Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2021, 15:56   #142
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Przejeżdżając przez Ciało Olgi Łukasz zamknął oczy. Nie chciał na to patrzeć, gdyby nie to, że już na plebanii wyrzygał wszystko co się dało, to by puścił pawia jeszcze raz. Szczególnie kiedy poczuł jak karetka buja się jak ją przejeżdżał. Posąg za rzeką zapadł mu w pamięć, ale były ważniejsze sprawy na głowie. Ranni. Oraz rysunek.

Feliks cały czas znajdował się na nim w tej samej postaci, choć na jego ramieniu znajdowała się szkarłatna kropka. Podobnie jak na boku Mai. Wyglądało na to, że rany odniesione przez nich były dotkliwe, ale nie śmiertelne. Najważniejsze, że bandaż zdołał zatamować krwotok. Choć zakażenie i tak mogło się wdać. Obydwoje potrzebowali antybiotyków, bo choć na razie czuli się w miarę dobrze, to wkrótce mogli poczuć narastającą gorączkę. Trzebiński wnet wyszedł z Adamem na zewnątrz, natomiast Maja pozostała z Łukaszem. Była blada, ale już nie jęczała z powodu bólu. Albo się do niego przyzwyczaiła, albo zadziałały proszki znalezione w karetce.

Łukasz raz jeszcze spojrzał na obrazek. Adam wyglądał trochę inaczej. Ołówek, którym został narysowane jego ciało, nieco wyblakł. Wciąż była widoczna jego sylwetka, ale ledwo co. To był jedyny element rysunku, który wyblakł. Zieliński dotknął niechcący sylwetki Agaty, która znajdowała się na rogu kartki. Wnet poczuł, jak coś wewnątrz rysunku go przyzywa. Poczuł, jak spada w niewidzialną otchłań… aż cofnął dłoń i wrażenie ustąpiło…

W końcu się zatrzymali! Wreszcie można było odetchnąć z ulgą! Nawet jeśli tylko przez chwilę, to i tak dla nich było to bardzo dużo. Nie dojechali do piernikowej chatki, ale przynajmniej przez chwilę byli bezpieczni.
- Łukasz - Maja zwróciła się do kolegi, przykuwając jego uwagę. - Pomóż mi proszę założyć porządny opatrunek - rzekła smutnym głosem, zerkając to na chłopaka, to na zakrwawioną koszulkę.
- Co? A jasne, spoko - złożył rysunek na pół, koncentrując się na Majce. Odwrócił się jeszcze raz, z niepokojem patrząc na rysunek leżący na desce rozdzielczej. Coś tu było nie tak. Chyba z każdym. Z nim też? Też - odpowiedział sam sobie, przejechane ciała, nawalanie wodą święconą, Marta wstępująca do nieba. Marta… różaniec miał nadal owinięty wokół nadgarstka. Niech tam będzie. Ale coś sobie przypomniał. Położył dłoń na kieszeni, torebeczka nadal tam była.
Omiótł wzrokiem wnętrze furgonu, szukając bandaży i reszty sprzętu. Niby podczas nieudanego wyjazdu z Rowów i interwencji załogi przy autokarze miał czas się napatrzyć, ale teraz nic z tego nie pamiętał, jakby miał pustkę w głowie. Nachylił się jeszcze do Mai:
- Chcę zrobić mały eksperyment. Zgadzasz się? - chciał sprawdzić, czy Łzy będą w stanie wyleczyć ranę na boku dziewczyny.

Te wciąż znajdowały się bezpieczne w dobytku Łukasza. Niebieskie koraliki świeciły jasno w świetle pobliskiej latarni. Zdawało się, że w ich wnętrzu znajdował się drugi, nieco przytłumiony blask. Na pewno posiadały w sobie jakąś moc, ale na czym dokładnie polegała? Tego niestety Mara Wiśniak im nie powiedziała. W międzyczasie zarówno Łukasz, jak i Maja poczuli się głodni oraz senni. Kiedy adrenalina w ich ciałach stopniowo spadała, do głosu dochodziły potrzeby fizjologiczne. Niestety wciąż byli ludźmi, nawet jeśli wszystko, co działo się wokół zdawało się aż tak… nieludzkie.

- Jeśli chcesz sprawdzić czy na pewno nie jesteś gejem - zaczęła Maja, skinąwszy nieznacznie głową na Feliksa i Adama, którzy szli pod most aby zostać sam na sam, - to wybrałeś zły moment - dokończyła zmęczonym i smutnym głosem. Jednak widząc wyraz twarzy swojego rozmówcy, jako osoba o niemałej empatii, od razu pojęła że Łukaszowi chodziło o coś zupełnie innego.
- Ale najpierw powiedz mi proszę, o co chodzi - odpowiedziała, rozglądając się za opatrunkiem. W ten szalony wieczór i iście koszmarną noc, mogła zgodzić się nieomal na wszystko.
- Eeee - Łukasza na chwilę zamurowało, ale zaraz się ogarnął - chodzi o to - pokazał torebeczkę - w starciu z jeźdźcem waliłem go biczem nasączonym wodą święconą. To działało. A to, to są - szukał właściwej nazwy - Łzy Anioła, tak to nazwałem. Chcę sprawdzić, czy to załata i wyleczy twoją ranę. Zgadzasz się?

Cisza zawisła między nimi. Maja zastanawiała się nad odpowiedzią. Wtedy też stało się coś, co na pewno popsuło podniosłość chwili. Otóż zaburczało im w brzuchach, i to jednocześnie. Przypomnieli sobie, że ostatni raz jedli rankiem… poza tym nie każdy zatrzymał się przy McDonaldzie w trakcie jazdy. Dodatkowo jeszcze coraz większe zmęczenie dawało o sobie znać.

- Minęliśmy się z kolacją - podsumowała krótko Maja.
W innych okolicznościach byłoby dla niej niewiarygodnym, że w ich czasach ktoś może nadal wierzyć w te religijne zabobony, a co dopiero ktoś w ich wieku. Jednak dzisiejszy dzień i przebieg przedziwacznych wydarzeń jakich mieli nieszczęście doświadczyć, oczywiście skłaniał ku temu aby okazać przywilej zwątpienia i spróbować wszystkiego czego się da, bo a nóż widelec podziała... Nóż widelec i do tego najlepiej cheesburger.
- Okey - odpowiedziała krótko, z delikatnym uśmiechem wdzięczności za ofertę pomocy. Z nutą nadziei spojrzała na zaprezentowane “łzy” i zaczęła ostrożnie zdejmować zakrwawioną bluzkę, starając się przy tym jak najbardziej oszczędzać zraniony bok. Jednocześnie rozejrzała się trochę po okolicy.
- Gdzie ta piernikowa chatka? - spytała, z lekkim zawodem w głosie gdyż rzeczony budynek nie znalazł się w zasięgu jej wzroku. Powinni być tuż obok, a oprócz kwestii bezpieczeństwa, sama nazwa wskazywała, że mogliby się tam załapać na posiłek.
- Na pewno nie tutaj i nie chcę wiedzieć gdzie to jest. Pewnie jakaś pogańska świątynia, jak dziękuję. - pomógł Mai zdjąć bluzkę, rozejrzał się dla bezpieczeństwa za bandażem, gdyby jednak nie zadziałały. Rozchylił torebeczkę i wytrząsnął na dłoń jedną Łzę. Był gotów. Głód zignorował, miał teraz dwie, albo i trzy ważniejsze sprawy na głowie: ranną Mają, rysunki i Ratsław.
Dziewczyna nie orientowała się zbytnio w sytuacji. Decyzją kierowcy nie dojechali do chatki. Ale bez względu na to gdzie byli, powinni trzymać się razem.
Z pomocą Łukasza, Maja pozbyła się zakrwawionej bluzki. Z uwagi na okoliczności, nie miała nic przeciwko pokazaniu się w bieliźnie.


Z przodu prezentowała się całkiem dobrze... Niestety z boku sytuacja wyglądała już znacznie gorzej. Założony pospiesznie opatrunek co prawda zatamował krwawienie, ale wyglądał niezbyt stabilnie i cały był nasączony krwią.
Łukasz skoncentrował się na artefakcie. Ciężko było z niego skorzystać, skoro tak właściwie nie wiedział… czym tak naprawdę był. Mimo to spróbował uleczyć ranę Mai. Wydawało się prawdopodobne, że dary anioła mogły mieć taką możliwość. Niestety łza tylko mocniej zabłysła… i nic się nie zdarzyło. Albo nie chciała słuchać Zielińskiego, albo nie takie było jej zastosowanie.

- Hmm… - Łukasz był niezadowolony z wyniku, z całego serca chciał żeby to zadziałało. - no to robimy to tradycyjnie - podsumował, wstał z kolan i zaczął szukać środków opatrunkowych, bandaże, gaza i reszta sprzętu, coś takiego musi tu być na wierzchu. Jaja by były, kiedy w karetce nie byłoby zwykłej apteczki samochodowej.
Było wszystko. Zresztą już wcześniej Maja i Feliks korzystali z tych rzeczy, żeby zatamować krwawienie. Tylko dzięki temu przeżyli. Krawiec de facto miała założony opatrunek, ale niesprawnie, gdyż nikt jej w tym nie pomagał. Na pewno nie zaszkodziłoby wyczyszczenie rany i założenie nowych bandaży.
- Trzeba zdezynfekować i od razu nałożyć nowy opatrunek, zanim znowu zacznie krwawić - powiedziała dość markotnie Maja, kładąc się na zdrowym boku, tak aby rana była na górze.
- Nie tak miał wyglądać ten wyjazd - pożaliła się smutno, zmęczona przymykając załzawione oczy.
 
Mekow jest offline