Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-02-2021, 10:53   #121
 
Leb Harr's Avatar
 
Reputacja: 1 Leb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputację
Bigdebin nigdy nie ufał ludziom a to, że ledwie uszedł z życiem z pułapki, którą oni „rozbespieczyli” uznał za znak od bogów. Tym bardziej, że to ludzie go tu sprowadzili. Wszystko co złe, to ludzie i to co ze sobą nieśli. Z drugiej strony, miał zbadać lochy przodków i to było zadanie z którym przybył do opactwa. I właśnie je badał. Nawet jeśli nie szło tak, jak pierwotnie zakładał, że będzie to wyglądało. Teraz też, gdy przyszło mu walczyć z jakąś bestią ludzie podali tyły. Jak jeden mąż. No może poza tym kislevitą. Który zresztą okazał się trzeźwo myślącym człeczyną. Ciśnięte przez niego szarżującej bestii ciało Jonasa zatrzymało ją na czas wystarczający, by krasnolud wysforował się do przodu i złapał podaną mu, ludzką broń. Krasnolud zważył ją w rękach, po czym ruszył ku bestii. Która schwytawszy ciało wojaka skupiła się na nim i szarpała go długimi kłami rozrywając ciało, mięśnie i ścięgna. Wygłodzona najwyraźniej, jak rzekł ten, który podawał się za medykusa.


„Żelazna Dłoń” wiedział, że nie będzie to równy bój a on może mieć mało okazji do tego, by zadać monstrum obrażenia. Stwór był zbyt szybki, zbyt zwinny. Krasnolud mógł mu przeciwstawić tylko determinację, nieustępliwość i wolę walki. I czterdzieści sześć pokoleń wojowników z których żaden nie splamił się tchórzostwem. I Bgdebin „Żelazna Dłoń” Durendin nie miał zamiaru być pierwszym w rodzie. Zawrzała w nim krew pokoleń przelewana obficie w setkach bitew i potyczek. I zadział instynkt. Bez wahania krasnolud doskoczył do skupionej na nieodżałowanym Jonasie bestii. I zaatakował. Z całą mocą na jaką go było stać. Ale już bez zawołania rodowego. Nie miał zamiaru przestrzegać maszkary.



5K100: 99, 28, 78, 08, 11
 
Leb Harr jest offline  
Stary 15-02-2021, 12:26   #122
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Bestia rzuciła się na ciało Jonasa, jak wygłodniały ogar rzuca się na ciśnięty mu gnat. Tyle, że interesowała się nim ledwie chwil kilka. Na tyle, by Sven zdołał się z synem przepchnąć na tyły. By zdążył do nich dołączyć Hans, który ewidentnie nie chciał mieć z maszkarą nic wspólnego. I by krasnolud zdołał się wysforować ruszając ku poczwarze z toporem kislevity w garści. Jego śladem ruszył Jorg i Semen. Bombastus cofając się ku Hansowi i Svenowi obserwował starcie. Zastanawiając się cały czas nad tym skąd w takim miejscu pojawić się mogła żywa istota? Wszak musiała się czymś żywić i choć wyglądała na solidnie niedożywioną, to jednak funkcjonowała. Jeśli była żywa. Jeśli… Do uszu skupionego i zamyślonego Hohensteina doleciał odległy, dochodzący jakby ze studni dźwięk. Coś jakby odgłos śpiewu?

Bigdebin dopadł bestii w kilku krokach. Zamach jaki wziął możliwy był tylko dzięki temu, że walka toczyła się już w skąpanej w półmroku komnacie. Tu nie zapalały się żadne kryształy, ale krasnolud widział swój cel doskonale. Topór zatoczył łuk i z rozmachem…

Susu, jakim bestia oderwała się od Jonasa, nie powstydził by się nawet kot. Topór, który niechybnie roztrzaskał by grzbiet maszkarze przeciął jedynie kosmyk jej długich, siwych włosów i z trzaskiem huknął o posadzkę.

I żeleziec pękł. Zostawiając krasnoluda z gołym trzonkiem.

Bestia doskoczyła do karasnoluda nim ten zdołał wyjść ze zdumienia. Choć i tu zadziałały odruchy. Krasnolud odbił cios szponiastej łapy drzewcem w bok po czym wraził jej drewniany trzon w paszczę powstrzymując kły, którymi zakłapała o kilka centymetrów od jego brody. Poczuł smród rozkładu, zgnilizny, ale nad tym nie zastanawiał się w tej chwili. Teraz odepchnął obórącz pysk z zatrzaśniętymi na trzonku kłami. I odrywając się od szkarady dobył miecza. Ciosu od dołu, w udo, nawet nie poczuł. Dopiero gorąc w nodze uzmysłowił mu, że kolczuga puściła a szkarada ma tak samo długie pazury na łapach rąk i nóg.

Jorg dopadł bestii na równi z Semenem. W chwili, kiedy skupiona na krasnoludzie, niebacznie odsłoniła im swój profil. Cios jego miecza nie miał prawa chybić. I nie chybił. Miecz wszedł w muskularne ramię, lecz szkody jakie poczynił były zdumiewająco liche. Czy to była sprawa jakości oręża czy umiejętności samego Jorga, trudno było osądzić. Maszkara zasyczała odskakując w tył. Pewnie pod wpływem ciosu szabli Semena, który zaatakował z właściwą sobie determinacją. I wyrachowaniem. Pod kolano. W ścięgna.

Bombastus stał obserwując pojedynek, ale jego myśli błądziły wokół dźwięku, który przez szczęk oręża i odgłosy wydawane przez walczących docierał do niego z coraz większa mocą. Dźwięku, który przypominał mu dawno słyszaną pieśń. Jej słowa miał gdzieś na granicy percepcji, na końcu języka, tuż tuż. Garard, który stał z tyłu, trzymając Svena za rękę, odezwał się w tej właśnie chwili - Tete? To ta piosnka, co to nam ten pan kazał w jaskini śpiewać!! To ona!! Słyszysz? - Sven naraz też usłyszał dziwny, monotonny zaśpiew. Tak jak i Hans. Spojrzeli na siebie starając się namierzyć źródło. Dźwięk niósł się z jaskini, gdzie Bigdebin, Semen i Jorg toczyli nierówny bój z bestią, która zdawała się większa od każdego z nich. I szybsza. I po stokroć bardziej zdeterminowana…

O tym pierwszy przekonał się Jorg. Stwora jeszcze przed chwilą cofała się próbując utrzymać ciężar ciała na ciętej przez Semena nodze gdy naraz skoczyła do przodu mocnym susem wybijając się do przodu, wysoko, nad głowę człeka. Tym bardziej, że aż skulił się nieco przestraszony wizją zderzenia z masą mięśni, szponów i nienawiści.

Jorg poczuł siłę pędu przeskakującej nad nim bestii. Tego, że jej szpony rozszarpały mu szyję już nie poczuł. Krew trysnęła z rozciętej tętnicy w jednej chwili posyłając człeka na ziemię. Upuszczona na ziemię, oliwna latarnia, stuknęła niebezpiecznie na kamiennej płycie, ale na szczęście jej solidna konstrukcja wytrzymała. Mięcz szczęknął upuszczony przez słabnącą dłoń. Bigdebin pierwszy skoczył w ślad za maszkarą wyprzedzając Semena tylko o włos. Bestia zaś wylądowała na wprost przed przerażonym Bombastusem. Który nie spodziewał się takiego spotkania. A jedyną osobą z bronią w ręku, która mogła by go osłonić, był Hans. Kryjący się za plecami medyka…


***

Proszę Quantuma o nie postowanie [formalność, rzecz jasna]
A kto nie chce, żebym za niego rzucał, niech pod postem wstawi 5K100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon

Ostatnio edytowane przez Bielon : 15-02-2021 o 15:05.
Bielon jest offline  
Stary 16-02-2021, 22:23   #123
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen skoczył na stojącego do niego tyłem stwora, sieknął szablą przez kark wkładając w cios cala silą swego mocarnego ramienia. Przyznać trzeba, że jebnąć potrafił porządnie.
 
Mike jest offline  
Stary 17-02-2021, 21:59   #124
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Bombastus słyszał monotonny zaśpiew. Jego myśli błądziły wokół dźwięku, który przez szczęk oręża i odgłosy wydawane przez walczących docierał do niego z coraz większa mocą. Dźwięku, który przypominał mu dawno słyszaną pieśń. Jej słowa miał gdzieś na granicy percepcji, na końcu języka, tuż tuż.
Kto wie, może nawet by skojarzył, gdyby tuż przed nim nie wylądowała nagle maszkara jak z koszmaru pijanego kryptozoologa. Zaskoczony upuścił pałkę i skulił się odruchowo. Nie żeby to robiło różnicę, w walce nie miał żadnych szans. Miał natomiast... gwizdek. Mały, metalowy, zawieszony na szyi. Przy poziomie strachu jaki przeżywał i tak już hiperwentylował, dlatego kiedy dmuchnął w gwizdek, miał wrażenie, że aż mu oczy z orbit wychodzą.
Taki dźwięk mógł przerwać śpiewy dochodzące ze studni. A co więcej, choć dla ludzi ten dźwięk był z pewnością nieprzyjemny, dla doskonalszych, bardziej wrażliwych na wysokie tony uszu, jakie często mają drapieżnicy, mógł być jeszcze większą torturą.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 19-02-2021, 07:11   #125
 
Leb Harr's Avatar
 
Reputacja: 1 Leb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputację
To była gorsza potwora, niż na pierwszy rzut oka się wydawało. Krasnolud zdobycie tej wiedzy okupił raną, która falą gorąca oblała jego udo. Nie było czasu na wnikliwą analizę, krasnoludowi dość było, że nie trafiła w tętnicę. Wówczas już by było po nim. Na szczęście stara kolczuga, choć puściła, to nie na tyle by monstrum zostawiło za sobą Bigdebina w pokonanym polu. A Bigdebin miał już taką cechę, że jak mu kto za skórę zalał sadła nie odpuszczał. Nie odpuścił i tym razem. Pozbawiony broni dobył miecza i ruszył za bestią w chwili, kiedy na ziemię padł Jorg tryskając krwią z rozciętej tętnicy. I upuszczając na ziemię swą latarnię.

Latarnię. Krasnolud biegnąc do bestii, która zagroziła tym jego towarzyszom którzy nie mieli doświadczenia w walce, porwał z ziemi upuszczoną oliwną latarnię i szybkim ruchem otworzył skobel blokujący drzwiczki. Wyrwał je niemal, po czym zaatakował stwora. Sztychem z tyłu na tyle solidnym, by przyszpilić wołu. Widział z boku, jak kislevita swoją szablą tnie brutalnie monstrum. Sam zaś uniósł latarnię w górę i widząc odwracającą się bestię chciał krzyknąć „Odsuńcie się od niej!” do kompanów, po czym strzaskać latarnię na łbie bestii podpalając ją.

Chciał, bowiem naraz w jaskini rozległ się przeraźliwy gwizd. Gwizd, który nawet zacietrzewionego w walce krasnoluda zmroził. To mogła być szansa na zapalenie otumanionej bestii. Przełamując otępienie spowodowane gwizdem, krasnolud uniósł lampę, po czym cisnął nią w maszkarę.

Modląc się by trafił. Bo w rzucaniu nigdy nie był prymusem.


5K100: 21, 92,, 98, 10, 29
 
Leb Harr jest offline  
Stary 19-02-2021, 19:43   #126
 
Graygoo's Avatar
 
Reputacja: 1 Graygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputację
Plecy medyka skurczyły się w zastraszający tempie stawiając Hansa oko w oko z maszkarą. Widok nie należał do przyjemnych toteż człek niemal natychmiast wykonał półobrót i cisnął wór w stronę maszkary mając nadzieję na zdobycie chociaż kilku sekund przewagi. Nie zważając na rezultat rzutu Hans skoczył w tył, byle dalej od potwora. Limit odwagi został wyczerpany.

 
Graygoo jest offline  
Stary 20-02-2021, 08:58   #127
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Pisk gwizdka, jaki wypełnił jaskinię dźwięcznym echem poniósł się w dal, ale w swoim epicentrum był nie do wytrzymania. Bestia, która dotychczas zdawała nic sobie nie robić z zadawanych jej ciosów, jakby jej wychudzone ciało mogło znieść wszystkie obrażenia, teraz zamarła kuląc się cała. Szponiastymi łapami drąc sobie skórę na policzkach w szale i niemal namacalnym bólu, próbując osłonić skórzaste uszy.

Semen i Bigdebin tylko na to czekali. Ich miecze cięły ciało głęboko, do kości. Jakby chcieli przez rozczłonkowanie powalić zajadłego przeciwnika, którego zdawała się nie imać żadna broń. Który mimo ran wciąż był żwawy, agresywny, groźny. Który zniósł ciosy, jakich nie przetrwał by żaden ze znanych im wrogów. I który wciąż szczerzył do nich swą pełną kłów paszczę.

- Do tyłu! - ryknął krasnolud a jego ręka dzierżąca latarnię zatoczyła łuk. Latarnia koziołkując w powietrzu przygasła, ale wszystko to trwało ledwie ułamek chwili, bo naraz z trzaskiem wylądowała na kosmatym łbie maszkary tryskając oliwą i odłamkami. A po czerepie bestii zaczął sunąć złocisty wąż, pełzając w dół, w miejscu gdzie spłynęła po ciele oliwa z roztrzaskanej lampy.

Bestia jakby żgnięta do żywego z wyciem skoczyła do przodu, na wprost, na ostrza swoich oprawców. Ci jej nie odpuścili. Cięli szeroko, z rozmachem, wykorzystując okazję że stwór był oszalały z bólu. Miecz i szabla weszły w żylaste ciało przecinając skórę, mięśnie, ścięgna. Odrzucając maszkarę w tył. Na ścianę. I korytarz w którym kulił się Bombastus a Hans krył się za Svenem i jego synem. Dla Hansa było to już zbyt wiele. Cisnął wór za siebie i rzucił się do ucieczki. Niepomny, że korytarz za nim jest przyblokowany.

Skowyt rannej maszkary zagłuszył nawet przeraźliwy świst gwizdka medykusa. Nie zagłuszył jednak krzyku Svena w którego kark wgryzła się ranna, płonąca bestia. Jakby chciała w tej ostatniej chwili poprzez cudzą śmierć oddalić własną. Szpony już nie cięły tak głęboko ale na wieśniaka o przerośniętych ambicjach było tego aż nadto. Upadł na kolana resztką sił wypychając do przodu Guntera, który z rozszerzonymi z przerażenia oczyma patrzył na maszkarę rozszarpującą mu ojca. Semen i Bigdebin skoczyli obok skulonego Bombastusa licząc, że dopadną bestię nim ta zabije Svena.

I choć wykorzystując nieuwagę bestii rozsiekali ją na swych ostrzach, dla Gnojarza spóźnili się o dwa uderzenia serca…


***

To z całą pewnością nie był triumfalny pochód. Nie było powodu do świętowania. Z dosyć sporej grupy śmiało wkraczającej do sekretnego lochu klasztornego ostali się jedynie Bigdebin, Semen, Bombastus, Hans i zamknięty w sobie od chwili śmierci ojca Gunter. Dziesięcioletni szkrab za mały był na to wszystko, jego umysł nie miał prawa zrozumieć tego co się stało. A widoki nie znikały spod powiek, mimo strumieni płynących bezgłośnie łez. Bombastus zajął się ranami krasnoluda, który już nie był aż tak samodzielny w opatrywaniu jak dotychczas. Tylko Hans był zadowolony z przebiegu zdarzeń. Nikt nie zwrócił uwagi z jaką pieczołowitością układał zwłoki Svena. On zaś miał kolejne trofeum do swego wora, który rzecz jasna po śmierci bestii odzyskał. Sven miał całkiem solidną sakiewkę. Jak na wieśniaka.

Ruszyli w kierunku z którego dochodził ponury dźwięk śpiewanej pieśni. Do studni. W której dostrzegli żelazne stopnie drabiny wkutej w jej ściany. Pokonali ją w zmienionym szyku. Tym razem na przedzie szedł Semen i Bigdebin, Bombastus starał się pomóc Gunterowi, ale maluch z pordzewiałą drabiną radził sobie dosyć sprawnie. Zamykający pochód Hans czuł, że towarzysze mogą mu mieć za złe ucieczkę z pola walki. Nie przejmował się tym. Jego wór pęczniał. Zimny wiatr wiejący w studni studził myśli. I niósł ze sobą ostrzeżenie. Tym bardziej, że to tą drogą wyszła bestia, która ich zaatakowała.

Studnia miała dobrych pięćdziesiąt szczebli, ale kończyła się w suficie niskiej sali skąpanej w mroku. Tu nie było kryształów rozświetlających. Była latarnia Hansa, ale i tę zgasili. Głosy śpiewanego chorału były aż nadto wyraźne by mieć wątpliwości co do odległości, jaka dzielić miała ich grupę od „śpiewaków”. Lepiej było skorzystać ze skrytego do nich podejścia. Jeśli to w ogóle było możliwe.

Komnata miała dobrych pięćdziesiąt kroków średnicy, ale uwagę zwracał jedynie wyryty, wypalony wręcz na ziemi pentagram i szereg symboli, które żadnemu z nich nie mówiły nic. Bombastus, jak przez mgłę przypominał sobie, że widział gdzieś podobne ryciny opisujące przeklęte rytuały przywołań, ale nawet sam przed sobą nie przyznawał się, że czytał kiedyś poświęcone temu zagadnieniu księgi. Że je choć w rękach trzymał. Nie mniej jednak podszedł do kamiennego kręgu palcem macając brzegi symboli. Kamień był tu spalony, jakby ogromna energia wypaliła tu ten symbol. Dopiero w tej chwili zorientowali się, że w ogóle cokolwiek widzą tylko dla tego, że w sąsiednia pieczara, do której wiodły szerokie kamienne schody i z której niósł się śpiew, lśni jasnym blaskiem. Ruszyli ostrożnie, niechętnie wręcz, ale wybór mieli bardzo ograniczony. Jak ćmy do światła.

W szyku i z dobytą bronią. Wiedząc, że pieśń nie śpiewa się sama. Zeszli po szerokich schodach wyraźnie widząc obszernych rozmiarów jaskinię oświetloną blaskiem wielu zapalonych pochodni. Schody prowadziły ich na otoczoną kunsztownie zdobioną kamienną balustradą galerię. Z której mieli doskonały widok na scenę rozgrywającą się w dole. A był na co popatrzeć. Na dole, w karmazynowych habitach, stało ich sześciu. W kręgu. Każdy trzymał w dłoni świecę i dziwnie zakrzywione noże. A przed nimi, na podobnie do poprzedniej komnaty wypalonym symbolu, okręgu z wpisaną weń gwiazdą i dziesiątkiem symboli na brzegach, leżał jakiś spętany nieszczęśnik. Po drugiej stronie jaskini jaśniało odległym światłem dnia szerokie wyjście nieregularnego tunelu. A za plecami jednego ze śpiewających zakapturzonych postaci widać było ułożone na kamiennym postumencie, niczym na ołtarzu, wota. Ofiary składane jakiemuś posągowi o wielu mackowatych ramionach i koszmarnie wykrzywionej paszczy. Skarby i łupy. Jak obiecywał Sven. W pieczarze zaś niósł się śpiew. Równy. Magnetyzujący.

A’ve, maris Tzeentch,
A’ve patris Tzeentch,
Dei Mater alma,
Atque semper Virgo
Felix coeli porta.
Sumens illud Tzeentch A’ve
Gabriélis servus ore,
Funda nos in pace,
Mutans Hevae nomen.
Solve vincla reis,
Profer lumen caecis,
Mala nostra pelle,
Bona cuncta posce,
Monstra te esse Matrem,
Sumat per te preces,
Qui pro nobis natus,
A’ve patris Tzeentch!!
A’ve maris Tzeentch!!


***

Proszę Anonima o nie postowanie i kontakt na PW
Pozostałych Graczy proszę o 5k100 w waszych postach. Przyzwyczajenie.

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 20-02-2021, 22:24   #128
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Bombastus wsłuchał się w słowa i kiedy zrozumiał co mu nie pasowało, stłumił śmiech. ~Miej morze Tzeentcha? Owszem, patris to ojciec, ale maris to wcale nie oznacza matki.
Stara dobra sztuczka skrybów, ojciec Anzelmus opowiadał o niej kiedyś przy winie - tak jak cytując treść zaklęcia dla bezpieczeństwa zamieniano niektóre samogłoski na przydechy, tak w piśmie zmieniano jedną, dwie litery by nawet po trafieniu w niegodne ręce opisy bluźnierczych rytuałów i tak były bezużyteczne. Nie żeby sprawiało to różnicę nieszczęśnikowi, który właśnie miał zostać złożony w ofierze. A i kto wie czy i Pana Zmian nie rozbawi pomyłka sekciarzy i czy się im nie objawi. Przy odrobinie szczęścia zginą pierwsi, ale Bombastusowi wcale się nie uśmiechało ginąć zaraz po nich...

Phillippus Aureolus Theophrastus Bombastus von Hohenstein spędził wiele długich godzin, dni i tygodni ślęcząc nad niewyraźnymi rycinami z odbitek Herr Kserra i tracąc wzrok (i zdrowe zmysły) ucząc się na pamięć całej ludzkiej anatomii, wszystkich dwustu sześciu kości dorosłego człowieka, każdego jednego nerwu, poczynając od dwunastu par nerwów czaszkowych, każdego mięśnia i miejsc jego przyczepów... A te chuje próbują tę całą wiedzę unieważnić? Pomutować sobie? Niedoczekanie skurwieli. Sługi Nurgla jeszcze ewentualnie to mógłby tolerować, oni zarażają, on leczy, nie miał nic przeciwko uczciwej grze. Ale to... Tego tolerować nie mógł.

Gdyby był wojownikiem, rzuciłby się do szarży.
Gdyby był magiem, rzuciłby kulę ognia. Albo trzy.
Ale był medykiem. Uczonym. I rzucić mógł co najwyżej soczystą kurwą waszą macią...

Albo przypomnieć sobie co nieco z alchemii.
- Odwrócę ich uwagę - wyszeptał do ucha najbliższemu z towarzyszy. I kiedy oni schodzili, on zabrał się do roboty.

Medyk zmieszał cukier, perfumy, siarkę z główek zapałek, napar kojący (tajnym składnikiem jest krowi mocz), okruchy kolorowej kredy, alkohol, zamknął to w fiolce i pod korek wcisnął kawałek sznurka. Jak się mikstura "przegryzie", a fiolka z nią rozbije się na dole to co prawda nie wybuchnie spektakularnie i wybije wszystkich kultystów, ale za to może buchnie kolorowym dymem, a już na pewno śmierdzieć zacznie zupełnie nieadekwatnie do powagi rytuału. Fiolkę spuścił na sznurku, który przydeptał, by za szybko nie spadła.

I odezwał się na głos:
- Nosz kurwa mać, co to ma być? Wszystko pokręciliście! Słowa się nie zgadzają, co Wy, Mannana chcecie przyzwać, że o morzu śpiewacie? Ale to by jeszcze przeszło, Tzeentch lubi zmiany... Ale że tak wszyscy nieruchomo, na stojąco, wszyscy tacy sami... Gwiazda zmian bardzo ładnie wyrysowana, przyznaję. Podwójny krzyż wzmaga szansę na mutację, pewnie. Ale gdzie ruch?! Stoją nieruchomo i śpiewają, jak na jasełkach ku czci Sigmara. - westchnał teatralnie i podniósł lekko stopę, pozwaląc fiolce na upadek.
- Dobrze, że zdążyłem, na siedmiu się trzeba inaczej ustawić, z jednym wolnym, żeby ciągle sześciu stało, tak, ale trzeba stale chodzić między pozycjami, co symbolizuje drogę do zmian, rozumiecie, jeden podchodzi, staje obok drugiego i teraz drugi musi iść do innego, tylko nie można się powtórzyć, zaraz zaczniemy od nowa... - z dołu zaczęło coś solidnie śmierdzieć - Miało tak walić? No mówiłem, mówiłem, że źle robicie!

34, 33, 63, 42, 47
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 21-02-2021 o 22:38.
hen_cerbin jest offline  
Stary 21-02-2021, 18:16   #129
 
Leb Harr's Avatar
 
Reputacja: 1 Leb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputację
To nie były krasnoludzkie tunele. Żaden krasnolud nie zmuszał by swoich pobratymców do schodzenia po dziesiątkach żelaznych szczebli drabiny, pod którą ziała pustka zakończona kamienną posadzką. A już z całą pewnością wiodącą przez studnie i nie prowadzą do komnaty, której posadzkę ozdabiał jakiś plugawy symbol. Tysiące schodów w niekończących się schodowych klatkach owszem, ale nie drabina. Śmierdziało mu to pomysłowością elfów, ale prymitywizm wykonania nie pozostawiał wątpliwości. To była nędzna, ludzka robota. I prowadząca do miejsca, które głupi ludzie wykorzystać chcieli do bratania się z siłami, które aż nadto do nich się zbliżyły. Ludzkie osiedla, wioski i miasta, wszystko było żywym dowodem na to, że potęgi Chaosu żyły pośród nich i współtworzyły ich potęgę. Ale i tego było im mało. Musieli plugawić wszystko wokół nich. I miejsce w którym się znaleźli było tego żywym dowodem.


Krasnolud schodził w dół niezgrabnie, nie miał bowiem doświadczenia, umiejętności ani zręczności niezbędnej do tego by podążać taką ścieżką. ALe musiał. Schodził więc złorzecząc w myślach. Obiecując sobie, że ktoś za to odpowie. Dwukrotnie osłabiona raną noga zawiodła go, ale na szczęście miał dość krzepy w rękach, by się utrzymać. Jego gniew jednak narastał. Z tego też względu zaraz po zejściu w dół wydobył swój miecz. A jako drugi wyjął sobie zabrany miecz Svena. Nigdy nie walczył dwoma mieczami, ale parować potrafił. Chyba. Uznał jednak, że lepsze to niż nic. Z dwoma obnażonymi ostrzami ruszył w kierunku z którego dochodził śpiew.


„Sumat per te preces,

Qui pro nobis natus,

A’ve patris Tzeentch!!

A’ve maris Tzeentch!!”


Krasnoludowi nic a nic nie podobała się ta trupa śpiewaków. I choć zupełnie nie rozumiał słów ich pieśni jedno imię sprawiało, że Bigdebinowi jeżyły się włosy na plecach. Wiedział, że nie wolno tym na dole pozwolić dokończyć rytuału, bo najpewniej obudzą kolejną bestię podobną do tej z którą dopiero co się uporali. I wiedział, że najlepszym sposobem by to zrobić, jest przerwać ich rytualne zabawy. Wiedział, że najpewniej poza kislevitą nikt inny nie pójdzie mu w sukurs, ale wyjście z lochów było dokładnie po drugiej stronie pieczary, w której ludzie wyczyniali swe harce. Na Hansa i Bombastusa nie było co liczyć, szczęściem będzie jeśli ocalą to ludzkie szczenię. Ważniejszym jednak od tego wszystkiego, co krasnolud czuł podświadomie, było przerwać tym na dole. I Bigdebin „Żelazna Dłoń” Durendin to uczynił.


Wyprostował się i nie zważając na swoich kompanów puścił się biegiem, po schodach które dostrzegł z boku, w dół. Ostatnie zaś stopnie pokonał skokiem z rykiem rodowego wezwania „Durendin!!” na ustach.


Szedł na śmierć, ale zdarzało mu się to w życiu. Czy jeden raz więcej mógł mu zaszkodzić?



5K100: 12, 41, 38, 76, 51
 
Leb Harr jest offline  
Stary 21-02-2021, 21:37   #130
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Weiss - mruknął spod wąsa Semen - widziałem co tam żeś do wora chował. Twoja sprawa, ja tam się do biznesów innym nie przysrywam, ale jeśli chcesz ten worek wynieść to się kurwa przysporzysz do roboty, my z kurduplem weźmiemy na siebie uderzenie, ale ty masz być tam z nami i po dorzynasz te bydlęta, co nam się wywiną spod żelaza.
Splunął w garście, zatarł, solidniej ujął szablę mruknął pod nosem "ciort wazmi emeryturę" i pognał za krasnoludem. Jako, że kulasy miał od niego dłuższe więc dogonił go. Równocześnie wypadli na zaskoczonych gadaniem medykusa kultystów.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172