|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
01-03-2021, 19:52 | #91 |
Reputacja: 1 | Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta |
03-03-2021, 13:35 | #92 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 18 - 2051.03.05; nd; zmierzch Czas: 2051.03.05; nd; zmierzch Miejsce: Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta Warunki: wnętrze domu, jasno, krzyki i strzelanina na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew, ciepło Rita i James Duet agentów Cantano cofnął się z powrotem do głównego korytarza zostawiając za sobą tych dwóch czy trzech walczących obrońców. Ruszyli w stronę schodów willi prowadzących na pierwsze piętro. Dotarli na półpiętro gdy w tynk wbiła się jakaś kula. Tak blisko, że Rita poczuła jak odłamki tynku obsypują jej tył głowy i twarz a idący za nią James ten tynk walnął w twarz i oczy. Aż musiał odkaszlnąć gdy tynk i proch wgryzły mu się w nozdrza i usta. Chyba nie tylko oni zostali ostrzelani. Gdzieś z parteru doszedł ich czyjś wrzask. A strzelanina nie ustawała ani na chwilę. Na słuch trudno było się zorientować co tam się dzieje. Zostało kilka schodków na piętro. Zaraz na piętrze korytarz się nieco rozszerzał, po lewej były jakieś zamknięte drzwi gdzie przez małą szybę w oknie świeciło czerwone światło. h A może po prostu mleczna szyba była czerwona. Korytarz był krótki, był jeszcze kilka innych drzwi. Uwagę bardziej przykuwało światło i odgłosy z drugich drzwi po prawej. Tam błyskało coś jakby ktoś używał palnika. Syczący odgłos też sprawiał podobne wrażenie. Stamtąd też dochodził popędzający głos “Schneller, schneller!”. Chyba ten sam co słyszeli wcześniej będąc na dole tylko wówczas nie dało się rozróżnić słów. Teraz przez kanonadę bliższej i dalszej walki, przez gryzący dym pożaru który musiał gdzieś wybuchnąć i chaos walki jednak dało się usłyszeć jak się stało krok czy dwa od owego pokoju w którym ktoś używał palnika. Inne, nawet te za zamkniętymi drzwiami jakoś nie zdradzały większej aktywności czy obrońców czy napastników. Czas: 2051.03.05; nd; zmierzch Miejsce: Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta Warunki: wnętrze domu, jasno, krzyki i strzelanina na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew, ciepło Roxy Działo się zbyt wiele i zbyt szybko. Za dużo rzeczy chciała zrobić w zbyt krótkim czasie. Znalazła się w samym środku walki. Ktoś tam się strzelał tuż za nią i pod nią. Tam na korytarzu, schodach i chyba poniżej. Kule latały w obie strony także przez podwórze. Widocznie sekciarze ogarnęli sytuację na tyle, że część z nich zaczęła strzelać w stronę napastników widocznych przy willi podobnie jak Roxy. A część walczyła z tymi co wdarli się do głównego budynku. Co tam się działo poza ścianami pokoju nie miała pojęcia. Słyszała krzyki złości, bólu, strachu, czasem ktoś głośniej jak ktoś pewnie właśnie oberwał. Zawodzenia rannych i konających. Wszystko to mieszało się w jeden wielki chaos jaki atakował jej umysł i zmysły. Przewaliła tapczan by zatarasować drogę do pokoju tym na zewnątrz. Czy to by okazało się skuteczną zawalidrogą, czy tamci by szturmowali jej pokój nie miała pojęcia. Na zewnątrz też się działo. Ci w mundurach teraz musieli stawić czoła obrońcom z dwóch stron. Tym co bronili willi i tym co jak Roxy, strzelali z większego budynku. Widocznie mieli jednak wprawę w takich wojskowych manewrach a na pewno lepszą broń, więcej amunicji i wprawę w ich używaniu. Ołów tylko śmigał w obie strony. Część z nich rozbijała się o ściany okna męskiego pokoju jaki chwilowo zajmowała blondynka z karabinem. Shotgun Jamesa powędrował na dół razem z resztą wyrzuconych przez okno rzeczy. Mając znów swój sztucer w ręku poczuła się pewniej. Solidny karabinowy nabój sprawdzał się lepiej na takich odległosciach niż breneka broni gładkolufowej. Wymierzyła w operatora miotacza a raczej jego butlę jaką miał na plecach. Mogła sobie pomóc opierając broń o parapet okna. Tamten zatrzymał się za zwalonym pniem i chyba naradzał się krzykiem ze swoimi kamratami. Dłuższą chwilę jakby się kłócili albo nie mogli dojść do porozumienia. Ale chyba doszli bo wreszcie wstał i ruszył z grupką innych w kierunku zagajnika jakim można było podejść pod główny budynek. Tuż przed tem huknął Hawkeye blondynki wypluwając złotą łuskę na parapet okna. Ta potoczyła się i spadła na podłogę znikając strzelcowi z widoku. Za to widziała jak solidny, karabinowy pocisk trafił i rozerwał butlę miotacza. Z butli trysnęła ciecz. Co prawda nie zapaliła się ani nie wybuchła. Ale i tak wprowadziła małe zamieszanie. Ten z miotaczem zaczął w pośpiechu zdejmować z pleców dziurawą butlę a inni dookoła niego krzyczeli coś do niego czy na niego. Inni jednak zniknęli za willą chcąc może ją obejść albo dostać się do niej z innej strony. Tego już Roxy nie widziała. Wskoczyła na parapet i spojrzała w dół. Pierwsze piętro, nie aż tak wysoko. Na dole widziała chaos bagaży jakie zdążyła wyrzucić z okna wcześniej. Skoczyła. Lot był krótki i wylądowała na własnych nogach chociaż odruchowo przygięło ją do ziemi od tego upadku. I kto wie czy to nie byłby jej ostatni ruch gdyby nie okrzyk pewnej przestraszonej dziewczyny co lubiła tańczyć i chodzić na plażę. W zamieszaniu i chaosie walki tylko ona ją rozpoznała bez białego prześcieradła. - Nie strzelajcie! To Roxy! Ta nowa! Ona jest z nami! Nie strzelajcie! - Sammy okazała się nie małą determinacją podbijając lufę karabinu kolegi jaki zdążył wycelować w zaskoczną Roxy. Zresztą tak samo jak dwóch innych. Pewnie strzelali się przez otwarte drzwi z tymi na schodach. Ale widząc czy słysząc kogoś kto wylądował tuż przy ich oknie wycelowali broń w nowego napastnika. Bo przecież “ci dobrzy” byli w świątecznych, bielutkich ubraniach kultu. Ledwo więc Roxy wyprostowała się po skoku i odwróciła zaalarmowana krzykiem Sammy zobaczyła wycelowane w siebie trzy lufy. No i jak ineterwencja nowej koleżanki ratuje ją przed ostrzelaniem przez współbraci. Ci bowiem w zdenerwowaniu krzyknęli coś o idiotkach i widząc, że z jej strony nie zagraża jej bezpośrednie niebezpieczeństwo wrócili do strzelaniny wewnątrz budynku. - Nie mogłam wrócić na górę! Oni tam cały czas strzelają! Mam karabin! - Sammy też widząc, że nie dojdzie do bratobójczego ostrzału podbiegła do okna krzycząc do blondynki. W ręku jednak miała karabin i pas z ładownicami przewieszony przez ramię. Ale tak trzymała broń jakby nie miała zamiaru jej używać i to było dla niej coś całkowicie obcego. Ale jednak karabin udało jej się zdobyć tylko z powodu strzelaniny na schodach nie dała rady wrócić na górę. --- Mecha 18 Rita; przypadkowa kula; (20); rzut: Kostnica 19 > nic James; przypadkowa kula; (20); rzut: Kostnica 19 > nic Roxy; przypadkowa kula; (20); rzut: Kostnica 12 > nic Roxy; strzał w mo; (ZRĘ + Br.długa); rzut: Kostnica 14 > suk
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
04-03-2021, 16:27 | #93 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
|
05-03-2021, 07:52 | #94 |
Reputacja: 1 | Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta |
09-03-2021, 17:51 | #95 |
Reputacja: 1 | Wszystko szło wręcz koncertowo, a może raczej koncertowo się zjebało. Po pierwsze, nigdzie nie było widać Amosa a w sumie Rita cały czas prowadziła ich jego śladami. Lub też może bardziej na ślepo, ale James nie miał póki co żadnych uwag. Ot, lepiej było iść do przodu niż w ogóle.
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |
11-03-2021, 17:58 | #96 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 19 - 2051.03.05; nd; zmierzch Czas: 2051.03.05; nd; zmierzch Miejsce: Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta Warunki: wnętrze domu, jasno, krzyki i strzelanina na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew, ciepło Rita i James Trudno było powiedzieć co dokładnie było przyczyną ale skutek odkryli jednocześnie i Rita i James. Może ktoś tam wewnątrz dojrzał jak złodziejka puszcza żurawia do środka, może usłyszał jak kierowca otwiera drzwi naprzeciwko a może to coś w strzelaninie na dole spowodowało, że ten mężczyzna w mundurze wyjrzał przez rozwalone na oścież drzwi sypialni i dostrzegł ich oboje. Coś na dole zaczynało się dziać bo słychać było nowa porcję krzyków, tupot butów i wystrzały broni. Albo ta kula co rozbiła dyktę jaką było wstawione w niewielkim okienku zewnętrznym i przy okazji rozbiła słoik jaki stał tam na parapecie zasypując także i James’a szklanymi odłamkami. - Was ist das?! - krzyknął facet w mundurze gdy zrobił krok na tyle by przez rozwalone drzwi sypialni dostrzec to co się dzieje na zewnątrz. Czy dostrzegł Ritę, czy ja usłyszał, czy zorientował się, że jest zaraz przy framudze tego nie było wiadomo. Ale na pewno nie mógł przegapić pleców Jamesa jaki właśnie otworzył drzwi naprzeciwko aby sprawdzić co tam jest. W ciągu sekundy sytuacja zmieniła się jak w kalejdoskopie. Dopiero co Rita puściła żurawia za narożnik zza jakiego słychać i widać było pracę palnika. Zajrzała do wnętrza pokoju. Częściowo. Bo aby widzieć cały pokój musiałaby praktycznie wsadzić głowę do środka. A tak tylko widziała jakąś jego część po skosie. Widziała jednak całkiem sporo. Jakaś sypialnia. Całkiem niezła. Widać, że nie ten standard co w pokojach zwykłych kultystów. W tej chwili jednak panował w niej bałagan. Jakby ktoś urządził tu kipisz. Widziała też plecy odziane w mundury napastników. Na rękawach mieli jakieś czerwone opaski z jakimś wzorem. Twarzy nie widziała bo właśnie byli tyłem do niej do tego ten co trzymał palnik miał maskę spawalniczą a ten drugi ciemne gogle. We dwóch rozpracowywali jakiś sejf pewnie aby się dobrać do jego zawartości. Wydawali się tym być mocno pochłonięci i nie zwracali na obserwatorkę uwagi. Wtedy do działania przystąpił James. Nóż okazał się zbędny. Forsowanie drzwi także. Okazały się zamknięte tylko na klamkę. Jak ją nacisnął to ustąpiła. Jak pociągnał to drzwi ustąpiły ale zazgrzytały przy okazji. Wewnątrz to musiała być toaleta. Kiedyś. Sądząc po sedesie, zlewie i kabinie prysznicowej nadal była. Ale teraz ktoś tu sobie urządził ciemnię. Czerwona żarówka, sznurki z suszącymi się zdjęciami, kuwety, pojemniki, zapach chemii. Wszystko to James ogarnął rzutem oka gdy usłyszał za plecami, że został odkryty. - Brać ich! - krzyknął rozkazująco ten wielkolud wskazując na korytarz. I nagle odgłosy palnika ucichły a dwóch mundurowych zerwało się z miejsca aby podjąć walkę z intruzami. - Dalej siostry, dalej bracia! Za Rebis! - prawie jednocześnie dał się słyszeć inny okrzyk. Ale przytłumiony przez ściany, odległość i strzelaninę. Pewnie gdzieś z zewnątrz willi. Czas: 2051.03.05; nd; zmierzch Miejsce: Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta Warunki: wnętrze domu, jasno, krzyki i strzelanina na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew, ciepło Roxy Sytuacja nie sprzyjała rozmowom. Kule latały ze wszystkich stron wbijając sie w ziemię, rozbijając szyby, rozłupując tynk w budynku albo pnie drzew i kawałki większych kamieni za jakimi kryli się napastnicy. Przedłużanie pozostawania na otwartym widoku było proszeniem się o kolejną kulkę już we własnych trzewiach. Mimo wszystko Roxy przezwyciężyła odruch ucieczki czy ukrycia się i wrzuciła do środka te kilka plecaków i toreb jakie dopiero co wyrzuciła z pokoju na piętrze. Wreszcie ostatnia poleciała wgłąb pokoju na parterze a ona sama mogła podążyć jej śladem. Czekała na nią wyciągnięta dłoń Sammy jaka niemo jej kibicowała trzymając za nią kciuki. A gdy blondynka była gotowa pomogła jej przeleźć przez parapet i obie klapły tyłkami na podłogę. W zaistniałej sytuacji wydawało się to całkiem bezpieczne miejsce. Pociski z zewnątrz rozbijały się o mur albo wlatywały przez okno do środka. A ci co strzelali z góry, od schodów koncentrowali się na obrońcach odstrzeliwujących się od drzwi pokoju. Obrońcy mieli strzelby i sztucery. Przynajmniej ci trzej co bronili pokoju. Ten trzeci miał jakiś rewolwer. Na oko Roxy to żaden z nich nie był zawodowym żołnierzem. A i broń nie sprzyjała gęstości ognia. Sztucer po każdym strzale trzeba było odryglować a mały, cywilny magazynek dość szybko zmuszał do wymiany pustego na pełny. Zbyt wiele nowy kolega ich nie miał w zapasie to nie tak często wychylał się aby oddać jakiś strzał w stronę schodów i znów chwilę czekał. A może zbierał się na odwagę. Drugi miał shotgun podobny do tego jaki miał James. Ten strzelał od strony zawiasów drzwi. Ale też był bardziej na widoku dla tych na schodach czy gdzieś tam od tamtej strony. To też wychylał się za róg tylko na chwilę aby na wpół po omacku wystrzelić i znów się schować. A przy okazji przeładować strzelbę. Ten z rewolwerem miał najszybszą do strzelania broń to najczęściej wystawiał rękę za postrzelaną framugę i oddawał szybkie strzały, też prawie po omacku. Ale te kilka kul co się mieściło w bębnie i tak szybko się strzelało ładowało się znacznie dłużej. Nie miał szybkoładowacza więc każdy nabój musiał po kolej wepchnąć do komory. Ale całościowo to cały czas ktoś z nich strzelał do napastników. Wszyscy tu strzelali. Od korytarza co chwila jakiś pocisk rozrywał się na framudze albo drzwiach. Musieli tam strzelać się też inni bo kule tylko śmigały i rykoszetowały wzdłuż i poprzek korytarza. Wydawało się, że walka stanęła w miejscu i żadna ze stron nie może zdobyć przewagi. Napastnicy mieli znacznie lepsza broń i większe zapasy amunicji ale kultystów było więcej a tak lokalnie mogli postawić na tyle gęstą ścianę ołowiu, żeby zablokować dalszy ruch wgłąb budynku. Nie było wiadomo której ze stron prędzej zabraknie woli albo ołowiu do kontynuowania tej walki. Albo nie stanie się jakiś przełom. Przy drzwiach ciężko było znaleźć miejsce dla czwartej osoby. Za to okno Roxy miała całe do swojej dyspozycji. Sammy chociaż trzymała kurczowo przyniesiony karabin nie kwapiła się aby go użyć. Chowała się wciąż pod parapetem zdradzając wszelkie objawy strachu. Za oknem zaś przez ten kawałek czasu co Roxy miała to podwórze za plecami a potem musiała złapać oddech na podłodze pokoju sytuacja się zmieniła. Napastnikom w mundurach chyba nie udało się dotrzeć do głównego budynku. A może nie mieli takiego zamiaru. Skorzystali z zagajnika jaki rósł przy jednej stronie podwórza i używając pni jako osłon ostrzeliwali strzelców broniących budynków. Roxy słyszała jak gdzieś nad nią i obok niej ołów szybuje w kierunku napastników. Kilku z nich strzelało z automatów stawiając potężną zaporę ognia. Widziała jak na ziemi leżą już dwaj czy trzej mundurowi. Ranni albo zabici. Ale wyłączeni z walki. Sądząc po krzykach i wrzaskach w budynku tu też ołów trafiał nie tylko w materię nieożywioną. Sporo działo się też przy tej willi. Tam chyba napastnicy zaczynali zdobywać przewagę. A przynajmniej widać ich było wokół willi i w oknach na parterze. Tam już walka musiała toczyć się wewnątrz budynku. Ale od prawej strony dostrzegła kilka ubranych w białe prześcieradła postaci ze sztucerami i pistoletami w dłoniach jakie chyba próbowały przyjść z odsieczą odciętym obrońcom w mniejszym budynku. Dali radę przebiec kilkanaście kroków nim nawet ich fanatyczny zapał zaległ pod ołowiowym ogniem jaki poleciał w ich stronę od willi i od zagajnika. - Dalej siostry, dalej bracia! Za Rebis! - krzyknął jeden z kultystów podrywając mimo wszystko swoich współbraci do kolejnego skoku naprzód. Nie Roxy nie była pewna czy to nie głos Amosa. Może on a może nie w tej kanonadzie i śmigającym ołowiu nie bardzo była okazja się przyglądać. --- Mecha 19 Rita; przypadkowa kula; (20); rzut: Kostnica 12 > nic James; przypadkowa kula; (20); rzut: Kostnica 18 > nic Roxy; przypadkowa kula; (20); rzut: Kostnica 1,3,15 > nic
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
16-03-2021, 19:29 | #97 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:55. |
19-03-2021, 17:46 | #98 |
Reputacja: 1 |
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |
19-03-2021, 20:08 | #99 |
Reputacja: 1 | Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta |
20-03-2021, 03:32 | #100 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 20 - 2051.03.05; nd; zmierzch Czas: 2051.03.05; nd; zmierzch Miejsce: Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta Warunki: wnętrze domu, jasno, krzyki i strzelanina na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew, ciepło Rita i James Rita posłała kulkę w butlę palnika. Widziała jak kula rozerwała cienką blachę, jak zaczęło z niej świstać powietrze i zdążyła się schować za framugę sypialni spodziewając się wybuchu. Zresztą została zauważona przez tych trzech wewnątrz. Było ich trzech. Tych dwóch od sejfu i palnika i ten wielki bydlak z wyglansowanymi na błysk butami. Teraz już nieco przybrudzonymi, gliniastą, czerwoną ziemią i kawałkami trawy. Dojrzała jeszcze górę drabiny jaka wystawała przy otwartym na oścież oknie jakiego bez zaglądania do środka nie było widać z korytarza. Ale eksplozja nie nastąpiła. James zdążył pchnąć drzwi jakie sprawdzał i doskoczyć z drugiej strony framugi drzwi. A nic nie wybuchało. Za to wybiegł pierwszy z tych spawaczy z pm w ręku. James’owi nie udało się go zaskoczyć. Nie było dziwne skoro widzieli, że wbiega za tą framugę. Ten duży o szwabskim akcencie ich ostrzegł i ponaglił. Niemniej temu pierwszemu co wybiegł i tak powitał świst jamesowego noża. Pierwszy atak zdołał zasłonić się automatem i na nim nóż zostawił rysę. I nastąpiło regularne zwarcie. James atakował nożem a mundurowy próbował zbić ten nóż swoim automatem. Raz czy dwa mu się udało ale w końcu solidna stal wbiła mu się w udo. Facet wrzasnął krótko ale widocznie to było za mało aby go powstrzymać. A James nadal nie doszedł do pełni sił po zasadzce w bezimiennym zaułku. Tamte rany wciąż go spowalniały. Rita widziała jak na korytarzu zaczął się regularny pojedynek na noże i automaty ale sama miała własne zmartwienia. Bo zaraz za tym pierwszym spawaczem wybiegł ten drugi. Widząc, że w ciasnocie korytarza troszkę trudno by mu było dołączyć do kolegi aby spuścić łomot James’owi rzucił się na nią. Chyba chciał strzelić ale dało się słyszeć suchy, metaliczny trzask gdy nabój nie wypalił. Zaklął więc i rzucił się na nią z pięściami. --- Mecha 20 Rita; przypadkowa kula (20); rzut: Kostnica 6 > nic James; przypadkowa kula (20); rzut: Kostnica 12 > nic James; zwarcie z Napastnik 1 (ZRĘ + Br.Biała); rzut: Kostnica 2 suk vs 1 suk = 1xRana (p.noga) > 9/9>8/9 --- Czas: 2051.03.05; nd; zmierzch Miejsce: Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta Warunki: wnętrze domu, jasno, krzyki i strzelanina na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew, ciepło Roxy Nie bardzo miała okazję oglądać broń wręczoną jej przez przestraszoną Sammy. Rzutem oka i na masę w rękach zorientowała się, że to jakiś solidny, myśliwski sztucer. Miał podgumowane okładziny uchwytów więc mimo spotniałych dłoni dobrze leżał w dłoniach. Zaś przez celownik widziała tą całą bieganinę i strzelaninę jaka działa się na zewnątrz. Nerwy szarpała ta znacznie bliższa, ledwo parę kroków za jej plecami. Tam wciąż się strzlali jej bracia w białych szatach z napastnikami. Trudno było to zignorować jak co chwila pocisk odłupywał tynk albo drewno z drzwi, ktoś krzyczał, niekoniecznie święte psalmy. Trudno było się skupić bo się wydawało, że lada chwila pocisk wwierci się w odkryte plecy. Od zewnątrz wydawało się, że grozi jej mniejsze niebezpieczeństwo. Ściana powinna jej zapewnić całkiem solidną osłonę przed ostrzałem. Parapet chociaż zawalony ziemią i kawałkami szkła dawał niezłą podstawę aby oprzeć broń i ramiona. Najgorsze, że właśnie dlatego mogła zarobić kulkę w te ramiona i głowę. No albo w plecy od tych na korytarzu. Nawet jakimś rykoszetem. Wycelowała uważnie ten nowy dla siebie karabin. Wzięła na cel jednego z tych co wydawali się dowodzić poszczególnymi grupkami napastników. Wodziła za nim lufą i w końcu los się uśmiechnął. Bo tamten nieświadom czujnych oczu jakie obrały go na cel zatrzymał się przy jednej z palm przy willi. Chronił się przed ostrzałem tych których prowadził Amos no ale niewiele dawało mu to osłony od kogoś kto był w odpowiednim miejscu głównego budynku. Był nieco po skosie, frontem do ludzi Amosa ale nie dla Roxy to był prawie całkowicie odkryty, choć na chwilę nieruchomy cel. Krzyczał coś do swoich ludzi i pokazywał na willę. Wtedy dwóch z nich rzuciło się w jej kierunku… I pierwszy z nich wbiegł na drabinę przystawioną do okna na piętrze. Wtedy padł strzał. Kolba karabinu szturchnęła blondynke w obojczyk a sam karabin wierzchnął. Dźwięk wystrzału był inny niż przy .30-06 jaki zdążyła poznać. Ale efekt trafienia był niezły. Pocisk trafił tamtego krzykacza w ramię. Nawet z kilkudziesięciu metrów widziała jak coś czerwonego rozbryzgło mu się z tego ramienia. Siła uderzenia zachwiała nim a on sam zaraz potem stracił równowagę albo powalił go ból. Musiała przeryglować aby oddać kolejny strzał. Wśród tamtych kilku mundurowych jacy chowali się za jakimś złomem, kamieniami, przewalonymi i stojącymi palmami wkradło się pewne zamieszanie. To wykorzystali przytłoczeni ogniem bracia Amosa który na jego okrzyk zerwali się do ataku aby pokonać chociaż kolejny kawałek do willi i napastników. Z okna z przystawioną drabiną wychyliła się jakaś ręka i ponagliła coś tych na dole. Ręka chyba była w mundurze ale tak krótko, że Roxy nie była pewna. Zresztą już przeryglowała karabin. Magazynek właściwie nie wystawał poza obrys broni więc pewnie miał tylko kilka naboi. --- Mecha 20 Roxy; przypadkowa kula; (20); rzut: Kostnica 5 > nic Roxy; ostrzał z okna: Napastnik 15; (ZRĘ + Br.Długa); rzut: Kostnica 14 > suk (p.ramię) 4xRana > 9/9>5/9
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |