Późna noc w Vegas
Współtowarzysz niedoli Brada musiał znajdować się w stanie przejściowego upośledzenia będącego rezultatem zbyt szybkiego wybudzenia ze śpiączki, bo nie zareagował na żadne słowa aktora wpatrując się w zamian z lubością w miskę pełną gorących frytek. Pitt przypatrywał mu się przez dłuższą chwilę w nadziei na błysk zrozumienia w oczach faceta, w końcu jednak przyjął do wiadomości swoją porażkę i podniósł się z miejsca.
Coraz bardziej zdeterminowany, nie zamierzał marnować czasu, który pozostawał mu do nadejścia świtu. Przepychając się pomiędzy klientami kasyna, wyszedł na zewnątrz dudniącego muzyką i gwarem budynku i spojrzał w górę na nielicznymi gwiazdami niebo.
Noc była zaskakująco zimna, jeśli porównało się ją ze skwarem minionego dnia, ale Brad znał zmienne amplitudy temperatur w południowej części Stanów i nie poczuł się tym odkryciem zaskoczony; co więcej, chłód przyjemnie go otrzeźwił, przywrócił zdolność logicznego myślenia stępioną wypitym wcześniej alkoholem. Zacierając dłonie i przestępując z nogi na nogę aktor zaczął rozglądać się wokół siebie w próbie rozpoznania okolicy. Wielokrotnie w swoim życiu bywał w Las Vegas i korzystał z rozlicznych uroków tego miasta, toteż ogólny układ metropolii nie był dla niego czymś zupełnie nieznanym, podobnie jak nazwy i lokalizacje najbardziej popularnych kasyn.
Mimo tego nie rozpoznał ani bryły „Four Queens” ani ulicy, na której stanął – najpewniej przed wojną kasyno miało inną nazwę, być może zostało też w kolejnych latach znacząco przebudowane. Niezrażony początkowym niepowodzeniem, Brad ruszył ostrożnym krokiem poprzez kłębiący się po ulicy tłumek, wsłuchując się w głosy rozmawiających z dziwacznym akcentem ludzi, śledząc uchem ich chwilami kompletnie niezrozumiały żargon i próbując wyszukać wśród ich kogoś, kto nie wyglądałby równie groźnie i wulgarnie jak pozostali. Nie potrafił się wyzbyć irracjonalnego wrażenia, że teleportował się w sekundzie do prowincjonalnego miasteczka gdzieś w sercu australijskiego Queenslandu albo do równie zabitej dechami mieściny w RPA, tyle że z błyszczącymi blaskiem neonów kasynami wszędzie wokół.
Ubrani w wyraźnie znoszone, wielokrotnie przerabiane ubrania ludzie, głośni i wulgarni, otaczali kręgiem palące się raźno koksowniki żartując, kłócąc się i dyskutując zawzięcie. Wielu z nich było w stanie upojenia, niektórzy bez najmniejszej żenady pieścili się wzajemnie nie zwracając najmniejszej uwagi na przechodniów. I niemal wszyscy nosili przy sobie broń, co rzucało się Bradowi w oczy nawet w stanie tak liberalnym dla posiadaczy broni palnej jak Nevada.
Przywołując na swe oblicze przyjazną maskę zagubionego turysty, Pitt zaczął stawiać pierwsze ostrożne pytania, starannie dobierając słowa i dokładnie je wymawiając w skrytej nadziei na to, że ktoś mimo wszystko rozpozna i dzięki temu popłynie na fali swej przedwojennej popularności docierając do najlepszego źródła informacji.