Ruiny zniszczonej osady, gdzieś w górach
Starając się bezszelestnie stawiać kroki, obydwaj napastnicy wyminęli zgiętego wpół Cichego i zaczęli się skradać w stronę całkowicie pochłoniętego okrutnymi torturami degenerata. W ręku Łasicy błyszczał niewiarygodnie ostry nóż z metalu o dziwacznej zielonkawej barwie – broń, której Altego nigdy wcześniej nie widziała na oczy, a która bez wątpienia należała do tajemnego arsenału tropiciela skrzętnie ukrywanego przed resztą pobratymców. Sama albinoska również posiadała podobne skarby, znalezione w mrocznych zakamarkach Enklawy i chowane w jej tylko znanych skrytkach, ale w przeciwieństwie do Łasicy w swych rękach dzierżyła oręż, którego potencjału niektórzy mężczyźni z Góry mieli już okazję posmakować.
Na swej prawicy niosła uszytą z grubej skóry rękawicę, nabitą metalowymi guzami i zaopatrzoną w przyspawane do obręczy kastetu ostre szpikulce. Kiedy maltretowana przez człowieka w żelaznej masce dziewczyna wydała z siebie kolejny pulsujący agonią szloch, Altego uniosła wyżej najeżoną kolcami rękawicę i skrzyżowała oczy z wzrokiem Łasicy. Oboje byli ledwie metr za plecami oprawcy i zdawali sobie sprawę, że psychopata w każdej sekundzie mógł się obejrzeć za siebie, zaalarmowany szelestem podeszw albo półzwierzęcym instynktem.
Wstrzymując oddechy skoczyli do przodu w niemal idealnej synchronizacji.