Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2021, 13:17   #149
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Bimber, zakąszany batonikami energetycznymi, wchodził bardzo dobrze.
Alice czuła się pełna energii. Tłumaczyła właśnie Viecente (lub po prostu w jego stronę, trudno było wyczuć) postrzeganie popędu śmierci i życia przez Zygmusia, kiedy z głośnika popłynął głos wzywający ich na mostek.

Vicente rozdziawił usta, kieliszek zastygł w pół ruchu. Informatyk wytrzeźwiał w jednej chwili, przynajmniej nagle wstrzyknięta do organizmu dawka adrenaliny zadziałała prawidłowo na osąd sytuacji.

- Chris? – Alice urwała w pół zdania - Jak to możliwe?

Zdecydowanie nie miała jednak omamów, głupi wyraz twarzy mężczyzny wskazywał, że on też słyszał to samo.

- Kurwa żyje! - słowa, tylko to potwierdziły.

Alice podniosła się, obciągnęła tiszert, żeby zakrywał jej porządnie tyłek, po czym ruszyła w stronę drzwi. Zatrzymała się w pół kroku... coś jeszcze powinna założyć… no tak! Wygrzebała z kąta glany i wciągnęła je na bose stopy.

- Idziesz? – pogoniła Vicente.

Nie trzeba mu było powtarzać dwa razy. Dystans dzielący ich od sterówki przebyli biegiem. Vicente był szybszy. Wpadł na mostek zdyszany. Wlany alkohol i brak regularnego treningu zrobił swoje.

- Chris - wydyszał do komunikatora nie zwracając uwagi na resztę. - Skitraj się i nie daj się złapać. Kolejny kontakt co godzinę od teraz - spojrzał na zegarek i zanotował godzinę. - Lecimy po ciebie. Drugi raz cię nie stracę. Przepraszam Chris - dodał cicho. - Jericho, przerwij transmisję. Nie narażajmy jej na wykrycie.

Podszedł do kapitana i spojrzał mu prosto w oczy.

- Lecę - powiedział pewny siebie, ziejąc mu nieprzetrawionym alkoholem w twarz. - Agnes, poprowadzisz Black Hawka?

- Jeśli ktoś poleci, to nie ty - odparł Tony. - Chyba że Seth ma jakieś cudowne remedium, które postawi cię na nogi. Nie potrzeba mi pijaczka-samobójcy.

- Trzeba to dobrze zaplanować logistycznie. Co robimy z Chris jak ją znajdziemy i czego będziemy do tego potrzebowali. Jest aktywna, to dobrze. Droidy jej nie złapały i nie zgrały jej pamięci - świetnie. Ale jej części imitujące tkankę ludzką są zarażone nieznaną nam mutacją. Czy wirusem. Trzeba zaplanować kompletną dekontaminację - zaczął głośno myśleć Ryan, planując kolejne posunięcia.

- Z pewnością trzeba by ją w coś zapakować - powiedział Tony. - A i tak nie ma mowy, by ją wpuścić do dropshipa czy na Aurorę. To oczyszczenie trzeba by zrobić w przestrzeni.

- Czyli potrzebujemy jakiegoś kontenera. Albo nieczynnej kapsuły kriogenicznej podczepionej liną do dropshipa.

- Chwila, po kolei. Nie działajmy pochopnie. - Jericho wstał ze swojego stanowiska łączności i przetarł swoje wysokie czoło i kasztanowe włosy. Uniósł dłonie w pojednawczym geście i dołączył do rozmówców.

- Chris posługuje się komunikatorem a nasza sonda przekazuje go nam. Wcześniej rozwaliła wieżę łączności 12-ki więc SI nie powinna móc nas podsłuchiwać ani namierzyć. No chyba, że jest coś o czym znów nie wiemy. Ale raczej możemy porozmawiać z Chris bez kłopotów. - wyjaśnił droniarz wskazując na konsoletę od jakiej właśnie wstał.

- Mogę mu coś dać na przeczyszczenie. Za godzinę lub dwie będzie jak nowy. Do tego czasu i dropship chyba powinien być gotowy. Z tym kontenerem no może, ale powtórzę raz jeszcze, jestem przeciwny zabieraniu jej na pokład. Nie wiemy czym jest ta zaraza i czy nasze środki są wystarczające. - Seth też wrócił do dyskusji wskazując najpierw na informatyka i jego stan wskazujący. A potem na wszelki wypadek po raz kolejny przypomniał o swoim zdaniu medycznego eksperta.

- Tak jak Tony powiedział, nie bierzemy jej na pokład. Potrzebujemy mieć w czym przeprowadzić dekontaminację. Wysoka temperatura, UV i co tam jeszcze będzie potrzebne. Potem można pomyśleć, czy zostawiamy ją na jakiejś sondzie latającej wokół naszego statku, czy kombinujemy inne rozwiązania - powiedział ochroniarz.

- Kiepsko to widzę – Alice udało się w końcu dotrzeć na mostek, nieco przeszkadzały jej sznurówki glanów, o które się ciągle potykała. Oraz grodzie. O grodzie też się potykała.

- Już raz chciałeś tam iść, bez żadnego zabezpieczenia… chciałeś ściągnąć Chris do dropshipa, a razem z nią... to coś. Moim zdaniem nie nadajesz się na kapitana. Straciłeś racjonalny osąd.

- Taakk… - Seth uniósł brwi ale chyba nie tylko on się zdziwił słysząc słowa inżynier pokładowej. Inni też popatrzyli na nią, na kapitana, na siebie nawzajem z pewnym zakłopotaniem.

- A wracając do tematu proponuję test. - lekarz odezwał się patrząc na pozostałych. - Do końca nie wiem co to było w robowarsztacie. Albo jest. Czujniki nic nie wykrywają ale to jeszcze nic nie znaczy. Wiele z nich nie wytrzymało tej dekontaminacji, zwłaszcza te wewnątrz. Ale zrobiliśmy co się da. Proponuję przeprowadzić próbę. Mam myszki w laboratorium. Do testów. Możemy je tam zostawić. I poczekać co się stanie. Jeśli nic no to znaczy, że dekontaminacja działa. Przynajmniej w takim zestawie jaki zaserwowaliśmy w warsztacie. Jeśli nie. No to nie działa. Wtedy mamy problem bo nie wiem jak jeszcze moglibyśmy zabić to coś. W takim wariancie nie będziemy mogli pomóc Chris ani nikomu kto by miał to coś. - lekarz popatrzył na pozostałych jak się mają do jego pomysłu na ten eksperyment medyczny.

- Dobry pomysł Seth - Sanchez zaskoczony pochwalił medyka. - I dzięki za propozycję. Skorzystam. Tak więc lecę, zaraz po tym jak wytrzeźwieję a statek będzie gotowy do odlotu. I zgadzam się z A.J. Straciłeś zaufanie załogi i trzeźwy osąd. Przynajmniej moje zaufanie. - poprawił się. - Jeśliby to ode mnie zależało już dawno usunąłbym cię ze stanowiska. Ktoś jest innego zdania?

Spojrzał po zebranych.

- Po pierwsze, najpierw wytrzeźwiejcie - odparł Tony. - Po drugie, nie macie żadnych podstaw, do usunięcia mnie ze stanowiska. Po trzecie, nigdy nie mówiłem o ściągnięciu jej na pokład dropshipa. Po czwarte, jak ja chcę tam lecieć, stosując zabezpieczenia, to jest źle, a jak wy się tam wybieracie na chybcika i po pijaku, to jest dobrze. Wasza logika pozostawia wiele do życzenia, powtórzę więc - najpierw oboje wytrzeźwiejcie.

- Ja jestem trzeźwa - Alice potrząsnęła głową, żeby pokazać, że nie zgadza się z oskarżeniem. - Obejrzymy nagrania z dropshipa? Twoje działania się zapisały. Niekompete.. tentne. Stwierdzam to z przykrością. Kapitanie. Sir.

Vicente ciągle stał na przeciwko kapitana.
- Wiesz West co mnie w tobie najbardziej irytuje? - powiedział spokojnie. - Że nie słuchasz. Nigdy kurwa nie słuchasz co się do ciebie mówi. Seth powiedział, że po podaniu proszków będę trzeźwy nim Black Hawk będzie gotowy do odlotu, a procedura mówi, że jeśli kapitan rażąco nie dopełni swoich obowiązków a w szczególności narazi załogę na ryzyko utraty zdrowia lub życia, to można go zdegradować. Gdyby nie zdecydowana postawa Lynt, to wyprowadziłbyś załogę dropshipa do Archimedesa i albo ktoś by zginął przy próbie jej odbicia, albo wszyscy by się zarazili tym świństwem po tym jak byś ją ściągnął tutaj. Nie potrafisz zarządzać ludźmi. Nie koordynujesz działań, nie wydajesz poleceń, nie komunikujesz. Stąpamy po cienkim lodzie West. Potrzebujemy kapitana. TY się na niego nie nadajesz.

- Oh, Sanchez, weź przestań się zgrywać na takiego świętoszka i obrońcę uciśnionych bo rzygać się chce! - Zeeva prychnęła wtrącając się bez ceregieli i finezji w tą całą dyskusję. - Wszyscy wczoraj byliśmy na pokładzie dropshipa. I jakoś nikt nie protestował by wysłać Chris samą. Swoją drogą na podstawie twojego pomysłu panie nieomylny. A teraz rozmawiamy o tym jak wrócić po nią czyli zrobić coś co wczoraj chciał zrobić Tony. A przy okazji to jednak posłuchał głosów Alice i jednak zaordynował odwrót. A przynajmniej go nie przerwał a mógł. Więc przestań bredzić z tą nieodpowiedzialnością czy czym tam panie ładny co się ludziom włamujesz do kajut i pijesz ich rzeczy! - marine mówiła z nieukrywaną irytacją jakby ostatnie poczynania informatyka nie wpłynęły na wyrobienie sobie pozytywnego wizerunku w jej oczach.

- Nawet jak byśmy odwołali Tony’ego albo sam by zrezygnował. To co nam to da? Ktoś się czuje na siłach przejąć obowiązki dowódcy w obecnej sytuacji? Bo zdziebko mało standardowa jest nasza sytuacja. Nie pamiętam czegoś takiego ze szkolenia. Ani w ogóle z niczego. - Dragos odpowiedział spokojniej niż marine ale popatrzył na pozostałych nie bardzo chyba widząc czas i miejsce na takie dyskusje.

- Jeżeli ta zaraza nie jest w stanie przeniknąć hermetycznych barier to nie powinna też przeniknąć przez skafander póki ten jest szczelny. Więc hipotetycznie jakby zapakować Chris w nowy, szczelny skafander to zaraza powinna zostać z nią w środku. Do tego my sami mamy swoje własne skafandry co stanowić powinno dodatkowa ochronę. No ale to tylko hipoteza. Nie mam na nią empirycznych doświadczeń a ryzyko pomyłki niesie ze sobą bardzo poważne konsekwencje. - lekarz pokładowy też zabrał głos niejako nawiązując do jednego z wariantów o jakich wczoraj rozmawiali na pokładzie dropshipa.

- Naprawdę teraz musimy to roztrząsać? Mamy dość poważną sytuację. Chris na linii, odcięty robowarsztat, pręty paliwowe w kosmosie. Chyba mamy co robić. - Jericho próbował jakoś załagodzić sytuację i przekierować rozmowę na inne tory.

- Dopóki skafander Chris był w całości, nie było mowy o mutacji - powiedział Tony. - Pręty paliwowe na razie nigdzie nie odlecą, a robowarsztat jest oczyszczony. Teoretycznie. Seth z pewnością znajdzie sposób, by to sprawdzić. Szkoda, że myszy nie mamy...
- Potrzebny jest jakiś kontener, by zapakować do niego Chris - przeszedł do najważniejszej sprawy. - Do dropshipa jej nie weźmiemy, a ciagnąć jej na linie nie możemy, bo to by było zbyt niebezpieczne. Za dużo śmieci lata w okolicy.
- W jaki sposób tamte droidy odróżniały ludzi od innych droidów? - Spojrzał na Vicente.

- Tony ty chyba jednak masz coś z tym słuchem. Powiedziałem, że myszy mamy i możemy ich użyć w warsztacie. - długowłosa postać lekarza popatrzyła na kapitana sceptycznym wzrokiem lekko kręcąc do tego głową.

Alice pokiwała energicznie głową, wskazała na kapitana i uniosła dłoń, aby zaakcentować słowa Setha. Nie odezwała się jednak,

- No z tymi prętami to może i nie odlecą gdzieś hen. Ale im dłużej czasu upłynie tym rozrzut wokół orbity będzie większy. Większość pewnie znajdziemy ale niektóre mogą się nam gdzieś zapodziać, im dłużej będziemy czekać tym więcej. Ale zgadzam się, akcja ratownicza powinna mieć priorytet. - Jericho zmarszczył brwi by nawiązać do innego fragmentu wypowiedzi Tony’ego jakby chciał polemizować albo chociaz zwrócić na to uwagę. W porę jednak zreflektował się, że w obecnej sytuacji nie musi to mieć pierwszeństwa.

- Sam kontener się znajdzie. Nawet te puste od śmieci. Są szczelne, mają zaczepy na taśmy a dropship może je bez problemu ciągnąć za sobą. Nawet można je zamontowąc pod brzuchem maszyny. - Dragos zgłosił swoją propozycję na temat tego ratunkowego lotu na stację.

- Gówno kurwa wiesz - Sanchez wystrzelił palcem w kierunku Zeevy, - ale dobra, - rozłożył ręce sygnalizując, że się poddaje. - Nie widzicie tego, albo nie chcecie widzieć. Sam was nie przekonam. I nie, nie wiem dlaczego zaatakowały Chris. Kiedy z droidów ma identyfikator, po tym się rozpoznają. My też mamy identyfikatory. Mogą je odczytywać ale są też inne sposoby, bardziej zaawansowane. W każdym bądź razie na pewno wiedziały, że Chris nie jest człowiekiem. Dlatego nie miały prawa jej zaatakować. Chyba, że te droidy w dwunastce mają inne, dodatkowe wytyczne. To się nie trzyma kupy.

- Wystarczy, że będą reagować na organizmy biologiczne - Alice wzruszyła ramionami. - To prosty czujnik. Ślad materii organicznej.

- Tak - potwierdził robotyk, - ale to nie może być jedyne kryterium. Chris ma… miała organiczną skórę a nie jest człowiekiem. Rozkaz brzmiał: zabić wszystkich ludzi.

- Wszystko zależy od tego, jak definiujemy człowieczeństwo, mój drogi kolego – powiedziała Alice. – Oraz co przyjmiemy jako jego wyznacznik. Czy – na ten przykład – rozróżnił byś mnie i Chris, na pierwszy rzut oka? W nocy? A gdybym wytatuowała sobie znaczek na dłoni? Lub gdyby ona przykryła go makijażem? Z zewnątrz nie różnimy się specjalnie od siebie.
- A ja i Zeeva? A Zevva i Chris? Jaki część elektroniki powoduje, że przestaje się być człowiekiem, a zaczyna maszyną?
- Czy może definiuje nas świadomość? Czy czynniki biologiczne? Ale takie pytanie jest źle postawione.. prawidłowe pytanie to: co znaczy “ludzie” dla druidów.
Pokiwała głową, wyraźnie z siebie zadowolona.
- Droidów – poprawiła się.

- Jeśli mają wojskowy system zarządzania to wystarczy, że będą rozpoznawać swoich. I mogą walić do każdego kto nie jest swój. A jak założymy skafandry to się różnimy jeszcze mniej, nawet między sobą. Poza tym Chris zachowywała się dla obrońców jak agresor. Jak każdy z nas co by tam był zresztą. Wysadziła przekaźniki, weszła na zakazany teren bez zezwolenia, nic dziwnego, że zaalarmowała cały system. - Zeeva odezwała się przez pryzmat swojego wojskowego doświadczenia.

Sanchez wzruszył ramionami. Mruknął coś do siebie i usiadł na krześle zamykając się w sobie, wracając do swojej strefy komfortu. Nie miał zamiaru wdawać się w dyskusje i przerzucać argumentami. Miał swój pogląd na tą sytuację a skoro nie chcieli go słuchać i wiedzieli lepiej, nie zamierzał ich przekonywać.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline