Domostwo arcymaga Mollervida
Do dnia pamiętnej wizyty w domostwie zgrzybiałego elfa Kethrys święcie był przekonany o tym, że Ogary Najwyższego posiadały w swym kasztelu bibliotekę magicznych ksiąg z prawdziwego zdarzenia. Kilkadziesiąt starych tomiszczy i dwa tuziny wsadzonych w wodoodporne tuby pergaminów jawiło się młodemu mieszańcowi zbiorami wręcz nieprzebranymi, ale teraz młody półork zupełnie o żałośnie mizernej bibliotece sekty zapomniał.
Zbiory obłąkanego starca sprawiały wrażenie kolekcji godnej tego, aby zajmowała ona zaszczytne miejsce w bibliotece samego Katana! Doprawdy, stężenie magii pulsującej we wszystkich otaczających Kethrysa przedmiotach było tak niemożebnie silne, że Ogarowi podczas coraz bardziej otwartego obmacywania ksiąg i pergaminów zaczynało kręcić się w głowie. Nie potrafiąc w pewnej chwili już dłużej znieść tego wywołującego gęsią skórkę wibrowania mocy Kethrys opadł na wolny zydel i wsłuchał się w opowieść gospodarza.
Potężny czarodziej – co do tego półork nie miał już najmiejszych wątpliwości – prawdziwie postradał rozum, ale najwyraźniej wciąż zachował pełnię swoich talentów. Na samo wspomnienie zamiaru ograbienia jego kurnika Kethrys czuł teraz przemożną słabość członków. Czcigodny mimo elfiego rodowodu Mollervid pewnie zmieniłby go w kupkę popiołu jednym mrugnięciem oka i w przerwie między dwoma oddechami. Stary mistrz Mrrukh, najpotężniejszy czarnoksiężnik w sekcie Ogarów Najwyższego, mógłby takiemu Mollervidowi co najwyżej ocierać zadek albo ku uciesze starca wymamlać mu przyrodzenie.
Kiedy zaś gospodarz z nieudawaną chyba ochotą zaproponował gościom pomoc i protekcję w wyprawie do Dziurawej Twierdzy, Kethrys musiał się złapać obiema rękami za zydel, by na nim nie podskoczyć. Na język zaczęły mu się cisnąć różne żądania, oczywiście wszystkie obrane w fałszywie służalczą pozę, nie wtrącał się jednak w rozmowę godniejszych od siebie wyczekując niecierpliwie momentu, w którym jemu samemu miało przyjść zabrać głos.