Noc minęła nie do końca w taki sposób, jak by sobie niektórzy wymarzyli, ale jak każdy minus tez i ten miał swoje plusy. Z pewnością niektórzy zażyli mniej przyjemności, niż by chcieli, ale za to byli rankiem bardziej wypoczęci, niż inni, którzy wyglądali tak, jakby przehulali całą noc - albo przynajmniej jej większość.
No a Bob w końcu też przestał się dąsać...
Ruszyli w drogę nie żegnając się z nikim i nie żegnani przez nikogo. Z Jamesem za kierownicą, Klarą na przednim siedzeniu oraz Orianą i Lucasem na tylnym.
I, oczywiście, Bobem, który na harleyu jechał w charakterze zwiadu.
Szczęście skończyło się zbyt szybko, jak na gust Jamesa.
- Trzeba było sobie sprawić amfibię - mruknął, widząc to, co pozostało z długiego mostu.
Chociaż, prawdę mówiąc, nie bardzo miałby odwagę przeprawiać się przez jezioro, w którym mogło mieszkać wszystko - od dinozaurów po krakena. Lewiatan miałby raczej za ciasno.
Powiadano, że do trzech razy sztuka...
Po trzecim rozpirzonym w drebiezgi moście łatwo było dojść do wniosku, że trzeba szukać jakiejś innej drogi.
Że taka istniała, to było jasne i oczywiste, bowiem Harold Carslon jakoś tu dotarł. Problem polegał jedynie na tym, że nie było wiadomo, którędy pan inżynier wędrował, a szukanie na oślep oznaczało stratę czasu, paliwa i możliwość wpakowania się w dodatkowe kłopoty.
Rada w radę uradzili, posiłkując się mapą, jak jechać.
Było rzeczą jasną, że jeśli skręci się parę razy w prawo i parę razy w lewo, to ogólny kierunek ruchu zostanie zachowany, a przy odpowiedniej kolejności dokonywania skręceń można przesunąć się do przodu, oczywiście nadkładając nieco drogi.
Cicho wszędzie, pusto wszędzie...
Złudne poczucie bezpieczeństwa zniknęło na widok truposza przywiązanego do jednego z drzew.
- Sukinsyny - mruknął James. Myśl "lepiej że on, niż któryś z nas" tylko przemknęła i zgasła.
Kłopoty nadciągnęły parę chwil później.
Trudno było jednoznacznie ocenić, czy mieli do czynienia z tą samą grupą, która tamtego biedaka wybebeszyła i przywiązała do drzewa, ale łatwo można było się domyślić, iż strzelanina nie oznaczała hucznego i przyjaznego powitania, pędzący za fordem pickup nie stanowił honorowej eskorty, zaś bliższy kontakt z pasażerami pickupa skończyłby się bardzo nieprzyjemnie.
- Bob, uciekaj do przodu. Zatrzymaj się przy jakimś drzewie. Tam się z nimi rozprawimy - powiedział James. - Klara, możesz się wychylić z okna i strzelić do nich? Lucas, otwórz okno i rzuć im granat. To ich przystopuje na chwilę. Potem się zatrzymamy parę metrów za Bobem. Wysiądziemy i spróbujemy ich rozwalić, zanim oni zrobią z nami to samo. |