04-03-2021, 09:15
|
#271 |
Kapitan Sci-Fi | Tommy nie potrafił wygdukać nawet jednego słówka. Z jednej strony nadzieja, którą pobudziło przybycie Franko, szybko rosła, wkrótce przeistaczając się w radość z tego, że jednak nie zabił Maxa. Z drugiej, czy to nie oznaczało, że doktorek jest ich wrogiem? Chłopak nie wiedział co o tym myśleć. Zabrał tylko zakrwawione ręce z brzucha Kowalsky'ego, pojmując, że jego starania nie mają sensu. Dopiero po chwili zmusił się do tego, by niemal szeptem, powiedzieć:
- Może powinniśmy stąd spadać?
Sierżant podniósł się natychmiast na nogi. W jednej ręce trzymał już obrzyna, w drugiej dwie loftki, by jak najszybciej przeładować broń. Nie mógł odpuścić tej walki. Być może zwykły funkcjonariusz by to zrobił, być może nawet powinien, ale nie on. Niemal każdy wers jego kodu mu tego zabraniał. Był przeznaczony na straty.
Jednak program zabraniał mu też bezsensownego poświęcania się. Po co toczyć walkę, której nie można wygrać? To zwykłe marnotrawienie środków. Wiedział, że sam nie wygra, potrzebował sojuszników. Ale z tych podziemi nie mógł połączyć się z centralą. Zrobił więc jedyną rzecz, jaka mu pozostała, a jakiej by się po nim nie spodziewali nawet jego twórcy.
- Ratunku! - krzynął, po czym oddał dwa strzały w kierunku stwora. - Na pomoc!
Sierżant nie był w stanie odczuwać emocji, ale posiłkując się nagranymi ludzkimi reakcjami, starał się nadać swojemu głosowi barwę strachu. W podziemiach pełno było tak zwanych herosów. Jeśli faktycznie są tymi, za których się podają, wołanie powinno ich tu zwabić. W najgorszym razie stwór okaże się ich wrogiem. Zresztą Sierżant nie miał nic do stracenia. Wciąż wołał... |
| |