Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2021, 20:21   #191
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 45 - 2519.01.27; bkt (4/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Słodowa; mieszkanie von Donau
Czas: 2519.I.28; Backertag (4/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Egon i Tulsa



- Dobrze, że jesteś. - Tulsa otworzyła mu gdy przekonała się kto puka do jej drzwi. Słabo się wpisywała w obraz stereotypu szlachcianki. Nie miała własnego dworku szlacheckiego ani licznych sług. Ani ziemi, statku, pięknego rumaka. Właściwie to nawet nie do końca był pewny czy ona w ogóle jest prawdziwą szlachcianką. No ale mimo wszystko jakoś utarło się, że jest. Przynajmniej sama się tak tytuowała i inni też. Co prawda trzeba było przyznać, że potrafiła się wysławiać jak błękitnokrwista co na zwykłych ulicznikach robiło pewne wrażenie. No ale uprawiała mało szlachetny proceder i miała za to ciekawe znajomości i wieści. I po to głównie dzisiaj z rana Egon do niej zawitał. No z rana to przynajmniej tak jak już było widno i jak wstał.

Wczoraj nie poszło tak źle z tą wymianą. Egon poznał kolgów Silnego a ci poznali jego. Wymiana się obyła bez jakiegoś mordobicia i innych takich. Obie strony pomimo braku początkowego zaufania spotkały się i wymieniły karliki na to świecące coś. Nawet wstępnie umówili się na kolejną, tym razem główną część wymiany. Na to jednak potrzebowali więcej czasu aby uzbierać kasę na towar. Gladiator z Kręgu nie wiedział o jaką sumę chodzi ale chyba większą niż wczoraj poszła w ruch. A była to cała, mała szkatułka brzdęków.

Powrót z Zaułka Topielców też był dość nerwowy. Mieli przecież przy sobie mocno trefny towar. A ulice jeszcze o tym dość wczesnym wieczorze wcale nie były takie puste. Szli w stronę porty gdzie już na nabrzeżu się rozstali. Silny z Sebastianem i szkatułką poszli w jedną a pozostała trójka w drugą. Kornas przekazał swoim cienkim głosikiem Egonowi, że Vasilij chciałby się z nim spotkać no a z Aaronem umawiał się na coś na jutro. Chyba mieli gdzieś iść ale w końcu i z nimi się umięśniony wojownik rozstał wracając do siebie. Gdy otwierał drzwi swojego mieszkania to było nieprzyjemnie chłodne. Wychłodziło się podczas jego nieobecności. A był może dzwon albo dwa przed północą. Więc nawet nie poszło tak źle. Silny był zadowolony. Z miejsca pytał czy kolega się pisze na tą następną wymianę. Tylko jeszcze nie było wiadomo kiedy. Ale miał dać znać jakby coś było na rzeczy.

No a z rana jak coś zjadł i porządnie wstał wybrał się do Tulsy. Niebo było stalowoszare i zachmurzone. Podobnie jak wczoraj. Ale wiatr był bardzo słaby to nie wzmagał mrozu. A ten był tego dnia siarczysty. Jednak nie padało. To się lżej szło po tym zdeptanym, brudnym, miejskim śniegu wymieszanym z końskim nawozem, zamarzniętymi resztkami oby z garnków a nie czego innego i wysypywanym popiołem. Tak zawędrował do kamienicy w jakiej mieszkała Tulsa.




https://i1.wp.com/cdn.onekindesign.c...-Kindesign.jpg


- Cóż cię do mnie sprowadza? - zapytała gdy już usiedli przy stole w salonie. Jak usłyszała pytanie o Zaułek pokiwała głową i podmuchała gorący napar w swoim kubku jaki zaserwowała także gościowi.

- Podobno jest przeklęty. Tam matki wyrzucają niechciane płody i martwe niemowlęta. A także z portu przypływają trupy topielców. Prąd ich tam znosi. Tak słyszałam. Stąd nazwa. - pokiwała głową gdy zaczęła mówić o miejscu o jakie pytał jej gość.

- Kiedyś tam mieli bimbrownię. Ale nie wiem gdzie dokładnie. Ale na mecie chodził niezły bimberek ponoć właśnie z tego Zaułku. Topielica. Całkiem niezły. Ale już nie chodzi. Już od jakiegoś czasu. Pewnie się przenieśli albo zamknęli interes. - gospodyni zmrużyła oczy próbując sobie przypomnieć jakieś plotki o tym miejscu.

- A jak już jesteś to z tego co słyszałam mają być organizowane walki jeszcze przed Festag. To już na dniach ale jeszcze nie wiadomo w jaki dokładnie. Theo zbiera ekipę. - przekazała informację w sprawie areny. Więc szykowała się kolejna impreza i skoro Theo zbierał ekipę zawodników trzeba było mu dać znać jeśli chciało się startować. Albo osobiście pofatygować się do “Śledzika” no albo choćby teraz przez Tulsę. Jak przez Festag to wielkiego wyboru już nie było. Jutro, pojutrze albo za dwa dni.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; magazyny; magazyn Gergievów
Czas: 2519.I.28; Backertag (4/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Vasilij i Gaduła



Na zewnątrz panował zimowy dzień. Pochmurny, z trzaskającym mrozem ale bez zauważalnego wiatru czy opadów śniegu. Rano było chyba jeszcze zimniej. Vasilij odkryl to jak znów zrobił sobie spacer po skrytkach. Od dziewczyn tym razem nic nie było ale widział się z nimi wczoraj. Od chłopaków nic nie dostał. Tylko od Karlika była krótka wiadomość.

Cytat:
“Cieszę się, że wróciłeś. Spotkanie wieczór, bzt, “Pod wielorybem”, spal tą wiadomość. K”
No to do wyznaczonego przez Karlika spotkania miało dojść jutro wieczorem. Co było pocieszające bo w końcu grubas był prawą ręką mistrza i to znacznie podnosiło rangę spotkania. Na razie jednak nie był oficjalnie wciągnięty w sprawy zboru chociaż wczorajsze spotkanie z dziewczynami pozwoliło mu już na niezłe zorientowanie się w terenie co w zborze piszczy. Jednak oficjalnego przydziału do jakiegoś zadania nie dostał. To ustalał Starszy na zborach. No ale może jak to spotkanie miało być z Karlikiem to i coś będzie i od Starszego. Tak czy inaczej tradycyjny dzień zboru zbliżał się coraz bardziej.

Ale od chłopaków ze zboru nie dostał żadnej wiadomości. To nie wiedział co się u nich dzieje. A przez to szanse na spotkanie stawały pod znakiem zapytania. Na razie więc mógł się zająć tymi sprawami na jakie mógł sobie pozwolić.

Późno wieczorna wizyta u Belegara nie przyniosła jakiegoś wielkiego przełomu. Owszem jak każdy w mieście słyszał o tej dezercji żołnierzy okrętowych jak i o tym, że zaczęli łupić na szlakach. To nie była żadna nowość ani tajemnica. Całe miasto o tym wiedziało. Ale żeby kogoś kto miał z nimi kontakt? Krasnoludowi nikt taki jakoś nie przychodził do głowy. Luźno snuł rozważania, że może jacyś myśliwi czy traperzy. Może chłopi w okolicznych wioskach. Może oni coś wiedzą. Ale on sam nie natknął się na żaden wątek jaki prowadziłby do owych dezerterów. Miał tutaj swoją dziuplę i wiela go nie interesowało. Nie zadawał zbyt wielu pytań skąd ktoś ma daną rzecz a tylko za ile chciałby ją zastawić i na jak długo. W końcu i relacje z Vasilijem w sporej mierze bazowały na tym dyskretnym schemacie. Lichwiarz prywatnie wyrażał przekonanie, że zima pewnie zrobiła naturalny porządek z każdym kto nie znalazł bezpiecznego schronienia na zimowe miesiące. Więc jak herszt bandy miał zamiar odszukać tych dezerterów to życzył mu szczęścia ale sam nie zamierzał się w to angażować. Miał swoje sprawy i interesy tu na miejscu.

Co się wczoraj udało ugrać z Trójhakiem no na pewno się coś udało. Versana a potem jak wracali to i Łasica wyglądały na bardzo ucieszone tym, że kanalarz załatwił jakieś dojście do pozornie niezdobytej twierdzy jaką były kazamaty. Co prawda nie za darmo i z pewnymi obostrzeniami ale jednak. Co do Cichego to nie wiadomo było czy coś z tego będzie z ich współpracy. Od Vasilij zostawił swój namiar na kontakt, sam wiedział gdzie szukać jednorękiego kanalarza no to zostawało czekać na te ewentualne kontakty jednej czy drugiej strony. Oczywiście nie na piśmie bo podobnie jak Silny czy Łasica tak jak i większość społeczeństwa Trójhak nie skalał swych rąk piórem i książką. Za to sama Łasica wczoraj jak od niego wracali zgłosiła się pierwsza na ochotnika jakby trzeba było tam przedzierać się tymi kanałami po tą co mieli ją uwolnić. Była podobnej budowy jak Versana więc skoro ją kanalarz uznał za odpowiednią na taką trasę to i włamywaczka powinna się nadawać.

A dzisiaj rano po tym jak zarządził swoim zbirom naradę w biurze magazynu to ci pokiwali głowami i zabrali się za wyznaczoną robotę. Gaduła miał dalej śledzić tego człowieka co miał być z bandy Sondre a dwóch innych przejść się po miejskich drwalach i innych takich co powinni mieć jakiś kontakt ze światem poza murami miasta. Chociaż był to strzał w ciemno. Nie było wiadomo czy w ogóle coś uda im się dowiedzieć w tym temacie. Przecież zbiegowie nie musieli mieć kontaktów z kimś z miasta. Przecież jasnym było, że takie kontakty mogły zdradzić ich kryjówkę a w końcu spuścić na głowę miecz sprawiedliwości. Podobnie jak niedawno doświadczyli tego rabusie z północy jakich po prostu ten miecz rozjechał. Pozostali zajęli się swoimi sprawami na miejscu. Jeszcze było trochę przed południem gdy do faktorii wrócił Gaduła.




https://i.pinimg.com/564x/d2/ce/ac/d...27b6e8db45.jpg



- No chyba go mam szefie. Chyba mieszka u jakiejś rodziny. Wiem gdzie. - przedstawił krótko z tym czym przyszedł. Wczoraj jeszcze nie miał pewności bo raz to niewiele znaczy jak ktoś gdzieś poszedł czy odwiedził. Mógł być przypadek lub jakaś mniej lub bardziej regularna wizyta. Ale jak na drugi dzień sytuacja się powtórzyła no to coś mogło być na rzeczy.

- Ci dorośli to chyba w większości poszli w dzień do pracy. Jego nie widziałem to raczej powinien być w mieszkaniu. Słyszałem jednak płaczące dziecko ale nie wiem czy to z ich mieszkania czy nie. - zaznaczył Gaduła. Małe dzieci zwykle nie zostawiano bez opieki więc ktoś, pewnie jakaś kobieta, powinien zostać z takim małym dzieckiem. Niemniej na sam słuch człowiek Vasilija nie był pewny czy to z tego mieszkania gdzie jest ten obserwowany czy nie. Tak czy siak mieszkanie powinno być mniej ludne niż w nocy, z samego rana albo potem jak ludzie zaczną wracać z prac, sklepów, straganów i innych swoich spraw jakie załatwiali w dzień.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Mew; tawerna “Krzycząca mewa”
Czas: 2519.I.28; Backertag (4/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Versana, Karlik i Rose



Poranek okazał się pochmurny i wyglądał na zimny. Jak po śniadaniu mogła się przekonać pani domu rzeczywiście był zimny. Wręcz lodowaty. Ale nie wiało ani nie śnieżyło co dawało nadzieję, że Kornasowi uda się zaprowadzić chłopaków do kryjówek jakie mu pokazała Dana. W każdym razie z tą myślą rozstali się po śniadaniu.

- Ale wczoraj był wspaniały wieczór! - Brena też zdradzała rano dobry humor. Wczoraj biesiada mimo wszystko jednak się rozwinęła. Mieszane towarzystwo okazało się skore to żartów, tańców, śpiewów oraz korzystania z przyjemności stołu. Pod tym względem wieczór raczej można było zaliczyć do tych udanych. Ta przepaść zamrożonej wojny jaka ziała między Versaną a węglarzami została chyba zasypana. W końcu w pewnym momencie Łasica władowała się na kolana jednego z nich i go karmiła słodkościami gdy in sprawdzał zawartość jej koszuli. Blanka usiadła i okazywała podobną atencję dla Dimitra chociaż nie z taką śmiałością i wprawą jak zawodowa łotrzyca. A Tod zajmował się głaskaniem i całowaniem gładkiego uda blond Kislevitki jakie ta mu ładnie wyeksponowała przed twarzą. A sama wciąż grała i śpiewała kolejne kawałki. Łasica skutecznie dyrygowała dwójką niewolnic i razem skutecznie absorbowały uwagę węglarzy. A dzięki temu Brena jako tłumacz mogła stanowić pomost porozumienia między Versaną a Normą.

- Ta Norma to jest trochę straszna. Boję się jej. Nadja naprawdę chce się z nią umówić sama? I nie boi się? - wyznała jednak dzisiaj przy śniadaniu. Dało się to zrozumieć. Nawet jak ktoś nie widział wyczynów berserkerki z północy na arenie to początek wizyty i to jak potraktowała Blankę mógł dawać do myślenia, że jest to osoba gwałtownego charakteru. Zresztą rudowłosa brunetka zdradzała wczoraj obawy gdy musiała siedzieć tak blisko tej niebezpiecznej kobiety i pośredniczyć rozmowie. Nawet jak wczoraj przez cały wieczór była boso, w kalesonach i zwykłej koszuli co samo w sobie powinno ją czynić bardziej udomowioną. Ale nie dało się udomowić wilka i zrobić z niego psa. Z wilczycy też nie.

Sama Norma zdradzała zaś nieufność do słów i zamiarów Versany. Nawet jak przestała zdradzać jawnie wrogie zachowania to ten gniew za to bajki o załodze jakie jej naopowiadała przy poprzednim spotkaniu widocznie wciąż się tlił. I wojowniczka o tym wciąż pamiętała. Więc odpowiadała niechętnie i zdradzała jawny brak zaufania do słów wdowy. I nie miała ochoty się uzewnętrzniać ani zdradzać planów. W to polowanie też chyba nie dowierzała, że to poważna i szczera propozycja a o wiedźmie w ogóle nie chciała mówić.

- Mówi, że jesteś żmija. I masz wężowy język. - życzliwie przetłumaczył już wesolutki Dimitri gdy Brena się zawahała, zaczerwieniła i widocznie miała trudność z przetłumaczeniem tego co właśnie powiedziała siedząca przy stole wojowniczka z północy. No ale takie nastawienie znacznie utrudniało wdowie namówienie jej do czegokolwiek.

- Kompletnie nie znacie się na wężach i żmijach. - stwierdziła Łasica kręcąc głową i w końcu wstała z kolan swojego węglarza, obeszła stół, podeszła do Normy i przez chwilę patrzyła na nią z góry. Co było możliwe skoro jedna z nich stała a druga siedziała. Po czym bez ostrzeżenia władowała jej się na kolana obejmując szyję ramionami.

- Widzę, moja młoda damo, że musimy się umówić we dwie i poważnie porozmawiać. - włamywaczka powiedziała to tak poważnie jak jakaś guwernantka do młodej dzierlatki. Łasica spojrzała ponaglająco na Wiewióreczkę aby ta przetłumaczyła jej słowa. Co Brena po chwili zaskoczenia uczyniła. Norma spojrzała zdziwiona na nią i na tą co właśnie usiadła jej na kolanach.

- Po pierwsze widzę poważne braki. Brakuje ci służby. Takiej łaziebnej, kelnerki, nałożnicy, niewolnicy. Byłabym bardzo zainteresowana taką pracą. Możemy się umówić aby o tym porozmawiać? Masz jakieś wolne łóżko czy idziemy do mnie? Ale jakaś balia też może być. - poza Normą chyba wszyscy przy stole rozumieli te słowa w reikspiel. I przez chwilę zrobiło się jakby ciszej jak czekali na reakcję krewkiej wojowniczki. Dopiero po chwili Brena się otrząsnęła i zaczęła dukać po kislevsku. Ale była tak przejęta, że się jąkała wyraźnie będąc pod wrażeniem słów koleżanki jak i obawiając się reakcji wojowniczki. A ta też przez dobre dwa czy trzy oddechy wpatrywała się z niedowierzaniem w twarz siedzącej na jej kolanach kobiety jakby podejrzewała, że to tłumacz coś pokręciła z tłumaczeniem. Ale w końcu chyba odebrała to jako żart. Bo się roześmiała. Ale potem doszły do porozumienia. Mimo oporów bo Norma uważała, że Versana i Łasica to duet więc są do siebie podobne. No ale musiała przyznać, że na razie Łasica nie zrobiła ją w balona jak poprzednio Versana. Więc w końcu zgodziła się z nią spotkać na banię. Czyli kąpiel gdzie Łasica miała być jej łaziebną i zadbać o wszystkie wygody.

---


- No to jakoś sie udało. Może ją urobię. Jutro to mam być u was na tą krawcową? No to może w Konigtag? - zastanawiała się Łasica jak o północy albo po wracały kobiecą gromadką przez ciemne i zaśnieżone ulice. Bo jak tłumaczyła widząc jak bardzo Versana podpadła Normie poprzednią wtopą uznała, że dobrze aby złapać z nią jakikolwiek kontakt. By się do nich przekonała. I miała nadzieję, że jak wyjdzie z tą kąpielą no to może uda się ją namówić na coś jeszcze. Na to polowanie, spotkanie z resztą no i może rozmowę o tej wiedźmie i reszcie. Co zresztą Łasica niekoniecznie uznała za temat właściwy do rozmowy przy węglarzach. I od siebie proponowała wieczór w Konigtag czyli pojutrze. A patrząc z perspektywy dzisiejszego poranka to jutrzejszy.

Jak już wracały w nocy pojawił się pewien problem natury logistycznej. Gdzie miały nocować Dagmara i Blanka? Pierwszą noc spędziły na “Tygrysicy” ale noc była późna i mroźna a do portu wcale nie tak blisko. Do tego Łasica nie ukrywała, że nie bardzo chce jej się łazić po nocy jak w przeciwieństwie od reszty dziewczyn od rana ma służbę u van Hansenów.

- Jak ich nie chcesz u siebie w domu Ver to ja je mogę zabrać do siebie. Bardzo chętnie! Ale uprzedzam, że mam tylko jedno łóżko i brzydki zwyczaj pakowania łapek w osoby z jakimi sypiam! Ale rano muszę wyjść. - Łasica nie ukrywała, że właściwie mogłaby przenocować u siebie obie dziewczyny i czy naprawdę by się do nich dobrała czy nie to już mniejsza rzecz. Grunt w tym, że wcześnie rano musiałaby je zostawić same.

- Nie uciekniemy jeśli o to się boicie. Ale nie znamy miasta. Pierwszy raz tu jesteśmy. - odezwała się muzykalniejsza z niewolnic zdając sobie sprawę, że w środku nocy i w środku uśpionego miasta nie tak łatwo znaleźć bezpieczny nocleg. Nawet jakby przenocowały u Łasicy to rano ktoś by je musiał stamtąd odebrać.

---


A po śniadaniu jak Kornas poszedł na spotkanie ze Strupasem i Aaronem jego pani poszła do ratusza gdzie siedzibę miało główne biuro straży miejskiej a w niej urzędował porucznik Fink. Był zaskoczony jej wizytą ale i ucieszony. Okazał się szarmancki dla swojej faworyty jakiej ostatnio tak okazywał atencję przy każdym spotkaniu i wysłuchał uważnie z czym przychodzi.

- Muszę przyznać Versano, że zdumiewa mnie zasięg twoich zaintersowań. Zwłaszcza tak podejrzanymi typami i sprawkami. - pozwolił sobie zauważyć jak zdążyła go zapytać o rozbitych Norsmenów, o włamanie do Grubsona, o Sondre i dezerterów.

- Śledztwo w sprawie włamania do kupca Grubsona jest w toku. Jeszcze za wcześnie by coś wyrokować w tej sprawie. Jeśli sobie życzysz poprosze by straż częściej patrolowała okolice twojego domu i magazynu. A zresztą masz rację zrobię to niezwłocznie! Cóż to byłaby za tragedia jakby stała ci się jakaś krzywda. - porucznik dość zgrabnie wywinął się z podania detali o toczącym się śledztwie. Wydawało się, że urok młodej wdowy nie sięga do spraw jakimi zajmował się zawodowo. Ale skoro wspomniała o ryzyku jakiego się obawia chętnie obiecał częstsze patrole straży wokół jej włości. Nawet coś sobie zapisał w notesie z tej okazji.

W sprawie Sondre no cóż, nie wiedział dlaczego nagle młoda wdowa zaczęła się interesować tym porywaczem i szantażystą ale sprawa też była w toku. List gończy wisiał z jego podobizną i pozostawało czekać aż coś się złapie w zarzuconą sieć. Podobnie z dezerterami. Zbiegli i robili napady na traktach i wioskach wokół miasta. To prawda. Ale teraz zima to ciężko w jakimś nędznym obozie przetrwać. Wątpił aby przetrwali do wiosny. A jak już to pewnie dopiero wtedy wypłynął na powierzchnię. Ci którzy przetrwają zimę oczywiście. Natomiast niebezpieczeństwo związane z tymi rabusiami z północy zostało zażegnane. Zostali rozbici. Nawet jak ktoś by przetrwał walkę miał marne szanse przetrwać tyle dni bez pomocy od miejscowych. A miejscowi nie powinni mieć ochoty pomagać komuś kto przypłynął ich mordować, gwałcić, palić i rabować. Zwłaszcza, że za rzeczy i Norsmenów wyznaczono nagrodę. Nie tak dużą no ale dla wieśniaków wystarczającą. Bo po co by mieli karmić takiego darmozjada i jeszcze ryzykować odwet władz za ukrywanie zbiega? Dlatego porucznik wątpił aby Norsmeni z tej rozbitej bandy zagrażali jeszcze komukolwiek.


---






https://i2.wp.com/offbeathome.com/fi...size=800%2C487


- Proszę. Jak będę potrzebna to proszę tylko wezwać. - Corri zabrała już pustą tacę gdy zestawiła zamówienie gościom i obdarzyła ich ciepłym i promiennym uśmiechem. Nie było trudno zorientować się dlaczego właśnie ta zgrabna i powabna blondynka była w “Mewie” ulubioną kelnerką Łasicy. Aż trudno było nie skorzystać z uroków tak przyjemnie uśmiechniętego zaproszenia.

- Oczywiście. - Karlik potrząsnął swoją wielką głową no ale nie przyszedł tutaj dla przyemności. Tylko interes był do zrobienia.

- Dobrze, że jesteś trochę wcześniej to możemy pogadać. - zaczął zwracając się do Versany bo rzeczywiście na razie znów siedzieli we dwójkę a tej trzeciej z jaką się umówili jeszcze nie było. Karlik jednak trochę zwklekał z tym o czym chciał pogadać.

- Powiedzmy, że dawny znajomy zawitał do miasta. Taki od nas. Myślę, że najbardziej do ciebie i Łasicy. - spojrzał na nią znacząco aby dać znać o jakim rodzaju znajomego mówi.

- Tylko, że nie mógł dokończyć podróży. Ale przysłał córkę. Dorosłą. Nazywa się Pirora van Dyke. Zatrzymała się w “Pod pełnymi żaglami”. Czeka na kontakt od nas. Rano wysłałem jej bilecik, że ktoś się z nią skontaktuje. Myślę, że ty i Łasica byście były najodpowiedniejsze. Chociaż tej młodej nie znam. Nigdy jej nie spotkałem. Ale jej ojciec zaręcza, że poszła w jego ślady. No ale trzeba zachować ostrożność. To może być jakaś podpucha. Dlatego trzeba ją sprawdzić. Wysłałem też wiadomość do Łasicy ale ona pewnie najprędzej dowie się wieczorem jak wróci z roboty. Ciebie widzę wcześniej to ci mówię teraz. - streścił w paru pospiesznie powiedzianych zdaniach co to za sprawa. Brzmiało jakby sprawa wyskoczyła nagle i dołożyła swoje trzy grosze do tego galimatiasu jaki ostatnio zdawał się nabrzmiewać i nabierać rozpędu z każdym kolejnym dniem. Mieli chwilę aby o tym pogadać gdy między stołami i gośćmi dało się poznać kilka sylwetek w zimowych ubraniach jakie wyraźnie szukały kogoś. Na ich czele szła szczupła kobieta w jasnych spodniach i ciężkim, bogato zdobionym płaszczu. W końcu się zobaczyli i Rose dosiadła się do ich stołu. Wraz z nią jeden z jej ludzi a reszta usiadła przy sąsiednim stole.

- Witaj Ver, moja droga. Straszna zimnica dzisiaj. - Rose usiadła obok Versany i przywitała się całkiem przyjaźnie. Chociaż nie aż tak ostentacyjnie jak dwa dni temu jak spotkały się by celebrować wspólnie wieczór z nowymi zabaweczkami. No ale teraz to było spotkanie w interesach a nie dla rozrywki. Zaraz potem kapitan i Karlik przedstawili się sobie.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.I.28; Backertag (4/8); przedpołudnie
Warunki: pokój 13, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz



Pirora i Kerstin



Wydawało się, że pochmurny i zimny poranek nie ima się drobnej blondynki. Co w przyjemnie ogrzanym pokoju tawerny nie było takie trudne. Zwłaszcza w tak uroczym towarzystwie i napędzaną tak słodkimi wspomnieniami z ostatniej nocy. Cóż to była za noc! Po tylu długich i samotnych nocach i wieczorach Pirora wreszcie spotkała kogoś o podobnych do niej zainteresowaniach. Do tego o całkiem atrakcyjnej aparycji oraz interesujących umiejętnościach. Zabawne jak to się w życiu układa. Jednego poranka budzisz się w swoim łóżku w wynajętym pokoju i zastanawiasz się co przyniesie kolejny dzień czekania na kontakt “od nich”. A następnego jesteś obiektem zainteresowania trójki młodych i całkiem przyjemnych dla oka kobiet. Chociaż każda była inna i zdradzała inny charakter no i pojawiały się od rana na raty. Ale teraz jak Pirora stała w otwartych drzwiach swojego pokoju miała istną ich kumulację. Pierwsza zjawiła się Kerstin Decker. Zresztą ona jako jedyna z całej trójki była na dzisiaj umówiona.

---


Obudziła się nie aż tak dawno temu. Chociaż teraz to i tak wydawało się jednak dawno. Pukanie do drzwi ją obudziło. Jak spojrzała za okno to było już jasno. Ranek. Pochmurny. Za to miała słodkie wspomnienia z tego łóżka i ostatniej nocy. Ale jak odrzuciła kołdrę i postawiła nogi na podłodze okazało się, że nie tylko. Na podłogę zleciał kawałek materiału i jak się przyjrzała bliżej zorientowała się, że takiej bielizny na pewno nie miała w swojej garderobie. Więc pewnie musiała należeć do jej nocnego gościa. Ale jak się po to schyliła odkryła, że Rose zostawiła nie tylko to. Pod i trochę za krzesłem leżał jej pistolet. Przypomniała sobie jak wczoraj na samym początku wizyty pani kapitan odpięła pas z bronią i rzuciła na to krzesło. Jak gruchnęły na tym krześle. I widocznie jeden z pistoletów spadł na podłogę. A jak już był koniec wizyty i się żegnały Rose nie chciało się ubierać po to by przejść korytarzem parę drzwi dalej i znów się rozbierać tym razem w swoim łóżku. Więc ubrała tylko koszulę która kończyła się tuż poniżej bioder i pośladków więc zasłaniała to co najważniejsze. A resztę zgarnęła na ręce no i tak wyszła.

- Mam nadzieję, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Byłabym rozczarowana. - powiedziała odchodząc od drzwi i na pożegnanie całując jeszcze usta swojej nocnej kochanki. A potem jak biała dama zaczęła na bosaka iść tym dość mrocznym korytarzem aby dotrzeć do końca pokoju. A rano Pirora odkryła, że jednak nie zabrała wszystkiego na koniec tej intensywnej wizyty.

---


A potem było śniadanie, wizyta Iriny, Juliusa i w miarę rutynowe sprawy. Aż tak wiele czasu nie miały bo zaraz po przyszła właśnie kandydatka na nową służącą a na razie modelkę. W świetle dnia prezentowała się równie interesująco jak wczoraj wieczorem. Młoda, pewnie podobna wiekiem do Pirory, szczupła i zgrabna. A do tego skromna i chyba strasznie jej zależało na tej pracy. Może nawet bardziej niż na byciu modelką dla nowej pani. Ale skoro i tak było trzeba to była gotowa i na taki rodzaj współpracy.




https://cdn3.volusion.com/h35fd.rs5p...che=1332441817


- Pomóc w czymś? - zaproponowała gdy malarka rozstawiała wczoraj kupione sztalugi. Dało się wyczuć, że Kerstin chciałaby pomóc z tymi sztalugami i w ogóle. Ale chyba kompletnie nie wiedziała czego się spodziewać po tej roli modelki. I widocznie liczyła, że malarka ją w razie potrzeby odpowiednio poinstruuje. Sama malarka zaś miała nieco więcej roboty niż zwykle. Jak to zawsze z nowym pędzlem czy barwnikiem. A tym razem wszystko miała nowe. Musiała wszystko rozstawić, sprawdzić, zmieszać aby uzyskać potrzebną barwy. Jak już się miało własną pracownię albo chociaż przygotowane stanowisko i farby to szło to znacznie szybciej. A tym razem ten okres przygotwań się znacznie wydłużył jak trzeba było całość szykować od nowa. Niemniej w końcu zaczęły. A niedługo potem usłyszała pukanie do drzwi. No a jak podeszła pod drzwi aby je otworzyć Irinie jaka przyniosła śniadanie to czekała ją kolejna niespodzianka tego poranka. Bilecik na podłodze jaki ktoś pewnie wsunął przez szparę w drzwiach.

Cytat:
“Odebrałem wiadomość od twojego ojca. Nie wpakuj się w tarapaty. Przyślę kogoś. Powie, że ma wiadomość od wujka Karla. Spal tą wiadomość. K.”
---

- Dzień dobry moja słodyczy. - w drzwiach stała pani kapitan. Uśmiechała się całkiem ciepło chociaż oszczędnie. Ale jak tylko Pirora otworzyła drzwi tamta pewnie dojrzała sztalugi i modelkę. Pozwoliła sobie rzucić okiem wgłąb gościnnego pokoju.

- Widzę, że nie tracisz czasu. Ale masz dobry gust muszę przyznać. Widzę, że znów mogłybyśmy nawiązać wspólny język. - powiedziała cicho, z mieszaniną rozbawienia i ironii jakby Kerstin przykuła jej uwagę niekoniecznie tylko jako modelka.

- No ale to może później. Chyba coś u ciebie zostawiłam. - wymownie poklepała się po brzuchu gdzie było zwieńczenie pasa i tylko jeden wsunięty pistolet. - A jestem umówiona i muszę wyjść. A czuję się taka zdekompletowana. A przy okazji obiad mam już zajęty ale na kolację nie mam jeszcze planów. A ty? - Estalijka dała znać zarówno, że chciałaby odzyskać swój pistolet jak i tym, że nie miałaby nic przeciwko powtórzeniu wczorajszej przygody. Ale gdzieś w tym momencie do rozmowy wtrąciła się ta trzecia. Chociaż jeszcze nie bezpośrednio.

- Dzień dobry! - kapitan spojrzała w bok, w głąb korytarza słysząc odgłos biegnących, lekkich kroków jakie objawiły się nadciągającym, rezolutnym urwisem. Zwolnił wyraźnie chyba nie spodziewając, się, że zastanie swoją panią w drzwiach no a zwłaszcza pani kapitan, też w drzwiach tylko na korytarzu.

- A dzień dobry Juliusie. Jak ci idzie zamawianie trunków? - pani kapitan widocznie zapamiętała z wczoraj jego imię i zwróciła się do niego przyjaznym tonem. I to nie tak protekcjonalnie jak to zwykle dorośli się zwracali do dzieci! I widać było, że chyba nie tylko u Pirory zaskarbiła sobie na uznanie.

- Bardzo dobrze pani kapitan! Ja dzisiaj zamawiałem śniadanie dla pani i tam też były trunki! - malec pochwalił się tym swoim wyczynem jaki wczoraj zdobył takie uznanie u pani kapitan i jej załogi.

- Zuch chłopak! A teraz po co przyszedłeś? - Estalijka pochwaliła i zagaiła rozpromienionego malca o sprawę z jaką przecież wcale nie przybiegł przez korytarz. Bo raczej nie mógł wiedzieć, że zastanie i swoją panią i panią kapitan w drzwiach.

- Aha! No tak! Bo przyszła ta minstrelka! Ta z ciemnymi włosami i lutnią. I jest na dole. - Julius rzeczywiście przypomniał sobie po co tu przybiegł i spojrzał na stojącą w przejściu blondynkę aby jej zameldować co za wieści przynosi. Pokazał na sobie, że owa minstrelka o jakiej mówił musi mieć włosy zdecydowanie dłuższe od niego, tak do ramion albo i poniżej. Opis pasował do Simonsberg.

- A myślałam, że jesteś nowa i nikogo tu nie znasz! - roześmiała się Rose którą chyba rozbawiła ta wiadomość. - No ale ja tylko wpadłam się pożegnać bo już muszę iść. - uspokoiła się i przypomniała, że tym razem to jest tylko na chwilę ale ton i uśmiech sugerował, że nadal ma ochotę na kontynuowanie znajomości z gospodynią 13-ki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 22-03-2021, 13:20   #192
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Marktag (3/8); Noc; powrót; Versana, Łasica, Brena, Dagmara, Blanka

Błogi stan towarzyszył im przez całą drogę powrotną. Jedno trzeba było przyznać. Dwie ostatnie noce dziewczęta spędziły naprawdę intensywnie, więc mimo spełnienia i upojenia odczuwały najzwyczajniej zmęczenie. Ulice były puste. Na szczęście szły razem co zniechęcałło do ataku nawet tak niewinnie wyglądających kobiet. Mimo wszystko wciąż miały siłę na żarty i wspominki. W końcu jednak droga dobiegała końca i trzeba było obmyślić plan na rozlokowanie dziewcząt dzisiejszej nocy. W prawdzie Ver miała pomysł gdzie mógłby pomieszkiwać dopóki nie sprowadzi ich pod własny dach ale wymagało to zgody co najmniej Kurta. Na szczęście planowała odwiedzenie Bydlaka więc przy okazji mogłaby z nim porozmawiać.

- Blanka idziesz dziś ze mną. Brenie przyda się jutro pomoc w domu. - postanowiła po krótkiej chwili namysłu. Ów kobietę póki co lepiej było trzymać blisko siebie lub pod stałą opieką. Zdawała się być najbardziej skłonna do ucieczki. Szczególnie po tym spotkaniu z jej niedawną właścicielką.

Kończąc spojrzała krótko na Brenę by dać jej znać że ta ma dalej wprawiać się w rolę przełożonej.

- A gdyby Greta dopytywała to…. - zastanowiła się chwilę - ...powiemy jej, że Blanka jest twoją dawną przyjaciółką z bidula. Znałyście się będąc jeszcze dziećmi lecz z czasem wasze drogi się rozeszły. Zaś teraz przez niewytłumaczalne zrządzenie losu wasze ścieżki ponownie się skrzyżowału a ja po twoich usilnych namowach i tłumaczeniu, że Greta ma swoje lata, nie mając tyle wigoru co kiedyś uległam. - mówiła niby do Breny patrzyła jednak na obie - Szczegóły zaś obmyśl ty kochana. - dalszą część tego planu pozostawiła uczennicy licząc na jej kreatywność i pomysłowość. Był to wszak kolejny etap na jej drodzę ku spaczeniu ale i samodzielności.

- A co do ciebie Daga. - zwróciła się ku umuzykalnionej niewolnicy - Dzisiaj udasz się z Nadją. - postanowiła biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw - I w sumie dobrze by było byś póki co tam nocowała ale to chyba nie będzie problem? - z nieco szyderczym uśmieszkiem spojrzała wpierw na Łasicę a następnie na blondynkę o grubym warkoczu - Z rana jednak widzę cię u mnie. - dodała wskazując jej adres swojej kamienicy - Gosposi zaś w razie jej dochodzenia wyjaśnimy, że postanowiłam wziąć kilka lekcji gry na mandolinie więc nie zapomnij o instrumencie

- Ale ja nie wiem gdzie to jest. Nie znam miasta. - Dagmara pokiwała swoją jasną, blond głową zgadzając się na ten plan jednak zgłosiła pewne zastrzeżenie co do jutrzejszej wizyty w domu wdowy.

- Nie bój się! Już ja zadbam o ciebie! Mam tam swoich ludzi, powiem co trzeba to cię zaprowadzą rano do Ver. - Łasica wydawała się bardzo radosna i ucieszona i tym wieczorem i decyzją przyjaciółki o takim podziale dziewczyn na dzisiejszą noc. Kislevitka też się chyba uśmiechnęła i pokiwała zgodnie głową zdając się na pomysłowość tutejszych dziewczyn.

- Z tego wszystkiego tylko usiadłam jej na kolanach. A miałam nadzieję, że chociaż będziemy się całować. - Łasica skorzystała z okazji aby nieco się pożalić koleżankom, że jednak nie wszystkie plany udało jej się zrealizować właśnie zakończonego wieczoru. - No nic, może następnym razem się coś uda z nią ugrać więcej. - mimo wszystko dziewczyna o granatowych włosach nie traciła nadziei, że z tą ich wojowniczką z północy nie wszystko jeszcze stracone.

- Ale chyba było dość miło. Przyjemny wieczór. - Brena pozwoliła sobie na wyrażenie swojej opinii i reszta dziewczyn też podobnie pokiwała głowami. Podobnie jak ona przed chwilą jak jej pani udzielała wskazówek co do noclegu Blanki w ich domu. Czarnowłosa niewolnica też zresztą dość potulnie przyjęła takie polecenia.

Przy jednym z zakrętów nastał koniec ich wspólnej drogi. Łasica z Dagmarą trzymając się pod ramię poszły w lewo. Pozostała trójka zaś w prawo.

- To teraz powiedz mi kochana Wszystko co wiesz O tej całej wiedźmie. Ze szczegółami. - Uprzednio upewniając się czy aby na pewno są same Zagadała do Blanki licząc na chociaz pare detali więcej z celu podróży grupki Norsów.

Przez kilka kroków słychać było tylko skrzypienie zdeptanego, zmrożonego śniegu i szelest przesuwających się po nim sukni. Dwie czarnowłose kobiety szły obok siebie a ta trzecia milczała dotrzymując im kroku.

- To jakaś wielka wiedźma. Wieszczka. Mówią o niej Wiedźma z Gór. Ona gdzieś tam mieszka. I jest wyrocznią. Wcześniej nigdy u nas nie była. Ale wielu, także z innych wiosek, wyprawiało się do niej czasem po radę. Trochę jak u nas tacy mędrcy - pustelnicy. Ale ja jej nigdy nie widziałam. Pewnego dnia jarl zebrał wszystkich wojowników i ogłosił wyprawę, że trzeba popłynąć i ją uratować. Bo wy, znaczy tutaj, na pewno ją zabijecie. Więc tego chyba nikt się nie spodziewał. Ale w ciągu jednego dnia zebrali zapasy na łódź, najlepszych wojowników no i trochę służby tak jak mnie. I popłynęliśmy. - Blanka mówiła cicho i nieco trwożliwie. Jakby bała się o tym mówić albo tamtych ludzi i wydarzeń. Ale jakoś wydukała z siebie to co wiedziała na ten temat.

- Jedna łódź wypłynęła z Norslandu? - pytała patrząc się przed siebie. Czarna głowa pokiwała się twierdząco w odpowiedzi.

- Norma zajmowała w hierarchii Norsów jakieś znaczące stanowisko? - nie odpuszczała tematu ich dalszych braci i sióstr.

- Była wojowniczką. Ale żadnym wodzem. Dopiero zaczynała. Może trzeci sezon. Ale niedawno przeszła inicjację więc uznano ją za godną aby zabrać na tą wyprawę. - była niewolnica Norsmenów pokręciła głową na znak, że lokalnej społeczności Norma raczej nie była na szczycie hierarchii wojowników. Ale też nie tak na samym dnie skoro zabrali ją na tą ryzykowną wyprawę. No i na pewno miała wyższy status niż jakaś niewolnica porwana z Imperium.

- Naznaczyli cię w jakikolwiek sposób? - dążyła do tego o czym wspominał Karlik. Później i tak miała zamiar dokładnie zbadać każdy kawałek jej ciała. Niektóre znaczenia mogły być jednak czysto duchowe a to pozostało niewidoczne dla oka.

- Tak. Zrobili mi tatuaż. Pani też mi zrobi tatuaż? - Blanka potwierdziła domysły młodej wdowy i zapytała cicho idącą obok właścicielkę.

- Zapewne. - odparła z nieskrywaną szczerością - Będzie to jednak tatuaż identyczny do mojego. - dodała - Liczę więc, że sama się na niego zdecydujesz. A co ci tam namazali?

- Swoje znaki. - dziewczyna klepnęła się w ramię gdzie rzeczywiście miała coś wytatuowane ale wcześniej jakoś Versana się temu za bardzo nie przyglądała. - A ten tatuaż to chodzi o tego węża? - zapytała klepiąc się następnie gdzieś w podołek sukni gdzie jej pani miała swój tatuaż.

- Tak o Węża. Miałaś okazję się mu przyjrzeć. - nie ukrywała swoich intencji względem Blanki - W domu pokażesz mi zatem swoje cacuszko. Chciałabym zobaczyć te ich znaki.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 24-03-2021 o 01:48.
Pieczar jest offline  
Stary 22-03-2021, 16:00   #193
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
*Miejsce:* Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami” *Czas:* 251

Miejsce Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas 2519.I.28; Backertag (4/8); ranek i przedpołudnie

Pirora i Kerstin


- Mhmm, trofea…- Skomentowała uśmiechając się do siebie. Wzięła do ręki pistolet wycelowała w parę miejsc w pokoju pół szepcząc - Boom! Boom! Boom! - Broń była ciężka więc wraz z bielizna schowała ją do średniej wielkości drewnianej szkatułki. Poczekała aż Irina jak zwykle była niezawodna przyjdzie pomóc w przygotowaniach.

- Mhmm - zaciekawiła się bilecikiem, po przeczytaniu dziewczyna zaśmiała się - Wujaszek Karl ...wybornie.

Kiedy jadła śniadanie Irina krzątała po pokoju przygotowując pannę van Dake do dzisiejszego dnia. Oczywiście przy paru wskazówkach od blondynki.

- Będę dzisiaj malować przygotuj czarna koszulę, ta starszą i czerwoną spódnicę z półgorsetem i ten ciemny koronkowy na szyję. - Powiedziała Kislevce a ta od razu zaczęła przebierać w kufrze wyjmując odpowiednie
odzienie. Oraz koronkową ozdobę zakładana na szyję z czymś w rodzaju kwiatka, była to jej specjalna ozdoba gdyż dla tego kto umiał patrzeć i wiedzieć czego szukać mógł w kwiatki dostrzec miniaturowego węża ukrytego w płatkach. Nosiła go tylko na zbory i bale towarzyskie by móc się rozpoznać z kimś o podobnym podejściem do życia. Ledwo Pirora miała zaplecione włosy w bardziej skomplikowany warkocz Julius obwieścił zjawienie się modelki.

- Ach Kerstin, trochę zaspałam ale wejdź wejdź. Poznaj resztę to jest Julius nasz chłopiec na posyłki. A to jego siostra Irina moja kobieta od wszystkiego. Jest niema więc pewnie będziecie miały trudne dobrego początki ale jak coś Julius świetnie rozumie jej gestykulacje i pewnie będzie twoim tłumaczem. Przynajmniej na początku. No dobrze zróbmy tu mały porządek. Irino możesz troszkę ogarnąć a ja zacznę rozkładać sprzęt. - Pirora wstała od biureczka w pokoju a Irina pozamykała puzderka z drobiazgami biżuteria i wstążkami. Van Dake sama chwyciła sztalugi i zaczęła je rozstawiać.


- Przestaw krzesło koło okna tak by jak na nim usiądziesz promienie padały ci na twarz. - Poleciła kandydatce na służebna kiedy ta wyraziła chęć pomocy. - Niestety przy farbach mi nie pomożesz bo wątpię być miała taką wiedzę o tym. Kiedy przeniesiemy się do jakiejś kamienicy na pewno jedno pomieszczenie będzie moja pracownią. Tam zawsze panuje zorganizowany bałaganu który podczas pracy nad obrazem sprzątam sama i nikt nie ma wstępu do tego pokoju. Chyba, że na moją wyraźną prośbę. - Pirora zagadała Kirstin by a czymś zająć i nie pozwolić się jej denerwować. Podeszła do kobiety i przyjrzała się jej twarzy. Potem ustawiła jej głowę w stronę okna.


- Potrzebuję byś spojrzała teraz przed siebie i zapamiętała ten punkt. Bycie w bezruchu może być męczące dlatego będziemy robić sobie przerwy co jakiś czas, albo jak dasz znać że potrzebujesz ruszyć szyją. Ten punkt będzie ci potrzebny by pamiętać na co masz patrzeć by dobrze mi się ustawić. Brzmi prosto prawda? - Uśmiechnęła się do dziewczyny dla otuchy tej nowej dla niej sytuacji.





Pojawienie się pani kapitan było przewidywalną niespodzianką, która pewnie była trochę niezręczna z uwagi na niski profil afer jakie Pirora chciała mieć zanim pozna miasto lepiej. Niemniej nie umiała się nie uśmiechnąć do kochanki.
Postanowiła odpowiedzieć pani kapitan po estalijsku. Uznając że potraktowanie sytuacji z nonszalancją będzie najlepszym wyjściem a przejście na rodzimy de la Vegi uchroni jej nowa pokojowkę przed zakłopotaniem. No i jeszcze pojawił się Julius który nie musiał wiedzieć o takich rzeczach.
- Pani kapitan zaskoczę cię ale jestem świetna w zdobywaniu nowych przyjaciół. Choć z byle kim nie bawię się w gierki “językowe”. To moja przyszła pokojówka ale może rozwinę temat na tej wspólnej kolacji. A minstrelka pomaga mi poznać miasto… o niej też ci opowiem wieczorem. - Zostawiła drzwi otwarte i udała się by przynieść Piratce drewniana szkatułkę otworzyła ja przed nią prezentując pistolet ukryty w plątaninie różnych fidrygałków. oraz leżąc obok majtki piratki. Zwróciła się do niej z kokieteryjnym udawanym smutkiem. - Trochę mnie zasmuciłaś myślałam, że to moje trofea zdobywcy. Najwidoczniej muszę się postarać bardziej dziś wieczorem. Kolacja u ciebie? O ile nie porwą mnie demony noszące imiona “interesy” i “biznes” widzimy się na kolacji w razie czego Julius przekażę ci wiadomość byś nie czekała z zapartym tchem. -

- O, to też u ciebie zostało? A myślałam, że mi wypadły gdzieś na korytarzu. - zaśmiała się pani kapitan widząc otwarte pudełko i jego zawartość. I chyba widok własnej bielizny zaskoczył ją bardziej niż pistoletu o którego widocznie się spodziewała podobnie jak gospodyni jej wizyty i zapytania o niego.

- Ale nie będę cię pozbawiać twoich trofeów. Pod warunkiem, że dasz mi okazję dzisiaj wieczorem. U mnie w pokoju brzmi świetnie. - Estalijka przesunęła palcami po kłębku swojej bielizny ale skoro była mowa o trofeach to w końcu wzięła tylko swój pistolet zostawiając to wspomnienie ostatniej nocy w szkatułce. A broń wsadziła tam gdzie było jej miejsce czyli sobie za gruby, skórzany pas.

- A powiedz mi skoro już jesteśmy umówione na wieczór to wolałabyś poznać moje dwie urocze służące czy niekoniecznie? - zapytała zerkając ciekawie na stojącą w progu blondynkę.
- Trudne pytanie… z jednej strony im więcej tym weselej z drugiej myślałam że mając więcej czasu uda mi się pociągnąć cię za język i podpytać o nurtujące mnie rzeczy. Ty oceń czy sobie ze mną sama nie poradzisz i potrzebujesz pomocy. - Pirora próbowała żartobliwie lekko zmanipulować piratkę by jednak nie brała osób trzecich na kolacje. Głównie że nie wiedziała jak jej służące umieją trzymać język za zębami pod tym względem Irina była ideałem.

- Trudne pytanie. - czarnowłosa roześmiała się pewnie celowo powtarzając to co właśnie powiedziała nowa znajoma. - Nie chciałabym cię peszyć albo byś się nie czuła się przytłoczona takim tłumem. - odparła jakby też była ciekawa reakcji tej drugiej. Po czym spojrzała ponownie ponad jej ramieniem w głąb pokoju i zastanawiała się chwilę. - A jakieś to tajemnicze i nurtujące rzeczy chciałabyś mnie zapytać dziś wieczorem u mnie w łóżku? - zapytała niewinnym tonem jakby to miało jej pomóc zdecydować co z tymi służącymi.
- Pewnie takie po których wyszeptaniu musiałybyśmy zasztyletować twój materac by mieć pewność by zostały one między nami. - Ton van Dake był już teraz bardziej sensualny i kuszący. - Ale jak powiedzialam ty będziesz gospodarzem i ostateczną decyzje zostawiam tobie.

- Ah, o takie rzeczy… - Rose przybrała mądry ton i równie mądry wyraz twarzy jakby takie wyjaśnienie skutecznie wyjaśniało jej wszystko. - Lubię swój materac. Dobrze mi służy. Mam nadzieję, że tobie również przypadnie do gustu. - powiedziała tonem rodzicielki poprawiajacej kołnierzyk czy inny detal na ubraniu swojego dziecka. Co zresztą gość ze skrzyżowanymi pistoletami na brzuchu zrobiła.

- Ale skoro w grę mają wchodzić jakieś sztylety to chyba lepiej załatwić to bez świadków. Przynamniej tak na pierwszy raz. Ale na przyszłość naprawdę polecam. Bardzo utalentowane dziewczęta. Mogę ci nawet podesłać i pożyczyć którąś albo i obie jeśli chcesz. Sama sprawdzisz. Ale to chyba też będzie okazja omówić dziś wieczorem. - Rose przestała bawić się dekoltem stojącej w progu blondynki i popatrzyła na nią z sympatycznym uśmiechem. Pirora pożegnała się z panią kapitan: - Nie trzymam cię już już idź podbijać miasto.

- Julius zaproś Naje do nas, zamów też cała karafkę wina i przynieść. - Poinstruowała chłopaka wróciła uwaga do swojej modelki.

- Normalnie nikt mi w czasie pracy z obrazem mi tak nie przerywa. Minusy mieszkania w karczmie. - Zwróciła się do Kirsten siadając przed sztaluga i jednym z niedokończonych obrazów. Normalnie malarze zamalowali by to i zaczęły od świeżej pustej kanwy ale Pirora potraktowała to jako wyzwanie, nie tylko musi dodać na obraz postać o twarzy pokojówki. Musi też dokończyć sam pejzaż pewnie przydała by się konna wycieczka za miasto na jakąś zaśnieżona plaże by poobserwować fale.
- Kirstin opowiedz mi o sobie. O rodzinie skąd pochodzisz, co lubisz robić jak nie pracujesz, co umiesz poza sprzątaniem? Haft? Śpiew? Jakiś dodatkowy język? - Zagadała pokojówkę, w końcu będzie im i tak trochę nudno może ją poznać lepiej.

- Lubię tańczyć i śpiewać. Ale to chyba każda dziewczyna lubi. - szatynka wydawała się być zafascynowana tą całą sztuką i pozowaniem. Te stonowane manewry z zagadywaniem jakie stosowała malarka zdawały się przynosić skutek. No i swoje pewnie robił czas jak tak siedziały we dwie w ciszy i spokoju pokoju. Poza tą krótką wizytą estalijskiej kapitan. To i modelka zdawała się czuć już swobodniej. Nawet pozwoliła sobie teraz na nieco żartobliwy ton.

- Z języków znam trochę norski. Trochę kislevski ale to już mniej. I umiem szyć. Lubię szyć. Pewnie po mamie, ona była krawcową. Dużo mnie nauczyła. Jak coś się zepsuje to mogę pozszywać. Chyba nawet suknię bym mogła uszyć ale jakąś prostą. No i jakbym miała czas i materiał. Nie taką jak mama. Moja mama to naprawdę miała fach w rękach z tym szyciem. Wszystko potrafiła uszyć. Ja to tylko takie proste rzeczy. - dziewczyna pozwoliła sobie na całkiem spokojne wynurzenia. Raz czy dwa odruchowo spojrzała w stronę rozmówczyni ale w porę ponownie starała się patrzeć w wybranym kierunku. Aż przerwało jej pukanie do drzwi więc umilkła.
- Drzwi otwarte Najo wchodź. - Powiedziała głośniej Pirora spodziewając się bardki po drugiej stronie. Wróciła uwaga do służki. - Możesz na chwile rozluźnić szyje Naja to minstrelka może się rozgadać.

- A skąd wiedziałaś, że to ja? I cześć! - ciemnowłosą bardkę było w sumie słychać zanim jeszcze było ją widać bo zaczęła mówić jak tylko ruszyła drzwiami. A potem z pełną, żywiołowością i radosną ekspresją wparowała do pokoju witając się wesołym uśmiechem i machaniem rączką.

- O! Malujesz? I to z prawdziwą modelką? I to jaką zgrabną. No, no! Rozwijasz skrzydła dziewczyno, widzę, że nie próżnujesz! - zawołała nie mniej radośnie jednocześnie zamykając za sobą drzwi, okręcając się tanecznie wokół własnej osi i podchodząc do malarki i jej sztalugi. Spojrzała na nią, na obraz i na modelkę siedzącą ze dwa kroki dalej przy oknie.
- To Kerstin moja przyszła nowa pokojówka ale z uwagi, że nie mam własnego mieszkania to chwilowo pomaga mi w przekształceniu jednego z płócien. Kerstin to Naji Simonsberg prawdziwa sztukmistrzyni minstreli, można to poznać po tym że kiedy tacy się pojawią chwilę po nich pojawia się alkohol. - Van Dake przedstawia sobie obie kobiety, nawiązała do wina które przewidująco kazała przynieść Juliusowi, no i wyjaśniła co robi. - A ty słowiku przyszłaś pracować nad Bretońskim romansem czy to towarzyska wizyta zanim zejdziesz do sali pracować?

- Oczywiście, że towarzyska wizyta! I przyjacielska! Czy ja wyglądam na kogoś kto lubi pracować? I to o takim świcie? - ciemnowłosa bardka zapytała prawie urażonym tonem za tak niedorzeczne pytanie u uczciwą pracę w znoju poranka. Tak jakby ją zapytano czy zimowe niebo za oknem jest stalowoszare.

- Lepiej się popraw moja droga bo zaraz zacznę adorować twoją uroczą modelkę a nie ciebie. Ślicznie wyglądasz Kerstin! Świetna figura, tylko pozazdrościć! - jakby poetka zachowała nieco więcej powagi można by pewnie dać się nabrać, że to tak na poważnie te fochy. Ale za bardzo to przerysowała więc z miejsca objawił się jej talent do naturalnego, improwizowanego komikowania.

- Dziękuję. - szatynka siedząca pod oknem też się chyba na tym poznała bo mocniej zasznurowała usta aby się tylko uśmiechnąć a nie roześmiać. Artystka tego jednoosobowego kabaretu chciała chyba powiedzieć coś jeszcze ale drzwi znów udezwały się pukaniem.
- Nie daj się zbalamucić Kerstin Naji tak naprawde szuka statecznego, jurnego, młodego magistra sztuki. Wejść! - Powiedziała głośniej malarka spodziewając się zobaczyć Juliusa i Irinę. - Ha widzicie, mówiłam że jak pojawia się gdzieś bard to zaraz zanim materializuje się alkohol…. - Skomentowała trzymaną przez chłopca tacę z karafka i kielichami.
- Julius jak chętnie bym chciała być nam towarzyszył dziś twoja kolej przyjmowania interesantów. Idź na dół i daj mi znać jakby ktoś o mnie pytał możesz też podsłuchać jakieś ciekawe plotki. - Julius zasalutował posłusznie zszedł na dół. I zostały w cztery. Iryna rozlała wino po kubkach i rozdała wszystkim obecnym. Iryna wyjęła robótki ręczne i usiadła na łóżku. Naji też musiała zadowolić się łóżkiem gdyż oba krzesła jakie znajdowały się w pokoju były zajęte.
- A więc przyjaciółko rozgość się i opowiedz coś ciekawego. Przypomniałaś sobie kiedy idziemy jutro na spacer po starych opuszczonych i pewnie nawiedzonych kamienicach?

- Hej, Julius! - wzajemne przekomarzanie się rozbawiło całą czwórkę dorosłych kobiet. Chyba tylko mały chłopiec nie do końca wyłapał na czym polega żart. Ale jego właśnie zatrzymała pseudodyskretnym szeptem poetka zanim ten zdążył zniknąć za drzwiami. Zatrzymał się więc i spojrzał na nią zaciekawiony.

- I daj znak jak tam będą jacyś, młodzi, przystojny, jurni i bogaci kawalerowie do wzięcia! - szepnęła Nije do tego jeszcze puszczając iście teatralne, szelmowskie oczko. Kerstin nie wytrzymała i wreszcie roześmiała się na całego, Irina zresztą też widać było miała niezłą zabawę ale dała znak machnięciem ręki aby brat się tym nie przejmował tylko poszedł robić swoje. I ten rzeczywiście tak uczynił.

- A no to tutaj to pozwolicie, że skosztuję na spróbowanie co tutaj mamy dobrego. - Simonsberg jakby na potwierdzenie słów gospodyni pierwsza zdradziła zainteresowanie karafką i to wcale się z tym nie kryjąc.

- No, no, nie najgorsze, może być. Może dziewczyny wam służyć co? Naprawdę może być. - minstrelka rzeczywiście miała gadane i sama mogła gadać za całe towarzystwo. Ale robiła to tak wdzięcznie, że oglądało się i słuchało tego jak gotowej sztuki teatralnej. Nic tylko czekać na kolejny żarcik albo skecz. Teraz też na ich oczach sprawnie poczęstowała się z karafki a zaraz potem była gotowa służyć nowym koleżankom za kelnerkę. Ale i jedna i nowa pracownica niepewnie najpierw spojrzały na swoją panią. A minstrelce wcale to nie przeszkadzało rozlewać płyn z karafki do kolejnych szklanek.

- A wracając do tematu… A która z nas by nie chciała bogatego, przystojnego i jurnego!? Co! Któraś z was by spławiła i powiedziała “nie” takiemu?! No ja na pewno nie! - zawołała prowokująco patrząc na każdą z trzech kobiecych twarzy w pokoju i znów wywołała salwę śmiechu.

- A to zwiedzanie chyba jutro w południe. Ale wieczorek u panny Kamili pewniejszy adres. - rzuciła z zaskoczenia w nawiązaniu do tego o co Pirora zdążyła ją ostatnio zapytać.
- W takim razie Kerstin jutro nie będziesz mi modelować bo wolę mieć cały dzień na to. Ponieważ nie moge cię jeszcz zatrudnic na stale z braku mieszkania a wiem że jeść trzeba jeśli tobie wypadanie jakiś dzień na dodatkowy zarobek to się mną nie przejmuj tylko dawaj znać, że jakiś dzień jest dla ciebie bardziej korzystny. Jakość sobie wspólnie stworzymy dogodny dla ciebie grafik. - Zwróciła się do pokojówki, potem odezwała się do Iriny. - Irina możesz przeszukać kufer i wyciągnąć wszystkie te cienkie zeszyciki. Skoro właściwie jestem gościem niespodzianką nie wypada przychodzić z pustymi rękami. Myślę że jakiś tomik Averlandziej poezji będzie odpowiedni. -
Malarka jeszcze była w trakcie nanoszenia konturów postaci na płótno, farb jeszcze nie tknęła nie mogła się zdecydować czy Kerstin będzie na tym obrazie syrenką z rybim ogonem czy morską nimfa z półprzezroczystym ciałem stworzonym z wody i piany morskiej.

- Dobrze. - nowa pokojówka skinęła grzecznie głową przyjmując to do wiadomości. Irina ograniczyła się do samego skinienia głową gdy wstała i zaraz uklękła przy zamkniętym kufrze aby znaleźć owe tomiki poezji o jakich wspomniała szefowa. A minstrelka rozglądała się ciekawie po tym wszystkim ze szklaneczką w dłoni.

- Ano tak bo wy jesteście nowi i szukacie mieszkania… - pokiwała ciemną czupryną jakby ją oświeciło dlaczego dziewczyny mieszkają w karczmie i dlaczego spotykają się w karczmie z samego rana w to południe.

- Właściwie to znam parę miejsc gdzie chyba można spróbować się zaczepić. Ale szukacie jakiegoś gotowca czy coś do remontu? - zapytała stając obok malarki i obserwując jej pracę na płótnie.
- Trudno powiedzieć z jednej strony do remontu będzie tańsze i będę je mogła potraktować jak obraz...wiesz zrobić całe po swojemu. Na pewno chce mieć więcej pokoi potrzebuje pracowni malowane w małym pokoju z jednym oknem nie jest zbyt komfortowe. Zwłaszcza jak mam kiedyś przyjmować gości. - Wyjaśniła Pirora patrząc na obraz a nie na kobiety w pokoju. - Nawet nie jestem pewna czy chce mały domek, wielka całą kamienicę czy tylko jedno piętro z odpowiednią ilością pokoi. No i lokalizacja, mogę celować w centrum nowego miasta choć przyznam że widok na morskie fale zaczyna mi się marzyć. Chciałam zobaczyć czego mogę się spodziewać po budynkach zanim zaczną podejmować decyzje. Dlatego jestem ci bardzo wdzięczna że przemycisz mnie na to zwiedzanie. - Podziękowania były bardzo szczere i rozczulająco przyjazne.
- Kerstin ty mieszkasz w mieście długo, myślisz że okna na morze to dobry pomysł? - Pirora wciągnęła modelkę do rozmowy.

- Chyba tak. Najlepiej je widać z północnej dzielnicy. Tam budują się bogacze. Chociaż stamtąd właściwie widać raczej wody zatoki niż otwarte morze. - szatynka chyba nie spodziewała się, że zostanie poproszona o swoje zdanie ale jak się chwilę zastanowiła to jednak dała jakąś odpowiedź w tym temacie.

- Na północnych obrzeżach widać morze w ładny dzień. Ale z raczej z piętra albo poddasza. Jak ci drzewa albo inne domy nie zasłaniają. - dorzuciła swoje trzy grosze ciemnowłosa minstrelka. Zastanowiła się przez chwilę skoro tak nowej koleżance zależało na nowym lokum.

- Chyba, że ten stary młyn. Jest wysoki jak to młyn. Jutro mamy go jechać oglądać bo to jeden z kandydatów na ten nowy teatr. Z górnych pięter chyba powinno widać morze. - rzekła zastanawiając się przez chwilę chociaż brzmiało bardziej jak jej przypuszczenia niż sprawdzone fakty.
- Cóż w takim razie mam nadzieje ze nie ma zawalonych schodow na piętra. A stare miasto? Opłaca się tam rozglądać czy jest to proszenie się o uznanie za wariatkę? - Zapytała bardziej z ciekawości niż prawdziwej chęci szukania w starym mieście...choć kto wie jak się ułoży.
- Ależ opinia wariata dla artysty to jak marzenie! - zawołała poetka nadspodziewanie żwawo. Dwie pozostałe kobiety też chyba były zaskoczone taką reakcją albo wnioskiem. Irina już trzymała owe zeszyciki z poezją ale na razie tylko z nimi stała.

- Tylko sztuka w tym aby nie przesadzić. Wtedy to się nazywa ekscentryczność. Dla artysty to jakiś stary zamek albo wieża maga byłaby idealne. I obowiązkowa jakaś straszna tragedia! Najlepiej z miłości! I naturalnie nieszczęśliwej! I już taka piękna sceneria pod dramat! - wyglądało na to, że to jedna z tych rzeczy jakie Naja ma akurat od dawna ugruntowany pogląd a więc i gotową odpowiedź.

- Ale my nie mamy w mieście żadnego zamku. Ani wieży maga. - odważyła się zauważyć Kerstin co należała do tubylczej połowy tego miasta w ich gronie.

- No niestety to prawda. Bo tą dziurę dopiero co wybudowali sto lat temu i nie ma tu takich ciekawych miejsc. - pieśniarka wyraźnie z żalem przyznała rację nowej koleżance popisowo robiąc nos na kwintę z tego powodu.

- Na wschodnim brzegu nie bardzo chyba jest co szukać. Tam dawniej była osada rybacka i ich śmierdzące rybami chaty i właściwie jak dla mnie to nadal się niewiele tam zmieniło. Ja bym stawiała na Nowe Miasto. - ciemno włosa minstrelka w czerwonej sukni machnęła lekceważąco ręką na ten wschodni brzeg jako niewarte zachodu pod kątem szukania ciekawego lokum.

- No niestety jak jest się artystą to są pewne wymogi. - popatrzyła na swoją trzyosobową widownię. - Najważniejsze to być na topie czyli aby o tobie coś mówili. Skandale bardzo pomagają. Albo pojawianie się w towarzystwie i na ważniejszych balach i spotkaniach. Ten teatr może wiele ułatwić. I plotki oczywiście. Kto, z kim, kiedy i w jakiej pozycji zawsze jest na topie. Kto nie lubi słuchać wieści spod cudzej pierzyny? Tylko wszyscy zgrywają świętoszków, że nie. Dlatego też jeszcze przydają się romanse. - trudno było powiedzieć czy to tak na poważnie Naja sprzedawała im swoją filozofię jak to być znaną artystką czy tylko znów się zgrywała. Zwłaszcza, że pierwsza dopiła swoją szklankę i wróciła do karafki aby poczęstować się ponownie.
- Połóż je na łóżku Irino później je przejrzę - Poinstruowała służkę zanim wróciła uwagą do Naji. - Mhmm… po części masz rację a po części nie. Zgadzam się, że intymne plotki z życia ludzi znanych cieszą się największą popularnością, ale osobiście wyznaję zasadę “Mój dom moja twierdza”. I to co się w nim dzieje nie ucieka przez okna czy kominy do uszu wścibskich sąsiadów. Właśnie sąsiedzi... też ważny element z jakim trzeba się liczyć. Przyznam że w Averlandzie mieszkaliśmy w willi na obrzeżach miasta mieliśmy duży ogród i prywatność nie była problem….ten młyn brzmi ciekawie i ekscentrycznie. Ale zobaczymy jutro być może nic mi nie wpadnie w oko. I będę musiała rozejrzeć się po czymś innym, w końcu wątpię byśmy jutro oglądały wszystkie pustostany w mieście. - Pirora zatrzymała się w szkicowaniu, miała już zarys góry postaci i nadszedł czas na decyzje. - Kerstin gdybys miała wybór wolałabyś być syrena czy nimfa wodną?

- A jaka to różnica? - rozluźniona przysłuchiwaniem się tej żartobliwej rozmowie Decker czuła się już chyba całkiem swobodnie. Jak na spotkaniu z koleżankami a nie w pracy. Ale pytanie o te gatunki trochę ją zbiło z tropu.

- No syrenki to mają ogony zamiast nóg i odkryte piersi. Zawsze musi być to widać. Nie pamiętam żadnego obrazu w jakim to by było inaczej. Bo bez ogona nie widać, że to syrena no a ładne piersi to tradycja. Nawet Morgan i Malena mogą ci to potwierdzić. - minstrelka jak zwykle okazała się niezawodna jak trzeba było zabrać głos i ten frontowy atrybut syrenek zademonstrowała na swoim froncie robiąc takie przesadne balony, że znów dziewczyny się roześmiały.

- A nimfy wodne to tak jak my tak po samym obrazku. Tylko najlepiej bez ubrań bo są ubrane w wodę albo coś podobnego. - życzliwie doprecyzowała o jaki wizerunek chodzi i dała modelce chwilę na zastanowienie przy okazji zagadując do malarki.

- Wcale nie musi widac piesi nie bój się nie każe ci ściągać ubrań. Chodzi o to czy postać ma mieć ogon czy nie. - Doprecyzowała Pirora nie chcąc przestraszyć i postawić służki w niezręcznej sytuacji już na początku znajomoœci. Na takie rzeczy było zdecydowanie za wcześnie.
- A jutro to nie, nie będziemy jeździć po całym mieście. Mamy odwiedzić ten młyn, starą karczmę i… stajnie? Czy coś takiego. - powiedziała mrużąc nieco oczy starając się przebrnąć przez własną dość roztargnioną pamięć.
- .. tylko tyle? Mhmm to najwidoczniej będę musiała sama sobie zorganizować oglądanie kamienic mieszkalnych później. Nie ma problemu mam jeszcze czas. - Powiedziała do Naji. - Będziemy chodzić same czy każda ma mieć własną obstawę? - Dopytała zastanawiając się kogo z towarzystwa zabrac czy wybrać się samemu.

- Dziewczyno czy ja wyglądam na kogoś kto ma obstawę? - brew artystki powędrowała do góry w raczej retorycznym pytaniu. Przetrzymała ją tak chwilę nim nie odstawiła szklanki i sięgnęła po swoją lutnię.

- Ale tam będą wielkie panie. Chyba Kamila van Zee, ta nowa, Versana van Drasen… A z pozostałych to już nie pamiętam która ma wolne jutro. Może Madeleine albo Annamette… Bo one też były ostatnio… Ale wiesz jak to jest każdej pasował inny dzień i zapamiętałam tyle, że jutro był taki dzień, że najbardziej pasował jak największej liczbie osób. - zacięła się znowu gdy próbowała sobie przypomnieć wydarzenia sprzed tygodnia która z jaśnie pań co dokładnie mówiła z tym zwiedzaniem. W końcu dała sobie spokój i machnęła ręką.

- Nieważne w sumie. Będą wielkie panie to pewnie będą wielkim powozem. Przynajmniej transport mamy z głowy. Pójdziesz ze mną do panny Kamili to zobaczysz, ona nas ugości i zadba o nas. Jak na szlachciankę to jest całkiem miła. No wiesz, zadziera nosa z umiarem jak gada z nami, maluczkimi. No i też trochę pisze i lubi poezje. I maluje. - bardka trajkotwała bez przerwy i zahamowań, jak górski potok wartko mijając głazy i trawy. A jej dłonie prawie same z siebie trąciły struny i zaczęły wygrywać przyjemną dla ucha melodię.

- Znasz pannę Kamilę van Zee? Tą z kapitanatu? - Kerstin mimo wszystko nie mogła pohamować swojej ciekawości gdy minstrelka jaka zaczęła przygrywać na lutni ot tak, pochwaliła się taką znajomością.

- Właśnie tą. I znam? Dziewczyno myślisz, że kto jest jej mentorem w sprawach wierszy, wersów i poezji? - Naja bynajmniej nie zamierzała się bawić w skromność. Wręcz na odwrót. W pełni wykorzystała okazję aby pochwalić się swoimi koneksjami wśród ważnych osobistości tego miasta. *
- No no, cóż za skromność. - Zaśmiała się Pirora. - Wlasnie chcesz popracować nad tym bretońskim romansem? James powinien już wstać Irina może sprawdzić niestety w moim pokoju już nie ma miejsca na kolejną osobę więc będziesz musiała nas zostawić, ale przed tym możesz nam go zaśpiewać? Wprawdzie żadna z nas nie rozumie ani słowa ale jak to jest praca w toku to może i lepiej. - Pirora zasugerowała Naji zaśpiewaniem im ballady.

- O. No tak, James. I ballada. No tak, no dobrze postaram się nie zająć mu zbyt wiele czasu. - Simonsberg jakby zapomniała o tym romansie i Jamesie w roli instruktora z bretońskiego ale teraz widocznie jej się to przypomniało.

- Dobra to słuchajcie, to będzie ballada o dzielnym rycerzu, jego mądrym rumaku no i wrednej zołzie dla jakiej wycięli z połowę królestwa. - Naja zaczęła w swoim barwnym i ironicznym stylu w jakim się tak lubowała. Ale zaraz potem zaczęła grać i śpiewać tą bretońską pieśń. Jak się nie znało tego języka trudno było się zorientować, że śpiewaczka może mieć z nim kłopoty. Bo pieśń była melodyjna, głos wprawny i wyćwiczony i chyba momentami zabawne to miało być bo się w tych miejscach poetka uśmiechała. Przyjemnie było tego posłuchać. Aż do samego końca.

- No i tutaj on się na końcu odwraca, mówi oczami, że ona jest wredną małpą i dumnie odjeża na swym rumaku ku zachodzącemu słońcu. - wyjaśniła końcówkę koleżankom czym nieco chyba je zaskoczyła.

- Zostawia ją? - zdziwiła się Kerstein i spojrzała na swoją nową panią i nową koleżankę z obiecanej pracy.

- Tak. Przerobiłam jedną legendę. Ta całą szlachcianka wymyślała durne konkursty dla cnych rycerzy co się starali o jej rękę. I wszyscy w nich ginęli. Aż przyjechał ten kawaler o jakim mowa. I tak jej się spodobał, że chciała go od ręki bez tych konkursów. Tam trochę pobajerowałam z tym opisem by się szlachcianki do niego moczyły. No ale on jej mówi, że przyjechał stawić czoło wyzwaniu więc niech je stawia. I poszedł w te szranki i konkursy. I szedł jak burza. Nic go nie mogło zatrzymać i pokonał wszystkie przeciwności. No to na koniec paniusia zachwycona do niego zbiega i mięknie z wrażenia na całego, prawie to ona go prosi o rękę a on jej wtedy właśnie mówi, że ma tylu jego braci na sumieniu, że z taką zdzirą nie chce mieć nic wspólnego. I odjeżdża. No i jeszcze muszę końcówkę dorobić jak ona potem rzuca się z żalu z wieży albo co. Nie wiem jeszcze jak zakończyć. Może ją przerobię w jakąś białą damę czy co. Ale coś musi mieć za swoje. - Naja w prędki dla siebie sposób streściła w dość lapidarny sposób treść swojej ballady. Trzeba było jej wierzyć na słowo o w końcu mogła po bretońsku śpiewać o czymkolwiek. Ale sądząc po reakcji służek to chyba takiej historii się nie spodziewały skoro na początku poetka mówiła o rycerzu, koniu i tak dalej to się zapowiadało na jakiś porządny, rycerski romans.
- Podoba mi się niekonwencjonalna z morałem, pytanie czy rzucenie się z wierzy nie będzie za proste? Myślałaś by podkreślić jej próżność i wiarę w swoją urodę i dać jej zwiędnąć w samotności każdego roku wypatrując tego rycerza? Wtedy zamienienie jej w zjawie na jakiś murach miałoby chyba więcej sensu. - Zaproponowała, malarka skupiając się na zaznaczeniu włosów modelki na jej obrazie. - Irina pójdziesz po Jamesa?
Służka wstała i z uśmiechem wyszła z pokoju. miały chwile zanim Kislevka wróciła wraz z wysokim dobrze ubranym mężczyzną. Włosy miał długie i falowane dziś nosił je rozpuszczone. Pirora zwróciła uwagę na świeżo przystrzyżone wąsy i gładko ogoloną z zarostu brodę.
- Panienko van Dake. - Przywitał się i szarmancko skłonił w stronę swojej podopiecznej a potem dopiero zwrócił się do dwójki kobiet. - Drogie Panie.
- James wspominałam ci że twój język ojczysty będzie potrzebny Naji w pewnej piosence. Czy możesz ją zabrać gdzieś gdzie nie będziecie wam się dobrze pracować i jej pomóc. A i jutro będe chciała byś nas odprowadził do posiadłości Kamili van Zee i odebrał mnie wieczorem.
- Jak sobie panienka życzy. Panno Simmonsberg zapraszam. - James wyciągnął do Naji dłoń jakby była damą której trzeba pomóc wstać z łóżka i eskortować w odpowiednie miejsce.

- No może, może… Niezłe z tym usychaniem… - minstrelka jak na swój standard okazała się nad wyraz cicha gdy Irina poszła po tego co wcale nie był jej narzeczonym. Ale odzyskała uśmiech i barwę głosu gdy ten przyszedł i dała się grzecznie odprowadzić jakby naprawdę była prawdziwą damą.

- To do zobaczenia, idziemy z Jamsem szlifować język poezji i miłości! - Naja zamachała im na pożegnanie nim oboje wyszli na korytarz zamykając za sobą drzwi.
Pirora prawie nie prychnęła na użyte sformułowanie “szlifować język miłości” mając w pamięci jej lekcje językowe z Rosą. Przemknęło jej przez myśl że mimo że James i Irina zdecydowanie mają się ku sobie to jednak jej ochroniarz to tylko mężczyzna, z męskimi popędami. Pewnie odpowiednio zachęcony nie odmówiłby skorzystania z okazji.
- No to my wracamy do uwieczniania urody. Kerstine namyśliłaś się czy wolisz by twoja twarz była użyta do syreny czyli morskiej istoty z rybim ogonem która swoim śpiewem i urodą kusi mężczyzn by skończyli w zimnych odmętach morskich. Czy nimfą czyli zjawą która stworzona jest z piany morskiej ale przypomina kobietę ale jak i syrena jest zgubą marynarzy? - Wróciła do zadanego wcześniej pytania pokojówce, która miała już wystarczająco czasu by się zastanowić.

- Oj no nie wiem… trudny wybór… wydają się trochę podobne do siebie… - Kerstin odparła gdy bez hałaśliwej i absorbującej minstrelki zrobiło się w pokoju luźniej, ciszej i spokojniej. Zastanawiała się jeszcze chwilę nad tym wyborem.

- To może ta syrena? Bo jak śpiewa to ja też lubię śpiewać. Ale jak trzeba to mogę być i nimfą. - w końcu zdecydowała się na tą syrenkę choć brzmiało jakby niewiele brakowało aby rzucić monetą i przeważyć włosem szalę. Szybko zresztą zgodziła się i na drugą opcę gdyby malarka uznała, że to jest właściwsza odpowiedź.
- A więc syrena. Syrena Kerstin. - Powiedziała głośniej Pirora szybko i energicznie obrysowując obły kształt tułowia i częściowo zanurzonego w morzu ogona. - Będę musiała pójść do portu i pooglądać różne ryby, Do tej pory nie zdarzyło mi się ich malować. Ale wracając do ciebie. Masz jakąś rodzinę.. o twojej mamie mówiłam w czasie przeszłym więc rozumiem że już jej nie ma.

- Tak. Mama umarła trzy zimy temu. Tata był marynarzem. Dobrze zarabiał. Ale często go nie było. I z któregoś rejsu nie wrócił. Wpadli w burzę i wiatr złamał maszt. Przywalił także mojego tatę i trzy dni później zmarł. Mam jeszcze dwie starsze siostry i brata. Ale oni już mają własne rodziny to mają się czym zajmować. Ja jestem najmłodsza. - w paru słowach streściła swoje koneksje rodzinne i brzmiało to jak kolejne dzieje kolejnej rodziny jaka na co dzień musi znosić swój znój.

- Też bym chciała takiego bogatego i przystojnego jak Naja. - uśmiechnęła się nawiązując do tych żartów o szukaniu drugiej połówki jakie tak lubiła inscenizować ciemnowłosa minstrelka.

- Ale tacy nie zwracają uwagi na zwykłe pokojówki. Co najwyżej tak do zabawy na chwilę. Życie to nie bajka. Chociaż takich bajek jak ona opowiada to przynajmniej miło się słucha. - zadumała się chyba boleśnie świadoma jak wygląda i działa świat za tymi ogrzanymi oknami pokoju. I chyba nawet wdzięczna była takiej rozgadanej minstrelce, że chociaż na chwilę potrafiła go uczynić słodszym, barwniejszym i nawet zabawnym miejscem.
- Cóż w takim razie zostaje ci jeszcze szansa spotkać mężczyznę który może nie będzie zamożny i może nie będzie oszałamiająco przystojny ale cię pokocha i będzie dla ciebie dobry. - Wspomniała o alternatywie o której kobiety w pewnym wieku w ogóle nie myślą. Pirora po historii swojej rodziny widziała tylko małżeństwa z rozsądku zawierane w imię koneksji i zysku. Owszem dawało to kobietą w jej rodzinie spokojna starość ...ale Pirora nie była pewna czy było warto zwłaszcza jak przypominała sobie ciotkę Agathe.
- Mieszkasz u którejś z sióstr czy wynajmujesz pokój w stancji? - Zapytała dodatkowo starając się odpłynac zgrabnie od tematów miłości, najlepiej by pokojówka z wymienionych teorii na spójnie nasiąkła i przemyślała po swojemu te różne podejścia.

- Mieszkam w mieszkaniu po rodzicach. Trochę smutne odkąd zostałam sama. Lubię je ale zawsze ktoś tam był. Ta ostatnia siostra to się ożeniła i wyprowadziła ostatniego lata. Wcześniej mieszkałyśmy razem. - powiedziała nieco nostalgicznym tonem. Tak to było, że jak pisklęta dorastały to wylatywała z gniazda. Taka była kolej rzeczy. Ale chyba nie przepadała za samotnością jednak sama nie bardzo mogła coś na to poradzić ani złościć się na kogoś.

