Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-03-2021, 18:15   #141
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Dialog z MG wspólny


Feliks, czy też może raczej Pyrgus, zadrżał lekko na słowa Adama. Czy może raczej… Erynnis? Nie wiedział, jak postąpić. Co uczynić? Zdawało się, że zastygł w kompletnych bezruchu. Zerknął w bok na Maję i Łukasza, po czym z powrotem na ciało Adama. Dopadł do niego, kiedy tylko zaczął śpiewać. Obcałował oba policzki.
- To… to naprawdę ty? - Zapytał szeptem. - Ja jestem tutaj Feliksem. A ty Esterą. To znaczy Adamem. Udawaj, że jesteś Adamem - wyszeptał wszystko do ucha, Erynnis.
Jeszcze raz zerknął w bok na towarzyszy klasowych.
- Może wyjdziemy się przewietrzyć? - Zaproponował.
- Mam krzyczeć, śpiewać, torturować cię i grozić wszystkim, że ich zgwałcę? Niewiele wiem o tym człowieku, o wielu imionach, ale chyba mam trochę jego wspomnień... - Szepnęła zupełnie poważnie.
Chwilę się nad czymś zastanawiała przesiewając obce wspomnienia musiała zaprzęgnąć do pracy całą swoją dworską etykietę żeby nie skrzywić się pod wpływem obrzydlistw w głowie tego śmiertelnika!
- Dobry pomysł Felek, obiecałeś mi w końcu coś i nie zamierzam dłużej czekać! - Powiedziała naśladując potwora, przez co miała ochotę zwymiotować. Nie czekając na reakcję reszty śmiertelnych otworzyła żelazną bramę i zaczęła ciągnąć Pyrgusa za rękę pobiegła pod most, aby skryć się przed wzrokiem innych. Jeżeli były tu jakieś trolle wespół z bratem z pewnością sobie z nimi poradzą!

Wróżka była zachwycona nocnym powietrzem całującym skórę tego młodego ciała! Gdy zbliżyli się do wody dopadła do koryta rzeki i zaczęła z niego pić niczym wieśniaczka. Choć woda była okropna w smaku to sama czynność picia oraz połykania były dla niej niewysłowioną rozkoszą! Po chwili, jednak opanowała się i splunęła z obrzydzeniem

Podeszła do brata i uderzyła go otwartą dłonią w policzek i zaczęła go łajać wściekłym szeptem.
- Pyr… Feliksie, co ty sobie wyobrażasz?! Wyskakiwać przed jakąś głupią dziewoje?! To ci śmiertelnicy mogą ci służyć za tarczę z mięsa a nie na odwrót! Ty i ta twoja głupia rycerskość - Prychnęła a jej oczy ciskały gromy - Tą całą sytuacje trzeba potraktować jak dworską intrygę a nie jakąś pieśń o bohaterach, które tak lubisz…

Przylgnęła całym ciałem do braciszka żeby poczuć ciepło jego ciała i zaczęła go głaskać po policzku, który przed chwilą uderzyła i szeptać czule do ucha.
- Nic się nie martw, ty mój głupiutki stary bracie, teraz jesteśmy już razem nie musisz mordować dzieci…, Po co chcesz się bawić w te podchody? Czy przebywanie ze śmiertelnymi zupełnie cię skrzywiło? Po co te teatry z fałszywymi imionami? Po prostu ucieknijmy stąd razem teraz nic nie wisi nad naszymi głowami jesteśmy poza zasięgiem mocy tej … - Na samą myśl o Tytanii zadrżała ze strachu.

Wtuliła twarz w zagłębienie szyi starszego brata szukając pocieszenia.
- Naprawdę pogorszył ci się gust braciszku, ten Adam jest obrzydliwy czy wiedziałeś, że to jeden z ocalonych? Cóż, za obrzydliwy potwór z niego wyrósł… W sumie to biedna z niego istotka, ale jego myśli i czyny są okrutne i obleśne, co sam przyznał… Kochany braciszku nie podoba mi się pomysł udawania tego gnoja, bo żeby robić to przekonywująco muszę sięgać do jego strasznych wspomnień oraz brudnych myśli… Muszę przyznać, że udało ci się ślicznie okręcić sobie to dziecko wokół palca braciszku a czy to prawda o tym, podtruwaniu? Po co miałbyś robić takie rzeczy? Czy też po prostu się nim uroczo bawiłeś ty mój łobuzie? - Uśmiechnęła się filuternie, choć z oczu popłynęły jej łzy.

- Wiesz, co? On naprawdę cię kocha, wciąż mam z nim więź mentalną, którą muszę blokować, ale to naprawdę dziwna duszyczka pod całym cierpieniem i nienawiścią wobec wszystkich i wszystkiego wciąż krzyczy, że muszę cię ocalić i że masz być szczęśliwy… Ta duszyczka jest brzydka i złamana sądzę, że lepiej go tam zostawić, bo w pewien zepsuty sposób... Mimo bólu on czuje ulgę, zawsze wewnątrz swego serca oraz jaźni czuł się zgniłą rzeczą służącą potrzebom innych. Magia Arkadii oraz twe zabawy, z tym szczeniaczkiem spowodowały, że stracił zmysły… W pewien dziwny pokręcony sposób on czuje się tam szczęśliwy, bo uważa, że zasługuje na całe to cierpienie… Cieszy się, że mi cię oddał był gotowy poświęcić swoje życie za twoje szczęście i to właśnie uczynił uwalniając mnie a ja nie pozwolę abyś zmarnował tej szansy braciszku - Zapłakana Erynnis znów mocniej wtuliła się w ukochanego starszego brata tak jakby chciała schronić się przed złym światem w jego silnych ramionach.

Nie rozumiała swoich sprzecznych emocji w związku z Kiki z jednej strony żałowała małej duszyczki, ale z drugiej był potworem, który ją skrzywdził! Przecież by mu pomogła gdyby poprosił miło zamiast ją zadręczać! Straszny robak gorszy od goblinów i trolli niewdzięcznik! Dlaczego więc płaczę z powodu tego śmiecia, który otrzymał wszystko, czego chciał?

Feliks wydawał się zmęczony.
- Jedno się nie zmieniło - powiedział. - Jesteś okropnie gadatliwa - mruknął i pomasował skroń.
Chyba rozbolała go głowa. Na dodatek wyglądał blado i trzymał ramię pod dziwnym kątem. Erynnis ujrzała zakrwawiony bandaż, który owijał jego obwód. Bez wątpienia jej brat nie miał ostatnio lekko.
-, Dlaczego płaczesz? - Zapytał. - Z powodu Adama? Co dokładnie się stało? Jak to się stało, że zostałaś uwolniona? Czy Titania zgodziła się na to? Chciała w zamian obecności Adama w Arkadii? Jak tak, to naprawdę okazał się cenny… dużo bardziej cenny niż myślałem. Opowiesz mi wszystko od początku? Ale w żołnierskich słowach.
Uśmiechnął się do niej lekko, ale bardzo ciepło.
- Przykro mi, że go nie ma. Ale cieszę się tak bardzo, że ty jesteś… Moje serce jest w jednym z największych konfliktów od czasu… początku tego wszystkiego. Słysząc imię Królowej elfów znów zadrżała.

- Błagam cię, nie mów jej imienia, bo jeszcze się nie zorientowała nie zwracajmy jej uwagi - Błagała przerażonym tonem potem zreflektowała się na jego rany.
- Och, przepraszam cię braciszku, jesteś ranny a ja plotę jak najęta a ty biedaku jesteś ranny, ale po prostu nie mogłam nic mówić przez niewyobrażalnie długi czas do tego moje wspomnienia i emocje mieszają się z tymi śmiertelnika i on tam jest w tle jak źle nastrojony instrument w orkiestrze… - Wydawała się zagubiona we własnej gonitwie myśli - Erynnis “żołnierskie słowa”, braciszek jest ranny… - Szepnęła sama do siebie następnie wzięła głęboki oddech żeby się skupić i zaczęła opowiadać.


- Nie chciałam ci robić przykrości, ani wracać myślami do tych okropności, więc skłamałam. Pamiętasz tego uroczego motylka? Tego chłopczyka, który spowodował, że chciałam im pomóc, bo był taki słodki? To był właśnie Adam! Królowa zaproponowała mu, że zmniejszy moją karę o setkę dzieci, jeżeli zostanie w Arkadii, ale on nie chciał się zgodzić, bo martwił się o ciebie. Wydaje mi się, że to było dla niego za dużo, jego umysł się złamał magia pomieszała mu zmysły… Żołnierskie Słowa - Kolejne westchnienie - Przelał na nas całą nienawiść za swoje życie, poczuł się zdradzony przez ciebie, zaczął manipulować magią i dał królowej występ pełen emocji a ona zgodnie z naszą tradycją chciała ominąć umowę z tobą, dała mu szpikulec z zimnej stali, chciała żeby mnie nim zabił i przejął moją moc, po czym, opuściła więzienie pod pretekstem picia - Znów zadrżała w objęciach Feliksa pod wpływem tego wspomnienia.


- Adam odrzucił pomysł zabijania mnie podejrzewając kłamstwo i podstęp królowej… Nienawidził mnie, ale nie chciał zabijać przez wzgląd na ciebie z początku prosił o to żebym mu jakoś pomogła, bo bez mocy ty i wszyscy inni zginął obiecał, że pomoże mnie uwolnić, chciałam dać mu odrobinę energii magicznej, ale potem… Potem… Potem… - Z oczu znów poleciały jej łzy - Coś w nim się zepsuło oszalał zaczął mówić o zemście, że wszyscy go zawsze wykorzystują zaczął mi grozić gwałtem a potem odrąbał mi palec wskazujący tym małym szpikulcem kawałek po kawałeczku i go zjadł! Wepchnął mi swój okropny oślizgły język w gardło i przegryzł dolną wargę, aby chłeptać moją krew i łzy - Szeptała przez łzy.


- Potem wróciły mu na chwilę zmysły, zaczął płakać, bo wiedział, że go znienawidzisz nie chciał być już dłużej sobą i ta słabość pozwoliła mi dokonać z nim zamiany dusz braciszku. Dlatego płaczę, bo z jednej strony czuje się winna tego, co się z nim stało, ale z drugiej nienawidzę Adama całym sercem, choć teraz, gdy jestem w jego ciele i muszę spoglądać w jego wspomnienia trochę lepiej go rozumiem i nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić… Przepraszam biedaku, wiem, że jesteś ranny starałam się skrócić opowieść, ale nie nadaje się na żołnierza… - Próbowała posłać mu niewinny uśmiech i być dla niego silna, ale w tej chwili nie potrafiła.

Z każdym kolejnym słowem Erynnis Feliks zdawał się coraz bardziej blady i zmęczony. Westchnął i wyszedł powoli na most. Oparł się o balustradę w czasie, kiedy jego siostra mówiła. Zdawał się coraz bardziej zasmucony.
- Adam zawsze był niestabilny - rzekł. - Chaotyczny. Ale również pełen życia. To, co przeżyłaś… to, co miało miejsce w Arkadii… to nie powinno się zdarzyć. Na pewno powinienem był go bardziej wspierać. Może wtedy ty nie musiałabyś cierpieć tak dotkliwie. Kurwa, czy wszystko musi się wszędzie tak pierdolić?
To nie był język Faerie, ale Feliks przez bardzo długi czas nie był Pyrgusem. Dawne imię nawet wydawało mu się obce, jakby należące do innej osoby.
- Ale dlaczego oszalał? Czemu odrąbał ci ten palec?
Eri skrzywiła się słysząc ziemsko - plebejski język brata.
- Ciężko powiedzieć mam dostęp do jego wspomnień sprzed, Asiling ale nie lubię do nich zaglądać, bo są wstrętne, i oddają mu kontrolę nad ciałem… A żołnierskie słowa… Z tego, co mówił obwiniał mnie na równi z rodzicami i chciał żebym cierpiała, bo chciał umrzeć albo być Fey a przez to, że mu to odebrałam oddając jego duszę na ziemię stracił tą szansę. Czuł się zdradzony przez ciebie, był przekonany, że wiedziałeś o tym, że on jest uratowanym dzieckiem i bawiłeś się jego kosztem, więc chciał nas oboje ukarać… Królowa powiedziała mu, że jeżeli wypije krew z mojego serca zyska moc a on myślał, że jeżeli zje moje mięso zyska jej więcej uzdrowi ciebie i potem pomoże ci mnie uwolnić. Chciał nas ukarać… - Wsłuchała się głęboko we wspomnienia Adama na temat Feliksa szybko, odsunęła od siebie odrażające fantazje i ich jedyne zbliżenie skupiła się na uczuciach i planach niedotyczących seksu, których również było sporo
- Wiesz, co Pyrgusie? On naprawdę cię kocha, był gotów oddać własne życie i duszę za twoje szczęście, nie chciał żyć w świecie bez ciebie… Wiesz, co? On nawet nie potrzebował żebyś go kochał albo był z nim chciał tylko żebyś powiedział mu, że nie jest zepsuty, że jego Ojciec nie miał racji, dlatego tak wszystkich obrażał i był taki głośny… Tak, naprawdę on nie chciał wracać na ziemię, ale nie potrafił zostawić cię samego, nienawidził samego siebie a kiedy zrobił mi to, co zrobił wiedział, że mu nie wybaczysz i nie potrafił z tym żyć, stracił wszelką wolę walki, dlatego tak łatwo było mi dokonać zamiany, bo pomimo osłabienia nieskończenie długimi torturami byłam od niego silniejsza a on chciał kary, bo jego najgłębszym wewnętrznym przekonaniem było źe jest śmieciem, który służy tylko po to żeby inni go wykorzystywali - Powiedziała a potem znów zaczęła płakać.
- Braciszku, co ze mną nie tak? Z jednej strony nienawidzę go za to, co mi zrobił jest potworem i powinien tam gnić po kres czasu, ale z drugiej wciąż pamiętam tego uroczego dzieciaczka, którym był? Któremu chciałam dać lepsze życie poza zdradliwym Dworem naszego ludu a teraz, gdy mam jego myśli i wspomnienia widzę jak bardzo go zawiodłam nie wiem, co począć czuje się rozerwana wszyscy jesteśmy tu ofiarami i katami - Czuła się rozedrgana i rozdarta.

Feliks zdawał się mniej rozczulać.
- Jakiś pojebany - powiedział. - Przecież ja nigdy nic od niego nie chciałem, to bardziej on mi się narzucał. I twierdzi, że go wykorzystałem i bawiłem się jego kosztem? Jakim kosztem? Co takiego mu zrobiłem? No nic. To on bawił się moim, ostatnio przede mną nawet flirtował z jakimś starym proboszczem. Chora głowa - rzekł Feliks. - Obawiam się, że jego ojciec miał jednak rację i rzeczywiście jest zepsuty. Chciał zostać niewolnikiem naszego ludu? Przecież chyba nie myśli, że zostałby księciem tak jak ja. Byłby jednym z kolejnych bezmyślnych duchów malujących i rzeźbiących zgodnie z zachciankami Titanii. Powiedziałaś mu w ogóle to? Że jako człowiek mógł tworzyć… a będąc Faerie byłby jedynie narzędziem do tworzenia? Pędzlem lub instrumentem w dłoniach Titanii? Tak, ojciec zjebał mu psychikę, ale to było jakiś czas temu i potem Adam mógł zacząć sobie radzić. Właśnie to stanowi o wartości człowieka, jak radzimy sobie z gównem, które zostanie na nas zesłane. Jeśli on próbował sobie z tym poradzić, krojąc i zjadając cię jak jakiś jebany kanibal, to koniec końców dobrze, że pozostał w tym wymiarze więźniów i niewoli. Może podziała to na niego jak szpital psychiatryczny i poczuje się nieco lepiej - Feliks był zły.
- Wątpię, żeby mu pomogło. Prędzej zwariuje od połączenia bólu z izolacją Sam wiesz że w Arkadii czas płynie inaczej na razie śpiewa, śmiertelni nie mają naszej odporności sądzę że niedługo nie zostanie z niego strzęp oryginalnej osobowości bo i dobrze psiemu synowi - Wtrąciła.
Miał uczucia względem Adama, ale ten zranił jego siostrę, a rodzina zawsze liczyła się najbardziej. Zwłaszcza, że w oczach Feliksa działania Wakfielda były nieuzadnione.
- Jestem cholernie głodny. Ty też nic nie jadłaś od wieków… - zawiesił głos. - Wracajmy do pozostałych. Musimy coś zjeść i zdrzemnąć się… Porozmawiamy z nimi o tym, co się dzieje. Udawaj, że jesteś Adamem, bo nie wyjaśnimy im tego wszystkiego. Tylko straciłaś nieco pamięci. Amnezja. To najmniej nadzwyczajna rzecz w tej pieprzonej miejscowości.


Wróżka otarła łzę i pokręciła głową.
- To jest właśnie najdziwniejsze wiedział, że byłby jakimś niewolnikiem, ale twierdził, że cokolwiek byłoby lepsze od tego, co przeżył na ziemi. Stracił kontrolę stał się potworem i znienawidził siebie sam tak samo jak ja jego czuł się winny stąd tak łatwo było go przejąć, ale wcale mnie to nie pociesza…

<TO TERAZ NIEWAŻNE! UZDRÓW GO I WYCIĄGNIJ Z TEGO GÓWNA GŁUPIA SUKO!>


Erynnis zachwiała się pod wpływem mentalnego ciosu, który przebił się przez jej bariery.
- ZAMKNIJ SIĘ POTWORZE! MASZ TO, CO CHCIAŁEŚ! - Krzyknęła na głos i złapała się za nagle bolącą głowę.
- Wybacz braciszku będę bardziej opanowana po prostu to obce ciało pełne hormonów nowej wiedzy i wspomnień połączone z moim własnym cierpieniem, ale zanim ruszymy bawić się w twoje teatralne gry muszę przyznać Potworowi racje muszę spróbować cię uzdrowić.

Feliks poczuł się niepewnie. Krzyk Erynnis nie był zbyt pocieszający. Obawiał się, w jakim stanie było jej zdrowie psychiczne po tak długim czasie cierpienia. Przebywanie w ciele Adama, w którym mogły być problemy z neuroprzekaźnikami, również zdawało się ryzykowne. Jeśli miała prawdziwą psychiczną więź z Wakefieldem, który był poddawany ciągłym torturom… Trzebiński westchnął cicho. To wszystko nie prezentowało się wcale zbyt pocieszają. Chciałby jakoś pomóc siostrze, ale nie miał pojęcia, w jaki sposób… Rozczuliło go jednak, że chciała go uzdrowić.
- Dziękuję. To… to było słodkie. Cudownie - rzekł. - Moje ramię okropnie boli i o mało, co się nie wykrwawiłem. Ludzkie ciała są niezwykle kruche, jak sama widzisz… Niestety nie jest tutaj wcale tak łatwo o magię jak w Arkadii. Tamten wymiar, nawet, jeśli piekielny, jest przesycony duchową energią. Tutaj, w tym świecie, trzeba znaleźć punkty mocy, aby z nich zaczerpać siły. Jakieś jeziorko, czy szczególnie stare drzewo powinno wystarczyć do drobnych sztuczek… - mruknął. - Ewentualnie znaleźć ducha i zawrzeć z nim kontrakt. Niestety Titania zabroniła wszystkim tutejszym układać się ze mną w jakikolwiek sposób, na część kary. Ale o tobie raczej nie wspomniała, skoro miałaś być w jej prywatnym więzieniu. Myślę, że gdybyś umówiła się z duchem strumyka, to byłabyś w stanie mnie uleczyć. Nie wiem, czy jest tu strumyk, ale na pewno jest Łupawa - mruknął Feliks. - Musielibyśmy tylko znaleźć jej opiekuna… - westchnął.

Ester uśmiechnęła się.
- Oj, braciszku kochany prawdziwy z ciebie wojownik a to jest sytuacja bardziej przypominająca dworską intrygę! Myślisz w zbyt wąsko, czemu mamy się ograniczać do Nimf? Potrzebujemy potężniejszych sojuszników! Może lepiej dogadać się z władcą tego, który cię zranił? Jest w potrzebie, bo pozabijaliście jego sługi a Adam twierdził, że Sataniści są niekompetentni! - Przez chwilę oczy błyszczały jej z zapału zawsze uwielbiała bawić się w tego typu podchody tworzyć sojusze, aby potem je łamać, ale burczenie w brzuchu przywróciło ją do rzeczywistości.
Feliks spojrzał na nią dłużej. Przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć.
- Nie chcesz iść rozmawiać z przyjaznymi duchami, które od wieków nawiedzają naszą krainę i czasami prześlizgują się do świata śmiertelników? Zamiast tego masz w planie iść prosto do tego kurwa zjebusa, który mnie o mało, co nie zabił? Erynnis, myśl, na litość boską. Nie tylko nie wiemy, gdzie szukać Trójgłowa, to jeszcze za każdym razem, kiedy go widziałem, chciał mnie wykurwić w kosmos. To. Nie. Jest. Dobry. Pomysł. Może lepiej idź po pomoc od razu do Titanii. Tuż obok mamy rzekę, która płynie sobie spokojnie i na pewno nieopodal znaleźlibyśmy neutralnego ducha, który napełniłby nas energią Arkadii. A przynajmniej ciebie. Obudź się, siostro! - Krzyknął.
Spoglądał na nią wyczekująco. Oczekiwał od niej więcej.


- No tak, ty ranny oboje głodni, więc zarys planu po żołniersku od najważniejszych rzeczy do najmniej ważnych po kolej: Jeden. Ocalić ciebie braciszku i się tobą zaopiekować, bo jesteś moim dzielnym głuptaskiem, co udowodniłeś o mało nie ginąc kilka razy i bawiąc się zboczonym szaleńcem.
- Z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach - Feliks mruknął pod nosem polskie przysłowie.
- Dwa. Uciec z tych szalonych Rowów. Trzy. Zdobyć protektorat przed Królową i jej zemstą Cztery. Zdobyć ciało, które bardziej by pasowało moim potrzebom, bo zdecydowanie lepsze to niż niewola i cierpienie, ale jestem jednak kobietą a jego myśli i mięso są nieczyste! - Wzdrygnęła się jak pies wyskakujący z kąpieli.
- To już sobie zaplanowałaś robotę na kilka lat do przodu. Ja bym się skoncentrował na tym momencie. Ja prawie umieram, Erynnis. A ty zamiast szukać ducha rzeki, chcesz mnie wystawić na niełaskę mojego największego tutejszego wroga, zjebanego pogańskiego bożka! - Feliks podniósł głos.


- Trójgłów jest o tyle łatwiejszy, że ze wspomnień Adama wynika, że był blisko z jakąś Martą Perc w piosence określał ją, jako zdradliwą…
- Perenc, Martą Perenc. Adam ją zawsze przeinaczał...
- Ogólnie wolę tej Marcie powiedzieć część prawdy, że Adam mnie uwolnił, a teraz cierpi i trzeba go uratować to chętniej nam pomoże! Zresztą, jeśli sobie przypomnisz eposy rycerskie i inne sonety to kłamstwo, takie jak to zawsze wychodzi na jaw a potem jest nieufność… Ech, wybacz duży braciszku znów się rozgadałam - Uśmiechnęła się krzywo.
- Marta Perenc to tylko gruba, młoda dziewucha, którą zwerbowały tutejsze czarownice. Nie wiąż z nią wielkich planów - mruknął Feliks.


- Sądzisz, że do tej nimfy Łupawy damy radę dotrzeć szybciej niż do Perc i Trójgłowa?
- Tak! Na pewno! - Chłopak krzyknął. - I obyśmy nigdy nie natrafili na Perenc i Trójgłowa.
- Trzeba cię jak najszybciej załatać a potem zdobyć ci miecz albo łuk, bo wybacz, kochanieńki bracie mój, ale z planowaniem zupełnie sobie nie radzisz!

Feliks zrobił krok do tyłu i otworzył usta, ale pozwolić Erynnis dalej mówić.
- Dać się wciągnąć w taką zasadzkę i zabawiać z wariatem! Skoro już chcesz się bawić z dziećmi to ta Maja jest ładniutka a ty zawsze próbujesz kogoś ratować - Pokręciła głową w rozbawieniu.
Chłopak na przemian otwierał i zamykał usta. Zdawał się naprawdę coraz bardziej zdenerwowany.
- Powiedziała dziewczyna, która spędziła kilkadziesiąt lat w niewoli! Przyganiał kocioł garnkowi! Zabawiać się z wariatem? Że co? Ale nawet, jeśli, to, jakie to ma znaczenie? Przecież to nie ja wysłałem Adama do Arkadii, nie ja mu kazałem tak zachowywać się względem ciebie. Moja relacja z nim nie ma żadnego wpływu na sytuację. Ani w ogóle na sprawy. Nie bądź suką, Erynnis - rzekł. - Świetnie jest wrócić z niewoli i jeszcze obwiniać mnie za wszystko. Pamiętaj, że to ty wykradłaś te dzieci i to dla ciebie zgodziłem się w ogóle zejść do świata ludzi. Aby uratować twoje życie. Dlatego w ogóle teraz mówisz i oddychasz, bo to ja wybłagałem Titanię. Więc proszę nie wkurwiaj mnie tekstami, że sobie nie radzę, albo, że jestem głuptaskiem. Wróciłaś i jedyne, co chcesz zrobić, to zaprowadzić mnie wprost do wroga, który doprowadził mnie do tego stanu. Twój plan to poprosić go, żeby mnie wyleczył i myślisz, że się na to zgodzi jak gdyby nigdy nic. Nie tylko jesteś w chuj niemożliwa, bezczelna i pyskata, ale jeszcze komicznie głupia i przemądrzała. Weź może wypierdalaj z powrotem do Arkadii - rzekł.
Feliks rozpłakał się i ruszył z powrotem w stronę karetki. To wszystko było dla niego zbyt stresujące.

Estera wyczuła, że przedobrzyła to był jej problem, nigdy nie wiedziała , kiedy przestać, zawsze wpędzało ją to w kłopoty zalała się łzami pobiegła za bratem i chwyciła go za zdrową dłoń zdławionym od płaczu głosem cały czas idąc zaczęła błagać.
- Oh, Pyrgusku mój najukochańszy przepraszam cię bardzo! Po prostu to ciało to wszystko uderzyło mi do głowy jak za mocny miód! Masz rację idziemy poszukać tego duszka opiekuńczego! Uzdrowię twoje rany to od razu poczujesz się lepiej! Będę grzeczną, kochaną młodszą siostrą i będę się słuchać mojego mądrego silnego starszego braciszka! A potem coś zjemy! Co śmiertelnicy mają tu dobrego do jedzenia? - Spytała.
Feliks uspokoił się nieco, ale i tak był wyraźnie zdenerwowany.
- Szczerze mówiąc to pewnie najbardziej posmakują ci hamburgery i pizza - rzekł. - W Arkadii są prawie wyłącznie owoce i miód. Smaczne, ale po kilku wiekach może się znudzić.
Myślał przez chwilę.
- Zastanawiam się, co zrobić… - zawiesił głos, spoglądając na karetkę. - W środku jest dziewczyna, która również jest ranna… - mruknął. - Właśnie Maja. Chciałbym, aby i ona została uleczona… - zawiesił głos.
-, Jeżeli wodny duch użyczy mi swojej mocy pomogę i tej Mai - obiecała. - Adam bardzo jej nie lubi, bo sądził, że to konkurentka do twojego serca, więc chętnie zrobię mu na złość - Uśmiechnęła się wrednie na samą myśl - Ale szczerze mówiąc boję się tych śmiertelnych dzieciaków, nie ufam im! Kiki oraz przebywanie w jego ciele pokazało mi, jacy są słabi i skłonni do przemocy oraz szaleństwa - Zadrżała jak osika - Cielesność jest przerażająca szczególnie, jako młode... Te hormony i niedorozwinięte mózgi... Jak ty sobie radzisz z tym koszmarem? - Spytała. Pozwalała masce fałszywej pewności siebie dworskiej damy coraz mocniej opadać była naprawdę zagubiona oraz przerażona.
- Czy mogę cię delikatnie przytulić braciszku? Boje się, oboje jesteśmy słabi i ci ludzie nas zabiją, ale zrobię to, co uważasz za słuszne, jeżeli chcesz iść do nich jeść pizzę a ja mam udawać Potwora to tak zrobię.

Feliks poklepał ją po ramieniu, a potem krótko uścisnął. Chyba wciąż był na nią nieco zły po ich kłótni.
- Nie martw się, przyzwyczaisz się - powiedział. - Nie dość, że masz materialne ciało, to na dodatek nie swoje. W sumie byłem może nieco zbyt oschły w stosunku do ciebie. Powinienem być bardzo wyrozumiały. Po prostu chciałbym, żebyś mnie wspierała, a nie jeszcze wchodziła mi na głowę - mruknął.
Chyba był już nieco ułagodzony.
- To, co? - Zapytał i nawet lekko uśmiechnął się. - Idziemy wzdłuż rzeki w poszukiwaniu ducha? - Zaproponował.
- Tak chodźmy szukać ducha! Muszę mieć coś na handel z tymi śmiertelnymi a ty musisz być zdrowy – Energicznie pokiwała głową – Ja też cię przepraszam Pe… Znaczy, Feliksie! Muszę przywyknąć do tego żeby się nie wsypać przed śme… Kolegami i koleżankami z klasy. Uff to ciężkie, Przepraszam ciebie za tamte uszczypliwości braciszku byłam uszczypliwa, bo żeby przejąć to ciało oraz poznać język Polski i sprawdzić, co powiedziałby do ciebie Potwór, kiedy musiałam go udawać przed innymi musiałam zatonąć w jego wspomnieniach i osobowości a zanim zasnął był tobą zirytowany, więc to mi się udzieliło podobnie jak jego tendencja do głupich planów… Ups, wybacz, znowu się rozgadałam – Przez chwilę próbowała zachować milczenie jednakże nie dała rady! To była taka ulga odzyskać zdolność mowy po tak długim czasie!

Roześmiała się perlistym chichotem – Wiesz, co Feliks? Jedno muszę Adamowi przyznać, ma w sobie wiele z Fey podobnie jak my dotrzymuje litery umowy: Obiecał ci, że da z siebie wszystko żebyś był blisko z siostrą i słowa dotrzymał! Powiedział mi, że kara, którą mi wyznaczono jest za lekka i powinnam cierpieć na ziemi i zgodnie z obietnicą jestem tu i cierpię! I jedyne, co przebiło się przez moje mentalne mury, ponieważ znalazł wspólną lukę w naszych osłonach, jaką jest miłość do ciebie był nakaz żeby cię uzdrowić, co zamierzam wypełnić.

 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 14-03-2021 o 22:45. Powód: zapomniałem dopisać że z MG wspólny dialog
Brilchan jest offline  
Stary 16-03-2021, 15:56   #142
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Przejeżdżając przez Ciało Olgi Łukasz zamknął oczy. Nie chciał na to patrzeć, gdyby nie to, że już na plebanii wyrzygał wszystko co się dało, to by puścił pawia jeszcze raz. Szczególnie kiedy poczuł jak karetka buja się jak ją przejeżdżał. Posąg za rzeką zapadł mu w pamięć, ale były ważniejsze sprawy na głowie. Ranni. Oraz rysunek.

Feliks cały czas znajdował się na nim w tej samej postaci, choć na jego ramieniu znajdowała się szkarłatna kropka. Podobnie jak na boku Mai. Wyglądało na to, że rany odniesione przez nich były dotkliwe, ale nie śmiertelne. Najważniejsze, że bandaż zdołał zatamować krwotok. Choć zakażenie i tak mogło się wdać. Obydwoje potrzebowali antybiotyków, bo choć na razie czuli się w miarę dobrze, to wkrótce mogli poczuć narastającą gorączkę. Trzebiński wnet wyszedł z Adamem na zewnątrz, natomiast Maja pozostała z Łukaszem. Była blada, ale już nie jęczała z powodu bólu. Albo się do niego przyzwyczaiła, albo zadziałały proszki znalezione w karetce.

Łukasz raz jeszcze spojrzał na obrazek. Adam wyglądał trochę inaczej. Ołówek, którym został narysowane jego ciało, nieco wyblakł. Wciąż była widoczna jego sylwetka, ale ledwo co. To był jedyny element rysunku, który wyblakł. Zieliński dotknął niechcący sylwetki Agaty, która znajdowała się na rogu kartki. Wnet poczuł, jak coś wewnątrz rysunku go przyzywa. Poczuł, jak spada w niewidzialną otchłań… aż cofnął dłoń i wrażenie ustąpiło…

W końcu się zatrzymali! Wreszcie można było odetchnąć z ulgą! Nawet jeśli tylko przez chwilę, to i tak dla nich było to bardzo dużo. Nie dojechali do piernikowej chatki, ale przynajmniej przez chwilę byli bezpieczni.
- Łukasz - Maja zwróciła się do kolegi, przykuwając jego uwagę. - Pomóż mi proszę założyć porządny opatrunek - rzekła smutnym głosem, zerkając to na chłopaka, to na zakrwawioną koszulkę.
- Co? A jasne, spoko - złożył rysunek na pół, koncentrując się na Majce. Odwrócił się jeszcze raz, z niepokojem patrząc na rysunek leżący na desce rozdzielczej. Coś tu było nie tak. Chyba z każdym. Z nim też? Też - odpowiedział sam sobie, przejechane ciała, nawalanie wodą święconą, Marta wstępująca do nieba. Marta… różaniec miał nadal owinięty wokół nadgarstka. Niech tam będzie. Ale coś sobie przypomniał. Położył dłoń na kieszeni, torebeczka nadal tam była.
Omiótł wzrokiem wnętrze furgonu, szukając bandaży i reszty sprzętu. Niby podczas nieudanego wyjazdu z Rowów i interwencji załogi przy autokarze miał czas się napatrzyć, ale teraz nic z tego nie pamiętał, jakby miał pustkę w głowie. Nachylił się jeszcze do Mai:
- Chcę zrobić mały eksperyment. Zgadzasz się? - chciał sprawdzić, czy Łzy będą w stanie wyleczyć ranę na boku dziewczyny.

Te wciąż znajdowały się bezpieczne w dobytku Łukasza. Niebieskie koraliki świeciły jasno w świetle pobliskiej latarni. Zdawało się, że w ich wnętrzu znajdował się drugi, nieco przytłumiony blask. Na pewno posiadały w sobie jakąś moc, ale na czym dokładnie polegała? Tego niestety Mara Wiśniak im nie powiedziała. W międzyczasie zarówno Łukasz, jak i Maja poczuli się głodni oraz senni. Kiedy adrenalina w ich ciałach stopniowo spadała, do głosu dochodziły potrzeby fizjologiczne. Niestety wciąż byli ludźmi, nawet jeśli wszystko, co działo się wokół zdawało się aż tak… nieludzkie.

- Jeśli chcesz sprawdzić czy na pewno nie jesteś gejem - zaczęła Maja, skinąwszy nieznacznie głową na Feliksa i Adama, którzy szli pod most aby zostać sam na sam, - to wybrałeś zły moment - dokończyła zmęczonym i smutnym głosem. Jednak widząc wyraz twarzy swojego rozmówcy, jako osoba o niemałej empatii, od razu pojęła że Łukaszowi chodziło o coś zupełnie innego.
- Ale najpierw powiedz mi proszę, o co chodzi - odpowiedziała, rozglądając się za opatrunkiem. W ten szalony wieczór i iście koszmarną noc, mogła zgodzić się nieomal na wszystko.
- Eeee - Łukasza na chwilę zamurowało, ale zaraz się ogarnął - chodzi o to - pokazał torebeczkę - w starciu z jeźdźcem waliłem go biczem nasączonym wodą święconą. To działało. A to, to są - szukał właściwej nazwy - Łzy Anioła, tak to nazwałem. Chcę sprawdzić, czy to załata i wyleczy twoją ranę. Zgadzasz się?

Cisza zawisła między nimi. Maja zastanawiała się nad odpowiedzią. Wtedy też stało się coś, co na pewno popsuło podniosłość chwili. Otóż zaburczało im w brzuchach, i to jednocześnie. Przypomnieli sobie, że ostatni raz jedli rankiem… poza tym nie każdy zatrzymał się przy McDonaldzie w trakcie jazdy. Dodatkowo jeszcze coraz większe zmęczenie dawało o sobie znać.

- Minęliśmy się z kolacją - podsumowała krótko Maja.
W innych okolicznościach byłoby dla niej niewiarygodnym, że w ich czasach ktoś może nadal wierzyć w te religijne zabobony, a co dopiero ktoś w ich wieku. Jednak dzisiejszy dzień i przebieg przedziwacznych wydarzeń jakich mieli nieszczęście doświadczyć, oczywiście skłaniał ku temu aby okazać przywilej zwątpienia i spróbować wszystkiego czego się da, bo a nóż widelec podziała... Nóż widelec i do tego najlepiej cheesburger.
- Okey - odpowiedziała krótko, z delikatnym uśmiechem wdzięczności za ofertę pomocy. Z nutą nadziei spojrzała na zaprezentowane “łzy” i zaczęła ostrożnie zdejmować zakrwawioną bluzkę, starając się przy tym jak najbardziej oszczędzać zraniony bok. Jednocześnie rozejrzała się trochę po okolicy.
- Gdzie ta piernikowa chatka? - spytała, z lekkim zawodem w głosie gdyż rzeczony budynek nie znalazł się w zasięgu jej wzroku. Powinni być tuż obok, a oprócz kwestii bezpieczeństwa, sama nazwa wskazywała, że mogliby się tam załapać na posiłek.
- Na pewno nie tutaj i nie chcę wiedzieć gdzie to jest. Pewnie jakaś pogańska świątynia, jak dziękuję. - pomógł Mai zdjąć bluzkę, rozejrzał się dla bezpieczeństwa za bandażem, gdyby jednak nie zadziałały. Rozchylił torebeczkę i wytrząsnął na dłoń jedną Łzę. Był gotów. Głód zignorował, miał teraz dwie, albo i trzy ważniejsze sprawy na głowie: ranną Mają, rysunki i Ratsław.
Dziewczyna nie orientowała się zbytnio w sytuacji. Decyzją kierowcy nie dojechali do chatki. Ale bez względu na to gdzie byli, powinni trzymać się razem.
Z pomocą Łukasza, Maja pozbyła się zakrwawionej bluzki. Z uwagi na okoliczności, nie miała nic przeciwko pokazaniu się w bieliźnie.


Z przodu prezentowała się całkiem dobrze... Niestety z boku sytuacja wyglądała już znacznie gorzej. Założony pospiesznie opatrunek co prawda zatamował krwawienie, ale wyglądał niezbyt stabilnie i cały był nasączony krwią.
Łukasz skoncentrował się na artefakcie. Ciężko było z niego skorzystać, skoro tak właściwie nie wiedział… czym tak naprawdę był. Mimo to spróbował uleczyć ranę Mai. Wydawało się prawdopodobne, że dary anioła mogły mieć taką możliwość. Niestety łza tylko mocniej zabłysła… i nic się nie zdarzyło. Albo nie chciała słuchać Zielińskiego, albo nie takie było jej zastosowanie.

- Hmm… - Łukasz był niezadowolony z wyniku, z całego serca chciał żeby to zadziałało. - no to robimy to tradycyjnie - podsumował, wstał z kolan i zaczął szukać środków opatrunkowych, bandaże, gaza i reszta sprzętu, coś takiego musi tu być na wierzchu. Jaja by były, kiedy w karetce nie byłoby zwykłej apteczki samochodowej.
Było wszystko. Zresztą już wcześniej Maja i Feliks korzystali z tych rzeczy, żeby zatamować krwawienie. Tylko dzięki temu przeżyli. Krawiec de facto miała założony opatrunek, ale niesprawnie, gdyż nikt jej w tym nie pomagał. Na pewno nie zaszkodziłoby wyczyszczenie rany i założenie nowych bandaży.
- Trzeba zdezynfekować i od razu nałożyć nowy opatrunek, zanim znowu zacznie krwawić - powiedziała dość markotnie Maja, kładąc się na zdrowym boku, tak aby rana była na górze.
- Nie tak miał wyglądać ten wyjazd - pożaliła się smutno, zmęczona przymykając załzawione oczy.
 
Mekow jest offline  
Stary 16-03-2021, 17:28   #143
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Maja, Łukasz i rysunek



Łukasz rozłożył potrzebne rzeczy, próbując sobie przypomnieć to co było w szkole na kursie pierwszej pomocy. Łapy kleiły mu się od potu, znalazł rękawiczki. Potem gapiąc się nie do końca przytomnym wzrokiem wyszukał coś do odkażania. Przystąpił do roboty.
Szło mu nad wyraz sprawnie… Maja odniosła wrażenie, że już niejednokrotnie pracował w ten sposób, co jednak nie było prawdą. Zieliński jednak po prostu wiedział, co robić. Odwinął bandaże, przemył je octaniseptem tak długo, aż rana była czysta… W boku Krawiec znajdował się niewielki krater oblepiony strupem. Mały ruch i krew znów zaczęłaby płynąć. Łukasz był jednak ostrożny i zdawałoby się, że wręcz z czułością zaopatruje rany dziewczyny. Na szczęście Ratsław nie zdołał przebić się wgłąb jamy brzusznej, inaczej Maja już dawno temu zginęłaby z powodu powikłań. Zieliński raz jeszcze popsikał płynem, nałożył sterylny wacik i zaczął owijać bandażem. Środki przeciwbólowe w miarę działały i dziewczynę bolało, ale nie było to paraliżujące cierpienie. Wydawało jej się, że przynajmniej na razie nie potrzebowała dodatkowej dawki.

Maja przez cały czas leżała nieruchomo, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Na szczęście Łukasz okazał się wręcz profesjonalistą.
- Dobry jesteś w te klocki - pochwaliła kolegę, gdy zorientowała się, że ten już kończy. Była zmęczona, głodna, sporo wycierpiała i widziała jak innym działy się znacznie gorsze rzeczy, ale w tym konkretnym momencie zdobyła się na delikatny uśmiech - wyłącznie dla Łukasza:
- Dziękuję.
- Szczerze to na poważnie robię to pierwszy raz - odparł Łukasz, uśmiechając się. To był chyba jego pierwszy uśmiech od wczorajszego poranka. Owinął Maję do końca - przytrzymaj - powiedział, a ta wypełniła polecenie doktora.
Sam wygrzebał rolkę plastra, żeby to wszystko skleić - nie miał innego pomysłu żeby ten bandaż się nie rozwinął, to nie była ręka, żeby rozciąć końcówkę bandaża i zawiązać na supeł. Nowy opatrunek został założony.
- Dziękuję, od razu mi lepiej - powiedziała Maja z wyraźną wdzięcznością, podziwiając wykonanie.
Łukasz tymczasem podniósł się, poruszał barkami. Nadal paradował z gołą klatą, jak po tym wszystkim w kościele pozbył się kilku ubrań. Właśnie ciuchy, w karetce miał przecież plecak! Ominął siedzącą na podłodze dziewczynę i sięgnął do plecaka. Żarcia żadnego tam nie miał, nawet głupiej butelki wody (musiała być jeszcze w autokarze). Wywalił jedną reklamówkę, otworzył drugą. Wyjął dwa T-shirty, czarny i drugi z logiem kapeli, ten drugi podał Mai:
- Trzymaj, twoja bluzka i tak jest do wyrzucenia. - Sam wciągnął czarną koszulkę. Zerknął jeszcze na telefon, była pierwsza w nocy. A jemu się zdawało, że jest już później.
- Jest pierwsza w nocy, do świtu mamy jeszcze co najmniej 4 godziny - ziewnął. Chciał pić, chciał jeść, chciał spać, ale nie mógł po prostu nie mógł, jak gdzieś tam ten cholerny Ratsław grasuje. Dał im spokój, znalazł pewnie kolejną ofiarę. Ponownie sięgnął po rysunek, palce krążyły nad postaciami. Wahał się, dotknął wizerunku Agaty i nie było to miłe uczucie. Wziął głęboki oddech i sięgnął do pierwszej z brzegu postaci. Był nim leżący na polu Adrian, obok niego Wiesiek. Zamierzał sprawdzić każdego na tym rysunku. A potem narysować coś jeszcze.
- Dzięki - powiedziała Maja. Większość chłopaków wolałaby, aby paradowała w bieliźnie tak jak długo się da, więc była wdzięczna Łukaszowi, że ponownie o nią zadbał.
Spoglądając na swoją zakrwawioną bluzkę musiała przyznać, że nic już z niej nie będzie. Białe się nie dopierze, a pamiątek z tego piekielnego wieczoru i miejsca, z pewnością nie chciała mieć. Założyła otrzymaną koszulkę, a ta nawet na nią pasowała.
- Zjadłabym konia z kopytami - powiedziała Maja. Straciła też trochę krwi i jej organizm domagał się także picia. No i snu.

Rozejrzała się dookoła, ale nie wpadła jej w oko żadna interesująca lokacja. Wystarczyłby zwykły pub! Powinni zgarnąć lumpów spod mostu i razem znaleźć jakąś kolację i bezpieczne miejsce na nocleg. Ona sama nie wiedziała dokąd iść, ale nie chciała być sama.
- A jak Ty się czujesz? Wsio okey? - spytała z troską. - Co tam masz? - spytała, wyraźnie zaintrygowana. Czemukolwiek Łukasz poświęcał tyle uwagi, w takich okolicznościach, musiało to być coś istotnego.
Łukasz wahał się. Wystarczyło że tylko na chwilę dotknął Agatę, a wrażenie były bardzo niemiłe.
- Co? Aaa - Maja wyrwała go ze skupienia. Pokazał jej rysunek - zrobiłem go jak autobus był na polu, szkic w szkicowniku, a jak zwiewaliśmy karetką Feliks mi go podał z pytaniem, czy to moje. To jest ten sam rysunek plus te dziwne rzeczy - pokazał czerwone plamy itp. - Przypadkowo dotknąłem Agaty i… miałem coś w rodzaju wizji, nie, tak jakby coś chciało mnie chwycić i.. i.. Może to zabrzmi dziwnie ale chcę sprawdzić po kolei każdego. Każdego kto tutaj jest. Oni - palec przemknął ponad Olgą, panią Królik, Piotrkiem i innymi - nie żyją. Ale tych tutaj nie rozumiem - zatoczył palcem nad innymi, nad Alą, Wieśkiem i Adrianem - chcę spróbować. A potem dorysować Martę i tego Ratsława.
Dziewczyna słuchała uważnie, przyglądając się rysunkowi. Po tym czego doświadczyła na przestrzeni ostatnich paru godzin, gotowa była uwierzyć nawet w zaczarowany rysunek.
- Spróbuj - poparła Łukasza. Jeśli przyśnią mu się jakieś wskazówki, to może będą wiedzieć co dalej robić.

Maja raz jeszcze rozejrzała się po otoczeniu. Była naprawdę głodna. Na Łupawie znajdował się statek pełniący funkcję restauracji i smażalni ryb. Niedaleko znajdowała się budka z kurczakiem z rożna, a obok jeszcze mniejsza z podpisem: “Wędzone Ryby”. Jeszcze dalej znajdował się sklep spożywczy Expres. Doszła do wniosku, że gdyby się postarała, to mogłaby spróbować włamać się do budek z kurczakiem lub wędzonymi rybami. Może będzie w środku jakieś jedzenie, a zabezpieczenia raczej nie były zbyt poważne. Niestety wszystkie te punkty były zamknięte i nie można było po prostu kupić zapasów.

Tymczasem Łukasz ponownie skoncentrował się na rysunku. Po położeniu palców na Adrianie i Wiesławie poczuł wzywającą go pustkę… nieskończoną studnię bez dna. Zaczął się w nią zagłębiać, ale nagle zrozumiał, że jeżeli nie wycofa się… to pewnie nigdy nie będzie w stanie powrócić. Ta dwójka znajdowała się w jakimś zupełnie innym miejscu. Dziwnym wymiarze, który również przyzywał Zielińskiego. Nie mógł się na nim koncentrować, jeżeli zależało mu na własnym życiu. Przynajmniej takie odniósł wrażenie. Kiedy dotknął Agaty, na początku nic się nie stało… aż to dziwne wrażenie pogłębiło się. I to stanowczo szybciej, niż wcześniej. Wnet otoczenie wokół rozmazało się, a on ujrzał Łupawę, ale w jakimś innym punkcie. Wokoło znajdował się las oraz drobna polanka, na którym znajdowała się drewniana chatka zbudowana na podwyższeniu z cementu. Niedaleko stała Agata i Łukasz widział ją tak, jak gdyby kamera znajdowała się tuż nad jej głową. Rozmawiała z Alanem, ciemnowłosą, nieznaną dziewczyną oraz Julią trzymajacą niemowlę. Dalej nad rzeką stała Amanda, a w stronę chatki oddalał się Jacek.

W pewnym momencie Agata drgnęła i spojrzała w górę, gdzieś ponad. Nawiązali niespodziewany kontakt wzrokowy. Łukasz odniósł wrażenie… że Woś go widzi.

W międzyczasie Maja drgnęła i odwróciła wzrok od okna. Zieliński przymknął oczy i chyba chwilowo stracił przytomność… choć nie do końca. Ale zaczął się chwiać, a potem osuwać na ziemię…

- Wow - pomyślał Łukasz, widząc to co widział. I to jego “wow” zwróciło uwagę Agaty. Cofnął się, zabierając palec z rysunku. Wiedział już jak to działa, ale nie zamierzał z tego aż tak bardzo korzystać, i na pewno nie do rozmowy z Agatą.
Maja chwyciła go obiema rękami i przytrzymała, aby chłopak nie padł na ziemię. Wyglądało to tak jakby się zamyślił i zasnął na stojąco, nieomal padając na ziemię.
- O żesz - wyrwało jej się. - Stoisz? Jak się czujesz? - podpytywała się zaniepokojona, mając nadzieję że nic mu jednak nie dolegało.
Realny świat powrócił, był znowu w karetce, a Łukasz dyszał i lekko się trząsł:
- O ja cię - złapał oddech i usiadł - o ja cię. - już przytomniej spojrzał na dziewczynę. Spojrzał jeszcze raz na rysunek, zebrał myśli:
- Nawiązałem kontakt z drugą grupą, Agata, Jacek, Amanda, Julia są gdzieś nad rzeką. Jest z nimi ktoś obcy, dziewczyna albo kobieta, i mają niemowlaka. Więcej nie wiem, przypadkowo chyba Agata mnie usłyszała, a ja byłem jakby ponad nimi. - czoło miał zroszone potem, otarł je. - Jeżeli dobrze rozumiem, to dzięki temu możemy porozumieć się z każdym, albo przynajmniej ja mogę.
- To świetnie - Maja odetchnęła z lekką ulgą, na myśl że przynajmniej część ich klasy przetrwała i jest szansa na odnalezienie się.
- Ale nie rób tego za dużo. I nie dłużej niż możesz wstrzymać oddech, bo słowo daję że przestajesz oddychać - powiedziała i przez chwilę zastanowiła się jak to coś nazwać. Podróż astralna? Maja nie znała się na takich rzeczach i aż do dzisiaj nawet w to nie wierzyła.

Łukasz spojrzał jeszcze raz na rysunek, wycelował w Adriana, chciał sprawdzić co znaczy poświata wokół jego i wokół Wieśka. Marta też miała poświatę, ale inną, z nią nawet nie próbował się skontaktować. Delikatnie musnął palcem szkic….
Nie miał powietrza, ciemna materia dusiła go, widział coś, czego nie mogło być. Zanim oderwał palec, minął może ułamek sekundy. Zgięty w pół łapał powietrze. To co tam było, było… było nieludzkie, jakby nie z tego świata. Coś tam chciało go mentalnie pożreć. Opanował się, spojrzał na rysunek. Wieśka ominął, nie ma sensu. Rysunek go wzywał, a Łukasz chciał z niego wycisnąć jak najwięcej.
- Nie żyje, nie żyje - ignorował wszystkich maźniętych na czerwono - Dżuma.
Nie nawiąże z nią kontaktu, chce się zorientować gdzie jest i co robi. Potem pójdzie dalej, Turlecki i Nowicki, a także Słonicka. Ponownie bez kontaktu, według rysunku jeszcze żyją i Łukasz chciał wiedzieć gdzie są. Jak w ośrodku, to może zobaczy co się tam dzieje. Widział przez chwilę osobiście (wielki różowy grzyb, uciekający na ślepo ludzie, płonący ptak na niebie), ale chce więcej. Może się uda. Potem szybkie zerwanie kontaktu i wykona dwa rysunki. Ratsława i Marty [Perenc]. Szybkie szkice z głowy mające oddać ogólny ich wygląd postaci. Łukasz już rysował to w głowie, Marta opierająca się o zagłówek autokarowego fotela, nad nią z tyłu jaskółka a Ratsław… W głowie miał obraz kobiety na koniu Beksińskiego. A przynajmniej coś podobnego. I wtedy spróbuje ich zlokalizować.

- Stój - rzuciła Maja. - Zobaczę, czy widać ich z mostu. Zaraz wracam, okey? Zaczekaj na mnie - poprosiła.
Skoro reszta klasy była gdzieś nad rzeką, a oni byli tuż przy moście, to była szansa że obie ekipy są w zasięgu wzroku. W końcu ile rzek przepływa przez Rowy i jak duże jest to miasteczko? Przy odrobinie szczęścia powinna ich wypatrzeć na którymś z brzegów.

Deklaracji Mai:
Cytat:
Deklaracja: podejść do mostu i rozejrzeć się na brzegach po przeciwnej stronie - światło, ruch, cokolwiek. Jeśli nikogo nie zobaczy, to wejść na most - ale tylko kawałeczek (aby było względnie widać te brzegi rzeki po której są, a jeśli coś zasłania widok i trzeba wejść na środek mostu to abort) i rozejrzeć się. Cała akcja nie dłużej niż 15 sekund i powrót do Łukasza.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 16-03-2021, 19:07   #144
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację

Brat potrzebował chwili ciszy, Erynnis postanowiła zatopić się we wspomnieniach Potwora... Nie chciała tego robić, i to dawało Kiki przewagę, którą mógłby wykorzystać w próbie przejęcia ciała a ona potrzebowała mieć całość wiedzy oraz władzy. Czas w Arkadii płynął inaczej, cokolwiek przeżyło to siedemnastoletnie dziecko nie mogło się z subiektywnymi eonami katuszy, które przetrwała a jego mierne doświadczenia życiowe były kroplą wobec morza setek lat, które ona przetrwała pośród spiskujących wróżek!

Musiała jednak niechętnie przyznać rację Tytanii, Adam rzeczywiście bardziej pasował na narzędzie. Feliks nie miał racji, chłopiec nie był nigdy kreatywny odtwarzał jedynie to, co widział u innych! Cudze pieśni, cudze tańce, można by powiedzieć, że jedyną kreatywność wykazał w krzywdzeniu jej, ale teraz, gdy zanurzyła się we wspomnienia wykorzystywanego dziecka zrozumiała, że nawet to było kopiowaniem odruchów, których go wyuczono, mechanizmy wgrane mu w podświadomość uruchomiły się w sytuacji stresu, który zniszczył jego umysł. Czytał o tym, nie był taki głupi tylko leniwy jak coś go interesowało potrafił zainwestować sporo czasu… Wiedział, że tylko niewielka część krzywdzonych osób zwraca się do agresji bał się, że będzie jednym z nich i niestety miał rację.

To, co go spotkało było przykre, ale nie robiło na księżniczce wrażenia braciszek miał słuszność dzieciak nie był odpowiedzialny za to, co z nim się stało, ale zamiast sobie poradzić wybrał wyżycie się na niej. To prawda, że nękano go fizycznie oraz psychicznie a Matka zablokował mu dostęp do wszelkiej pomocy, ale to nie usprawiedliwia Potworności, których dokonał!

Arkadia pozostawiła na nim ślad mimo młodego wieku potrafił spiskować, choć dość nieudolnie, bo w końcu to tylko krótko żyjący motylek to i tak kilka jego pomysłów da się wykorzystać na ich korzyść przy drobnych korektach. Wiedział, że zależało mu na trzech osobach Feliksie, Julii i Marcie P. tą koneksje z dziewczynami będzie mogła wykorzystać skoro były po dwóch stronach konfliktu! Nie wie jeszcze, jak ale pomysł Adama żeby skontaktować się z Rosjanką za pomocą komórki Feliksa, aby domagać się zdjęcia klątwy w zamian za śmierć tamtych kościelnych bab był całkiem dobry!

Oczywiście, nie narażałaby się na nieprzyjemności tylko po to żeby lepiej zrozumieć swego oprawce, teraz znała też angielski, będzie mogła bez problemu udawać Wakfielda, gdy będzie jej to pasować i nikt nie powinien niczego wyłapać lepiej też rozumiała ludzki świat, powie reszcie klasy, że w Arkadii miała taką orgię, że teraz jest aseksualną trans kobietą, co nie było do końca kłamstwem a zwolni ją z naśladowania bardziej obleśno – obsesyjnych zachowań Kiki, które jej przeszkadzały, kto wie może faktycznie zrobi sobie operacje uzgodnienia płci zgodnie z jej duszą? Wolała jednak potargować się o własne ciało…

Gdy E. zatopiła się w myślach zaczęła nieświadomie podśpiewywać:

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Dv0Z5NmbWcY[/MEDIA]


Hey its alright my life has never been a bed of roses This way's better for me
Hey its alright my life has never been a bed of roses
This way's better for me I
don't care to live the life I've chosen
Anyway
Anyway
Hey its alright my life has always been a sad emotion Don't feel sorry for me. Hey its alright my life has always been a sad emotion
Don't feel sorry for me
feeling sorry's been my life's devotion


Feliks kojarzył tą piosenkę MSI było jednym z zespołów które Adam katował i twierdził że są esencją nastoletniego buntu.
Gdy twarz siostry spojrzała się na niego wyglądała jakby lunatykowała i mówiła przez sen ale coś w tym spojrzeniu i uśmiechu przywodziło na myśl Kowalskiego.

- Jesteś Słodki, nie do końca tak to planowałem, ale lepszy świat z tobą beze mnie, niż na odwrót może kiedyś mi wybaczysz? Nie spierdol tego Felek żegnaj Kochany –
Coś w tych słowach brzmiało ostatecznie tak samo jak jego pożegnanie z Adamem w karetce.

Źrenice uległy rozszerzeniu Ester zachwiała się – Oj, braciszku chyba masz racje z tym jedzeniem! Jacy ci ludzie są słabi! Nic się nie martw najpierw umowa z wodnym strażnikiem i leczenie a potem zapolujemy na pizze! Wzmocniłam moje bariery mentalne więc nie będzie już migren mogę bez ryzyka udawać Potwora jeżeli zajdzie taka konieczność – To znów była jego kochana lekko złośliwa młodsza siostra w ciele Adama, roziskrzony wzrok, lekko podniesiony tembr głosu, oraz dobrze znana mowa ciała.

 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 16-03-2021 o 19:54.
Brilchan jest offline  
Stary 17-03-2021, 08:50   #145
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Bogini, Venom, Satanistyczny prawiczek i spółka. cz. I

Alan biegnąc przez las, czuł jakby znalazł się w jakiejś pojebanej baśni, gdzie drzewa nagle ożywają a gałęzie stają złowieszczymi mackami. Mimo, że nie wiedział co ich ściga, gdzieś pod skórą czuł, że wydarzyło się coś strasznego. Coś straszniejszego niż nastoletnia czarownica mordującego jego przyjaciela, czy kolega z klasy zamieniający się na jego oczach w potwora. Chłopak cały czas czuł bliskość Amandy. Chciał się zatrzymać, znaleźć chwilę czasu by wyjaśnić co wydarzyło się, przy domku, objąć czule, pocałować, po prostu cieszyć się tym, że przy nim jest. Ale nie mógł tego zrobić, nie kiedy czuli na karku oddech tych istot pożerających ludzi, nie kiedy drzewa przyglądały im się, i wyglądały jakby próbowały wyciągać w ich stronę swoje rozczapierzone gałęzie i konary. Nie wiedział jak długo będzie w stanie znieść to emocjonalne napięcie. Jednej nocy złamał nogę, otarł o śmierć, stracił przyjaciela, oddał duszę diabłu. Zakochał się. Wszystko się w nim kotłowało a był to dopiero początek. Najgorsze dopiero przed nim. To, że może teraz stracić Amandę wydawało się gorsze niż śmierć, gorsze niż dusza skazana na wieczne potępienie, połączona z jaźnią upadłego anioła.

Gdy w końcu dojrzeli znajdującą się nad brzegiem chałupkę, Alan na chwilę zatrzymał się. Puścił dłoń Amandy, lecz nie miał siły by nie dotknąć jej twarzy i czule odgarnąć grzywki z czoła. Spojrzał dziewczynie w oczy. Miał w pamięci to o czym rozmawiali w domku.

- Jeśli jest tam z nimi Katia, nie zdradzajmy się, że…no…wiesz…
Amanda kiwnęła głową na znak, że zrozumiała. Było to wręcz dla niej oczywiste, że nie mogą mówić o sobie ani pokazywać swoich uczuć. Miała nadzieję, że Katia nie ma jakiejś nadzwyczajnej przenikliwości i sama się nie zorientuje, a nawet jeśli to że jednak tego nie wykorzysta przeciwko nim.

Następnie Alan zwrócił się do Agaty.

- Ceyn to psychopatka, więc to co zobaczyłaś i usłyszałaś zostaje między nami. Nie chcę, żeby wykorzystała Amandę przeciwko mnie. Rozumiesz to Agata? To nie są żarty, ona zamordowała Mateusza, nas też próbowała zabić. Cokolwiek będzie bredzić, my jesteśmy twoją rodziną, nie Ceynowie, nie Halmann, ani Lucyfer. Przyjechaliśmy tu razem, i wrócimy razem.

Woś uśmiechnęła się krzywo.
- Mam nadzieję, że rzeczywiście tak to się potoczy - westchnęła. - Nie wiem, czy to będzie dla nas możliwe, ale powinniśmy o to walczyć - dodała. - Wiem tylko jedno. Rowy odmieniają, już nas odmieniły. Wolałabym, aby część tych zmian pozostała… bliskie spotkania ze śmiercią sprawiły, że zupełnie inaczej podchodzę do siebie, czy do was. Ale inne mogłyby się cofnąć, jak na przykład konszachty z Szatanem - parsknęła, jak gdyby to był żart. - Na pewno nie będę mówiła Katii o was. Ani nikomu innemu. To zresztą wasza sprawa, nie moja, więc i tak nie miałabym prawa do powtarzania informacji na wasz temat - mówiła. - Chciałabym z wami uciec, ale mam w sobie dosłownie ducha kilkusetletniej czarownicy. Jeżeli ja stąd się wyrwę, to ona również. Zastanawiam się, czy może nie byłoby lepiej, gdybym… - westchnęła.
Nie dokończyła. Przez moment milczała, a cienie pośród drzew zaczęły się pogłębiać.
- Ale nie jestem moją matką - szepnęła cicho. - To jedno mnie powstrzymuje.

Amanda bez wahania przytuliła Agatę

- Głupia, nawet tak nie myśl, że mogłoby cię tu nie być - pogładziła przyjaciółkę po plecach, oparła brodę o jej bark - Zawsze byłaś naszym małym światełkiem, który poprawiał humor i napawał optymizmem. Mimo tej czarownicy w sobie, wciąż jesteś sobą i za to cię kochamy. - Amanda oderwała się od Agaty aby spojrzeć na jej buzię. Odgarnęła kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się w miarę możliwości.

- Poradzimy sobie jakoś. Musi się nam udać. Ok?

Starała się zachować dobrą minę do złej gry. Miała nadzieję, że dobrze jej to wychodzi. Las był przerażający. Blondynka w uszach słyszała jak mocno wali jej serce. Na każdym kroku miała wrażenie, że gałęzie drzew chcą ją pochwycić i pożreć w swych konarach, gdzieś wysoko nad ziemią, a potem wypluć jak coś wstrętnego. Bała się. Chciała przytulić się do Alana, ale nie był na to czas. Musiała choć spróbować udawać, że wszystko jest dobrze i że wierzy w to, że będzie jeszcze lepiej.

Agata bez wątpienia potrzebowała tego uścisku. Sama wczepiła się w Sabotowską. Blondynka wtedy zrozumiała, że Woś była nie mniej przerażona od niej. Przez chwilę czuła się jednak mniej przerażona i mniej samotna. Amanda poprawiła jej humor i zrobiła dokładnie to, co powinna była uczynić.
- Jak sobie pomyślę, że niejednokrotnie życzyłam ci w myślach śmierci za to, że jesteś ładniejsza ode mnie… - Agata zawiesiła głos. - Jestem chujowym człowiekiem. Ale będę lepszym - powiedziała i odsunęła się już od Amandy, ale nadal się do niej uśmiechała. - Chciałabym być twoją przyjaciółką… ale nie jak do tej pory. Tylko taką prawdziwą. Mam nadzieję, że jestem kimś, z kim będzie warto się przyjaźnić…

Agata może była opętana przez czarownicę, ale paradoksalnie zaczęła się zachowywać tak, jak gdyby właśnie została poddana egzorcyzmom. I zły duch, który przez całe liceum w niej siedział, po prostu usunął się w cień. Tymczasem Julia stała przy chatce. Podskakiwała i machała do nich dłonią niczym fanka na koncercie ulubionego zespołu rockowego.
- No chodźcie już, do diabła! - krzyknęła.
- Ciekawy dobór słów - Agata mruknęła pod nosem.
Agata się zmieniła, widział to, miała rację, to miejsce ich w jakiś sposób odmieniło. Jednych na lepsze, drugich na gorsze, ale odmieniło. Szkolna primadonna wcześniej wywoływania w nim rozbawienie, czasem irytację i zażenowanie. Jeśli w Janie Chrzcicielu kogoś nienawidzono bardziej niż jego i Mateusza, była to Agata Woś. Jej okrucieństwo względem słabszych przerastało jego własne, lecz Wiaderny nie miał na swoje występki żadnego usprawiedliwienia a za jej zachowaniem stała przejmująca historia. Patrzył na nią teraz ze współczuciem, na które być może nie zasługiwała, ale z pewnością potrzebowała. Bo Agacie nikt nigdy nie współczuł, dorastała w masce potwora chowając swoje traumy i demony. Amanda w paru zdaniach powiedziała to czego sam by nie potrafił wyrazić. Po przyjacielsku położył dłoń na ramieniu koleżanki i kiwnięciem potwierdził tylko, że zgadza się ze słowami swojej ukochanej.
Przez krótki moment dopadła do refleksja i pytanie, dlaczego martwa czarownica, nie ujawniła do tej pory obecności, nie spróbowała zrobić im krzywdy, jeśli rzeczywiście była taka niebezpieczna. Zastanawiał się czy ich teraz słyszy. Miałby ochotę to sprawdzić, gdyby mieli więcej czasu. A nie mieli. Widząc, jak Julka do nich macha puścił dziewczyny przodem, samemu zabezpieczając tyły i wypatrując zagrożenia, które mogłoby nadciągnąć z głębi lasu.

Drużyna AA oraz Drużyna JJ w końcu się spotkały. Jacek nie pałał jednak aż takim entuzjazmem, jak Julia. Wyłonił się z chatki, występując przed Rosjankę.
- Co wy robicie?! Odsuńcie się od niej! - odezwał się ostrzegawczo trójboista, wskazując na Agatę. Był wyraźnie zaaferowany. I nie jąkał się.
- Ona jest niebezpieczna!
Nie to, co ja - pomyślał mimowolnie. A może to złośliwy pasożyt podsunął mu tę sarkastyczną myśl?

Julia zmieniła swoją reakcję błyskawicznie. Mocniej ścisnęła niemowlę, które zaczęło płakać. Wnet zmarszczyła nos, kiedy poczuła bardzo brzydki zapach. Zdawało się, że dzieci robiły kupę. Nagle przypomniała sobie, dlaczego wykonała tak wiele aborcji.
- To prawda! - powiedziała, kiedy jej entuzjazm oklapł. - Widziałam na własne oczy, jak duch czarownicy opanował Agatę. To nie jest ona! - krzyknęła Ulyanova. - To nie jest nasza Agata!
Za Jackiem i Julią pojawiła się postać młodej dziewczyny. Jej czarne włosy powiewały na delikatnym wietrze, a kości policzkowe odznaczały się w świetle księżyca. Na razie nic nie mówiła, spoglądając na całą trójkę. Myślała, wwiercając spojrzenie w Agatę. Ta natomiast skrzywiła się.
- No ma rację, tak właściwie - powiedziała Woś ciszej. Tak, że usłyszeli ją jedynie Alan i Amanda. - Jestem trochę inną Agatą - mruknęła.

Zdawało się, że nie była w nastroju na próby udowodnienia, że wszystko z nią dobrze.
- Nie zbliżaj się, demonicheskaya shlyukha! - krzyknęła Julia.
- Nie wrzeszcz tyle - mruknęła Katia. - Na litość boską, twe krzyki niosą się po lesie i po wodzie, jakbyś miała megafon - syknęła. - I przewiń swojego śmierdzącego bachora. Już sam smród Czerwi mnie pokonuje, a tu jeszcze to gówno.
- A jak ja ci go tu przewinę? - Julia posłała Ceyn nieprzyjemne spojrzenie.
- No masz rzekę, wypłucz osraniucha w rzece, a potem wypłucz tę szmatę…
- Rzeka jest zimna. Jak zawinę ją w mokrą szmatę, to przeziębi się maleństwo.
- No tak, no to niech lepiej, żeby odparzyło się w gównie i jeszcze wrzeszczało przez ten cały czas - Katia przewróciła oczami. - Jesteś chodzącą reklamą antykoncepcji.


Alan nie spodziewał się takiego powitania. Stanął bliżej Agaty.

- W porównaniu z Szumną, ona nikogo jeszcze nie zabiła - odpowiedział chłopak po czym dodał z przekorą wbijając mocniej wzrok w Julkę i Jacka – …ani nie próbowała zabić. Więc kurwa wyluzujcie, dobra? Mamy większe problemy, coś w obozie atakuje ludzi.

- W porównaniu z Bereniką każdy będzie lepszy, nawet Al-Kaida - odparła Julia. - To, że ktoś jest od niej lepszy tak naprawdę nic nie oznacza.
Zdawało się, że wciąć nie wybaczyła Dżumie śmierci Sebastiana

Dopiero po chwili Alan zwrócił uwagę na Katię. Wyglądała zupełnie inaczej niż przy ich pierwszym, niefortunnym spotkaniu. Już po rytuale była osłabiona, ale teraz chyba potrzebowała kroplówki.

- Ceyn, to tu się dzieje? Czym są te potwory, skąd się tu wzięły? Ty i twoja rodzinka macie coś z tym wspólnego? – zapytał.

- Agata jest normalna, dajcie jej spokój - Amanda stanęła w obronie przyjaciółki. Nie widziała Jacka, Julii i Katii zaledwie godzinę, a miała wrażenie, że minęły lata. Wyglądali jak gówno. Wszyscy. I tak samo od nich waliło, choć blondynka zrozumiała, że to tak naprawdę to dziecko. Było dla nich wszystkich przeszkodą.

- Dobra, to pójdę z Julią i Jackiem umyć i przewinąć bąbla, a wy ustalcie co dalej. Macie chyba do pogadania we trójkę. Są w tej chacie jakieś prześcieradła? Cokolwiek? Nie oddam znowu swoich ubrań - Kucyk poprawiła bluzę, którą dostała od Alana i nabrała w płuca powietrza. Przy okazji wchłonęła zapach chłopaka, ale przy tym jej mina nie uległa zmianie, mimo iż zrobiło jej się przyjemnie.

- Mam nadzieję, że te dzikie psy za nami nie pobiegną. - dodała jeszcze i machnęła ręką do Julii, aby do niej podeszła. W trójkę powinny jakoś dać sobie radę.

Gołąbek nie wyglądał na przekonanego. Nie podobało mu się, że do drużyny dołączy druga tykająca bomba. Tak dla jasności: siebie uważał za pierwszą. Nie zanosiło się jednak na to, aby wyraził swój sprzeciw fizycznie.
- Nawet jeśli na chwilę się uspokoiła, to nadal jest opętana. Nie zapominaj o tym - odparł Alanowi po chwili milczenia. - Chociaż teraz przynajmniej się nie drze.
Jacek zarzucił siekierę na ramię. Mimo zaproszenia Amandy, nie miał najmniejszego zamiaru zajmować się przewijaniem dzieciaka. Ostatnie, czego potrzebował, to niemowlak na sumieniu. Wystarczy, że czerw nagle nabierze smaka na dziecięcy móżdżek i czeka go kolejna batalia. Poza tym uważał, że dziewczyny lepiej radzą sobie z takimi sprawami.
- Ceynowa nie wie za wiele o potworach, bo sama mnie pytała skąd się wziął ten grzyb - podjął ważniejszy temat, zerkając na Katię. - Wydaje mi się, że Wiesiek rozpętał jakieś gówno. Zawsze był dziwny.
Jacek przeniósł wzrok na Amandę.
- Jakie dzikie psy?


- Nie zapomnę. Ale cokolwiek w niej siedzi, do tej pory nas nie zabiło. Może czeka na okazję, a może chce czegoś innego. Zamierzam się tego dowiedzieć – odpowiedział Jackowi Alan i zachęcił opętana koleżankę by podeszła bliżej – Wszyscy jedziemy teraz na tym samym wózku i musimy trzymać razem. Nie widziałem tych potworów, ale widziały je Agata i… Amanda.

Wypowiadając przy Katii imię dziewczyny, w której bez pamięci się zakochał starał się być bardziej beznamiętny niż zazwyczaj. Bał się nawet spoglądać w jej kierunku, bo jego oczy zdradzały wszystko co chciał ukryć. Zwrócił się do nastoletniej czarownicy.

- Znasz się pewnie na tych wszystkich religijno-magicznych pierdołach. Jeśli Jacek ma rację i Czartoryski coś tu sprowadził, może domyślisz się co to może być? Agata opowiedz jej co widziałaś.

Dawna Woś pewnie sprzeczałaby się i nie posłuchała. Tylko dlatego, bo ktoś ośmielił się dać jej polecenia. Ta jednak bez cienia wahania zaczęła opowiadać o przedziwnym, różowym monstrum, które wyrastało z boku dawnego budynku administracyjnego. Wyjaśniła, jak dziwnie czuła się, kiedy glitchowało przed jej oczami, zmieniając się to w piramidę, to w dziwną kulę… Choć koniec końców zawsze powracało do wyjściowej formy purchawy.
- Widziałam również takie pęcherzyki, jakby spory - rzekła. - Pączkowały od tego czegoś. Potem pękały i uwalniały takie okropne stworzenia. Amanda nazwała je dzikimi psami, ale to duże niedopowiedzenie. To tak, jakby nazwać bombę atomową fajerwerkiem.

Julia i Amanda ruszyły nad rzekę. Wszyscy znajdowali się już blisko siebie i nadal mogły uczestniczyć w rozmowie. Dziecko wiło się, zapłakane i różowe, kiedy Ulyanova ściagała z niego zanieczyszczony materiał.
- Sladkiy Iisus… - jęknęła, krzywiąc się.
Pocierała o siebie materiał, ale bez detergentu ciężko było wyprać pieluszkę.
Katia wróciła z chatki z dużym ręcznikiem, który zdawał się w miarę czysty. Choć pewnie pachniał dużo gorzej po tym całym czasie spędzonym wewnątrz chatki.
- Po karmieniu Czerwi zawsze myjemy ręce w rzece, chyba że jest zima - wyjaśniła i podała Amandzie materiał.

Następnie spojrzała na Jacka, a potem na Alana. Nie była pewna, który zadał jej pytanie, gdyż przez ten czas znajdowała się w chatce. Potarła nos, spoglądając w bok i zastanawiając się. Przez dłuższy czas milczała.
- Ciotka opowiadała mi o wielu różnych siłach, które wywierają wpływ na nasz świat - rzekła Katia. - Nie jestem specjalistką. Szczerze mówiąc nigdy mnie te opowieści nie interesowały, zawsze czekałam na lekcje wysadzania obiektów kartami - uśmiechnęła się drapieżnie. - Nadia na pewno mogłaby powiedzieć nam więcej, to taka prymuska. Mam na myśli moją siostrę bliźniaczkę - dodała. - Wydaje mi się, że to, o czym opowiadacie, to Wielkie Ponad. Brzmi dziwnie, wiem… ale też mniej więcej o to chodzi. To bardzo dziwny wymiar, ponad wszystkimi innymi. Najbardziej odległy i przez to przerażający. Według podań Wielkie Ponad ma za zadanie pochłaniać kolejne światy. Niczym pasożyt, przechodzi z jednego żywiciela na drugiego i pozostaje przy nim tak długo, aż wyssie z niego wszystko. Wielkie Ponad nie może samo pojawić się w nowym świecie, ale musi zostać wezwane… to właśnie haczyk. Ale kiedy już zostanie wpuszczone, to pojawi się pierwszy bastion, swoisty łącznik z Wielkim Ponad. Nazywamy go… no cóż, Pierwszym. Kiedy pojawi się jakaś określona liczba takich wynaturzeń, cały świat zapadnie się pod swoim własnym ciężarem i zostanie wessany przez Wielkie Ponad. Niegdyś podobno było kilka inwazji, które zostały odparte w jakiś sposób, ale nie mam pojęcia jak. Musielibyśmy albo znaleźć księgi mojej ciotki, albo poszukać Nadii, która może będzie pamiętała więcej ode mnie - mruknęła Katia.

Dawny Alan, zapalony entuzjasta hip hopu, koksu, zimnej wódki i przygodnego seksu wyśmiałby Ceyn, kiedy tylko skończyłaby mówić. Teraz nie było mu do śmiechu, choć nie wyobrażał sobie by cokolwiek prócz dużej asteroidy mogło unicestwić ich świat. Odrzucał od siebie tą niedorzeczną myśl.

Wielkie Ponad.

Poczuł lodowate zimno, a włoski na rękach zjeżyły, gdy w myślach powtórzył nazwę wymiaru. Potem spojrzał na swoje czarne paznokcie i wyrastające a palców ciemniejące pręgi pod skórą. Zrobiło mu się jeszcze zimniej.

- Miałem to w dupie, ale po tym wszystkim co tu zobaczyłem, albo usłyszałem też chcę wysadzać obiekty kartami – zaczął spoglądając na Katię z poważną miną. Nie przeszkadzała mu obecność Jacka ani Agaty. Tylko jedna osoba mogła sprawić, że szybko uciął by temat i jak Gołąbek po prostu się zaciął, ale ona wspaniałomyślnie odeszła wiedząc, jak ciężka dla niego…dla nich obojga jest ta sytuacja.

- Źle zaczęliśmy naszą znajomość. Nie podoba mi się jak traktujesz ludzi, ale rozumiem cię, bo jeszcze parę godzin temu byłem taki sam. Ty stawiasz się wyżej bo masz moce a ja kasę. To, że czujemy się tacy zajebiści to zasługa naszych ojców, więc pod tym względem, nie różnimy się od siebie za bardzo. Wiem, jedno. Nie chcę mocy, po to żeby deptać ludzi w ziemię, tylko im pomagać. Na początek, ewakuować stąd moich przyjaciół. Potem zająć tymi stworami zanim się stąd wydostaną i zaczną zabijać w miasteczku. Nie obchodzą mnie twoje…wasze…ok, nie poprawiaj mnie, NASZE wojny z lokalsami. Jeśli w tym to co powiedziałaś o tym wymiarze, o Wielkim Ponad jest chociaż ziarno prawdy, myślę, że powinniście odłożyć wasz spór na później. Zawiesić broń. Jeśli ty ani żaden Ceyn tego nie potrafi, wystąpię jako wasz reprezentant. Domyślam się, że ci Zdunkowie robią podobne rzeczy co wy, czarują, latają na miotłach, rzucają klątwy. Tu jest ich dom, więc jeśli mają chociaż trochę oleju w głowie, zgodzą się na wszystko o co ich poproszę. Zabiją mnie? Trudno, ale jeśli ich wsparcie zwiększy nasze szanse, warto zaryzykować. Jest jeszcze ta martwa czarownica, która siedzi w Agacie. Z nią też bym chciał porozmawiać. I z Martą. Naszą przyjaciółką, która chyba nie żyje. Siostrą Mateusza – dodał choć przecież Katię pewnie to gówno obchodziło - Zakładam, że umiesz wywoływać duchy, macie tu tabliczki ouija albo istnieją inne sposoby.

Chłopak po chwili uniósł swoją dłoń by pokazać Katii ciemne wypustki pod skórą.

- Agata twierdzi, że to nas zabija i żeby to zatrzymać musimy odbyć drugą część rytuału. Nie chciałem tego robić i dalej nie mam na to ochoty, ale wierzę, że nie znalazłem się tu przypadkiem. Poczułem coś. I chcę, żebyś pomogła mi odkryć co. Nie wiem czy zapomnę ci kiedyś Mateusza, ale jeśli Ceynowie mają pogodzić się z Zdunkami, przykład chyba powinien iść z góry, dlatego ci wybaczam. Wyciągam rękę na zgodę. Nie musimy się lubić, ale możemy współpracować. Może z czasem czegoś się od siebie nauczymy, zrozumiemy siebie nawzajem. Tylko musimy dać sobie szansę. Ja za szybko się poddałem, widziałem w tobie tylko potwora. Zanim odniesiesz się do wszystkiego co ci powiedziałem, muszę zapytać o jeszcze jedną rzecz. Czy istnieje inny sposób, żeby umowa z twoim ojcem się dopełniła?
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 17-03-2021, 16:45   #146
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Bogini, Venom, Satanistyczny prawiczek i spółka. cz. II

Jacek nie rozumiał wszystkiego o czym mówił Alan, gdyż nie znał szczegółów paktu. Sporo się jednak domyślił. Na własnej skórze odczuł, że nie ma nic za darmo. Każda moc musiała być okupiona poświęceniem.
- Wygląda na to, że musimy znaleźć Nadię - mruknął Gołąbek. - Zakładam, że to ta co lata na miotle.
Trójboista zmrużył oczy, rozglądając się po okolicy. Martwił się stworami, o których wspomniała Agata. Jeśli grasowały po ośrodku, mogły w każdej chwili zawitać nad Łupawę. Miał tylko nadzieję, że żadna z bestii nie ruszyła po tropach Drużyny A. Wtedy bardzo łatwo zostaliby namierzeni.

“Wielkie Ponad” zmieniało zasady gry. Do tej pory myślał o wydostaniu się z Rowów. Jeżeli jednak mieli do czynienia z czymś zdolnym pochłaniać całe światy, to nie było ucieczki. Nieważne czy wyjedzie do Warszawy, Paryża czy Rio de Janeiro. Wraz z nim zginęłaby również jego matka i cała ludzkość. Czuł, że powinien coś zrobić. Nie wiedział tylko co…

Katia zdawała się wahać. Milczała. Myślała. Wyglądało na to, że dopiero teraz dotarł do niej sens jej własnych słów. Wcześniej nie było nawet czasu myśleć o tak poważnym zagrożeniu z zewnątrz. Z jednej strony głos rozsądku podpowiadał, żeby zająć się tym zagrożeniem. A z drugiej cichy szept z tyłu głowy sugerował, żeby wykorzystać sytuację… aby pogrążyć wrogów. Jak mogłaby skierować stwory Wielkiego Ponad na Zdunków? Przeszłaby do historii swojego rodu…
Milczała, myśląc o tym, że jak nie pokonają Wynaturzenia, to nie będzie już żadnej historii. Nigdy więcej.
- Jestem zbyt głodna i zmęczona, aby o tym teraz myśleć - mruknęła. - Ale muszę. Co do alternatyw dopełnienia umowy… może znaleźć trzynaście kotów, zabić je w rytuale, spreparować mięso i dać je Czerwom. Ktoś tak raz zrobił i chyba się udało. Alternatywnie zabić anioła, choć żadnych tutaj nie widzę. Są inne sposoby, na pewno nie tylko seks w świetle księżyca. To po prostu najłatwiejsze i najszybsze - powiedziała. - Dla niektórych nawet stanowczo zbyt szybkie - dodała z przekąsem. Nie byłaby sobą bez takich komentarzy.

Myślałą przez chwilę.
- Jak pomożecie mi znaleźć Nadię i ona przystanie do pomysłu, to zmienię mój cel ze Zdunków na Wielkie Ponad - powiedziała. - To mój warunek - rzekła.
- Tak jak mówił Jacek i tak musimy z nią pogadać, więc to uczciwa propozycja – stwierdził Alan. Nie byłby sobą gdyby nie zaczął zastanawiać czy w Rowach jest schronisko dla kotów – Wspominałaś, że nie korzystasz z telefonów, macie jakiś inny sposób komunikacji?
- Mogę się z nią skontaktować, korzystając z kart. Ale to dopiero rankiem - westchnęła. - Nie mam w sobie już ani grama sił.
To była późna godzina. Wszyscy czuli się coraz bardziej zmęczeni i było to po nich widać. Mimo wszystko wciąż byli ludźmi.
Tymczasem Julia wróciła z przewiniętą Aaliyą.
- Wiem, że to wyda się śmieszne, ale ja bym chciała do supermarketu - powiedziała. - Myślę, że ona jest tak cholernie głodna… No i ja też jestem… - mruknęła.
Co gorsze, Jacek również. Kiedy spojrzał na niemowlę, poczuł silną ochotę, aby je… zjeść. Wydawało się takie słodziutkie, rumiane i pachnące. Przypominało mu z jakiegoś powodu zarazem bochenek chleba, jak i kawior. To chyba byłe te dziwne apetyty Czerwa, o których mówiła Katia.
- Nawet o tym nie myśl - rzuciła do niego. - Widzę to po twojej twarzy.
Czyżby czytała mu w myślach?

Jacek otrząsnął się nagle, jakby powrócił właśnie z innego wymiaru. Rozejrzał się zdezorientowanym wzrokiem po obecnych. Wzrok chłopaka dłużej zatrzymał się na Katii. Najwyraźniej domyślała się tego, przez co przechodził. Nie cieszył się jednak z tego, że ktoś go rozumie. Był zażenowany. Właśnie został przyłapany na myśleniu o pożarciu niemowlęcia… Przez chwilę miał też wrażenie, że zabije każdego, kto stanie mu na drodze do posiłku - łącznie z Julią. Bądź przeklęty, Ceyn. Ty i twoje durne pomysły - złorzeczył historykowi w myślach. Po raz kolejny utrzymał czerwia w ryzach, ale jak długo Fortuna będzie po jego stronie?
- Wygląda na to, że musimy przeczekać do rana - oznajmił tak, jakby wcale nie miał w umyśle krwawej łaźni. - Zabarykadujcie się w chatce. Ja prześpię się na dachu. Będę miał oko na okolicę.
Trójboista ruszył nerwowym krokiem w stronę rzeki. Na moment jednak przystanął.
- Łap - krzyknął do Alana, rzucając kastet Bereniki. - Może ci się przydać.

Gołąbek kucnął, kładąc siekierę obok siebie. Zaczął na przemian to opłukiwać twarz, to znów chłeptać zimną wodę. Chryste Panie… Było blisko… - pomyślał ze zgrozą. Zapewne nikt poza Katią nie był świadomy tego, co się prawie wydarzyło. Czuł, że musi czym prędzej odizolować się od reszty grupy. Gdyby teraz mu odbiło, nikt nie zdołałby nad nim zapanować, ani go powstrzymać. Jedyna osoba, która mogłaby to zrobić, była kompletnie wyczerpana. Czuł, że jeśli reszta grupy nie oddzieli się od niego, dojdzie do tragedii. Miał tylko nadzieję, że nie będą jego pomysłu poddawać nadmiernym dyskusjom. Nie miał ochoty tłumaczyć, że przed nim muszą zabarykadować się tak samo, jak przed krwiożerczymi pomiotami z innego świata.

Alan złapał kastet w locie, przyglądał mu się chwilę, po czym przymierzył wkładając zimny metal na palce. Pasował.
- Dzięki stary. Serio, chcesz spać na dachu? – spytał unosząc brwi. Dopiero zaczął poznawać Jacka, choć od dwóch lat chodzili do jednej klasy. Wiaderny nie wykluczał, że Gołąbek jest jakimś mistrzem survivalu albo harcerzem, mimo wszystko jego propozycja wydawała się dość dziwaczna.
- Możemy razem przecież trzymać wartę, ustalić jakieś godziny czuwania. W sumie mogę siedzieć na dachu, choć w tych ciemnościach i tak gówno widać, a jak te stwory potrafią wysoko skakać to pozamiatane.
- Nie, muszę być sam! Ktoś musi trzymać barykadę wewnątrz! - krzyknął znad rzeki Jacek, tonem tak zdecydowanym, jakby zależała od tego cała ludzkość.
- Daj mu spokój - powiedziała Katia do Alana. - Każdy potrzebuje trochę czasu w samotności.
Zdawała sobie sprawę z tego, że nie pokonają Wielkiego Ponad, jeśli Jacek wszystkich wymorduje wcześniej.

Alan tymczasm zauważył zacumowaną przy brzegu łódkę więc zwrócił się do Katii, łapiąc się na tym, że wzrokiem już zaczyna szukać Amandy. Wolał, żeby nie oddalała się za daleko sama.
- Tą rzeką nie da się stąd popłynąć gdzieś dalej od obozu? Najlepiej do miasteczka. W Rowach jest chyba najbezpieczniej, a skoro i tak nie masz teraz siły namierzyć siostry…. Znajdziemy jakiś hotel, zjemy porządną kolację, wyśpimy się. Czy na dachu, czy w chałupce, jak nas tu otoczą, nic nam już raczej nie pomoże. Pytanie ile do takiej łódki zmieści się osób?

Ceyn skinęła mu głową. Dobrze kombinował.
- Mam przy sobie kartę kredytową, więc nie powinno to być problemem. Wynajęcie hotelu i znalezienie jedzenia. Komórki nie mam, ale kartę już tak. Nie pytaj - uśmiechnęła się półgębkiem, ale nie było w tym wesołości. Raczej zmęczenie. - To mała łódka, taka na cztery osoby. Natomiast nas jest… - przesuwała wzrokiem po otoczeniu - ...piątka. Niemowlaka rzecz jasna nie liczę.
- Ja mogę zostać - zaofiarowała się Agata. - I ja mam telefon. Gdyby coś się działo, to dam wam znać. Wy uciekajcie.
Z jednej strony zdawało się, że wypowiedzenie tych słów dużo ją kosztowało… a z drugiej, że z ulgą skorzystała z tej możliwości. W pewnym sensie przypominała trochę Jacka w gotowości do odizolowania się dla innych. Choć porównywanie do siebie Woś i Gołąbka na pewno nie było niczym na porządku dziennym.
Alan też miał kartę kredytową, ale postanowił się nie licytować, kto komu zafunduje nocleg i kolację w hotelu. Skupił się na tym co powiedziała Agata, bardzo mu się to nie spodobało co usłyszał. Znów poczuł to ukłucie żalu i współczucia, jak wtedy gdy opowiedziała dlaczego tak naprawdę jej mama odebrała sobie życie a ona stała się, kim stała.
- Nie powinniśmy się rozdzielać. Nie znam się na żegludze, ale jedna osoba ponad stan, to chyba wcale nie tak dużo? – spojrzał z zawahaniem na Katię, bardzo liczył, że potwierdzi jego przypuszczenia – Nie zostawię Agaty samej. Nie gdy w okolicy grasują te stwory.

- Nie będzie sama, bo ja się stąd i tak nie ruszam - oznajmił twardo Jacek. Plan z dopłynięciem łódką do hotelu i zdobyciem jedzenia był bardzo dobry. Tyle, że nie dla potworów. Póki jeszcze się kontrolował, nie chciał nikomu wyrządzić krzywdy. Wolał nie wyobrażać sobie co by się działo, gdyby reszta ekipy zamknęła się razem z nim na powierzchni łodzi.
Jacek ruszył w stronę chatki. Nawet nie patrzył w niczyją stronę. Im mniej widział, tym mniej pokus i pomysłów poddawał czerwiowi. Nie chciał by znów ktoś wydał mu się apetyczny lub po prostu godny zamordowania. Zamierzał przeszukać ruderę w poszukiwaniu wszelkich użytecznych przedmiotów. Poza tym potrzebny mu był jego sławny ABIBAS.
- Jesteś pewien Jacek, że to dobry pomysł? – zawołał za nim Alan, nie rozumiejąc zachowania kolegi. Trójboista w wyglądał jakby coś go trapiło, ogólnie wydawało się, że Katia, Gołąbek i Julia mają jakąś tajemnicę, ale nie zamierzał nikogo naciskać, sam przecież takie posiadał i nie zamierzał nimi dzielić, zwłaszcza z satanistką. Spoglądał na odchodzącego kolegę z pewnym żalem i współczuciem. W Janie Chrzcicielu chłopak, który przyjechał zapadłej dziury był trędowaty, przynajmniej dla Alana, Mateusza czy Agaty. A teraz sam się izolował, choć Wiaderny ponad wszystko chciał, żeby z nimi płynął. Bo przecież Gołąbek uratował mu życie w chwili zwątpienia. Miał w sobie chyba zawsze to, co Wiaderny dopiero odkrywał. Ostatecznie kolega mu nie odpowiedział, znikając w domku.

Chatka miała generator prądu na paliwo, do którego podłączono lodówkę. W niej Jacek znalazł kilka opakowanych folią martwych kotów. Oraz ludzkich kończyn. Pomyślał, że wygląda to całkiem apetycznie. Dopiero kiedy zatrzasnął drzwiczki, uświadomił sobie, jak bardzo nie w porządku była ta myśl. Nie, Jacku. Nieżywe koty oraz kawałki bezdomnych nie są wcale odpowiednim jedzeniem. Musiał tak się napominać. Oprócz tego znalazł kanister z benzyną do generatorów. Widły, łopata, zmiotka, sterta szmat, ręczniki na półce… Dwie butelki po piwie, opakowanie witaminy D, butelka wody mineralnej, brudna szklanka i magnez do rozpuszczania w kapsułkach. Nie licząc Czerwi, w chatce nie było nic więcej.

Tymczasem Agata, Julia, Alan i Katia rozmawiali na zewnątrz.
- Tak właściwie to jest łódka dwuosobowa - powiedziała Ceyn. - Planowano spływ kajakowy dla was i reszta takich jest w magazynie. Jedną tutaj przywieźliśmy, aby upewnić się, czy to nie będzie zbyt niebezpieczne przy ujściu Łupawy do morza, ale jeszcze nie wykonaliśmy tego testu. Powiedziałam, że jest czteroosobowa, bo dałoby się kogoś wcisnąć w nogi do przodu i jeszcze jedną osobę z tyłu. Ale nie wiem, gdzie miałaby trafić piąta. Już pomijając ciężar… - zawiesiła głos. - Jakbym miała w sobie choć trochę siły, to nie byłoby to żadnym problemem… Czuję się paskudnie. Jak zwykły śmiertelnik - powiedziała.

Julia zastanawiała się, czy nie iść za Jackiem, ale została na zewnątrz z pozostałymi.
- Nie zostawiajmy go - szepnęła, choć Gołąbek raczej nie mógł ich usłyszeć. - On zjadł Czerwia i przez to boi się, że coś mi zrobi… Albo w ogóle nam. Ale jest silny. Silniejszy, niż mu się wydaje. Boję się, że jak go zostawimy, to coś mu się stanie… Bez kontaktu z ludźmi zapomni kim jest, i faktycznie kontrolę przejmie robal.
Katia spojrzała na Ulyanovą ze zdziwieniem, bo faktycznie powiedziała coś mądrego.
- Jest takie zagrożenie - mruknęła ostrożnie. - Ale ja bym go chciała przy nas dlatego, bo gdyby nas coś zaatakowało, to tylko on będzie mógł nas obronić. Ja mam wyładowane baterie, Alan jest satanistycznym prawiczkiem, a ty…
- Agata… - podsunęła Woś.
- A Agata to dzika karta z duchem mojej praprababki. Czy jeszcze starszej babki. Też wolałabym ją mieć przy sobie, bo liczę na to, że gdyby mi się coś stało, to Ortysza wyskoczyłaby na ratunek… Choć to trochę naiwny sposób myślenia.
Sprawa szybko się wyjaśniła, przynajmniej częściowo choć Alan dalej nie miał pojęcia czym są Czerwie. Wyglądało jednak na to, że nie tylko Wiaderny zgodził się tej nocy na jakieś rytuały. Wyjaśnienia Katii odebrały mu za to niestety resztki nadziei, na szczęśliwe rozwiązanie sytuacji z łódką. Myśl, że Agata zostanie otoczona opieką Jacka na pewno wydawała się jakąś otuchą. Przy klasowym siłaczu była bezpieczniejsza niż przy Alanie, choć obóz Słowian i jego okolice trudno nazwać bezpiecznymi, nieważne czy potrafi się zabijać magicznymi kartami czy dźwigać stukilogramowe sztangi.
- Agata tak jak ja cierpi na tą samą przypadłość– odezwał się w końcu wskazując na jej czarne paznokcie – I chyba też musi odbyć… rytuał, więc nie może się od nas oddzielić. Z tego co mówił twój ojciec, mamy czas do trzeciej rano. No chyba, że Jacek…nie wiem o co chodzi z tymi Czerwiami, ale jeśli jest w rodzinie…to może on mógłby pomóc Agacie?
Alan rozpaczliwie starał unikać słów „seks”, „stosunek”, „dymanie”, „dupczenie”, „chędożenie” i wszystkich innych pochodnych zwrotów, które po prostu określał dyplomatycznie jako rytuał lub pomoc. Pomysł z kotami, jakkolwiek kuszący był niemożliwy do zrealizowania. Nawet jeśli Wiaderny znalazłby trzynaście kotów, prędzej by zagłaskał sierściuchy na śmierć niż spuścił z nich krew i przerobił na rytualne danie. Amanda nie była jego dziewczyną, nie zaproponował jej chodzenia, nawet tego nie zasugerował, a jednak tak ją właśnie traktował. Nawet jeśli nie określili swoich relacji, był w niej bez pamięci zakochany a to wystarczyło by naprawdę poczuł się trochę jak prawiczek. Nie tylko satanistyczny. Nie miał ochoty uprawiać seksu z nikim prócz blondynki. Katia, nawet w szczycie swojej formy, silna i drapieżna nie mogła wzbudzić w nim namiastki pożądania jakie odczuwał do Amandy choć jeszcze w domku, zanim pocałował Kucyka wydawało mu się, że tak się może stać. Choć Ceyn nie zachowywała się już jak skończona suka nie znalazł w niej nic co mogłoby wydać interesujące, stanowić jakiś punkt zaczepienia. Ona miała pewnie o nim takie same zdanie, zresztą jak jej brat. Gdyby Alan słuchał Romana Kostrzewskiego a nie Rycha Peji, nosił się na czarno, okaleczał, robiąc sobie sznyty na nadgarstkach łatwiej byłoby się im dogadać. Świat hip hopu nie łączył z estetyką i filozofią satanizmu. Swoją drogą mogła trafić jeszcze gorzej, na fana Zenka Martyniuka. Zawsze to jakieś pocieszenie, przynajmniej dla niej.

Jacek tymczasem przykucnął na moment w chatce, pocierając czoło. Był pewny, że odseparowanie się od grupy jest słuszne. Nie wiedział tylko czy da radę udźwignąć ciężar tej izolacji. Sam na sam z pasożytem… Z drugiej strony zdążył już przyzwyczaić się do samotności. W domu często siedział sam, w klasie rzadko z kimś rozmawiał. Na imprezy też go raczej nie zapraszano. Przez kilka sekund próbował nieudolnie przekonywać samego siebie, że da radę. Mimo to poczuł, że chce mu się ryczeć - pierwszy raz od dawna. “W co ja się wpakowałem? Co ja sobie zrobiłem?” Czy nie ma już odwrotu?” - te pytania dominowały w umyśle Gołąbka.
Pociągnął nosem, zerkając na telefon. Zobaczył, że matka wysłała do niego dwa smsy. “Fajna wycieczka?” “Chyba fajna, jak nawet nie masz czasu odpisać. Baw się dobrze!” Zdał sobie sprawę, że nawet nie ma po co stąd uciekać. Wróciłby do domu i co wtedy? Będzie się martwić, że urwie matce głowę? Strzelił się po pysku kilka razy. Nie było czasu na rozważania.
Wsunął za pasek trzonek siekiery i zważył w dłoni przedmiot, który wydał mu się znacznie potężniejszą bronią - widły. Miały większy zasięg i można było szybko pchnąć kogoś lub coś. Nie był to jednak jedyny interesujący przedmiot w chatce. Szmaty, benzyna, dwie butelki po piwie… Nie był biegłym chemikiem, ale oglądał różne filmy i skojarzenie nasunęło się samo.
Nadszedł czas na koktajl. Jacek przelał część benzyny do pustych butelek po piwie. Szmaty również nasączył, by najciaśniej jak to możliwe, zatkać nimi wylot. Nie martwił się, że zrobi sobie krzywdę. ”Najwyżej spłoniemy razem, sukinsynu” - pomyślał. Jeśli jednak wszystko się powiedzie, zyskają silną broń. I wtedy dotarło do Gołąbka… Nie miał zapalniczki. Zaczął przeklinać w duchu własną naturę grzecznego, niepalącego chłopca.
- Kurwa - zaklął pod nosem.

Tymczasem na zewnątrz Katia spojrzała na Alana.
- On nie jest w rodzinie. Nie przyjął umowy Szatana. Zresztą może nawet nie została mu złożona - wzruszyła ramionami, bo nie wiedziała. - On jest bardziej najemnikiem. Kontraktorem.
Zerknęła na Agatę, a potem znów na Wiadernego. Na samym końcu przeniosła wzrok na rzekę, przy której wciąż siedziała Amanda. Wyglądała dość melancholijnie. Na samym końcu Ceyn znów zerknęła na Alana.
- Moglibyśmy urządzić orgię dla wszystkich - zaproponowała jak gdyby nigdy nic. - Za jednym zamachem załatwilibyśmy was obojga - powiedziała. - Moglibyśmy zaprosić też Amandę i Jacka, skoro już tu są - rzekła. - To ustronne miejsce i moglibyśmy poczekać chwilę do trzeciej w nocy. Jest dość ciepło - dodała. - Z tego co pamiętam, to w chatce powinny być ścierki oraz nóż. Moglibyśmy wyciąć maski dla nas wszystkich. Wtedy byłoby bardziej bezosobowo i łatwiej pod względem emocjonalnym.

Agata nic nie odpowiedziała. Patrzyła gdzieś ponad swoją głową, jak gdyby coś tam zauważyła. Choć kiedy Alan zerknął w tamtą stronę, nic takiego nie zauważył.
- Ja też bym chciała wziąć udział - odezwała się Julia, którą Katia pominęła.
- Ty musisz zajmować się dzieckiem - odpowiedziała Ceyn.
Ulyanova zmarkotniała.
Słysząc o orgii w Alanie odezwały się uśpione, schowane głęboko instynkty drapieżnika. Czy tego chciał czy nie, był jak pies Pawłowa i reagował na pewne bodźce. Jak wtedy gdy Amanda zaczęło zmysłowo jęczeć prosząc, żeby ją rżnął. Oczywiście tylko udawała by spławić Agatę, ale mimo wszystko chłopak miał bujną wyobraźnię, nie potrzebował jak Mati świńskich pisemek, w swojej głowie potrafił wyreżyserować najbardziej perwersyjne i wyuzdane sceny erotyczne z koleżankami, część swoich fantazji zrealizował, nawet z Agatą, rok wcześniej, gdy była jeszcze dziewczyną Łukasza, choć chyba oboje niewiele z tego pamiętali a jedyną pamiątką po tamtej nocy był rapowy tekst, który powstał na cześć Woś.
- Maski to…hmm….ciekawy pomysł. Mam jeszcze coś, co może pomóc się poczuć nam …trochę przyjemniej.
Wyciągnął z kieszeni opakowanie różnokolorowych tabletek extasy, z którymi nie rozstawał się ani podczas szkolnych wycieczek, ani klubowych imprez.
Z jednej strony nie chciał by Amanda brała udział w satanistycznych orgiach, z drugiej zaczął zastanawiać czy nie jest to rozwiązanie ich problemu. Skoro on będzie uprawiał seks, dlaczego ona nie może? Rachunek zysków i strat się wyrówna, dalej będą mogli zacząć z czystą kartą, jeśli tak można w ogóle nazwać udział w grupowym seksie.
- To sprawa między tobą, mną i Agatą, ale jeśli ktoś zechce dołączyć, nie zamierzam protestować. Chcę to mieć za sobą i skupić na tym co naprawdę ważne.
Czyżby? Alan nie był taki pewny. Na chwilę zapomniał o Wielkim Ponad i wszystkim co ich do tej pory spotkało. Dziwne i skomplikowane jest życie człowieka. Życie nastolatka.



 
Bardiel jest offline  
Stary 17-03-2021, 18:34   #147
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Bogini, Venom, Satanistyczny prawiczek i spółka. cz. III

- Ja zajmę się dzieckiem - Amanda odezwała się w końcu. Wcześniej po prostu słuchała, odwrócona plecami do innych i wpatrzona w spokojną, morską toń. W nocy wyglądała jeszcze piękniej. - Możesz dołączyć do nich Julcia, nie przejmuj się małą ani tym co ci mówi Katia. - głos blondynki zdawał się być mocno beznamiętny. Zupełnie jakby jej to wszystko nie obchodziło. Ani kto co będzie robił, ani z kim. Ani nawet to, że będzie tam Alan. W rzeczywistości jednak czuła, jak pęka jej serce. Ale nie mogli postąpić inaczej. Alan musiał to zrobić. Tak samo jak Agata. Amanda nie widziała innej opcji. To tylko głupi seks, nic więcej, czyż nie? A jednak… Jednak bolało, jakby było czymś więcej. Musiała jednak choć udawać, że tak nie jest. Dlatego też spojrzała na nich przez ramię, odgarniając gęste blond włosy, które w świetle księżyca nabrały złocistego blasku. Na jej laleczkowatej buzi pojawił się uśmiech “dobrej koleżanki”, która bierze wartę jako niealkoholowy uczestnik imprezy, aby potem móc wszystkich bezpiecznie odwieźć do domu lub odpowiadać przed ewentualnym nalotem policji, gdyby impreza okazała się zbyt głośna i uciążliwa dla sąsiadów.

- Bawcie się dobrze - rzuciła pogodnie. Nie potrafiła jednak na dłużej zawiesić wzroku na Alanie, dlatego przemknęła spojrzeniem całkiem na chwilę, zatrzymując błękit swych oczu na uradowanej Julii - No daj mi już tego smroda, wariatko.

Alanowi nie spodobał się pogodny ton w jakim Amanda zwróciła się do reszty. Ona gra, pomyślał. Jeśli to co powiedziała przy domku, było chociaż częścią prawdy, jeśli naprawdę coś do niego czuła, musiała to znosić jeszcze gorzej niż on sam. Gdyby to on znalazł się na jej miejscu, gdyby to ona musiała się oddać innemu, jego serce rozsypałoby się na tysiące drobnych, potłuczonych kawałeczków. Nie mógłby mieć do niej pretensji, wciąż by ją kochał, ale to i tak by bolało, czy tego chce czy nie. Pomysł by wzięła udział w rytuale wydawał mu się jakimś kompromisem. Ale dziewczyna rozwiała wątpliwości. Jeśli nie przespała się ani razu z Mateuszem, to tym bardziej nie weźmie udziału w grupowym seksie. Chłopak starał się pilnować przy Katii, ale gdy blondynka zwróciła się do nich popatrzył na nią jak zahipnotyzowany. Wydawało się, że nie może być piękniejsza a jednak, w świetle księżyca odbijającym się w falach, na tle rzeki, z tym smutkiem i pewną nostalgią w oczach czarowała jego zmysły.

W końcu wyrwał się z otępienia, spojrzał na zegarek. Tarcza pokazywała godzinę pierwszą trzydzieści.

- Rytuał musi się odbyć przy świetle księżyca, tak? – zwrócił się z pytaniem do Ceyn – Równo o godzinie trzeciej? Gdybyśmy to zrobili na dachu hotelu, albo tarasie też by się liczyło? Ile czasu nam zajmie podróż tą łódką jeśli chcemy dotrzeć do miasteczka?


Katia spojrzała na niego z wyrazem twarzy wskazującym na to, że była bardzo zmęczona.
- A co ci powiedział Szatan? - zapytała. - Mój rytuał był o trzeciej w nocy na polance w lesie. Nie byłam przy waszej rozmowie, więc ci jej nie zacytuję - mruknęła. - Problem z dachem hotelu jest taki, że to są Rowy i możesz znaleźć tutaj mało hoteli z odpowiednim dachem. Natomiast taras ma to do siebie, że może nas nie pomieścić, poza tym będziemy atrakcją dla przechodniów, którzy przecież mogą pojawić się w nocy.
Potem zamilkła na moment, zastanawiając się.
- Wydaje mi się, że rzeka nie jest wcale długa - powiedziała. - Trzysta metrów i dotrzemy do mostu. Potem kolejne pięćset i do morza. Na plaży też by mogło być - dodała. - Może nawet lepiej niż tutaj. Jest ciepła noc, przynajmniej tyle.
Następnie Ceyn zagryzła wargę i spojrzała na Amandę. A potem na Alana. I znowu na Amandę. Czyżby zauważyła maślane oczy Wiadernego? Albo dziwną melancholię Sabotowskiej? Jeśli tak, to nie skomentowała niczego, choć po chwili znów odezwała się do chłopaka.
- Ale jesteś pewny, że dasz radę? - zapytała bardzo bezpośrednio. - Zdenerwowanym, zestresowanym facetom rzadko staje.
Julia aż zrobiła krok do tyłu i nieco mocniej przytuliła do piersi niemowlę. Jakby chcąc zasłonić jego uszy przed słowami Katii.

- A ty co robisz jak do twojego ojca przychodzi jakiś Quasimodo i prosi, żeby mu wyklepać garba albo naprawić ryja? – odpowiedział pytaniem Alan – Uciekasz z krzykiem czy rozkładasz mu nogi? Obowiązek, to obowiązek, wiem po co to robię, mną się nie przejmuj. Nie ma sensu tu dłużej siedzieć, wsiadajmy do łodzi i stąd spadajmy. Dzieciak robi za dużo hałasu.

Amanda niemal oburzyła się na słowa Katii. Mało brakowało, a odezwałaby się, z ledwością powstrzymała słowa, przyciskając wargi mocno do siebie, aby nie otworzyć ust. “Jemu nie stanie?! Za kogo ty go masz, oczywiście, że mu stanie! Wiadomo, że trudny z Ciebie przypadek paszteta z wielorybem i nawet harpun jak w twoją stronę leci to się kurwa tempi w locie, ale Alanowi stanie choćby skały srały i na pewno nie dzięki tobie, podła ściero”, wyżyła się w myślach i na sam koniec fuknęła pod nosem triumfalnie, uśmiechnęła się i poszła do Julii aby odebrać bąbelka.

Jacek był nieobecny przez cały ten czas, kiedy towarzystwo rozmawiało o orgii. Wyszedł teraz szybkim krokiem z chatki i nieświadomy tematu, wypalił krótko i rzeczowo:
- Kopsnie ktoś zapalniczkę?
Alan słysząc głos Jacka, odwrócił się od Katii i spojrzał na szkolnego siłacza.
- To ty palisz? – zdziwił się.
Przypominając sobie o papierosach, wyciągnął jednego, odpalił a potem oddał zapalniczkę koledze.
- Od dziś zaczynam. Dzięki - odparł zwięźle Gołąbek, odbierając przedmiot. - Mogę na dłużej?

- Bierz. W Rowach kupię nową – odparł Wiaderny. Zauważył, że Jacek wciąż jest niewyraźny i przybity – Doceniam, że się poświęcasz, serio stary. Byłem dla ciebie strasznym dupkiem i przepraszam cię za to. Nie zasłużyłeś na takie traktowanie, nikt nie zasłużył. Jesteś naprawdę w porządku i żałuję, że tak późno to zrozumiałem. Ale będzie jeszcze okazja to przegadać. Rano tu wrócimy i razem poszukamy Nadii.

Chłopakowi w pewnym momencie przyszło coś do głowy. Wziął więc kolegę na stronę.

- Wiem, co myślisz o Agacie, ale wydaje mi się, że ona naprawdę się zmieniła. Chciałbyś z nią zostać tu do rana? Będzie ci raźniej, jej pewnie też. Skoro my się dogadaliśmy, wy też możecie. Jeśli się zgodzisz, zostaniemy tu do trzeciej, zrobię co mam zrobić, a potem popłyniemy do Rowów a wy zostaniecie tutaj. Chodzi też o to, że w Agacie siedzi duch prababki Ceyn. Katia się wypompowała z mocy, ale może wykorzystać tą czarownicę przeciwko nam. Rozumiesz co mam na myśli? Wolałbym, żeby ona z nami nie płynęła

Czekał na odpowiedź kolegi.


Nagłe przeprosiny nieco zaskoczyły Jacka. Kiwnął głową na znak, że nie zamierza chować urazy. A przynajmniej wydawało mu się, że nie zamierza. Nawet kiedy już się nie jąkał, nadal pozostawał małomówny. Może tak już mu zostało w nawyku, a może rzeczywiście lubił lakoniczne wypowiedzi.
- Niech zostanie. Byle trzymała dystans - oznajmił Gołąbek, chowając zapalniczkę do kieszeni. - Co masz do zrobienia o trzeciej?

- Nie wiem czy chciałbyś to wiedzieć – westchnął Alan a w pewnym momencie znów coś go tchnęło. Spojrzał na Julkę, która właśnie oddawała niemowlaka w opiekę Amandzie. – Julka ci się chyba podoba, nie? Głupie pytanie, wszystkim się podoba, ale wydaje mi się, że ona chyba też cię lubi. Jakkolwiek głupio to zabrzmi, Ceyn chce zorganizować orgię na polanie. Chodzi o pewien rytuał. Ty zjadłeś jakieś paskudztwo a ja…no cóż…sprzedałem duszę diabłu. Dlatego wtedy próbowałem spalić kartę, wydawało mi się, że zrobiłem straszny błąd. Ale teraz myślę, że może to nie był wcale głupi pomysł. Widziałeś pewnie co Ceyn robi z kartami. I słyszałeś co mówiła o tym wymiarze. Wydaje mi się, że łączy nas teraz wspólny cel, mylę się?

Alan zauważył, że Jacek w swoich wypowiedziach jest lakoniczny, on za to sprawiał rozmiłowanego w swoim głosie i długich monologach.

- No więc, żeby rytuał się dopełnił o trzeciej w nocy w świetle księżyca, będę musiał bzyknąć Katię. I Agatę, bo ona też podpisała pakt. Ceyn chce zorganizować orgię i Julka jest chętna. Więc jeśli chcesz stary dołączyć, ja nie będę miał nic przeciwko…niech chociaż dwie osoby mają z tego jakąś przyjemność.

Nie wiedział czy Jacek się zgodzi, nie wyglądał na kolesia, który lubuje się w takich rozrywkach, ale Wiaderny uznał, że jeśli nie uda im się już nigdy wrócić do domu, chyba powinien spróbować.


Jacek wyglądał na wstrząśniętego. Wbił wzrok w trawę i przez dobrą chwilę ważył słowa Alana. Wiele informacji spadło dziś na kark jąkały. Za wiele. Tak wiele, że aż przestał się jąkać. Mimo to, nadal często brakowało mu słów.
- Orgia? - zapytał z niedowierzaniem. Pod wpływem słów Wiadernego, nastolatek wyobraził sobie nagą Julię. Nawet teraz ta wizja wydawała się nieprawdopodobna. Zawsze uważał, że Julia jest totalnie poza jego ligą. Czy pragnął ją dotknąć? Pocałować? Wziąć w ramiona? Uprawiać z nią seks? Oczywiście, że tak. Na samą myśl o tym krew Jacka zaczynała krążyć szybciej i odwiedzać dolne rejony ciała.
- Ja… Nie mogę - odparł w końcu Jacek, biorąc głębszy wdech. - Ja… Nie kontroluję się. To… Może się źle skończyć.

- Mógłbyś… rozszarpać… - Julia szepnęła. Zrozumiała. - To byłoby niebezpieczne.
Tyle że “niebezpieczne” wcale nie oznaczało “mniej seksowne”. Rosjanka spojrzała na Gołąbka w sposób, w który żadna inna kobieta nie zerknęła w jego życiu. Poczuł się dziwnym archetypem agresywnej męskości… choć jedyne co zrobił, to przyjął w siebie Czerwia.
- Musiałoby ci bardzo zależeć, żebyś nie wyrządził krzywdy - dodała Julia po chwili.

Przez moment trójboista spoglądał na Julię jak zahipnotyzowany. Nie zawarła paktu z diabłem, ale jej spojrzenie również potrafiło czarować. Przez głowę Jacka przechodziły wszelkie pomysły dotyczącego tego, jak wziąć Rosjankę tu i teraz. Większość z nich wydała mu się dość brutalna. Czy to Czerw podsyłał mu takie pragnienia? Czy po prostu uwalniał tamę, która do tej pory je blokowała?
- Oczywiście, że nie chcę wyrządzić ci krzywdy, Julia - otrząsnął się z chwilowego transu. - Ja naprawdę nie panuję nad tym czymś. Nieważne czego chcę lub nie chcę.

Julia dotknęła jego ramienia.
- Ale jesteśmy potrzebni - powiedziała.
Przez chwilę milczała. Może zbierała myśli. Przystawiła dłonie do swojej klatki piersiowej tak, jak gdyby chciała przytulić dziecko… ale go nie było. Amanda go przejęła. Wcześniej Rosjanka po cichu narzekała na obecność malucha. Musiała się nim opiekować. Ale kiedy go zabrakło, poczuła dziwną tęsknotę. Przelotnie zerknęła w stronę Sabotowskiej, która trzymała niemowlę. Ulyanova nawet nie miała pojęcia, czemu tęskniła za małym posraniuchem, ale tak było.
- Alan jest kompletnie zjebany i nieodpowiedzialny - szepnęła cichutko. - Wcześniej jebał kogo tylko mógł, ale ostatnio zrobił się z niego jakiś cnotliwy rycerz. Zerknij na niego i na jego miny. Ja go w ogóle nie poznaje - mruknęła. - I normalnie nie tęskniłabym za nim. Ale wkurwia mnie to, że kiedy akurat świat potrzebuje, aby kogoś zerżnął… dla dobra ludzkości… to zbudziła się w nim jakaś moralność. On żyje, by dręczyć - szepnęła.
Przez chwilę milczała. Cały czas jej duże, piękne, niebieskie oczy były wpatrzone w Gołąbka.
- Ale go potrzebujemy. Ty jesteś silny, ale nie wiem, czy możemy na tobie polegać. Już kilka razy mnie prawie zabiłeś… no cóż, taka prawda - Julia westchnęła. - Katia jest potężna, ale wyczerpana, i nie wiem, czy możemy jej ufać. Gdyby Alan dopełnił rytuału, a z nim Agata, mogliby mnie chronić. Mnie i dziecko. Znaczy nie moje dziecko. To dziwne dziecko, które znalazłam na polu. Myślę, że to Ali, ma jej oczy. Nie wiem, jak to możliwe, ale to chyba ona. Idź do Amandy i przejmij od niej to małe gówno. Spójrz w te źrenice. To Aaliyah. Ujrzysz ją w tej małej cegle - mruknęła Julia.
Jeszcze przez chwilę milczała.
- Podsumowując, do Alana z jakiegoś powodu kompletnie nie trafia, że może stanowić różnicę pomiędzy naszym życiem i śmiercią. Za każdym razem, kiedy Katia wspomina o rytuale, patrzy maślanymi oczami w stronę Amandy - to akurat szepnęła do ucha Gołąbka. - To mnie wkurwia.

Rosjanka zdawała się coraz bardziej zdenerwowana.
- Uważa, że jego osobiste romantyczne uczucia są ważniejsze od naszego przeżycia. Po raz pierwszy w kimś się zakochał i mu odpierdala. Szkoda, że w takim czasie, kiedy dosłownie wybił gong oznaczający koniec świata - mruknęła. - Katia jest czarownicą Satanistką, ale nie jest głupia. Ma swój instynkt. Potrzebujemy tej orgii, inaczej Alan nie włoży kutasa w te dwie dziewczyny. Będzie cały czas spoglądał na trzecią - Julia prawie że warknęła. - Jaka niedojrzałość.
Oczywiście łatwo było tak łatwo podchodzić do seksu dziewczynie, która sypiała z połową wyższych sfer Warszawy.
- Musimy go przekonać - na koniec mruknęła Ulyanova. - Jeszcze mogłabym go zrozumieć, gdyby był prawiczkiem. Ale nie jest. Raz nawet rżnął Agatę z tego, co wiem. Ale kiedy akurat trzeba ją faktycznie przeruchać, to jest wielki problem i kręci nosem. Spójrz na niego - warknęła Julia
Następnie niespodziewanie przytuliła się do Jacka.
- I dlatego tak cię szanuję. Robisz to, co jest konieczne. Wtedy, kiedy jest potrzebne. Zjadłeś tego Czerwia, aby nas chronić. Wiem dobrze, że nie zrobiłeś tego tylko dla swojego przetrwania. Od tego czasu co chwilę walczysz z nim. Widzę to po tobie. Męczy mnie, że nie mogę ci pomóc - Julia westchnęła. - Jesteś bohaterem. Dla porównania, Alan ma przeruchać i spuścić się w dwóch laskach i robi z siebie wielką ofiarę - szepnęła cicho.

Urabiała go. Jacek czuł, że Julia go urabia! I nie potrafił nic z tym zrobić. Łasiła się do niego, nazywała bohaterem, deprecjonowała Alana… Chciał jakoś przeciwstawić się jej urokowi, ale nie potrafił. Mówiła wszystko to, co pragnął usłyszeć. Z jednej strony wpływała na niego atrakcyjnością, z drugiej przemawiała do poczucia obowiązku chłopaka. Jak mógłby oprzeć się takiej kombinacji?
- Jest inny, ale… Przeprosił mnie. Może sporządniał? - szepnął Jacek. Nie potrafił jechać po Alanie. Nie teraz, kiedy pierwszy raz w życiu okazywał się równym chłopem. - Sam nie wiem…
W przeciwieństwie do Wiadernego, Jacek był prawiczkiem. Już perspektywa zwyczajnego stosunku z dziewczyną wzbudzała w nim ogromną tremę. A satanistyczna orgia z wyzwoloną seksualnie i bardzo doświadczoną Rosjanką? Niejeden zwątpiłby we własne siły.
- Dobrze, wezmę udział - zgodził się w końcu Jacek, odsuwając się od Julii. Czuł, że buzuje w nim coraz większe napięcie seksualne. Nie chciał wyzwolić go zbyt wcześnie. Zwłaszcza, że w jego przypadku nie było pewne czy tylko przeleci Julię, czy też przy okazji rozerwie na strzępy.

Julia stanęła na palcach i pocałowała go. Prosto w ustach. Co dziwne, Gołąbek nie poczuł się jakoś dziwnie. To nie było uczucie nie z tego świata. Po prostu posmakował pełnych, miękkich warg na swoich ustach. Zaskoczyło go tylko to, jak przyjemnie pachniała Rosjanka. Aż chciał ją mocniej przytulić, aby zaczerpnąć jej zapachu. Zwłaszcza włosów, która zdawały się przyciągać nie tylko swą barwą i długością.
- Cieszę się - szepnęła dziewczyna. - Jak zresztą wiesz, nie jestem cnotliwą dziewczyną. Sypiałam z mężczyznami, którzy naprawdę na to nie zasługiwali. Gdyby ich przetransportować do tej chwili, najpewniej by uciekli. Jesteś cichy, może się jąkasz, ale potrzeba było Rowów, abym zakochała się w tobie.
Zamilkła. Powiedziała znacznie więcej, niż planowała. Zrobiła krok do tyłu i spojrzała w bok. Wyraźnie przeklinała się w myślach. Zaczęła oddychać głębiej. Wyznanie miłości było czymś wielkim. Zwłaszcza dla niej.
- Nie powiedziałam tego nigdy nikomu - westchnęła. - Zabawne, co nie? - mruknęła
Bez wątpienia znała swoją reputację.

Alan nienawidził gdy wytykano mu błędy, nienawidził gdy ktoś ma rację i zazwyczaj nie pozostawał dłużny w docinkach więc gdy Rosjanka w końcu skończyła mówić, już miał się odgryźć, ale wtedy ona wyznała Jackowi miłość. Postanowił się więc zamknąć by nie psuć tej doniosłej chwili.

Jacek milczał. Zerknął przelotnie na Alana, tak jakby nie był pewny, czy się nie przesłyszał. Julia Ulyanova wyznała, że się w nim zakochała? A więc te wszystkie eposy rycerskie traktujące o tym, że należy uratować damę w opałach mówiły prawdę? Dama co prawda nie była zbyt cnotliwa, a rycerz żywił się robalami z Piekła rodem, ale jednak wątek był podobny.
- Ja… Tak właściwie to już się nie jąkam - odparł Jacek, paląc buraka. Zaraz potem uświadomił sobie, że zapewne nie to chciała usłyszeć Julia. Jąkanie lub jego brak nie było teraz ważne! Dlaczego to powiedział? Jacek, baranie, powiedz coś cool - skarcił się w myślach pospiesznie.
- Julia, ja… - jednak chyba się jąkał. - Nie wiem co powiedzieć.

- To ja będę mówić za ciebie - odparła Ulyanova. Spojrzała prosto w jego oczy.
Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że nie był świetnym mówcą. Może nie był w stanie znaleźć słów, które najlepiej byłoby wypowiedzieć. Ale stertę wrogów nie z tego świata i tak nie mogli pokonać słowami.
- Nasza miłość, czy brak miłości nie ma znaczenia - powiedziała. - Kończy się świat. Nasze uczucia tak naprawdę się nie liczą, bo może zginiemy za kilka godzin - mruknęła. - To Czarnobyl. Jacku, to Czarnobyl. Oni tego nie widzą, ale tak jest. Myślisz, że tam ludzie również czuli, że zginą z powodu promieniowania? Nie. No ale my jesteśmy w podobnej sytuacji - mruknęła. - Ta orgia… to ostatnia pozytywna rzecz, jaka może przytrafić się w naszym życiu zanim zginiemy. Słowo “orgia” brzmi negatywnie, jak gdyby to były nasze zachcianki i rozwiązłości, które przeszły do głosu… ale kurwa nie. Tu chodzi o to, aby jebany Szatan zstąpił z piekieł i osłonił mnie oraz moje małe dziecko. Nie moje, ale te, które znalazłam. Już o tym mówiłam - warknęła. - Nie jesteśmy już dziećmi, nie jesteśmy też nastolatkami. Chciałabym, żeby Alan, Agata i Katia po prostu to kurwa dopełnili - Julia aż stanęła na palcach. - Bo chciałabym przeżyć jeszcze kilka dni, zanim umrę.
Zamilkła na moment.
- Z tobą - mruknęła po chwili. - Nawet, jeśli jesteś biedny.

- W jednym Julka ma rację - wtrącił się Alan, podchodząc do dwójki, która wcześniej trzymała się raczej na uboczu. Ale Rosjanka z każdą chwilą mówiła coraz głośniej i ciężko było ignorować jej słowa. - Z wami będzie mi raźniej, głupio to brzmi, ale taka prawda. Więc fajnie, że chcecie się oboje przysłużyć światu i pójdziecie ze mną na polanę. Dziękuję. I powodzenia.

Chłopak postanowił zostawić zakochanych samych i dopalić papierosa na osobności. Po raz pierwszy w życiu szczerze zazdrościł Jackowi bo miał przy sobie dziewczynę swoich marzeń, podczas gdy on swoją musiał trzymać na dystans. I sprawić jej ból.


Jacek przez moment patrzył za odchodzącym Alanem, by po chwili wrócić spojrzeniem do Julii. Poczuł się dziwnie uskrzydlony. Zupełnie tak, jakby przestał już leżeć na dnie otchłani, sam na sam z potworem.
- Julia, ja… - zaczął w końcu. - Zadbam o nas. Nie pozwolę nikomu z nas zginąć. Zwłaszcza tobie.
Chwycił mocno Rosjankę za ramiona. Dopadł go urok chwili. Czuł, że to co mówi jest bezgranicznie naiwne, ale miał to gdzieś. Z jakiegoś powodu chciał to powiedzieć i zrobiło mu się lepiej.

- Ty nie - odparła Ulyanova. - Ale Czerw? Pewnie on pozwoliłby na naszą śmierć - mruknęła pod nosem.
Zamilkła przez moment. Ciężko jej było złapać myśli, kiedy czuła dłonie Gołąbka na swoich ramionach. Świadomość, że mógłby zmiażdżyć ją, gdyby tylko chciał, zdawała się zarazem przerażająca… jak i dziwnie podniecająca.
- Dobrze, że jesteś - mruknęła pod nosem i wtuliła się w ciało chłopaka. - Myślisz, że jestem oportunistyczną kurwą? Nagle zakochuję się w tobie sekundę po tym, jak zyskałeś wielkie moce? - skrzywiła się. - Boże, chyba na serio jestem okropna - nieco drgnęła. Tak, jak gdyby chciała wymsknąć się z objęć Gołąbka.

Jacek nie miał dobrej odpowiedzi. Nie był dostatecznie wprawiony w kontaktach międzyludzkich, aby stawiać podobne diagnozy. Zwłaszcza w kontekście relacji damsko-męskich. Szczerze nie wiedział czy Julia jest “oportunistyczną kurwą”. Miał nadzieję, że nie.
- Wydaje mi się, że za dużo ryzykujesz, jak na oportunistkę - stwierdził, nie pozwalając jej się uwolnić z objęć. - Ja czuję, że…
Jacek zawahał się. Przez chwilę nie myślał nad tym co jest właściwe, a co nie. Spojrzał w oczy dziewczyny i nagle uzyskał jasność umysłu.
- Po prostu chcę cię obronić.

Julia uśmiechnęła się do niego. Z jednej strony to był zwyczajny uśmiech. Zdawałoby się, że zwykły. Jednak w oczach Jacka zdawał się naprawdę wyjątkowy. Chyba chodziło o to, że osoba po drugiej stronie naprawdę na niego liczyła. I na jego słowa. Znaleźli się w dziwnym, niebezpiecznym świecie i deklaracje ochrony ze strony Jacka akurat coś znaczyły.
- Postaram się pogadać z Amandą - mruknęła.
Nie wyjaśniła dlaczego, bo przecież Sabotowska nie miała żadnego znaczenia w tym rytuale… przynajmniej na pierwszy rzut oka.
- A ty… porozmawiasz z Alanem? - westchnęła ciężko.
Chyba rozmowa z Wiadernym była w jej mniemaniu dużo większą udręką niż porozumiewanie się z Amandą.

Jacek spojrzał uważnie na Rosjankę. Pogadać z Alanem? W sensie jak facet z facetem? Tego chyba też nigdy nie robił. Nie zamierzał jednak się uchylać. Tym bardziej, że Wiaderny wyglądał na nieźle przybitego…
- Pogadam z nim - odparł trójboista, niechętnie odsuwając się od Ulyanovej i na pożegnanie delikatnie ściskając jej dłoń. Może nie był aż taki zły w te klocki, kiedy po prostu zdawał się na instynkt?
- Przyjdę później - dodał jeszcze, spoglądając za dziewczyną maślanymi oczami, po czym udał się na poszukiwanie Alana.
Julia pokiwała głową. Spojrzała na Gołąbka oczami pełnymi nadziei. Od razu poczuła się głupio. Nadzieja? Czy naprawdę mogła sobie na nią pozwolić? Uśmiechnęła się nieśmiało w stronę Jacka, żeby dodać mu otuchy, po czym ruszyła w stronę Amandy. Choć niechętnie. Nie miała pojęcia, jakie były jej myśli i stanowisko w sprawie. Ale musiała z nią porozmawiać.

Agata tymczasem milczała. Przez naprawdę długi czas. Dopiero po chwili spuściła wzrok.
- Widziałam Łukasza - powiedziała. - Łukasza Zielińskiego. Jego głowę widziałam - rzekła.
Zdawała się dziwnie zszokowana jak na osobę, która doświadczyła po drodze wielu różnych paranormalnych gówien.
- Ale milczał. I nawiązaliśmy kontakt wzrokowy… po czym się wycofał. Chyba nie chciał ze mną rozmawiać. Albo nie mógł… - Woś zawiesiła głos.
Julia zagryzła wargę, przechodząc obok. Zamierzała porozmawiać z Sabotowską, ale słowa Woś ją zatrzymały. Chciała sama coś odrzec.... Ale nie wiedziała, co dokładnie. Z trudem nadążała za wydarzeniami i nie czuła się zbyt komfortowo z tym wszystkim. Z drugiej strony gdyby nie te wszystkie problemy, pewnie położyłaby się i płakała po śmierci Sebastiana. Choć samo jego wspomnienie w tej chwili sprawiło, że zadrżała i zapowiedź łez zaczęła kłębić się w kącikach jej oczu. Dziwnie się czuła z tym, że tak szybko znalazła innego mężczyznę, który mógłby ją pocieszać. Z drugiej strony nigdy nie miała z tym problemów. Miała tylko nadzieję, że nie była zbyt wyrachowana.

- To… - mruknęła. - To ciekawe.
Bo co więcej miała powiedzieć.
- No ciekawe - Agata odparła. - Ale już go nie widzę.
Zabrzmiała cisza.
- Może go sobie przywidziałam - Woś dodała po chwili wahania, która sugerowała, że wcale w to nie wierz
Ulyanova wolno pokiwała głową.
- Znaczy… - zawiesiła głos. - Kto wie, może naprawdę się zobaczyliście. Nie zdziwiłabym się, gdyby magia miała coś w stylu efektu radioaktywnego. Tylko nie radioaktywnego, ale magicznego. Pierwiastka wypaczającego rzeczywistość. Wszyscy tak naprawdę jesteśmy Alicjami w Krainie Czarów. Choć Rowy brzmią znacznie mniej romantycznie.
Agata po prostu wzruszyła ramionami. Po chwili spojrzała na Amandę.
- Jak się czujesz? - zapytała.
Można było intepretować to pytanie na wiele różnych sposobów. Zabrzmiało trochę tak, jak gdyby Woś pytała o Alana… ale z drugiej strony nie wspomniała o nim. Choć taki był wydźwięk jej wypowiedzi? Chyba. Katia w każdym razie stała obok i na pewno uważnie słuchała.
- Ja? - Amanda zdawała się być zdziwiona. Do tej pory podrzucała sobie bobo na kolanku, robiąc mu małe bujanko, aby dziecko się trochę pocieszyło. Jak była mała, to takie “patatajanie” zawsze ją rozbawiało, choć chyba mała Ali była teraz o wiele młodsza, niż Amanda w tamtym czasie. Mimo to widać było uśmiech na twarzy bąbelka.
- W miarę możliwości, raczej dobrze. Żyjemy, póki co jakby bezpieczni od Wielkiego Ponad i jego zmutowanych wysłanników. Ty będziesz żyła, Alan też, Julia chyba zadowolona, że w końcu coś innego niż opieka nad sraluszkiem. Myślę, że aktualnie, to jedna z lepszych chwil, jaka nam się przytrafiła w ciągu ostatnich sześciu godzin - blondynka uśmiechnęła się szczerze po czym spojrzała na bobasa i zmieniła ton głosu na przesłodki - Co nie Alisia? Plawda? Ale sobie patatajasz, zaraz nam tutaj chyba odjedziesz - dodała pogodnie marszcząc przy tym nos, aby wytworzyć głupią minę. Ponoć dzieci lubią gdy w osobie, na którą patrzą, zmienia się mimika twarzy.
- Czuję się, jakby była jakaś apokalipsa zombie, tyle że nie ma zombie - odpowiedziała Agata. - Mam wrażenie, że w przeciągu jednego dnia wywróciło się do góry nogami wszystko. Najgorsze, że nie tylko świat… ale również ja w nim. Czuje się zagubiona trochę…

Spojrzała jakby tęsknie za niemowlęciem. To było zajęcie. Paskudne uciemiężenie. Ale coś w jej minie sugerowało, że chciałaby mieć podobne. Taki kłopot jak małe dziecko skupiało myśli i nie pozwalało zbyt dużo czasu spędzić na zbędnych rozmyślaniach. A ostatnio Agata miała ich zbyt wiele. Wcześniej pełniła rolę, którą dobrze znała. Wręcz karykaturalnie ją odgrywała. Kiedy świat zmusił ją do porzucenia tej fasady, poczuła się… odsłonięta. Żałowała, że nie miała żadnych prawdziwych przyjaciół. Oczywiście, ludzie wokół niej byli jej sprzymierzeńcami. Chodzili razem do klasy i razem znaleźli się w tym gównie. Ale nikt jej tu nie lubił i zdawała sobie dobrze z tego sprawę. I nie miała do nikogo o to pretensji. Z premedytacją zachowywała się okropnie. Niegdyś czuła się wręcz aktorką, która chowała się w roli aż tak bardzo spaczonej dziewczyny. Kiedy ją porzuciła, została sama z sobą. I nie wiedziała, czy lubiła to towarzystwo. Nie lubiła samej siebie.

Tymczasem Julia podeszła do Amandy… Na pewno chciała zacząć rozmowę. Ale odwróciła wzrok w stronę lasu, słysząc niespodziewany odgłos.

Sytuacja bardzo szybko zmieniła się nie do poznania.
Niekoniecznie napawając wszystkich optymizmem.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 20-03-2021, 19:39   #148
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację

Łukasz

Dziady, duchy, rody nasze prosimy, prosimy
Do wieczerzy, miejsca, ognie palimy, palimy
I zwierzynie dzisiaj ładnie ścielimy, ścielimy
Żeby słowa nam od przodków mówiły, mówiły


[media]http://www.youtube.com/watch?v=29B2ZyEk1CA[/media]

Łukasz był bardzo zajęty. Zaplanował sobie dużo pracy. Tak przynajmniej wydawało się w pierwszej chwili. Chciał zlokalizować Dżumę, potem nauczycieli, na samym końcu Ratsława i Martę Perenc. Zdawałoby się, że będzie musiał każdą z tych osób lokalizować z osobna. Okazało się jednak, że wszyscy znajdowali się w jednym miejscu.



To była dość przestronna, ale pojedyncza izba. Cała drewniana, zdawała się naprawdę pradawna i nieremontowana od wieków. A jednak było w niej coś przytulnego. Może chodziło o liczne pęta suszonych ziół i kwiatów rozwieszone na ścianie. Albo o słony zapach wędzonych ryb i kiełbas, znajdujących się na blatach. Brakowało tu tylko rozpalonego kominka, choć znajdowało się palenisko. Izba zdawała się bardzo prosta, ziemiańska i starodawna. Była również wypełniona ludźmi.



W jednym rogu siedziała związana Berenika, pani Bernadeta, pan Piotr oraz pan Sylwester. Szumna opierała się o ciało wuefistki. Zdawała się cała i zdrowa, choć jednocześnie brudna, spocona i zmęczona. Pasowałoby do niej również wściekłe spojrzenie... ale nie. O dziwo nie była gniewna. Miała pusty wzrok wpatrzony w przestrzeń, a jej mina nie wskazywała na jakiekolwiek emocje. Pozostali nauczyciele spali albo byli nieprzytomni. Bez różnicy.

W przeciwległym rogu znajdowało się łóżko, na którym leżał na wznak mężczyzna. Był otyły, ale blady. Wyglądał na chorego. Jego nogi zdawały się dla kontrastu cienkie jak patyczki. Najwyraźniej mężczyzna nieczęsto z nich korzystał. Być może nawet nigdy nie opuszczał posłania. Wózek inwalidzki znajdujący się niedaleko wydawał się zakurzony. Ciężko było określić wiek mężczyzny, na pewno jednak nie miał więcej niż czterdziestu lat. Na łóżku leżał również Ratsław w pozycji na lewym boku. Stykał się ciałem z niepełnosprawnym, który głaskał go delikatnie po głowie.

– Zabiłem ją – szepnął młodszy mężczyzna. – Zabiłem naszą siostrą, Gniewko. Zabiłem Dobrawę – łkał.
W nogach siedział królik, ale bez wątpienia Ratsław mówił do inwalidy.



Tymczasem z drugiej strony nadeszła Marta Perenc. Miała talerz pełen pierogów ziemniaczanych, polanych roztopionym masłem z dodatkiem przysmażonej kiełbasy. Ślinka ciekła jej na widok dania, ale nie było dla niej. Usiadła na brzegu łóżka – które skrzypnęło pod ciężarem takiej ilości osób – i zaczęła karmić Gniewka. Ten przełknął pierwszy kęs pokarmu, ale wnet odezwał się.



– Biedna Dobrawa. Biedne babcie – westchnął. O dziwo miał silny głos pełen energii. – Jednak to nie jest czas na rozpaczanie – mruknął. – Przejąłem kilka mew krążących nad Rowami i widziałem, co Sataniści przywołali w obozie. Koniec świata... jeżeli temu nie zaradzimy. Musimy czym prędzej znaleźć odpowiednie kroki.

Ratsław usiadł i otarł łzy z twarzy.

– Nie ma nic takiego, co moglibyśmy zrobić – mruknął. – Oczywiście, mogę znów stać się awatarem Trzygłowa. Pewnie udałoby mi się zabić kilka ogarów, ale nie ich Matkę. Nie dam rady sam tego uczynić. Na pewno nie teraz, kiedy straciłem wolę walki. Gdy płonął we mnie gniew, czułem się silny. Ale gdy go straciłem... powietrze kompletnie ze mnie uszło... Przepraszam towarzysze, że was zawiodłem. Że nie udało mi się zemścić na wszystkich. Teraz muszę zostać, aby bronić Świętego Dębu. Jeżeli ogary go zaatakują... – zawiesił głos.

Gniewko milczał przez chwilę. Marta zaczęła nacierać z kawałkiem pieroga, ale gestem zasygnalizował, że nie ma w tej chwili ochoty.

– To nie twoja rola, bracie – mruknął. – To ja jestem Strażnikiem Puszczy. Ja i moje zwierzęta ochronimy Dąb. Mam kontrolę nad większą liczbą niedźwiedzi niż kiedykolwiek wcześniej. Babcie dobrze mówiły, aby je rozmnażać. Teraz nam się przydadzą. Na jakiś czas wystarczą... ale nie na wieki. Musisz znaleźć pomoc – dodał. – Ty i Marta.
– Ja? – Marta zatrzepotała rzęsami. – W czym taka słaba kobitka jak ja mogłaby pomóc takim silnym facetom jak wy? – zapytała uwodzicielskim tonem, po czym przegryzła słowa kawałkiem smażonej kiełbasy.
– Nie bądź taka skromna – odparł Gniewko. – Jesteś dobrą uczennicą. Może jeszcze nie potrafisz tyle co ja, ale twoja kontrola nad jaskółką była bezbłędna. Przydasz się Ratsławowi do zwiadu.

Łukasz poczuł, że męczy się coraz bardziej. Jego kontakt się urywał. Co więcej, niepełnosprawny mężczyzna zaczął spoglądać w jego stronę. Chyba go nie widział... jeszcze... ale z drugiej strony czemu zmarszczył czoło? Zieliński nie miał pewności.



Tymczasem Ratsław wstał i zaczął iść tam i z powrotem.

– Ale jakiego zwiadu? Czego od nas chcesz? Jaki jest twój plan? Ja nie widzę żadnego wyjścia! – krzyknął. – Zawsze byłeś optymistą, bracie. Obawiam się jednak, że przekroczyłeś próg, w którym optymizm zamienia się w głupotę.
– Jestem głupi – przyznał Gniewko. – Ale z innego powodu. Z powodu mojej bezczelności. Odwagi, aby sięgnąć po środek ostateczny...
– Chyba nie mówisz o...
– Masz wiele kart Satanistów. Wieżę, Gwiazdę, Śmierć, Głupca, Eremitę, Sprawiedliwość, Rydwan, Powściągliwość. Nie po to zbierałeś je, abyśmy mieli z nich nie skorzystać.
– Potrzebowalibyśmy wszystkich, aby pokonać Matkę – odezwała się Marta. – Chcesz, żeby Ratsław biegał za naszymi kolegami i próbował im odebrać następne? Nie pozwolę na to, aby ich zabijał. Sławek, już dość dzisiaj zabijałeś – w głosie Perenc zabrzmiała dziwna powaga, którą przełknęła razem z kolejnym pierogiem.
– No wiem – mruknął Ratsław. – W każdym razie...
– To zbyt niebezpieczne, aby biegał po Rowach, kiedy są zainfekowane najgorszym paskudztwem – rzekł Gniewko. – Mamy osiem kart. To dużo. Wystarczą na to, żeby udać się do... i zbudzić...
– Nie, tylko nie ją... przecież...

Kontakt urywał się. Łukasz odniósł wrażenie, że było jeszcze wiele informacji do usłyszenia. Czystym przypadkiem natrafił na moment narady Słowian. A zdawało się, że najbardziej soczyste informacje miały dopiero nadejść. Co takiego chcieli zrobić z kartami? Co lub kogo przyzwać? Jak będzie wyglądał rytuał? Gdzie chcą się udać? Co uczynić ze związanymi jeńcami?
Czy Łukasz miał odwagę, aby zostać dłużej i spróbować uzyskać odpowiedzi na te pytania?

Domek na kurzej łapce dalej obradował.




Maja

This fire is out of control
I'm going to burn this city
Burn this city


[media]http://www.youtube.com/watch?v=haW_ruZ_Be8[/media]

Maja miała prosty i całkiem bezpieczny plan. Wyszła z karetki, zostawiając w środku Łukasza pogrążonego w transie. Doszła na skraj mostu i rozejrzała się wokoło, ale nie ujrzała z tej pozycji nikogo. Uznała więc, że ruszy nieco dalej, ale nie zbyt daleko. Miała złe przeczucie. Było zbyt cicho. W powietrzu coś się unosiło. Jakby złowróżbna zapowiedź wydarzeń, które zaraz będą miały miejsce. Wnet doszedł do tego dziwny swąd siarki, ale tej w pierwszej chwili nie rozpoznała.

Doszła do barierki. Chwyciła ją mocno, spoglądając na zewnątrz. Ujrzała Feliksa oraz Adama, spacerujących brzegiem Łupawy. Przystanęli, spoglądając przed siebie. Wnet na rzece zawirowały dwa błyski błękitnego światła. Maja zmrużyła oczy, próbując dostrzec coś więcej. Była jednak zbyt daleko. Miała jednak dziwne wrażenie, że ta dwójka rozmawiała z tym blaskiem. Trzebiński musiał ją dostrzec na moście, gdyż podniósł dłoń i pomachał jej niezgrabnie. Potem jednak odwrócił się z powrotem do Adama i kolorowych świateł. Aż dreszcze przeszły po ramionach Krawiec. Czyżby w Rowach co chwilę działy się paranormalne wydarzenia? Wszystko wskazywało na to, że za każdym rogiem można było odkryć coraz bardziej i bardziej dziwne zjawiska.

Nawet nie miała pojęcia...



W pierwszej chwili pomyślała, że to spadająca gwiazda. Ognista kula światła spadała z niebios prosto w jej stronę. Maja poczuła gorące podmuchy, które ją nagle owionęły. Część mostu znajdująca się najdalej od niej zapaliła się. Najwyraźniej drewno było stare, suche i wręcz prosiło się o pożar. Źródło ognia przefrunęło tuż nad jej głową i uderzyło w przestrzeń pomiędzy nią i karetką. W miejscu, w którym jeszcze nie tak dawno stała.

To był płonący ptak. Feniks. Ten, którego wcześniej widziała na niebie. Zdawał się zraniony i z rany na jego piersi sączyło się niebieskie światło. Kwilił paskudnie i głośno. Buchały z niego języki ognia... które zdawały się niebezpiecznie blisko karetki. W której znajdował się pogrążony w transie Łukasz! Był w śmiertelnym niebezpieczeństwie! Maja pamiętała, jak bardzo nieprzytomny był poprzednim razem. Pewnie nie zdawał sobie sprawy z wydarzeń mających miejsce tuż przed jego nosem! A Krawiec była jedyną osobą, która mogła mu pomóc. Tyle że musiałaby przebiec obok krwawiącego Feniksa. A to z oczywistych powodów był cholernie niebezpieczne. Czy więc powinna to uczynić dla Łukasza, który przecież opatrzył jej rany, gdy była w potrzebie?

Jakby tego było mało, kolejna postać spadła z nieba. To była młoda, ładna dziewczyna na miotle. Podniosła dwie lub trzy karty i otoczyła ją fala migotliwej energii, która złagodziła impakt. Mimo to zdawał się dość dotkliwy. Wylądowała na samym środku mostu w części, która jeszcze nie płonęła.
– Hej, ty! – krzyknęła wreszcie. – Tak ty! – zwracała się bez wątpienia w stronę Krawiec. – Chodź no tutaj! Potrzebuję twojej pomocy! To sprawa... – rozkaszlała się – ...życia i śmierci!

Maja znalazła się w potrzasku między Feniksem oraz młodą czarownicą.




Estera, Feliks

Time it took us
To where the water was
That's what the water gave me
And time goes quicker
Between the two of us
Oh, my love, don't forsake me
Take what the water gave me


[media]http://www.youtube.com/watch?v=am6rArVPip8[/media]

Esterka i Feliks szli brzegiem Łupawy. Było dość urokliwie. Woda cicho szumiała.

– Czasami mam wrażenie, że jak wsłuchać się w ten szelest, to można odkryć wszystkie tajemnice rzeki – powiedział chłopak. – Trzeba tylko umieć słuchać. Jednak ja straciłem tę umiejętność. Elektryczne światła Warszawy mi ją ukradły. Na samym początku, już jako człowiek, byłem blisko natury. Mieszkałem na wsi mniejszej nawet niż Rowy. Chodziłem po lasach, polach, wokół jezior i rzek. Słyszałem sprzeczki i flirty najróżniejszych duchów i rusałek. Nie czułem się wcale samotny i nawet pomyślałem, że może nie będzie tutaj aż tak źle. Ale nie mogłem dłużej uciekać od prawdy. Na kompletnym zadupiu nie spłacę mojego długu. Z bólem serca musiałem przeprowadzić się do większego miasta. Wybrałem stolicę. Pomyślałem, że zostanę dealerem, choć nie było z tym wcale łatwo – mruknął. – Szczerze mówiąc większość czasu poświęcałem na samo przeżycie. Nie miałem pieniędzy, mieszkania, żadnego startu... wszystko, co mam, zdobyłem sam. Bez niczyjej pomocy. A wcale nie mam wiele. Jestem bezdomny. Znaczy moim domem jest ukradziony samochód. Na początku kradłem również jedzenie, dopiero potem byłem w stanie na nie zarobić handlem narkotykami. To mimo wszystko małe pieniądze, bo sprzedaję ze śmiesznie niską marżą. Chciałem sprzedać jak największe ilości Księżycowego Pyłu. Dla ciebie, Erynnis – mruknął Feliks. – Przyjąłem stypendium tego liceum głównie dlatego, bo jego uczniowie mają chore ilości pieniędzy i wiedziałem, że będą kupować dużo. Poza tym mogłem się regularnie kąpać na licealnym basenie, a wcześniej miałem problem z dostępem do ciepłej wody. Ludzie zauważają, jak śmierdzisz i ciężej jest im wtedy sprzedawać towar. Gdybym wiedział, że przez to wszystko wyląduję w takim miejscu jak Rowy... – fuknął. – Ale może nie skończyło się tak źle. Bo dzięki temu mam ciebie z powrotem – uśmiechnął się do siostry.

Zamilkł na moment.
– Nie wiem, jak zorganizuję nasze życie po tym wszystkim, ale damy radę. Teraz, kiedy mamy siebie nawzajem, wszystko jest możliwe. Zwłaszcza, że dzięki twoim talentom będziemy mogli trochę oszukiwać. Pomoc duchów jest nieoceniona i zatęskniłem za nią dopiero wtedy, kiedy ją straciłem.

Wnet Esterka przycupnęła przy rzece i skoncentrowała się. Zaczęła przywoływać zjawy. Śpiewała do nich czystym, melodyjnym głosem. Przyzywał je i kusił niczym słodki miód. Wnet dwa jasne, niebieskie światła pojawiły się pod taflą wody. Zaczęły się okrążać. Wnet wyłoniły się i przedstawiły.

„Kto mnie wzywa?”, w głowach Faerie pojawił się głos. „Moje imię to Kałamarek. Jeden z wielu duchów Bałtyku. Moją domeną jest woda, pieniste fale oraz potęga morza. Jestem potężny!”

Głos ducha był piskliwy i nieco dziecięcy. Zdawał się nieco obrażony, choć może po prostu miał taką naturę.


„Któż mnie budzi?”, rozległ się kolejny głos. „Zwijcie mnie Błękitką. Jestem panią jeziora Gardno. Największym z tamtejszych duchów. Moją domeną jest słodka woda, narybek, światło księżyca oraz moc uleczania. Nikt mi się nie równa!”


Następnie obydwa duchy zamilkły, spoglądając na siebie nawzajem.
„To znowu ty!”, krzyknęły do siebie w tej samej chwili.
Wtem nastąpił jazgot. Zaczęły się kłócić z sobą tak szybko i niezrozumiale, że nawet Faerie niewiele z tego rozumiały. Feliks wzruszył ramionami, spoglądając na siostrę. Następnie przeniósł wzrok na most. Ujrzał stojącą na nim Maję. Pomachał jej niepewnie.
– Mam nadzieję, że nie słyszy i nie widzi tego – mruknął pod nosem. – Nie wiem, jak jej to wytłumaczymy.

Tymczasem duchy rozdzieliły się i podfrunęły w stronę Erynnis.
„Lud Faerie od wieków jest przyjacielem duchów”, powiedział Kałamarek. „Prowincjonalne duchy jak Błękitka tego nie zrozumieją, ale my, duchy Bałtyku, akceptujemy wasze dorady. Jesteśmy międzynarodowi. Poza tym Bałtyk jest dużo większy od Gardna.”
„To się nie godzi!”, odparła Błękitka. „Ja też akceptuje zdanie Mooinjer Veggey... i nie jestem wcale prowincjonalna. Jestem wyjątkowa! Może i Gardno jest mniejsze od Bałtyku, ale przynajmniej jestem tam panią. A ty musisz dzielić się władzą z wieloma braćmi. Ha! Słabeusz!”

Konflikt miał wybuchnąć na nowo, ale wtrącił się Feliks z niezbyt wyrafinowanym pytaniem.
– Ale o co chodzi?
Duchy o dziwo były skoro do wyjaśnień.

„Toczymy od wieków bój o rzekę Łupawę”, powiedział Kałamarek. „Uważam, że wchodzi pod moją jurysdykcję, gdyż to krótka rzeka uchodząca prosto do Bałtyku w miejscu, które jest pod moją opieką.”
„Ale to nie jest morze”, skontrowała Błękitka. „A Łupawa odchodzi od mojego jeziora, od Gardna. To mała rzeka i jezioro też jest małe, więc stanowią całość. Łupawa należy bardziej do Gardna niż do Bałtyku. Ale ten pokraczny boginek nie może tego zrozumieć!”
„Boginek?! Jak ty mnie nazwałaś?!”
„A boginkiem”, Błękitka przyznała bezwstydnie.
„To się nie godzi, rusałko przebrzydła!”
„Rusałko?! Coś ty powiedział!?”
„A żeś jest rusałką!”

Duchy tak się kłóciły przez kilka długich sekund, aż spojrzały na Esterę.
„To powiedz! Kto z nas ma rację? Do kogo powinna należeć Łupawa? Do mnie, prawda, że do mnie!?”, obydwa duchy krzyknęły jednocześnie.

Feliks przysunął się do siostry i szepnął jej do ucha.
– Po chwili namysłu sądzę, że jednak wcale nie tęsknię za duchami tak bardzo, jak mi się wcześniej wydawało – mruknął z przekąsem.


Jacek, Julia, Katia, Aaliyah, Alan, Amanda, Agata

Holy water cannot help you now
See, I have to burn your kingdom down
And no rivers and no lakes can put the fire out
I'm gonna raise the stakes
I'm gonna smoke you out

Seven devils all around me
Seven devils in my house
See, they were there when I woke up this morning
I'll be dead before the day is done


[media]http://www.youtube.com/watch?v=SM8PU-mTSaI[/media]

Jacek odnalazł Wiadernego, kiedy ten spokojnie dopalał papierosa na uboczu.
- Ale dzień, nie? - zagadał niezręcznie, zerkając to na Alana, to gdzieś w ciemną przestrzeń. Sprawiał wrażenie, jakby ktoś go tu przysłał i nie wiedział co właściwie chce powiedzieć. - W ogóle zrobiłem dwie mołotowy w chatce. Może się przydadzą. Czy coś.
Trójboista podrapał się po głowie i skrzywił. Najwyraźniej płonące koktajle to było coś, co w świecie Gołąbka przełamywało pierwsze lody.
- Trzymasz się?

Alan jednak nie miał czasu, by odpowiedzieć. Sytuacja zmieniała się szybko i niekoniecznie na lepsze. Choć było to dużym niedopowiedzeniem. Wszystko wskazywało na to, że informacja o Mołotowach mogła być bardziej istotna, niż chcieliby tego zebrani uczniowie...

Spomiędzy drzew zaczęły wyłaniać się drobne, upiorne sylwetki. Zdawały się niewielkie tylko i wyłącznie dlatego, gdyż wciąż znajdowały się daleko. Odległość dla tych stworzeń nie była jednak najmniejszą przeszkodą. Przypominały nieco ogary, ale głównie ze względu na to, że poruszały się na czterech łapach. Liczne, wijące się wokół nich macki sugerowały, że te stworzenia nie miały nic wspólnego z ziemską fauną. Na dodatek światło odbijało się od nich w dziwny sposób. Jak gdyby natrafiało na te istoty, jednak nie były zbudowane ze standardowej, zwyczajnej materii. Dlatego też załamywało się pod dziwnymi kątami, tworząc kolory, które ciężko było nazwać. A może to ludzkie oczy nie wiedziały, jak je interpretować.

Jeden z potworów skoczył naprzód i w przeciągu sekundy pokonał kilkanaście metrów. Wylądował na drzewie, które złamało się od impaktu, jak gdyby było uschniętą gałązką. Następnie skoczył raz jeszcze, wzlatując ponownie. Pozostałe monstra również nie odznaczały się opieszałością. Wszystkie ruszyły wprost na chatkę wypełnioną Czerwiami.

– Do łódki! – krzyknęła Julia.
– Głupia, nie zdołamy wszyscy do niej dobiec! – odparła Katia.

Niestety tak prezentowały się fakty. Nie tylko trzeba było odwiązać linę, ale również usadowić się na niewielkiej przestrzeni zarezerwowanej dla dwóch osób. Na dodatek wcześniej planowali pomieścić na niej drugie tyle ludzi. Nawet gdyby wszyscy zerwali się do biegu, mogli zostać rozerwani na strzępy w trakcie przygotowań. Co więcej, nie mieli wcale pewności, że stwory nie potrafiły pływać. Lub nawet biec po wodzie. Stworzenia nie z tego świata posiadały tę irytującą cechę, że można było spodziewać się po nich dosłownie wszystkiego.

Ktoś musiał zostać i spowolnić potwory, jeżeli choć jedna osoba miała wyjść z tego cało.
– Agata, Alan... uciekajcie – powiedziała Katia. – Jacek, chroń ich. Muszą wyjść cało. Możecie wziąć Amandę.
Następnie Ceyn ruszyła w stronę tej ostatniej.
– Posłuchaj, piękna… - zaczęła. - Oddaj mi dziecko – powiedziała wiedźma.
– P-po co? – zapytała Ulyanova, stojąca obok. - Co chcesz od tego dziecka?
– Kurwa, jak myślisz! – wrzasnęła Katia, zerkając raz jeszcze w stronę pola potworów.

Panował chaos... A jednak zrobiło się nagle dziwnie cicho.
– Nie robię tego tylko dla siebie – szepnęła Katia. – To najczarniejsza magia ze wszystkich możliwych. Nawet ja się jej boję. Nawet ciotka mnie przed nią przestrzegała. Jednak jeśli poświęcimy dziecko, będę miała dość energii, aby nas wszystkich ochronić... Amanda, oddaj mi je.
– Nie! – krzyknęła Julia. – Nie pozwolę ci zabić małej! – wrzasnęła. - Amanda, nie słuchaj jej! Nie oddawaj jej dziecka!
Krzyki Rosjanki zdawały się dodatkowo podniecać potwory. Macki wokół ich paszcz poruszyły się jakby szybciej.
– Musi być inny sposób! – krzyknęła jeszcze.
– Mogę zaczerpnąć moc z płodu w twojej macicy, ale poronisz – odpowiedziała Katia niewzruszonym tonem. Trzymała mocno Julię. Potem przeniosła wzrok na Sabotowską. – Wybieraj, Amanda. Dziecko Julii, czy dziecko w twoich ramionach.

Agata zrobiła krok do przodu.
– Jest inny sposób – powiedziała. – Zostaw Julię, błagam – jęknęła. – Nie bierz dziecka od Amandy. Jest inny sposób. Ja was uratuję!
– A jaką ty masz kurwa wartość? – zapytała Katia.
– Mam Ortyszę – powiedziała Woś. – Wydobądź ją na zewnątrz. Ona powstrzyma potwory. Wiem, że jest w stanie. Czuję to.
– Kurwa, czujesz, ale może gówno tego małego gówniaka – rzekła Katia. – Wiesz, o czym do mnie mówisz?! To cię zabije. Nie mam czasu na długi rytuał. Mogę zrobić tylko krótki. Brutalny. Taka akcja sprawi, że niewiele z ciebie zostanie.
– Myślisz, że nie wiem tego? – Agata szepnęła. – Lecz wciąż... chcę – mruknęła. – Chcę – powtórzyła głośniej.

Katia jednak nie chciała poświęcić ewentualnej siostry satanistki.
– To tylko małe gówno – powiedziała w stronę Amandy. – Oddaj mi je i będzie po wszystkim. Puszczę Julię.
– Nie... – Ulyanova łkała. – Musi być inny sposób.... Musi być inny sposób...
– Decyduj, Amanda - powiedziała Ceyn. - Julia czy niemowlę?

 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 20-03-2021 o 20:42.
Ombrose jest offline  
Stary 20-03-2021, 20:14   #149
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_r3yxfU4Gpw[/MEDIA]

Eris słuchała słów brata teraz kiwała jedynie głową Kiki miał kilka ciekawych pomysłów, które pozwoliłby się im ustawić, ale nie czas, aby teraz robić bratu kolejny wykład, bo dopiero, co się otworzył i nie chciała, aby się znów obraził a potem zamknął w sobie. Musiała rozegrać to wszystko taktycznie zarówno brata jak jego kolegów jak i mistyczne moce tego miejsca.

Zaczęła od rytuału przyzwania wyjęła złoty krzyżyk z kieszeni dresowej bluzy kilkoma ruchami naostrzyła jego krawędź i przecięła palec wskazujący wyciskając kilka kropel do nurtu jednocześnie recytując strofy wiersza.


Woda niepohamowany żywioł
Potężna i władcza Dawczyni wszelkiego życia
Zmienna i niepewna Jak samo istnienie
O miliardzie barw Lazur, jaspis, zieleń.
Mulista lub przejrzysta I każda z tych barw tak jasna żywa.
Bardziej niż wszystkie wytwory ziemi Czy ręki istot żywych.

Jej ofiara przywołała dwa duchy w przeciwieństwie do brata była zachwycona żywiołową sprzeczką żywiołaków! Podjęła decyzje, ale nie byłaby sobą gdyby nie spróbowała wykorzystać ich animozji żeby ugrać więcej:

- O wielki i wspaniały kałamarku! Kraken to potężny symbol siły, który szanuje i w każdej innej sytuacji stanęłabym po twojej stronie szanując pakt pomiędzy naszymi ludami jednakże teraz potrzebny mi jest dar uzdrawiania, aby przywrócić zdrowie mojemu bratu oraz jego rannej ukochanej! Jeżeli nie jesteś wstanie zaoferować mi tej mocy mimo całej mojej sympatii i twojemu urokowi muszę oddać palmę pierwszeństwa pięknej damie błękitnej toni Pani Błękitce, bo gdy jesteś ranny nie ważne jak wielka potęga za tobą stoi siła tsunami nie jest istotna, gdy nie możesz uzdrowić ciała... Potężny Kałamarku czy jesteś wstanie zaoferować mi coś równie cennego jak dar uzdrawiania czy też mam ogłosić piękną damę Błękitkę władczynią wód Łupawy ? - Spytała filuternie.

Kałamarek był naprawdę słodki gdyby miała wybór pewnie postawiłaby na niego, bo dziecinnym duchem łatwiej manipulować, ale dar leczenia był teraz dla niej najistotniejszy! O wiele ważniejszy od potęgi sprzymierzeńców Błękitka nie wydawała się złym wyborem była prawdziwą Damą Wód na pewno dogadają się z Erynnis o ile Kałamarek nie przebije jej oferty.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 20-03-2021 o 20:30.
Brilchan jest offline  
Stary 20-03-2021, 20:31   #150
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Duchy zdawały się zaskoczone.

"Czyli to, do kogo należy Łupawa jest uzależnione tylko i wyłącznie od tego, kogo z nas chcesz bardziej wykorzystać?", zapytały jednocześnie.

Zdawały się niekiedy bardzo zgodne jak na duchy, który tak bardzo się kłóciły. Wyglądało na to, że ich złość przekierowała się na Esterę.

"Musi skończyć się to przedmiotowe traktowanie nas", powiedziała Błękitka.
"To był twój pomysł, aby słuchać rad Fae", odparł niezgodnie z prawdą Kałamarek. "Im nigdy nie zależy na nas. Pewnie nas nawet nie słuchała. Nie licząc fragmentu o naszych aspektach."

Bez wątpienia liczyły na to, że Estera rzuci geograficzne uzasadnienie, dlaczego któryś duch miałby wygrać. A nie uzależni swojej decyzji od tak samolubnych pobudek.
 
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172