Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2021, 18:16   #129
Leb Harr
 
Reputacja: 1 Leb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputację
To nie były krasnoludzkie tunele. Żaden krasnolud nie zmuszał by swoich pobratymców do schodzenia po dziesiątkach żelaznych szczebli drabiny, pod którą ziała pustka zakończona kamienną posadzką. A już z całą pewnością wiodącą przez studnie i nie prowadzą do komnaty, której posadzkę ozdabiał jakiś plugawy symbol. Tysiące schodów w niekończących się schodowych klatkach owszem, ale nie drabina. Śmierdziało mu to pomysłowością elfów, ale prymitywizm wykonania nie pozostawiał wątpliwości. To była nędzna, ludzka robota. I prowadząca do miejsca, które głupi ludzie wykorzystać chcieli do bratania się z siłami, które aż nadto do nich się zbliżyły. Ludzkie osiedla, wioski i miasta, wszystko było żywym dowodem na to, że potęgi Chaosu żyły pośród nich i współtworzyły ich potęgę. Ale i tego było im mało. Musieli plugawić wszystko wokół nich. I miejsce w którym się znaleźli było tego żywym dowodem.


Krasnolud schodził w dół niezgrabnie, nie miał bowiem doświadczenia, umiejętności ani zręczności niezbędnej do tego by podążać taką ścieżką. ALe musiał. Schodził więc złorzecząc w myślach. Obiecując sobie, że ktoś za to odpowie. Dwukrotnie osłabiona raną noga zawiodła go, ale na szczęście miał dość krzepy w rękach, by się utrzymać. Jego gniew jednak narastał. Z tego też względu zaraz po zejściu w dół wydobył swój miecz. A jako drugi wyjął sobie zabrany miecz Svena. Nigdy nie walczył dwoma mieczami, ale parować potrafił. Chyba. Uznał jednak, że lepsze to niż nic. Z dwoma obnażonymi ostrzami ruszył w kierunku z którego dochodził śpiew.


„Sumat per te preces,

Qui pro nobis natus,

A’ve patris Tzeentch!!

A’ve maris Tzeentch!!”


Krasnoludowi nic a nic nie podobała się ta trupa śpiewaków. I choć zupełnie nie rozumiał słów ich pieśni jedno imię sprawiało, że Bigdebinowi jeżyły się włosy na plecach. Wiedział, że nie wolno tym na dole pozwolić dokończyć rytuału, bo najpewniej obudzą kolejną bestię podobną do tej z którą dopiero co się uporali. I wiedział, że najlepszym sposobem by to zrobić, jest przerwać ich rytualne zabawy. Wiedział, że najpewniej poza kislevitą nikt inny nie pójdzie mu w sukurs, ale wyjście z lochów było dokładnie po drugiej stronie pieczary, w której ludzie wyczyniali swe harce. Na Hansa i Bombastusa nie było co liczyć, szczęściem będzie jeśli ocalą to ludzkie szczenię. Ważniejszym jednak od tego wszystkiego, co krasnolud czuł podświadomie, było przerwać tym na dole. I Bigdebin „Żelazna Dłoń” Durendin to uczynił.


Wyprostował się i nie zważając na swoich kompanów puścił się biegiem, po schodach które dostrzegł z boku, w dół. Ostatnie zaś stopnie pokonał skokiem z rykiem rodowego wezwania „Durendin!!” na ustach.


Szedł na śmierć, ale zdarzało mu się to w życiu. Czy jeden raz więcej mógł mu zaszkodzić?



5K100: 12, 41, 38, 76, 51
 
Leb Harr jest offline