Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2021, 18:38   #12
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Mervi zatrzymała się przed Samuelem, gdy zniknęli z zasięgu słuchu na balkonie.
- Co ty kombinujesz? - od razu przeszła do rzeczy.
Druid patrzył na nią zza binokli badawczo, z lekkim, krzywym uśmiechem jakby pobłażania. Jednak nie odezwał się, jakby czekając na dalsze wytłumaczenie.
- Ukrywasz coś. - stwierdziła wprost - Chcesz zakryć to niedopowiedzeniem.
- Tak, mam całe morze sekretów - mężczyzna powiedział powoli i cicho - jak każdy dobry mag - stwierdził poważnie. - Uspokój pajęcze zmysły bo od tego zwariujesz - powiedział dziwnym tonem patrząc powyżej Mervi - tym bardziej gdy naskakujesz na innych o pierdoły. Widziałem twoją minę gdy poczułaś co nie tak - uśmiechnął się szatańsko - nie chciałem opowiadać o wczorajszym rytuale. Dość powiedzieć, że jeden duch… można powiedzieć, że gwałcił drugiego. Nie słyszałem jeszcze aby ktoś, nawet jeśli duch potrafił tak błagać o litość. Zadowolona? Lubisz dostawać więcej gówna z roboty czy może jednak przy jedzeniu nie rzucajmy sobie takich szczegółów od których wszytkim się odechce?
Mervi poczuła pewną klarowność w słowach Verbeny.
- Twoja troska o nasze brzuchy jest ujmująca. Wybacz, że zatajanie informacji przywodzi mi na myśl knowania hermetyckich prawników, a one powodują u mnie reakcję nerwową.
- Ogarnij się - Samuel powiedział cicho i po prostu wrócił do mieszkania jakby… zdegustowany.


***


Mervi wróciła po chwili do środka, aby zabrać swojej rzeczy i przenieść się na fotel. Samuel wrócił do stołu i ciasta, siadając powoli. Zwrócił się do Patricka.
- Jutro będzie ci lepiej? Całkiem znośnie leczę, ale wolałbym zostawić to gdy będzie faktyczne potrzeba.
- Nie sądzę by jutro było lepiej i nie sądzę by magyia pomogła.- przyznał Irlandczyk i wzruszył ramionami dodając enigmatycznie. - To wyzwanie z którym muszę poradzić sobie sam.
- Tylko nie złap malarii - francuz stwierdził pogodnie.
Mervi ponownie założyła słuchawki, wolała więcej bodźców mieć niż tylko wizualne,a słuchowe także wprowadzały w odpowiedni stan dla zaprogramowania. Nie chciała całkowicie się wyłączyć, gdy będzie rozkodowywać dane...
Healy popijał zaś przygotowany napar w milczeniu i przyglądał się obojgu. Mruknął tylko.
- Co ustaliliście?
- Też chciałbym wiedzieć - druid powiedział szczerze - Mervi raczyła mnie oskarżyć o ukrywanie informacji, bo nie dość dokładnie opisałem wczorajszą rozmowę z duchami. Tyle - odpowiedział Patrickowi.
- Wolałbym… jakiś plan… pozór… jakąś legendę dla… naszego pobytu. Dla Śpiących… - przyznał Irlandczyk. - Mam… wrażenie… że tam… oni będą problemem. Nie Unia.
- Zgadzam się - Samuel przytaknął Irlandczykowi - śpiący mogą być problemem.
Przed drzwiami do mieszkania zabrzmiały kroki. Zaraz potem otworzyły się drzwi i do mieszkanka weszła Akane. Nim do kogokolwiek się odezwała zdjęła buty i ubrała swoje fikuśne kapcie.
- Kupiłam dużo kremu przeciwsłonecznego. No i mapę… jako-taką tamtejszej okolicy - powiedziała spokojnie wyciągając kolejne przedmioty z siatki. - Krem to głównie po to aby się nim usmarować w za dużych ilościach jak to na dobrych turystów przystało. Szczególnie na nosie.
- Mhmm… umiesz strzelać?- zapytał Irlandczyk znienacka.
Akane podniosła wzrok.
- Em, chyba już wspominałam, że nie. Wczoraj? Ale siłami można osiągnąć wiele, nawet na odległość i przypadkowo - dziewczyna wydawała się niesamowicie spokojna, jak nie nawet z lekka zobojętniała.
- Acha.. możliwe… wybacz… jestem rozkojarzony… dziś.- wydusił z siebie Syn Eteru.
Akane w końcu usiadła i poważnie zmierzyła spojrzeniem irlandczyka. Potem spojrzała na Samuela i Mervi.
- Rozumiem. Co ostatecznie ustaliliśmy? - zapytała. Healy uśmiechnął się równie ironicznie co smętnie, gdy mówił. - Nic.
- Pozwoliłam sobie się zastanowić nad wszystkim po drodze i jeśli pannie Laajarinne naprawdę tak przeszkadza przykrywka to nie widze problemu to zostawić. Tylko, że ja z kolei nie bardzo wiem jak się upewnić, że wasz sprzęt na pewno wróci w wasze ręce.
Samuel milczał, odkładając oparty o talerz widelec do ciasta.
- Entropia. - Mervi odparła wpatrzona w komputer - Ale jeżeli tylko o mnie chodzi, to róbcie ten przekręt. - zmarszczyła brwi skupiając się na tym, co zobaczyła na ekranie.
- Tylko aby go robić jesteście potrzebni do tego. Chciałabym wiedzieć, że jesteśmy w stanie ci zaufać, że nie zmienisz zdania jak tylko coś ci się nie spodoba - Akane odwróciła się do VA aby na nią spojrzeć.
Mervi miała pomysł na złośliwą odzywkę, ale uznała, że i tak ich nie zmieni.
- Załatwiłam podróż. Jeżeli jestem konieczna i w tym, to będzie tak samo. - odparła skupiona na komputerze, jednocześnie nie ignorując Akane.
- Czyli zostajemy… przy sesji zdjęciowej… teledysku… czymś… w tym rodzaju?- doprecyzował Irlandczyk zerkając na całą grupkę.
Akane mu przytaknęła.
- Dobrze.- stwierdził krótko Healy.


Patrick i Akane


- Panie Healy, myślę się wam przyda nieco ruchu. Zechcesz się przejść? - Akane zapytała grzecznie niedługo po czymś co można było nazwać ustalaniem planu.
Irlandczyk skinął głową i ostrożnie wstał, po czym ruszył za gospodynią. Zaprowadziła go na deptak, który był zaraz pod jej oknem. Szum morza pozwalał zagłuszać niepotrzebne myśli.
- Przepraszam jeśli to zbyt osobiste pytanie, ale wydajecie się cierpieć… bardziej niż tylko fizycznie - zapytała idąc z nim pod rękę.
- To… nadmiernie wysunięte… wnioski.- odparł Healy z cierpkim uśmiechem. - Nie mam żadnej... bolesnej traumy do... wyleczenia.
Akane kiwnęła głową.
- A już miałam nadzieję, że znalazłam bratnią duszę. Nie jesteście też pierwszą osobą jaka wysyłała do mnie pijackie smsy. Nie mam wam tego za złe, ale martwię się czy jesteście w kondycji podjąć się tej misji.
- Mam… za sobą… ciężkie zdarzenia. - przyznał Irlandczyk i dodał z uśmiechem. - Moja kondycja rzeczywiście… nagle podupadła, ale… to nie wynik choroby.-
Wzruszył ramionami dodając.- A co...do SMSów… przepraszam. Sama wiesz… jednak, że… Mervi by… się na takich adresatkę… nie nadawała… Możesz się… mi zrewanżować podobnymi… jeśli zdarzy się ci.. taka… okazja.
- Zobaczymy. Jednak jeśli to nie problem, czemu niebo nie ma dla was tutaj wyrazu? - japonka zapytała uśmiechając się z błyskiem w oku.
- Niebo? - spojrzał w górę. Zamyślił się i dodał. - … Nie wiem… jakoś gwiazdy… wczoraj… świeciły słabo. To… nie Irlandia.
- Zawsze byłam przekonania, że to zawsze jest kwestia nastawienia. Jeśli się chce aby gwiazdy były twoje, to będą.
- Hmm… - zamyślił się Patrick i dodał. - Ó hÉalaighthe… nazwisko moje, co oznacza… że zawsze tylko niebo Irlandii… będzie piękne dla mnie.
Dziewczyna podniosła spojrzenie na chorowicie wyglądającego mężczyznę.
- To… smutne i w jaki sposób piękne. Melancholijne, tego słowa szukałam. O ile podobne uczucie jest częste pośród moich rodaków, to ja nie mam aż takiego dużego przywiązania do tego gdzie obecnie jestem.
- Aaaa… skąd… pochodzisz? Z jakiego… miasta… regionu? - zapytał Healy zaciekawiony.
- Tokio, największe miasto na świecie… czy raczej prefektura metropolijna jak mnie uczyli w szkole. Nieodzowne poczucie, że ktoś lub coś obserwuje cię w każdym momencie. Zdecydowanie wolałam jak nas zabierano na wycieczki poza miasto, lub jak zdarzało mi się z rodziną do dziadków jeździć. Spokojniej.
- Ja z Larne… ale większość życia… w Bristolu. Odwrotnie… niż u ciebie. - odparł przyjaźnie Irlandczyk.
- Czy byłoby już za dużo gdybym się zapytała, jak dawno byłeś w swojej ojczyźnie?
- Kilka… miesięcy… ale czuć jakby lata… nie mogę tam wrócić… jestem… persona non grata. - wyjaśnił Healy.
Azjatka na moment się zastanowiła po czym kiwnęła głową do siebie.
- Przykro mi.
- Nie masz... powodu… to minie… z czasem. Wiatr… zawieje… z innego kierunku… w końcu. - mruknął cicho Irlandczyk. - A ty… lubisz tak… podróżować?
- Znaczy… raczej się do tego przyzwyczaiłam. Ktoś kiedyś powiedział, że ładna jestem i powinnam być modelką. Zostałam modelką. Głównie po kraju jeździłam co prawda. Wycieczki za granicę są… bardzo rzadkie. W sumie to zależy dokąd miałaby być wycieczka. Nie każdy cel stanowi taką samą wartość - dziewczyna spojrzała na irlandczyka i wskazała na morze. - Zatrzymajmy się. Ten widok jest mi najbliższy, razem ze strumykami i deszczem.
- Zgoda… w moim stanie… muszę wpierw przywyknąć.- odparł z uśmiechem Healy.- Jutro będzie lepiej… dziś… było dla mnie… zaskoczeniem.
- Jeśli będziecie czegoś potrzebować proście. Postaram się pomóc jak będę mogła - japonka kiwnęła głową uśmiechając się przyjaźnie. Spojrzała na morze na moment gubiąc się w jego ruchach.
- Chyba was lubię panie Healy.
- Ja ciebie… też… lubię… - odparł przyjaźnie Irlandczyk i spojrzał w morze. - I nawzajem. Też pomogę… jeśli zdołam.
Akane wyraźnie ulżyło. Oparła się o kamienną barierkę i całe powietrze z niej zeszło. Zaraz potem się wyprostowała.
- Dziękuję.
- Nie ma... za co… - odparł z uśmiechem Irlandczyk. - Musimy… się razem.. trzymać.
- Tak, ale ja… - Akane urwała ze zmieszaną miną tylko po to aby się skulić nieco i kontynuować dalej. - Pewnie nie powinnam tego mówić, ale pierwszy raz jestem z innymi spoza kraju i… to jak ty do Samuela się zwracasz, jak on podkreśla potrzebę sekretów, oraz zachowanie Mervi mnie zmartwiło. Em.. Aj baka - dziewczyna klepnęła się w czoło. - Przepraszam rozpędziłam się Panie Healy.
- Nie masz.. za co…- Irlandczyk ostrożnie pogłaskał czule włosy dziewczyny. - Jesteś wyjątkowa… i nie musisz… za to… przepraszać.
Japonka spłonęła rumieńcem.
- Khm, ja… Dziękuję, ale to nie prawda. Jestem co najwyżej przeciętna. W-wracajmy lepiej - zająknęła się speszona i gestem i słowami.
- Wierz mi… moja droga… nikt nie nazwałby cię… przeciętną. Zjawiskową… niecodzienną… niezwykłą… - odparł z uśmiechem Healy. - ... jeśli już.
- Panie Healy proszę - Akane jęknęła - wracajmy.
Dziewczyna speszona sytuacją zaczęła odsuwać się. Jakby nie wiedziała czy uciec czy czekać na wyglądającego jak trup mężczyznę.
- Dobrze.- odparł Irlandczyk i ruszył prowadzony przez dziewczynę.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline