Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2021, 17:58   #96
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19 - 2051.03.05; nd; zmierzch

Czas: 2051.03.05; nd; zmierzch
Miejsce: Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta
Warunki: wnętrze domu, jasno, krzyki i strzelanina na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew, ciepło



Rita i James



Trudno było powiedzieć co dokładnie było przyczyną ale skutek odkryli jednocześnie i Rita i James. Może ktoś tam wewnątrz dojrzał jak złodziejka puszcza żurawia do środka, może usłyszał jak kierowca otwiera drzwi naprzeciwko a może to coś w strzelaninie na dole spowodowało, że ten mężczyzna w mundurze wyjrzał przez rozwalone na oścież drzwi sypialni i dostrzegł ich oboje. Coś na dole zaczynało się dziać bo słychać było nowa porcję krzyków, tupot butów i wystrzały broni. Albo ta kula co rozbiła dyktę jaką było wstawione w niewielkim okienku zewnętrznym i przy okazji rozbiła słoik jaki stał tam na parapecie zasypując także i James’a szklanymi odłamkami.

- Was ist das?! - krzyknął facet w mundurze gdy zrobił krok na tyle by przez rozwalone drzwi sypialni dostrzec to co się dzieje na zewnątrz. Czy dostrzegł Ritę, czy ja usłyszał, czy zorientował się, że jest zaraz przy framudze tego nie było wiadomo. Ale na pewno nie mógł przegapić pleców Jamesa jaki właśnie otworzył drzwi naprzeciwko aby sprawdzić co tam jest. W ciągu sekundy sytuacja zmieniła się jak w kalejdoskopie.

Dopiero co Rita puściła żurawia za narożnik zza jakiego słychać i widać było pracę palnika. Zajrzała do wnętrza pokoju. Częściowo. Bo aby widzieć cały pokój musiałaby praktycznie wsadzić głowę do środka. A tak tylko widziała jakąś jego część po skosie. Widziała jednak całkiem sporo. Jakaś sypialnia. Całkiem niezła. Widać, że nie ten standard co w pokojach zwykłych kultystów. W tej chwili jednak panował w niej bałagan. Jakby ktoś urządził tu kipisz.

Widziała też plecy odziane w mundury napastników. Na rękawach mieli jakieś czerwone opaski z jakimś wzorem. Twarzy nie widziała bo właśnie byli tyłem do niej do tego ten co trzymał palnik miał maskę spawalniczą a ten drugi ciemne gogle. We dwóch rozpracowywali jakiś sejf pewnie aby się dobrać do jego zawartości. Wydawali się tym być mocno pochłonięci i nie zwracali na obserwatorkę uwagi.

Wtedy do działania przystąpił James. Nóż okazał się zbędny. Forsowanie drzwi także. Okazały się zamknięte tylko na klamkę. Jak ją nacisnął to ustąpiła. Jak pociągnał to drzwi ustąpiły ale zazgrzytały przy okazji. Wewnątrz to musiała być toaleta. Kiedyś. Sądząc po sedesie, zlewie i kabinie prysznicowej nadal była. Ale teraz ktoś tu sobie urządził ciemnię. Czerwona żarówka, sznurki z suszącymi się zdjęciami, kuwety, pojemniki, zapach chemii. Wszystko to James ogarnął rzutem oka gdy usłyszał za plecami, że został odkryty.

- Brać ich! - krzyknął rozkazująco ten wielkolud wskazując na korytarz. I nagle odgłosy palnika ucichły a dwóch mundurowych zerwało się z miejsca aby podjąć walkę z intruzami.

- Dalej siostry, dalej bracia! Za Rebis! - prawie jednocześnie dał się słyszeć inny okrzyk. Ale przytłumiony przez ściany, odległość i strzelaninę. Pewnie gdzieś z zewnątrz willi.



Czas: 2051.03.05; nd; zmierzch
Miejsce: Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta
Warunki: wnętrze domu, jasno, krzyki i strzelanina na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew, ciepło



Roxy



Sytuacja nie sprzyjała rozmowom. Kule latały ze wszystkich stron wbijając sie w ziemię, rozbijając szyby, rozłupując tynk w budynku albo pnie drzew i kawałki większych kamieni za jakimi kryli się napastnicy. Przedłużanie pozostawania na otwartym widoku było proszeniem się o kolejną kulkę już we własnych trzewiach. Mimo wszystko Roxy przezwyciężyła odruch ucieczki czy ukrycia się i wrzuciła do środka te kilka plecaków i toreb jakie dopiero co wyrzuciła z pokoju na piętrze. Wreszcie ostatnia poleciała wgłąb pokoju na parterze a ona sama mogła podążyć jej śladem. Czekała na nią wyciągnięta dłoń Sammy jaka niemo jej kibicowała trzymając za nią kciuki. A gdy blondynka była gotowa pomogła jej przeleźć przez parapet i obie klapły tyłkami na podłogę.

W zaistniałej sytuacji wydawało się to całkiem bezpieczne miejsce. Pociski z zewnątrz rozbijały się o mur albo wlatywały przez okno do środka. A ci co strzelali z góry, od schodów koncentrowali się na obrońcach odstrzeliwujących się od drzwi pokoju.

Obrońcy mieli strzelby i sztucery. Przynajmniej ci trzej co bronili pokoju. Ten trzeci miał jakiś rewolwer. Na oko Roxy to żaden z nich nie był zawodowym żołnierzem. A i broń nie sprzyjała gęstości ognia. Sztucer po każdym strzale trzeba było odryglować a mały, cywilny magazynek dość szybko zmuszał do wymiany pustego na pełny. Zbyt wiele nowy kolega ich nie miał w zapasie to nie tak często wychylał się aby oddać jakiś strzał w stronę schodów i znów chwilę czekał. A może zbierał się na odwagę. Drugi miał shotgun podobny do tego jaki miał James. Ten strzelał od strony zawiasów drzwi. Ale też był bardziej na widoku dla tych na schodach czy gdzieś tam od tamtej strony. To też wychylał się za róg tylko na chwilę aby na wpół po omacku wystrzelić i znów się schować. A przy okazji przeładować strzelbę. Ten z rewolwerem miał najszybszą do strzelania broń to najczęściej wystawiał rękę za postrzelaną framugę i oddawał szybkie strzały, też prawie po omacku. Ale te kilka kul co się mieściło w bębnie i tak szybko się strzelało ładowało się znacznie dłużej. Nie miał szybkoładowacza więc każdy nabój musiał po kolej wepchnąć do komory. Ale całościowo to cały czas ktoś z nich strzelał do napastników.

Wszyscy tu strzelali. Od korytarza co chwila jakiś pocisk rozrywał się na framudze albo drzwiach. Musieli tam strzelać się też inni bo kule tylko śmigały i rykoszetowały wzdłuż i poprzek korytarza. Wydawało się, że walka stanęła w miejscu i żadna ze stron nie może zdobyć przewagi. Napastnicy mieli znacznie lepsza broń i większe zapasy amunicji ale kultystów było więcej a tak lokalnie mogli postawić na tyle gęstą ścianę ołowiu, żeby zablokować dalszy ruch wgłąb budynku. Nie było wiadomo której ze stron prędzej zabraknie woli albo ołowiu do kontynuowania tej walki. Albo nie stanie się jakiś przełom.

Przy drzwiach ciężko było znaleźć miejsce dla czwartej osoby. Za to okno Roxy miała całe do swojej dyspozycji. Sammy chociaż trzymała kurczowo przyniesiony karabin nie kwapiła się aby go użyć. Chowała się wciąż pod parapetem zdradzając wszelkie objawy strachu.

Za oknem zaś przez ten kawałek czasu co Roxy miała to podwórze za plecami a potem musiała złapać oddech na podłodze pokoju sytuacja się zmieniła. Napastnikom w mundurach chyba nie udało się dotrzeć do głównego budynku. A może nie mieli takiego zamiaru. Skorzystali z zagajnika jaki rósł przy jednej stronie podwórza i używając pni jako osłon ostrzeliwali strzelców broniących budynków. Roxy słyszała jak gdzieś nad nią i obok niej ołów szybuje w kierunku napastników. Kilku z nich strzelało z automatów stawiając potężną zaporę ognia. Widziała jak na ziemi leżą już dwaj czy trzej mundurowi. Ranni albo zabici. Ale wyłączeni z walki. Sądząc po krzykach i wrzaskach w budynku tu też ołów trafiał nie tylko w materię nieożywioną.

Sporo działo się też przy tej willi. Tam chyba napastnicy zaczynali zdobywać przewagę. A przynajmniej widać ich było wokół willi i w oknach na parterze. Tam już walka musiała toczyć się wewnątrz budynku. Ale od prawej strony dostrzegła kilka ubranych w białe prześcieradła postaci ze sztucerami i pistoletami w dłoniach jakie chyba próbowały przyjść z odsieczą odciętym obrońcom w mniejszym budynku. Dali radę przebiec kilkanaście kroków nim nawet ich fanatyczny zapał zaległ pod ołowiowym ogniem jaki poleciał w ich stronę od willi i od zagajnika.

- Dalej siostry, dalej bracia! Za Rebis! - krzyknął jeden z kultystów podrywając mimo wszystko swoich współbraci do kolejnego skoku naprzód. Nie Roxy nie była pewna czy to nie głos Amosa. Może on a może nie w tej kanonadzie i śmigającym ołowiu nie bardzo była okazja się przyglądać.

---



Mecha 19

Rita; przypadkowa kula; (20); rzut: Kostnica 12 > nic

James; przypadkowa kula; (20); rzut: Kostnica 18 > nic

Roxy; przypadkowa kula; (20); rzut: Kostnica 1,3,15 > nic
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline