Pod czułą i staranną opieką Jany Karl doszedł do siebie na tyle, że zaczął nawet myśleć o ruszeniu w dalszą drogę, problemem jednak były obozujące niedaleko ogry. Nie było gwarancji, że uda się niespodziewanie wymknąć z zamku i ruszyć w drogę, a starcie w lesie... Lepiej było o tym nie myśleć.
Jak się jednak okazało, nie ogry zawitały pod bramy zamku.
- Cała ich gromada... - stwierdził, gdy okazało się, że jadących "ktosiów" jest kilkunastu. - Za dużo, jak na mój gust. Szkoda, że nie wytłukli po drodze ogrów. Ułatwiliby nam życie - dodał.
- Pochwalony - powiedział, podchodząc do zapory, zagradzającej przejście. - Karl von Schatzberg - przedstawił się. - Jesteśmy w misji zleconej przez ratusz w Wolfenburgu. Zapraszamy - dodał, wykonując odpowiedni gest ręką - chociaż u nas niebogato i wejść trudno. Ogry grasują dokoła - wyjaśnił. |