Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2021, 22:59   #35
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Oto nadeszła chwila prawdy. Pierwsza misja. “Dwumisja”, w zasadzie - zaraz po zamieceniu (oby…) tematu pod Middlebury, mieli zamiar czym prędzej lecieć tysiące kilometrów na południowy zachód, daleko poza Ziarna, poza Pogranicze, ku spiekocie Bariery. Bez chwili wytchnienia dla - być może - uszkodzonych maszyn. Byli tyglem na którym skupiła się pokuta narodu, który zdawał się - pomimo całej swej historii i czychających nań realnych niebezpieczeństw - zapomnąć o starym porzekadle.

Si vis pacem, para bellum.

Zapakowali się do mechów w prawie rekordowym czasie. Byli w tym akurat dobrzy. Procedury rozruchu, załadunku i startu. Gotowość do zrzutu. Wreszcie same zrzuty. To opanowali do perfekcji - głównie dzięki temu, że załoganci Leoparda, a w szczególności pilotka Asagao, nie byli “w ciemno bici”. Wystart i lot odbyły się tak, jak należało, choć to drugie było znacznie dłuższe. Mieli do pokonania setki kilometrów i to było odzwierciedlone w czasie przelotu, nawet jeśli Leopard grzał na pełnej mocy.

Jeszcze wiele razy podczas tej kampanii mieli odbyć tą rutynę. Ze swym Leopardem pozostać w symbiozie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=XjfNKCS4VAs[/MEDIA]

Każdy kwadrans oznaczał więcej śmierci i zniszczenia oraz kolejne metry odebrane Nowemu Vermontowi na rzecz Armii Czerwonej Wstęgi. Coraz bliżej Middlebury, które siłą rzeczy musiało być słabiej bronione aniżeli Newport z pełnym RCT, nawet jeśli nieprzyjaciel nie korzystał już z efektu zaskoczenia.

Mknęli jak strzała przez przestworza Ziaren, modląc się, aby te przeklęte DropShips piratów ich nie wykryły i nie zaczęły ścigać. Leopard pewnie zwiałby starym wzorcom z czasów Ery Wojen, ale nie miał szans w boju wobec ich przewagi liczebno-ogniowej (choć sam dysponował solidnym pancerzem i potężnym uzbrojeniem). I chyba wymodlili. Jakieś dziesięć minut od miejsca desantu - i rozpoczęcia pierwszego, krwawego boju w swej karierze - MechWarriors i pilotka AeroSpace podsłuchali rozmowę na wewnętrznym kanale Leoparda.

Przybył bowiem komunikat. Vergennes, wyspa portowa do której trafiło wielu ewakuowanych - w tym VIPowie oraz przyjaciele lub rodziny świeżo upieczonych MechWarriors - została właśnie zaatakowana. I to na pełnej kurwie przez pirackie DropShips & DropShuttles. Silny i podtrzymywany atak lotniczy oraz zrzut mas spieszonych piratów z pewnym wsparciem pojazdów bojowych. Vergennes nie miało szans. Tamtejszy “batalion” Ochotników był nieliczny i pozbawiony broni ciężkiej, a różne oddziały policji, ochrony czy niedobitki wojska równie źle wyekwipowane do walki z przytłaczającą siłą ogniową. Na pewno jednak staną do walki i spróbują kupić czas aby znów ewakuować VIPów.

Wywołało to gorącą dyskusję… w zasadzie to kłótnię, między członkami załogi Leoparda. Rodziny bądź przyjaciele niektórych z nich także zostały ewakuowane na Vergennes. Młodszych załogantów starali się usadzić McKinley i inżynier Steven Barnes, starszy, tęgi i krewki facet o powierzchowności niedźwiedzia. MłodziMłodzip chcieli lecieć na ratunek. Podporucznik ostrzegał, że Leopard już został wykryty i nie będzie efektu zaskoczenia - poza tym zostanie strącony przez takie wrażejskie siły. Barnes grał na innych skrzypcach - “samolubnie chcecie swoich ratować, a skazać na mord dziesiątki, może setki tysięcy innych - wstyd!”

Tak czy inaczej, ta rewelacja była psychologicznym ciosem, którego New Minutemen nie potrzebowali. Wcale. Ich rodziny, ich przyjaciele - ocalali z pogromu Newport - znów byli w śmiertelnym niebezpieczeństwie. A oni, mimo całej swej nowej potęgi, nie byli w stanie im w tej chwili pomóc. To mogło spowodować atak paniki u niejednego…

Pięć minut.

Skanery pracowały na pełnych obrotach, wzmacniane przez przekierowaną moc ze zwalniającego obroty silnika. Udało się namierzyć główną grupę nieprzyjaciół. I nie był to miły widok. Dane zostały wprost przekazane do komputerów maszyn Minutemanów i ich Leoparda.

Tam na asfalcie i na płaskich równinach wokół autostrady była cała, cholerna lanca pirackich BattleMechów. Wiódł nią “stary ale jary” MSK-6S Mackie - stutonowy mech w kl. szturmowej. Słabiej uzbrojony aniżeli późniejsze konstrukcje (“tylko” jeden PPC i jeden AC/10 w ramionach oraz para średnich laserów w pasie), ale był potężnie opancerzony. Rozkuwanie tego betonu to była praca na cały poranek. A wtórowały mu jeszcze trzy maszyny: HOR-1B Hector, starodawny mech kl. ciężkiej - również “słabo” uzbrojony względem późniejszych wymysłów, wyposażony w dwa duże lasery w ramionach oraz dwa wukaemy w… kolanach. Komputery podpowiadały: HOR-1B miały zasobniki naboi zlokalizowane przy kaemach, wewnątrz nóg. Trzecim mechem był kl. średniej SWD-1 Swordsman. Pełnoprawny wojownik, wyposażony w pięciotubową wyrzutnię rakiet dalekiego zasięgu i autodziało kl. 5 na barach, oraz parę naręcznych średnich laserów. Groźny przeciwnik w tej klasie. Ostatnim był lekki mech, bliźniaczo podobny do tego należącego do “Walkirii” - COM-1D Commando, starodawna wersja przejściowa z umiejscowioną w torsie sześcioprowadnicową wyrzutnią rakiet krótkiego zasięgu, oraz jeden naręczny duży laser. Pilotowani przez doświadczonych, regularnych MechWarriors. Jedynym, co mogło działać na korzyść Minutemen, był wiek tych typów maszyn - wszystkie oprócz Mackie bazowały na prymitywnych komponentach i chociażby ich pancerze były znacznie mniej efektywne aniżeli te będące dzisiejszym standardem (67% wzgl. standardu 100%, jeśli wierzyć komputerom).

Ale to nie było wszystko. Było też istne mrowie naziemnych maszyn bojowych. Czołgi, bewupy, kot-y, wsparcie, nawet ciągnione armaty polowe. Niektóre z tych wozów były poważnie uzbrojone. Ponadto byli też Workmeni, ich śmieszne poprzerabiane IndustrialMechy - ale wciąż groźne w rękach doświadczonych pilotów. Trzy egzemplarze. Jeden Buster HaulerMech w numeracji XV, dzierżący w jednej z łap duży laser. Drugim był JAW-66C Jabberwocky w wariancie wyburzeniowym, z dospawaną do barku długą lufą szybkostrzelnego automatycznego działka 20mm p.lot. z nabojami typu Flak (co demonstrował celnym, acz niezbyt skutecznym ogniem w chwilę potem). Trzecim był ktoś, na czyj widok Julian poczuł najpierw zdziwienie, potem falę gniewu. Crosscut w wersji ED-X1, wyposażonej w mały reaktor fuzyjny zamiast silnika spalinowego, z dorzuconym do łapy PPC. Wiedział, pamiętał. Umysł zarejestrował, i teraz mu o tym przypomniał. To ten skurwiel strzelił mu w plecy, kiedy Julian walczył za sterami swojego WI-DMa. Graffiti pokrywające maszynę najemnika było takie same.
Jak wszystkie workmechy Workmenów, te też miały dobudowane pojedyncze cekaemy.

Minuta.

Gęsta salwa rakiet z jednej z mobilnych wyrzutni wyprysnęła z wielu prowadnic, mknąc ku wykrytemu Leopardowi. Większość nie trafiła, część pognała za wypuszczonymi dipolami… ale część przeorała front i dach maszyny. LRMy były upierdliwe - potrafiły lecieć daleko i trzymać kurs, ale zwiększoną ilość paliwa oraz lepszy system namierzający okupowały mniejszą głowicą. Mimo to, parę płyt pancerza już było do wymiany. Zawtórował im jeden duży laser z drugiego wozu wsparcia, który przeorał lewą burtę Leoparda, prawie rozszczelniając jedne z wrót.

Trzydzieści sekund.

Jeden z mini-hangarów pod Leopardem otwiera się. Zaczepy puszczają. Ku ziemi spada skulony Spider, z wielką siłą i tumanem gleby wzbitej w górę waląc w klepisko. Sekundy potem prostuje się i wystrzeliwuje gdzieś w bok swoimi dyszami skokowymi. W samą porę - miejsce lądowania orane jest przez kolejne LRMy, a za mknącą “pchłą” fruną dziesiątki smugowych kul z kaemów. Zaawansowany komputer maszyny Highborna pomagał mu utrzymać przewagę. Przed tym skokiem był jakieś niecałe trzysta metrów od miejsca zrzutu reszty ekipy.

Zero sekund.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=tRVZAAYBWOc[/MEDIA]

Leopard przysiada. Na całym jego froncie brzęczą dziesiątki jak nie setki kul. Trzy lufy działek 20mm, jedenaście luf kaemów wsparcia, dwie lufy autodziałek kl. 2, raz po raz detonacja pary sroższych pocisków typu Flak. Cztery wrota otwierają się. Ze środka wychylają się cztery pozostałe maszyny tej lancy. Zeskakują. Commando biegnie na bok wzorem Spidera, ścigany przez kolejne pociski, które tym razem dopadają swój cel - Walkiria słyszy, widzi i dzięki neurohełmowi mecha “czuje” jak serie półcalowych naboi brzęczą po jej lewym boku, a przed kokpitem widzi deszcz złotych iskier z rykoszetujących i rozpodających się “pestek”. Rozpędza się, ścigana przez więcej serii.

Dobrze, rozpraszali ogień, nie wiedzieli w co celować.

Crab, Warhammer, Marauder. Łomot i małe trzęsienia ziemi, kiedy z wielką siłą skakały na ziemię. A ku nim już mknęły salwy z armat, rakiet, granatników i laserów. Wraże BattleMechy namierzały cele.

This is it, people. - jak to mawiali i mawiają nadal sekundę przed wielką bitwą.

Najszybszy był ten “julianowy” skurwiel za sterami Crosscuta. Jego ramię splunęło ledwo stabilnym, ale wciąż groźnym wyładowaniem, trzaskającym wokół małymi piorunami. ‘Pepec’ jebnął prosto w brzuch maszyny Manula, aż nim zatrzęsło. Gdyby nie neurohełm czerpiący stabilizację dla mecha z błędnika pilota, zwaliłby się na plecy. Przez sekundę po całej maszynie przeszły kaskady wyładowań, ekrany zaśnieżyły, zamrugały. Cholerne PPC. Dobrze nimi walić, gorzej od nich obrywać. O czym wrogowie Manula mieli się zaraz sami przekonać…

Pozostali też mieli nieco problemów. Crab padł “ofiarą” zmasowanego ataku piechoty. Próbowali rozkuwać Beton. Pięć naramiennych wyrzutni rakiet niekierowanych splunęło równą salwą - dwie z nich nawet znalazły cel, bijąc po lamelkowym opancerzeniu krabiej mordy. Zaraz zawtórowały jej kolejne eksplozje - w łapy próbowali jej ciskać (lub strzelać z automatycznej wyrzutni) granatami, od standardowych ręcznych, poprzez mini i micro. Obok kokpitu przyrżnął jej erpeg. Na dach padł LRM z ręcznej wyrzutni, a w kroczu jebnął SRM. Te ostatnie były groźne. Krótszy zasięg, owszem, ale dwa razy większa moc niż LRM albo RL.

Marauder został ostrzelany przez jednotubowe wyrzutnie, których głowice pocisków pękały na jego pancerzu i lekko wstrząsały maszyną. LRM, SRM, RL z trzech technicali - przerobionych… wózków widłowych o wzmacnianym silniku. Małe, szybkie, zwrotne, miejsca dość na jednotubową rakietnicę. No i ten workmenowy Buster - trzy własne rakiety, plus duży laser. Strumień tego ostatniego o włos minął prawy bark maszyny Kriegera - był tak jasny, że miałby powidok, gdyby nie polaryzacja szyby kokpitu.

Itan-sha miała niezgorsze problemy. O pancerzu stopniowo prutym przez kaemy, autodziałka drugiej klasy oraz flaks i lada moment mającemu oberwać kolejną salwą LRMów, musiała działać szybko. Zamknęła wrota i hangarek. McKinley i pozostali dwaj strzelcy rychtowali lasery, pepece i rakiety. Ona miała wskazać cele…
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline