Edgelord |
Mervi zatrzymała się przed Samuelem, gdy zniknęli z zasięgu słuchu na balkonie.
- Co ty kombinujesz? - od razu przeszła do rzeczy.
Druid patrzył na nią zza binokli badawczo, z lekkim, krzywym uśmiechem jakby pobłażania. Jednak nie odezwał się, jakby czekając na dalsze wytłumaczenie.
- Ukrywasz coś. - stwierdziła wprost - Chcesz zakryć to niedopowiedzeniem.
- Tak, mam całe morze sekretów - mężczyzna powiedział powoli i cicho - jak każdy dobry mag - stwierdził poważnie. - Uspokój pajęcze zmysły bo od tego zwariujesz - powiedział dziwnym tonem patrząc powyżej Mervi - tym bardziej gdy naskakujesz na innych o pierdoły. Widziałem twoją minę gdy poczułaś co nie tak - uśmiechnął się szatańsko - nie chciałem opowiadać o wczorajszym rytuale. Dość powiedzieć, że jeden duch… można powiedzieć, że gwałcił drugiego. Nie słyszałem jeszcze aby ktoś, nawet jeśli duch potrafił tak błagać o litość. Zadowolona? Lubisz dostawać więcej gówna z roboty czy może jednak przy jedzeniu nie rzucajmy sobie takich szczegółów od których wszytkim się odechce?
Mervi poczuła pewną klarowność w słowach Verbeny.
- Twoja troska o nasze brzuchy jest ujmująca. Wybacz, że zatajanie informacji przywodzi mi na myśl knowania hermetyckich prawników, a one powodują u mnie reakcję nerwową.
- Ogarnij się - Samuel powiedział cicho i po prostu wrócił do mieszkania jakby… zdegustowany. ***
Mervi wróciła po chwili do środka, aby zabrać swojej rzeczy i przenieść się na fotel. Samuel wrócił do stołu i ciasta, siadając powoli. Zwrócił się do Patricka.
- Jutro będzie ci lepiej? Całkiem znośnie leczę, ale wolałbym zostawić to gdy będzie faktyczne potrzeba.
- Nie sądzę by jutro było lepiej i nie sądzę by magyia pomogła.- przyznał Irlandczyk i wzruszył ramionami dodając enigmatycznie. - To wyzwanie z którym muszę poradzić sobie sam.
- Tylko nie złap malarii - francuz stwierdził pogodnie.
Mervi ponownie założyła słuchawki, wolała więcej bodźców mieć niż tylko wizualne,a słuchowe także wprowadzały w odpowiedni stan dla zaprogramowania. Nie chciała całkowicie się wyłączyć, gdy będzie rozkodowywać dane...
Healy popijał zaś przygotowany napar w milczeniu i przyglądał się obojgu. Mruknął tylko.
- Co ustaliliście?
- Też chciałbym wiedzieć - druid powiedział szczerze - Mervi raczyła mnie oskarżyć o ukrywanie informacji, bo nie dość dokładnie opisałem wczorajszą rozmowę z duchami. Tyle - odpowiedział Patrickowi.
- Wolałbym… jakiś plan… pozór… jakąś legendę dla… naszego pobytu. Dla Śpiących… - przyznał Irlandczyk. - Mam… wrażenie… że tam… oni będą problemem. Nie Unia.
- Zgadzam się - Samuel przytaknął Irlandczykowi - śpiący mogą być problemem.
Przed drzwiami do mieszkania zabrzmiały kroki. Zaraz potem otworzyły się drzwi i do mieszkanka weszła Akane. Nim do kogokolwiek się odezwała zdjęła buty i ubrała swoje fikuśne kapcie.
- Kupiłam dużo kremu przeciwsłonecznego. No i mapę… jako-taką tamtejszej okolicy - powiedziała spokojnie wyciągając kolejne przedmioty z siatki. - Krem to głównie po to aby się nim usmarować w za dużych ilościach jak to na dobrych turystów przystało. Szczególnie na nosie.
- Mhmm… umiesz strzelać?- zapytał Irlandczyk znienacka.
Akane podniosła wzrok.
- Em, chyba już wspominałam, że nie. Wczoraj? Ale siłami można osiągnąć wiele, nawet na odległość i przypadkowo - dziewczyna wydawała się niesamowicie spokojna, jak nie nawet z lekka zobojętniała.
- Acha.. możliwe… wybacz… jestem rozkojarzony… dziś.- wydusił z siebie Syn Eteru.
Akane w końcu usiadła i poważnie zmierzyła spojrzeniem irlandczyka. Potem spojrzała na Samuela i Mervi.
- Rozumiem. Co ostatecznie ustaliliśmy? - zapytała. Healy uśmiechnął się równie ironicznie co smętnie, gdy mówił. - Nic.
- Pozwoliłam sobie się zastanowić nad wszystkim po drodze i jeśli pannie Laajarinne naprawdę tak przeszkadza przykrywka to nie widze problemu to zostawić. Tylko, że ja z kolei nie bardzo wiem jak się upewnić, że wasz sprzęt na pewno wróci w wasze ręce.
Samuel milczał, odkładając oparty o talerz widelec do ciasta.
- Entropia. - Mervi odparła wpatrzona w komputer - Ale jeżeli tylko o mnie chodzi, to róbcie ten przekręt. - zmarszczyła brwi skupiając się na tym, co zobaczyła na ekranie.
- Tylko aby go robić jesteście potrzebni do tego. Chciałabym wiedzieć, że jesteśmy w stanie ci zaufać, że nie zmienisz zdania jak tylko coś ci się nie spodoba - Akane odwróciła się do VA aby na nią spojrzeć.
Mervi miała pomysł na złośliwą odzywkę, ale uznała, że i tak ich nie zmieni.
- Załatwiłam podróż. Jeżeli jestem konieczna i w tym, to będzie tak samo. - odparła skupiona na komputerze, jednocześnie nie ignorując Akane.
- Czyli zostajemy… przy sesji zdjęciowej… teledysku… czymś… w tym rodzaju?- doprecyzował Irlandczyk zerkając na całą grupkę.
Akane mu przytaknęła.
- Dobrze.- stwierdził krótko Healy. Patrick i Akane
- Panie Healy, myślę się wam przyda nieco ruchu. Zechcesz się przejść? - Akane zapytała grzecznie niedługo po czymś co można było nazwać ustalaniem planu.
Irlandczyk skinął głową i ostrożnie wstał, po czym ruszył za gospodynią. Zaprowadziła go na deptak, który był zaraz pod jej oknem. Szum morza pozwalał zagłuszać niepotrzebne myśli.
- Przepraszam jeśli to zbyt osobiste pytanie, ale wydajecie się cierpieć… bardziej niż tylko fizycznie - zapytała idąc z nim pod rękę.
- To… nadmiernie wysunięte… wnioski.- odparł Healy z cierpkim uśmiechem. - Nie mam żadnej... bolesnej traumy do... wyleczenia.
Akane kiwnęła głową.
- A już miałam nadzieję, że znalazłam bratnią duszę. Nie jesteście też pierwszą osobą jaka wysyłała do mnie pijackie smsy. Nie mam wam tego za złe, ale martwię się czy jesteście w kondycji podjąć się tej misji.
- Mam… za sobą… ciężkie zdarzenia. - przyznał Irlandczyk i dodał z uśmiechem. - Moja kondycja rzeczywiście… nagle podupadła, ale… to nie wynik choroby.-
Wzruszył ramionami dodając.- A co...do SMSów… przepraszam. Sama wiesz… jednak, że… Mervi by… się na takich adresatkę… nie nadawała… Możesz się… mi zrewanżować podobnymi… jeśli zdarzy się ci.. taka… okazja.
- Zobaczymy. Jednak jeśli to nie problem, czemu niebo nie ma dla was tutaj wyrazu? - japonka zapytała uśmiechając się z błyskiem w oku.
- Niebo? - spojrzał w górę. Zamyślił się i dodał. - … Nie wiem… jakoś gwiazdy… wczoraj… świeciły słabo. To… nie Irlandia.
- Zawsze byłam przekonania, że to zawsze jest kwestia nastawienia. Jeśli się chce aby gwiazdy były twoje, to będą.
- Hmm… - zamyślił się Patrick i dodał. - Ó hÉalaighthe… nazwisko moje, co oznacza… że zawsze tylko niebo Irlandii… będzie piękne dla mnie.
Dziewczyna podniosła spojrzenie na chorowicie wyglądającego mężczyznę.
- To… smutne i w jaki sposób piękne. Melancholijne, tego słowa szukałam. O ile podobne uczucie jest częste pośród moich rodaków, to ja nie mam aż takiego dużego przywiązania do tego gdzie obecnie jestem.
- Aaaa… skąd… pochodzisz? Z jakiego… miasta… regionu? - zapytał Healy zaciekawiony.
- Tokio, największe miasto na świecie… czy raczej prefektura metropolijna jak mnie uczyli w szkole. Nieodzowne poczucie, że ktoś lub coś obserwuje cię w każdym momencie. Zdecydowanie wolałam jak nas zabierano na wycieczki poza miasto, lub jak zdarzało mi się z rodziną do dziadków jeździć. Spokojniej.
- Ja z Larne… ale większość życia… w Bristolu. Odwrotnie… niż u ciebie. - odparł przyjaźnie Irlandczyk.
- Czy byłoby już za dużo gdybym się zapytała, jak dawno byłeś w swojej ojczyźnie?
- Kilka… miesięcy… ale czuć jakby lata… nie mogę tam wrócić… jestem… persona non grata. - wyjaśnił Healy.
Azjatka na moment się zastanowiła po czym kiwnęła głową do siebie.
- Przykro mi.
- Nie masz... powodu… to minie… z czasem. Wiatr… zawieje… z innego kierunku… w końcu. - mruknął cicho Irlandczyk. - A ty… lubisz tak… podróżować?
- Znaczy… raczej się do tego przyzwyczaiłam. Ktoś kiedyś powiedział, że ładna jestem i powinnam być modelką. Zostałam modelką. Głównie po kraju jeździłam co prawda. Wycieczki za granicę są… bardzo rzadkie. W sumie to zależy dokąd miałaby być wycieczka. Nie każdy cel stanowi taką samą wartość - dziewczyna spojrzała na irlandczyka i wskazała na morze. - Zatrzymajmy się. Ten widok jest mi najbliższy, razem ze strumykami i deszczem.
- Zgoda… w moim stanie… muszę wpierw przywyknąć.- odparł z uśmiechem Healy.- Jutro będzie lepiej… dziś… było dla mnie… zaskoczeniem.
- Jeśli będziecie czegoś potrzebować proście. Postaram się pomóc jak będę mogła - japonka kiwnęła głową uśmiechając się przyjaźnie. Spojrzała na morze na moment gubiąc się w jego ruchach.
- Chyba was lubię panie Healy.
- Ja ciebie… też… lubię… - odparł przyjaźnie Irlandczyk i spojrzał w morze. - I nawzajem. Też pomogę… jeśli zdołam.
Akane wyraźnie ulżyło. Oparła się o kamienną barierkę i całe powietrze z niej zeszło. Zaraz potem się wyprostowała.
- Dziękuję.
- Nie ma... za co… - odparł z uśmiechem Irlandczyk. - Musimy… się razem.. trzymać.
- Tak, ale ja… - Akane urwała ze zmieszaną miną tylko po to aby się skulić nieco i kontynuować dalej. - Pewnie nie powinnam tego mówić, ale pierwszy raz jestem z innymi spoza kraju i… to jak ty do Samuela się zwracasz, jak on podkreśla potrzebę sekretów, oraz zachowanie Mervi mnie zmartwiło. Em.. Aj baka - dziewczyna klepnęła się w czoło. - Przepraszam rozpędziłam się Panie Healy.
- Nie masz.. za co…- Irlandczyk ostrożnie pogłaskał czule włosy dziewczyny. - Jesteś wyjątkowa… i nie musisz… za to… przepraszać.
Japonka spłonęła rumieńcem.
- Khm, ja… Dziękuję, ale to nie prawda. Jestem co najwyżej przeciętna. W-wracajmy lepiej - zająknęła się speszona i gestem i słowami.
- Wierz mi… moja droga… nikt nie nazwałby cię… przeciętną. Zjawiskową… niecodzienną… niezwykłą… - odparł z uśmiechem Healy. - ... jeśli już.
- Panie Healy proszę - Akane jęknęła - wracajmy.
Dziewczyna speszona sytuacją zaczęła odsuwać się. Jakby nie wiedziała czy uciec czy czekać na wyglądającego jak trup mężczyznę.
- Dobrze.- odparł Irlandczyk i ruszył prowadzony przez dziewczynę.
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |