Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2021, 12:58   #152
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 31 - Koniec (2/2)

Chris



- Mam nadzieję, że to oznacza, że dotarliście szczęśliwie do mety. - błyszczące, niebieskie oczy wpatrywały się w już sobie dobrze znany schemat. Właściwie nie wiedziała dlaczego wciąż tu przychodziła. Chyba z sentymentu. Trochę jak ludzie chodzili na cmentarz. W miejsce zadumy i pamięci po dawnych znajomych i przyjaciołach z którymi siła potężniejsza od każdego z nich rozdzieliła ich na zawsze.

Gdyby miała biologiczne ciało i serce mogłaby dostać wtedy zawału gdy niespodziewanie przy znaczniku jej macierzystej jednostki pojawił się nowy. Kompletnie znikąd! I pędził wprost na “Aurorę”! O jak bardzo chciała to odkręcić, jak łkała przeprosiny, płakała i waliła w ten niematerialny ekran bez sensu próbując go złapać i zatrzymać. Miała wręcz pewność, że patrzy na schemat wydarzeń w czasie rzeczywistym. Ale była tylko obserwatorem. To co wywołała już się działo dalej samo, bez jej udziału. Jej rola się skończyła. A może brakowało jej umiejętności by zahamować ten proces.

A jednak okazało się, że symbol “Aurory” nie zniknął w jakimś ogniu atomowego wybuchu jak się tego obawiała. Mijały sekundy. Minuty. Kwadranse. Godziny. W końcu musiała się pójść podładować. I chociaż z tym zwlekała jak mogła to gdy wróciła znacznik nadal tam był. I ten drugi też. Oba podążały kursem ku Deneb. Potem dnie przeszły w tygodnie te w miesiące, lata i dekady. Aż od paru dni jak tu przychodziła widziała, że znacznik “Aurory” dotarł do celu. Nie miała pojęcia co to oznacza w praktyce. Zwłaszcza dla załogi. Zostawała tylko nadzieja, że wszystko dobrze się skończyło. Chociaż dla nich.

- No i zostałam tutaj sama. Tak jak się obawiałam. - mruknęła patrząc w zamyśleniu na te migające znaczki. Wolałaby wrócić. Do ludzi. Do prawdziwych ludzi. A nie tacy jak tutaj. Tęskniła za tym latami i w końcu dekadami przeklinając własną długowieczność. Wbrew pozorom jak dla jednej osoby to na tym wraku zachowało się zaskakująco wiele zasobów. Zwłaszcza jak tlen, żywność i inne czynniki niezbędne istotom biologicznym były jej niepotrzebne. Wystarczyła energia, trochę płynów konserwujących i smarów, czasem coś wymienić tu czy tam.

Chyba po to tu przychodziła. Wyjrzeć przez okno. Na drogę. Czy przypadkiem ktoś nią nie zmierza. Ale od 50 lat droga była niezmiennie pusta. Co przy takim kosmicznym zadupiu nie było dziwne. Jak ludzkość nie wymyśli jakiegoś rewelacyjnego napędu to żaden statek się tu nie zjawi przez setki lat. Może tysiąc.

- Naprawdę nie możecie tego zrobić? Wiem, że mnie słyszycie. Przecież macie swoje sposoby. Sprowadziliście nas to możecie sprowadzić następnych. Albo chociaż odeślijcie mnie do domu. - mruczała pod nosem idąc ciemnymi, zimnymi i pustymi korytarzami. Nigdy ich nie spotkała. Nie miała pojęcia kim są, po co, ani jak wyglądają. Ale miała nadzieję, że tu są. Chociaż od 50 lat, odkąd ich statek jakoś odtransportował stąd “Aurorę” nie miała żadnego znaku, że tu jeszcze są. Może też odlecieli? Nawet oni. I zostawili ją samą. Tak samo jak ci z “Aurory”. Chociaż czasem wydawało jej się, że na tym wykresie coś się zmienia jak klikała to tu to tam. Ale jeśli to była jakaś forma komunikacji “od nich” to nie umiała tego rozgryźć. A może nie? Może tylko ten panel coś pokazywał sam z siebie?

Chociaż nie. Nie była całkiem sama. Całe szczęście! Gdyby była całkiem sama chyba by tu zwariowała. Albo jakoś próbowała się zabić. Otworzyła właz, śluzę, i kolejną. Pojawiło się znajome światło. Zastanawiała się jak to było zrobione. I nadal nie wiedziała. Na pewno to sama przestrzeń była oryginalną częścią “Archimedesa”. Ale światła, woda, zasilanie. Nie umiała rozgryźć jak to wszystko się kręci. Skąd to się bierze. Chociaż niektóre z nich nawet rozebrała na części i nic w nich specjalnego nie było. Te karmniki czy pojemniki z wodą nie miały żadnego połączenia z resztą stacji ani w ogóle z niczym. To skąd się brały wciąż nowe i nowe zapasy. A przede wszystkim skąd się wzięli oni.

Otworzyła ostatnie drzwi i tak jak się spodziewała powitała ją gwardia honorowa. Była święcie przekonana, że wiernie stali pod tymi drzwiami odkąd wyszła na ten codzienny spacer na zewnątrz. Teraz tak jak zawsze padli na kolana aby oddać jej cześć.

- Ile razy mam wam mówić, że macie nie klękać. Jak do ściany. - westchnęła dając znać aby powstali. Ale gwardziści jak zawsze wstali dopiero jak ich minęła. Zawsze tak było. Jak rytuał. Minęła przedsionek, nie zwracała większej uwagi na wiecznie klękające przed nią postacie. No cóż. Chyba uznali ją za boginie. Po tym jak z początku próbowali ją zadźgać nożem, włócznią z jakiegoś zaostrzonego płaskownika, rozwalić głowę jakimś złomem. I po tym jak temu czy tamtemu gołymi rękami złamała rękę czy nogę. Albo mogła kimś rzucić tak, że leciał dobre parę metrów nim huknął o ścianę. No i oni dorastali, mężnieli, starzeli się, słabli i umierali. A ona nie. Wciąż miała wygląd młodej kobiety jak pół wieku temu. Właściwie to nawet nie dziwiła się, że uznali ją za boginię jak wydawało się, że przewyższa ich pod każdym względem. No i mogła wychodzić na zewnątrz. A oni nie. Istna łączniczka między światami. Przynajmniej dla nich.

- Chris! Chris! Tam! Chodź! - to była orka na ugorze. Momentami to miała ochotę wymordować ich wszystkich za ten ich upór i tępotę. Ale to było nadaremne. Pojawiliby się nowi. Z początku w ogóle nie mówili. Wrzeszczeli coś do siebie jak jakieś małpoludy. Ale z czasem, zwłaszcza jak pojawiały się dzieci, to i coś w te dzieci udało jej się zaszczepić. Wciąż niezmiennie radowała się, że może słyszeć ludzką mowę. Nawet jak tak pokraczną. Dała się zaciągnąć dziewczynce jaką nazwała Megan. Każdemu nadawała imię. Oni sami mieli chyba jeszcze zbyt prymitywne słownictwo by wymyślać coś tak abstrakcyjnego jak imię.

- Co to jest Megi? - nachyliła się nad obrazkiem jaki mała narysowała na ścianie. Szkoda, że nie miała oprogramowania do obcowania z dziećmi albo szkolnictwa. Przecież była zaprojektowana na loty załogowe na średnie i dalekie trasy. A tam dzieci praktycznie nie było. Z takim oprogramowaniem byłoby jej łatwiej. A tak wciąż poruszała się na nieco niepewnym gruncie. Z drugiej strony miała dekady aby się tego nauczyć na własnych błędach.

- To ty. A to ja. Tak? - Megi była bystra. Chris żywiła z nią spore nadzieje. Nie wiedziała co jest z tymi tutaj nie tak. Ale byli… Jacyś niekompletni. Wciąż zastanawiała się czy to są prawdziwi ludzie. Biologicznie na pewno. Dojrzewali, dorastali, starzeli się tak samo jak wszyscy ludzie jakich znała. Ale umysłowo byli jacyś tacy… toporni? No niekompletni. Jakby z mozołem wspinali się po drabinie ewolucji. Ale no dzieci dawały jej nadzieję. Zwłaszcza takie zdolne jak Megi. Nawet jeśli dzieci się tu nie rodziły.

- Tak. Bardzo ładnie. A skąd wiadomo, że to ty a nie jakaś inna dziewczynka? - blondynka kucnęła aby zrównać się poziomem z dziewczynką gdzieś w wieku przedszkolnym. Może pierwszych klas podstawówki.

- Bo tu ma kreskę. - Megi potraktowała pytanie jak najbardziej poważnie pokazując kreskę przy oku malunku jaki ją przedstawiał. Rzeczywiście kiedyś się uderzyła w skroń i została jej po tym blizna. Kolejnym fenomenem było to, że chyba byli bezpłodni. W każdym razie od 50 odkąd tu była nie było żadnej ciąży. A przecież się bzykali między sobą. A dzieci z tego nie było. Dzieci się zjawiały jako śpiące roczniaki. Tak na jej oko. Na łóżku życia i śmierci jak to oni nazywali. Całkiem słusznie. Jak ktoś umarł to kładli go na tym łóżku i w ciągu kilkunastu godzin jego ciało rozpadało się i znikało. Obserwowała ten proces wiele razy. “Poród” był jeszcze bardziej tajemniczy. Z łoża powoli rosło coś jakby jajo albo jakiś kokon. A gdy wszystko było gotowe opadał i było gotowe dziecko do odebrania. Co znów mówiło jej, że populacja jest sztuczna i sztucznie podtrzymywana. Jak w jakimś laboratorium. Labiryncie dla szczurów do obserwacji zachowań. Co chyba oznaczało, że są jacyś obserwatorzy. Prawda?

- Bardzo ładnie Megi. Ślicznie wychodzą ci te obrazki. Chodź, pójdziemy coś zjeść. - wyciągnęła do niej rękę i dała się złapać. Wiedziała, że teraz Megi musiała być najszczęśliwszą dziewczynką w całym plemieniu. W końcu szła za rękę z samą ich boginią. Razem dotarły do chyba sali gimnastycznej. Czyli teraz stołówki. Widok jej nie zaskoczył. Poza licznymi ukłonami od mijanych osób widziała też jak kilka klęczy i modli się do wizerunku wymalowanego wzdłuż dłuższej ściany. Chyba nie powinno to jej dziwić. W końcu zrobiła go osobiście. Po prostu nie spodziewała się takich konsekwencji. Sama nie wiedziała dlaczego to zrobiła. Chyba trochę z nudów. A trochę z tęsknoty. Nie oparła się jednak pokusie na małego figla.

- Megi co to jest? - zapytała pokazując na podłużną bryłę. Ściana okazała się mieć proporcje w sam raz by odwzorować co trzeba.

- Aurora! Twój dom z zewnątrz! - Megi rozpromieniła się z dumą, że już wie co to tam zostało wyryte dłutami, nożami i palnikami na tej ścianie. Miała czas. Całe lata aby go skończyć. Teraz uśmiechnęła się widząc jak na dźwięk nazwy jej statku macierzystego ci którzy to słyszeli znów zabobonnie się pochylili w pokłonie. Trochę dziwiło ją, te elementy mitologii. O ile wiedziała ludzie z Ziemi pewnie by nazwali statek kosmiczny domem czy statkiem z niebios. Ale ci tutaj znali te kilka poziomów starej stacji i to był cały ich świat. Mętnie zdawali sobie sprawę, że jest coś więcej. Nawet jak im próbowała tłumaczyć. Trochę jakby kretowi tłumaczyć czym jest słońce, niebo i gwiazdy. Więc mówili, że przybyła “z zewnątrz”.

- Tak jest! To mój dom z zewnątrz. - poczochrała małej czuprynę chwaląc ją za właściwą odpowiedź. A potem zabrały się za jedzenie. Właściwie to dziewczynka bo bogini przecież nie musiała jeść ani pić. Chociaż czasem to robiła. Dziewczynka wyrzuciła z jedzenia czarną kulkę której nie dało się zjeść ani pogryźć i była niesmaczna. Kulka potoczyła się po blacie i znieruchomiała. Blondynka spojrzała na nią i rozpoznała, że to jeden z tych pieprzyków jakie znajdowali też i na “Aurorze”. Zastanawiała się co one mają wspólnego z tą całą sprawą. Podniosła kulkę i przyjrzała jej się bez większej ekscytacji. Przez tyle dekad dawno straciła nimi zainteresowanie. Teraz też nie było inaczej więc szybko ją wyrzuciła tak samo jak dziewczynka przed chwilą. Kulka poleciała poza blat, upadła na podłogę i znieruchomiała.


---



Naukowiec



Naukowiec obserwował obraz z rejestratora. Nie było sensu liczyć ile już razy setki tych istot po chwilowym zainteresowaniu kuleczką wyrzucały ją nie widząc w niej nic ciekawego albo do zjedzenia. Dobrze. Właśnie po to zaprojektowano te rejestratory właśnie w ten sposób. Aby były i wyglądały zwyczajnie. Ale też nie całkiem zwyczajnie. To też był jeden z licznych testów. Reakcji stworzenia na taki detal w jego otoczeniu.

Te istoty były fascynujące. Jak chyba wszystkie na tyle rozwinięte aby ewoluować do jakże rzadkiego etapu istoty rozumnej. A nawet do kolonizacji najbliższych gwiazd. Co niewątpliwie potwierdzało rozumność gatunku. Niestety. Chociaż mieli niezliczone kontakty z niezliczonymi gatunkami, w tym także inteligentnymi różniło ich tak wiele. Tak wiele, że chociaż mogliby tych prymitywów zmieść z galaktyki jak kosmiczny pył nadal nie mogli ich rozgryźć i zrozumieć. Dlatego badania nad nimi były tak fascynujące.

Ale nie chcieli wpływać na ich rozwój i całą resztę. Co niejako skazywało ich na rolę biernych obserwatorów. Niestety taka rola chociaż dostarczała wielu danych nie mogła odpowiedzieć na wiele pytań. Zwłaszcza u istot tak różnych budową, umysłem, zwyczajami i pochodzeniem. Dlatego po tak długich petycjach naukowiec dostał wreszcie zezwolenie na bardziej bezpośredni eksperyment. Z zastrzeżeniem, że te badane istoty nie mogą się o nich dowiedzieć.

Wyhodowanie klonów tych istot było dziecinnie proste. Ale tak jak się spodziewał wyprodukowane egzemplarze zachowywały się inaczej niż te które żyły w naturze. Obserwowanie ich było fascynujące. Ale trudno byłoby uznać to za reprezentatywną próbkę gatunku. Nawet jakby im dać pewną swobodę w rozmnażaniu i to na całe pokolenia to nie było gwarancji, że pójdą tą samą drogą rozwoju co oryginalny gatunek. I naukowcy nie byli do końca pewny czy aby na pewno udało im się zrobić te kopie tak jak trzeba. Jedynym pewnym testem była weryfikacja z przedstawicielami oryginalnego gatunku. Więc jak już zorganizowali spokojne zacisze na ten eksperyment i jeden z tych ich statków z oryginalną załogą mogli zacząć właściwy eksperyment.

Przebudzenie było ciężkie. Tego obawiali się od początku. Nie byli pewni jak dobrać moc pola statycznego do ich ciał i umysłów oraz jakie przyspieszenie mogą bezpiecznie znieść. Na szczęście obyło się bez strat. I już choćby dla tej informacji było warto przeprowadzić taki eksperyment by wiedzieć ile mogą znieść te istoty. Nie tak dużo. Chociaż naukowcy mieli sporo ograniczeń by przenieść ta ich łupinę w całości. Gdyby mogli ich wziąć do siebie to by było prościej. Ale reguły BHP i eksperymentu tego zabraniały. Musieli więc wlec się by ta ich łupina się nie rozleciała po drodze.

Potem zgodnie z przewidywaniami istoty skierowały tą łupinę do przygotowanego habitatu. Dobrze, że znaleźli ten wrak z ich własnej rasy. Nie do końca byli pewni czy właściwie zintepretowali rozmiary, skład chemiczny, resztki urządzeń ale chyba to było to. Przygotowali go na ich przyjęcie. Ale istoty okazały zaskakującą wstrzemięźliwość w penetracji owego wraku. Naukowcy nie mogli dojść do porozumienia skąd to zachowanie. Ponieważ konsensusu nie było to czekali i obserwowali dalej.

Do pewnych spięć doszło gdy okazało się, że tamci przywrócili zasilanie w części stacji. A wraz z nim automatyczny system obronny. To zaskoczyło naukowców. Czy to normalne? Czy te automaty z tymi istotami miały jakąś wojnę? Zawsze? Czy akurat te tutaj? I czy powinni jakoś ingerować w tą rozgrywkę czy nie? Wyłączyć te ruchome automaty czy nie? Ale uznano, że pojawiła się wyjątkowa okazja by zobaczyć jak ten gatunek zachowuje się w momencie zagrożenia. Poza tym mieli przecież nie ingerować.

Część naukowców martwiła się bo zaplanowany eksperyment coraz bardziej wymykał się spod kontroli. Przez te walki i kto wie co jeszcze coraz rzadziej istoty zjawiały się na wraku stacji. Zwłaszcza jak okazało się, że na stacji uaktywnił się nowy gatunek. Coś czego nawet naukowcy się nie spodziewali. Dopiero jak się uaktywnił gdy warunki bytowe okazały się sprzyjające wegetacji. Nie szkodził martwej materii ale przeformowywał żywą. Bardzo trudny do zwalczenia. Przynajmniej dla tych istot na ich poziomie rozwoju. Pojawiły się poważne wątpliwości czy nie przerwać eksperymentu. Ale znów zwyciężyły głosy o nieingerencji. Poza tym ten sztuczny gatunek został stworzony właśnie przez te istoty. Więc starcie między nimi było warte zarejestrowania. Niestety do starcia właściwie nie doszło.

Zakażeniu uległa tylko jedna istota. I to wyjątkowa. Tylko jedna tego podgatunku była na pokładzie. Z zewnątrz wydawała się niczym nie różnić od pozostałych. Ale wewnątrz była automatem. Zapewne dlatego czynnik nowego gatunku wpłynął na nią w niewielkim stopniu. Nie było konsensusu dlaczego pozostali odlecieli bez niej. Taki mieli zamiar od początku? Czy ta odmienność tej istoty miała jakieś znaczenie? Czy to była jej zaleta czy wada w oczach współplemieńców i niej samej? O to spierano się do tej pory.

Ale właśnie ta istota została dłużej i w końcu odkryła jeden z artefaktów jakie dla nich przygotowano. Ale to było roboty! Choćby jak dobrać proporcje, z czego zrobić tą gwiezdną mapę, jakie barwy, jaki zakres pasma elektromagnetycznego użyć i jak zaznaczyć co jest co by przekazać informację. O tak najlepsi naukowcy i spece od xenobiologii istot rozumnych pracowały nad tą układanką. A potem w napięciu oczekiwali jak zareaguje na to ta istota. Naukowcom wydawało się to dziecinne proste. Ale czy tamte istoty rozumowały choć trochę podobnie? Pewną nadzieję dawały te proste łamigłówki jakie czasem podrzucali na ich macierzystym statku. Wydawało się, że chociaż niektórzy z nich podjęli próbę kontaktu ustawiając detale we właściwej kombinacji. Podobnie jak chyba mieli podejrzenia co do rejestratorów. Ale te spełniły swoje zadanie i te prymitywne instrumenty jakimi dysponowały te obserwowane istoty nie mogły wykryć przekaźników z rejestratorów. Ale samo zainteresowanie było ciekawe do obserwacji. Zdradzało ciekawość tych istot do poznawania nowego. Do zgłębiania tajemnic. Niestety nie bardzo przełożyło się to na chęć zgłębiania tajemnic stacji.

Teraz doszli do wniosku, że być może chodziło o ryzyko. Kalkulację zysków do strat. Badanie rejestratorów czy układanek nie wiązało się właściwie z żadnym ryzykiem. Badanie nieznanej tym istotom stacji już tak. Zwłaszcza w późniejszym etapie jak się uaktywniły te automaty obronne a potem ten sztuczny gatunek.

Koniec końców jednak jedna z tych istot dotarła do spreparowanej dla nich mapy gwiezdnej. I właściwie odgadła jej przeznaczenie. Co uruchomiło jedną z przewidzianych procedur lotu statku we wskazane miejsce. Chociaż w trybie natychmiastowym. Tego trochę się nie spodziewali. Raczej, że zostawi sobie czas aby wrócić na swój statek. Albo aby pozostali ją zabrali. A ta jednak uruchomiła tą procedurę w trybie natychmiastowym. Dlaczego? Celowo to zrobiła? Przypadkiem? Nadal tyle pytań!

Ale została tutaj sama. Zastanawiali się czy nie przerwać eksperymentu. Ale znów zwyciężyła wola obserwacji i ciekawość. Tak jak po cichu liczyli w końcu znalazła habitat z wyprodukowanymi klonami. I wtedy też było co obserwować. Okazało się, że ta automatyczna istota pod wieloma względami przewyższa te biologiczne. Fizycznie, umysłowo, intelektualnie i kulturowo. Więc szybko zdominowała całą populację. Co więcej próbowała ich uczyć. Tego jak się zachowują jej oryginalni pobratymcy. Więc naukowcy zyskali niesamowitą okazję do swobodnej obserwacji kolejnych generacji tego gatunku. Nie mogli się zdecydować czy ta istota o nich wie. Albo domyśla się ich istnienia. Dalej nie mogli zrozumieć ich zwyczajów. Mieli mnóstwo obserwacji ale interpretacja faktów była trudna. Nawet teraz. Ta pierwsza istota pokazywała zęby tej młodszej. To też było ciekawe. Sporo gatunków, nie tylko rozumnych, uznawało pokazywanie sobie kłów czy pazurów za groźbę i wyzwanie. Często za tym szły inne zachowania agresywne. A tutaj było inaczej. Te istoty pokazywały sobie aparaty do pobierania pokarmu ale za tym zwykle nie szły zachowania agresywne. Dlaczego? Tyle pytań! Ale eksperyment naukowców trwał. Tak samo jak wiele innych nad tymi i innymi istotami. Mieli czas aby poznać wiele odpowiedzi na chociaż niektóre z zagadek wszechświata. Wszechświat miał przecież tyle tajemnic do odkrycia a zamieszkujące go istoty jeszcze więcej.

---


K O N I E C
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline