Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2021, 13:35   #92
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 18 - 2051.03.05; nd; zmierzch

Czas: 2051.03.05; nd; zmierzch
Miejsce: Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta
Warunki: wnętrze domu, jasno, krzyki i strzelanina na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew, ciepło


Rita i James



Duet agentów Cantano cofnął się z powrotem do głównego korytarza zostawiając za sobą tych dwóch czy trzech walczących obrońców. Ruszyli w stronę schodów willi prowadzących na pierwsze piętro. Dotarli na półpiętro gdy w tynk wbiła się jakaś kula. Tak blisko, że Rita poczuła jak odłamki tynku obsypują jej tył głowy i twarz a idący za nią James ten tynk walnął w twarz i oczy. Aż musiał odkaszlnąć gdy tynk i proch wgryzły mu się w nozdrza i usta. Chyba nie tylko oni zostali ostrzelani. Gdzieś z parteru doszedł ich czyjś wrzask. A strzelanina nie ustawała ani na chwilę. Na słuch trudno było się zorientować co tam się dzieje.

Zostało kilka schodków na piętro. Zaraz na piętrze korytarz się nieco rozszerzał, po lewej były jakieś zamknięte drzwi gdzie przez małą szybę w oknie świeciło czerwone światło. h A może po prostu mleczna szyba była czerwona. Korytarz był krótki, był jeszcze kilka innych drzwi. Uwagę bardziej przykuwało światło i odgłosy z drugich drzwi po prawej. Tam błyskało coś jakby ktoś używał palnika. Syczący odgłos też sprawiał podobne wrażenie. Stamtąd też dochodził popędzający głos “Schneller, schneller!”. Chyba ten sam co słyszeli wcześniej będąc na dole tylko wówczas nie dało się rozróżnić słów. Teraz przez kanonadę bliższej i dalszej walki, przez gryzący dym pożaru który musiał gdzieś wybuchnąć i chaos walki jednak dało się usłyszeć jak się stało krok czy dwa od owego pokoju w którym ktoś używał palnika. Inne, nawet te za zamkniętymi drzwiami jakoś nie zdradzały większej aktywności czy obrońców czy napastników.



Czas: 2051.03.05; nd; zmierzch
Miejsce: Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta
Warunki: wnętrze domu, jasno, krzyki i strzelanina na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew, ciepło


Roxy



Działo się zbyt wiele i zbyt szybko. Za dużo rzeczy chciała zrobić w zbyt krótkim czasie. Znalazła się w samym środku walki. Ktoś tam się strzelał tuż za nią i pod nią. Tam na korytarzu, schodach i chyba poniżej. Kule latały w obie strony także przez podwórze. Widocznie sekciarze ogarnęli sytuację na tyle, że część z nich zaczęła strzelać w stronę napastników widocznych przy willi podobnie jak Roxy. A część walczyła z tymi co wdarli się do głównego budynku. Co tam się działo poza ścianami pokoju nie miała pojęcia. Słyszała krzyki złości, bólu, strachu, czasem ktoś głośniej jak ktoś pewnie właśnie oberwał. Zawodzenia rannych i konających. Wszystko to mieszało się w jeden wielki chaos jaki atakował jej umysł i zmysły.

Przewaliła tapczan by zatarasować drogę do pokoju tym na zewnątrz. Czy to by okazało się skuteczną zawalidrogą, czy tamci by szturmowali jej pokój nie miała pojęcia. Na zewnątrz też się działo. Ci w mundurach teraz musieli stawić czoła obrońcom z dwóch stron. Tym co bronili willi i tym co jak Roxy, strzelali z większego budynku. Widocznie mieli jednak wprawę w takich wojskowych manewrach a na pewno lepszą broń, więcej amunicji i wprawę w ich używaniu. Ołów tylko śmigał w obie strony. Część z nich rozbijała się o ściany okna męskiego pokoju jaki chwilowo zajmowała blondynka z karabinem. Shotgun Jamesa powędrował na dół razem z resztą wyrzuconych przez okno rzeczy.

Mając znów swój sztucer w ręku poczuła się pewniej. Solidny karabinowy nabój sprawdzał się lepiej na takich odległosciach niż breneka broni gładkolufowej. Wymierzyła w operatora miotacza a raczej jego butlę jaką miał na plecach. Mogła sobie pomóc opierając broń o parapet okna. Tamten zatrzymał się za zwalonym pniem i chyba naradzał się krzykiem ze swoimi kamratami. Dłuższą chwilę jakby się kłócili albo nie mogli dojść do porozumienia. Ale chyba doszli bo wreszcie wstał i ruszył z grupką innych w kierunku zagajnika jakim można było podejść pod główny budynek. Tuż przed tem huknął Hawkeye blondynki wypluwając złotą łuskę na parapet okna. Ta potoczyła się i spadła na podłogę znikając strzelcowi z widoku. Za to widziała jak solidny, karabinowy pocisk trafił i rozerwał butlę miotacza. Z butli trysnęła ciecz. Co prawda nie zapaliła się ani nie wybuchła. Ale i tak wprowadziła małe zamieszanie. Ten z miotaczem zaczął w pośpiechu zdejmować z pleców dziurawą butlę a inni dookoła niego krzyczeli coś do niego czy na niego. Inni jednak zniknęli za willą chcąc może ją obejść albo dostać się do niej z innej strony.

Tego już Roxy nie widziała. Wskoczyła na parapet i spojrzała w dół. Pierwsze piętro, nie aż tak wysoko. Na dole widziała chaos bagaży jakie zdążyła wyrzucić z okna wcześniej. Skoczyła. Lot był krótki i wylądowała na własnych nogach chociaż odruchowo przygięło ją do ziemi od tego upadku. I kto wie czy to nie byłby jej ostatni ruch gdyby nie okrzyk pewnej przestraszonej dziewczyny co lubiła tańczyć i chodzić na plażę. W zamieszaniu i chaosie walki tylko ona ją rozpoznała bez białego prześcieradła.

- Nie strzelajcie! To Roxy! Ta nowa! Ona jest z nami! Nie strzelajcie! - Sammy okazała się nie małą determinacją podbijając lufę karabinu kolegi jaki zdążył wycelować w zaskoczną Roxy. Zresztą tak samo jak dwóch innych. Pewnie strzelali się przez otwarte drzwi z tymi na schodach. Ale widząc czy słysząc kogoś kto wylądował tuż przy ich oknie wycelowali broń w nowego napastnika. Bo przecież “ci dobrzy” byli w świątecznych, bielutkich ubraniach kultu. Ledwo więc Roxy wyprostowała się po skoku i odwróciła zaalarmowana krzykiem Sammy zobaczyła wycelowane w siebie trzy lufy. No i jak ineterwencja nowej koleżanki ratuje ją przed ostrzelaniem przez współbraci. Ci bowiem w zdenerwowaniu krzyknęli coś o idiotkach i widząc, że z jej strony nie zagraża jej bezpośrednie niebezpieczeństwo wrócili do strzelaniny wewnątrz budynku.

- Nie mogłam wrócić na górę! Oni tam cały czas strzelają! Mam karabin! - Sammy też widząc, że nie dojdzie do bratobójczego ostrzału podbiegła do okna krzycząc do blondynki. W ręku jednak miała karabin i pas z ładownicami przewieszony przez ramię. Ale tak trzymała broń jakby nie miała zamiaru jej używać i to było dla niej coś całkowicie obcego. Ale jednak karabin udało jej się zdobyć tylko z powodu strzelaniny na schodach nie dała rady wrócić na górę.


---


Mecha 18

Rita; przypadkowa kula; (20); rzut: Kostnica 19 > nic

James; przypadkowa kula; (20); rzut: Kostnica 19 > nic

Roxy; przypadkowa kula; (20); rzut: Kostnica 12 > nic

Roxy; strzał w mo; (ZRĘ + Br.długa); rzut: Kostnica 14 > suk
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline