Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2021, 20:42   #16
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Wybrana przez Mervi “knajpa” w zasadzie nie była pełnoprawną knajpą, jeśli za knajpę uznać miejsca w którym pija się alkohole, nawet jeśli są tylko wirtualne i generalnie nie dają znajomego uczucia odprężenia wynikającego z chemicznej stymulacji organizmu.
Sektor był małym, dusznym barem urządzonym na modłę starych, amerykańskich barów przydrożnych. Najwidoczniej wszyscy tutaj musieli dostosować swoje ikony do bardziej realnej stylizacji - ale to dla przybyszów nie był problem.
Mervi wiedziała, że miejsce to jest naprawdę solidnie zabezpieczone oraz specjalizuje się w innego rodzaju używkach. Obsługujący sektor barman (nikt nie wiedział czy to człowiek, duch czy może coś pomiędzy) mógł za dobrą opłatą przetransferować reakcje fizjologiczne z sieci na światy realny. Co prawda zalecał do tego odpowiedni sprzęt VR, nie popularne pośród wirtualnych adeptów gogle z rękawicami lecz bardziej znane z Iteracji X kompleksowe systemy. Barman deklarował, że nawet na starym sprzęcie może dokonać swojej sztuczki, zmuszając za pośrednictwem mózgu klienta, aby jej własny organizm zsyntezował pośrednie chemikalia związane z daną używką.
Tajemnicą poliszynela było to, iż w podobny sposób zdarzało się przemycać do świata rzeczywistego bojowe narkotyki.
Niezależnie od świadczonych usług, miejsce to było skrajnie bezpiecznym terenem neutralnym, gdzie potrafiły zawitać i przedstawiciele tradycji, i unii, a nawet, podczas nieco lepszych czasów, wspólnie zasępić się nad kielichem.
Japonka tym razem postanowiła dostosować się do nowego miejsca. Zamiast koronek i sukienki miała teraz czarną bluzkę z rozciętymi ramionami spiętymi na agrafki, do tego paski, pieszczochy oraz paski. Wyjątkowo była w długich spodniach. Nawet makijaż miała nieco inny, bardziej naturalny.
Healy zaś zmatowiał tracąc barwy. Jego strój się nieco zmienił. Jego wygląd zrobił się bardziej “szorstki”. Healy wszedł w tryb noir. I rozejrzał się ciekawie dookoła.
- Może być - stwierdził. Nie zamierzał naprawdę poczuć wpływ alkoholu w tym miejscu. Samo udawanie mu wystarczyło. Piwo zawsze smakuje w dobrym towarzystwie, nieważne czy prawdziwe czy wirtualne.
Technomantka spojrzała dłużej na Akane nie mówiąc słowa. Przeczesała dłonią swoje krótkie włosy ufarbowane bladą różową farbą, spod której wychodziły już jasne odrosty. I ta ikona posiadała makijaż, agresywny kolorystycznie, a na lewym przedramieniu widniał tatuaż tribalowego tygrysa, którego ogon oplatał rękę.
- Ruszcie się. - Mervi skierowała się do oplamionego zakrzepłym piwem stolika, którego zabrudzenie zakryła wyblakłą ścierką… znaczy serwetką - Chcecie pić wersję standard czy exclusive za kasę? - zapytała, gdy usiedli - A, i nie róbcie wiochy, jak zobaczycie Technolka. Oni też piją.
- Dla mnie standard.- odparł po namyśle Irlandczyk.
- Standard - japonka dosiadła się. Widać było jak na jej twarzy pojawiła się niechęć kiedy Mervi wspomniała o unii. - Mam wrażenie, że nieco inaczej się zachowujesz.
- Inaczej? - spojrzała zdziwiona.
- Bardziej jak punk - wytłumaczyłą spokojnie. - Może to kwestia ikony.
- Trzeba trzymać odpowiedni fason, czasami zupełnie inny. - oparła łokcie na stole i przysunęła się trochę ku Akane - A ty w sumie… tak samo. - spojrzała na Patricka - Bądź tak miły i załatw pićku dla Aki. Ja spasuję. - wróciła uwagą do japonki, ale jedynie badawczo ją obserwowała.
- Co się będę fantazyjnie stroił? Pasuję do miejsca.- odparł Healy wstając żartobliwie. - I po co pytałaś co piję, skoro i tak chciałaś mnie posłać do wódopoju?
Po czym ruszył do baru załatwić tą kwestię.
- A więc… - Mervi odezwała się do Akane po chwili - Który Ci się podoba?
Akane zamrugałą kilkukrotnie speszona pytaniem. Odzyskała rezon kiedy wzięła głębszy oddech.
- Mogę ci odpowiedzieć, ale sama mam pytanie. Chcesz wiedzieć aby nie przeszkadzać czy dokładnie na odwrót?
- Żeby wiedzieć na kogo będę zwracała uwagę, kiedy się nim zajmiesz. - uśmiechnęła się.
- W jaki sposób?
- W jaki sposób będę zwracała uwagę? Po prostu obserwując. Jak się zajmiesz? - uśmiechnęła się niedwuznacznie - A jak sądzisz?
Akane odwróciła spojrzenie. Mervi skojarzyła z tymi wszystkimi wrednymi modelkami, które w najodpowiedniejszym momencie wbijały mentalny sztylet w plecy.
- Nie znam was. Nie znam ich. Być może i istnieje jakieś zainteresowanie, ale wydaje mi się, że póki co jest to ciekawość… Wolę chociaż trochę poznać nim się w cokolwiek wpakuje. Taka odpowiedź ci pasuje?
- Nie znasz mnie, a jednak poszłaś ze mną. - przypomniała beznamiętnie - A co do reszty… Czy w Internecie ze Śpiącymi też tak podchodzisz? To Randka w Ciemno bez reklamacji.
Tym razem japonka westchnęła z irytacji.
- Jesteśmy w jednej kabale. Miałaś pomysł i potrzebowałaś pomocy to poszłam. Tak samo pomogłam Samuelowi. Nie ma w tym za bardzo nic więcej. Jestesmy grupą, mamy zadanie i każde wykonuje swoje kroki aby je ułatwić lub w nim pomóc. Przynajmniej tyle mogłam pomóc.
Dziewczyna skrzywiła się.
- A co do twojego pytania. Ja… niekoniecznie miałam na to czas. Nie... hm… czy powinniśmy się nastawiać na cokolwiek przy okazji tej pogoni.
- Zmieniasz temat kochana. - Mervi na szybko rozejrzała się po barze - Na razie nie zawracajmy sobie głowy tym. Powiedz lepiej… który zaciekawił?
Japonka czuła się dziwnie prowadząc tę rozmowę. Nigdy nie lubiła takich rozmów. Obcokrajowcy jednak zawsze uwielbiali gadać na ten temat.
- Samuel - powiedziała w końcu.
Mervi wyglądała na zaskoczoną.
- Serio? Pytałam w sumie o to miejsce, ale taka odpowiedź też dobra. - przesunęła dłonią po swoich włosach - Wiesz… Ładne dziewczyny mają powodzenie, więc wydawało mi się, że to nie jest Ci takie obce. - dodała trochę zbita z tropu zachowaniem japonki.
Akane zsunęła się na krześle czerwieniejąc na twarzy. Miała ochotę się zapaść pod ziemię.
- Chyba… nie rozumiem o co pytasz - powiedziała zasłaniając dłońmi twarz aby ukryć swoje zażenowanie.
- Pytam, który z obecnych tu ci się podoba, ale teraz to już nieważne w sumie. - spojrzała z lekkim uśmiechem na zaczerwienioną Akane - Ale serio? Na pewno byś miała facetów na pęczki do wyboru, a ty tym się nawet nie interesowałaś?
- To nie tak… - dziewczyna szukała słów, które jeszcze nie wiedziały jak się odnaleźć. W końcu jękneła, fuknęła i sapnęła odzyskując panowanie nad sobą.
- Przepraszam - mruknęła po tym niewielkim przedstawieniu. - Wyobraź sobie, że nie miałam na to czasu… ale też wcale nie byłam popularna.
- Może - zamyśliła się - Ale jednak pan Werben cię ciekawi. - dodała ciszej.
- Nie mówię, że mi się nigdy nikt nie podobał. Mówię, że nie miałam na to czasu - Akane powtórzyła jak zacięta płyta. - Proszę nie ciągnijmy dalej tego tematu.
- Jasne. - Mervi wzruszyła ramionami - Co do tego sektora… Nie próbuj tu bić Tostera, to teren neutralny. Mówię, bo widziałam jak zareagowałaś na ich wspomnienie… a i w emocjach może zawsze ponosić. Bar fight radzę unikać.
- Nie zaatakuję jeśli oni nie zrobią tego pierwsi - powiedziała spokojnie Akane. - Na to możesz liczyć.
Irlandczyk przyniósł zamówione trunki usiadł wygodnie nieświadom pogaduszek obu magiczek.
- Za takie misje… z których wraca się całym i zdrowym po ich wykonaniu.- wzniósł toast wesołym tonem.
Japonka odwzajemniła gest chociaż dużo skromniej. Ciągle nie uważała tego za bardzo za udaną misję. Co najwyżej za umoczenia palca w zimnej wodzie.
- W zasadzie. To jak wyjdziemy stąd to przygotuję nas do podróży. Potrzeba się zaszczepić.
- Ooo... to też.- przyznał Irlandczyk niechętny igłom.
- Znaczy... - Mervi odezwała się niepewnie - ...jak to chcesz zrobić?
- Życiem wywołać w waszym ciele reakcję jak po szczepieniu. Reszta już pójdzie samoistnie. Pchamy się mimo wszystko w miejsce gdzie łatwo się zarazić albo struć. Bez tego nas nie puszczę, a na umówienie się z lekarzem to już późno raczej - Akane odpowiedziała spokojnie i rzeczowo.
- Sensowne podejście.- skwitował to Irlandczyk.- Poczytałaś już na temat szczepień jakie powinniśmy przejść?
- Ale potrzebujesz do tego strzykawki czy coś? - technomantka dopytała.
- Nie potrzebuje strzykawki. Dla pewniejszego efektu jednak dobrze będzie jak użyje akupresury. Znaczy tak, zmacam was, ale to nie będzie masaż - azjatka uprzedziła pytania pozwalając sobie użyć słów jakie wydawało jej się, że pasują do Mervi.
- Czyli będziesz używać igieł...? Czy tylko taki pedobear?
- Macać będzie palcami… to uciskanie punktów ciała.- stwierdził Irlandczyk wspominając doświadczenia z przybytku należącego do Kari.
- Tobie to się musi już podobać... - Finka mruknęła do Irlandczyka.
- Nie każdy dotyk musi być nacechowany perwesją albo erotyzmem. Jak powiedział Patrick po prostu “nacisnę” w kilku miejscach i tyle. Mogę się bez tego obyć, ale tak zwyczajnie będzie mi łatwiej. Jeśli sobie nie życzysz to ciebie nie dotknę - japonka nie zamierzała naciskać.
- Już raz mnie tak macano... - Mervi posmutniała nagle na wspomnienie - Nieważne, możesz dotykać, dyszeć nade mną... Bez znaczenia. - wstała z miejsca - Pójdę po coś lepszego, wy sobie rozmawiajcie.
Nie patrząc już na nich ruszyła do baru.
Japonka odprowadziła kobietę ze zmartwionym spojrzeniem.
- Każdy ma swoje traumy. Taka praca. Albo przeznaczenie.- stwierdził współczująco Irlandczyk.
- Już wcześniej odniosłam takie wrażenie, ale wy się znaliście wcześniej, prawda? - zapytała go.
- Mamy za sobą trochę przygód razem… i siedzimy razem… już od kilku miesięcy. Razem… w znaczeniu, w tych samych miastach - zaśmiał się Healy. - I tych samych kabałach.
- Rozumiem - dziewczyna kiwnęła głową. Potem zamilkła robiąc niezręczną ciszę.
- Nie przejmuj się tym za bardzo. - odparł pocieszająco Irlandczyk.- Da się ją polubić, gdy się ją lepiej pozna. Nie jest taka straszna.
- A ty? Jesteś straszny?
- Dla wrogów, chyba tak. - przyznał Irlandczyk i wzruszył ramionami. - Choć na razie cieniem jestem siebie.
- Wrócicie do formy Panie Healy. Jestem pewna.
- Tak… tylko że czas nie jest po naszej stronie.- mruknął nieco ponuro Irlandczyk, po czym uśmiechnął się mówiąc. - Poza tym, nie… nie jestem straszny. Jedyna przemoc jaką lubię to przyjacielskie walenie się po pysku w barach lub na ringu. Takie po którym się wstaje i idzie do baru łyknąć pojednawczego drinka, a nie do szpitala.
Akane podrapała się po policzku odwracając spojrzenie jakby przypomniała sobie coś wstydliwego.
- Pojedynki u bractwa nie są raczej takie miłe. Raczej ciągłe powtarzanie tego samego aż się zapomni jak się tego nie robiło. Jak szło na prawdziwe zatarczki to już kości połamane. Z resztą, aż tyle tego nie oglądałam.
- Ja… nie mogę się odwdzięczyć takim wglądem w tradycje mojej Tradycji. Bo tak jak u sithów, byliśmy tylko dwaj. Uczeń i mistrz. - odparł ze śmiechem Irlandczyk.
- No przez większość czasu to u mnie było podobnie. Ja się uparłam - dziewczyna ściągnęłą usta na moment. - Chciałam być częścią czegoś większego, nie tylko ćwiczyć samotnie w odciętym od świata klasztorze.
- I dobrze…- odparł Healy z entuzjazmem. - W moim przypadku jednak nie było to tak “ascetyczne”. Po prostu więcej Synów Eteru tam nie było. Tylko mistrz i ja… pogoniony z kilku innych Tradycji.
Akane uniosła brwi zaskoczona.
- Nie byłeś od początku synem eteru?
- Nie. Zaczynałem jako uczeń chóru, po drodze były verbeny, kultyści ekstazy… nie zagrzałem długo miejsca w żadnej z tych Tradycji. Wylatywałem po dwóch tygodniach maks. Mój awatar jest dość… trudny we współpracy i dopiero magyia Synów Eteru pozwoliła mi rozwinąć skrzydła. Jakoś metody pozostałych Tradycji nie przemawiały do mnie… najwyraźniej. - wzruszył ramionami Healy.
- Musiały być dość trudne takie poszukiwania. Przebudzić się i nie móc odnaleźć jednocześnie. U mnie to było znacznie prostsze.
- Od dzieciństwa rozmawiałem ze skrzatami… choć samo przebudzenie rzeczywiście było u mnie wybuchowe. - dodał cicho Patrick z uśmiechem na twarzy. Najwyraźniej u niego przebudzenie nie było to problemem, skoro tak lekko do tego podchodził.

Laajarinne wróciła w końcu do rozmawiających. Wyglądała na smutną, choć teraz też zirytowaną, jednak drugie uczucie powstrzymała przed ujawnieniem się w tonie. Usiadła stawiając przed sobą kieliszek do wódki z czarną cieczą.
- Ponury Żniwiarz. - wyjaśniła na wstępie - Dobry, próbowałam już jednego. - spojrzała na magów - Wódka taka.
- W porządku. Nie musisz się tłumaczyć. - japonka uniosła jeden kącik ust do góry.
- Myślałam żeby doprawić... - machnęła ręką i wypiła kieliszek wódki na raz - Jak sądzicie, gdzie nasz Eko Pan poszedł, że ważniejsze było od nas?
- Na pewno coś związane z… nie wiem… z raportowaniem o postępach u swojej… Tradycji? Diabli to wiedzą.- odparł Healy wzruszając ramionami i popijając drinka.
- Chyba lubi mieć tajemnice. Jak odprawiliśmy rytuał wspominał o tym, że każdy mag je ma. Nie chciał pomocy, a nawet brzmiało, że lepiej będzie jak będzie sam - Akane przypomniała sobie. - W zasadzie to nie bardzo się dziwię.
- Czyli... Wolał swoje tajemnice... Mistyczne mizianki o drzewa... - mruknęła virtualna adeptka.
- Jeszcze za mało się znamy, by stosować “tajemnice” jako wymówki. Tak wczesne użycie tej karty może budzić podejrzenia i nieufność.- ocenił Irlandczyk.
- A chciałby żebym mu te Pająki pokazała... - fuknęła - Gdybyśmy go podejrzeli to byłby wielki foch... Pff.
Akane na moment zrobiła jakąś dziwną minę po czym potrząsnęła głowa na boki.
- Zostawmy lepiej ten temat.
- Mhmm… to o czym pogadamy? O planie podróży? Prawdopodobnie najpierw wylądujemy w stolicy. Potem… albo miejscowy autobus, albo… wynajęcie jakiegoś przewoźnika.- zadumał się Healy.
- Kijowe tam mają łącza, muszę satelitarnym ciągnąć... - technomantka skrzywiła się - I nienawidzę gorąca.
- Będzie parnie. Będzie bez prądu. Będą ak-47 pod ręką niemal każdego. Rebelianci będą. I inne nadnaturalne cholerstwa. Trzeba będzie łazić w kamizelkach kuloodpornych cały czas.- Irlandczyk zaczął wyliczać problemy.
- Wiem, że to strefa wojny, ale mam wrażenie, że nieco przesadzasz. Tam ciągle ludzie żyją, prawda? W sensie chyba da się ominąć te najniebezpieczniejsze miejsca. Jak będziemy sami ubrani jak wojsko to jest większa szansa, że na nas zwrócą uwagę. Tak mi się przynajmniej wydaje - Akane próbowała załagodzić nieco zapędy Irlandczyka.
- No… niby żyją. Ktoś musi żywić partyzantów. - odparł Healy posługując się tym co wyczytał w internecie i tym sam znał z doświadczenia.- Potrzebni są niewolnicy do uprawiania ukrytych pól marihuany, a poza tym… my nie jedziemy do bezpiecznych miejsc. Zaginiona duszyczka jest wśród partyzantów. Ergo… my ruszamy w strefę wojny.
- To może ja zostane w hotelu. - Mervi stwierdziła niefrasobliwie.
- Sama? Z laptopem na baterie i zdana na łaskę miejscowej sieci energetycznej?- pokręcił głową Irlandczyk i dodał. - Dlatego właśnie chciałem mój samolot. Pełne opancerzenie i zasilanie. I klimatyzacja. A tak… będziemy zdani na łaskę i niełaskę miejscowych gratów i miejscowej ludności… biednej, sfrustrowanej i uzbrojonej. Czarny Ląd to nie przelewki.
- Nie poleciałabym złomolotem nawet gdybyś umiał pilotować. - fuknęła z irytacją.
- Pff… więc pocierpisz z nami. Sama nie zostaniesz w stolicy. Afrykańskie państewko z rebelią w posagu, to nie miejsce na rozdzielanie się.- ocenił Healy wzruszając ramionami.
- Bo co? - prychnęła rozeźlona technomantka.
Akane w milczeniu przyglądała się wymianie zdań.
- Bo tak. Nie ma gwarancji bezpieczeństwa w takim hotelu, ale za to my nie będziemy mogli ci przyjść z pomocą w razie kłopotów. - odparł stoicko Patrick.
- Nie myśl, że możesz mi rozkazywać, nieuku. - skrzyżowała ręce na piersi - Aż tak ci dobrze jest rozkazywać jak w wojsku? To powinieneś walczyć po drugiej stronie w Belfaście.
- To że moje wojsko nie uznawane było przez okupantów nie oznacza, że wojskowych struktur nie miało. I tak… rozkazuję. - odgryzł się Irlandczyk.- Bo jako jedyny zdaję sobie sprawę, w jak wielkie gówno się pakujemy. I że możemy zginąć nawet nie docierając do celu podróży. Jedna zabłąkana kula potrafi zabić maga.
- Nie tylko przez okupantów nie było uznawane. - warknęła.
- Um… ja się zajmę kulami - Akane nieśmiało wtrąciła się do przepychanki. - Przepraszam, ale muszę powiedzieć, że musicie być bardzo dobrymi przyjaciółmi jak tak was słucham.
- Problemem nie są te kule, które wiadomo skąd są wystrzeliwane. Tylko te zabłąkane… te wystrzeliwane z chaszczy… te o których dowiemy się, gdy już będzie za późno. O te się martwię.- przyznał Healy i zaczął wymieniać. - Partyzanci, rozbójnicy… oficerowie wojskowi o nadmiarze ego i nadmiernej liczbie podkomendnych, samozwańczy watażkowie, przywódcy plemienni którzy uznają że jedna z was idealnie nada się na czwartą żonę, łowcy niewolników.
Mervi mruknęła cicho pod nosem, wcześniej tylko obdarzając Akane zimnym spojrzeniem nim przeniosła wzrok na irlandczyka.
- No tak... Terrorysta ma doświadczenie.
- I przeprowadziłem mały research…- Healy nie przejął się tą uwagą o “terroryście”.- No i… jest coś o czym nie piszą w necie. O szamanach… część z nich może uprawiać ludową magię, część z nich być Opustoszałymi bez żadnej przynależności i lojalności wobec kogokolwiek… część infernalistami którzy bezmyślnie i nie znając prawdziwej ceny zawarli pakt z duchami Umbry. To wszystko są niewiadome i mam nadzieję, że nasz druid dyplomata ugada nam bezpieczne przejście przez ich terytoria. Czterech magów przyciągnie uwagę lokalnych magyicznych potęg i… nadnaturali podczas przejazdu przez ich terytoria.
Mervi miała na końcu języka uwagę, która mogłaby być bolesna, ale... zostawiła to w spokoju. Niemniej nie odzywała się.
- Terrorysta...? - z całej wypowiedzi japonka zwróciła uwagę akurat najbardziej na tę informację. Pytająco spojrzałą po obojgu próbując zrozumieć ile z tego jest uszczypliwością a ile prawdą.
- Irlandia i terroryzm. Powinnaś zrozumieć. - Mervi odparła wystarczająco cicho, by inni nie podłapali.
- IRA… aczkolwiek gdy osiągnąłem wiek pełnoletni, to już była faza schyłkowa. I nie brałem udziału w akcjach. Moje przeszkolenie przydało się gdzieś indziej.- wyjaśnił krótko Irlandczyk.
Akane powoli kiwnęła głową.
- No dobrze. Rozumiem wasze obawy panie Healy, ale my tak jakby nie patrzeć też jesteśmy magami. Możemy się upewnić, że póki to będą śpiący ich uwaga i zainteresowanie będzie gdzie indziej. Myślę, że spokojnie wyciszenie jakie wczoraj zrobił Samuel w restauracji mogę zrobić na większa skalę. Do tego możemy, albo ja mogę wzmocnić naszą aurę tajemniczości. Obserwację zmiany sił fizycznych można również zastosować. Nawet więcej powiem jeśli trzeba będzie mogę próbować ukryć pojazd jakim jedziemy poprzez iluzje światła. Miraż. Mogę również ulżyć poczuciu ciepła jeśli stanie się zbyt natarczywe. Czy to za pomocą sił, czy też przyzwyczaić nasze ciała używając życia… - japonka urwała zastanawiając się czy coś pominęła. - Zapomniałam o czymś?
- O zimnych drinkach. - Merv odezwała się.
- Tak. Tak. Potrafimy wiele… i nie zamierzam temu zaprzeczać. Ja tylko zakomunikowałem problemy i zagrożenia jakie na nas czekają. - wyjaśnił Healy. - I szczerze powiedziawszy nie wiem w jakiej mogą się pojawić formie na miejscu. Wiem tylko że łatwo nie będzie.
- A ja dałam odpowiedź na wasze zmartwienia. Nie zaprzeczam, że sytuacja jakkolwiek przez to zrobi się łatwa. Tylko abyście nie wpadali w panikę. Na każdy problem można znaleźć rozwiązanie - japonka zrobiła uspokajający gest dłonią.
- Na pewno zabrane żarcie nigdy ze mną się nie przeterminuje... - dodała finka.
- To prawda. Oby. A co do panikowania… to nigdy nie panikuję. Niemniej…- Healy dodał po chwili. - … cieszy mnie to, że trochę bardziej poważnie podchodzicie do tej misji, bo mam wrażenie że kaszka z mleczkiem toto nie będzie.
- Patrick... - technomantka spojrzała na Irlandczyka - Zatkaj się piwem, a nie tym pesymizmem, proszę.

Akane wstała.
- Zamówię sobie coś jeszcze. Chcecie coś? - zapytała.
Mervi wyglądała, jakby walczyła sama ze sobą. Mogła poczuć się lepiej, rozluźnić…
-To samo dla mnie, tylko… - nie… On by nie chciał, aby wszystko poszło na nic - ...nieważne. To samo. - mruknęła.
- Jeszcze jedno piwo. - odparł Healy niby idąc za radą Mervi. - Będę optymistą po misji, ok? Bo szczerze powiedziawszy… ta w Lillehammer w teorii była spacerkiem po parku w porównaniu z założeniami tej. Inna sprawa, że samo miasto okazało się nawiedzonym lasem, a nie nudnym parkiem jak nam obiecywano.
Zaśmiał się głośno. - Cóż poradzić, gdy samo zlecenie brzmi jak… jakby to wyjaśnić… jakbyśmy byli magiczną parszywą dwunastką w okrojonym składzie.
- Przecież to logiczne, że nie jesteśmy wysyłani z założeniem, że im serca pękną, jeżeli coś się nam stanie. Nie bądź naiwny. - Mervi przesunęła palcem po krawędzi pustego kieliszka.
- Planuję ponowne takie przyjęcie, tylko w realu. Opicie sukcesu misji i planuję… by odbyło się w pełnym składzie.- odparł filozoficznie Irlandczyk.- Utrzymanie was wszystkich przy życiu to mój priorytet na tą misję… reszta… to detale. Dlatego się martwię tyle.
- Nie musisz być moją niańką i być tym wielkim obrońcą uciśnionych. - spojrzała z ukosa na Irlandczyka.
- Nie jestem… - wzruszył ramionami Healy wykazując wręcz ośli upór w tej materii.- … Nie czuję się żadnym obrońcą, czy niańką, ale… jak już wspomniałem. Nie dam wam umrzeć.
- Wzruszające. Szkoda, że teraz straciło to dość na znaczeniu. - sarknęła.
Irlandczyk tylko wzruszył ramionami. Nie spodziewał się innej reakcji po Mervi i… nie obchodziło go jej zdanie na ten temat. Ani nikogo innego. Healy dość mocno się trzymał swoich przekonań i nie robił niczego pod publiczkę.
Mervi milczała początkowo, jednak w końcu skrzyżowała wzrok z Patrickiem i powiedziała zimno.
- Nie wchodź mi w drogę.
I nie otrzymała odpowiedzi od Syna Eteru.
Akane wróciła z zamówionymi przez pozostałych napojami. Sama miała… sok. Taki zwykły bez alkoholu.
 
Asderuki jest offline