Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2021, 09:32   #25
Lynx Lynx
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Ciąg dalszy wspólny doc.
Ishida kiwał głową, słuchając decyzji swoich gości. Spojrzał na podporucznika.

- Proszę wyświetlić SITREP.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=klE6VqLGNP0[/MEDIA]

Jak powiedział, tak zrobił. Burzowa chmura holograficzna zmieniła się w obraz Amerigo, zaraz potem przeszła w mapę rejonu Ziaren. A chwilę później rozjaśniła się czerwonymi punktami. Mniejszymi… i większymi. Na styku Ziaren i Pogranicza była prawie nieprzerwana, krwista linia. W paru miejscach zaczęła zapuszczać małe macki wgłąb terytorium Nowego Vermontu. Szczególnie na przedpola portowego, małego miasta Bennington (też opatrzonego błyskającą literą E, podobnie jak Montpelier i Hartford). Co ciekawe (i niepokojące), Williston przy Grand Lake też miało deszczyk mniejszych czerwonych kropek - od strony wody, plaż i flank miasta.
W głębi kraju mniej paskudnie, ale jednak. Masa drobnych kropek na polach wokół miast Essex i Milton, parę przy Fort Ticonderoga, ale przekreślonych.
Póki co Vergennes, Hartford i Montpelier nietknięte. I, co ciekawe, Burlington przy Lake Long też.
Newport natomiast było prawie całe czerwone i obok była migająca żółta litera E. Droga do Middlebury i jego przedmieścia także czerwone.

Ishida dał im wszystkim chwilę na przetrawienie mapy.

- Sytuacja będzie się naturalnie zmieniać. Oczywiście na gorsze, acz nie wszędzie. Odległości robią swoje, nieprzyjacielskie maszyny lądowe w większości mają silniki typu ICE i potrzebują stałych dostaw paliw ciekłych. Z grabieży dużo nie będzie, przynajmniej na froncie i póki co. Kiedy już skończycie szkolenie, to przewidujemy co najmniej kilka punktów zapalnych, gdzie będzie trzeba was wysyłać.

Wskazał dłonią na rejon przygraniczny.

- Generalna ofensywa Bandytów… tej Armii Czerwonej Wstęgi, przerwała front w kilku miejscach. Border Patrol cofa się na całej długości linii frontu i próbuje wyrywać się z tworzących kotłów. Sami nie dadzą rady. Siły z Hartford powinny im pomóc, ale dużo zależy od decyzyjnych. Tu możemy skierować was. Przytępić i przystopować nawałnicę, by wojsko mogło się cofnąć do Hartford i ustanowić drugą linię obrony. Tutaj natomiast mamy Bennington. Tamtejsi Ochotnicy i wycofujący się tam Rangersi stawią opór, ale to będzie co najwyżej bój opóźniający, miasto jest stracone. Chociaż można by tam ich nieco wykrwawić. Raporty z Williston natomiast są o tyle niepokojące, co… zabawne. Wróg ma w posiadaniu garść łodzi bojowych i transportowych, którymi desantuje pewne ilości Bandytów w okolicy. Trwają już walki w porcie i na obrzeżach, ale nic wielkiego - jak na skalę tej wojny. Niemniej jednak wasza interwencja tamże i zniszczenie tej flotylli powinna zamknąć temat. Definitywnie.

Przeniósł dłoń na interior. Po chwili zmarszczył gniewnie brwi.

- Potencjalna długofalowa katastrofa. Piraci i ich koleżkowie są szybko przerzucani latadłami to tu, to tam. Są okazyjne potyczki z tamtejszymi garnizonami, które dwoją się i troją by zatrzymać dywersję, ale są zbyt mało mobilne. Rozmawiamy bowiem o paleniu pól uprawnych, zabijaniu stad bydła i niszczeniu silosów ze zbożem. A przypominam, że zbiory w tym sezonie suchym nie zostały jeszcze dokończone przed nadejściem pory mokrej.

Mlasnął z niesmakiem, mrucząc coś o złamaniu świętego kodeksu bushido.

- Fort Ticonderoga jest podgryzany na zasadzie hit & run. Tamtejsze siły NVDF są zbyt duże aby wróg mógł w tej chwili coś na to poradzić, więc starają się je sparaliżować. Natomiast tu - wskazał na Middlebury, Newport i drogę pomiędzy nimi… i zmienił ton na lodowaty - jest najciężej. Trzy lance mechów, bombardowania, zamach któryście przeżyli… trochę za dużo. Mamy powody sądzić, że większa część 2nd Capitol MI RCT została rozbita. Podobnie General Command Staff.

McKinley nabrał powietrza i chorobliwie pobladł. Na twarzy tańczyły mu refleksy białoniebieskiego, holograficznego światła. Ishida kontynuował:

- To oznacza, że póki co łańcuch dowodzenia się… hmm. Rozsypał. - uśmiechnął się jak z dobrego żartu - Newport jest stracone. Policja, Ochotnicy, to, co zostało z 2nd RCT starają się osłaniać masową ewakuację cywilów do interioru i na wyspy. Możecie sobie wyobrazić, co się tam wyczynia. A, i żeby nie było. Zdrajcy czy inni przekupni postarali się, by wywiad i kontrwywiad policyjny oraz wojskowy zmiotło w tych detonacjach. Ale nawiązaliśmy współpracę z tymi, co ocalali i będą dla nas pracować. Stąd między innymi mamy sporą część tych danych. Tak czy inaczej, już poszło uderzenie osłonowe w stronę Middlebury, bo tamtejszy garnizon jest najbliżej aby coś wskórać, poza tym chcą zablokować tą drogę odwrotu - ku naszym. Bo im dalej na południe, tym bliżej do Bennington, które zaraz padnie, i bezkresnych sawann interioru. Między polami, słonym morzem i siłami wroga, ci ludzie mogą zostać wybici albo wzięci w jasyr.

Spojrzał na nich.

- Możecie oczywiście polecieć do Middlebury, złamać ten atak i udrożnić lepszą drogę ewakuacji, ocalić dziesiątki tysięcy… może nawet setki tysięcy istnień, oraz nie dopuścić do całkowitego rozpadu 2nd RCT, jednej trzeciej naszych wojsk operacyjnych. Możecie osłaniać konwoje ewakuacyjne. Możecie nawet spróbować kontratakować cholerne miasto i rzucić się na trzy lance BattleMechów. Jednak to może być… trudne, szczególnie dla was zieleniaków.

Uśmiechnął się.

- Panie McKinley, proszę przywołać plan Rho-Delta-3.

Jak powiedział, tak zrobił. Mapa przesunęła się znacznie dalej na południe, nawet poza Pogranicze. Na wielkie pustynie Bariery. Tam odbiła lekko na zachód i zatrzymała się na jednym punkcie, zaczynając przybliżać. Widzieli obrys silnej i rozległej bazy militarnej oraz rozpościerające się przed nią osady z prefabrykatów i infrastrukturę.

- Jak już rozmawiamy o rzeczach niewykonalnych dla was, to możemy rozmawiać też o tym. To HQ Workmenów. Mamy powody sądzić, że większość kompanii najemników już została rozlokowana w Ziarnach i na Pograniczu. Obsada bazy powinna być relatywnie lekka, ale będzie tam sporo solidnych wieżyczek obronnych z mocnym uzbrojeniem. Dla szturmowej lancy mechów pilotowanych przez regularsów, żaden przesadny problem. Dla was? Wyzwanie. Ale gdybyście dali radę, to zabolałoby to tych roninów, i to mocno.

Przeciągnął po nich wzrokiem. Przez dłuższą chwilę milczał. Już mieli coś odpowiedzieć, kiedy podjął tonem, który wydawał się brzmieć gdzieś z głębi Hadesu.

- To wszystko dzieje się na raz. Jesteście potrzebni wszędzie. Nie zazdroszczę wam, młodzi. Za moich czasów było łatwiej. A wy… wy przekraczacie wrota białego koszmaru. Spójrzcie na te mapy i zdecydujcie się…

Popatrzył każdemu w oczy. Jego wzrok był jakby pusty.

- ...kto będzie żyć, a kto umrze.

Słuchając Victor tylko coraz bardziej bladł, aż można by się zacząć martwić czy szwy mu nie puściły i się nie wykrwawiał.
- Co? Jakim cudem to nasza decyzja? Kto ma najwyższy stopień?! Mogę iść, walczyć i zginąć - zadeklarował, ale w ostatnim słowie pobrzmiał brak przekonania - jeśli to uratuje moją rodzinę, ale nie wezmę na barki odpowiedzialności za setki tysięcy żyć… jestem cywilem. Większość z nas jest. Nie znam się na taktyce ani tym bardziej strategii.

Julian patrzył ponuro na obraz. Nie miał takich rozterek jak doktor Heisenberg. Wojsko było osrane. Liderzy wojskowi dając się podejść pokazali całemu Nowemu Vermontowi środkowy palec idąc do piachu. W ogóle wszyscy przywódcy czy polityczni czy wojskowi którzy się paśli na kolonii gryźli glebę. Pocieszające.

- To nasza decyzja bo nie ma nikogo nad nami. Wszyscy ludzie którym jako podatnicy płaciliśmy by w takiej chwili działali pokazali nam środkowy palec idąc do piachu lub spierdalając w podskokach do szczurzych nor. A my jesteśmy jedynymi osobami które mogą wykorzystać najpotężniejsze maszyny bojowe dostępne kolonii… Poza tym… Minutemani nie byli wojskowymi dowódcami. To byli ochotnicy. Ludzie czynu.

Wskazał mapę

- Middlebury. Ocalenie konwojów i wojska pozwoli zwiększyć siłę naszych lojalistów, a kontratak na Newport złamać najmocniejszy atut wroga, ale żaden mech nie wyjdzie z takiego starcia bez szwanku, naprawy uziemią nas na dłużej. - pokazał kolejny punkt - Siedziba Workmenów też ma priorytet. Muszą gdzieś wyklepywać te swoje mechy samoróbki. Brak bazy osłabi ich na dłuższą metę. Jeżeli będziemy zwlekać z atakiem, ufortyfikują się albo cofną część sił do jej obrony. Szczególnie że teraz będziemy mieli element zaskoczenia, po jednej lub dwóch akcjach stracimy go. - potem wskazał pozostałe - Korzyść z pozbycia się dywersantów to oddalenie głodu, ale też możliwość zniszczenia sił lotniczych wroga. Potrzebowalibyśmy jednak dobrego rekonesansu by nie latać za uciekającym wrogiem marnując czas. Uwalnianie wojska z poszczególnych stref też będzie korzystne dla nas.

- Tyle rzeczy do zrobienia… tak mało lanc. - mruknął niczym strateg pochylający się nad stołem wojennym.

- Jestem za tym, żeby jako priorytet obrać ochronę cywili uchodzących z Newport. Mieszkańcy stolicy dość już wycierpieli w pierwszych godzinach wojny, Zresztą, po to jest armia, żeby chronić ludność cywilną - Iroshizuku wyraziła opinię.

- Zgadzam się z panią Asagao - Kane kiwnęła Azjatce głową - Przede wszystkim powinniśmy skupić się na zabezpieczeniu i poprawie warunków tych którym ochrona należy się priorytetowo. We wszystkich wojnach ludnośc cywilna ponosi zawsze największe straty. Zminimalizujemy je, a potem odetnijmy wroga od zapasów. Jeśli uda się nam ustabilizować zaplecze dla uchodźców będzie gdzie przesyłać przejęte zapasy.

- Nie...niee. Nie możemy tego zrobić- powiedział młody Spencer zimnym głosem. Gołym okiem było widać iż przestał się zastanawiać i podjął decyzje.
- Jeśli chcemy ratować cywili trzeba jak najszybciej zakończyć tą wojne. Ruszając bohatersko na ratunek uciekinierom wypełnimy plany nieprzyjaciela. Tam są ich mechy, ich najlepsze jednostki i to oni przygotowali cały ten chaos atakując nie tylko wojsko i rząd, ale też nawalajac po niewinnych. Chcą byśmy tracili siły i środki na ochronę ludzi i przyjęli pozycję defensywną. Może i uratujemy setki, a może nawet tysiące, ale skażemy Republikę na zatracenie bawiąc się w idealistów. Trzeba atakować. Trzeba odebrać inicjatywę przeciwnikowi.- mówiąc głosem dość zimnym zbliżał się do wojennego stołu, aby przyjrzeć się pozycjom zanim rozpoczął mowę na nowo.
-Tu… baza Workmenów. To powinien być obecnie nasz priorytet, pokaz siły i test bojowy, czy nadajemy się na bohaterów Amerigo. Niszcząc ich osiedle zadamy wrogowi mocny cios. Osobiście proponuję przyjrzeć się linii frontu. Znaleźć sojusznicze siły będące w okolicy osiedla najemników wspomóc ich w odparciu nawały barbarzyństwa, banitów i całej tej hołoty jaka na nich naciera. Będzie to dobra rozgrzewka i pozwoli nam sprawdzić maszyny w miarę bezpieczny sposób. Następnie licząc, że uratowane przez nas siły odwdzięczą się i wspomogą nas ruszyć na HQ wroga i rozpieprzyć je w drobny mak!- końcówke mówił coraz głośniej, a jako wykrzyknik walnął dłonią w stół. Po wszystkim spojrzał na swoich rozmówców.

Ciszę po wypowiedzi Hada przerwała Jane, mrucząc pod nosem coś brzmiącego jak “kurwa mać”. Poziom skwaszenia na twarzy skoczył o trzy poziomy do góry i dało się odnieśc wrażenie, że kobieta zaraz zacznie się pocić kwasem. Albo nim pluć.
- Sarin, fosgen, bromocyjan, arsenowodór, chlorocyjan, fenylodichloroarsyna, iperyt siarkowy, chlorosiarczan etylu, tabun, soman, cyklosarin, VX, czynnik pomarańczowy, mieszanka fioletowa. Jak z tym stoicie? Stoimy, kurwa - popatrzyła na podporucznika, potem na Ishidę i znowu na McKinleya. Prychnęła dymem gdzieś do góry.

- Skoro rozpierdalają silosy ze zbożem, niszczą wszystko to pól nie oszczędzą i wszystko co tam dojrzewa idzie się jebać. Ostatnia deska ratunku to rezerwy narodowe, jeśli już ich nie przejęli. Jak to zrobili cywili możemy sobie darować bo i tak w większości zdechną. - wzruszyła jednym ramieniem - Najpierw zdziesiątkuje ich wróg, potem swoje dołożą obrażenia i choroby. Dyzenteria, dur brzuszny, salmonella, malaria. Następnie epidemie braku higieny, trupi jad z niepochowanych zwłok przedostający do wód gruntowych. Po drodze PTSD, depresje i inne gówna, więc i liczba samobójstw wzrośnie. W międzyczasie dojedzie ich głód. Wszyscy będziemy głodować - pokiwała powoli głową, a jej spojrzenie wróciło do miejscowych harceczyków - Nie pytam o zestaw małego piromana tak z dupy. Wszystkie te związki są związkami wysoce toksycznymi, o właściwościach fizycznych i chemicznych umożliwiających militarne zastosowanie. Ich charakterystyczną cechą jest śmiertelne bądź szkodliwe działanie na organizmy żywe - ludzi, rośliny i zwierzęta. - mówiła spokojnie jakby sprzedawała przepis na drinka, łypiąc na resztę ekipy pilotów i przede wszystkim im to tłumacząc:
- Same w sobie są bronią chemiczną lub jej podstawowymi składnikami, zaś celem ich użycia jest skażenie atmosfery, terenu, obiektów przemysłowych, pojazdów, infrastruktury wojskowej lub upraw czy zbiorników wodnych. W zależności od użytych czynników wywołujemy zaburzenia poszczególnych procesów biochemicznych: porażenie układu nerwowego… paraliż, krwotok wewnętrzny, upośledzenie pracy pęcherzyków płucnych i w efekcie uduszenie, halucynacje, zawroty głowy. Poparzenia zewnętrznych powłok... skóry, głębsze poparzenia układu oddechowego, bądź poparzenia niszczące tkankę aż do kości. Podrażnienie śluzówek, trwałe lub czasowe uszkodzenie delikatnej struktury jaką jest gałka oczna. Utratę przytomności, śpiączkę. Uniemożliwiamy organizmom żywym przekazywanie impulsów w przywspółczulnym układzie nerwowym i wszystko kontrolujemy od początkowej fazy testów po rozpylenie. Możliwości jest cała masa, w zależności czego na danym terenie będziemy potrzebować. Damy radę to dobierać i modyfikować w zależności od klienta i okoliczności, a skoro pierdolone brudasy chcą brudnej wojny - twarz Doe przeciął paskudny uśmiech, a stojąca długość ramienia w prawo Kane zamrugała wybałuszonymi oczami i jakby zrobiła krok w przeciwną stronę. Jane nadal mówiła - To im dajmy brudną wojnę. Jebiąc ich na dwa albo więcej batów kupimy czas. Poza tym osłabionego wroga łatwiej dojeżdżać. - popatrzyła na mapę - Na początek zapierdolmy im trochę zapasów, a resztę spuśćmy w klopie. Wojny są długie, nie?

Jej rozmówcy stali skonsternowani. Ishida nie był skonsternowany, on siedział. McKinley się odezwał pierwszy:

- Pani… Doe, mówisz o popełnianiu zbrodni wojennych. Nie możemy stoczyć się do ich poziomu i jeszcze pobić metrem mułu. To jest dokładnie ten syf od którego uciekali nasi dziadowie. Od Wojen o Sukcesję i ich broni masowego rażenia.

- Ona może mieć rację. - stwierdził Ishida tonem, jakby stwierdzał, że jutro może świecić słońce.

- Panie Ishida?

- Rozważymy pani sugestię, pani Doe. Być może właśnie tak trzeba będzie w pewnym momencie postąpić.

- To niehumanitarne!

- Z pewnością. Mogli nas nie atakować. To nie będzie dla nich ani humanitarne, ani rozsądne. Niemniej jednak być może obejdziemy się bez tak… mało finezyjnych narzędzi.

Ishida powiódł wzrokiem po ekipie.

- W takim razie gdzie chcecie lecieć na pierwszą misję? Pod taką zbierzemy pełnię dostępnych nam natenczas materiałów wywiadowczych. Pani McKinley, powtórzy pan co nasi przyjaciele rozważają?

Oficer chrząknął.

- Padło rozbicie ataku na Middlebury i uratowanie cywilów z Newport, atak na bazę Workmenów i… w zasadzie to na razie tyle. - powiódł wzrokiem po Victorze, Julianie i Jane, którzy jeszcze nie dali jasnych sugestii co do pierwszej misji.

- Najlepiej byłoby zacząć od wyrwania chwasta z naszego terenu - Doe mruczała pod nosem, wiercąc spojrzeniem punkt oznaczający bazę wroga i popalała w zadumie - To by nam sporo dało, resztę się opierdoli na oriencie. Ale - dokończyła papierosa i rzuciła go na podłogę, dusząc podeszwą buta. Zaraz też wyjęła następnego.
- Zawsze jest jebane w dupę “ale” - odpaliła szluga, pociagając zdrowo i dmuchnęła dymem ku górze - Może Juls ogarnie w pełni swoją zabawkę pod presją, a jest nas jeszcze czwórka. Aby to miało, kurwa, ręce i nogi trzeba nam się zgrać. Wyczuć maszyny. Porwiemy się do jebania a się okaże że nas kurew nie dość że zarazi syfem, to wypierdoli z floty do zera, na koniec wyrzucając przez okno na asfalt. Workmenów zaatakujmy jako drugich. Na pierwszy ogień weźmy coś lżejszego. Nie chcę potem słuchać pierdolenia że straciliśmy mechy od razu na starcie - rzuciła kwaśnym spojrzeniem w wózkarza - Middlebury. Cywili jebać, ale mówicie że są też tam w odwodzie jednostki sprzymierzone. Jeżeli pójdą na szrot ich sprzęt przejmie wróg co mu pozwoli skuteczniej dziobać tym patykiem z gównem kolejne miasta. Do czasu ataku na ich bazę skołujcie szajs o którym wspomniałam - mówiąc to uśmiechnęła się krzywo do Azjaty, lecz z całą pewnością był to uśmiech. Wbrew pozorom koleś miał łeb na karku.
- A ty młody sklej pochwę - przeniosła uwagę na podporucznika - Cokolwiek się nie stanie historię piszą zwycięzcy. Ten kto wygra wysra swoją rację na podręczniki do historii i tak to poleci dalej. Do tego od czegoś macie skillsy w propagandzie, nie? Odpalasz odpowiednią tubę, a ludzie łykają jak pelikany. Może jedno pokolenie będzie mieć sapy, drugie już sobie wychowasz. Trzecie nie zapamięta.

- Proszę mu dać spokój - Kane nie wytrzymała. Odkąd starsza blondynka wsiadła na ich oficera łącznikowego zgrzytała zębami, próbując trzymać fason, ale nie udało się, a gdy już palnęła jedno nie mogła się wycofać. Chrząknęła.
- Niczym sobie na to nie zasłużył - dodała patrząc na tę najbardziej przerażającą w tym pomieszczeniu - Wszyscy mamy wartości które powinno się pielęgnować i ich trzymać. Człowiek bez wartości nie różni… znaczy - chrząknęła, żeby dokończyć z zaciśniętymi pięściami - Są ideały jakich nie wolno deptać bez względu na okoliczności. Czy szpitale też mamy atakować? Zabijać dzieci?

Doe zmrużyła oczy, odrywając uwagę od mapy i słuchała, pykając fajkę aż policjantka skończyła w spokoju. Wtedy też przekrzywiła kark aż chrupnęło w kręgach szyjnych. Wymownym wzrokiem popatrzyła na rudzielca, potem przeskoczyła na oficerka, by finalnie wrócić do obserwacji tej pierwszej. Wystawiła też kciuk, wskazując bakłażana w moro.
- Ruchasz go że ci tak zależy? - spytała pro forma, akcentując pytanie krytycznym uniesieniem prawej brwi - Dzieci i tak w większości będą już martwe, albo skazane na śmierć. Zrobimy to co trzeba, aby wygrać. Oni nas nie pytali czy może podobają się nam nasze kaszojady w Newport. Nie wyskakuj z ekstremami jak kutas poboszcza z ministranta, wartości sobie popielęgnujemy po wojnie.

W jednej sekundzie sierżant zrobiła się czerwona, jakby ją ktoś oblał farbą. Policzki paliły z gorąca, w ustach zaschło. Wciągnęła powietrze z sykiem, mrugając i poruszając niemo ustami, a jej oczy skoczyły w przerażeniu do McKinleya czy aby to usłyszał, ale nie było opcji żeby nie usłyszał. Wszyscy słyszeli, widziała to po ich twarzach, nim nie wbiła wzroku w ziemię.
- Nie… - zaczęła i na tym miała skończyć. Uniosła jednak wzrok z powrotem na Doe - Nie… nie pani interes. Ale nie ma opcji, nawet cienia szansy, że… cokolwiek by się nie działo nie będę mordować dzieci, ani cywili.

-Doe-san, używanie takiego słownictwa nie jest konieczne - zwróciła uwagę Iroshizuku, zachowując całkowity spokój.

McKinleya zatkało, słychać było nawet ciche wciągnięcie powietrza. Ale zaraz się ogarnął.

- Doe, daruj sobie. Nie ru... - chrząknął - Nie rozumiesz. Nie po to budowaliśmy tą kolonię by ją potem tak traktować.

Ishida popatrzył na niego długim, nieodgadnionym spojrzeniem. Zwrócił się do Victora i Juliana.

- A wy? Gdzie chcecie lecieć?

- Middlebury. Potem od razu na bazę Workmenów. - stwierdził Julian bez zastanowienia, po czym wskazał na mapę mówiąc poważnie - Uratujemy dużo wojska i cywilów, ocalimy trochę zasobów. Uderzając zaraz potem na bazę Workmenów nie damy im czasu na przygotowanie obrony i zadamy dwa potężne ciosy, wzmacniając morale Vermontczyków. Zastrzeżenie: pancerz ablatywny wymienia się bez problemów, prosta reparacja. Uszkodzenia struktury to co innego. Jeżeli ktoś da się uszkodzić pod Middlebury będzie musiał iść z tym na akcję do Roboli.

Starał się myśleć analitycznie w tej kwestii.Jeżeli skupimy się tylko na atakowaniu - siły już będące na naszym terenie zrujnują kolonię. Pyrrusowe zwycięstwo. Będziemy bronić tylko cywili i zasobów - wróg nas wymanewruje, zniszczy wojsko, nie będziemy mogli być wszędzie na raz. Przegrana. Luzowanie samego wojska - masakra cywili, zniszczenie zaplecza kolonii. Wojna totalna? Ten dżin raz wypuszczony z butelki nie da się do niej zagnać z powrotem. Jak powiedział podporucznik - skończy się to zostaniemy mini-kopią Stanów Sukcesorskich.

Ishida po raz drugi kiwnął głową Julianowi z czymś na wzór rodzącego się szacunku.

- Ma to dużo sensu. Będziemy gotowi, aby w pełni i na szybko zreperować pancerz ablatywny oraz wymienić amunicję. Zaraz potem polecicie do bazy. Jeśli będzie trzeba, dostaniecie dodatkowe stymulanty. Potem odchorujecie. Teraz… ten tydzień będzie dla was bardzo ciężki. Obiecuję to wam. Ale wyjdziecie z niego silniejsi. New Minutemen.

Powiódł wzrokiem po wszystkich raz jeszcze.

- Koniec odprawy. Pan McKinley przekaże wam materiały do nauki. A teraz pójdźcie. Chcę wam coś pokazać. - drugi raz tego poranka twarz pękła mu w uśmiechu.

Gdy Victor słuchał dyskusji czuł tylko narastającą… słabość. Aż w pewnym momencie nie mógł już ustać na swoich nogach. To było za dużo… za dużo, za dużo za dużozadużo… “Po pierwsze, nie szkodzić” taką przysięgę składał, a teraz… teraz przekonywano go, że słusznym jest używanie broni chemicznej. Zaraz sięgną po gaz musztardowy. Teraz, po dziesięciu latach z dala od szpitali sam by nie potrafił wymienić takiej litanii jak Doe, kim ona jest?!

Usiadł… nie brał udziału w dyskusji. Tylko słuchał, bo nie wiedział czy da radę z zaciśniętego gardła wydobyć jakikolwiek męski dźwięk w tym momencie. Rana paliła go jakby przed chwilą ją otrzymał. Absurd, absurd… Jasna cholera, ale chciało się mu jarać. Zwolnić myśli. Wyłączyć się na kilka godzin aby umysł mógł odpocząć.

“Macie złego człowieka. Ja się do tego nie nadaję…” - prawie powiedział, ale tylko usta poruszyły mu się bezgłośnie. Nie był w stanie wydać z siebie dźwięku.
 

Ostatnio edytowane przez Micas : 21-02-2021 o 10:14. Powód: korekta muzyki
Lynx Lynx jest offline