04-03-2021, 21:20 | #41 |
Reputacja: 1 | Mimo ogromnej masy Leopard leciał szybko. -Pięć minut do celu - Iroshizuku nadała w komunikatorze. Zbliżali się do przeciwnika, ale on też o nich wiedział. I dysponował całkiem pokaźnymi siłami. Radar dalekiego zasięgu pokazywał kilka mechów, sylwetki czołgów i opancerzonych wozów bojowych. -Minuta - pilot włączyła system TADS, przekazujący jej widok z kamer zamocowanych na zewnątrz kabiny. Kiedy obracała głową, wyświetlacz reagował przesuwając obraz, co sprawiało wrażenie, jakby szybowała w powietrzu a nie była zamknięta we wnętrzu Leoparda. -Na stanowiska, pełna gotowość bojowa - obsługa wieżyczek laserowych zajęła swoje pozycje i zaraportowała status. -Przygotować się do przyziemienia - Iroshizuku zwolniła i gwałtownie obniżyła lot, niemal szorując brzuchem transportowca o ziemię. -Ogień zaporowy! - salwy dziesiątek rakiet i wiązki laserów poszybowały, czyniąc spustoszenie w maszynach przeciwnika. Chwilę potem grodzie Leoparda opadły z hukiem, aby uwolnić mechy. -Desant! - krzyknęła pilot i zabrała się za oznaczanie wiązkami lasera kolejnych celów dla rakiet i laserów bojowych. W kabinie dał się słyszeć dźwięk przypominający strzelanie prażonego popcornu, co oznaczało, że w pancerz poszycia walą serie z ciężkiej broni maszynowej. Co jakiś czas Leopardem trzęsło po trafieniach rakiet. Pozostający w zwisie transportowiec był łatwym celem, ale po wypuszczeniu mechów wykonał łagodny ślizg i obrócił się burtą do wroga, kontynuując zmasowany ostrzał. |
05-03-2021, 10:24 | #42 |
Reputacja: 1 | Przez te kilka minut, ktokolwiek byłby w rejonie tego starcia mógłby praktycznie ogłuchnąć. Kaemy i autodziałka pruły, w zawrotnym tempie łomocząc metalicznymi mechanizmami niczym wielkie zszywarki. Brzęk dziesiątek, setek kul o pancerze Leoparda i jego "dzieci". "Petardowe" pękanie kolejnych pocisków, tym razem typu 'flak'. Wizg dziesiątek rakiet lecących w obydwie strony i wybuchających z głuchym, miękkim odgłosem na ziemi, bądź z twardym grzmotem o pancerz jak wielki popcorn. Zgrzytające wyładowaniami elektrycznymi splunięcia sztucznych piorunów PPC - a kiedy odnajdywały swe cele, to trzask jakby ktoś złamał drzewo. "Klasyczny" huk gwintowanych armat i gładkolufowych autodział oraz wybuchy ich pocisków. Najcichsze były w tym koncercie lasery, różnokolorowe, krojące pancerze i struktury jak wielkie spawarki, wydające z siebie mruczące, basowe "zummm". Przeciwników było wielu. Zbyt wielu. Dwie lance mechów (z czego jedna rzeczywiście groźna), całe mrowie transporterów opancerzonych wypchanych żądnymi krwi Bandytami, wsparcie rakietowe, czołgowe i bezpośrednie działonowe, sporo broni przeciwlotniczej, szybkie gun trucks i technicale. Wszędzie jeżyło się od luf. W swym wciąż niesprawdzonym w boju instynkcie, Minutemen wiedzieli, że wdepnęli w bagno. Nie daliby rady w piątkę zatrzymać tego pochodu. Zostaliby zgnieceni przez wrażejskie battlemechy... albo zakłuci metodą tysiąca igieł. Kolejne serie z "byle kaemów" stopniowo rozpruwały im pancerze, szczególnie na plecach po osaczeniu ich ilością & prędkością. Leopard ocalił swojej lancy skórę, raz za razem wywalając obłędne salwy po sześćdziesiąt rakiet, wspomagając je laserami i pepecami. Wymiatał "klastry" artylerii rakietowej, przeciwlotniczej, bezpośredniej. Eliminował co bardziej upierdliwe maszyny wroga. Wreszcie, skupiał na sobie najgroźniejszy wraży ostrzał, szczególnie z Mackiego i Swordsmana, podczas gdy zdesantowane mechy rozprawiały się z lżejszą opozycją - aż wreszcie przyszedł czas na wrogie zaplecze oraz battlemechy. Minutemen odnieśli zdecydowane zwycięstwo. Na tych kilkuset metrach kwadratowych asfaltu, nasypu i zniwelowanej, suchej okolicy właśnie płonęło kilkadziesiąt wraków i poległa wzmocniona kompania piechoty. Ostatnia maszyna, sporych rozmiarów mobilna stacja naprawcza Workmenów, skapitulowała po "dyplomatycznym" omieceniu ogniem z kaemów przez Manula (i, tym samym, śmierci ochroniarzy). "Luźną" piechotę i ocalałych stanowili wyłącznie Bandyci - niektórzy czaili się i próbowali walczyć do ostatniego, niczym kompletni wariaci. Inni spieprzali w popłochu. Nie byli liczni. I żaden z nich nie uszedł z życiem, bo od północnej flanki przez otwarty teren zajechało kilka lekkich czołgów typu Galleon. Na wieżach miały numeracje i symbolikę 21st Armored Battalion. Jak Minutemen pamiętali ze szkoleń, był to element składowy 4th Interior Regimental Combat Team, skoszarowany w Middlebury. Dowódcą był niejaki major Gregory Poulsen. Teraz, te maszyny przechodziły do kontrataku, zmiatając uciekinierów i niszcząc te pojazdy, które zmitrężyły i nie dołączyły do "Bitwy na Autostradzie". Dojeżdżało też więcej maszyn. Transportery opancerzone, głównie z 16th Mechanized Infantry Battalion, 3rd Interior RCT. Ubezpieczały czołgi, zajechały po kapitulujący mobilny wóz naprawczy Workmenów. Spieszone desanty zabezpieczały okolicę i jeńców. Jeden wielki, ciężki APC z 21 batalionu zatrzymał się blisko Minutemanów, wypluwając z siebie cały pluton. Żołnierze nie byli w szoku, ten już przeszedł. Zostało im tylko wiwatować. Każdy z nich oglądał w dzieciństwie bajki o bohaterach Nowego Vermontu. Dzisiaj mogli je przeżywać na nowo. - Kto tutaj dowodzi? – rozległ się głos z megafonu. Trzymał go jakiś oficer. Odpowiedział mu McKinley przez szczekaczkę Leoparda: - Oficer łącznikowy, podporucznik Jake McKinley ze sztabu generalnego. Ja odpowiadam za kontakty. Podaję kanał częstotliwości radiowej. – jak powiedział, tak zrobił. Dalszą rozmowę kontynuowali przez radio. Reszta Minutemanów słuchała. - Kapitan Terrence Young, szesnasty pancerny. Major Poulsen jest KIA. – profesjonalizm i opanowanie zaczęło parować z głosu kapitana – Wy... naprawdę jesteście tymi, na jakich wyglądacie? Gdyby radio mogło przesyłać uśmiechy, to nie starczyłoby szerokości dla tego, jaki teraz prezentował McKinley. - Tajest, sir. Nowi Minutemen. Do usług Nowego Vermontu. - Wow... znaczy się, Hm. – kapitan wyraźnie zgubił rezon – Uh... to co teraz? - Zabezpieczcie jeńców, pojazd naprawczy i wraki BattleMechs, zabierzcie je do Middlebury, później będziemy ich potrzebować. Odepchnijcie nieprzyjaciela z powrotem pod Newport. - Nie wesprzecie kontrataku na miasto? - Nie ma szans, panie kapitanie. Tam są jeszcze co najmniej dwie lance battlemechów i nieznana ilość innych maszyn bojowych, a my mamy braki w pancerzu. Poza tym, lecimy im dokopać w innym miejscu. Bardzo mocno dokopać. Trzymajcie za nas kciuki. Postaramy się jak najszybciej skontaktować ze sztabami trzeciego i czwartego RCT. I, jeśli można, rekomenduję powstrzymać się od ataku na Newport, tylko zabezpieczyć odwrót pierwszego RCT i cywilów. Damy im cynk. - Tak... tak, to ma sens. – po samym głosie słychać było spochmurnienie oficera, chyba liczył na kontynuację tego kontrataku – Tak zrobimy. Z Bogiem, poruczniku. Wyskoczyliście nam tu jak z filmów akcji. Liczymy na was. Obyśmy mieli więcej szczęścia niż ci pechowcy na autostradzie. Bez odbioru. - Nie zawiedziemy, panie kapitanie. Bez odbioru. Komentarz o pechowcach wcale nie odnosił się do nieprzyjaciół. Dopiero teraz Minutemeni, wcześniej ogarnięci bitewną gorączką, rozejrzeli się i przyjrzeli dokładniej. Wzdłuż autostrady i trochę wokół niej roiło się od wraków. Trochę maszyn wojskowych w nadpalonych oznaczeniach pierwszego pułku kapitolskiego... ale przede wszystkim pojazdy cywilne. Samochody, autobusy. A tu i ówdzie leżące sylwetki w mundurach gwardii republikańskiej... ale przede wszystkim w cywilnym ubiorze. Ci, którzy uciekali przed paroma dniami i nocami. Jeszcze za wcześnie by uratowali ich Minutemen, i za wcześnie (bądź bez różnicy) by osłonili ich żołnierze z Middlebury i Fort Ticonderoga (zresztą, sami pobici i zepchnięci po dziesiątkach godzin walk). Niektórzy odwracali wzrok, inni błądzili myślami, jeszcze inni gotowali się właśnie w sosie z nienawiści. Każdy dzień i każda noc oznaczały więcej poległych żołnierzy, więcej pomordowanych cywilów. Z tą gorzką myślą zapakowali się do Leoparda i ruszyli w dalszą podróż. +++ Przelot był znojny. Dotarcie do głębi Bariery swoje zabierało, a Leopard wcale taki szybki nie był w takich dystansach i przy niskim locie (aby uniknąć wykrycia). W pierwszej półgodzinie od startu znowu rozgorzała sprzeczka. „Skoro rozwaliliśmy tych typów to lećmy do Vergennes ratować!” Wyperswadowano to, tym razem znajdując inne wytłumaczenie (a może wymówkę...?): po tym starciu Leopard i lanca miały za mało pancerza ablatywnego. Raport z ataku mówił o trzech pirackich DropShips. Nie było szans w bezpośrednim starciu z nimi, skończyłoby się to kompletną klęską, a podjazdowa walka zjadłaby tylko czas i co najwyżej narobiła trochę strat u wroga, który i tak by osiągnął swój najbliższy cel. Dysproporcja sił i faktor czasu kruszyły mrzonki o skutecznej obronie Vergennes. Poza tym, Barnes znalazł sposób na to, by zająć ich wszystkich czymś produktywnym. Zostawiając w przedziale dowódczym tylko Asagao jako pilotkę i dwóch niezbędnych inżynierów, zagonił całą resztę – strzelców, inżynierów, techników i pilotów mechów - do roboty. Dostali narzędzia i szybki instruktaż. Mieli reperować mechy. W trymiga i w pocie czoła, po drodze robiąc tylko krótkie przerwy. Późnym popołudniem, kiedy dolatywali do nowego rejonu operacyjnego, Spider i Commando byli w pełni połatani, podobnie jak zmasakrowane plecy Maraudera i Warhammera oraz lekkie uszkodzenia nogi i głowy Craba. Pozostałe ubytki zostały uzupełnione tylko częściowo (w tym pancerze frontalne WHM i MAD do nieco mniej jak 50%, bez reperacji struktur). Dopełniono także zasobniki z amunicją. Niestety, Leoparda nie dało radę ruszyć (wszak leciał). Mogli tylko zrobić jeden postój na kompletnym zadupiu, gdzie schłodzili napędy i podczepili „prezenty” - nieco bomb lotniczych z ładunkami burzącymi. Według planu Leopard miał zdesantować lancę nieco ponad dwa kilometry od miejscówy Workmenów i trzymać się z tyłu, pełniąc rolę osłonową i przechwytującą. Do akcji miał wejść dopiero wtedy, kiedy nie byłoby już ryzyka zestrzelenia. Bezpośrednie wsparcie lotnicze w tym ataku miało przypaść myśliwcowi Lightning pilotowanemu przez Asagao. Ostatni fragment podróży spędzili już w dwóch lotniczych maszynach. Itan-sha za sterami „Błyskawicy”, eskortująca Leoparda pilotowanego przez Barnesa i dowodzonego przez McKinleya. Przez ten cały czas pod nimi rozpościerały się różne krajobrazy. Sawanny i równiny Ziaren. Góry, wzgórza i badlands Pogranicza. Pustkowia i pustynie Bariery. Opuszczali terytorium Nowego Vermontu. Przed paroma dobami Amerigo pogrążyło się w chaosie. Reguły gry zostały zmienione. Przez chwilę żądni krwi drapieżcy grali tak, jak im się chciało. Dość tego. Minutemen wrócili. I mogli powiedzieć... Teraz gramy według naszych zasad. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=TzLfGnb3MDk[/MEDIA] Dolecieli. Tuż przed zrzutem Leopard i Lightning omiotły sadybę Workmenów sensorami i skanerami. Ich wyniki pokrywały się z danymi wywiadowczymi. Mieli z grubsza pełen obraz sytuacji. Sadyba dzieliła się na trzy sektory – warowny fort z murami i wieżami obronnymi, skrywający szereg budynków i podziemia; cywilne podgrodzie z pobocznymi osiedlami i infrastrukturą; lotnisko-kosmoport z hangarami i terminalem. Obrona składała się głównie z uzbrojonych wieżyczek i szkieletowej obsady, a w trzewiach bazy pewnie była garść workmechów. Najemnicy nie będą wiedzieli, co ich zmiotło. Efekt zaskoczenia był minimalizowany przez to, że obsada fortu wykryła ich. Syreny wyły. Ale to bez znaczenia. Będzie bolało.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. |
10-03-2021, 18:22 | #43 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9-LD3a28ePE[/MEDIA]
__________________ Po makale Ostatnio edytowane przez Micas : 10-03-2021 o 18:38. Powód: korekta |
10-03-2021, 20:13 | #44 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Stalowy : 10-03-2021 o 20:16. |
12-03-2021, 14:08 | #45 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Arvelus : 12-03-2021 o 14:12. |
13-03-2021, 21:14 | #46 |
Reputacja: 1 | Lightninga pilotowało się doskonale. Mimo sędziwego wieku, wielokrotnych łatań pancerza oraz napraw silnika sprawował się jak nowy. Iroshizuku z przyjemnością wsłuchiwała się w szum pracującego silnika. A to, jak samolot reagował na stery było wprost miodem na jej serce. Pilot zrobiła przelot nad zabudowaniami bazy wroga, przekazując dane z radaru, kamery i IFF do Leoparda. -Mac, prześlij na cito dane mechom - poprosiła oficera łącznikowego. Z tego co widziała, lanca szykowała się do ataku i przydałoby się wsparcie w postaci eliminacji wieżyczek strażniczych, które miały zamontowane groźne lasery. Iroshizuku Przesunęła przełącznik aktywacji uzbrojenia oraz laserowe podświetlanie celu. Na wyświetlaczu wielofunkcyjnym pojawiły się informacje MASTER ARM ON MASTER LASER ON Włączyła też tryb ataku celów naziemnych, na ekranie uzbrojenia błysnął skrót A-G. Broń gaussa była gotowa do użycia i nie wymagała poprawek, zaś zamocowane na skrzydłach lasery Iroshizuku sparowała, aby podczas ataku trafiały ten sam cel. Aby podnieść precyzję ostrzału, włączyła zasobnik celowniczy TGP, po czym aktywowała kamery ze stanu uśpienia. Ustawiła Lightninga tak, że leciał w poprzek linii ataku lancy, obniżyła pułap do 600 stóp, zmniejszyła prędkość do 450 węzłów i pochyliła nos maszyny o trzydzieści stopni. Na HUDzie pojawiło się kółko celownicze oraz pierścień odległości. -Rozpoczynam ostrzał - nadała pilot na kanale, po czym skupiła się na celu. Radarowy odbiornik ostrzegawczy zawył, gdy wrogie systemy przeciwlotnicze zaczęły namierzać samolot. W powietrzu dało się zobaczyć czerwone wiązki laserów i pióropusze dymu z wystrzelonych rakiet. System obronny Lightninga zareagował natychmiast wyrzucając flary mylące pociski naprowadzane, jednak jeden z laserów uderzył w pancerz na lewym skrzydle. Iroshizuku skupiła się na celu. Gdy pod kółkiem celowniczym pojawiła się pozioma kreska, oznaczająca wejście w skuteczny zasięg, nacisnęła spust. Wieżyczka z ciężkim laserem stopiła się od skumulowanych uderzeń niszczących wiązek. Podczas kolejnego przelotu Iroshizuku zniszczyła zagrażającą jej baterię rakiet SAM, a potem zajęła się pozostałymi wieżyczkami z laserami. Bez precyzyjnych systemów namierzania, wrogowie nie byli w stanie trafić szybkiego Lightninga. Mieli też inne zmartwienia w postaci lancy mechów, która jak walec zmiotła wszystko co miała na drodze. |
14-03-2021, 10:29 | #47 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 14-03-2021 o 10:33. |
14-03-2021, 10:44 | #48 |
Reputacja: 1 |
|
14-03-2021, 14:20 | #49 |
Reputacja: 1 | Ludzie, którzy zebrali się na głównym skrzyżowaniu podgrodzia liczyli na zmiłowanie. Niektórzy na wolność, inni węszyli okazję, jeszcze inni być może chcieli kontynuować walkę po partyzancku. Przeliczyli się. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zzmbdh5q-ic[/MEDIA] Rozbroili się, zdali sprzęt na kupę. Czekali "grzecznie", acz z pewnym przestrachem. Na dwie sekundy przed otwarciem ognia ktoś z nich krzyknął by uciekali. Co bystrzejsi zaczęli to robić. Reszta... niekoniecznie, pogrążona w szoku. Nic to. Ku nim właśnie mknęły strumienie cząstek, fotonów i rakiet. Leopard i Crab przemówili. Szybko, brutalnie i morderczo rozwiązując problem. Mało kto uciekł, mało kto był ranny. Stos broni palnej, laserowej, amunicji i granatów też wybuchł, tylko dopełniając egzekucji. Przez krótki czas zapadła głucha cisza, przerywana tylko pękającym "popcornem" rozgrzanej amunicji w magazynkach i ładownicach, oraz grzmot kroków Craba, głębokie "zmmm" jego laserów. Ktoś na pewno zdołał zwiać. Może parę osób na kilkaset czy tysiąc. Ktoś na pewno nie przyszedł. Ale nie było już czasu się za nimi uganiać, szukać ich. Na sensoryce Leoparda i Lightninga pojawiły się wyraźne sygnały. Szybko zbliżające się, ignorujące topografię terenu, niezidentyfikowane. Zresztą, nie było potrzeby ich identyfikacji. Nieprzyjacielskie lotnictwo. Mieli więc mało czasu. Mieli tylko czas na jeszcze jedną salwę. Więc poleciała, tym razem złożona z sześćdziesięciu rakiet, poparta mnóstwem laserów i pepeców – tym razem pełna, z całej lancy, ku zabudowaniom fortu oraz lotniska. Potężne wtórne detonacje oznaczały wybuchy amunicji i paliw, rumor i srogie tumany zaś walenie się budynków w gruzy. Zaraz potem Leopard przysiadł i przyjął na swój pokład lancę. Poderwał się w samą porę. Na horyzoncie widać już było klucz myśliwców i jedną znaczną sylwetkę. Komputery identyfikowały je jako ciężkie myśliwce szturmowe (atmosferyczne/konwencjonalne) typu Meteor i desantowiec bojowy typu DroST (DropShip Tank). Zdecydowanie zbyt wiele aby nadkruszony Leopard i jeden Lightning sobie z nimi poradzili. Kolejne pół godziny większość ekipy spędziła w czymś rodzaju bezsilnego strachu. Pozostali walczyli o życie ich wszystkich. Tylny laser LTN i rufowa wieżyczka dropshipa pracowały bezustannie, mażąc niebo promieniami koloru czerwieni i głębokiego błękitu. Większość znajdowała swój cel w postaci pancerza DroSTa – równie twardego, co u Leoparda. W odpowiedzi mknęły rakiety SRM, lasery, pociski z autodział. LTN cudem uniknął uszkodzeń, ale nim udało się zmusić przeciwnika do odpuszczenia, cała rufa Leoparda była popruta z pancerza, struktura była lekko naruszona (i dzięki Marsowi & Bellonie tylko tyle, bo jedna seria z AC/10 i ich desantowiec runąłby ku ziemi jako stalowa trumna). Następne godziny spędzali tak, jak przedtem – reperując mechy. Inż. Barnes, chcąc ukrócić jakiekolwiek rozmowy, komentarze albo walenie sobie nawzajem po ryjach, zagnał wszystkich do roboty. Szkieletowa obsada mostka, reszta automatyczne dłuta i chwytaki, spawarki, klucze, mierniki i całą masę innych narzędzi do łap i jazda do łatania wewnętrznych uszkodzeń Leoparda, potem do cerowania pancerzy mechów (tam, gdzie struktura była nienaruszona). I tak, w pocie i znoju, zeszła im bitewna adrenalina oraz gniew, zastąpione zmęczeniem i poczuciem, że coś się robi. Choćby przez chwilę. Zbliżali się do bazy. Myśliwiec już był w Leopardzie, a sam dropship zbliżał się powoli do lądowiska, lekko kopcąc z naruszonego dupska i gubiąc za sobą setki iskier. Może i byli nadwątleni, przemęczeni, wciąż odczuwający skutki ran z dnia zamachów. Może ich maszyny były poprute, o naruszonych strukturach, a zasobniki ich broni rakietowej opustoszałe. Może poróżnili się co do losu ludzi z bazy i dokonali wojennej zbrodni... ...ale przetrwali. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=721FFwWbsH4[/MEDIA] Więcej, własnoręcznie powstrzymali katastrofę jaka wisiała nad Middlebury jak miecz Damoklesa, a następnie poszli o trzy kroki dalej i zadali krytyczny cios prosto w serce jednej z grup demolujących im sadyby. Wyglądało na to, że pomysł nowych Minutemen miał jak najbardziej sens. Machina lotnicza ciężko osiadła na pasie startowym, krzesząc snopy iskier. Na szczęście koła wysunęły się bez problemów i w porę, nie było katastrofy. Ale nad Leopardem (oraz w mniejszym stopniu nad Marauderem i Warhammerem, a w najmniejszym nad pozostałymi maszynami) trzeba było spędzić mnóstwo czasu i wysiłku, aby były znów w pełni sprawne. Barnes szacował dwa dni na naprawy. Nie było mowy o dalszych misjach ani o szkoleniach praktycznych przez ten czas. Do momentu odzyskania gotowości bojowej, MechWarriors, strzelcy Leoparda i pilotka AeroSpace mieli wolne. A raczej „wolne”, gdyż Ishida przyjął ich wspólny raport (oraz rozmówił się z nimi na osobności) oraz zarządził, że już nazajutrz po badaniach lekarskich mieli kontynuować wykłady i ćwiczenia. Rankiem trzeciego dnia punkt o ósmej miała być druga odprawa kampanijna i wybór następnych misji po zapoznaniu się z sytuacją strategiczną. Od Ishidy dostali też wstępny raport z Vergennes. Miasto i wyspa (a raczej wyspy, bo położone na południu wyspa i miejscowość Windsor też padły) zostały podbite przez piractwo. Straty pośród obrońców były znaczne – wielu żołnierzy z 1st Capitol RCT ewakuowanych z Newport oraz cały 14th Volunteer Militia District Vergennes („batalion” raptem liczący kilkudziesięciu ludzi – ale wszyscy KIA...). Dzięki poświęceniu tych oddziałów udało się samolotami bądź łodziami ewakuować znaczną część uchodźców i wyspiarzy... w tym większą część rodzin i przyjaciół Minutemanów. Organizowano właśnie przetransportowanie ich do Montpelier. Mieli trafić do bazy; Ishida zdecydował, że lepiej wpłynie to na psujące się morale MechWarriors. Natomiast porażką było "niedopilnowanie" znacznej części politycznych i biznesowych VIPów, którzy byli najwyraźniej głównym celem piratów - zostali pochwyceni przez nieprzyjaciela. Przez następne dwa dni mieli sporo pracy. Doszło nawet do poważnej sprzeczki pomiędzy „naiwniaczkami” a „rzeźnikami” w mesie. Oprócz tego były też złe wieści z południowej linii frontu – Border Patrol zostało sromotnie pobite. Vermontczycy cofali się na drugą (trzecią?) linię obrony, do Hartford. Portowe miasto Bennington padło, drugi batalion Rangersów otrzymał koszmarne straty osobowe i materialne (w zamian zadając równie bolesne). Większości cywilów udało się jednak zbiec z miasta, które obecnie było systematycznie plądrowane przez Bandytów. Z zaplecza zaś dochodziły frustrujące informacje o bezkarnych podpaleniach, sabotażach i atakach powietrznych na interior. Były też lepsze wieści. Wojskom z Middlebury i Fort Ticonderoga udało się ewakuować większość uchodźców z Newport oraz część kapitolskiego RCT oraz odeprzeć kilka rajdów/ataków w stronę Middlebury. Front tamże wydawał się być chwilowo stabilny. Te dwa dni minęły równie szybko, jak poprzednie. Nie było wytchnienia dla strudzonych. Wkrótce wojenne machiny znów były gotowe siać zniszczenie w obronie republiki. W samą porę. Nowa odprawa dobitnie pokazała, że ta wojna dopiero się zaczynała, a Minutemen byli potrzebni w dziesięciu miejscach naraz.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 17-03-2021 o 09:22. Powód: Korekta językowa. |
17-03-2021, 22:05 | #50 |
Reputacja: 1 |
__________________ Po makale |