Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2021, 10:40   #80
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
XI.362.4.42. Wieczór
(Post we współpracy z Icarus. Dziękuję)

Amris stanął na skraju dżungli lubił ją obserwować a obecnie przechadzał się na granicy obozu i wpatrywał się w roślinność. Kilku elfich łuczników krążyło wokół niego bacznie się rozglądając. U boku natomiast stał Toras który nigdy nie oddalał się dalej niż na kilka metrów. W czym czasie osobisty służący czarodzieja Ge’els szedł już w stronę obozu Ektheliona. Czarodziej światła pragnął pomówić z pobratymcem dowodzącym jednocześnie często zwiadem po okolicy. Szedł w trochę dalej zamyślony sprawami zbliżającej się wyprawy.

Obóz elfów Ektheliona umiejscowiony był przy północnym krańcu wielkiego obozowiska ludzi. Zgrabnie schowany pomiędzy dwa ogromne, podobne starożytnym menhirom skały umożliwiał łatwą obronę obozowiska od północnej strony, a jednocześnie zapewniał dobry widok na resztę obozujących w dżungli ludzi. Pomiędzy menhirami rozpięto już kilka lin, do których zamocowano płócienne okapy, zaś pod nimi, rozbite na twardym gruncie, wyrastało sześć niewielkich, stożkowych namiotów. Przy obu wejściach widać było straże. Dwóch wojowników przy każdym z nich, w skórzanych, brązowej barwy hełmach, ze stożkowymi, niewielkimi tarczami przypiętymi do przedramion. Jeden z wojowników, pełnił wartę z łukiem, który co jakiś czas sprawdzał. Drugi zaś z włócznią o liściastym, lśniącym w ostatnich promieniach słońca grocie. Pięciu innych wieczerzało właśnie przy niewielkim ognisku, piekąc jakieś mięso, rozmawiając i śmiejąc się głośno. Kiedy elfi mag zbliżył się do obozowiska, mógł usłyszeć świst. Z pozoru podobny do dźwięku wydawanego przez skrzeczące z zielonej ściany lasu papugi, jednak elfie ucho swobodnie mogło wyłowić jedno elfie słowo:
- Baczność! -
Ostrzegawcza komenda doszła gdzieś z wysoka, najpewniej ze szczytu jednego z ogromnych głazów. Rozmowy przy ognisku ucichły, a kilka par elfich oczu spoczęło na nowo przybyłego, taksując go uważnie.
Do obozu w pierwszej kolejności zbliżył się Ge’els widok czujnych elfich wojowników był dla niego codziennością. Służący skinął głową w geście powitania i szacunku następnie zwrócił się do strażników.
- Magister Światła Amris z domu Emberfell chciałby prosić o rozmowę z dowódcą Ekthelionem. - następnie nieuzbrojony sługa spokojnie czekał na odpowiedź.
Rudy, barczysty i mocno zbudowany elf spojrzał na jednego z elfów, który kiwnął głową.
- Zgoda. Zapraszamy - rzucił szybko rudzielec przekręcając piekący się na patyku kawałek mięsa, aż zaskwierczało.
Ge'els poszedł przekazać wieści swemu Panu. Który przyglądał się w tym czasie miejscowej roślinności. Chwilę później przy wejściu do obozu zjawił się Magister Amris, jego przyboczny Tomras oraz widziany przed chwilą Ge'els. Pozostała dziesiątka elfów obstawiła wejście do obozu. Pozdrowili z odległości strażników na wejściu. Po czym zostali na miejscu. Najwyraźniej uznali, że Amris wśród braci będzie całkowicie bezpieczny. Wejście z tak liczny eskortą mogłoby natomiast zostać uznane za niesmaczne. Czarodziej z przybocznymi tymczasem wszedł w głąb obozu.
Elfy Ektheliona już czekały, zgromadzone przy ognisku, i choć obserwowały wchodzącego do obozu magika, żaden nie ruszył się z miejsca. Uważnie jednak taksowały nowoprzybyłego, czekając, co ma im do powiedzenia
Grupa podeszła do ogniska gdzie Ge’els ponownie przemówił.
- Dowódco Ekthelionie to Magister Amris z rodu Emberfall i dowódca Tomras. - służący przedstawił każdego. Po wymianie uprzejmości Amris przeszedł do rzeczy.
- Miłym zaskoczeniem jest obecność naszych współbraci w wyprawie. Przyszedłem osobiście się z zapoznać i powitać. - Magister był szlachetnie urodzonym czarodziejem. Dużym gestem szacunku wobec Ektheliona było jego osobiste pojawienie się w obozie elfów.
Siedzące przy ognisku elfy wstały, ustępując nieco miejsca, aby po wzajemnym przywitaniu, obie strony spokojnie zasiadły do wieczerzy.
- Zaszczyt to dla nas, że magister magii osobiście fatygował się do obozu skromnych żołnierzy. Ekthelion z rodu Dranil wita was przy swoim ogniu. To jest Ambrath z Dol Muir - Ekthelion wskazał na barczystego, postawnego rudzielca o imponującym wzroście, stojącego po swojej prawej stronie który serdecznie się do Amrisa uśmiechnął -adept Finreir z Tor Cair, mój zastępca - przedstawił czarnowłosego, dzierżącego laskę elfa po swojej lewej stronie.
- Ceylinde z Tore Eymyrath zaraz zadba o wasze żołądki a my w tym czasie będziemy mogli nieco lepiej się poznać - Ekthelion kiwnął ręką w zapraszającym geście, pokazując przybyłym przewrócony pień drzewa, na którym zasiadała wcześniej część elfów z jego oddziału
Czarodziej zajął miejsce natomiast jego ludzie stanęli zaraz za nim. Mimo gościny wciąż mieli do spełnienia obowiązki. Ge’els był gotów pomagać swemu panu czekając na polecenie. Tomras zaś… bacznie się rozglądał. Uśmiechał wyglądał na spokojnego i rozluźnionego. Nie mniej był obrońcą swego Pana i nie zamierzał tego zaniedbywać.
- Witajcie. Miło będzie razem podróżować. Nie zajmiemy dużo czasu. - Magister rzeczywiście się uśmiechał i cieszył. Rzucał się w oczy jego dość młody wiek co świadczyło zapewne o sporym talencie magicznym. - Wyprawa czeka nas długa chcę was zapewnić, że w razie kłopotów możecie na nas liczyć. Niezależnie od tego czy kłopoty będą wewnętrzne czy zewnętrzne. - Magister był bardzo bezpośredni i otwarty. Zapewne nie pozwoliłby sobie na to wśród ludzi. Widać było jednak, że nie chce tracić czasu na czcze gadanie.
Ekthelion spojrzał na młodego maga i uśmiechnął się niemal niezauważalnie
- Wewnętrznych nie przewiduję. Z zewnętrznymi sobie radzimy, choć doceniamy chęć pomocy - skwitował elfi wojownik i ciągnął dalej - Co was tu sprowadza? Być może my też możemy zaoferować pomoc? - zaproponował, odkrawając kawałek pieczonego tapira
Amris był pewien, że im dalej wyprawa zajdzie tym bardziej problemy będą ją dzielić. Była to było nie było zbieranina jednostek. Połączona chęcią zysku i spleciona jedynie słowem danym kapitanowi. Wątły fundament na coś stałego w wykonaniu ludzi. Czarodziej też się uśmiechnął delikatnie.
-Nic nadzwyczajnego chcieliśmy się zapoznać. W najbliższym czasie przekaże do wyprawy również prośbę o poszukiwanie pewnej rośliny. - położył rysunek na czystej części pniaka.
- W księgach zwą ją Ufege. Poszukuje jej wraz z siostrą do celów leczniczych. - elf przeszedł do sedna jaki cel sprowadza go prócz zapoznania się z pobratymcami do obozu elfów.
- Nie znam takiej rośliny, ale jeśli możesz, zostaw rysunek. Moi wojownicy zapoznają się z nim i w czasie marszu postarają się aby nie umknęła ich uwadze, o ile ją napotkamy - kiwnął głową. Czarnowłosy adept, Finreir zerknął jednak na rysunek z większą uwagą, długo zastanawiając się, ale w końcu pokręcił przecząco głową, upewniając Ektheliona, że on również jej nie widział.
- Z innych, ważnych kwestii… - Ekthelion nie bawił się w konwenanse - Kapitan poprosił mnie, abyśmy doszli do porozumienia w sprawie współpracy naszych wojowników. Prowadzenie kolumny bierzemy na siebie, jednak martwi mnie, że jeśli doszłoby do walki, ludzie nie znają naszych wojennych zwyczajów. Jeśli de Rivera ustawi strzelców zanim zdążymy się wycofać i wciągnąć wroga w pułapkę, możemy oberwać. W dżungli ciężko jest z rozróżnieniem, kto jest kim. Łucznicy Asur nie są szkoleni do walki w luźnym szyku, i nie na wiele przydacie się w dżungli, a nie pozwolę kapitanowi aby w swojej nieświadomości nas wytracał. Dobrze byłoby, gdyby twoi wojownicy magistrze, byli częściej w pobliżu kolumny ludzi i w razie czego korygowali ich ogień. Warto by też połączyć oba elfie obozy. Lżej będzie rozstawiać warty, i zaoszczędzimy nieco sił na wędrówkę - zaproponował - moi wojownicy od dawna nie słyszeli wieści z ojczyzny. Obie grupy nieco odpoczną od ludzi. Musieliście przybyć niedawno, więc wolałbym uniknąć jakichś niepotrzebnych tarć z estalijczykami. Szczególnie, że są wśród nich również khazadowie - stwierdził fakt raczej, bo jak przypuszczał również elfy Amrisa musiały mieć za sobą długą podróż.
Amris kiwał głową gdy jego rozmówca mówił w większości się z nim zgadzając.
- Naturalnie Ekthelionie. Łucznicy którzy mi towarzyszą przypominają bardziej twój oddział niż klasycznych łuczników z naszej ojczyzny. Zwykli prowadzić nasze wyprawy przez niebezpieczne tereny które najczęściej były lasami w Starym Świecie. Prócz nich towarzyszy mi oddział Morskiej Straży. odpowiednio przygotowanej na wyprawę do dżungli. - Amris przedstawił rys sytuacji - Prócz tego towarzyszy mi siostra będąca uzdrowicielką i magiczką oraz trochę towarzyszy o mniej bojowym zacięciu. Obozy możemy połączyć to praktyczne rozwiązanie a nasze siły powinny się uzupełniać i wspomagać. Torasie - Amris zwrócił się do oficera za swoimi plecami. - zadbaj z dowódcą Ekthelionem o szczegóły. Rysunek oczywiście zostawiam - Magister zwinął go i podał do rąk dowódcy. - Wspomnę tylko, że moja siostra Lycena ma dość swobodną naturę więc proszę byście dali jej odpowiednią przestrzeń od obozowej dyscypliny. Ma swoją strażniczkę i zwykła chodzić swoimi drogami. Resztę zostawię w twoich i Torasa rękach. Sam mam raczej magiczne zainteresowania i talenty stąd nie będę ingerował w wasze ustalenia. Zależy mi jedynie na bezpieczeństwie naszych braci. - Emberfall przedstawił swoje stanowisko.
Ekthelion uśmiechnął się na wzmiankę o podobieństwie wojowników z Naggarythe do łuczników Amrisa, ale nie jej nie skomentował. Zamiast tego przytaknął elfowi lekko, na znak, że aprobuje jego punkt widzenia.
- Czyli sprawa załatwiona. Myślę, że na następnym popasie będzie więcej czasu, aby porozmawiać z twoimi dowódcami o szczegółach. Finreir jest tkaczem cienia. Wydaje się rozczarowany, że pewnego magistra życia ukąsił jadowity pająk. Liczył na inteligentną konwersację z kimś biegłym w arkanach magii. Być może uda się przyspieszyć w ten sposób poszukiwania owego kwiatu - siedzący nieopodal Ektheliona czarnowłosy elf kiwnął głową, jakby wywołany do odpowiedzi
- Będę zaszczycony magistrze mogąc dotrzymać ci towarzystwa - powiedział uprzejmie.
- Tymczasem my, wojownicy, postaramy się odciążyć cię, Amrisie w kwestiach wojennych. W ten sposób zadbamy zarówno o bezpieczeństwo wszystkich elfów, jak i nasze cele - wyjaśnił spokojnie Ekthelion.
- Doskonale - Amris był zadowolony, że Ekthelion zrozumiał i podzielał jego intencje. - Pójdę zatem wydać wszystkie dyspozycje do połączenia obozów.
Ekthelion kiwnął głową, i odprowadził magika do bramy obozu. W międzyczasie sprawdził też jak się miewają ich zwierzęta pociągowe i czy niczego im nie brakuje. Duchota panująca w dżungli długo nie pozwalała zasnąć, więc Ekthelion otworzył swój dziennik, starając się wpierw zapoznać z notatkami Finreira. Było tego całe mnóstwo, bo Finreir miał lekką rękę i swobodnie używał cennego w tej sytuacji papieru. Ekthelion postanowił przez chwilę nie robić wpisów, i zaktualizować dziennik dopiero po dotarciu do osady norsów.


XI.362.4.43. Wieczór

Ekthelion przyjął decyzję kapitana ze stoickim spokojem na twarzy i wrócił do swojego oddziału. Norsmeni przyjęli parlamentariuszy i mieli ochotę rozmawiać, co było dobrą wróżbą. Elfa nie interesował konflikt z norsami. Walczył z nimi co prawda w Nordlandzie, bo wiele norsmeńskich wodzów wspierało inwazję chaosu, ale Ekthelion wiedział, że większość była jedynie nieco bardziej dzikimi ludźmi, i choć zdarzał się czasem jakiś osobnik naznaczony piętnem chaosu, szybko jednak ginął od noży lub strzał wojowników Ektheliona.
Należało jednak przygotować się na każdą ewentualność. Kapitana nie interesował konflikt z norsami, ale chciał zdobyć amazonkę a fakt ten mógł doprowadzić do takowego konfliktu.
Ekthelion patrzył przez chwilę na osadę norsów. Podłużne, połączone domy kryte strzechą. Prawie nie wystające ponad ostrokół. Ten zaś, był wysoki na ponad dziesięć stóp i był zabezpieczony fosą. To, że gdzieś miała swoje źródło było pewne. Należało odkryć, gdzie ono się znajduje, na wypadek, gdyby trzeba było szturmować osadę. Wał ziemny nieco ułatwiał wspinaczkę, ale wbite weń pale i gęsta roślinność wymagała forsowania. Sam szczyt wału z ostrokołem wymagał liny z hakiem. Gdyby Ekthelionowi przyszłoby forsować wał skrycie, musiałby przynieść całkiem sporo rzeczy, ograniczając broń do miecza, sztyletu i łuku. Włócznia najpewniej by mu zawadzała. Wieże umieszczone na obwodzie ostrokołu wydawały się jedynymi budynkami na tyle wysokimi, by dawały większe pole obserwacji. To zaś tworzyło okazję. Reszty ostrokołu nie widział, dlatego postanowił rozeznać się bardziej w sytuacji.

- Ambrath, udasz się do Torasa i powiesz mu, aby zabezpieczył tą bramę swoją strażą morską. Jesteśmy blisko morza, więc przekaż mu, że mógłby poszukać jakiejś drogi podejścia pod norski port. Może uda mu się podejść na tyle blisko, by zobaczyć, ile okrętów mają na przystani. Potem dołączysz do mnie w dżungli, o tam, na wysokości tamtej bramy - Ekthelion wskazał jedną z wież na ostrokole norsów - Finreir, weźmiesz Thairisa i Uffiala i zrobicie czujkę tam, gdzie dołączy Ambrath. Jeśli cokolwiek wyjdzie przez bramę, wycofacie się w kierunku wojowników Torasa i ostrzeżecie resztę - Finreir pokiwał głową na znak, że zrozumiał instrukcje - Coś się szykuje? - zapytał Ambrath - Możliwe, że trzeba będzie zabijać norsów, choć apelowałem, aby się nie mieszać. Ludzie jednak nie rozumieją, a to nie jest do końca nasza wyprawa - odparł Ekthelion i kontynuował wyjaśnianie planu - Reszta idzie ze mną. Pójdziemy dżunglą, po obwodzie ostrokołu, skrycie, aby norsowie się nie spostrzegli. Zaatakowano ich, więc poszukamy miejsca w którym ich szturmowano. Poszukamy śladów i zbadamy pozostałe wejścia do osady i sprawdzimy, czy da się je zablokować obozem. Pytania? - Ekthelion spojrzał na każdego wojownika z osobna.
Pytań prawie nigdy nie było.
- No to naprzód - Ekthelion wydał rozkaz i w niecały kwadrans elfy ruszyły w dżunglę. Na zwiad.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline