Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2021, 08:50   #145
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Bogini, Venom, Satanistyczny prawiczek i spółka. cz. I

Alan biegnąc przez las, czuł jakby znalazł się w jakiejś pojebanej baśni, gdzie drzewa nagle ożywają a gałęzie stają złowieszczymi mackami. Mimo, że nie wiedział co ich ściga, gdzieś pod skórą czuł, że wydarzyło się coś strasznego. Coś straszniejszego niż nastoletnia czarownica mordującego jego przyjaciela, czy kolega z klasy zamieniający się na jego oczach w potwora. Chłopak cały czas czuł bliskość Amandy. Chciał się zatrzymać, znaleźć chwilę czasu by wyjaśnić co wydarzyło się, przy domku, objąć czule, pocałować, po prostu cieszyć się tym, że przy nim jest. Ale nie mógł tego zrobić, nie kiedy czuli na karku oddech tych istot pożerających ludzi, nie kiedy drzewa przyglądały im się, i wyglądały jakby próbowały wyciągać w ich stronę swoje rozczapierzone gałęzie i konary. Nie wiedział jak długo będzie w stanie znieść to emocjonalne napięcie. Jednej nocy złamał nogę, otarł o śmierć, stracił przyjaciela, oddał duszę diabłu. Zakochał się. Wszystko się w nim kotłowało a był to dopiero początek. Najgorsze dopiero przed nim. To, że może teraz stracić Amandę wydawało się gorsze niż śmierć, gorsze niż dusza skazana na wieczne potępienie, połączona z jaźnią upadłego anioła.

Gdy w końcu dojrzeli znajdującą się nad brzegiem chałupkę, Alan na chwilę zatrzymał się. Puścił dłoń Amandy, lecz nie miał siły by nie dotknąć jej twarzy i czule odgarnąć grzywki z czoła. Spojrzał dziewczynie w oczy. Miał w pamięci to o czym rozmawiali w domku.

- Jeśli jest tam z nimi Katia, nie zdradzajmy się, że…no…wiesz…
Amanda kiwnęła głową na znak, że zrozumiała. Było to wręcz dla niej oczywiste, że nie mogą mówić o sobie ani pokazywać swoich uczuć. Miała nadzieję, że Katia nie ma jakiejś nadzwyczajnej przenikliwości i sama się nie zorientuje, a nawet jeśli to że jednak tego nie wykorzysta przeciwko nim.

Następnie Alan zwrócił się do Agaty.

- Ceyn to psychopatka, więc to co zobaczyłaś i usłyszałaś zostaje między nami. Nie chcę, żeby wykorzystała Amandę przeciwko mnie. Rozumiesz to Agata? To nie są żarty, ona zamordowała Mateusza, nas też próbowała zabić. Cokolwiek będzie bredzić, my jesteśmy twoją rodziną, nie Ceynowie, nie Halmann, ani Lucyfer. Przyjechaliśmy tu razem, i wrócimy razem.

Woś uśmiechnęła się krzywo.
- Mam nadzieję, że rzeczywiście tak to się potoczy - westchnęła. - Nie wiem, czy to będzie dla nas możliwe, ale powinniśmy o to walczyć - dodała. - Wiem tylko jedno. Rowy odmieniają, już nas odmieniły. Wolałabym, aby część tych zmian pozostała… bliskie spotkania ze śmiercią sprawiły, że zupełnie inaczej podchodzę do siebie, czy do was. Ale inne mogłyby się cofnąć, jak na przykład konszachty z Szatanem - parsknęła, jak gdyby to był żart. - Na pewno nie będę mówiła Katii o was. Ani nikomu innemu. To zresztą wasza sprawa, nie moja, więc i tak nie miałabym prawa do powtarzania informacji na wasz temat - mówiła. - Chciałabym z wami uciec, ale mam w sobie dosłownie ducha kilkusetletniej czarownicy. Jeżeli ja stąd się wyrwę, to ona również. Zastanawiam się, czy może nie byłoby lepiej, gdybym… - westchnęła.
Nie dokończyła. Przez moment milczała, a cienie pośród drzew zaczęły się pogłębiać.
- Ale nie jestem moją matką - szepnęła cicho. - To jedno mnie powstrzymuje.

Amanda bez wahania przytuliła Agatę

- Głupia, nawet tak nie myśl, że mogłoby cię tu nie być - pogładziła przyjaciółkę po plecach, oparła brodę o jej bark - Zawsze byłaś naszym małym światełkiem, który poprawiał humor i napawał optymizmem. Mimo tej czarownicy w sobie, wciąż jesteś sobą i za to cię kochamy. - Amanda oderwała się od Agaty aby spojrzeć na jej buzię. Odgarnęła kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się w miarę możliwości.

- Poradzimy sobie jakoś. Musi się nam udać. Ok?

Starała się zachować dobrą minę do złej gry. Miała nadzieję, że dobrze jej to wychodzi. Las był przerażający. Blondynka w uszach słyszała jak mocno wali jej serce. Na każdym kroku miała wrażenie, że gałęzie drzew chcą ją pochwycić i pożreć w swych konarach, gdzieś wysoko nad ziemią, a potem wypluć jak coś wstrętnego. Bała się. Chciała przytulić się do Alana, ale nie był na to czas. Musiała choć spróbować udawać, że wszystko jest dobrze i że wierzy w to, że będzie jeszcze lepiej.

Agata bez wątpienia potrzebowała tego uścisku. Sama wczepiła się w Sabotowską. Blondynka wtedy zrozumiała, że Woś była nie mniej przerażona od niej. Przez chwilę czuła się jednak mniej przerażona i mniej samotna. Amanda poprawiła jej humor i zrobiła dokładnie to, co powinna była uczynić.
- Jak sobie pomyślę, że niejednokrotnie życzyłam ci w myślach śmierci za to, że jesteś ładniejsza ode mnie… - Agata zawiesiła głos. - Jestem chujowym człowiekiem. Ale będę lepszym - powiedziała i odsunęła się już od Amandy, ale nadal się do niej uśmiechała. - Chciałabym być twoją przyjaciółką… ale nie jak do tej pory. Tylko taką prawdziwą. Mam nadzieję, że jestem kimś, z kim będzie warto się przyjaźnić…

Agata może była opętana przez czarownicę, ale paradoksalnie zaczęła się zachowywać tak, jak gdyby właśnie została poddana egzorcyzmom. I zły duch, który przez całe liceum w niej siedział, po prostu usunął się w cień. Tymczasem Julia stała przy chatce. Podskakiwała i machała do nich dłonią niczym fanka na koncercie ulubionego zespołu rockowego.
- No chodźcie już, do diabła! - krzyknęła.
- Ciekawy dobór słów - Agata mruknęła pod nosem.
Agata się zmieniła, widział to, miała rację, to miejsce ich w jakiś sposób odmieniło. Jednych na lepsze, drugich na gorsze, ale odmieniło. Szkolna primadonna wcześniej wywoływania w nim rozbawienie, czasem irytację i zażenowanie. Jeśli w Janie Chrzcicielu kogoś nienawidzono bardziej niż jego i Mateusza, była to Agata Woś. Jej okrucieństwo względem słabszych przerastało jego własne, lecz Wiaderny nie miał na swoje występki żadnego usprawiedliwienia a za jej zachowaniem stała przejmująca historia. Patrzył na nią teraz ze współczuciem, na które być może nie zasługiwała, ale z pewnością potrzebowała. Bo Agacie nikt nigdy nie współczuł, dorastała w masce potwora chowając swoje traumy i demony. Amanda w paru zdaniach powiedziała to czego sam by nie potrafił wyrazić. Po przyjacielsku położył dłoń na ramieniu koleżanki i kiwnięciem potwierdził tylko, że zgadza się ze słowami swojej ukochanej.
Przez krótki moment dopadła do refleksja i pytanie, dlaczego martwa czarownica, nie ujawniła do tej pory obecności, nie spróbowała zrobić im krzywdy, jeśli rzeczywiście była taka niebezpieczna. Zastanawiał się czy ich teraz słyszy. Miałby ochotę to sprawdzić, gdyby mieli więcej czasu. A nie mieli. Widząc, jak Julka do nich macha puścił dziewczyny przodem, samemu zabezpieczając tyły i wypatrując zagrożenia, które mogłoby nadciągnąć z głębi lasu.

Drużyna AA oraz Drużyna JJ w końcu się spotkały. Jacek nie pałał jednak aż takim entuzjazmem, jak Julia. Wyłonił się z chatki, występując przed Rosjankę.
- Co wy robicie?! Odsuńcie się od niej! - odezwał się ostrzegawczo trójboista, wskazując na Agatę. Był wyraźnie zaaferowany. I nie jąkał się.
- Ona jest niebezpieczna!
Nie to, co ja - pomyślał mimowolnie. A może to złośliwy pasożyt podsunął mu tę sarkastyczną myśl?

Julia zmieniła swoją reakcję błyskawicznie. Mocniej ścisnęła niemowlę, które zaczęło płakać. Wnet zmarszczyła nos, kiedy poczuła bardzo brzydki zapach. Zdawało się, że dzieci robiły kupę. Nagle przypomniała sobie, dlaczego wykonała tak wiele aborcji.
- To prawda! - powiedziała, kiedy jej entuzjazm oklapł. - Widziałam na własne oczy, jak duch czarownicy opanował Agatę. To nie jest ona! - krzyknęła Ulyanova. - To nie jest nasza Agata!
Za Jackiem i Julią pojawiła się postać młodej dziewczyny. Jej czarne włosy powiewały na delikatnym wietrze, a kości policzkowe odznaczały się w świetle księżyca. Na razie nic nie mówiła, spoglądając na całą trójkę. Myślała, wwiercając spojrzenie w Agatę. Ta natomiast skrzywiła się.
- No ma rację, tak właściwie - powiedziała Woś ciszej. Tak, że usłyszeli ją jedynie Alan i Amanda. - Jestem trochę inną Agatą - mruknęła.

Zdawało się, że nie była w nastroju na próby udowodnienia, że wszystko z nią dobrze.
- Nie zbliżaj się, demonicheskaya shlyukha! - krzyknęła Julia.
- Nie wrzeszcz tyle - mruknęła Katia. - Na litość boską, twe krzyki niosą się po lesie i po wodzie, jakbyś miała megafon - syknęła. - I przewiń swojego śmierdzącego bachora. Już sam smród Czerwi mnie pokonuje, a tu jeszcze to gówno.
- A jak ja ci go tu przewinę? - Julia posłała Ceyn nieprzyjemne spojrzenie.
- No masz rzekę, wypłucz osraniucha w rzece, a potem wypłucz tę szmatę…
- Rzeka jest zimna. Jak zawinę ją w mokrą szmatę, to przeziębi się maleństwo.
- No tak, no to niech lepiej, żeby odparzyło się w gównie i jeszcze wrzeszczało przez ten cały czas - Katia przewróciła oczami. - Jesteś chodzącą reklamą antykoncepcji.


Alan nie spodziewał się takiego powitania. Stanął bliżej Agaty.

- W porównaniu z Szumną, ona nikogo jeszcze nie zabiła - odpowiedział chłopak po czym dodał z przekorą wbijając mocniej wzrok w Julkę i Jacka – …ani nie próbowała zabić. Więc kurwa wyluzujcie, dobra? Mamy większe problemy, coś w obozie atakuje ludzi.

- W porównaniu z Bereniką każdy będzie lepszy, nawet Al-Kaida - odparła Julia. - To, że ktoś jest od niej lepszy tak naprawdę nic nie oznacza.
Zdawało się, że wciąć nie wybaczyła Dżumie śmierci Sebastiana

Dopiero po chwili Alan zwrócił uwagę na Katię. Wyglądała zupełnie inaczej niż przy ich pierwszym, niefortunnym spotkaniu. Już po rytuale była osłabiona, ale teraz chyba potrzebowała kroplówki.

- Ceyn, to tu się dzieje? Czym są te potwory, skąd się tu wzięły? Ty i twoja rodzinka macie coś z tym wspólnego? – zapytał.

- Agata jest normalna, dajcie jej spokój - Amanda stanęła w obronie przyjaciółki. Nie widziała Jacka, Julii i Katii zaledwie godzinę, a miała wrażenie, że minęły lata. Wyglądali jak gówno. Wszyscy. I tak samo od nich waliło, choć blondynka zrozumiała, że to tak naprawdę to dziecko. Było dla nich wszystkich przeszkodą.

- Dobra, to pójdę z Julią i Jackiem umyć i przewinąć bąbla, a wy ustalcie co dalej. Macie chyba do pogadania we trójkę. Są w tej chacie jakieś prześcieradła? Cokolwiek? Nie oddam znowu swoich ubrań - Kucyk poprawiła bluzę, którą dostała od Alana i nabrała w płuca powietrza. Przy okazji wchłonęła zapach chłopaka, ale przy tym jej mina nie uległa zmianie, mimo iż zrobiło jej się przyjemnie.

- Mam nadzieję, że te dzikie psy za nami nie pobiegną. - dodała jeszcze i machnęła ręką do Julii, aby do niej podeszła. W trójkę powinny jakoś dać sobie radę.

Gołąbek nie wyglądał na przekonanego. Nie podobało mu się, że do drużyny dołączy druga tykająca bomba. Tak dla jasności: siebie uważał za pierwszą. Nie zanosiło się jednak na to, aby wyraził swój sprzeciw fizycznie.
- Nawet jeśli na chwilę się uspokoiła, to nadal jest opętana. Nie zapominaj o tym - odparł Alanowi po chwili milczenia. - Chociaż teraz przynajmniej się nie drze.
Jacek zarzucił siekierę na ramię. Mimo zaproszenia Amandy, nie miał najmniejszego zamiaru zajmować się przewijaniem dzieciaka. Ostatnie, czego potrzebował, to niemowlak na sumieniu. Wystarczy, że czerw nagle nabierze smaka na dziecięcy móżdżek i czeka go kolejna batalia. Poza tym uważał, że dziewczyny lepiej radzą sobie z takimi sprawami.
- Ceynowa nie wie za wiele o potworach, bo sama mnie pytała skąd się wziął ten grzyb - podjął ważniejszy temat, zerkając na Katię. - Wydaje mi się, że Wiesiek rozpętał jakieś gówno. Zawsze był dziwny.
Jacek przeniósł wzrok na Amandę.
- Jakie dzikie psy?


- Nie zapomnę. Ale cokolwiek w niej siedzi, do tej pory nas nie zabiło. Może czeka na okazję, a może chce czegoś innego. Zamierzam się tego dowiedzieć – odpowiedział Jackowi Alan i zachęcił opętana koleżankę by podeszła bliżej – Wszyscy jedziemy teraz na tym samym wózku i musimy trzymać razem. Nie widziałem tych potworów, ale widziały je Agata i… Amanda.

Wypowiadając przy Katii imię dziewczyny, w której bez pamięci się zakochał starał się być bardziej beznamiętny niż zazwyczaj. Bał się nawet spoglądać w jej kierunku, bo jego oczy zdradzały wszystko co chciał ukryć. Zwrócił się do nastoletniej czarownicy.

- Znasz się pewnie na tych wszystkich religijno-magicznych pierdołach. Jeśli Jacek ma rację i Czartoryski coś tu sprowadził, może domyślisz się co to może być? Agata opowiedz jej co widziałaś.

Dawna Woś pewnie sprzeczałaby się i nie posłuchała. Tylko dlatego, bo ktoś ośmielił się dać jej polecenia. Ta jednak bez cienia wahania zaczęła opowiadać o przedziwnym, różowym monstrum, które wyrastało z boku dawnego budynku administracyjnego. Wyjaśniła, jak dziwnie czuła się, kiedy glitchowało przed jej oczami, zmieniając się to w piramidę, to w dziwną kulę… Choć koniec końców zawsze powracało do wyjściowej formy purchawy.
- Widziałam również takie pęcherzyki, jakby spory - rzekła. - Pączkowały od tego czegoś. Potem pękały i uwalniały takie okropne stworzenia. Amanda nazwała je dzikimi psami, ale to duże niedopowiedzenie. To tak, jakby nazwać bombę atomową fajerwerkiem.

Julia i Amanda ruszyły nad rzekę. Wszyscy znajdowali się już blisko siebie i nadal mogły uczestniczyć w rozmowie. Dziecko wiło się, zapłakane i różowe, kiedy Ulyanova ściagała z niego zanieczyszczony materiał.
- Sladkiy Iisus… - jęknęła, krzywiąc się.
Pocierała o siebie materiał, ale bez detergentu ciężko było wyprać pieluszkę.
Katia wróciła z chatki z dużym ręcznikiem, który zdawał się w miarę czysty. Choć pewnie pachniał dużo gorzej po tym całym czasie spędzonym wewnątrz chatki.
- Po karmieniu Czerwi zawsze myjemy ręce w rzece, chyba że jest zima - wyjaśniła i podała Amandzie materiał.

Następnie spojrzała na Jacka, a potem na Alana. Nie była pewna, który zadał jej pytanie, gdyż przez ten czas znajdowała się w chatce. Potarła nos, spoglądając w bok i zastanawiając się. Przez dłuższy czas milczała.
- Ciotka opowiadała mi o wielu różnych siłach, które wywierają wpływ na nasz świat - rzekła Katia. - Nie jestem specjalistką. Szczerze mówiąc nigdy mnie te opowieści nie interesowały, zawsze czekałam na lekcje wysadzania obiektów kartami - uśmiechnęła się drapieżnie. - Nadia na pewno mogłaby powiedzieć nam więcej, to taka prymuska. Mam na myśli moją siostrę bliźniaczkę - dodała. - Wydaje mi się, że to, o czym opowiadacie, to Wielkie Ponad. Brzmi dziwnie, wiem… ale też mniej więcej o to chodzi. To bardzo dziwny wymiar, ponad wszystkimi innymi. Najbardziej odległy i przez to przerażający. Według podań Wielkie Ponad ma za zadanie pochłaniać kolejne światy. Niczym pasożyt, przechodzi z jednego żywiciela na drugiego i pozostaje przy nim tak długo, aż wyssie z niego wszystko. Wielkie Ponad nie może samo pojawić się w nowym świecie, ale musi zostać wezwane… to właśnie haczyk. Ale kiedy już zostanie wpuszczone, to pojawi się pierwszy bastion, swoisty łącznik z Wielkim Ponad. Nazywamy go… no cóż, Pierwszym. Kiedy pojawi się jakaś określona liczba takich wynaturzeń, cały świat zapadnie się pod swoim własnym ciężarem i zostanie wessany przez Wielkie Ponad. Niegdyś podobno było kilka inwazji, które zostały odparte w jakiś sposób, ale nie mam pojęcia jak. Musielibyśmy albo znaleźć księgi mojej ciotki, albo poszukać Nadii, która może będzie pamiętała więcej ode mnie - mruknęła Katia.

Dawny Alan, zapalony entuzjasta hip hopu, koksu, zimnej wódki i przygodnego seksu wyśmiałby Ceyn, kiedy tylko skończyłaby mówić. Teraz nie było mu do śmiechu, choć nie wyobrażał sobie by cokolwiek prócz dużej asteroidy mogło unicestwić ich świat. Odrzucał od siebie tą niedorzeczną myśl.

Wielkie Ponad.

Poczuł lodowate zimno, a włoski na rękach zjeżyły, gdy w myślach powtórzył nazwę wymiaru. Potem spojrzał na swoje czarne paznokcie i wyrastające a palców ciemniejące pręgi pod skórą. Zrobiło mu się jeszcze zimniej.

- Miałem to w dupie, ale po tym wszystkim co tu zobaczyłem, albo usłyszałem też chcę wysadzać obiekty kartami – zaczął spoglądając na Katię z poważną miną. Nie przeszkadzała mu obecność Jacka ani Agaty. Tylko jedna osoba mogła sprawić, że szybko uciął by temat i jak Gołąbek po prostu się zaciął, ale ona wspaniałomyślnie odeszła wiedząc, jak ciężka dla niego…dla nich obojga jest ta sytuacja.

- Źle zaczęliśmy naszą znajomość. Nie podoba mi się jak traktujesz ludzi, ale rozumiem cię, bo jeszcze parę godzin temu byłem taki sam. Ty stawiasz się wyżej bo masz moce a ja kasę. To, że czujemy się tacy zajebiści to zasługa naszych ojców, więc pod tym względem, nie różnimy się od siebie za bardzo. Wiem, jedno. Nie chcę mocy, po to żeby deptać ludzi w ziemię, tylko im pomagać. Na początek, ewakuować stąd moich przyjaciół. Potem zająć tymi stworami zanim się stąd wydostaną i zaczną zabijać w miasteczku. Nie obchodzą mnie twoje…wasze…ok, nie poprawiaj mnie, NASZE wojny z lokalsami. Jeśli w tym to co powiedziałaś o tym wymiarze, o Wielkim Ponad jest chociaż ziarno prawdy, myślę, że powinniście odłożyć wasz spór na później. Zawiesić broń. Jeśli ty ani żaden Ceyn tego nie potrafi, wystąpię jako wasz reprezentant. Domyślam się, że ci Zdunkowie robią podobne rzeczy co wy, czarują, latają na miotłach, rzucają klątwy. Tu jest ich dom, więc jeśli mają chociaż trochę oleju w głowie, zgodzą się na wszystko o co ich poproszę. Zabiją mnie? Trudno, ale jeśli ich wsparcie zwiększy nasze szanse, warto zaryzykować. Jest jeszcze ta martwa czarownica, która siedzi w Agacie. Z nią też bym chciał porozmawiać. I z Martą. Naszą przyjaciółką, która chyba nie żyje. Siostrą Mateusza – dodał choć przecież Katię pewnie to gówno obchodziło - Zakładam, że umiesz wywoływać duchy, macie tu tabliczki ouija albo istnieją inne sposoby.

Chłopak po chwili uniósł swoją dłoń by pokazać Katii ciemne wypustki pod skórą.

- Agata twierdzi, że to nas zabija i żeby to zatrzymać musimy odbyć drugą część rytuału. Nie chciałem tego robić i dalej nie mam na to ochoty, ale wierzę, że nie znalazłem się tu przypadkiem. Poczułem coś. I chcę, żebyś pomogła mi odkryć co. Nie wiem czy zapomnę ci kiedyś Mateusza, ale jeśli Ceynowie mają pogodzić się z Zdunkami, przykład chyba powinien iść z góry, dlatego ci wybaczam. Wyciągam rękę na zgodę. Nie musimy się lubić, ale możemy współpracować. Może z czasem czegoś się od siebie nauczymy, zrozumiemy siebie nawzajem. Tylko musimy dać sobie szansę. Ja za szybko się poddałem, widziałem w tobie tylko potwora. Zanim odniesiesz się do wszystkiego co ci powiedziałem, muszę zapytać o jeszcze jedną rzecz. Czy istnieje inny sposób, żeby umowa z twoim ojcem się dopełniła?
 
Arthur Fleck jest offline