Migmar trochę się uspokoił wiatr zerwał mu kapelusz z głowy, który teraz wisiał na wstążce wokół szyj, temperatura powietrza ostatecznie rozgrzała i zmyła jego malowany tatuaż strzałki.
Muzyk podniósł z ziemi lnianą serwetę, która miała służyć do osłaniania kolan i wytarł czoło oraz kark, po czym, schował ją do kieszeni na wypadek gdyby w przyszłości potrzebował wytrzeć krew z rąk. Lekko nieobecnym wzrokiem przeskanował otoczenie aż zobaczył Ikki otoczoną kamieniami. - Mistrzyni jesteście bezpieczne! Nikt nie będzie was porywał ani krzywdził póki ja jestem na posterunku! Oczywiście jesteście potężną tkaczką i bez problemu same sobie poradzicie! Ale mogę pomóc! Na przykład teraz wspólnymi siłami możemy wytkać wybuch powietrza i rozsadzić tą klatkę od środka! - Zawołał i zacząć grać wysoki trel na trąbko - podobnym instrumencie. O wiele logiczniejszym i bezpieczniejszym rozwiązaniem byłoby poprosić Daichiego o pomoc, ale nie chciał niszczyć jego przykrywki. Dorjee czuł potrzebę żeby zmazać złe wrażenie, jakie pozostawił swoim nierozsądnym zachowaniem wynikającym z młodzieńczego przenergetyzowania chakry. |