Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2021, 19:15   #6
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
III. PARSZYWA DWUNASTKA

Nikt prócz Zariny i Corinny nie rzucił się po broń. Przynajmniej na początku. Większość dopiero się budziła, dochodziła do siebie. Niektórzy omdleni bezwładnie wypadali w maszyn, niektórzy utrzymali się na nogach kurczowo przetrzymując zimnych metalowych krawędzi kapsuł, walczyli z mdłościami. Dla przeważającej części załogi modułu więziennego była to przegrana walka, ale albinos umieszczony obok kriokomory Caroline wytrzymał. W chwili gdy przebudził się i usłyszał wdzierający się po sam rdzeń mózgu dźwięk alarmu, skulił się w sobie jak małe dziecko a potem zatkał uszy przeraźliwie łkając. Jego łysą czaszkę zdobiła plątanina głębokich blizn, śladów po licznych trepanacjach. Tęgi Azjata po czterdziestce wyniszczony chyba przez śmieciowe żarcie również pokonał sensacje żołądkowe i z szeroko otwartymi oczami przyglądał zamieszaniu.

Syntetyk stracił zainteresowanie bronią właściwie w chwili gdy ta wypadła mu z ręki. Jak każda maszyna potrafił przeprowadzić symulację i najwyraźniej uznał, że jest pozbawiony szans na szczęśliwy rezultat. Niewzruszony skupił się więc na Caroline wbijając w nią swoje intensywnie orzechowe oczy. Wydawało jej się że widzi w nich zachwyt. Może nawet miłość. O ile w ogóle maszyna jest w stanie wykrzesać ze swoich sztucznych źrenic takie uczucia.
- Wśród was jest nosiciel patogenu – odpowiedział starając się mówić szybciej. Czas naglił – On sam nie może zachorować, ale pozaraża innych. Dlatego gdy patogen się uaktywnił i odkryto obecność Śpiocha próbowano was zabić. Odłączyć systemy podtrzymujące życie w kriokomorach a potem odczepić moduł od statku i wystrzelić w próżnię. Matka jest pod moją kontrolą, zdążyłem uwolnić was na czas, dlatego załoga rozwiąże problem inaczej. Za chwilę przyjdą tu ludzie z miotaczami ognia. Nie macie innego wyboru jak przejąć statek albo zginąć.

W czasie gdy android nakreślał fatalistyczny obraz sytuacji, na środku kręgu rozegrała się walka między bliźniaczkami. Corinna odbyła trening wojskowy i wydawała fizycznie dominować nad siostrą, ale to Zarina okazała się mieć mocniejszy żołądek. W chwili gdy zabójczyni androidów wydalała z siebie resztki treści żołądkowych, blondynka już odpinała z kombinezonu receptory a potem ostrożnie wydostała z kapsuły stawiając bose stopy na zimnej metalowej powierzchni statku. Coriinna w końcu ruszyła za nią, ale wciąż nie doszła do pełnej formy, była wolniejsza, pozbawiona szans na wygraną. I gdy wydawało się, że Zarina sięgnie po broń, z kapsuły wypadł Latynos. Nie przejmował się kablami łączącymi jego kombinezon z kriokomorą. Chwilę wcześniej tak jak Coriina wymiotował, rzucając bluzgami a jednak jego determinacja i sprawność przeważyły szalę. Rzucił się do przodu, rozciągnął jak długi, rozczapierzył palce, które zacisnęły się na rękojeści w chwili gdy Zarina dotykała zimnego metalu rączki. Poderwał się na równe nogi, żółty śluz z żołądka skapywał mu z ust na czarną kozią bródkę. Jednym sprawnym ruchem odbezpieczył broń. Zawodowiec.
- Jestem Ernesto Villavuena, bratanek don Hectora Villavuena, hijos de puta!! – krzyknął Latynos najwyraźniej uznając, że przedstawiając się zrobi na reszcie więźniów większe wrażenie, wzbudzi należny mu szacunek i respekt. Nie trzeba było być podpiętym do globalnej sieci Szperaczem by domyślić się, że mężczyzna jest członkiem Kartelu – Nie podchodzić bo powystrzelam jak psy!
Zarina zobaczyła lufę broni skierowaną prosto między swoje oczy. Stała najbliżej mężczyzny i omal nie pokrzyżowała mu planów, więc ją uznał za największe zagrożenie. Nim jej siostra bliźniaczka zdążyła zareagować, na linii strzału stanął ogolony na zapałkę pięćdziesięcioletni mężczyzna. Prawdziwy wielkolud, nabity mięśniami twardziel. Jako jeden z nielicznych dzielnie zniósł efekty wybudzenia. Jego oczy wydawały się mętne i wilgotne, choć wcale nie płakał. Nic nie robił sobie z tego, że zbir celuje z pistoletu w jego wypiętą pierś. Wyciągnął spokojnie dłoń, jakby prosił o jałmużnę.
- Oddaj mi ten pistolet synu. Jestem żołnierzem, zrobię z niego lepszy użytek.
- Nie. To nie jest dobry pomysł – zaprotestował od razu czarnowłosy syntetyk. Gdyby był człowiekiem mogli by w jego głosie usłyszeć panikę. Android jednak dalej przemawiał swoim pozbawionym cienia emocji tonem - Z was wszystkich akurat jemu nie powinno się dawać broni do ręki.
Żołnierz, niewzruszony czekał na decyzję Villavueny. Latynosowi coś nie spodobało się w jego twardym spojrzeniu, bo nagle stracił część werwy.

W tym czasie reszta skazańców dochodziła do siebie. Leżeli na zimnej posadzce walcząc z paraliżem mięśni i wymiotując jak koty. Siostry skupione były na zbirze z pistoletem, Caroline na swoim cichym wielbicielu, ale Jack Brown Junior miał czas i okazję w ciągu tych paru chwili przyjrzeć się temu towarzystwu dokładniej. Wysoki blondyn z pozornie niedbale przystrzyżoną bródką o aparycji urodzonego kłamcy i cwaniaka wypluwał z ust ostatnie resztki śliny wymieszane z żółcią. Blady jak ściana chłopiec, niemal dziecko trząsł się szczękając zębami. Musiał skończyć szesnaście lat inaczej nie trafiłby do więziennej kriokomory w Archimedesie. Obok niego głośno charcząc i postękując wymiotował starzec. Naukowcowi wydawało się, że kojarzy tą gębę, to nie była anonimowa postać, ani dla niego, ani pewnie reszty skazańców. Rozpoznał kogoś jeszcze. A przynajmniej tak mu się wydawało. Nie wiedział czy to halucynacje, jakiś chory żart, część eksperymentu. Czarnoskóra piękność nie nosiła turbanu, ani kolczyków, tak jak wszystkich wciśnięto ją w biały obcisły kombinezon najeżony receptorami. Gdy skończyła wymiotować dotknęła dłonią swojego płaskiego brzucha a na jej twarzy pojawiło zaskoczenie i rozpacz. Mówiła coś przerażona pod nosem, ale syrena alarmowa zagłuszała jej słowa.
 
Arthur Fleck jest offline