją żoną, powinna być przy nim w tych ciężkich chwilach. Czuwać, wspierać, może nawet wspomagać działania Ayame swymi własnymi modlitwami. A zamiast tego Leiko zatonęła na długie godziny w namiętności jego tajemniczego rywala do jej wdzięków.

To nie było zachowanie właściwe oddanej partnerce, ani dobrze wychowanej kobiecie. Ale też dobrze wychowane kobiety nie zostawały łowczyniami demonów, ne? Również jej wychowanie nauczyło ją tylko jednego rodzaju oddania - do swoich sióstr, i swojej Matki. Sojusznicy, postacie spotykane w podróżach i wykorzystywane do wyższych celów własnej misji, to były chwilowe relacje, łatwe do zastąpienia kolejnymi. Wiedziała to wszystko, a mimo to.. martwiła się, tak całkiem po ludzku. Dzisiaj nie potrafiła być silna. Dzisiaj zranione serce wylewało z siebie zbyt wiele emocji.

Przystanęła przed wejściem do jaskini skrywającej świątynię. Poczuła chłód prześlizgujący się po swej skórze. Gdzieś zniknęło całe to rozkoszne ciepło, którym otuliła ją intensywna bliskość Kojiro. Spędzony z nim czas odegnał od niej troski, jednak niepokój z powrotem zawładnął jej myślami. Hai, napotykanych ludzi mogła zastąpić kolejnymi, istniało wielu kogucików pragnących popisać się przed piękną kobietą. Ale śmierć tego konkretnego młodzika byłaby spowodowana wyłącznie jej własnym błędem. Jeśli on dzisiaj umrze, to tylko z powodu jej lekkomyślności. Nie potrafiła tego łatwo zaakceptować.

Wspominając poranne spotkanie z małą miko łowczyni ostrożnie złożyła na ziemi swoją broń i dopiero potem nieśpiesznym krokiem ruszyła do wnętrza jaskini. Na próżno poszukiwała ukojenia w ciężkim westchnieniu.

Ayame wyszła ze świątyni wyraźnie wyczerpana i nieco śpiąca. Przez chwilę zaskoczona była widokiem nadchodzącej Leiko, a potem wzruszyła ramionami. Jej kimono… miało na sobie plamy krwi, co było niepokojące. Niemniej nie wydawała się szczególnie przybita, a skoro nie poczyniła wysiłków by powiadomić łowczynię o stanie Kirisu, to… może nie było tak źle?

-Skąd to zaskoczenie, Ayame-chan? Miałam nie przychodzić? -zapytała Maruiken podchodząc bliżej zmęczonej miko. Za wymuszoną beztroską skrywała strach przed zadaniem innego pytania, choć po prawdzie to bardziej obawiała się odpowiedzi mającej paść z ust tej nastoletniej dziewczynki.

- Iye iye… myślałam, że zjawisz się wcześniej.- odparła mała miko zmęczonym głosem. - Młodzik żyje… ledwo, ale powinien wrócić do sił w ciągu następnych kilku dni. Przynajmniej na tyle by chodzić.
Usiadła na ziemi.- Musimy o czymś pomówić… siostrzyczko.


Żyje.. Płomyczek żyje..


Łowczyni nareszcie mogła odetchnąć swobodnie, czemu towarzyszyła fala ulgi przetaczająca się przez dotąd tak bardzo napięte ciało. Stopniowo rozluźniała mięśnie jej nóg i rąk, sięgała aż ku koniuszkom palców. Również rysy jej twarzy złagodniały, wygładziły się zmarszczki na czole i pojaśniały oczy. Przyłożyła dłoń do piersi, z których Ayame ściągnęła wyjątkowo duży i męczący ciężar. Wprawdzie pozbyła się tylko jednej z wielu, wielu trosk nęcących jej myśli, lecz.. jakże wielka była to troska. Jakże wielka ulga.

-Doumo arigatou -wyszeptała Leiko w podzięce dla swej utalentowanej siostrzyczki i tutejszych Kami. Nawet delikatny uśmiech nieśmiało uniósł ku górze kąciki jej warg. Spojrzała z góry na małą miko -Słucham, Ayame-chan.

- Żyje… to prawda. Niemniej…
- zaczęła mówić miko. -... nie jestem Kami. Nie mogę uczynić cudów. Zaleczyłam ranę i przywróciłam mu siły, na tyle ile mogłam. Resztę może uleczyć czas…
Przerwała. Zamyśliła się. I spochmurniała warząc kolejne słowa. - [I]Ishi Furoku potrzebował miesięcy, by w pełni wyleczyć swoje obrażenia. Twój przyjaciel też tego potrzebuje. Ostrze przebiło serce. Zasklepiłam ranę co prawda, ale ona znowu może się otworzyć. Przy wyjątkowo sporym wysiłku… Maruiken-san, twój przyjaciel nie może być łowcą. Nie może toczyć ciężkich bojów, bo rana w sercu się otworzy i on wykrwawi się w środku. I umrze. Nie może być łowcą co najmniej przez rok… ale najlepiej gdyby już nigdy nim nie był[/i].

Leiko w milczeniu wysłuchała małej miko, której ponure słowa podszyły tak cudowne wieści. Pokręciła smętnie głową -Czyli jednak zabiłam Kirisu Płomienia. Wprawdzie to nie moje ostrze przebiło jego serce, lecz to moja obecność przyciągnęła tamtą bestię.

Jej partner żył i to powinno być najważniejsze, a jednak.. nie potrafiła zrzucić z siebie poczucia winy za odebranie mu jego pasji i celu. Bo czyż nie owijała go sobie wokół paluszka już od pierwszego dnia w Nagoi? Czyż nie nauczyła go być jej gorliwym strażnikiem, ku jego niewątpliwej radości? I wreszcie.. czyż nie poprosiła Setsuko o zapewnienie jej towarzystwa młodzika w wieczornych łowach? I to w imię czego? Maruiken nie zyskała w Shimodzie niczego, co byłoby warte krwawiącego serca Kirisu.

-Chciałabym myśleć, że Płomyczek z łatwością się odnajdzie w nowym życiu bez polowań na demony, ale obawiam się, że to będzie dla niego wyjątkowo trudna zmiana - kobieta uniosła rękę i roztarła dłonią swój kark, w którym ponownie zaczęła odczuwać napięcie. Opuściła powieki ciężkie od trosk - Mam tylko nadzieję, że nie uzna swego losu za gorszy od śmierci..

- Iye… nie wydaje mi się żeby akurat same łowy były dla niego sensem życia.
- zadumała się Korogi i spojrzała na Leiko dodając.- Jest… bardzo młody jak na łowcę. Z pewnością znajdzie nowy cel. Zresztą, za rok lub dwa może walczyć z bandytami bez obawy o swoje serce. Bowiem tylko wyjątkowo ciężki i brutalny pojedynek może zakończyć się jego zgonem. Niestety walki z Oni wymagają wiele od ciała. O czym zresztą wiesz.

-Iye. To nie zwykłe demony są wyzwaniem, a te kreatury stworzone ręką i pychą mnichów. Wątpię, by nawet najbardziej doświadczeni łowcy byli przygotowani na spotkanie z nimi. My na pewno nie byliśmy..
- odparła Maruiken głosem człowieka bardzo zmęczonego, lecz to nie jej ciało nosiło znaki wyczerpania, a dusza. Pomimo tego odnalazła siły, aby unieść ociężałe powieki i z góry spojrzeć ciepło na siedzącą dziewczynę.
-I uczyniłaś dzisiaj cud, Ayame-chan, nie myśl inaczej. Bez pomocy Twojej i Sakusei, Płomyczek nie miałby żadnych szans na przeżycie. Twoje talenty sprawiły, że już nie czeka na niego śmierć, a co najwyżej.. -uśmiechnęła się łagodnie, nawet można byłoby się pokusić o powiedzenie, że w tym uniesieniu kącików warg nieśmiało zarysowała się odrobina wesołości -.. mierzenie się przez rok z własną gorącokrwistością.
Niewiele potrafiło zatrzymać tego żarliwego młodziana w jednym miejscu na dłużej. Ale gdyby tylko znalazł, bądź ktoś inny znalazł jemu, piękną kobietę troskliwie dbającą o jego powrót do zdrowia, to kogucik nawet nie zatęskniłby za polowaniami.

- Jest jeszcze jedna sprawa… ja… nie powiedziałam mu o tym. Ktoś inny powinien mu wyjawić tą kwestię i przekonać do odłożenia broni… na jakiś czas. - rzekła cicho miko, mrucząc każde słowo.

-Hai, o to się nie martw. Ja mu powiem -łowczyni spodziewała się, że nie będzie to łatwa rozmowa z Płomyczkiem zranionym nie tylko na ciele, ale przede wszystkim na swojej dumie. Jednak czyje usta, jak nie te słodkie należące do jego partnerki, mogły złagodzić uderzenie tak ponurych wieści? Biedny młodzian tak wiele przeszedł w trak krótkim czasie, potrzebował teraz znajomej twarzy.
-Ty już bardzo wiele zrobiłaś, Ayame-chan. Teraz moja kolej -z tymi słowami Leiko postawiła w kierunku świątyni pierwsze kroki, których echa kolejnych stuknięć rozniosły się echem po jaskini.

- Ale nie dziś. Dziś już śpi i snu właśnie potrzebuje. Jutro... - powstrzymała ją Ayame.- Jutro z rana, albo później. Dziś potrzebuje odpoczynku. Jak my wszyscy… i… cóż… pomyślunku co dalej. Powstrzymaliśmy mnichów, ale jesteśmy dalekie od pokrzyżowania ich planów.

-Nie sądzę, abyśmy mieli aż tak dużo do przemyślenia, Ayame-chan. Wbrew pozorom moja wędrówka po ziemiach Hachisuka nie skupia się tylko na niweczeniu planów mnichów i pomaganiu naszemu rodzeństwu
- stwierdziła Leiko przystając i odwracając się ponownie do małej miko -Mam swój obowiązek i ten wzywa mnie z powrotem do Miyaushiro.

- Twój i mój obowiązek… wyznacza nasza krew i oko.
- odparła z przekornym uśmiechem dziewuszka i pokręciła głową.- Ci mnisi nie mają pojęcia z jakimi mocami igrają i co mogą uwolnić. A wtedy… cokolwiek szukasz w Miyaushiro przestanie mieć znaczenie. Mierzyłaś się już z tworami mnichów, ne? Nie raz- odparła miko zerkając przez ramię.- A to tylko ułamek mocy nad którą chcą zapanować.

-Hai, nie raz. I wolałabym uniknąć kolejnych spotkań
-stwierdziła Maruiken tonem bardziej gorzkim niż się sama spodziewała. Ale to nie zdenerwowanie na upór małej miko sączyło się przez jej głos, a zmęczenie i poczucie własnej bezsilności. Pokręciła lekko głową i dodała już łagodniej -Nie jestem utalentowanym bushi, nie stanowię żadnego wyzwania dla tych kreatur. Moje rany się zagoją, kości zrosną, ale to nie sprawia, że chcę ponownie zostać rozszarpana i narażać moich towarzyszy na los gorszy niż Płomyczka.
Koniuszkami dwóch palców rozmasowała swoją skroń pulsującą napięciem -Szkoda, że nie miałaś okazji porozmawiać z naszymi braciszkami. Dziedzictwo obdarowało ich talentami, dzięki którym są lepiej przygotowani do walki z takimi bestiami.

- A jednak… najsilniejszy z nas ich nie pokonał… a najmądrzejszy nie przejrzał, ne?
- odparła ironicznie miko i pokręciła głową dodając. - Ja jeszcze nie wiem gdzie się udam… może Miyaushiro. Może lepiej… do owego Klasztoru czterdziestu i czterech.

-Słyszałam opowieści o ich klasztorze. To istna twierdza
- Maruiken skrzyżowała ręce na piersi i przyjrzała się dziewczynie. Wcale jej nie zaskoczyło, że i taki plan zrodził się w głowie małej miko. Niebezpieczny plan, szczególnie dla Siedmiu Oczu -Wątpię, aby możliwym było zakradnięcie się do środka. A chociaż mnisi powitaliby nas z otwartymi ramionami, to potem nie byłoby łatwo się wydostać zza tych grubych murów. Zbliżyłabym się do tego miejsca tylko mając pewność, że znajdę tam moje odpowiedzi.. a i wtedy wolałabym mieć przy sobie własną armię.

- Może i masz rację
.- zawahała się miko słysząc te słowa. Wyraźnie zwątpiła w swój pomysł. Milczała przez chwilę.- Ale wiedz, że nie dadzą ci spokoju, dopóki nie złapią. Nieważne gdzie się udasz i skryjesz. Mnisi są bardzo uparci… wiem to z własnego doświadczenia.

-Hai. Są bardzo wytrwali w swych łowach, a i stosowane przez nich sztuczki są.. wyjątkowo paskudne. Nie ma niczego szacownego w tych gościach klanu
-stwierdziła Leiko z dość nowym dla siebie.. przekąsem.

Już przed przybyciem na ziemie Hachisuka słyszała niejedną pogłoskę o mnichach i ich podejrzanych praktykach, lecz nie były one dla niej niczym zaskakującym. Każdy klan miał swoje przebrzydłe sekrety, to one nadawały sens jej życiu. Życiu, którego najbardziej prywatną stronę zostawiała za sobą i ukryta pod kolejnymi maskami, nowymi imionami, brodziła w brudzie dworskich intryg. Po wypełnionej misji wracała do bezpiecznego domu i czekających na nich opiekuńczych Mateczki.
Ale Hachisuka, w szczególności ich goście, jako pierwsi przekroczyli tę delikatną granicę. Wtargnęli w jej prywatność. Ośmielili się położyć łapy na jej siostrzyce, tak drogiej jej rodzinie. Tego nie potrafiła im wybaczyć. Sobie też nie.

- Myślę że na razie obie powinnyśmy odpocząć. Gdy nasza gospodyni wróci, przyjdzie nam opuścić to miejsce i wyruszyć dalej. - oceniła mała miko zamyślona i rozejrzała się dookoła dodając dyskretnym tonem. -Czuję zmianę w powietrzu i nie będzie to zmiana na naszą korzyść.

Leiko nie odpowiedziała na złowrogie słowa swej siostrzyczki. Jednak kiedy odwróciła od niej wzrok, by objąć nim świątynię emanującą przyjemną ciszą, to kącik jej warg uniósł się wyżej w uśmiechu świadczącym o.. ponurym rozbawieniu.

Czy to oznaczało, że dotąd ziemie Hachisuka były jej.. życzliwe?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem