|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
20-03-2021, 20:21 | #191 | ||
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 45 - 2519.01.27; bkt (4/8); przedpołudnie Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Słodowa; mieszkanie von Donau Czas: 2519.I.28; Backertag (4/8); przedpołudnie Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz Egon i Tulsa - Dobrze, że jesteś. - Tulsa otworzyła mu gdy przekonała się kto puka do jej drzwi. Słabo się wpisywała w obraz stereotypu szlachcianki. Nie miała własnego dworku szlacheckiego ani licznych sług. Ani ziemi, statku, pięknego rumaka. Właściwie to nawet nie do końca był pewny czy ona w ogóle jest prawdziwą szlachcianką. No ale mimo wszystko jakoś utarło się, że jest. Przynajmniej sama się tak tytuowała i inni też. Co prawda trzeba było przyznać, że potrafiła się wysławiać jak błękitnokrwista co na zwykłych ulicznikach robiło pewne wrażenie. No ale uprawiała mało szlachetny proceder i miała za to ciekawe znajomości i wieści. I po to głównie dzisiaj z rana Egon do niej zawitał. No z rana to przynajmniej tak jak już było widno i jak wstał. Wczoraj nie poszło tak źle z tą wymianą. Egon poznał kolgów Silnego a ci poznali jego. Wymiana się obyła bez jakiegoś mordobicia i innych takich. Obie strony pomimo braku początkowego zaufania spotkały się i wymieniły karliki na to świecące coś. Nawet wstępnie umówili się na kolejną, tym razem główną część wymiany. Na to jednak potrzebowali więcej czasu aby uzbierać kasę na towar. Gladiator z Kręgu nie wiedział o jaką sumę chodzi ale chyba większą niż wczoraj poszła w ruch. A była to cała, mała szkatułka brzdęków. Powrót z Zaułka Topielców też był dość nerwowy. Mieli przecież przy sobie mocno trefny towar. A ulice jeszcze o tym dość wczesnym wieczorze wcale nie były takie puste. Szli w stronę porty gdzie już na nabrzeżu się rozstali. Silny z Sebastianem i szkatułką poszli w jedną a pozostała trójka w drugą. Kornas przekazał swoim cienkim głosikiem Egonowi, że Vasilij chciałby się z nim spotkać no a z Aaronem umawiał się na coś na jutro. Chyba mieli gdzieś iść ale w końcu i z nimi się umięśniony wojownik rozstał wracając do siebie. Gdy otwierał drzwi swojego mieszkania to było nieprzyjemnie chłodne. Wychłodziło się podczas jego nieobecności. A był może dzwon albo dwa przed północą. Więc nawet nie poszło tak źle. Silny był zadowolony. Z miejsca pytał czy kolega się pisze na tą następną wymianę. Tylko jeszcze nie było wiadomo kiedy. Ale miał dać znać jakby coś było na rzeczy. No a z rana jak coś zjadł i porządnie wstał wybrał się do Tulsy. Niebo było stalowoszare i zachmurzone. Podobnie jak wczoraj. Ale wiatr był bardzo słaby to nie wzmagał mrozu. A ten był tego dnia siarczysty. Jednak nie padało. To się lżej szło po tym zdeptanym, brudnym, miejskim śniegu wymieszanym z końskim nawozem, zamarzniętymi resztkami oby z garnków a nie czego innego i wysypywanym popiołem. Tak zawędrował do kamienicy w jakiej mieszkała Tulsa. https://i1.wp.com/cdn.onekindesign.c...-Kindesign.jpg - Cóż cię do mnie sprowadza? - zapytała gdy już usiedli przy stole w salonie. Jak usłyszała pytanie o Zaułek pokiwała głową i podmuchała gorący napar w swoim kubku jaki zaserwowała także gościowi. - Podobno jest przeklęty. Tam matki wyrzucają niechciane płody i martwe niemowlęta. A także z portu przypływają trupy topielców. Prąd ich tam znosi. Tak słyszałam. Stąd nazwa. - pokiwała głową gdy zaczęła mówić o miejscu o jakie pytał jej gość. - Kiedyś tam mieli bimbrownię. Ale nie wiem gdzie dokładnie. Ale na mecie chodził niezły bimberek ponoć właśnie z tego Zaułku. Topielica. Całkiem niezły. Ale już nie chodzi. Już od jakiegoś czasu. Pewnie się przenieśli albo zamknęli interes. - gospodyni zmrużyła oczy próbując sobie przypomnieć jakieś plotki o tym miejscu. - A jak już jesteś to z tego co słyszałam mają być organizowane walki jeszcze przed Festag. To już na dniach ale jeszcze nie wiadomo w jaki dokładnie. Theo zbiera ekipę. - przekazała informację w sprawie areny. Więc szykowała się kolejna impreza i skoro Theo zbierał ekipę zawodników trzeba było mu dać znać jeśli chciało się startować. Albo osobiście pofatygować się do “Śledzika” no albo choćby teraz przez Tulsę. Jak przez Festag to wielkiego wyboru już nie było. Jutro, pojutrze albo za dwa dni. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; magazyny; magazyn Gergievów Czas: 2519.I.28; Backertag (4/8); przedpołudnie Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz Vasilij i Gaduła Na zewnątrz panował zimowy dzień. Pochmurny, z trzaskającym mrozem ale bez zauważalnego wiatru czy opadów śniegu. Rano było chyba jeszcze zimniej. Vasilij odkryl to jak znów zrobił sobie spacer po skrytkach. Od dziewczyn tym razem nic nie było ale widział się z nimi wczoraj. Od chłopaków nic nie dostał. Tylko od Karlika była krótka wiadomość. Cytat:
Ale od chłopaków ze zboru nie dostał żadnej wiadomości. To nie wiedział co się u nich dzieje. A przez to szanse na spotkanie stawały pod znakiem zapytania. Na razie więc mógł się zająć tymi sprawami na jakie mógł sobie pozwolić. Późno wieczorna wizyta u Belegara nie przyniosła jakiegoś wielkiego przełomu. Owszem jak każdy w mieście słyszał o tej dezercji żołnierzy okrętowych jak i o tym, że zaczęli łupić na szlakach. To nie była żadna nowość ani tajemnica. Całe miasto o tym wiedziało. Ale żeby kogoś kto miał z nimi kontakt? Krasnoludowi nikt taki jakoś nie przychodził do głowy. Luźno snuł rozważania, że może jacyś myśliwi czy traperzy. Może chłopi w okolicznych wioskach. Może oni coś wiedzą. Ale on sam nie natknął się na żaden wątek jaki prowadziłby do owych dezerterów. Miał tutaj swoją dziuplę i wiela go nie interesowało. Nie zadawał zbyt wielu pytań skąd ktoś ma daną rzecz a tylko za ile chciałby ją zastawić i na jak długo. W końcu i relacje z Vasilijem w sporej mierze bazowały na tym dyskretnym schemacie. Lichwiarz prywatnie wyrażał przekonanie, że zima pewnie zrobiła naturalny porządek z każdym kto nie znalazł bezpiecznego schronienia na zimowe miesiące. Więc jak herszt bandy miał zamiar odszukać tych dezerterów to życzył mu szczęścia ale sam nie zamierzał się w to angażować. Miał swoje sprawy i interesy tu na miejscu. Co się wczoraj udało ugrać z Trójhakiem no na pewno się coś udało. Versana a potem jak wracali to i Łasica wyglądały na bardzo ucieszone tym, że kanalarz załatwił jakieś dojście do pozornie niezdobytej twierdzy jaką były kazamaty. Co prawda nie za darmo i z pewnymi obostrzeniami ale jednak. Co do Cichego to nie wiadomo było czy coś z tego będzie z ich współpracy. Od Vasilij zostawił swój namiar na kontakt, sam wiedział gdzie szukać jednorękiego kanalarza no to zostawało czekać na te ewentualne kontakty jednej czy drugiej strony. Oczywiście nie na piśmie bo podobnie jak Silny czy Łasica tak jak i większość społeczeństwa Trójhak nie skalał swych rąk piórem i książką. Za to sama Łasica wczoraj jak od niego wracali zgłosiła się pierwsza na ochotnika jakby trzeba było tam przedzierać się tymi kanałami po tą co mieli ją uwolnić. Była podobnej budowy jak Versana więc skoro ją kanalarz uznał za odpowiednią na taką trasę to i włamywaczka powinna się nadawać. A dzisiaj rano po tym jak zarządził swoim zbirom naradę w biurze magazynu to ci pokiwali głowami i zabrali się za wyznaczoną robotę. Gaduła miał dalej śledzić tego człowieka co miał być z bandy Sondre a dwóch innych przejść się po miejskich drwalach i innych takich co powinni mieć jakiś kontakt ze światem poza murami miasta. Chociaż był to strzał w ciemno. Nie było wiadomo czy w ogóle coś uda im się dowiedzieć w tym temacie. Przecież zbiegowie nie musieli mieć kontaktów z kimś z miasta. Przecież jasnym było, że takie kontakty mogły zdradzić ich kryjówkę a w końcu spuścić na głowę miecz sprawiedliwości. Podobnie jak niedawno doświadczyli tego rabusie z północy jakich po prostu ten miecz rozjechał. Pozostali zajęli się swoimi sprawami na miejscu. Jeszcze było trochę przed południem gdy do faktorii wrócił Gaduła. https://i.pinimg.com/564x/d2/ce/ac/d...27b6e8db45.jpg - No chyba go mam szefie. Chyba mieszka u jakiejś rodziny. Wiem gdzie. - przedstawił krótko z tym czym przyszedł. Wczoraj jeszcze nie miał pewności bo raz to niewiele znaczy jak ktoś gdzieś poszedł czy odwiedził. Mógł być przypadek lub jakaś mniej lub bardziej regularna wizyta. Ale jak na drugi dzień sytuacja się powtórzyła no to coś mogło być na rzeczy. - Ci dorośli to chyba w większości poszli w dzień do pracy. Jego nie widziałem to raczej powinien być w mieszkaniu. Słyszałem jednak płaczące dziecko ale nie wiem czy to z ich mieszkania czy nie. - zaznaczył Gaduła. Małe dzieci zwykle nie zostawiano bez opieki więc ktoś, pewnie jakaś kobieta, powinien zostać z takim małym dzieckiem. Niemniej na sam słuch człowiek Vasilija nie był pewny czy to z tego mieszkania gdzie jest ten obserwowany czy nie. Tak czy siak mieszkanie powinno być mniej ludne niż w nocy, z samego rana albo potem jak ludzie zaczną wracać z prac, sklepów, straganów i innych swoich spraw jakie załatwiali w dzień. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Mew; tawerna “Krzycząca mewa” Czas: 2519.I.28; Backertag (4/8); przedpołudnie Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz Versana, Karlik i Rose Poranek okazał się pochmurny i wyglądał na zimny. Jak po śniadaniu mogła się przekonać pani domu rzeczywiście był zimny. Wręcz lodowaty. Ale nie wiało ani nie śnieżyło co dawało nadzieję, że Kornasowi uda się zaprowadzić chłopaków do kryjówek jakie mu pokazała Dana. W każdym razie z tą myślą rozstali się po śniadaniu. - Ale wczoraj był wspaniały wieczór! - Brena też zdradzała rano dobry humor. Wczoraj biesiada mimo wszystko jednak się rozwinęła. Mieszane towarzystwo okazało się skore to żartów, tańców, śpiewów oraz korzystania z przyjemności stołu. Pod tym względem wieczór raczej można było zaliczyć do tych udanych. Ta przepaść zamrożonej wojny jaka ziała między Versaną a węglarzami została chyba zasypana. W końcu w pewnym momencie Łasica władowała się na kolana jednego z nich i go karmiła słodkościami gdy in sprawdzał zawartość jej koszuli. Blanka usiadła i okazywała podobną atencję dla Dimitra chociaż nie z taką śmiałością i wprawą jak zawodowa łotrzyca. A Tod zajmował się głaskaniem i całowaniem gładkiego uda blond Kislevitki jakie ta mu ładnie wyeksponowała przed twarzą. A sama wciąż grała i śpiewała kolejne kawałki. Łasica skutecznie dyrygowała dwójką niewolnic i razem skutecznie absorbowały uwagę węglarzy. A dzięki temu Brena jako tłumacz mogła stanowić pomost porozumienia między Versaną a Normą. - Ta Norma to jest trochę straszna. Boję się jej. Nadja naprawdę chce się z nią umówić sama? I nie boi się? - wyznała jednak dzisiaj przy śniadaniu. Dało się to zrozumieć. Nawet jak ktoś nie widział wyczynów berserkerki z północy na arenie to początek wizyty i to jak potraktowała Blankę mógł dawać do myślenia, że jest to osoba gwałtownego charakteru. Zresztą rudowłosa brunetka zdradzała wczoraj obawy gdy musiała siedzieć tak blisko tej niebezpiecznej kobiety i pośredniczyć rozmowie. Nawet jak wczoraj przez cały wieczór była boso, w kalesonach i zwykłej koszuli co samo w sobie powinno ją czynić bardziej udomowioną. Ale nie dało się udomowić wilka i zrobić z niego psa. Z wilczycy też nie. Sama Norma zdradzała zaś nieufność do słów i zamiarów Versany. Nawet jak przestała zdradzać jawnie wrogie zachowania to ten gniew za to bajki o załodze jakie jej naopowiadała przy poprzednim spotkaniu widocznie wciąż się tlił. I wojowniczka o tym wciąż pamiętała. Więc odpowiadała niechętnie i zdradzała jawny brak zaufania do słów wdowy. I nie miała ochoty się uzewnętrzniać ani zdradzać planów. W to polowanie też chyba nie dowierzała, że to poważna i szczera propozycja a o wiedźmie w ogóle nie chciała mówić. - Mówi, że jesteś żmija. I masz wężowy język. - życzliwie przetłumaczył już wesolutki Dimitri gdy Brena się zawahała, zaczerwieniła i widocznie miała trudność z przetłumaczeniem tego co właśnie powiedziała siedząca przy stole wojowniczka z północy. No ale takie nastawienie znacznie utrudniało wdowie namówienie jej do czegokolwiek. - Kompletnie nie znacie się na wężach i żmijach. - stwierdziła Łasica kręcąc głową i w końcu wstała z kolan swojego węglarza, obeszła stół, podeszła do Normy i przez chwilę patrzyła na nią z góry. Co było możliwe skoro jedna z nich stała a druga siedziała. Po czym bez ostrzeżenia władowała jej się na kolana obejmując szyję ramionami. - Widzę, moja młoda damo, że musimy się umówić we dwie i poważnie porozmawiać. - włamywaczka powiedziała to tak poważnie jak jakaś guwernantka do młodej dzierlatki. Łasica spojrzała ponaglająco na Wiewióreczkę aby ta przetłumaczyła jej słowa. Co Brena po chwili zaskoczenia uczyniła. Norma spojrzała zdziwiona na nią i na tą co właśnie usiadła jej na kolanach. - Po pierwsze widzę poważne braki. Brakuje ci służby. Takiej łaziebnej, kelnerki, nałożnicy, niewolnicy. Byłabym bardzo zainteresowana taką pracą. Możemy się umówić aby o tym porozmawiać? Masz jakieś wolne łóżko czy idziemy do mnie? Ale jakaś balia też może być. - poza Normą chyba wszyscy przy stole rozumieli te słowa w reikspiel. I przez chwilę zrobiło się jakby ciszej jak czekali na reakcję krewkiej wojowniczki. Dopiero po chwili Brena się otrząsnęła i zaczęła dukać po kislevsku. Ale była tak przejęta, że się jąkała wyraźnie będąc pod wrażeniem słów koleżanki jak i obawiając się reakcji wojowniczki. A ta też przez dobre dwa czy trzy oddechy wpatrywała się z niedowierzaniem w twarz siedzącej na jej kolanach kobiety jakby podejrzewała, że to tłumacz coś pokręciła z tłumaczeniem. Ale w końcu chyba odebrała to jako żart. Bo się roześmiała. Ale potem doszły do porozumienia. Mimo oporów bo Norma uważała, że Versana i Łasica to duet więc są do siebie podobne. No ale musiała przyznać, że na razie Łasica nie zrobiła ją w balona jak poprzednio Versana. Więc w końcu zgodziła się z nią spotkać na banię. Czyli kąpiel gdzie Łasica miała być jej łaziebną i zadbać o wszystkie wygody. --- - No to jakoś sie udało. Może ją urobię. Jutro to mam być u was na tą krawcową? No to może w Konigtag? - zastanawiała się Łasica jak o północy albo po wracały kobiecą gromadką przez ciemne i zaśnieżone ulice. Bo jak tłumaczyła widząc jak bardzo Versana podpadła Normie poprzednią wtopą uznała, że dobrze aby złapać z nią jakikolwiek kontakt. By się do nich przekonała. I miała nadzieję, że jak wyjdzie z tą kąpielą no to może uda się ją namówić na coś jeszcze. Na to polowanie, spotkanie z resztą no i może rozmowę o tej wiedźmie i reszcie. Co zresztą Łasica niekoniecznie uznała za temat właściwy do rozmowy przy węglarzach. I od siebie proponowała wieczór w Konigtag czyli pojutrze. A patrząc z perspektywy dzisiejszego poranka to jutrzejszy. Jak już wracały w nocy pojawił się pewien problem natury logistycznej. Gdzie miały nocować Dagmara i Blanka? Pierwszą noc spędziły na “Tygrysicy” ale noc była późna i mroźna a do portu wcale nie tak blisko. Do tego Łasica nie ukrywała, że nie bardzo chce jej się łazić po nocy jak w przeciwieństwie od reszty dziewczyn od rana ma służbę u van Hansenów. - Jak ich nie chcesz u siebie w domu Ver to ja je mogę zabrać do siebie. Bardzo chętnie! Ale uprzedzam, że mam tylko jedno łóżko i brzydki zwyczaj pakowania łapek w osoby z jakimi sypiam! Ale rano muszę wyjść. - Łasica nie ukrywała, że właściwie mogłaby przenocować u siebie obie dziewczyny i czy naprawdę by się do nich dobrała czy nie to już mniejsza rzecz. Grunt w tym, że wcześnie rano musiałaby je zostawić same. - Nie uciekniemy jeśli o to się boicie. Ale nie znamy miasta. Pierwszy raz tu jesteśmy. - odezwała się muzykalniejsza z niewolnic zdając sobie sprawę, że w środku nocy i w środku uśpionego miasta nie tak łatwo znaleźć bezpieczny nocleg. Nawet jakby przenocowały u Łasicy to rano ktoś by je musiał stamtąd odebrać. --- A po śniadaniu jak Kornas poszedł na spotkanie ze Strupasem i Aaronem jego pani poszła do ratusza gdzie siedzibę miało główne biuro straży miejskiej a w niej urzędował porucznik Fink. Był zaskoczony jej wizytą ale i ucieszony. Okazał się szarmancki dla swojej faworyty jakiej ostatnio tak okazywał atencję przy każdym spotkaniu i wysłuchał uważnie z czym przychodzi. - Muszę przyznać Versano, że zdumiewa mnie zasięg twoich zaintersowań. Zwłaszcza tak podejrzanymi typami i sprawkami. - pozwolił sobie zauważyć jak zdążyła go zapytać o rozbitych Norsmenów, o włamanie do Grubsona, o Sondre i dezerterów. - Śledztwo w sprawie włamania do kupca Grubsona jest w toku. Jeszcze za wcześnie by coś wyrokować w tej sprawie. Jeśli sobie życzysz poprosze by straż częściej patrolowała okolice twojego domu i magazynu. A zresztą masz rację zrobię to niezwłocznie! Cóż to byłaby za tragedia jakby stała ci się jakaś krzywda. - porucznik dość zgrabnie wywinął się z podania detali o toczącym się śledztwie. Wydawało się, że urok młodej wdowy nie sięga do spraw jakimi zajmował się zawodowo. Ale skoro wspomniała o ryzyku jakiego się obawia chętnie obiecał częstsze patrole straży wokół jej włości. Nawet coś sobie zapisał w notesie z tej okazji. W sprawie Sondre no cóż, nie wiedział dlaczego nagle młoda wdowa zaczęła się interesować tym porywaczem i szantażystą ale sprawa też była w toku. List gończy wisiał z jego podobizną i pozostawało czekać aż coś się złapie w zarzuconą sieć. Podobnie z dezerterami. Zbiegli i robili napady na traktach i wioskach wokół miasta. To prawda. Ale teraz zima to ciężko w jakimś nędznym obozie przetrwać. Wątpił aby przetrwali do wiosny. A jak już to pewnie dopiero wtedy wypłynął na powierzchnię. Ci którzy przetrwają zimę oczywiście. Natomiast niebezpieczeństwo związane z tymi rabusiami z północy zostało zażegnane. Zostali rozbici. Nawet jak ktoś by przetrwał walkę miał marne szanse przetrwać tyle dni bez pomocy od miejscowych. A miejscowi nie powinni mieć ochoty pomagać komuś kto przypłynął ich mordować, gwałcić, palić i rabować. Zwłaszcza, że za rzeczy i Norsmenów wyznaczono nagrodę. Nie tak dużą no ale dla wieśniaków wystarczającą. Bo po co by mieli karmić takiego darmozjada i jeszcze ryzykować odwet władz za ukrywanie zbiega? Dlatego porucznik wątpił aby Norsmeni z tej rozbitej bandy zagrażali jeszcze komukolwiek. --- https://i2.wp.com/offbeathome.com/fi...size=800%2C487 - Proszę. Jak będę potrzebna to proszę tylko wezwać. - Corri zabrała już pustą tacę gdy zestawiła zamówienie gościom i obdarzyła ich ciepłym i promiennym uśmiechem. Nie było trudno zorientować się dlaczego właśnie ta zgrabna i powabna blondynka była w “Mewie” ulubioną kelnerką Łasicy. Aż trudno było nie skorzystać z uroków tak przyjemnie uśmiechniętego zaproszenia. - Oczywiście. - Karlik potrząsnął swoją wielką głową no ale nie przyszedł tutaj dla przyemności. Tylko interes był do zrobienia. - Dobrze, że jesteś trochę wcześniej to możemy pogadać. - zaczął zwracając się do Versany bo rzeczywiście na razie znów siedzieli we dwójkę a tej trzeciej z jaką się umówili jeszcze nie było. Karlik jednak trochę zwklekał z tym o czym chciał pogadać. - Powiedzmy, że dawny znajomy zawitał do miasta. Taki od nas. Myślę, że najbardziej do ciebie i Łasicy. - spojrzał na nią znacząco aby dać znać o jakim rodzaju znajomego mówi. - Tylko, że nie mógł dokończyć podróży. Ale przysłał córkę. Dorosłą. Nazywa się Pirora van Dyke. Zatrzymała się w “Pod pełnymi żaglami”. Czeka na kontakt od nas. Rano wysłałem jej bilecik, że ktoś się z nią skontaktuje. Myślę, że ty i Łasica byście były najodpowiedniejsze. Chociaż tej młodej nie znam. Nigdy jej nie spotkałem. Ale jej ojciec zaręcza, że poszła w jego ślady. No ale trzeba zachować ostrożność. To może być jakaś podpucha. Dlatego trzeba ją sprawdzić. Wysłałem też wiadomość do Łasicy ale ona pewnie najprędzej dowie się wieczorem jak wróci z roboty. Ciebie widzę wcześniej to ci mówię teraz. - streścił w paru pospiesznie powiedzianych zdaniach co to za sprawa. Brzmiało jakby sprawa wyskoczyła nagle i dołożyła swoje trzy grosze do tego galimatiasu jaki ostatnio zdawał się nabrzmiewać i nabierać rozpędu z każdym kolejnym dniem. Mieli chwilę aby o tym pogadać gdy między stołami i gośćmi dało się poznać kilka sylwetek w zimowych ubraniach jakie wyraźnie szukały kogoś. Na ich czele szła szczupła kobieta w jasnych spodniach i ciężkim, bogato zdobionym płaszczu. W końcu się zobaczyli i Rose dosiadła się do ich stołu. Wraz z nią jeden z jej ludzi a reszta usiadła przy sąsiednim stole. - Witaj Ver, moja droga. Straszna zimnica dzisiaj. - Rose usiadła obok Versany i przywitała się całkiem przyjaźnie. Chociaż nie aż tak ostentacyjnie jak dwa dni temu jak spotkały się by celebrować wspólnie wieczór z nowymi zabaweczkami. No ale teraz to było spotkanie w interesach a nie dla rozrywki. Zaraz potem kapitan i Karlik przedstawili się sobie. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami” Czas: 2519.I.28; Backertag (4/8); przedpołudnie Warunki: pokój 13, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz Pirora i Kerstin Wydawało się, że pochmurny i zimny poranek nie ima się drobnej blondynki. Co w przyjemnie ogrzanym pokoju tawerny nie było takie trudne. Zwłaszcza w tak uroczym towarzystwie i napędzaną tak słodkimi wspomnieniami z ostatniej nocy. Cóż to była za noc! Po tylu długich i samotnych nocach i wieczorach Pirora wreszcie spotkała kogoś o podobnych do niej zainteresowaniach. Do tego o całkiem atrakcyjnej aparycji oraz interesujących umiejętnościach. Zabawne jak to się w życiu układa. Jednego poranka budzisz się w swoim łóżku w wynajętym pokoju i zastanawiasz się co przyniesie kolejny dzień czekania na kontakt “od nich”. A następnego jesteś obiektem zainteresowania trójki młodych i całkiem przyjemnych dla oka kobiet. Chociaż każda była inna i zdradzała inny charakter no i pojawiały się od rana na raty. Ale teraz jak Pirora stała w otwartych drzwiach swojego pokoju miała istną ich kumulację. Pierwsza zjawiła się Kerstin Decker. Zresztą ona jako jedyna z całej trójki była na dzisiaj umówiona. --- Obudziła się nie aż tak dawno temu. Chociaż teraz to i tak wydawało się jednak dawno. Pukanie do drzwi ją obudziło. Jak spojrzała za okno to było już jasno. Ranek. Pochmurny. Za to miała słodkie wspomnienia z tego łóżka i ostatniej nocy. Ale jak odrzuciła kołdrę i postawiła nogi na podłodze okazało się, że nie tylko. Na podłogę zleciał kawałek materiału i jak się przyjrzała bliżej zorientowała się, że takiej bielizny na pewno nie miała w swojej garderobie. Więc pewnie musiała należeć do jej nocnego gościa. Ale jak się po to schyliła odkryła, że Rose zostawiła nie tylko to. Pod i trochę za krzesłem leżał jej pistolet. Przypomniała sobie jak wczoraj na samym początku wizyty pani kapitan odpięła pas z bronią i rzuciła na to krzesło. Jak gruchnęły na tym krześle. I widocznie jeden z pistoletów spadł na podłogę. A jak już był koniec wizyty i się żegnały Rose nie chciało się ubierać po to by przejść korytarzem parę drzwi dalej i znów się rozbierać tym razem w swoim łóżku. Więc ubrała tylko koszulę która kończyła się tuż poniżej bioder i pośladków więc zasłaniała to co najważniejsze. A resztę zgarnęła na ręce no i tak wyszła. - Mam nadzieję, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Byłabym rozczarowana. - powiedziała odchodząc od drzwi i na pożegnanie całując jeszcze usta swojej nocnej kochanki. A potem jak biała dama zaczęła na bosaka iść tym dość mrocznym korytarzem aby dotrzeć do końca pokoju. A rano Pirora odkryła, że jednak nie zabrała wszystkiego na koniec tej intensywnej wizyty. --- A potem było śniadanie, wizyta Iriny, Juliusa i w miarę rutynowe sprawy. Aż tak wiele czasu nie miały bo zaraz po przyszła właśnie kandydatka na nową służącą a na razie modelkę. W świetle dnia prezentowała się równie interesująco jak wczoraj wieczorem. Młoda, pewnie podobna wiekiem do Pirory, szczupła i zgrabna. A do tego skromna i chyba strasznie jej zależało na tej pracy. Może nawet bardziej niż na byciu modelką dla nowej pani. Ale skoro i tak było trzeba to była gotowa i na taki rodzaj współpracy. https://cdn3.volusion.com/h35fd.rs5p...che=1332441817 - Pomóc w czymś? - zaproponowała gdy malarka rozstawiała wczoraj kupione sztalugi. Dało się wyczuć, że Kerstin chciałaby pomóc z tymi sztalugami i w ogóle. Ale chyba kompletnie nie wiedziała czego się spodziewać po tej roli modelki. I widocznie liczyła, że malarka ją w razie potrzeby odpowiednio poinstruuje. Sama malarka zaś miała nieco więcej roboty niż zwykle. Jak to zawsze z nowym pędzlem czy barwnikiem. A tym razem wszystko miała nowe. Musiała wszystko rozstawić, sprawdzić, zmieszać aby uzyskać potrzebną barwy. Jak już się miało własną pracownię albo chociaż przygotowane stanowisko i farby to szło to znacznie szybciej. A tym razem ten okres przygotwań się znacznie wydłużył jak trzeba było całość szykować od nowa. Niemniej w końcu zaczęły. A niedługo potem usłyszała pukanie do drzwi. No a jak podeszła pod drzwi aby je otworzyć Irinie jaka przyniosła śniadanie to czekała ją kolejna niespodzianka tego poranka. Bilecik na podłodze jaki ktoś pewnie wsunął przez szparę w drzwiach. Cytat:
--- - Dzień dobry moja słodyczy. - w drzwiach stała pani kapitan. Uśmiechała się całkiem ciepło chociaż oszczędnie. Ale jak tylko Pirora otworzyła drzwi tamta pewnie dojrzała sztalugi i modelkę. Pozwoliła sobie rzucić okiem wgłąb gościnnego pokoju. - Widzę, że nie tracisz czasu. Ale masz dobry gust muszę przyznać. Widzę, że znów mogłybyśmy nawiązać wspólny język. - powiedziała cicho, z mieszaniną rozbawienia i ironii jakby Kerstin przykuła jej uwagę niekoniecznie tylko jako modelka. - No ale to może później. Chyba coś u ciebie zostawiłam. - wymownie poklepała się po brzuchu gdzie było zwieńczenie pasa i tylko jeden wsunięty pistolet. - A jestem umówiona i muszę wyjść. A czuję się taka zdekompletowana. A przy okazji obiad mam już zajęty ale na kolację nie mam jeszcze planów. A ty? - Estalijka dała znać zarówno, że chciałaby odzyskać swój pistolet jak i tym, że nie miałaby nic przeciwko powtórzeniu wczorajszej przygody. Ale gdzieś w tym momencie do rozmowy wtrąciła się ta trzecia. Chociaż jeszcze nie bezpośrednio. - Dzień dobry! - kapitan spojrzała w bok, w głąb korytarza słysząc odgłos biegnących, lekkich kroków jakie objawiły się nadciągającym, rezolutnym urwisem. Zwolnił wyraźnie chyba nie spodziewając, się, że zastanie swoją panią w drzwiach no a zwłaszcza pani kapitan, też w drzwiach tylko na korytarzu. - A dzień dobry Juliusie. Jak ci idzie zamawianie trunków? - pani kapitan widocznie zapamiętała z wczoraj jego imię i zwróciła się do niego przyjaznym tonem. I to nie tak protekcjonalnie jak to zwykle dorośli się zwracali do dzieci! I widać było, że chyba nie tylko u Pirory zaskarbiła sobie na uznanie. - Bardzo dobrze pani kapitan! Ja dzisiaj zamawiałem śniadanie dla pani i tam też były trunki! - malec pochwalił się tym swoim wyczynem jaki wczoraj zdobył takie uznanie u pani kapitan i jej załogi. - Zuch chłopak! A teraz po co przyszedłeś? - Estalijka pochwaliła i zagaiła rozpromienionego malca o sprawę z jaką przecież wcale nie przybiegł przez korytarz. Bo raczej nie mógł wiedzieć, że zastanie i swoją panią i panią kapitan w drzwiach. - Aha! No tak! Bo przyszła ta minstrelka! Ta z ciemnymi włosami i lutnią. I jest na dole. - Julius rzeczywiście przypomniał sobie po co tu przybiegł i spojrzał na stojącą w przejściu blondynkę aby jej zameldować co za wieści przynosi. Pokazał na sobie, że owa minstrelka o jakiej mówił musi mieć włosy zdecydowanie dłuższe od niego, tak do ramion albo i poniżej. Opis pasował do Simonsberg. - A myślałam, że jesteś nowa i nikogo tu nie znasz! - roześmiała się Rose którą chyba rozbawiła ta wiadomość. - No ale ja tylko wpadłam się pożegnać bo już muszę iść. - uspokoiła się i przypomniała, że tym razem to jest tylko na chwilę ale ton i uśmiech sugerował, że nadal ma ochotę na kontynuowanie znajomości z gospodynią 13-ki.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | ||
22-03-2021, 13:20 | #192 |
Reputacja: 1 | Marktag (3/8); Noc; powrót; Versana, Łasica, Brena, Dagmara, Blanka Błogi stan towarzyszył im przez całą drogę powrotną. Jedno trzeba było przyznać. Dwie ostatnie noce dziewczęta spędziły naprawdę intensywnie, więc mimo spełnienia i upojenia odczuwały najzwyczajniej zmęczenie. Ulice były puste. Na szczęście szły razem co zniechęcałło do ataku nawet tak niewinnie wyglądających kobiet. Mimo wszystko wciąż miały siłę na żarty i wspominki. W końcu jednak droga dobiegała końca i trzeba było obmyślić plan na rozlokowanie dziewcząt dzisiejszej nocy. W prawdzie Ver miała pomysł gdzie mógłby pomieszkiwać dopóki nie sprowadzi ich pod własny dach ale wymagało to zgody co najmniej Kurta. Na szczęście planowała odwiedzenie Bydlaka więc przy okazji mogłaby z nim porozmawiać. - Blanka idziesz dziś ze mną. Brenie przyda się jutro pomoc w domu. - postanowiła po krótkiej chwili namysłu. Ów kobietę póki co lepiej było trzymać blisko siebie lub pod stałą opieką. Zdawała się być najbardziej skłonna do ucieczki. Szczególnie po tym spotkaniu z jej niedawną właścicielką. Kończąc spojrzała krótko na Brenę by dać jej znać że ta ma dalej wprawiać się w rolę przełożonej. - A gdyby Greta dopytywała to…. - zastanowiła się chwilę - ...powiemy jej, że Blanka jest twoją dawną przyjaciółką z bidula. Znałyście się będąc jeszcze dziećmi lecz z czasem wasze drogi się rozeszły. Zaś teraz przez niewytłumaczalne zrządzenie losu wasze ścieżki ponownie się skrzyżowału a ja po twoich usilnych namowach i tłumaczeniu, że Greta ma swoje lata, nie mając tyle wigoru co kiedyś uległam. - mówiła niby do Breny patrzyła jednak na obie - Szczegóły zaś obmyśl ty kochana. - dalszą część tego planu pozostawiła uczennicy licząc na jej kreatywność i pomysłowość. Był to wszak kolejny etap na jej drodzę ku spaczeniu ale i samodzielności. - A co do ciebie Daga. - zwróciła się ku umuzykalnionej niewolnicy - Dzisiaj udasz się z Nadją. - postanowiła biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw - I w sumie dobrze by było byś póki co tam nocowała ale to chyba nie będzie problem? - z nieco szyderczym uśmieszkiem spojrzała wpierw na Łasicę a następnie na blondynkę o grubym warkoczu - Z rana jednak widzę cię u mnie. - dodała wskazując jej adres swojej kamienicy - Gosposi zaś w razie jej dochodzenia wyjaśnimy, że postanowiłam wziąć kilka lekcji gry na mandolinie więc nie zapomnij o instrumencie - Ale ja nie wiem gdzie to jest. Nie znam miasta. - Dagmara pokiwała swoją jasną, blond głową zgadzając się na ten plan jednak zgłosiła pewne zastrzeżenie co do jutrzejszej wizyty w domu wdowy. - Nie bój się! Już ja zadbam o ciebie! Mam tam swoich ludzi, powiem co trzeba to cię zaprowadzą rano do Ver. - Łasica wydawała się bardzo radosna i ucieszona i tym wieczorem i decyzją przyjaciółki o takim podziale dziewczyn na dzisiejszą noc. Kislevitka też się chyba uśmiechnęła i pokiwała zgodnie głową zdając się na pomysłowość tutejszych dziewczyn. - Z tego wszystkiego tylko usiadłam jej na kolanach. A miałam nadzieję, że chociaż będziemy się całować. - Łasica skorzystała z okazji aby nieco się pożalić koleżankom, że jednak nie wszystkie plany udało jej się zrealizować właśnie zakończonego wieczoru. - No nic, może następnym razem się coś uda z nią ugrać więcej. - mimo wszystko dziewczyna o granatowych włosach nie traciła nadziei, że z tą ich wojowniczką z północy nie wszystko jeszcze stracone. - Ale chyba było dość miło. Przyjemny wieczór. - Brena pozwoliła sobie na wyrażenie swojej opinii i reszta dziewczyn też podobnie pokiwała głowami. Podobnie jak ona przed chwilą jak jej pani udzielała wskazówek co do noclegu Blanki w ich domu. Czarnowłosa niewolnica też zresztą dość potulnie przyjęła takie polecenia. Przy jednym z zakrętów nastał koniec ich wspólnej drogi. Łasica z Dagmarą trzymając się pod ramię poszły w lewo. Pozostała trójka zaś w prawo. - To teraz powiedz mi kochana Wszystko co wiesz O tej całej wiedźmie. Ze szczegółami. - Uprzednio upewniając się czy aby na pewno są same Zagadała do Blanki licząc na chociaz pare detali więcej z celu podróży grupki Norsów. Przez kilka kroków słychać było tylko skrzypienie zdeptanego, zmrożonego śniegu i szelest przesuwających się po nim sukni. Dwie czarnowłose kobiety szły obok siebie a ta trzecia milczała dotrzymując im kroku. - To jakaś wielka wiedźma. Wieszczka. Mówią o niej Wiedźma z Gór. Ona gdzieś tam mieszka. I jest wyrocznią. Wcześniej nigdy u nas nie była. Ale wielu, także z innych wiosek, wyprawiało się do niej czasem po radę. Trochę jak u nas tacy mędrcy - pustelnicy. Ale ja jej nigdy nie widziałam. Pewnego dnia jarl zebrał wszystkich wojowników i ogłosił wyprawę, że trzeba popłynąć i ją uratować. Bo wy, znaczy tutaj, na pewno ją zabijecie. Więc tego chyba nikt się nie spodziewał. Ale w ciągu jednego dnia zebrali zapasy na łódź, najlepszych wojowników no i trochę służby tak jak mnie. I popłynęliśmy. - Blanka mówiła cicho i nieco trwożliwie. Jakby bała się o tym mówić albo tamtych ludzi i wydarzeń. Ale jakoś wydukała z siebie to co wiedziała na ten temat. - Jedna łódź wypłynęła z Norslandu? - pytała patrząc się przed siebie. Czarna głowa pokiwała się twierdząco w odpowiedzi. - Norma zajmowała w hierarchii Norsów jakieś znaczące stanowisko? - nie odpuszczała tematu ich dalszych braci i sióstr. - Była wojowniczką. Ale żadnym wodzem. Dopiero zaczynała. Może trzeci sezon. Ale niedawno przeszła inicjację więc uznano ją za godną aby zabrać na tą wyprawę. - była niewolnica Norsmenów pokręciła głową na znak, że lokalnej społeczności Norma raczej nie była na szczycie hierarchii wojowników. Ale też nie tak na samym dnie skoro zabrali ją na tą ryzykowną wyprawę. No i na pewno miała wyższy status niż jakaś niewolnica porwana z Imperium. - Naznaczyli cię w jakikolwiek sposób? - dążyła do tego o czym wspominał Karlik. Później i tak miała zamiar dokładnie zbadać każdy kawałek jej ciała. Niektóre znaczenia mogły być jednak czysto duchowe a to pozostało niewidoczne dla oka. - Tak. Zrobili mi tatuaż. Pani też mi zrobi tatuaż? - Blanka potwierdziła domysły młodej wdowy i zapytała cicho idącą obok właścicielkę. - Zapewne. - odparła z nieskrywaną szczerością - Będzie to jednak tatuaż identyczny do mojego. - dodała - Liczę więc, że sama się na niego zdecydujesz. A co ci tam namazali? - Swoje znaki. - dziewczyna klepnęła się w ramię gdzie rzeczywiście miała coś wytatuowane ale wcześniej jakoś Versana się temu za bardzo nie przyglądała. - A ten tatuaż to chodzi o tego węża? - zapytała klepiąc się następnie gdzieś w podołek sukni gdzie jej pani miała swój tatuaż. - Tak o Węża. Miałaś okazję się mu przyjrzeć. - nie ukrywała swoich intencji względem Blanki - W domu pokażesz mi zatem swoje cacuszko. Chciałabym zobaczyć te ich znaki. Ostatnio edytowane przez Pieczar : 24-03-2021 o 01:48. |
22-03-2021, 16:00 | #193 |
Reputacja: 1 | *Miejsce:* Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami” *Czas:* 251
Ostatnio edytowane przez Obca : 22-03-2021 o 16:12. |
23-03-2021, 12:49 | #194 |
Reputacja: 1 | Miejsce Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami” |
24-03-2021, 03:50 | #195 |
Reputacja: 1 | Backertag (4/8); Ranek; kamienica Versany; Versana, Brena, Blanka, Od samego rana kamienice wypełniała woń pieczonego chleba. Wszak to dziś był dzień w którym żony, matki czy gosposie wypiekały zwyczajowo chleba w domach, w których sprawowały pieczę dbając o domowników. Wesoły ton uszczęśliwionej Breny tylko wprawiał człowieka w jeszcze lepszy nastrój. Jej zachwyty, westchnienia i wspominki były naprawdę dla ucha. Dało się wyczuć że rudowłosa dziewczyna pochodzi z nizin społecznych i takie rozrywki, które ją spotkały w ciągu ostatnich dwóch dni były nie lada wyjątkiem. - Cieszę się z twojego szczęścia słońce. - odparła miłym i serdecznym tonem do będącej w skowronkach dzierlatki - Dzisiaj jednak czeka was trochę obowiązków. Pokaż "nowej" co i jak. Przydziel jej obowiązki i doglądaj czy sumiennie je spełnia. - to ona tu rządziła i to ona wydawała dyspozycję. poza tym wciąż odgrywału teatrzyk przed Greta. Ona jako jedyna w tym domu gorliwie wielbiła tych zasmarkanych prawych bogów. Na wszystko i wszystkich przyjdzie jednak pora. Na staruszkę również znajdzie się metoda by sprowadzić ją na stronę kultu. Jeżeli zaś się nie uda to… Tzeentch na pewno ma już coś przyszykowane na taką ewentualność. - Chciałabym też abyś wprowadziła ją w niuansy sztuki, której ja ciebie uczę. - dodała - Teraz jednak wybaczcie. Czas mnie goni. Muszę niezwłocznie odwiedzić porucznika Finka. - rzuciła szykując się do wyjścia - Jeżeli przed moim powrotem zjawi się tu minstralka. To rzecz jasna ugoście ją jak najlepiej potraficie. W końcu to dom van Darsenów. - poradziła zarzucając płaszcz. Backertag (4/8); Ranek; Ratusz; Versana, porucznik Fink Versana doskonale zdawała sobie sprawę ze słabości mundurowego do jej osoby. Mimo, że niczego mu nie brakowało, bo miał pozycję, jakiś majątek i poważanie wśród mieszkańców to wdowa nie wiązała z nim większych nadziei. Stali po przeciętnych stronach barykady. Konflikt interesów zachodzący między nimi z góry skazywał tą znajomość na niepowodzenie. Ver dopiero teraz się przekonała, że pogłoski o profesjonalizmie Finka nie są przesadzone. Mimo jego ciągłego szarmanckiego tonu względem niej to nie przekraczał pewnych granic odpowiednio dobierając słowa do sytuacji. Mężczyzna jednak ciągle pozostawał mężczyzną a z nimi Ver radziła sobie równie dobrze co Norma na Arenie. - W domu mam Kornasa więc o siebie sie nie martwie. - odparła na rozporządzenia Finka, które ten miał wydać szeregowym - Nie wiem zresztą czy nie czułabym się skrępowana. - wszak częstsze patrole pod w okolicy jej kamienicy nie były jej na rękę wolała więc ich uniknąć - Poza tym źle by mi było mając świadomość że bardziej potrzebujący tracić będą moim kosztem. Z doborem odpowiedniej kadry sama sobie poradzę. - zaznaczyła chcąc wyjść na silną i niezależna kobietę jaką w praktyce była - Wolalabym dlatego dostać informację by wiedzieć czego się mogę spodziewać. Zdecydowanie wolę dostać wędkę niż rybę. - dodała licząc, że porucznik nieco rozwinie język. - To żaden kłopot, wystarczy nieco inaczej ustawić patrole. - porucznik machnął dłonią jakby taka przysługa dla kobiety jakiej okazywał atencję to był dla niego drobiazg. - Cieszy mnie twoja zaradność Versano. Niestety póki śledztwo trwa nie mogę powiedzieć wiele więcej. Zalecam zachowanie ostrożności póki nie złapiemy tych rabusiów. - odparł z nieco nostalgicznym uśmiechem ale jakoś nie miał ochoty zdradzać więcej szczegółów z prowadzonego śledztwa. Versana westchnęła dając dobitnie znać, że nie tego oczekiwała po swoim rozmówcy. - Ahhhh wy mężczyźni… - machnęła dłonią przewracając do tego oczami - Tak ciężko wam czasem wpaść na tak oczywiste rzeczy. - dodała wskazując iż raczej zależy jej na jego atencji aniżeli na częstszych patrolach strażników, którymi zarządzał - No ale trudno. Dziękuję. - odparła bo tak wypada ciężko jednak było wyczuć w tym szczerość - To na mnie chyba już pora. - pożegnała się i odwróciła by opuścić biuro porucznika. W głębi swojej spaczonej duży liczyłą jednak, że te sugestie pobudzą wyobraźnie adoratora, który zmiarkuje się co jest na rzeczy i weźmie sprawy w swoje ręce. - Bardzo dziękuję za twoją wizytę Versano. Móc cię oglądać to prawdziwa radość tego zimnego dnia. - porucznik też wstał i sprawnie obszedł swoje biurko aby podejść do swojego gościa i odprowadzić ją do drzwi. - Ośmielę się zapytać o twoje plany na na Angestag. Może moglibyśmy się spotkać i porozmawiać. Kolega polecił mi bardzo uroczą knajpkę, w sam raz na takie rozmowy i spotkania. - zaproponował gdy spotkali się razem niedaleko drzwi. ~ Z nimi czasem gorzej jak z dziećmi. ~ pomyślała, po tym jak mundurowy dopiero w wyniku tak wymownej sugestii załapał co jest co. Twarz Versany rozpromieniała. Jej uśmiech mógłby rozświetlić zaś mrok nawet najgłębszych lochów. Chwilę milczała przeczesując zakamarki pamięci by przypomnieć sobie plany na aktualny tydzień. W pewnej chwili nieco jednak posmutniała. - Angestag? - powtórzyła - A co by mój drogi pan porucznik powiedział na Konistag? - zaproponowała dzień wcześniejszy ze względu na zbór. Do czasu spotkania na krypie chciałaby już być w posiadaniu informacji od Finka. Starszy na pewno by się ucieszył. Z resztą nie tylko on. - W każdym razie z wielką przyjemnością dam się zaprosić tak szarmanckiemu i eleganckiemu dżentelmanowi. - dodała prawiąc nie lada komplement jej adoratorowi. - Bardzo chętnie spełniłbym prośbę tak szlachetnej pani jednakże obawiam się, że w Konigstag zbyt mnie absorbują sprawy służbowe abym miał czas na sprawy prywatne. Jeśli jednak Agnestag masz jakieś plany w Festag też myślę dysponuję okazją na nieco prywatności. - oficer zrobił zbolałą minę, że nie może pójść na kompromis w sprawie spotkania o dzień wcześniej niż proponował ale okazał mimo to nieco elastyczności w dniu kolejnym. - W Festag planuje przed południem odwiedzić cmentarz. - przyznała - Później jednak mam dzień wolny więc chętnie wybiorę się z tobą coś zjeść. Przyznam jednak, że zaciekawiłeś mnie tą knajpą. Zdradzisz mi jej nazwę? - wolała się dopytać aby uniknąć jakiś niezręcznych sytuacji wynikających z odwiedzin lokalu, w którym Ver ma już wyrobioną jakąś opinie. - Pozwolę sobie zrobić ci niespodziankę. Ale nie martw się moja droga do żadnego nie stosowanego miejsca cię nie zaprowadzę. To lokal na odpowiednim poziomie. - powiedział uśmiechając się ciepło i nie ukrywając swojego zadowolenia. - Może obiad? Czy wolisz kolację? - zaproponował nieco dokładniejszy czas na owo spotkanie w dzień świątynny. - Kolację? - zapytała nieco drocząc się z porucznikiem - Mam nadzieję, że nie masz nic niestosownego na myśli? - zapytała wiedząc jednak jaka będzie odpowiedź - Zartuje oczywiscie drogi Finku. Kolacja przy świecach, dobrej muzyce i miłej rozmowie brzmi jak najbardziej zachęcająco. - wyjaśniła, że nie widzi w tym żadnego problemu. Tak naprawdę było jej to na rękę. Wyperfumuje się tym afrodyzjakiem, zaciągnie go na pięterko, pomacha mu łańcuszkiem po czym wypyta o wszystko co ją interesuje. Plan doskonały. - Brzmi wyśmienicie. No to jesteśmy umówieni. Przyjadę po ciebie o 7-mym dzwonie. - powiedział całując dłoń kobiety na pożegnanie i otwierając przed nią drzwi. Backertag (4/8); Południe; "Mewa"; Versana, Karlik, Rosa Versana nie myślała, że coś da radę wprowadzić ją w jeszczę lepszy nastrój. A jednak. Informacja o kolejnej siostrze w zborze była w równym stopniu zaskakująca jak i radująca serce wdowy po kupcu. Zachichotała nawet wyobrażając sobie reakcję Łasicy po tym jak usłyszy tą nowinę - A ładna? Wyzwolona? Lubi się bawić i puszczać? - seria pytań była właśnie w stylu wychowanki ulicy no ale z kim się człowiek zadaje tym się staje - A z resztą. - machnęła ręką - Sama się przekonam. Odwiedzę ją osobiście a kto wie może i Łasica zawita do tawerny. - puściła oczko Karlikowi na znak tego w jaki sposób ma zamiar przetestować tą "nową". Ten zaś znając obie wężowe córki mógł sobie tylko wyobrazić. - Co poza tym słychać? - spytała jak koleżanka kolegę - Bo u nas od groma i ciut, ciut. - zaznaczyła opowiadając opasłemu kwatermistrzowi o postępach w sprawie niewolnic, Rosy, kanałów, węglarzy i Normy. Nie zapomniała również by wspomnieć o tym co ustaliła z Cichym jak i dzisiejszej wizycie u Finka. - Aaaa… - przypomniała sobie nagle - Jeszcze ta Silke. Cwaniara, fajna i skłonna do współpracy. - wprowadziła Karlika w szczegóły szwindlu jakiego miały zamiar się podjąć. - Może miałbyś ochotę w to wejść? - Taakk, dzieje się… - grubas w końcu się odezwał gdyż do tej pory jak przekazał co najważniejsze to głównie słuchał. A teraz miał przerwę aby przemyśleć to wszystko i jakoś poskładać do kupy. - Nie wiem jaka jest ta nowa. Nie spotkałem jej osobiście. Liczyłem, że któraś z was się nią zainteresuje i sprawdzi. Jak nie ty to Łasica albo obie. To już ustalcie między sobą. - dał znać, że takimi detalami to wolałby się nie zajmować. Zwłaszcza, że Łasicy też miał przekazać tą wiadomość no ale póki była u van Hansenów to trudno było czekać na jej odpowiedź. A kończyła jakoś o zmierzchu więc wcześniej nie bardzo było co się jej spodziewać. - No ja na pewno się do niej udam. - oświadczyła iż nie zamierza przepuścić okazji do spotkania z nową potencjalną koleżanką - Mogłabym cię jednak prosić byś poinformował o tym Łasicę? Mam dziś sporo na głowie. Między innymi spotkanie z ludźmi z “Trzech ryb” - wyjaśniła. - Łasica już o niej wie. Albo dowie się jak wróci z roboty. A jak widzę ostatnio często się widujecie to pewnie będziesz ją widzieć prędzej niż ktokolwiek to sama jej możesz o wszystkim powiedzieć. - Karlik pokręcił głową jakby nie uważał za produktywne zawracaniem sobie głowy wysyłaniem wiadomości do koleżanki które i tak pewnie wszystkiego dowie się prędzej od jego obecnej rozmówczyni. - A poza tym ciułam karliki na wykup tego towaru. Wczoraj chłopakom udało się załatwić co trzeba i mamy to. Aaron zapewnia, że to jest to czego szukaliśmy. Więc możemy się umówić na kolejną wymianę tym razem większą. No ale najpierw trzeba uzbierać kasę. - brzmiało jakby ostatnio właśnie tym niespodziewanym zleceniem na dużą sumę pieniędzy zajmował się ich logistyk. I przez to miał mniej czasu na inne rzeczy. - A Cichy się do mnie odezwał. Jutro mam się z nim spotkać. Rozmawiałaś już z nim? No i? Jak wygląda? Coś mówił ciekawego? Co się z nim działo, że tak nagle wsiąkł? - skoro już rozmawiali i Versana miała już za sobą pierwsze spotkanie z cudownie powracającym kolegą to i Karlik który dopiero miał się z nim spotkać był ciekaw jej opinii o nim. - Ponoć jeden z panów wystawił go na próbę. - wyjaśniła nieco tajemniczo - Chorował ciężko. - sprostowała - Czuje się jednak dobrze i jak to on. Węszy gdzie tu zarobić grosza. Mnie to cieszy bo i ja zamierzam na tym przewinąć kilka monet. - szczerze wyznała - Zajmuje się też sprawą dezerterów i oboje łączymy ich sprawę ze sprawą dzisiejszej wymiany Sebastiana. - dodała wyjaśniając szczegóły historii i ich domysły - To wszystko zbyt dobrze do siebie pasuje. - zauważyła. - Z resztą jak się z nim będziesz widział to ci wszystko opowie. - Mhm. Chorował mówisz? No cóż. To dobrze, że już wyszedł z tego. - grubas pokiwał swoją wielką głową i postukał serdelkowatymi palcami w blat stołu zastanawiając się nad słowami koleżanki. - Ale nie bardzo rozumiem o co chodzi z tą wymianą i dezerterami. A raczej co je łączy. Bo to sugerujesz jak rozumiem. - popatrzył pytająco na rozmówczynię prosząc ją aby bardziej rozwinęła ten wątek. - Możliwe, że w skład tego co transportowali marynarze wchodziło między innymi to co zakupił dzisiaj Sebastian. - sprostowała - Możliwe też, że to co żyje w kanałach też się znajdowało w tym ładunku. Nazwa łodzi, która przypłynęła do Akademii Morskiej z tymi “powiedzmy” towarami dziwnym trafem przewija się również w historiach Sebastiana. - dodała zaznaczając swoje spostrzeżenia. - Mhm. - grubas przeczesał palcami swoje czarne włosy i myślał nad tym przez chwilę. - Może. - wzruszył w końcu ramionami na znak, że nie można tego póki co wykluczyć ale za słabo zna temat by się wypowiadać jako znawca. - Spróbuj porozmawiać z Sebastianem. O ile mi wiadomo on najwięcej chodził za tym Eriksonem i jego statkiem i ładunkiem. - poradził w końcu młodszej i szczuplejszej koleżance. - Z tym Finkiem to się nie dziwie. Tak słyszałem, że to służbista, łapówek nie bierze i w ogóle żadnego z niego pożytku nie ma. - samym porucznikiem logistyk przejmował się tak niewiele, że poświęcił mu tylko jedną, krótką uwagę i obojętne machnięcie ręki.Jakby go zakwalifikował, że szkoda na niego czasu i wysiłku. Bardziej go interesowali ci urzędnicy, kupcy i inni którzy mieli bardziej elastyczny charakter i sakiewki bardziej spragnione nowych monet. Pod tym względem jakiś uczciwy urzędnik z zasadami był dla niego kompletnie bezużyteczny. Ver odparła tylko szyderczym uśmieszkiem świadczącym o tym, że ma już jakiś pomysł jak tu podejść nad wyraz uczciwego urzędnika. Ponoć nie ma nieprzekupnych biurokratów. Są tylko rzucone nieodpowiednie oferty. - A Silke nie znam. Ale jak jakaś cwaniara to pogadaj z Łasicą. Ona zna różnych takich typów. - poradził w sprawie wytatuowanej szulerki. - A ten numer to jaki? Nie łapiesz zbyt wiele sroczek za ogon? Uważaj by ci w łapce tylko same pióra nie zostały. - tą kolejną propozycją zaciekawił się ale chciał wiedzieć więcej. No i udzielił młodszej koleżance coś w rodzaju dobrej rady. - Sporo siły mam w tych swoich wątłych rączkach. - odparła śmiejąc się w głos - Zagrać w “Sukience” i tak mam zamiar a jak przy okazji nie przemęczając się zbytnio dam radę zgarnąć nieco więcej brzdęku to czemu w to nie wejść? - spytała zdziwiona nie oczekując jednak na odpowiedź - Obie znamy się na grze i obie chciałybyśmy zarobić wykorzystując nasze mocne strony a że dopomożemy szczęściu to chyba nic złego? - rzuciła pytające spojrzenie w kierunku szerszego kolegi - Pytanie tylko czy i ty nie miałbyś na tym dorobić? - nie odpuszczała propozycji dołączenia do całej akcji prawej ręce Szefa. - Nie. To nie moja branża. Zresztą nie znam się na hazardzie i nie interesuje mnie on. Ale jak wy macie pomysł jak rozbić bank to próbujcie. - tym razem dał całkiem szybką i zdecydowaną odpowiedź. Nie bronił takiej akcji ale jakoś nie widział w niej miejsca na swój udział. - Nie chodzi mi o to byś grał a raczej czy nie chciałbyś postawić jakiejś sumki. - uśmiechnęła się lisio. - Kiedy indziej może i tak. Ale teraz ciułam każdy grosz na tą wymianę. Szef kazał mi się tym zająć osobiście. Więc nie mogę sobie pozwolić na rozdrabnianie. Przynajmniej póki nie załatwimy tej wymiany. Chodzi o dwa kafle. - Karlik odparł szybko i tonem sugerującym, że kiedy indziej może i by był skłonny na takie skoki w bok z różnymi inwestycjami ale obecnie sam szef fo przyszpilił. A suma o jakiej wspomniał rzeczywiście była spora. Można było kupić porządnego, rycerskiego rumaka z pełnym rzędem. A nawet dwa czy trzy za tą sumę. I to spadło na niego tak prawie z dnia na dzień. - Karliku. Sam wiesz jak jest z hazardem. - rozłożyła ręce na znak nieprzewidywalności losu - W mgnieniu oka moglibyśmy wygrać dwa razy tyle. Istnieje jednak ryzyko, że pan uzna inaczej i zostaniemy z niczym. Dlatego wraz z tą SIlkę planujemy dopomóc szczęściu. Nie zamierzam jednak zmuszać cię do podjęcia decyzji teraz. - przyznała - Zastanów się nad tym w każdym razie. - kto wie? Może jak zaopatrzeniowiec kultu kilka razy przemyśli propozycję wdowy uzna ją za wartą zaakceptowania. - Jak chyba wiesz, pomagam wam jak mogę. Ale tym razem nie stać mnie na takie ryzyko. - zaopatrzeniowiec ich zboru pokręcił głową na znak, że raczej nie ma zamiaru zmieniać w tej kwestii zdania. - Możesz zapytać Vasilija. On może dysponować jakimiś zasobami gotówki i może będzie skłonny na taką inwestycję. - podał niejako zastępczą alternatywę. - Słuszna rada. - wcześniej jakoś Cichy nie przyszedł jej do głowy - O zobacz, kto właśnie przyszedł. - krótkim ruchem głowy wskazałą w kierunku drzwi wejściowych. Jej wejście zawsze wiązało się z przykuciem uwagi lokalnych gości. Tak było i tym razem. Każdy bez wyjątku. Od kupca zaczynając, poprzez kelnerkę a na nachlanym rybaku kończąc. Wszyscy Jak jeden mąż odwrócili głowę przy przyjrzeć się sympatycznej dla oka wilczycy. Po krótkiej chwili zachwyt ustępował miejsca zdziwieniu. - Kobieta? Kapitan? - dało się słyszeć szepty i pytania pośród karczemnych gości gdy dostrzegali, że ci dwaj to jej załoganci a nie na odwrót. - Witaj Roso. Cieszę się, że cię widzę. - w podobnym tonie do Estalijki Ver przywitała się z nią - Oto mój serdeczny kolega, o którym ci wspominałam. Wierzę, że znajdziecie wspólny język i uda się wam dojść do porozumienia z wymiernymi korzyściami dla obu stron. - niczym mediatorka przedstawiła postać grubego mężczyzny, który koło niej siedział. - Pozwól zaś przyjacielu, że przedstawię ci najwybitniejszą kapitan spośród całej tej hałastry w tej dziurze. Rosa de la Vega. - tradycji musiało stać się zadość. Zrobiło się nieco oficjalnie. Wdowa nie chciała jednak nikogo urazić i mimo bliskich zażyłości postanowiła zagrać taką a nie inną kartą. - Skoro zaś już was sobie przedstawiłam. - zauważyła wstając od stołu - To wy sobie tutaj dobijajcie targu a ja poczekam przy szynkwasie z kufelkiem albo znajdę jakiś naiwniaków by ich oskubać z kilku monet. - porzucając już tą sztywną etykietę przemówiła raczej przyziemnym językiem. - To nie zostaniesz? - Rose widocznie zaskoczyła ta decyzja Versany. A samo przywitanie wyszło całkiem ładnie. Karlik okazał nie mniej szarmanckości niż prawdziwy oficer po Akademii Morskiej. A i pani kapitan zachowała się jak na kapitana przystało. Ale gdy wreszcie usiedli naprzeciwko siebie i wdowa obwieściła im swoją decyzję chyba oboje wydawali się nieco zaskoczeni. No ale skoro miała inne plany to nie zatrzymywali jej. - Coś podać? - Corri widząc, że czarnowłosa podeszła do szynkwasu stanęła naprzeciwko i przywitała ją przyjemnym uśmiechem i uprzejmym zapytaniem. A rozmowy masywnego mężczyzny ze szczupłą kobietą co wydawała się od niego ze dwa razy młodsza i lżejsza trwały. Widać było, że oboje mają sobie wiele do powiedzenia. Poza nimi wydawało się, że niewiele w samo południe jest ciekawszych osób do obserwacji. Z połowa stołów była pusta a większość z tych przy jakich siedzieli goście jedli obiad, byli tuż przed albo po. Dlatego rzucał się w oczy jakiś wojownik w nabijanej ćwiekami kurcie. Już nie taki młody. Rozglądał się często po izbie jakby na kogoś czekał. Podobnie jak jakiś podejrzanie wyglądający typek z chustą obwiązaną na głowie. Siedział gdzie indziej i nerwowo bawił się nożem. Chociaż dość machinalnie, też zdawał się czekać na coś lub na kogoś. - Grzańca. - odparła słodkiej kelnereczce - Powiedz mi jednak jedno skarbie. - delikatnie chwyciła jej dłoń - Kim są ci dwaj. - najdyskretniej jak potrafiła wskazała blond ślicznotce dwóch nie ciekawych gości. - Oczywiście. - Corri nachyliła się nad blatem aby dyskretnie spojrzeć na tych co pokazywała koleżanka Łasicy a przy okazji pozwolić sobie aby mówić ciszej. No a dzięki temu dało się zajrzeć w jej przyjemnie wyglądający dekolt. - Ten w brygantynie to nie wiem jak się nazywa. Ale czasem tu przychodzi. Zwłaszcza jak roboty szuka. Chyba jakiś ochroniarz czy wykidajło. - wskazała na niemłodego już mężczyznę siedzącego przy jednym ze stołów. - A ten szczur to Cichy Johan. Złodziej. Pewnie też albo coś zwędził albo się z kimś umówił. No ale przynajmniej tutaj u nas nie kradnie to pozwalamy mu tu siedzieć. - ten drugi rzeczywiście był drobny i o podejrzanej, złodziejskiej aparycji. I sądząc po tym jak się blondynka o nim wypowiadała to chyba za nim nie przepadała. Ale też pewnie nie wadził tutaj nikomu za bardzo to był tolerowany. - Więcej czy mniej miodu w tym grzańcu? - zadała bardziej profesyjne pytanie prostując się i pytając o gust klientki. - Nie żałuj słodyczy cukiereczku. - odparła z szerokim uśmiechem na ustach przesuwając przy tym zapłatę zarówno za napój jak i informację, z którymi w danym momencie nie miała zamiaru nic robić. Na chwilę obecną nie potrzebowała ani goryla ani złodziejaszka na usługach. Aż tak długo Karlik z Rose nie strawili na negocjacjach. Pani kapitan zawołała do przyjaciłki gdy ta była gdzieś w połowie grzańca. Nawet może nie. Znów po chwili więc siedzieli we trójkę przy tym samym stole. - Myślę, że doszliśmy do porozumienia. Pani kapitan zgodziła się abym dorzucił swoje sanie i ładunek do jej karawany jaką szykuje. - logistyk zboru wydawał się promienieć zadowoleniem. A i pani kapitan wyglądała na zadowoloną. - To prawda. Mogę pojechać po swoje skarby do stolicy. - uśmiechnęła się Estalijka po czym przysunęła się do Versany i dodała cichszym głosem. - Po srebrne skarby. - zachichotała jak mała dziewczynka z udanego psikusa. - No tak, muszę przyznać, że dobry pomysł. Żałuję, że sam na to nie wpadłem. No chociaż ja działam w innej branży a nie w złotnictwie. - grubas mówił z uznaniem więc widocznie pomysł estalijskiej pani kapitan przypadł mu do gustu. - Bo widzisz Ver przypływam do was po skarby. Srebrne skarby. Biżuterię, sztućce, naczynia. Bo to co wasi złotnicy produkują w Saltzburgu idzie na cały świat. Robią swoje przez zimę i resztę roku. To na wiosnę jak puści zima i zwożą karawany tutaj te precjoza to zawsze jest szaleństwo z tymi cenami. - Rose z satysfakcją wyjaśniła na czym polega jej plan. - Ale teraz to będą tanie jak barszcz. Tylko trzeba się pofatygować do Saltzburga. - roześmiał się Karlik zachwycony prostotą tego planu. - Tak jest! I za to się teraz napijmy! - zawołała wesoło Rose wznosząc swój kufel do góry. Karlik też się przyłączył i trzy kufle stuknęły o siebie. - Widziałam, że dojdziecie do porozumienia. - zaznaczyła upijając porządny haust ciepłego i słodkiego wina - Teraz aż sama żałuję, że nie należę do tej spółki. - zachichotałą wykrzywiając usta w aktorskim zagraniu - Jakie macie plany na resztę tego popołudnia? - No ja to jak zwykle. Interesy. Mam poczucie, że niebo zwaliło mi się na głowę. - Karlik rozłożył swoje wielkie łapy ku sufitowi aby pokazać ile musi dźwigać. Estalijka roześmiała się rozbawiona tą uwagą. - A ja będę wracać do portu. Też muszę sprawdzić czy ci moi nicponie nie prześpią tych przygotowań do naszego małego kuligu. - pani kapitan zaśmiała się dźwięcznie machając dłonią gdzieś w stronę portu. - Co więc powiesz by w drodze do portu zawitać do Inka? - zaproponowała - Jakoś trzeba uczcić te nasze ostatnie zabawy i dzisiejsze dojście do porozumienia. Wizytę u mistrza biorę naturalnie na swoje barki. - dodała. - Do jakiego Inka? - Rose zapytała jakby nazwa nic jej nie mówiła. Do rozmowy wtrącił się kolega ze zboru. - To na mnie już czas. Będziemy w kontakcie moje panie. - grubas wstał jak na swoją tuszę całkiem zgrabnie po czym pożegnał się równie elegancko jak się przywitał i zostawił obie kobiety same. - To tutejszy mistrz tatuażu. - objaśniła - On jest autorem tego cudeńka, które mam na podbrzuszu. - Żegnaj przyjacielu. - odparła kultyście, który zarzucajac płaszcz na swoje wielkie barki skierował się ku drzwiom wyjściowym. - Ale się uparłaś na ten tatuaż! - kapitan zaśmiała się rozbawiona tym wyjaśnieniem. Uśmiechała się jeszcze chwilę po czym upiła ze swojego kufelka. - Przemyślę to jeszcze dobrze? Co nagle to po diable. I naprawdę mam sprawy do załatwienia na statku. - powiedziała zerkając na koleżankę z ciepłym uśmiechem ale dało się wyczuć, że wolałaby aby ta nie nalegała. - No dobrze. - z delikatnym zawodem w głosie który był raczej droczeniem się z przyjaciółką odparła na jej odmowę - Liczę jednak, że zmienisz zdanie. - mimo wszystko uśmiechnęła się kładąc rękę na ramieniu przyjaciółki - W każdym razie lekcja szermierki w Angestag nadal aktualna mam nadzieje? - zapytała się by mieć pewność co do spotkania na pokładzie "Tygrysicy" - A może przy odrobinie szczęścia dałabyś mi postrzelać ze swoich pukawek? - zachichotała spoglądając na wetknięte za pas dwa pistolety. - W Agnestag? Tak, oczywiście. Zapraszam serdecznie. Chętnie z tobą spocę się razem. - Estalijka upewniła się czy rozmawiają o tym samym spotkaniu ale widocznie nie zmieniła zdania i dalej była chętna na te spotkanie. I zabrzmiała jakby mówiła nie tylko o tej oficjalnej części. - A właśnie co z tymi naszymi zabaweczkami? Oczywiście nie ma kłopotu aby mieszkały dalej na statku. Ale przyznam, że ze względu na moich chłopców na dłuższą metę to może być kłopotliwe. Ja chyba zaryzykuje i wynajmę im jakiś pokój na mieście. Mam nadzieję, że nie zwieją jak im tak popuszcze cugle. - przy okazji zagaiła o ich niedawny zakup. Kupiły go tak pod wpływem uroku chwili i jak na razie te zabawki nie dawały powodów do narzekań. Ale jednak pod względem bytowania w perspektywie dłuższej niż noc, dwie czy kilka to jednak trzeba było coś o tym pomyśleć. Nawet kapitan statku nie miała jakoś przesadnie wielkiej kajuty to trudno było oczekiwać, że pozostałe są większe. - Już się nie mogę doczekać. - śnieżno białe ząbki wyróżniały się na tle szaroburego otoczenia - A co do zabaweczek. To jedną przygarnęłam pod dach i moja służka ma ją ciągle na oku przyuczając do fachu i pilnując by ta nic nie kombinowała a drugą zaopiekowała się Nadia. - wyjaśniła jak ona podeszła do sprawy - Są podobne do siebie. Powinno być im razem dobrze. - zachichotała - Z czasem jednak mam zamiar wszystkie zaprosić w swoje progi. To jednak wymaga nieco więcej czasu. - zachichotała - A o której karczmie myślałaś? Może warto by znaleźć jakieś dyskretniejsze miejsce i postawić tam jednego z twoich chłopców na straży? - zaproponowała - Wiesz. Jedna i druga stron zapewne by tego nie żałowała. - zaśmiała się ponownie na myśl o takiej wizji. Do głowy znów jej przyszedł pomysł umieszczenia dziewcząt w kryjówce, która została przygotowana specjalnie dla Normy. - O “Pełnych żaglach”. I tak tam wynajmuję pokój na stałe to mogę wynająć kolejny. Jeden pokój na nie dwie powinien wystarczyć a byłby pod reką. Jestem tam prawie każdego wieczora. - plany pani kapitan nie były jakoś specjalnie skomplikowane i poszła po najmniejszej linii oporu. A wspomniana tawerna rzeczywiście była miejscem gdzie ostatnio najczęściej Versana spotykała estalijską oficer. - Nie widzę potrzeby ich chować. Na statku to jednak na statku. Dzień czy noc ale jednak nie ma co kusić chłopców takimi ślicznotkami. Zwłaszcza, że często mnie tam nie ma. A w “Żaglowcu” powinno być w sam raz. - przedstawiła swój punkt widzenia na tą sprawę. Wydawała się traktować te kupione ostatnio niewolnice jak zwykłe służące czy po prostu utrzymanki na jakie mogła sobie pozwolić. Jakby jakoś nie wyszło na światło dzienne w jaki sposób weszła w ich posiadanie to nawet rokowało szanse powodzenia. - Brzmi rozsądnie. - tak też było. Skoro Rosa i tak bywała tam dzień w dzień. Głupotą byłoby szukanie pokoju w innych lokalach. - Może i ja nad tym pomyślę. - stwierdziła - Zawsze Bene możesz oddać pod moje skrzydło. - zaproponowała luźno - Odejdzie ci koszt utrzymania ja zaś mam pomysł gdzie mogłaby zamieszkać. - naturalnie do głowy przyszła jej Łasica. - Oczywiście, jakby ci któraś była potrzebna to daj znać. Nie jestem chciwa i jak się podzielisz swoimi to ja się podzielę swoimi. - Rose roześmiała się wesoło jakby chodziło o pożyczanie sobie jakiejś kreacji na jakąś okazję. - A teraz wybacz kochana ale kapitańskie obowiązki wzywają. - dała znać, że na nią też już pora wracać do obowiązków. - Oczywiście, oczywiście. - rozumiała doskonale co to znaczy mieć napięty grafik - Możliwe jednak, że się dzisiaj jeszcze zobaczymy. - zachichotała - Póki co przyjmij proszę to. - wręczyła Rosie jej dolę za pracę dziewcząt dwa wieczory wcześniej w trakcie pobytu w “Trzech żaglach” - To twoja część. Nasze niewolnice potrafią na siebie zarobić. --- Versana: - 12 PZ Ostatnio edytowane przez Pieczar : 24-03-2021 o 04:29. |
26-03-2021, 09:11 | #196 |
Reputacja: 1 | Backertag; przedpołudnie; mieszkanie Tulsy Egon i Tulsa Tymczasem Egon rozmawiał z Tulsą. - Więc gadasz, że nie znasz nic o Zaułku poza plotkami? Hmm. Niech i tak będzie. Zastanawiałem się nieco o ludziach, co tam chadzają. Miejsce opuszczone, można by zorganizować coś… Może nawet walki… W mieście? - Egon roześmiał się z własnego pomysłu, choć mówił tylko półżartem. Na wzmiankę o tym, że mają być organizowane walki na arenie, odparł: - Będę - rzekł. - Przekaż Theo, że będę, o ile sam go nie znajdę najpierw i sam mu o tym powiem. Wiadomo już, kto będzie? - zapytał, mając oczywiście na myśli tych, którzy chcieli startować. - Powiedziałam jeszcze Erykowi ale on chyba jak przyjdzie to tylko kibicować. Ty mi się trafiłeś drugi. - gospodyni odparła jakby to była jeszcze dość świeża sprawa i Theo dopiero zaczął rozpuszczać wici. A Eryk był jednym z młodych gladiatorów, miał może jeden występ w prawdziwej walce. Tulsa jeszcze spekulowała czy Garbaty przyjdzie bo on często wystawiał jakiegoś zwierzaka do walk psów a słyszała, że chwalił się, że ma niezłego gagatka. No to może przyjdzie. A walki psów czy kogutów zwykle stanowiły pierwszy akt przed walkami gladiatorów. Tak na rozgrzewkę publiczności. Ale i zakłady na to szły całkiem spore. - A w tym Zaułku walki, no chyba nie bardzo. Tam są zwykłe domy, brakuje czegoś większego. Można się prać po mordach jak wszędzie. Ale widownię to nie wiem gdzie by pomieścić. No i sam Zaułek dość cichy ale jakby się zrobiła wrzawa a wiesz, że zawsze się robi, no to za blisko reszty miasta. Zaraz by się reszta okolicy zwaliła i byłoby po ptokach. - Tulsa pokręciła głową na znak, że nie bardzo ma przekonanie do takiego pomysłu. Ale jak gość miał ochotę to sam mógł o to zapytać Theo. On chyba miał najlepsze rozeznanie w tej kwestii. - Prawda to - przytaknął Egon. - Ale chciałbym przenieść nieco areny do miasta. Nie trzeba by zaraz sprowadzać całej widowni, ale może tuzin, ludzi? - zastanowił się Egon. - Lub, może znalazłaby się jakaś pakamera przy portach? Hmm… - Egon pogrążył się w rozmyślaniach. - Warte rozważenia. Ludzie chętnie by obejrzeli walki… Ci właściwi. Powstał wreszcie. - Nic to. Mus mi się zobaczyć dziś z Vasilijem, a to trochę kawałek stąd. - No jak chcesz rozkręcać własny interes z tymi walkami to rozkręcaj. Mnie nic do tego. Ale nie wiem jak Theo na to zareaguje. - gospodyni też powstała aby odprowadzić gościa do drzwi ale dorzuciła od siebie swoją opinię tonem dobrej rady.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
26-03-2021, 14:04 | #197 |
Reputacja: 1 |
|
26-03-2021, 14:09 | #198 |
Reputacja: 1 |
|
26-03-2021, 14:17 | #199 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Icarius : 26-03-2021 o 14:35. |
26-03-2021, 14:34 | #200 |
Reputacja: 1 | Backertag (4/8) Wieczór; tawerna “Pod pełnymi żaglami”; Versana, Vasilij, Egon, Łasica |