Wczorajszy ból głowy przeszedł jak ręką odjął. Podbite oko i rozcięta warga? Dzisiaj jak nowe. Średniego wzrostu młodzik o ognistej czuprynie, ruchliwych błękitnych oczach rzucających niespokojne spojrzenia i bladej, oznaczone śladami po ospie twarzy, rozejrzał się szybko. Ubranie, lniane spodnie, koszula i zużyte sandały - były o niebo czystsze niż przed snem. Można by powiedzieć - jak nowe. Ekwipunek zarekwirowany mu poprzedniego wieczoru przed wrzuceniem do karceru leżał nieopodal. Wyświechtany plecak wyładowany po krańce możliwości, obok trójkątnej tarczy z symbolem przełamanej monety, koszulki kolczej i dwóch sztyletów które chwycił niemal w pierwszej chwili po ich ujrzeniu.
Upewniwszy się, iż nic mu nie grozi wsunął broń za pas. Uśmiechnął się półgębkiem, ucałował zawieszoną na rzemyku monetę i spojrzał na prawo. Gdzie powinien być jego młodszy brat a nie było nikogo.
- No John! Znów nam się udało. Pani Fortuna czuwa nad nami. - wykrzyknął i zamilkł raptownie widząc zdziwione spojrzenia.
- Nie widzicie go? - zapytał retorycznie i posmutniał.
Przedłużające się milczenie zbył machnięciem ręki.
- Nieważne, Puck jestem. Słyszeliście ten szept? - rzucił weselszym tonem zapraszając do konwersacji.
- Prowadź szlachetny Orionie! - rzucił jeszcze wkładając na siebie koszulkę i przypinając tarczę.