Jeden strzał, jeden cios rapierem... A źe kompani spisali się jak zawsze dobrze, zaś gobliny nie stawiły praktycznie żadnego oporu, w parę chwil było po walce.
Łupy były - delikatnie mówiąc - mizerne. A mniej delikatnie? Nie było nic, po co warto by było się schylić, chyba że ktoś zbierałby na przykład goblinie uszy.
Felix starannie wytarł rapier w szmaty, udające odzienie jednego z truposzy, ponownie naładował garłacz.
Mogli jechać dalej.
* * *
Wioska na szlaku zawsze była miejscem, które wędrowiec witał z radością, nawet jeśli miał puste kieszenie. Tych jednak, co żywili nadzieję na ciepłe jedzenie i dobry napitek przed wkroczeniem na Szlak Mroźnych Kłów, czekało spore rozczarowanie.
Wioska co prawda była, ale nie było w niej nikogo, kto by powitał strudzonych podróżnych. Orkowie wykonali solidną robotę, wybijając do nogi wszystkich mieszkańców.
Z drugiej strony - Felix nie byłby zachwycony, gdyby jakiś truposz się podniósł i ruszył w ich stronę.
- Może i jest tu jakaś karczma - spojrzał na Viggo - ale jeśli orkowie zatrzymali się tu na dłużej - to pewnie opróżnili piwnicę. Ale jak nie sprawdzimy, to się nie dowiemy.
Skierował wierzchowca w stronę centrum wioski.
- Chyba mamy odpowiednie miejsce na nocleg - powiedział po chwili, wskazując parterowy budynek, nad drzwiami którego wisiały resztki szyldu.