Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2021, 10:48   #144
Leb Harr
 
Reputacja: 1 Leb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputację
Żelazne zastępy zakutych w misternej roboty pancerze zbrojnych stały szpalerem ukazując drogę wiodącą do stóp królewskiego tronu. Grungni - ojciec krasnoludów, społem z Grimnirem panem wojowników i Throrinem Zabójcą i wieloma innymi siedział przy wspólnym stole na podwyższeniu połączony we wspólnej, braterskiej biesiadzie. Podobnie jak królowie i wodzowie, mężni wojownicy i znamienici kowale run. Inżynierowie i zbrojmistrze. Wszyscy połączeni braterską miłością z pieśnią na ustach i opowieściami o dniach chwały. Bigdebin ujrzał również braci, wujów, ojca i obu dziadów. Wszyscy czekali na niego, przyzywali go radosną pieśnią:


„Niech się zbiorą wszelkie maszkary pełzające,

Szczury, jaszczury, węże plujące,

Zwierzoczłeki nędzne, mutanty parszywe,

Niech kto podejdzie, a przytnę mu grzywę!

Niech no nabluzga kto na mnie,

Niech znieważy rasę mą dzielną,

Niech mych przodków obrazi,

Dużego piwa sobie nawarzy!

A ja się nie cofnę przed niczym,

Gdyż mam ja swą motywację,

Niech mnie kilof Grungiego,

Jeśli dziś tu nie mam racji!”


Brama zawarła się z trzaskiem zamykając drogę do szczęśliwości. Durendin ryknął wściekle, choć z ust tak na prawdę wyrwało mu się tylko chrapliwe warknięcie. Krasnolud usłyszał jak przez mgłę słowa Semena i w jednej chwili zrozumiał, że bestia zaraz uderzy. Próbował unieść się, dźwignąć na kolana. Sękate dłonie szukały bliskiej mu rękojeści ojcowskiego topora. Znalazł tylko rękojeść miecza. To musiało wystarczyć. Na ten czas. Stawiając szeroką klingę na sztorc, klinując ją pomiędzy kamieniami, Bigdebin wsparł się na mieczu i zaparł co sił. Stękając z wysiłku krasnolud splunął i dźwignął się. Najpierw na czworaki, później już na nogi. Chwiejąc się spojrzał na swoich ludzkich druhów. I roześmiał, chrapliwym, słabym śmiechem.


- Nie chcieli mnie tam u góry! Mówią, że mają naszych dość i muszę jeszcze… - nie dokończył, bo z wysiłku odebrało mu mowę a do ust napłynęła żółć i wymiociny. Charknął i splunął znów. Mdłości odeszły. Wraz z nimi wrócił trzeźwy osąd. I świadomość, że jeśli nie potwór, to zabiją go rany. Ruszył zataczając się pod ścianę. Z dala od tej brei. Jeszcze tego brakowało, by umarł od infekcji. Albo by wdało się weń coś gorszego.


- Medyku… - zdawało mu się, że krzyknął, ale z ust wypłynął ledwie słyszalny szept. Reszty nie pamiętał, bo osuwał się do stóp ołtarza. Chciał tylko odpocząć. Chwilkę odpocząć.


5k100:65, 34,12,87,26
 
Leb Harr jest offline