Backertag; popołudnie; dżungla w okolicy Leifsgard
- Amrisie, myślę, że biorąc pod uwagę twoje wczorajsze słowa jesteś odpowiednią osobą aby negocjować z Norsmenami nasze przybycie. Kawaler Cesar też wczoraj okazał się niezłym wyczuciem to moglibyście pójść razem. Chyba, że ktoś jeszcze ma ochotę? - chociaż w grzecznej formie to jednak na pospieszenie zwołanej naradzie kapitan wybrał dwóch ochotników aby robili za parlamentariuszy i przedstawicieli reszty ekspedycji. Ot aby przypadkiem gospodarzom nie przyszło do głowy, że to jakaś wyprawa wojenna co przybyła ich napaść.
- Dziękuję kapitanie. Reprezentowanie wyprawy będzie dla honorem. - odpowiedział elf uprzejmym tonem. Czekając jednocześnie czy ktoś jeszcze zgłosi się do grupy.
- Chętnie dołączyłbym również jako parlamentariusz. Jako szlachcic myślę że jestem odpowiedni do tej roli. - odezwał się Bertrand, zastanawiając się czemu został pominięty, skoro on też aktywnie brał udział w tamtej naradzie dzień wcześniej.
Medykus skwitował wyróżnienie uprzejmym acz zdawkowym skinieniem głowy.
- Przydałby się też ktoś, kto zna norsmeński. Choćby pobieżnie. Może wśród żołnierzy jest ktoś taki? - Obrzucił spojrzeniem dowódców poszczególnych jednostek i samego kapitana, który i swoją dość multikulturową załogą wszak dysponował.
- Słuszna uwaga. Myślę, że ktoś się znajdzie. - kapitan zgodził się z pomysłem estalijskiego brodacza. Zmrużył oczy chyba robiąc w myślach przegląd odpowiednich kandydatów do tej roli ale widocznie miał kogoś odpowiedniego kto mógłby wesprzeć posłów swoimi zdolnościami językowymi.
- A twój udział Bertrandzie będzie na pewno w sam raz. - Carlos zgodził się także na kandydaturę Bretończyka w tym poselstwie.
- Czy jeszcze coś mamy do omówienia nim ruszycie w drogę? - kapitan rozejrzał się po twarzach jakie go otaczały w tej soczystej, zielonej masie tropikalnego lasu jaka otaczała ich wszystkich.
- Dziękuje, Carlosie. Czego właściwie oczekujemy od Norsemenów poza możliwością przejścia przez ich tereny? - Zastanowił się Bertrand.
- Prawda do gościny i noclegu. Najlepiej aby zgodzili się nas przenocować wewnątrz murów. Jeśli by były jakieś wątpliwości a jednak dało się jeszcze negocjować to możecie posłać po mnie. Na razie najważniejsze aby ich nie spłoszyć i by nie wzięli nas za wrogów. Możemy im zapłacić za ten nocleg i uzupełnienie zapasów. Ale na razie to najważniejsze aby nie wzięli nas za wrogów. - kapitan przyjął te pytanie Bretończyka ze spokojem i zrozumieniem. Odpowiedział szybko i pewnie podkreślając, że przede wszystkim chciałby uniknąć rozlewu krwi i kłopotów.
- O. Jest Olaf. Olaf zna norsmeński. - odwrócił się gdy do stojącej na wygniecionej butami i kopytami ścieżce podszedł ten wytatuowany mięśniak jaki tak często mu towarzyszył. Szybko przekazał mu po co go wezwał i wskazał na trzech parlamentariuszy. Olaf pokiwał głową na znak, że przyjął to do wiadomości i jest gotów pomóc jako tłumacz.
Amris co prawda sądził, że Norsmeni znają staroświatowy a przynajmniej niektórzy z nich.. Był jednak zadowolony z obrotu sprawy. Obecność własnego tłumacza dawała jednak komfort, że nikt nie przekręci ich podczas tłumaczenia chcąc wprowadzić zamęt. Przywitał Olafa skinieniem głowy.
- Miałbym jeszcze jedną sprawę kapitanie. Wspominałem o niej podczas rekrutacji do wyprawy. Chciałbym za pana pozwoleniem i pomocą tu zebranych dowódców i doradców. - spojrzał po zgromadzonych z szacunkiem - rozpowszechnić wiedzę wśród oddziałów o poszukiwaniu przeze mnie następującej rośliny.
Amris wyjął rulon z jej dokładnym obrazem Ufege na środek stołu. Których przed wyprawą przygotował kilkanaście, na taką właśnie chwilę.
- Dobrze zapłacę za wskazanie miejsca gdzie to roślina rośnie lub przeniesieniem jej do mnie przycinając ją na liniii ziemi. - Amris wyjaśnił sposób zdobycia rośliny który najmniej narażał ją na uszkodzenia.
- Amrisie jestem przekonany, że wieczorem przy kolacji będzie mnóstwo czasu i okazji na takie sprawy. Ale w tej chwili najważniejsze to załatwić bezpieczny nocleg na tą kolację i załatwianie takich spraw. - estalijski kapitan rozłożył dłonie w pokojowym geście ale widocznie miał inaczej niż elficki mag rozłożone priorytety na tą rozmowę i nadchodzące negocjacje.
- Oczywiście kapitanie - odpowiedział elf - Nie chciałem jednak tracić całego dnia i rozpocząć poszukiwania natychmiast. Zająłbym teraz raptem kilka minut a samo szukanie zioła nie spowalniałoby nas. - wyraził opinię lecz nie naciskał nic ponad tę opinię. Czarodziej był gotowy schować mapę.
Medykus rzucił okiem na rysunek. Jako żywo takiej rośliny nie widział. Ale to samo mógł powiedzieć o połowie innych jakie rzuciły mu się w oczy gdy przemierzali deszczowy las. Niemniej wyglądał na zainteresowanego.
- Powinieneś panie Amrisie spytać o to przede wszystkim naszego czarnoskórego przewodnika. Będę miał do niego sprawę wieczorem. Jeśli życzysz, dołącz. Posłużę tłumaczeniem.
Czarodziej uśmiechnął się do medyka.
- Dziękuję. Planowałem udać się do naszego tłumacza i Amazonki Kary. Z chęcią skorzystam z propozycji pomocy. Gdy zakończymy sprawę posłowania. - Amris skinął głową Cesarowi.