Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2021, 20:21   #191
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 45 - 2519.01.27; bkt (4/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Słodowa; mieszkanie von Donau
Czas: 2519.I.28; Backertag (4/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Egon i Tulsa



- Dobrze, że jesteś. - Tulsa otworzyła mu gdy przekonała się kto puka do jej drzwi. Słabo się wpisywała w obraz stereotypu szlachcianki. Nie miała własnego dworku szlacheckiego ani licznych sług. Ani ziemi, statku, pięknego rumaka. Właściwie to nawet nie do końca był pewny czy ona w ogóle jest prawdziwą szlachcianką. No ale mimo wszystko jakoś utarło się, że jest. Przynajmniej sama się tak tytuowała i inni też. Co prawda trzeba było przyznać, że potrafiła się wysławiać jak błękitnokrwista co na zwykłych ulicznikach robiło pewne wrażenie. No ale uprawiała mało szlachetny proceder i miała za to ciekawe znajomości i wieści. I po to głównie dzisiaj z rana Egon do niej zawitał. No z rana to przynajmniej tak jak już było widno i jak wstał.

Wczoraj nie poszło tak źle z tą wymianą. Egon poznał kolgów Silnego a ci poznali jego. Wymiana się obyła bez jakiegoś mordobicia i innych takich. Obie strony pomimo braku początkowego zaufania spotkały się i wymieniły karliki na to świecące coś. Nawet wstępnie umówili się na kolejną, tym razem główną część wymiany. Na to jednak potrzebowali więcej czasu aby uzbierać kasę na towar. Gladiator z Kręgu nie wiedział o jaką sumę chodzi ale chyba większą niż wczoraj poszła w ruch. A była to cała, mała szkatułka brzdęków.

Powrót z Zaułka Topielców też był dość nerwowy. Mieli przecież przy sobie mocno trefny towar. A ulice jeszcze o tym dość wczesnym wieczorze wcale nie były takie puste. Szli w stronę porty gdzie już na nabrzeżu się rozstali. Silny z Sebastianem i szkatułką poszli w jedną a pozostała trójka w drugą. Kornas przekazał swoim cienkim głosikiem Egonowi, że Vasilij chciałby się z nim spotkać no a z Aaronem umawiał się na coś na jutro. Chyba mieli gdzieś iść ale w końcu i z nimi się umięśniony wojownik rozstał wracając do siebie. Gdy otwierał drzwi swojego mieszkania to było nieprzyjemnie chłodne. Wychłodziło się podczas jego nieobecności. A był może dzwon albo dwa przed północą. Więc nawet nie poszło tak źle. Silny był zadowolony. Z miejsca pytał czy kolega się pisze na tą następną wymianę. Tylko jeszcze nie było wiadomo kiedy. Ale miał dać znać jakby coś było na rzeczy.

No a z rana jak coś zjadł i porządnie wstał wybrał się do Tulsy. Niebo było stalowoszare i zachmurzone. Podobnie jak wczoraj. Ale wiatr był bardzo słaby to nie wzmagał mrozu. A ten był tego dnia siarczysty. Jednak nie padało. To się lżej szło po tym zdeptanym, brudnym, miejskim śniegu wymieszanym z końskim nawozem, zamarzniętymi resztkami oby z garnków a nie czego innego i wysypywanym popiołem. Tak zawędrował do kamienicy w jakiej mieszkała Tulsa.




https://i1.wp.com/cdn.onekindesign.c...-Kindesign.jpg


- Cóż cię do mnie sprowadza? - zapytała gdy już usiedli przy stole w salonie. Jak usłyszała pytanie o Zaułek pokiwała głową i podmuchała gorący napar w swoim kubku jaki zaserwowała także gościowi.

- Podobno jest przeklęty. Tam matki wyrzucają niechciane płody i martwe niemowlęta. A także z portu przypływają trupy topielców. Prąd ich tam znosi. Tak słyszałam. Stąd nazwa. - pokiwała głową gdy zaczęła mówić o miejscu o jakie pytał jej gość.

- Kiedyś tam mieli bimbrownię. Ale nie wiem gdzie dokładnie. Ale na mecie chodził niezły bimberek ponoć właśnie z tego Zaułku. Topielica. Całkiem niezły. Ale już nie chodzi. Już od jakiegoś czasu. Pewnie się przenieśli albo zamknęli interes. - gospodyni zmrużyła oczy próbując sobie przypomnieć jakieś plotki o tym miejscu.

- A jak już jesteś to z tego co słyszałam mają być organizowane walki jeszcze przed Festag. To już na dniach ale jeszcze nie wiadomo w jaki dokładnie. Theo zbiera ekipę. - przekazała informację w sprawie areny. Więc szykowała się kolejna impreza i skoro Theo zbierał ekipę zawodników trzeba było mu dać znać jeśli chciało się startować. Albo osobiście pofatygować się do “Śledzika” no albo choćby teraz przez Tulsę. Jak przez Festag to wielkiego wyboru już nie było. Jutro, pojutrze albo za dwa dni.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; magazyny; magazyn Gergievów
Czas: 2519.I.28; Backertag (4/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Vasilij i Gaduła



Na zewnątrz panował zimowy dzień. Pochmurny, z trzaskającym mrozem ale bez zauważalnego wiatru czy opadów śniegu. Rano było chyba jeszcze zimniej. Vasilij odkryl to jak znów zrobił sobie spacer po skrytkach. Od dziewczyn tym razem nic nie było ale widział się z nimi wczoraj. Od chłopaków nic nie dostał. Tylko od Karlika była krótka wiadomość.

Cytat:
“Cieszę się, że wróciłeś. Spotkanie wieczór, bzt, “Pod wielorybem”, spal tą wiadomość. K”
No to do wyznaczonego przez Karlika spotkania miało dojść jutro wieczorem. Co było pocieszające bo w końcu grubas był prawą ręką mistrza i to znacznie podnosiło rangę spotkania. Na razie jednak nie był oficjalnie wciągnięty w sprawy zboru chociaż wczorajsze spotkanie z dziewczynami pozwoliło mu już na niezłe zorientowanie się w terenie co w zborze piszczy. Jednak oficjalnego przydziału do jakiegoś zadania nie dostał. To ustalał Starszy na zborach. No ale może jak to spotkanie miało być z Karlikiem to i coś będzie i od Starszego. Tak czy inaczej tradycyjny dzień zboru zbliżał się coraz bardziej.

Ale od chłopaków ze zboru nie dostał żadnej wiadomości. To nie wiedział co się u nich dzieje. A przez to szanse na spotkanie stawały pod znakiem zapytania. Na razie więc mógł się zająć tymi sprawami na jakie mógł sobie pozwolić.

Późno wieczorna wizyta u Belegara nie przyniosła jakiegoś wielkiego przełomu. Owszem jak każdy w mieście słyszał o tej dezercji żołnierzy okrętowych jak i o tym, że zaczęli łupić na szlakach. To nie była żadna nowość ani tajemnica. Całe miasto o tym wiedziało. Ale żeby kogoś kto miał z nimi kontakt? Krasnoludowi nikt taki jakoś nie przychodził do głowy. Luźno snuł rozważania, że może jacyś myśliwi czy traperzy. Może chłopi w okolicznych wioskach. Może oni coś wiedzą. Ale on sam nie natknął się na żaden wątek jaki prowadziłby do owych dezerterów. Miał tutaj swoją dziuplę i wiela go nie interesowało. Nie zadawał zbyt wielu pytań skąd ktoś ma daną rzecz a tylko za ile chciałby ją zastawić i na jak długo. W końcu i relacje z Vasilijem w sporej mierze bazowały na tym dyskretnym schemacie. Lichwiarz prywatnie wyrażał przekonanie, że zima pewnie zrobiła naturalny porządek z każdym kto nie znalazł bezpiecznego schronienia na zimowe miesiące. Więc jak herszt bandy miał zamiar odszukać tych dezerterów to życzył mu szczęścia ale sam nie zamierzał się w to angażować. Miał swoje sprawy i interesy tu na miejscu.

Co się wczoraj udało ugrać z Trójhakiem no na pewno się coś udało. Versana a potem jak wracali to i Łasica wyglądały na bardzo ucieszone tym, że kanalarz załatwił jakieś dojście do pozornie niezdobytej twierdzy jaką były kazamaty. Co prawda nie za darmo i z pewnymi obostrzeniami ale jednak. Co do Cichego to nie wiadomo było czy coś z tego będzie z ich współpracy. Od Vasilij zostawił swój namiar na kontakt, sam wiedział gdzie szukać jednorękiego kanalarza no to zostawało czekać na te ewentualne kontakty jednej czy drugiej strony. Oczywiście nie na piśmie bo podobnie jak Silny czy Łasica tak jak i większość społeczeństwa Trójhak nie skalał swych rąk piórem i książką. Za to sama Łasica wczoraj jak od niego wracali zgłosiła się pierwsza na ochotnika jakby trzeba było tam przedzierać się tymi kanałami po tą co mieli ją uwolnić. Była podobnej budowy jak Versana więc skoro ją kanalarz uznał za odpowiednią na taką trasę to i włamywaczka powinna się nadawać.

A dzisiaj rano po tym jak zarządził swoim zbirom naradę w biurze magazynu to ci pokiwali głowami i zabrali się za wyznaczoną robotę. Gaduła miał dalej śledzić tego człowieka co miał być z bandy Sondre a dwóch innych przejść się po miejskich drwalach i innych takich co powinni mieć jakiś kontakt ze światem poza murami miasta. Chociaż był to strzał w ciemno. Nie było wiadomo czy w ogóle coś uda im się dowiedzieć w tym temacie. Przecież zbiegowie nie musieli mieć kontaktów z kimś z miasta. Przecież jasnym było, że takie kontakty mogły zdradzić ich kryjówkę a w końcu spuścić na głowę miecz sprawiedliwości. Podobnie jak niedawno doświadczyli tego rabusie z północy jakich po prostu ten miecz rozjechał. Pozostali zajęli się swoimi sprawami na miejscu. Jeszcze było trochę przed południem gdy do faktorii wrócił Gaduła.




https://i.pinimg.com/564x/d2/ce/ac/d...27b6e8db45.jpg



- No chyba go mam szefie. Chyba mieszka u jakiejś rodziny. Wiem gdzie. - przedstawił krótko z tym czym przyszedł. Wczoraj jeszcze nie miał pewności bo raz to niewiele znaczy jak ktoś gdzieś poszedł czy odwiedził. Mógł być przypadek lub jakaś mniej lub bardziej regularna wizyta. Ale jak na drugi dzień sytuacja się powtórzyła no to coś mogło być na rzeczy.

- Ci dorośli to chyba w większości poszli w dzień do pracy. Jego nie widziałem to raczej powinien być w mieszkaniu. Słyszałem jednak płaczące dziecko ale nie wiem czy to z ich mieszkania czy nie. - zaznaczył Gaduła. Małe dzieci zwykle nie zostawiano bez opieki więc ktoś, pewnie jakaś kobieta, powinien zostać z takim małym dzieckiem. Niemniej na sam słuch człowiek Vasilija nie był pewny czy to z tego mieszkania gdzie jest ten obserwowany czy nie. Tak czy siak mieszkanie powinno być mniej ludne niż w nocy, z samego rana albo potem jak ludzie zaczną wracać z prac, sklepów, straganów i innych swoich spraw jakie załatwiali w dzień.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Mew; tawerna “Krzycząca mewa”
Czas: 2519.I.28; Backertag (4/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Versana, Karlik i Rose



Poranek okazał się pochmurny i wyglądał na zimny. Jak po śniadaniu mogła się przekonać pani domu rzeczywiście był zimny. Wręcz lodowaty. Ale nie wiało ani nie śnieżyło co dawało nadzieję, że Kornasowi uda się zaprowadzić chłopaków do kryjówek jakie mu pokazała Dana. W każdym razie z tą myślą rozstali się po śniadaniu.

- Ale wczoraj był wspaniały wieczór! - Brena też zdradzała rano dobry humor. Wczoraj biesiada mimo wszystko jednak się rozwinęła. Mieszane towarzystwo okazało się skore to żartów, tańców, śpiewów oraz korzystania z przyjemności stołu. Pod tym względem wieczór raczej można było zaliczyć do tych udanych. Ta przepaść zamrożonej wojny jaka ziała między Versaną a węglarzami została chyba zasypana. W końcu w pewnym momencie Łasica władowała się na kolana jednego z nich i go karmiła słodkościami gdy in sprawdzał zawartość jej koszuli. Blanka usiadła i okazywała podobną atencję dla Dimitra chociaż nie z taką śmiałością i wprawą jak zawodowa łotrzyca. A Tod zajmował się głaskaniem i całowaniem gładkiego uda blond Kislevitki jakie ta mu ładnie wyeksponowała przed twarzą. A sama wciąż grała i śpiewała kolejne kawałki. Łasica skutecznie dyrygowała dwójką niewolnic i razem skutecznie absorbowały uwagę węglarzy. A dzięki temu Brena jako tłumacz mogła stanowić pomost porozumienia między Versaną a Normą.

- Ta Norma to jest trochę straszna. Boję się jej. Nadja naprawdę chce się z nią umówić sama? I nie boi się? - wyznała jednak dzisiaj przy śniadaniu. Dało się to zrozumieć. Nawet jak ktoś nie widział wyczynów berserkerki z północy na arenie to początek wizyty i to jak potraktowała Blankę mógł dawać do myślenia, że jest to osoba gwałtownego charakteru. Zresztą rudowłosa brunetka zdradzała wczoraj obawy gdy musiała siedzieć tak blisko tej niebezpiecznej kobiety i pośredniczyć rozmowie. Nawet jak wczoraj przez cały wieczór była boso, w kalesonach i zwykłej koszuli co samo w sobie powinno ją czynić bardziej udomowioną. Ale nie dało się udomowić wilka i zrobić z niego psa. Z wilczycy też nie.

Sama Norma zdradzała zaś nieufność do słów i zamiarów Versany. Nawet jak przestała zdradzać jawnie wrogie zachowania to ten gniew za to bajki o załodze jakie jej naopowiadała przy poprzednim spotkaniu widocznie wciąż się tlił. I wojowniczka o tym wciąż pamiętała. Więc odpowiadała niechętnie i zdradzała jawny brak zaufania do słów wdowy. I nie miała ochoty się uzewnętrzniać ani zdradzać planów. W to polowanie też chyba nie dowierzała, że to poważna i szczera propozycja a o wiedźmie w ogóle nie chciała mówić.

- Mówi, że jesteś żmija. I masz wężowy język. - życzliwie przetłumaczył już wesolutki Dimitri gdy Brena się zawahała, zaczerwieniła i widocznie miała trudność z przetłumaczeniem tego co właśnie powiedziała siedząca przy stole wojowniczka z północy. No ale takie nastawienie znacznie utrudniało wdowie namówienie jej do czegokolwiek.

- Kompletnie nie znacie się na wężach i żmijach. - stwierdziła Łasica kręcąc głową i w końcu wstała z kolan swojego węglarza, obeszła stół, podeszła do Normy i przez chwilę patrzyła na nią z góry. Co było możliwe skoro jedna z nich stała a druga siedziała. Po czym bez ostrzeżenia władowała jej się na kolana obejmując szyję ramionami.

- Widzę, moja młoda damo, że musimy się umówić we dwie i poważnie porozmawiać. - włamywaczka powiedziała to tak poważnie jak jakaś guwernantka do młodej dzierlatki. Łasica spojrzała ponaglająco na Wiewióreczkę aby ta przetłumaczyła jej słowa. Co Brena po chwili zaskoczenia uczyniła. Norma spojrzała zdziwiona na nią i na tą co właśnie usiadła jej na kolanach.

- Po pierwsze widzę poważne braki. Brakuje ci służby. Takiej łaziebnej, kelnerki, nałożnicy, niewolnicy. Byłabym bardzo zainteresowana taką pracą. Możemy się umówić aby o tym porozmawiać? Masz jakieś wolne łóżko czy idziemy do mnie? Ale jakaś balia też może być. - poza Normą chyba wszyscy przy stole rozumieli te słowa w reikspiel. I przez chwilę zrobiło się jakby ciszej jak czekali na reakcję krewkiej wojowniczki. Dopiero po chwili Brena się otrząsnęła i zaczęła dukać po kislevsku. Ale była tak przejęta, że się jąkała wyraźnie będąc pod wrażeniem słów koleżanki jak i obawiając się reakcji wojowniczki. A ta też przez dobre dwa czy trzy oddechy wpatrywała się z niedowierzaniem w twarz siedzącej na jej kolanach kobiety jakby podejrzewała, że to tłumacz coś pokręciła z tłumaczeniem. Ale w końcu chyba odebrała to jako żart. Bo się roześmiała. Ale potem doszły do porozumienia. Mimo oporów bo Norma uważała, że Versana i Łasica to duet więc są do siebie podobne. No ale musiała przyznać, że na razie Łasica nie zrobiła ją w balona jak poprzednio Versana. Więc w końcu zgodziła się z nią spotkać na banię. Czyli kąpiel gdzie Łasica miała być jej łaziebną i zadbać o wszystkie wygody.

---


- No to jakoś sie udało. Może ją urobię. Jutro to mam być u was na tą krawcową? No to może w Konigtag? - zastanawiała się Łasica jak o północy albo po wracały kobiecą gromadką przez ciemne i zaśnieżone ulice. Bo jak tłumaczyła widząc jak bardzo Versana podpadła Normie poprzednią wtopą uznała, że dobrze aby złapać z nią jakikolwiek kontakt. By się do nich przekonała. I miała nadzieję, że jak wyjdzie z tą kąpielą no to może uda się ją namówić na coś jeszcze. Na to polowanie, spotkanie z resztą no i może rozmowę o tej wiedźmie i reszcie. Co zresztą Łasica niekoniecznie uznała za temat właściwy do rozmowy przy węglarzach. I od siebie proponowała wieczór w Konigtag czyli pojutrze. A patrząc z perspektywy dzisiejszego poranka to jutrzejszy.

Jak już wracały w nocy pojawił się pewien problem natury logistycznej. Gdzie miały nocować Dagmara i Blanka? Pierwszą noc spędziły na “Tygrysicy” ale noc była późna i mroźna a do portu wcale nie tak blisko. Do tego Łasica nie ukrywała, że nie bardzo chce jej się łazić po nocy jak w przeciwieństwie od reszty dziewczyn od rana ma służbę u van Hansenów.

- Jak ich nie chcesz u siebie w domu Ver to ja je mogę zabrać do siebie. Bardzo chętnie! Ale uprzedzam, że mam tylko jedno łóżko i brzydki zwyczaj pakowania łapek w osoby z jakimi sypiam! Ale rano muszę wyjść. - Łasica nie ukrywała, że właściwie mogłaby przenocować u siebie obie dziewczyny i czy naprawdę by się do nich dobrała czy nie to już mniejsza rzecz. Grunt w tym, że wcześnie rano musiałaby je zostawić same.

- Nie uciekniemy jeśli o to się boicie. Ale nie znamy miasta. Pierwszy raz tu jesteśmy. - odezwała się muzykalniejsza z niewolnic zdając sobie sprawę, że w środku nocy i w środku uśpionego miasta nie tak łatwo znaleźć bezpieczny nocleg. Nawet jakby przenocowały u Łasicy to rano ktoś by je musiał stamtąd odebrać.

---


A po śniadaniu jak Kornas poszedł na spotkanie ze Strupasem i Aaronem jego pani poszła do ratusza gdzie siedzibę miało główne biuro straży miejskiej a w niej urzędował porucznik Fink. Był zaskoczony jej wizytą ale i ucieszony. Okazał się szarmancki dla swojej faworyty jakiej ostatnio tak okazywał atencję przy każdym spotkaniu i wysłuchał uważnie z czym przychodzi.

- Muszę przyznać Versano, że zdumiewa mnie zasięg twoich zaintersowań. Zwłaszcza tak podejrzanymi typami i sprawkami. - pozwolił sobie zauważyć jak zdążyła go zapytać o rozbitych Norsmenów, o włamanie do Grubsona, o Sondre i dezerterów.

- Śledztwo w sprawie włamania do kupca Grubsona jest w toku. Jeszcze za wcześnie by coś wyrokować w tej sprawie. Jeśli sobie życzysz poprosze by straż częściej patrolowała okolice twojego domu i magazynu. A zresztą masz rację zrobię to niezwłocznie! Cóż to byłaby za tragedia jakby stała ci się jakaś krzywda. - porucznik dość zgrabnie wywinął się z podania detali o toczącym się śledztwie. Wydawało się, że urok młodej wdowy nie sięga do spraw jakimi zajmował się zawodowo. Ale skoro wspomniała o ryzyku jakiego się obawia chętnie obiecał częstsze patrole straży wokół jej włości. Nawet coś sobie zapisał w notesie z tej okazji.

W sprawie Sondre no cóż, nie wiedział dlaczego nagle młoda wdowa zaczęła się interesować tym porywaczem i szantażystą ale sprawa też była w toku. List gończy wisiał z jego podobizną i pozostawało czekać aż coś się złapie w zarzuconą sieć. Podobnie z dezerterami. Zbiegli i robili napady na traktach i wioskach wokół miasta. To prawda. Ale teraz zima to ciężko w jakimś nędznym obozie przetrwać. Wątpił aby przetrwali do wiosny. A jak już to pewnie dopiero wtedy wypłynął na powierzchnię. Ci którzy przetrwają zimę oczywiście. Natomiast niebezpieczeństwo związane z tymi rabusiami z północy zostało zażegnane. Zostali rozbici. Nawet jak ktoś by przetrwał walkę miał marne szanse przetrwać tyle dni bez pomocy od miejscowych. A miejscowi nie powinni mieć ochoty pomagać komuś kto przypłynął ich mordować, gwałcić, palić i rabować. Zwłaszcza, że za rzeczy i Norsmenów wyznaczono nagrodę. Nie tak dużą no ale dla wieśniaków wystarczającą. Bo po co by mieli karmić takiego darmozjada i jeszcze ryzykować odwet władz za ukrywanie zbiega? Dlatego porucznik wątpił aby Norsmeni z tej rozbitej bandy zagrażali jeszcze komukolwiek.


---






https://i2.wp.com/offbeathome.com/fi...size=800%2C487


- Proszę. Jak będę potrzebna to proszę tylko wezwać. - Corri zabrała już pustą tacę gdy zestawiła zamówienie gościom i obdarzyła ich ciepłym i promiennym uśmiechem. Nie było trudno zorientować się dlaczego właśnie ta zgrabna i powabna blondynka była w “Mewie” ulubioną kelnerką Łasicy. Aż trudno było nie skorzystać z uroków tak przyjemnie uśmiechniętego zaproszenia.

- Oczywiście. - Karlik potrząsnął swoją wielką głową no ale nie przyszedł tutaj dla przyemności. Tylko interes był do zrobienia.

- Dobrze, że jesteś trochę wcześniej to możemy pogadać. - zaczął zwracając się do Versany bo rzeczywiście na razie znów siedzieli we dwójkę a tej trzeciej z jaką się umówili jeszcze nie było. Karlik jednak trochę zwklekał z tym o czym chciał pogadać.

- Powiedzmy, że dawny znajomy zawitał do miasta. Taki od nas. Myślę, że najbardziej do ciebie i Łasicy. - spojrzał na nią znacząco aby dać znać o jakim rodzaju znajomego mówi.

- Tylko, że nie mógł dokończyć podróży. Ale przysłał córkę. Dorosłą. Nazywa się Pirora van Dyke. Zatrzymała się w “Pod pełnymi żaglami”. Czeka na kontakt od nas. Rano wysłałem jej bilecik, że ktoś się z nią skontaktuje. Myślę, że ty i Łasica byście były najodpowiedniejsze. Chociaż tej młodej nie znam. Nigdy jej nie spotkałem. Ale jej ojciec zaręcza, że poszła w jego ślady. No ale trzeba zachować ostrożność. To może być jakaś podpucha. Dlatego trzeba ją sprawdzić. Wysłałem też wiadomość do Łasicy ale ona pewnie najprędzej dowie się wieczorem jak wróci z roboty. Ciebie widzę wcześniej to ci mówię teraz. - streścił w paru pospiesznie powiedzianych zdaniach co to za sprawa. Brzmiało jakby sprawa wyskoczyła nagle i dołożyła swoje trzy grosze do tego galimatiasu jaki ostatnio zdawał się nabrzmiewać i nabierać rozpędu z każdym kolejnym dniem. Mieli chwilę aby o tym pogadać gdy między stołami i gośćmi dało się poznać kilka sylwetek w zimowych ubraniach jakie wyraźnie szukały kogoś. Na ich czele szła szczupła kobieta w jasnych spodniach i ciężkim, bogato zdobionym płaszczu. W końcu się zobaczyli i Rose dosiadła się do ich stołu. Wraz z nią jeden z jej ludzi a reszta usiadła przy sąsiednim stole.

- Witaj Ver, moja droga. Straszna zimnica dzisiaj. - Rose usiadła obok Versany i przywitała się całkiem przyjaźnie. Chociaż nie aż tak ostentacyjnie jak dwa dni temu jak spotkały się by celebrować wspólnie wieczór z nowymi zabaweczkami. No ale teraz to było spotkanie w interesach a nie dla rozrywki. Zaraz potem kapitan i Karlik przedstawili się sobie.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.I.28; Backertag (4/8); przedpołudnie
Warunki: pokój 13, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz



Pirora i Kerstin



Wydawało się, że pochmurny i zimny poranek nie ima się drobnej blondynki. Co w przyjemnie ogrzanym pokoju tawerny nie było takie trudne. Zwłaszcza w tak uroczym towarzystwie i napędzaną tak słodkimi wspomnieniami z ostatniej nocy. Cóż to była za noc! Po tylu długich i samotnych nocach i wieczorach Pirora wreszcie spotkała kogoś o podobnych do niej zainteresowaniach. Do tego o całkiem atrakcyjnej aparycji oraz interesujących umiejętnościach. Zabawne jak to się w życiu układa. Jednego poranka budzisz się w swoim łóżku w wynajętym pokoju i zastanawiasz się co przyniesie kolejny dzień czekania na kontakt “od nich”. A następnego jesteś obiektem zainteresowania trójki młodych i całkiem przyjemnych dla oka kobiet. Chociaż każda była inna i zdradzała inny charakter no i pojawiały się od rana na raty. Ale teraz jak Pirora stała w otwartych drzwiach swojego pokoju miała istną ich kumulację. Pierwsza zjawiła się Kerstin Decker. Zresztą ona jako jedyna z całej trójki była na dzisiaj umówiona.

---


Obudziła się nie aż tak dawno temu. Chociaż teraz to i tak wydawało się jednak dawno. Pukanie do drzwi ją obudziło. Jak spojrzała za okno to było już jasno. Ranek. Pochmurny. Za to miała słodkie wspomnienia z tego łóżka i ostatniej nocy. Ale jak odrzuciła kołdrę i postawiła nogi na podłodze okazało się, że nie tylko. Na podłogę zleciał kawałek materiału i jak się przyjrzała bliżej zorientowała się, że takiej bielizny na pewno nie miała w swojej garderobie. Więc pewnie musiała należeć do jej nocnego gościa. Ale jak się po to schyliła odkryła, że Rose zostawiła nie tylko to. Pod i trochę za krzesłem leżał jej pistolet. Przypomniała sobie jak wczoraj na samym początku wizyty pani kapitan odpięła pas z bronią i rzuciła na to krzesło. Jak gruchnęły na tym krześle. I widocznie jeden z pistoletów spadł na podłogę. A jak już był koniec wizyty i się żegnały Rose nie chciało się ubierać po to by przejść korytarzem parę drzwi dalej i znów się rozbierać tym razem w swoim łóżku. Więc ubrała tylko koszulę która kończyła się tuż poniżej bioder i pośladków więc zasłaniała to co najważniejsze. A resztę zgarnęła na ręce no i tak wyszła.

- Mam nadzieję, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Byłabym rozczarowana. - powiedziała odchodząc od drzwi i na pożegnanie całując jeszcze usta swojej nocnej kochanki. A potem jak biała dama zaczęła na bosaka iść tym dość mrocznym korytarzem aby dotrzeć do końca pokoju. A rano Pirora odkryła, że jednak nie zabrała wszystkiego na koniec tej intensywnej wizyty.

---


A potem było śniadanie, wizyta Iriny, Juliusa i w miarę rutynowe sprawy. Aż tak wiele czasu nie miały bo zaraz po przyszła właśnie kandydatka na nową służącą a na razie modelkę. W świetle dnia prezentowała się równie interesująco jak wczoraj wieczorem. Młoda, pewnie podobna wiekiem do Pirory, szczupła i zgrabna. A do tego skromna i chyba strasznie jej zależało na tej pracy. Może nawet bardziej niż na byciu modelką dla nowej pani. Ale skoro i tak było trzeba to była gotowa i na taki rodzaj współpracy.




https://cdn3.volusion.com/h35fd.rs5p...che=1332441817


- Pomóc w czymś? - zaproponowała gdy malarka rozstawiała wczoraj kupione sztalugi. Dało się wyczuć, że Kerstin chciałaby pomóc z tymi sztalugami i w ogóle. Ale chyba kompletnie nie wiedziała czego się spodziewać po tej roli modelki. I widocznie liczyła, że malarka ją w razie potrzeby odpowiednio poinstruuje. Sama malarka zaś miała nieco więcej roboty niż zwykle. Jak to zawsze z nowym pędzlem czy barwnikiem. A tym razem wszystko miała nowe. Musiała wszystko rozstawić, sprawdzić, zmieszać aby uzyskać potrzebną barwy. Jak już się miało własną pracownię albo chociaż przygotowane stanowisko i farby to szło to znacznie szybciej. A tym razem ten okres przygotwań się znacznie wydłużył jak trzeba było całość szykować od nowa. Niemniej w końcu zaczęły. A niedługo potem usłyszała pukanie do drzwi. No a jak podeszła pod drzwi aby je otworzyć Irinie jaka przyniosła śniadanie to czekała ją kolejna niespodzianka tego poranka. Bilecik na podłodze jaki ktoś pewnie wsunął przez szparę w drzwiach.

Cytat:
“Odebrałem wiadomość od twojego ojca. Nie wpakuj się w tarapaty. Przyślę kogoś. Powie, że ma wiadomość od wujka Karla. Spal tą wiadomość. K.”
---

- Dzień dobry moja słodyczy. - w drzwiach stała pani kapitan. Uśmiechała się całkiem ciepło chociaż oszczędnie. Ale jak tylko Pirora otworzyła drzwi tamta pewnie dojrzała sztalugi i modelkę. Pozwoliła sobie rzucić okiem wgłąb gościnnego pokoju.

- Widzę, że nie tracisz czasu. Ale masz dobry gust muszę przyznać. Widzę, że znów mogłybyśmy nawiązać wspólny język. - powiedziała cicho, z mieszaniną rozbawienia i ironii jakby Kerstin przykuła jej uwagę niekoniecznie tylko jako modelka.

- No ale to może później. Chyba coś u ciebie zostawiłam. - wymownie poklepała się po brzuchu gdzie było zwieńczenie pasa i tylko jeden wsunięty pistolet. - A jestem umówiona i muszę wyjść. A czuję się taka zdekompletowana. A przy okazji obiad mam już zajęty ale na kolację nie mam jeszcze planów. A ty? - Estalijka dała znać zarówno, że chciałaby odzyskać swój pistolet jak i tym, że nie miałaby nic przeciwko powtórzeniu wczorajszej przygody. Ale gdzieś w tym momencie do rozmowy wtrąciła się ta trzecia. Chociaż jeszcze nie bezpośrednio.

- Dzień dobry! - kapitan spojrzała w bok, w głąb korytarza słysząc odgłos biegnących, lekkich kroków jakie objawiły się nadciągającym, rezolutnym urwisem. Zwolnił wyraźnie chyba nie spodziewając, się, że zastanie swoją panią w drzwiach no a zwłaszcza pani kapitan, też w drzwiach tylko na korytarzu.

- A dzień dobry Juliusie. Jak ci idzie zamawianie trunków? - pani kapitan widocznie zapamiętała z wczoraj jego imię i zwróciła się do niego przyjaznym tonem. I to nie tak protekcjonalnie jak to zwykle dorośli się zwracali do dzieci! I widać było, że chyba nie tylko u Pirory zaskarbiła sobie na uznanie.

- Bardzo dobrze pani kapitan! Ja dzisiaj zamawiałem śniadanie dla pani i tam też były trunki! - malec pochwalił się tym swoim wyczynem jaki wczoraj zdobył takie uznanie u pani kapitan i jej załogi.

- Zuch chłopak! A teraz po co przyszedłeś? - Estalijka pochwaliła i zagaiła rozpromienionego malca o sprawę z jaką przecież wcale nie przybiegł przez korytarz. Bo raczej nie mógł wiedzieć, że zastanie i swoją panią i panią kapitan w drzwiach.

- Aha! No tak! Bo przyszła ta minstrelka! Ta z ciemnymi włosami i lutnią. I jest na dole. - Julius rzeczywiście przypomniał sobie po co tu przybiegł i spojrzał na stojącą w przejściu blondynkę aby jej zameldować co za wieści przynosi. Pokazał na sobie, że owa minstrelka o jakiej mówił musi mieć włosy zdecydowanie dłuższe od niego, tak do ramion albo i poniżej. Opis pasował do Simonsberg.

- A myślałam, że jesteś nowa i nikogo tu nie znasz! - roześmiała się Rose którą chyba rozbawiła ta wiadomość. - No ale ja tylko wpadłam się pożegnać bo już muszę iść. - uspokoiła się i przypomniała, że tym razem to jest tylko na chwilę ale ton i uśmiech sugerował, że nadal ma ochotę na kontynuowanie znajomości z gospodynią 13-ki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline