Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2021, 12:42   #262
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

ROZDZIAŁ III - CZARNA PIEŚŃ

28 Maius 816.M41, wysoka orbita Grace -> Desant

Ramirez wszedł na pokład hangarów dość późno. Jego dwaj asystenci przeprowadzili ceremonię przywdziewania pancerza wcierając w nią stosowne oleje aprobowane przez Fabrykatora Generalnego Marsa. Rytuały były wszystkim. Dlatego teraz właśnie jeden z techkapłanów okadzał Guncuttera śpiewając stosowną binarną pieśń, podczas gdy trzech innych zbierało świece rozstawione wokół wahadłowców tak niezbędne do przygotowania. Nikt nawet nie chciał sobie wyobrażać co stanie się jeżeli łaska Omnisjasza odwróci się od nich gdy będą w Pustce.

Przeszedł wzdłuż jednej z platform wyładowczych gdzie na czterokołowych wózkach spoczywało pięć przenośnych generatorów. Koła będą nieprzydatne w środowisku zerowej grawitacji, jednak tu, na pokładzie Błysku niewielkie silniki manewrowe nie były w stanie trzymać trzystu kilogramowej maszynerii.

Wszystko się zgadzało. Odhaczył plan procedury załadowczej jaki wyświetlał mu się w nusferze. Pierwsza Oficer kończyła odprawę dla załogantów i wszyscy zaczęłi zajmować pozycje.

On sam zajął przedostatnią pozycję gdy kilkucentymetrowe drzwi promu zamknęły się. W hangarze rozległy się syreny alarmowe. Zaraz miały otworzyć się wrota, co oznaczało wdarcie się próżni do wnętrza Błysku Cienia. Matryca Impulsu Umysłowego połączyła się z detektorami wahadłowca. W czasie gdy wszyscy w kokpicie mogli oglądać jedynie żółtą zorzę lampy on rozszerzał swój umysł na odczyty skanerów. Pierwszy startował Guncutter a za nim Aquila Lander. Oni kierowali się na mostek transportowca.

Potem startował statek z Ramirezem na pokładzie, jako dowodzący drugiego skrzydła. Na moment lampa wewnątrz przestrzeni ładunkowej zmieniła barwę z żółtej na czerwoną. Ostrzeżenie przed przeciążeniem. Ich wahadłowiec byłby w stanie pokonać odległość 1000km między okrętami w 99,4 sekundy. Nikt by nie przeżył, łącznie z pilotami. Dlatego, właśnie przez słabe ludzkie mięso musieli lecieć blisko 424 sekundy.

W końcu z mroku danych wyłonił się obraz ich celu. Okręt miał blisko 4 km długości. Ramirez nigdy nie miał do czynienia z tym modelem. Wprawdzie miał informacje z bazy danych, ale to mu nie wystarczało. W swym umyśle starał się umiejscowić transportowiec klasy Ibene: model Damascus. Informacje wskazywały, że jest to rozbudowana o dodatkową przestrzeń ładunkową jednostka klasy Orion.

Oriony składano w stoczniach na orbicie jednej z planet rodzimego systemu Ramireza. Różniły się od innych transportowców lepszymi osiągami i zwrotnością, kosztem mniejszej przestrzeni ładunkowej. Ibene zdawało się rozszerzać przestrzeń ładunkowa, co musiało znów ograniczać osiągi. Ramirez nie analizował bezsensowności tego projektu. Jednak zrozumiał już dlaczego nie spotkał takich statków nigdy dotąd.

W zasięg skanera weszło uzbrojenie. Baterie megabolterowe. Niski zasięg. Niska wydajność. Minimalny pobór energii. Z pozycji mostka Błysku Cienia tego typu broń mógł praktycznie ignorować. W walce kosmicznej megaboltery nie osiągały nawet połowy zasięgu sunsearów. Było to bardzo uspokajające. Tyle, że oni nie byli na Błysku Cienia. Już nie. Ich bronił ledwie kilkunastocentymetrowy pancerz. Trafienie z baterii megaboltera rozszarpie ich prom skazując wszystkich na śmierć w próżni i zerze absolutnym. To już nie było uspokajające.

Na szczęście baterie były równie martwe co reszta okrętu. Ramirez założył hełm. Uruchomił uszczelnianie systemów. Ten pancerz nie był przygotowany do walki w kosmosie i musiał się nieźle natrudzić, żeby działał. Zapas tlenu też nie był wielki. Ale musiał wystarczyć.

Guncutter dotarł do mostka. Nadał sygnał do ich promu. Wszystko szło zgodnie z planem. Nikt nie projektował statków tak, żeby ułatwić desant na mostku. Dlatego tam mieli przed sobą trudne zadanie. Sonar krótkiego zasięgu musiał określić na górnym pokładzie statku szeroki korytarz. Trzeba było się przebić przez pancerz i wypalić wejście. Na szczęście to był tylko transporter klasy Ibene. Im grubszy pancerz, tym mniej przestrzeni ładunkowej. Im mniej przestrzeni ładunkowej, tym mniejszy profitu za przeloty. Dlatego ten statek miał pancerz twardy niczym papier.

Do sensorów promu dotarła sygnatura energetyczna sporego wyładowania kilometr dalej. Energetyczne ostrze zmodyfikowanej melty rozcinało poszycie transportowca. Ramirez był niemal pewny, że Nadsternik osobiście pilotuje Guncuttera. Do tego manewru musiał utrzymywać stałą odległość nie większą niż pięć metrów od kadłubu transportowca. W tym czasie operator broni centymetr po centymetrze rozcinał poszycie. Drużyna Alfa otwierała Ibanę jak konserwę.

Tymczasem drużyna Beta zbliżała się do sekcji będącej przypuszczalnie maszynownią. Wszyscy na pokładzie znali plan działania. Grupa Ramireza miała podejść od strony awaryjnej śluzy zrzutowej. Generatory przepalały średniostabilne paliwo wzbogacane promieniotwórczymi pierwiastkami. W razie gdy techadeptom nie udaje się ukoić ducha generatora konieczne jest wyrzucenie zbyt szybko reagującego paliwa w kosmos. I po to jest śluza awaryjna. Jak w większości przypadków tak i tym razem “awaryjna” oznaczało “nie używana”

Problemem było samo szukanie śluzy. Skanery krótkodystansowe miały zasięg rzędu trzydziestu metrów. Ramirez osobiście zlecił ich kalibrację. PAradoksalnie wszystko byłoby łatwiejsze gdyby statek miał zasilanie. Można by nawigować przy jego kadłubie w oparciu o sygnatury cieplne, albo ustawić wyszukiwanie impulsów energetycznych typowych dla mechanizmu otwierania śluz. Ale w tej chwili takie mechanizmy nie miały sygnatury energetycznej. A reaktory nie generowały ciepła.

Wahadłowce leciały w odległościach sześćdziesięciu metrów od siebie. Wszystko to przypominało szukanie miejsca parkingowego na wielopoziomowym parkingu jakiejś planety-kopca. Czujniki miały tyle samo znaczenia co bystre oko pilota.

- Mamy śluzę - Ramirez otrzymał komunikat radiowy z transportera drugiego.
- Formować szyk. Przygotować się do abordażu.- zakomenderował i było to ostatnie co rozniosło się w ładowni. Po chwili powietrze zostało wypompowane, a cyfrowy wyświetlacz w pancerzu zaczął odliczanie poziomu tlenu w zasobniku.

Żaden ze statków nie miał dostępu do lądowiska. Nie wybrali tej opcji. Zresztą, na przejście z hangaru do mostku, albo maszynowni poświęciliby kilka godzin. Zyskany czas był wart niewygody. Drzwi promu zaczęły się uchylać odsłaniając ciemność. W tej chwili, po tej stronie Grace była noc. Transporter klasy Ibana był martwy niczym kamień. Jedynie cztery tylne reflektory oświetlały okręt. Stojący na lewo od Ramireza techadept Jacobsen wystrzelił cumę magnetyczną wraz z kilkunastoma metrami liny z synthtworzywa. Załoga promu Beta-2 już mocowała swoje magbuty do powierzchni. Ramirez jako pierwszy opuścił prom Beta-1. Rozłączył MIU. Teraz polegał na własnych zmysłach, zamiast na detektorach statku. Śluza była okrągła i miała trzy metry średnicy.

- Jest dostęp do panelu psalmu - zameldował techadept z pierwszego promu, gdy Ramirez uruchamiał magbuty.

Ich zespół miał dużo łatwiej. Szeroka śluza otworzy się, gdy tylko uda im się wybudzić jej ducha. Wystarczy nieco determinacji i odpowiednia modlitwa. W czasie gdy kolejnych dwóch adeptów podłączało generator by wzniecić świętą iskrę drużyna Amelii przepalała ciężki pancerz okrętu promieniem melty.

Jeśli ktoś kiedyś zastanawiał się sensem posiadania mechadendrytów to możliwość ujrzenia ich przy pracy w czasie obsługi panelu okrętu i łączeniu go z mobilnym generatorem powinna rozwiać jego wątpliwości. Precyzyjne urządzenia operowały wewnątrz drobnych paneli dużo dokładniej niż odziane w kombinezony dłonie.

Ramirez jedynie stał przytwierdzony do ściany okrętu. Patrzył w górę na wiszące przy okręcie promy. Kolejne osoby wyłaniały się z wnętrza. Z ich perspektywy on był przyklejony do ściany. Perspektywa była czymś, o czym w kosmosie lepiej nie myśleć.

422 sekundy. Awaryjna śluza drgnęła. Ramirez poczuł przez pancerz wibracje kadłuba. Otwarcie całej szerokości śluzy trwało mniej niż minutę. Po chwili światło zamontowane na klatce piersiowej pancerza wspomaganego oświetlało gładką ścianę tunelu. Tunelu nie przeznaczonego dla ludzi. Tą drogą miało tylko wylatywać przepalone i niestabilne paliwo z reaktorów. Gdyby desant odbywał się w czasie walki, to wystarczyłoby przesunięcie jednego pokrętła w maszynowni i zwaliły by się na nich tony rozżarzonego paliwa.

- Zameldujcie, że jesteśmy na pokładzie. Dajcie tu wszystkie generatory. Mamy jakieś siedemdziesiąt metrów do maszynowni. Nie zostajemy w tunelu. Wszyscy do przodu.

Przeszli piętnaście metrów zanim dotarli do włazu serwisowego. Skrzętnie zabezpieczonego od strony zewnętrznej. Tym razem nie było paneli czy jakiegokolwiek systemu pozwalającego otworzyć właz os wewnątrz. W użycie poszły materiały na bazie termitu, które po zainicjowaniu zapłonu wypaliły w miejscu włazu otwór nagrzewając się do ponad 3 000 stopni.

Z promu otrzymali informacje, że Guncutter się przebił i zaczynają rozładunek. Guncutter w tej chwili osiadł na powierzchni statku dzięki zaczepom magnetycznym. On jeden miał być w czasie akcji bezpośrednio połączony z pokładem. Pozostałe statki nie były pojazdami desantowymi. Niczym muchy miały krążyć wokół giganta, a ich pasażerowie dzięki cumom magnetycznym mieli kolejno wchodzić na pokład okrętu.

Generatory miały problem z przebiciem się przez właz. Był on minimalnie od nich większy, ale termit nie wypalił go idealnie. Stojący najbliżej adept wypalił kilkukrotnie z lasera wypalając sterczący fragment blachy. W końcu cała załoga desantu bez pilotów znalazła się na pokładzie. Techadepci podłączyli mobilny generator do kolejnej śluzy. Do pierwszej wewnętrznej śluzy w okręcie. Tym razem, gdy tylko święta iskra wzbudziła ducha drzwi Ramirez osobiście włączył się swoim mechadendrytem do panelu. Poczuł jak święte psalmy przepływają przezeń wprawiając mechadendryt narzędziowy w przyjemne drżenie. Tę śluzę mieli móc za sobą zamknąć, co było podstawą pod przyczółek do dalszych działań. To za tą śluzą mieli próbować ustanowić kontakt z Grupą Alfa.

Poczuł to. Duch maszyny odpowiedział na jego niemą modlitwę. Bramy Damascusa stawały otworem. Eksplorator postanowił jeszcze sięgnąć do logu. Kiedy ostatni raz były otwierane te drzwi. Czy natrafili na statek nie funkcjonujący od lat, czy od wieków?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline