Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2021, 10:44   #48
Lynx Lynx
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Ciąg dalszy.
- Nie jesteśmy jednostką wojskową. - odpowiedział zimnym tonem po dłuższej chwili, jakby ostrożnie wszystko sobie ważył - Ja nie przyłożę do tego ręki. Jestem przeciw.

- Aye, głosujmy. - mruknął Barnes - To uczciwe, i nasz Vermont demokracją stoi. Jestem za. No, dziewczyny, chłopaki? Bez krępacji.

Na kanale rozbrzmiały głosy techników, inżynierów i strzelców. Większość była “za”. Dodawali też “za Newport”... albo “za Vergennes” i “niech mają, co chcieli”. Jak się pościelesz, tak się wyśpisz. Będziesz pić piwo, które sobie uwarzysz. Pytanie… co z MechWarriors? Krieger milczał. Ponaglony stwierdził mrukliwie, że “on sobie zapali”. Ci, którzy ogarniali temat wiedzieli - miał nawrót PTSD.

A reszta?

Ojciec wiedział, pomyślał Julian, a pytanie “czy wiesz co robisz?” które mu zadał przez telefon rozbrzmiało w głosie.

- Jak mówi porucznik. Zostawić ich z niczym na tym Pustkowiu. Kto ważny na przesłuchanie. - głos Manula był głuchy, pomimo że pragnął zemsty nie był w stanie się wyrzec zasad które mu wpojono.
Zdał też sobie sprawę że zostawiając ich tutaj zmuszą ich do walki o przetrwanie zanim nadejdzie dla nich pomoc. To wymagało materiałów i zasobów, których zostaną pozbawieni. Jednak teraz był czas głosowania i Julian nie zdobył się na to by wszcząć dyskusję jeszcze raz.

Kane czuła jak robi się jej zimno, a w ustach nagle zasycha. Siedziała sztywno wewnątrz Commando i wyłamywała nerwowo palce. Każdy zasługiwał na sprawiedliwy sąd. Słyszała też inny głos sączący jad przez ucho do serca.
- Poruczniku McKinley - odezwała się wreszcie walcząc aby głos nie zdradził strachu - Czy istnieje realna szansa na zamknięcie pojmanych jednostek pod nadzorem póki nie pojawią się siły sprzymierzone, aby zabezpieczyć teren?

- Ja odpowiem na to pytanie. - McKinley już brał oddech do odpowiedzi, ale Barnes był szybszy - Mamy około trzydziestu ton dodatkowego udźwigu. Po zrzuceniu bomb, znaczy się. Do ładowni zapakujemy sporo ludzi… jeśli będziemy ich tam wsadzać jak sardynki. Ale nie wszystkich. I nikt tu nie przyleci, nie słuchałaś mnie? To parę tysi od Ziaren. A co do obozu… ta, mieliśmy obozy dla pustynnych brudasów w miastach, i patrz jak się to skończyło. Nasz rząd, nasze wojsko i nasza policja nie ogarnęły własnej kuwety, a co mówiąc o jakichśtam obozach.

Zmilczał na chwilę.

- Bez urazy, pani policjant.

- Barnes, jest wojna. Nasi dostali plaskacza. Będą widzieć w tym sens i wygospodarują odpowiednie środki aby ogarnąć sztalag. Znaczy się, obóz jeniecki-

Barnes znów się wciął.

- Ty siebie słyszysz, chłopie? Rangersi dostają w pizdę od brudasów jak tania portowa dziwka od marynarzy, a ty mi pierdolisz o tym, że oni czy zielonogórscy chłopcy byliby w stanie ogarnąć coś więcej niż krok marszowy na defiladzie dla krawatów i betoniarzy.

- Nie pierdol, Barnes. To nie żołnierka, tylko mordowanie ludzi. To, co proponujecie.

-Itan-sha do McKinley’a - pilot przeszła na kanał wewnętrzny, chcąc połączyć się bezpośrednio z podporucznikiem. -Masz zamiar zostawić wrogów odpowiedzialnych za ataki terrorystyczne, aktywne wspieranie terroryzmu, spiskowanie przeciwko obronności kraju, zatajanie informacji dotyczących bezpieczeństwa oraz niewywiązanie się z kontraktu na ochronę? Przypomnę, mamy wojnę i jesteśmy żołnierzami. Jak ich nie zabijemy to nie ochronimy przed nimi innych.

- Znam protokół, Itan-sha. - odpowiedział jej na wewnętrznym - Nie mamy dość miejsca by ich wszystkich załadować. Nikt nie przyjedzie tu ogarnąć, bo za daleko. Albo ich zostawiamy na waleta, albo mordujemy.
- Mordujemy? Morduje się cywili na ulicy. Na polu walki masz wrogów, a wrogowie to nie ludzie, to gówno, które się usuwa, żeby pozwolić żyć innym. Bo to nie pustynia, odległość czy przestrzeń kosmiczna chronią ludność przed okrucieństwami wojny, tylko tacy ludzie jak my. I lepiej trzymajmy jednolity front, bo pozostali zaczynają się bawić w demokrację.
- Cywilów też chcesz wyciąć? W końcu pośrednio wspierają terrorystów. Pasowałoby to do modus operandi twoich krajan, co nie, Draconisjanko? - puszczały mu nerwy, sądząc po jadzie w głosie.
Iroshizuku wyłączyła na moment radio, aby nie odpowiedzieć tym samym tonem. U Draconisjan okazywanie emocji było postrzegane jako słabość.

- Skończ z byciem pizdą, Bakłażanie bo się zaraz porzygam na szybę. Widać że siedzisz pochwą w bezpiecznym kurwidołku i chuja widziałeś od wczoraj - w głosie Jane zaczynał dźwięczeć coraz potężniejszy wkurw - Nikogo ci nie zajebali, co? Żadnej żałoby od Dnia Fundacji, cioto, nie nosisz. Wtedy byś inaczej śpiewał, bo nie chodzi o człowieczeństwo, ale o twoje parchate sumienie. Ma być czyste i lśniące jak psie jaja. Ogarnij, kurwa, że stoimy i pierdolimy głupoty, a tymczasem tamci maja czas w forcie na co chcą. Widzisz ich tu? Ja też nie. Na ich miej-

- Spierdalaj, Doe. Wycierasz sobie…

- Sklej kurwa pizdę i słuchaj - teraz to ona mu przerwała - To już nie bezpieczne pierdololo ze szkółki harcerzyków. Byłam tam, na placu pod monumentem. Mogłabym ci powiedzieć co tam się odpierdalało, ale byś nie mógł potem spać. Ogarnij jedno: przynieśli swoje zasady do naszego domu.. na chuj ja to kurwa tłumaczę jak debilowi - pokręciła głową, choć oficerek nie mógł tego widzieć. Popatrzyła na kokpit i zapaliwszy nowego fajka, zaczęła majstrować przy przyciskach - Wypuścisz ich to wrócą. Do waszych domów, do domów waszych bliskich i zrobią to co zrobili parę dni temu. Pierdoli mnie twoje sumienie, czy sumienie kogokolwiek stąd. Chcesz im budowac obozy? Drugie mityczne Aush…

- Wiem, że cię to pierdoli, Doe. - wciął się lodowatym tonem oficer - Nie tłumacz się. Ja oddałem swój głos.

- O ile lubię dobre barowe kłótnie z takim swojskim wpierdolem - skomentował to Barnes - To weźcie się dzieciaki ogarnijcie. To nie dyskusja szkolna nad interpretacją Wojen o Sukcesję. Głosujcie, robimy robotę i spieprzamy stąd, bo jeszcze zwalą się ich koledzy i trzeba będzie więcej dziur łatać, co mnie opóźni od otwarcia browara. Dacie sobie po ryju i buzi po powrocie do bazy. Mogę nawet pomóc. Beton, jesteś za?

- Ja go trzymam i kopię w mordę, a ty mu dajesz buzi i obciągasz? - po eterze poszedł wesoły rechot blondynki z Craba - Wiedziałam że jesteście pedały.

- Jestem za - do rozmowy dołączyła ponownie Kane, mówiąc sucho i bez życia patrząc przez szybę na trupy dookoła. Chrząknęła krótko - Przykro mi, ale nie możemy pozwolić aby… - zacięła się. Kaszlnięcie później wznowiła - Barnes ma rację. Już raz zawiedliśmy społeczeństwo dane nam pod opiekę. To się nie może powtórzyć.

- Czyli w kwestii eliminacji wroga mamy jasność? Nie pozwalamy przeciwnikom żyć i zabijać dłużej. - Iroshizuku potwierdziła swoją wcześniejszą opinię.

- Na to wygląda. - rzucił lekko Barnes - Dobra… jak to przeprowadzamy?

- Przede wszystkim kończymy sie z nimi pierdolić. - po swojej stronie Doe przymknęła oczy z nieukrywaną satysfakcją - Jebnijcie bombami w fort i budynki mogące posłużyć dodalszego zbrojnego działania przeciwko nam. Potem zbieracie skautki i wypierdalacie kawałek, a ja kończę cieciowanie. Po wszystkim dam cynę to się w pół drogi złapiemy. - chciała dodać coś jeszcze, lecz naraz stężała z dopalonym kiepem przyklejonym do wargi. Uniosła oczy, spoglądając na chmury.
- Nie może zostać nieposprzątane, ale to nie wasz problem. - zmieniła ton na dziwnie poważny -Jestem za. Rzućcie komunikat po głośnikach aby wszyscy zebrali się w jednym miejscu. Pójdzie szybciej i szybciej wrócimy do domu.

- I co niby… - Sarah miała żołądek pod samym gardłem, ale złość pozwalała trzymać się w kupie - Co niby ma w tym komunikacie iść?

- Wszyscy mają zebrać się na głównym placu. Niezwłocznie. - powiedziała Iroshizuku.

- Dokładnie - Jane wzruszyła ramionami, sięgając po nowego fajka - Żeby nie zaczęli się bawić w spierdalanie i szybko poszło walniemy tekstem że zostają pod nadzorem jednego Mecha póki nie przybędzie armia która ich przejmie… nawijajcie co trzeba. Byle było spokojnie i sprawnie. Nie będą też węszyć tam gdzie węszyć nie powinni. Proste.

- Mamy ich… jak zwierzęta… - Kane zaczęła, jednak nie dokończyła.

- Nie “my” - Doe się wcięła, pykając powoli kiepa i stukając palcami o deskę rozdzielczą - Was tu nie będzie…

- Bzdura. Ja i załoga jesteśmy w tym. Mamy robotę do zrobienia. Nie porzuca się kolegów przy trudnej pracy, Beton. Poza tym, bez urazy, ale lasery zetną parę osób, a reszta spierdoli. Tu potrzeba rakiet. - za to w jej słowa wciął się Barnes, w tle McKinley coś już gadał - Jeśli chcesz, Jake, to jebniemy ci gaśnicą w potylicę i obudzisz się w łóżeczku w lazarecie, cały i zdrów. Może nawet nie będziesz pamiętał...

Brwi Jane zniknęły pod krawędzią czarnej czapki. Zamrugała, skrzywiła się i naraz wybuchnęła głośnym, szczerym rechotem. Trwał on dobre pół minuty, nim nie uspokoiła zwieraczy.
- Jak macie pewność, że nikt z was się potem nie wyhuśta z traumy to ok. Będzie szybciej - dokończyła ciesząc się, że stary majster nie widzi jej miny.

- Barnes, oznaczę główny plac wiązką lasera. Na rozkaz odpalisz rakiety. Przyjąłeś? - pilot zapytała inżyniera.

- Aye aye, fly girl. - przyjął inżynier.

Julian słuchał tego wszystkiego milcząc. Był zdumiony jak bardzo miał trzeźwe myśli. Wiedział że jedynymi argumentami jakie mogły dotrzeć do rozemocjonowanych ludzi były argumenty korzyści… ale nawet one nie przemówiły do nich.
Tyle gniewu…
Nie miał zamiaru się staczać jak reszta. Dziwne. Jeszcze kilka godzin wcześniej bezlitosne koszenie uzbrojonej hałastry go cieszyło. Wtedy miał też jasny cel - obronić Middlebury. Tutaj przybył by niszczyć. Odbudowa i reorganizacja pochłoną tyle siły i zasobów wroga, że zanim wróci do gry pewnie wojna będzie już przesądzona. Nie mówiąc o tym że nie bez powodu fort był potężnie umocniony - bandyci gdy tylko dostrzegali słabszą grupę grabili ich. Dzikusy bez chwili zastanowienia by zerwały pakt gdyby mogły natychmiast się wzbogacić.
On to rozumiał i widział jako coś oczywistego… reszta… nie.
Teraz… czuł zażenowanie i obrzydzenie z jaką łatwością i zapałem niektórzy brali się za wyrównanie rachunków. Przez radio mógł tylko słyszeć głosy a u niektórych nie było żadnej nuty… zawahania czy zastanowienia. Czuł się też zdradzony przez Jane. Obiecała postarać się nie stawiać go przed chujowym wyborem, a przy pierwszej okazji rzuciła pochodnię na beczkę prochu jaką były gotujące się wewnątrz załogantów Leoparda emocje.

- Pamiętajcie by zrobić dobrego zooma na plac. Wszyscy. - rzucił bez emocji - Miejcie odwagę spojrzeć na to na co się zdecydowaliście. Tamci mieli gdy mordowali naszych. Zapamiętajcie dobrze tą chwilę i twarze tych ludzi. Mam nadzieję że będziecie mieli też dość odwagi by kiedyś o tym opowiedzieć swoim rodzinom i przyjaciołom z podniesionym czołem. Ja będę, a wy?

- Jeśli okazalibyśmy litość moglibyśmy zapoczątkować precedens mogący przyspieszyć koniec tej wojny. Dalibyśmy wyraźny znak ich ludziom, że nie muszą walczyć. Mieliby z tyłu głowy zawsze myśl iż mogą rzucić to wszystko w cholerę i szukać szczęścia u nas. Postanowiliśmy za to ich wybić jak zwierzęta i udowodnić im że mają rację nazywając nas mordercami i ciemiężycielami. Zjednoczyła ich nienawiść do nas, a my ich tylko w niej utwierdzimy. Ta wojna będzie trwać i trwać, ale jeśli jest taka wola ludu to chwała demokracji. Chwała ochlokracji jako najwyższemu stadium demokracji! Teraz pozwólcie, że na czas tej hmmm… operacji zbrojnej popilnuje tyłów.- z tymi słowami odwrócił się rozpoczął wspinaczkę na pobliskie wzgórze. NIe chciał patrzeć na to co ma się stać.

Victor słuchał całej dyskusji nieobecny.
- Jesteś tchórzem - rzucił w końcu sam do siebie, bo chciał mówić. Chciał wiele rzeczy powiedzieć, wiele argumentów przedstawić...ale gdy raz otworzył pysk nie był w stanie wydać z siebie żadnych męskich dźwięków. Więc milczał i pozwolił głosowaniu odbyć się bez jego udziału... i przerażała go świadomość jakiego wyboru by dokonał gdyby ktoś go do niego zmusił. Którykolwiek by to nie był.

- Barnes, oznaczam cel laserem. Przesyłam ci namiary CCIP. Potwierdź, że masz widok na plac w systemie celowniczym - gdy wszyscy zebrali się na placu, Iroshizuku rozpoczęła procedurę eliminacji.
+++

Dziedzic fortuny Spencerów stał odwrócony plecami nie chcąc patrzeć na to co ma się stać. Moduł rozrywkowy zainstalowany w Spiderze miał w założeniach umilać czas na długich misjach zwiadowczych. Teraz jednak miał zagłuszyć muzyką wszystko co dochodziłoby do niego zewnątrz. Bolała go głowa, a raczej bolało go wszystko. Był zmęczony fizycznie jak i psychicznie. Implant, który miał w głowie pozwolił mu przetrwać bitwę, a nawet na coś się przydać się. Nie pomagał jednak zebrać myśli. Może gdyby nie to mógłby lepiej złożyć wezwanie do kapitulacji i oszczędzić ofiar bitwy. Może też wtedy byłby w stanie przemówić do rozsądku innym i nie dopuścić do rzezi. Julius on gdzieś tu mógł być, a jak nie to gdzieś na froncie. Jakby wiedział, że może zachować głowę poddając się. Może, by wrócił do rodziny, a teraz? Teraz dojcie do radykalizacji działań, a wojna przerodzi się w totalną. Już nie będzie opcji, by w racjonalny sposób załagodzić konflikt. Teraz pozostaje tylko życie, albo śmierć.
 
Lynx Lynx jest offline