Leiko Maruiken była teraz jak rozstrojony shamisen. Z pozoru piękna i wyniosła, ale wewnętrznie rozstrojona.
Shimoda niewątpliwie wywarła mocne i nieprzyjemne piętno na łowczyni. I opuszczenie tego miejsca przyjmie z ulgą. Byle dalej od koszmarów jakie to miejsce przyniosło.
Sytuacja
Leiko była nie do pozazdroszczenia. Mnisi z pewnością podejmą kolejne próby by ją złapać, jej siostrzyczka nadal była w niewoli ( i to z jej powodu), a duszę zatruwały wizje i słowa martwego już
Gozaemnona, a choć Kogucik przeżył to jego kariera łowcy Oni zaległa w grobie.
Teraz czekała zaś na
Sakusei, a ta wróciła wyraźnie wzburzona i gniewna.
I zarządziła zebranie.
Mała miko i jej
yojimbo, Leiko i jej tygrys, oraz sama Pajęczyca.
Niewielkie było grono tych, którzy stawili opór
Hachisuka, mnichom i potworom. Brakowało tu wielu innych, choćby
Daikuna... który z pewnością wiedział więcej niż mówił. Ale też miał talent do pojawiania się znienacka i znikania gdy tylko robiło się gorąco.
Pajęczyca wyjaśniła sytuację starając się panować nad buzującym w niej gniewem.
-Starszyzna zadecydowała. Tsuchigumo zakończyły swoją misję i rozejdą się. - rzekła na początku zebrania. Opierając się o katanę wydawała się być wodzem pokonanym nie przez wrogą armię, a bunt we własnych szeregach. Frustracja wręcz wylewała się ruchów, postawy i tonu.
- A twoja obietnica?- zapytał ją
Sasaki Kojiro.
- Zostanie uszanowana. Żona daimyo ukryta zostanie w bezpiecznym miejscu. To się nie zmieniło. Tyle że my już się w wasze sprawy nie będziemy angażować… w całości przynajmniej.- odparła
Sakusei i wzruszyła ramionami dodając.-
Udało mi się przekonać Starszych bym mogła zająć się tym problemem. Przydzielono mi też eskortę. To niewiele, ale lepsze niż nic.
Następnie zadecydowała za wszystkich.
- Jak tylko ranny dojdzie do siebie wyruszamy wszyscy na północ. Niedaleko stąd jest karczma w której możemy się zatrzymać. Z dobrym jadłem i nawet gorącymi źródełkami. Przyda nam się porządny odpoczynek po bitwie. Należy to nam wszystkim.
Westchnęła ciężko. -
A potem.. pomyślimy. Sakusei niewątpliwie dobrze czuła się w roli kapryśnej władczyni i przywódczyni. Cóż… miała ku temu powody. Była najstarsza w grupie, miała doświadczenie w przewodzeniu innym. I miała eskortę. Na większość tej eskorty składały się różnej wielkości pająki, o inteligencji dorównującej psom. Oprócz nich był jeszcze znany łowczyni
Sofun oraz ktoś nowy:
Maohiko, osobista służka
Sakusei, której ciało
pięknej niewiasty naznaczone było cechami pająka, takimi jak dodatkowa para pajęczych oczu, długie pazury (na szczęście je potrafiła schować) oraz długie i liczne kończyny stawonoga wyrastające jej z pleców. Wedle słów
Sakusei,
Maohiko dojrzewała i za stulecie lub dwa zyska zdolność pełnej zmiany postaci w pajęczą i ludzką. Póki co jednak… rzucała się w oczy, ale też... hodowała i dostarczała te pajączki, które
Leiko miała okazję wykorzystywać w swoich misjach ostatnio.
Więc eskorta
Sakusei, choć mała, mogła być uznana za elitarną. A już na pewno
Sofun którego sylwetka budziła respekt.
Ostatnie rozmowy przed wyruszeniem… Żona daimyo ruszyła inną niż ich drogą.
Kirisu zaś po rozmowie z łowczynią otrzymał do wypicia napar. Po to by dodać mu sił, a także by go zmorzył go sen… głównie po to, by zmorzył go sen. Ponieważ podróż do karczmy miała odbyć się “konno”... tyle że
Sakusei nie miała koni. Tylko pająki. Duże i ułożone pod jeźdźców.
Leiko spodziewała się wielu niezwykłych zdarzeń podczas tej misji. W końcu miała podszywać się pod łowczynię Oni. Nie mogła jednak przewidzieć, że będzie z jednym z tych potworów paktować… a tym bardziej, że przyjdzie jej jednego ujeżdżać. Mała dziewczynka w jej sercu piszczała w zachwycie, gdy pędziła na ośmionogim “rumaku” pędzącym szybciej niż koń i reagującym błyskawicznie na każdy ruch lejców. Ciężko było
Maruiken utrzymać maskę obojętności, gdy z ust chciał się wyrwać pisk ekscytacji.
Jadąca na ośmionogich wierzchowcach drużyna w mig pokonywała kolejne ken* błyskawicznymi skokami. Przywiązany do pająka i uśpiony kogucik nie miał okazji poczuć przyjemności jazdy. No cóż… choć
Kirisu nie był bystry, to jednak ciężko byłoby mu wytłumaczyć współpracę z tsuchigumo. Nawet dla srebrnego języka łowczyni byłoby to wzywaniem i to mimo okręcenia sobie kogucika wokół palca. Łowca po prostu był prostaczkiem i niuanse intryg w jakie wplątała się
Maruiken mogłyby go po prostu przytłoczyć. Lepiej było trzymać młodzieńca w nieświadomości.
Do karczmy dotarli późnym popołudniem. Zasnuty mgłami zwiastującymi nadchodzący górski wieczór przybytek prezentował się obiecująco.
Duży i jasno oświetlony. Drogi… acz
Sakusei z pewnością wzięła pod uwagę. Do samego przybytku dotarli na piechotę. Wierzchowce pod opieką
Maohiko zostały w lesie.
Sofun niósł
Kirisu w ramionach eskortowany przez małą miko oraz
Furoku pilnującym jej.
Sasaki Kojiro zaś trzymał się blisko zarówno
Sakusei jak i łowczyni.
Wyglądali podejrzanie… bo cóż tak mieszana grupka mogła robić wysoko w górach. I to bez koni? Palankinów? Służby? W strojach które na górską wędrówkę się niezbyt nadawały.
Podejrzenia może i pojawiły się w głowach karczmarza i jego służby. Ale nigdy nie uformowały się w jego ustach w postaci pytań. Wystarczył błysk złota, by skupił się on tylko na zachwalaniu swojego przybytku i proponowaniu kolejnych atrakcji. Masaż, obfity posiłek, kąpiel w gorących źródłach… wystarczyło tylko zapłacić. Na szczęście ni
Sakusei, ni
Leiko nie brakowało monet. Chociaż pod tym względem służenie Hachisuka pomogło łowczyni.
* 1 ken = ok. 1,8 m