- A te ryby to w porcie niekoniecznie widać jak pływają. Ale można kupić u rybaków świeże. Na targu rybnym zresztą też. Jak pani chce to mogę kupić jakbym miała przyjść następnym razem. - pokojówka zmieniła temat wracając do tych ryb o jakich wspomniała gospodyni. W tym widocznie też była nieźle zorientowana.
- Może być trochę za wcześnie. Ale zobaczymy, rozumiem że przygotowywanie potraw z ryb nie jest ci obce? Irina dobrze gotuje ale u nas jadło się potrawy z ptaków i królików, w zapiekane różnych ciastach. No i mnóstwo owoców latem i na jesieni. - Wspomniała trochę domu koncentrując się już na szczegółach twarzy na obrazie. Spodobała jej się melancholijna mina jaka dziewczyna robiła opowiadając o swojej rodzinie.

- Tak, gotować też umiem. Ryby także. Zresztą u nas to najpospolitsze, dostępne mięso. - brunetka odruchowo pokiwała głową twierdząco i zrobiła melancholijny uśmiech na te realia portowego miasta gdzie widocznie owoce morza były codziennością.

- Za to króliki i ptaki to u nas rzadkość. Przynajmniej w mieście. Może tam po wioskach i lasach to tej dziczyzny jest więcej ale u nas to głównie ryby. - pokiwała lekko głową pamiętając jednak aby wpatrywać się w ten wybrany na początku punkt.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 22-03-2021 o 16:12.
Obca jest offline  
Stary 23-03-2021, 12:49   #194
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Miejsce Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas 2519.I.28; Backertag (4/8); południe

Do południa Pirora i jej modelka skupiły się na swoim szkicowaniu podczas którego obecna w pokoju Irina haftowala roślinny wzór na kawałku ubrania. Naji i James nie wrócili do tego czasu pewnie nadal zajęci poematem w końcu malarka poczuła lekkie zmęczenie i napięcie w karku i rękach.

- No dobrze zarządzam przerwę. - Powiedziała przeciągając się. - Chodźmy na dół zamówimy może coś do jedzenia dziś dzień wypieków to moze maja jakies ciekawe bułeczki do zaoferowania. Irina idźcie z Kerstin przodem a ja podejdę sprawdzić czy tamci są w pokoju Jamesa i czy chcą dołączyć.

Wyszły na korytarz służki skierowały się w stronę schodów a Pirora zamknęła swój pokój na klucz i podeszła do drzwi pokoju numer 12 które były naprzeciwko drzwi pokoju Iriny i Juliusa o numerze 11. Z ciekawości przyłożyła ucho do drzwi ale nic nie słyszała przez szum rozmów z dołu i grube drzwi. Pozostało zapukanie. - James wchodzę. - Uprzedzenie i sprawdzenie czy drzwi są zamknięte bezczelnie je otwierając.

- To jest chyba ta scena co powinnam się nagle zerwać strachliwie przykrywając się kołdrą pod brodę. - rzekła Nije zgrabnie udając zadumanie jakby omawiała jakąś scenę w sztuce teatralnej. James się roześmiał chociaż dość oszczędnie i nieco nerwowo.

- Ale trochę wyszedłeś z roli. Powinieneś teraz powiedzieć “My tylko rozmawialiśmy!” i zerwać się na równe nogi jak najdalej ode mnie. - artystka podpowiedziała mu uprzejmie jak powinien się zachowywać w tej odgrywanej roli.

- Ale przecież my tylko rozmawialiśmy. - James przełknął ślinę i starał się zachować spokój ale siłą rzeczy ciemnowłosa tak ustawiła w tych paru słowach scenę jakby nie wiadomo co mieli na sumieniu.

- No nieźle, nieźle, musisz jeszcze trochę poćwiczyć. I zapomnieliśmy ci nieco potargać ubranie byś mógł tak nerwowo wciskać koszulę w spodnie albo coś podobnego. Aha! No i całus! - Naja chyba miała wprawę w takich rozgrywkach i bawiła się przy tym świetnie. Nawet jak wyglądało, że mówi jak najbardziej poważnie i wcale nie żartuje.

- Jaki całus? - teraz już James zaczął się robić trochę czerwony na twarzy jakby sprawy zaczynały wymykać się spod kontroli.

- No całus na twarzy, ślad po ustach. Musi być przecież jakiś dowód na romans aby było z czego robić dramę. Ale właściwie jestem do dogadania z tym całusem. Chciałbyś go w jakieś szczególne miejsce? - zapytała tonem instruktorki a przy okazji dobrej koleżanki doprowadzając chyba James’a już w stan przedzawałowy.
- Ha ha. Przezabawne Naji. James jest zbyt zdyscyplinowany by się wciągnąć w takie sceny. Całkowicie wierzę w jego przyzwoitość dlatego nie muszę czekać na zaproszenie po zapukaniu. - mimo że Pirora owszem sprawdzała coby, mogła zobaczyć to nie zaszkodziło zagrać ‘cnotkę’ niewinną która ma całkowitą wiarę w zachowanie swojego ochroniarza. Przynajmniej dla podbudowy mentalnej swojego ochroniarza.
- Przyszłam was ściągnąć na dół robimy przerw, idziemy coś przekąsić i wypić. - Wyjaśniła swe wtargnięcie do pokoju. - no chyba że jesteście całkowicie zajc i tą balladą i nie nie ma przerwy dla poetów?

- Słusznie prawisz piękna pani. Może na dole porozmawiamy o tych całusach. - Najia pokiwała mądrze głową jakby wszystko szło wedle scenariusza po czym głośno pacnęła się w uda wstając do pionu i dołączając do ochroniarza Pirory. A temu chyba rzeczywiście ulżyło, że jego pani okazała tak wielkie zaufanie no i, że minstrelka skończyła te wygłupy.

W końcu więc spotkali się na dole w komplecie przy zamówionym obiedzie. I tam znów Naja pokazała swój talent aktorski i znów pod względem James’a. Chociaż w całkiem innej formie.

- No naprawdę wam dziewczyny zazdroszczę tego James’a. Bardzo mi pomógł z tym bretońskim. No nie ma jednak jak to porozmawiać z kimś kto zna dla nas obcy język a dla tego kogoś ojczysty. - zupełnie inaczej niż przed chwilą na piętrze teraz mogli posłuchać jakim go wspaniałym i życzliwym mężczyzną jest ten James. On chyba sam był najbardziej zdziwiony jakby w każdej chwili spodziewał się powrotu do tych żartów jakie Naja sobie stroiła na górze. A wśród pań Irina wydawała się pęcznieć z dumy słysząc od artystki takie komplementy na temat… No właściwie to kolegi z pracy.

- A wam jak poszło? Ten Kerstin też wam zazdroszczę szczerze mówiąc. Właściwie to Pirory też. I Irina też niczego sobie. Chyba zazdrosna ze mnie małpa. - zagaiła w końcu Simonsberg pozwalajac sobie na sporą dozę autorironii.
- No my po powrocie zaczniemy już nakładać pierwsze kolory farbami. Z początku jest będzie to taka człekokształtna plama cielistego koloru dopiero potem dodaje się szczegóły. - Wyjaśniała Pirora ich stan rzeczy. Była wdzięczna bardce za brak żartów z Jamesa przy Irinie i postanowiła konspiracyjne i podziękować jej.
Kerstin jak ci chwilowo podoba się modelowanie? - Zapytała a kiedy ta zaczęła opowiadać i oczy biesiadników skupiły się na niej, Pirora pochyliła się do siedzącej obok Naji i szepnęła cicho jej na uszko.
- Dziękuje za brak żartów przy Irinie to naprawdę miłe z twojej strony. - Słowa wypowiedziane takim szeptem ze malarka prawie musnęła ucho Naji swoimi ustami.

- Cała przyjemność po mojej stronie. - ciemnowłosa artystka odparła równie dyskretnie i chyba naprawdę odczuwała tą przyjemność. Chociaż trochę zlewało się czy chodziło o ten szeptany komplement czy o usta tuż przy swoim uchu. Ale zaraz spojrzała na modelkę jaka tak wytrwale siedziała dzisiaj większość ponurego i zimnego dnia przy oknie w pokoju na piętrze.

- Jest w porządku. Jestem ciekawa jak to wyjdzie. Jeszcze nigdy nikt mnie nie malował. I będę syreną Kerstin! - odparła skromna brunetka kiwając głową i uśmiechając się delikatnie. Widocznie atmosfera przy tworzeniu tego portretu jej się spodobała.

- A więc syrena? I dobrze! Syreny są kuszące. Chciałabym kiedyś spotkać jakaś. Ciekawe czy one mogą wabić tylko mężczyzn. - minsterlka wróciła do swojego żywiołowego i niefrasobliwego stylu mówienia a tematyka na wpół mitycznych morskich stworzeń i malowania ich obrazów zwłaszcza w tak uroczym zestawie malarki i modelki nawet przypadł jej do gustu.
- Młody a ty co robiłeś? Podsłuchałeś jakieś ciekawe rozmowy w karczmie? - Pirora zwróciła się do swojego małego szpiega po drugiej stronie stołu.

- Tam się dwóch panów pobiło. To znaczy pokłócili się a potem wyszli na zewnątrz. I się pobili. Potem ten co wygrał wrócił o tam a ten drugi gdzieś sobie poszedł. - malec zdradził co jego zdaniem ciekawego się działo tu na dole gdy na górze pracowały dwa artystyczne duety. I sądząc po emocjach to dla chłopięcego umysłu ta bójka musiała być bardzo interesująca.
Pirora była rozczarowana brakiem ciekawych plotek ze środka tawerny ale z drugiej strony nie była to speluna. W której plotki latały w powietrzu i aż prosiły się by je usłyszeć. Pirora rozejrzała się po tawernie czy sama zobaczy coś ciekawego. W końcu ‘Wujaszek Karl’ zapowiedział że ktoś się z nią skontaktuje.

Wyglądało na to, że mniej więcej w tą obiadową porę to spora część stołów była zajęta. Ale nadal wiele było pustych. Znaczna część gości robiła to samo co Pirora czyli jadła obiad samemu albo z kimś. W oko wpadała grupka niziołków. Sądząc po aparycji to najstarsza musiała być u nich ta kaszląca kobieta co wyraźnie dyrygowała młodszymi pobratymcami. Byli jedynymi niziołkami w lokalu to rzucali się w oczy. Podobnie jak ich sąsiedzi ale ci głównie dlatego, że byli obok. Ktoś tu musiał przeholować bo chociaż była połowa dnia to już jeden z kolegów przybijał gwoździa w stół a drugi próbował go docucić szturchając za ramię. Trzeci pokręcił głową i zaśmiał się pod nosem mrucząc, że zawsze miał słabą głowę. Zaś zawodowa minstrelka co siedziała obok Pirory krytycznie wyraziła się o dwóch chyba marynarzach co śpiewali jakąś szantę przy stole pod ścianą. O ile zdawali się znać słowa to talentu im zdecydowanie brakowało. Za to gardeł i sił im nie zbywało więc raczyli okolicę tym niezbyt udanym ale dość swobodnym i wesołym śpiewem.

- Naji jak wam idzie z poematem? Musiałaś dużo poprawiać?. - Pirora zapytała minstrelkę .

- Oj tak. Musiałam całkiem zmienić dwa wersy. Bo tam jak mi James tłumaczył inaczej się to odmienia i o rany co się potem naszukaliśmy nowego słowa. Tak by to miało dalej sens, przekazać tą samą informację i by rym był i ilość sylab się zgadzała. Trochę jak wydłubać rodzynka z ciasta a potem szukać nowego aby go wsadzić w to samo miejsce i to tak aby wyglądało, że tutaj był od początku. - Naji odpowiedziała dość luźno ale dało się wyczuć, że całkiem poważnie podchodzi do tematu. Chwilę nawet zacytowała po bretońsku te detale słówek ale jak się nie znało tego języka to brzmiało dość obco i abstrakcyjnie. Znacznie przyjemniej się słuchało całości, wówczas chociaż melodią i głosem można się było nacieszyć.
- Znaczy jesteś optymistycznie nastawiona na prezentacje przed twoją koleżanką? - Zapytała z ciekawością bardkę.

- No tak. Nie wiem jak ona to przyjmie ale na pewno teraz jest mniej do czego się czepiać niż do tej pory. - minstrelka nieco wzruszyła ramionami, że nie do końca da się przewidzieć reakcję jej bretońskiej koleżanki i reszty dam z towarzystwa ale chyba cieszyła się, że udało się jej doszlifować ten utwór dzięki pomocy James’a.

- Dobrze to słyszeć. No ale czas na nas koniec przerwy. Wracamy uprawiać sztukę. - Powiedziała Pirora wstając z miejsca. Reszta podążyła za nią w swoich tempach. - Julius ty nadal pilnujesz.


*Miejsce Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
*Czas 2519.I.28; Backertag (4/8); popołudnie

Irina, Kerstin, Pirora

Po obiedzie wszyscy wrócili do swoich prac Pirora skupiła się teraz na dobraniu dobrego kolory tułowia i włosów oraz podstaw do cieni ktore zaznacza szczegóły ciala i kragłości.
W końcu światło dzienne było za ciemno by pracować. - Musimy skończyć na dzisiaj nie mamy już dobrego światła… - Potwierdziła ten fakt na głos. Wstała i zaczęła zamykać pojemniki z farbami. Płukać pędzle i wycierać je o ścierkę.

- Bardzo dziękuje Kerstin za dzisiaj. Umówmy się na Konistag, pewnie zajmie nam to tyle czasu co dzisiaj. W ten sposób będziesz miała jeszcze czas by wrócić do domu przed zmrokiem. - Powiedziała blondynka podchodząc do biurka i wyjmując sakiewkę z pieniędzmi. - Proszę za dzisiaj.

- Irino mam dzisiaj kolację z nową przyjaciółką chętnie wymoczę się w gorącej wodzie przed tym, będziesz kochana i przygotujesz wszystko. Przygotuj olejek fiołkowy mam ochotę na odrobinę wiosny. Przyjdziesz po mnie jak wszystko będzie gotowe? A i Julius może mi przeszkodzić w czasie kąpieli jak ktoś przyjdzie. - Van Dake przeciągnęła się leniwie po czym przewróciła się na łóżko i złapała za zbiór tomików i zaczęła przypominać sobie które wydanie jest na tyle dobre by nadawało by się na prezent a jednocześnie było tak dobre że Pirora płakała bym po nim.

Kerstin wydawała się całkiem ucieszona z zarobku i chętna aby umówić się ponownie. No i była ciekawa jak to wygląda ten obraz a nawet jej portret przecież bo nigdy wcześniej nikt ją nie malował i nie była modelką. To była ciekawa. Pożegnanie ze szczupłą brunetką było więc całkiem miłe. Potem Irina też w spokoju przyjęła polecenia swojej pani, skłoniła się i wyszła aby w łaźni przypilnować co trzeba dla swojej pani.
 
Obca jest offline  
Stary 24-03-2021, 03:50   #195
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); Ranek; kamienica Versany; Versana, Brena, Blanka,

Od samego rana kamienice wypełniała woń pieczonego chleba. Wszak to dziś był dzień w którym żony, matki czy gosposie wypiekały zwyczajowo chleba w domach, w których sprawowały pieczę dbając o domowników.

Wesoły ton uszczęśliwionej Breny tylko wprawiał człowieka w jeszcze lepszy nastrój. Jej zachwyty, westchnienia i wspominki były naprawdę dla ucha. Dało się wyczuć że rudowłosa dziewczyna pochodzi z nizin społecznych i takie rozrywki, które ją spotkały w ciągu ostatnich dwóch dni były nie lada wyjątkiem.

- Cieszę się z twojego szczęścia słońce. - odparła miłym i serdecznym tonem do będącej w skowronkach dzierlatki - Dzisiaj jednak czeka was trochę obowiązków. Pokaż "nowej" co i jak. Przydziel jej obowiązki i doglądaj czy sumiennie je spełnia. - to ona tu rządziła i to ona wydawała dyspozycję. poza tym wciąż odgrywału teatrzyk przed Greta. Ona jako jedyna w tym domu gorliwie wielbiła tych zasmarkanych prawych bogów. Na wszystko i wszystkich przyjdzie jednak pora. Na staruszkę również znajdzie się metoda by sprowadzić ją na stronę kultu. Jeżeli zaś się nie uda to… Tzeentch na pewno ma już coś przyszykowane na taką ewentualność.

- Chciałabym też abyś wprowadziła ją w niuansy sztuki, której ja ciebie uczę. - dodała - Teraz jednak wybaczcie. Czas mnie goni. Muszę niezwłocznie odwiedzić porucznika Finka. - rzuciła szykując się do wyjścia - Jeżeli przed moim powrotem zjawi się tu minstralka. To rzecz jasna ugoście ją jak najlepiej potraficie. W końcu to dom van Darsenów. - poradziła zarzucając płaszcz.


Backertag (4/8); Ranek; Ratusz; Versana, porucznik Fink

Versana doskonale zdawała sobie sprawę ze słabości mundurowego do jej osoby. Mimo, że niczego mu nie brakowało, bo miał pozycję, jakiś majątek i poważanie wśród mieszkańców to wdowa nie wiązała z nim większych nadziei. Stali po przeciętnych stronach barykady. Konflikt interesów zachodzący między nimi z góry skazywał tą znajomość na niepowodzenie.

Ver dopiero teraz się przekonała, że pogłoski o profesjonalizmie Finka nie są przesadzone. Mimo jego ciągłego szarmanckiego tonu względem niej to nie przekraczał pewnych granic odpowiednio dobierając słowa do sytuacji. Mężczyzna jednak ciągle pozostawał mężczyzną a z nimi Ver radziła sobie równie dobrze co Norma na Arenie.

- W domu mam Kornasa więc o siebie sie nie martwie. - odparła na rozporządzenia Finka, które ten miał wydać szeregowym - Nie wiem zresztą czy nie czułabym się skrępowana. - wszak częstsze patrole pod w okolicy jej kamienicy nie były jej na rękę wolała więc ich uniknąć - Poza tym źle by mi było mając świadomość że bardziej potrzebujący tracić będą moim kosztem. Z doborem odpowiedniej kadry sama sobie poradzę. - zaznaczyła chcąc wyjść na silną i niezależna kobietę jaką w praktyce była - Wolalabym dlatego dostać informację by wiedzieć czego się mogę spodziewać. Zdecydowanie wolę dostać wędkę niż rybę. - dodała licząc, że porucznik nieco rozwinie język.

- To żaden kłopot, wystarczy nieco inaczej ustawić patrole. - porucznik machnął dłonią jakby taka przysługa dla kobiety jakiej okazywał atencję to był dla niego drobiazg.

- Cieszy mnie twoja zaradność Versano. Niestety póki śledztwo trwa nie mogę powiedzieć wiele więcej. Zalecam zachowanie ostrożności póki nie złapiemy tych rabusiów. - odparł z nieco nostalgicznym uśmiechem ale jakoś nie miał ochoty zdradzać więcej szczegółów z prowadzonego śledztwa.

Versana westchnęła dając dobitnie znać, że nie tego oczekiwała po swoim rozmówcy.

- Ahhhh wy mężczyźni… - machnęła dłonią przewracając do tego oczami - Tak ciężko wam czasem wpaść na tak oczywiste rzeczy. - dodała wskazując iż raczej zależy jej na jego atencji aniżeli na częstszych patrolach strażników, którymi zarządzał - No ale trudno. Dziękuję. - odparła bo tak wypada ciężko jednak było wyczuć w tym szczerość - To na mnie chyba już pora. - pożegnała się i odwróciła by opuścić biuro porucznika. W głębi swojej spaczonej duży liczyłą jednak, że te sugestie pobudzą wyobraźnie adoratora, który zmiarkuje się co jest na rzeczy i weźmie sprawy w swoje ręce.

- Bardzo dziękuję za twoją wizytę Versano. Móc cię oglądać to prawdziwa radość tego zimnego dnia. - porucznik też wstał i sprawnie obszedł swoje biurko aby podejść do swojego gościa i odprowadzić ją do drzwi.

- Ośmielę się zapytać o twoje plany na na Angestag. Może moglibyśmy się spotkać i porozmawiać. Kolega polecił mi bardzo uroczą knajpkę, w sam raz na takie rozmowy i spotkania. - zaproponował gdy spotkali się razem niedaleko drzwi.

~ Z nimi czasem gorzej jak z dziećmi. ~ pomyślała, po tym jak mundurowy dopiero w wyniku tak wymownej sugestii załapał co jest co.

Twarz Versany rozpromieniała. Jej uśmiech mógłby rozświetlić zaś mrok nawet najgłębszych lochów. Chwilę milczała przeczesując zakamarki pamięci by przypomnieć sobie plany na aktualny tydzień. W pewnej chwili nieco jednak posmutniała.

- Angestag? - powtórzyła - A co by mój drogi pan porucznik powiedział na Konistag? - zaproponowała dzień wcześniejszy ze względu na zbór. Do czasu spotkania na krypie chciałaby już być w posiadaniu informacji od Finka. Starszy na pewno by się ucieszył. Z resztą nie tylko on.

- W każdym razie z wielką przyjemnością dam się zaprosić tak szarmanckiemu i eleganckiemu dżentelmanowi. - dodała prawiąc nie lada komplement jej adoratorowi.

- Bardzo chętnie spełniłbym prośbę tak szlachetnej pani jednakże obawiam się, że w Konigstag zbyt mnie absorbują sprawy służbowe abym miał czas na sprawy prywatne. Jeśli jednak Agnestag masz jakieś plany w Festag też myślę dysponuję okazją na nieco prywatności. - oficer zrobił zbolałą minę, że nie może pójść na kompromis w sprawie spotkania o dzień wcześniej niż proponował ale okazał mimo to nieco elastyczności w dniu kolejnym.

- W Festag planuje przed południem odwiedzić cmentarz. - przyznała - Później jednak mam dzień wolny więc chętnie wybiorę się z tobą coś zjeść. Przyznam jednak, że zaciekawiłeś mnie tą knajpą. Zdradzisz mi jej nazwę? - wolała się dopytać aby uniknąć jakiś niezręcznych sytuacji wynikających z odwiedzin lokalu, w którym Ver ma już wyrobioną jakąś opinie.

- Pozwolę sobie zrobić ci niespodziankę. Ale nie martw się moja droga do żadnego nie stosowanego miejsca cię nie zaprowadzę. To lokal na odpowiednim poziomie. - powiedział uśmiechając się ciepło i nie ukrywając swojego zadowolenia.

- Może obiad? Czy wolisz kolację? - zaproponował nieco dokładniejszy czas na owo spotkanie w dzień świątynny.

- Kolację? - zapytała nieco drocząc się z porucznikiem - Mam nadzieję, że nie masz nic niestosownego na myśli? - zapytała wiedząc jednak jaka będzie odpowiedź - Zartuje oczywiscie drogi Finku. Kolacja przy świecach, dobrej muzyce i miłej rozmowie brzmi jak najbardziej zachęcająco. - wyjaśniła, że nie widzi w tym żadnego problemu. Tak naprawdę było jej to na rękę. Wyperfumuje się tym afrodyzjakiem, zaciągnie go na pięterko, pomacha mu łańcuszkiem po czym wypyta o wszystko co ją interesuje. Plan doskonały.

- Brzmi wyśmienicie. No to jesteśmy umówieni. Przyjadę po ciebie o 7-mym dzwonie. - powiedział całując dłoń kobiety na pożegnanie i otwierając przed nią drzwi.

Backertag (4/8); Południe; "Mewa"; Versana, Karlik, Rosa

Versana nie myślała, że coś da radę wprowadzić ją w jeszczę lepszy nastrój. A jednak. Informacja o kolejnej siostrze w zborze była w równym stopniu zaskakująca jak i radująca serce wdowy po kupcu. Zachichotała nawet wyobrażając sobie reakcję Łasicy po tym jak usłyszy tą nowinę

- A ładna? Wyzwolona? Lubi się bawić i puszczać? - seria pytań była właśnie w stylu wychowanki ulicy no ale z kim się człowiek zadaje tym się staje - A z resztą. - machnęła ręką - Sama się przekonam. Odwiedzę ją osobiście a kto wie może i Łasica zawita do tawerny. - puściła oczko Karlikowi na znak tego w jaki sposób ma zamiar przetestować tą "nową". Ten zaś znając obie wężowe córki mógł sobie tylko wyobrazić.

- Co poza tym słychać? - spytała jak koleżanka kolegę - Bo u nas od groma i ciut, ciut. - zaznaczyła opowiadając opasłemu kwatermistrzowi o postępach w sprawie niewolnic, Rosy, kanałów, węglarzy i Normy. Nie zapomniała również by wspomnieć o tym co ustaliła z Cichym jak i dzisiejszej wizycie u Finka.

- Aaaa… - przypomniała sobie nagle - Jeszcze ta Silke. Cwaniara, fajna i skłonna do współpracy. - wprowadziła Karlika w szczegóły szwindlu jakiego miały zamiar się podjąć. - Może miałbyś ochotę w to wejść?

- Taakk, dzieje się… - grubas w końcu się odezwał gdyż do tej pory jak przekazał co najważniejsze to głównie słuchał. A teraz miał przerwę aby przemyśleć to wszystko i jakoś poskładać do kupy.

- Nie wiem jaka jest ta nowa. Nie spotkałem jej osobiście. Liczyłem, że któraś z was się nią zainteresuje i sprawdzi. Jak nie ty to Łasica albo obie. To już ustalcie między sobą. - dał znać, że takimi detalami to wolałby się nie zajmować. Zwłaszcza, że Łasicy też miał przekazać tą wiadomość no ale póki była u van Hansenów to trudno było czekać na jej odpowiedź. A kończyła jakoś o zmierzchu więc wcześniej nie bardzo było co się jej spodziewać.

- No ja na pewno się do niej udam. - oświadczyła iż nie zamierza przepuścić okazji do spotkania z nową potencjalną koleżanką - Mogłabym cię jednak prosić byś poinformował o tym Łasicę? Mam dziś sporo na głowie. Między innymi spotkanie z ludźmi z “Trzech ryb” - wyjaśniła.

- Łasica już o niej wie. Albo dowie się jak wróci z roboty. A jak widzę ostatnio często się widujecie to pewnie będziesz ją widzieć prędzej niż ktokolwiek to sama jej możesz o wszystkim powiedzieć. - Karlik pokręcił głową jakby nie uważał za produktywne zawracaniem sobie głowy wysyłaniem wiadomości do koleżanki które i tak pewnie wszystkiego dowie się prędzej od jego obecnej rozmówczyni.

- A poza tym ciułam karliki na wykup tego towaru. Wczoraj chłopakom udało się załatwić co trzeba i mamy to. Aaron zapewnia, że to jest to czego szukaliśmy. Więc możemy się umówić na kolejną wymianę tym razem większą. No ale najpierw trzeba uzbierać kasę. - brzmiało jakby ostatnio właśnie tym niespodziewanym zleceniem na dużą sumę pieniędzy zajmował się ich logistyk. I przez to miał mniej czasu na inne rzeczy.

- A Cichy się do mnie odezwał. Jutro mam się z nim spotkać. Rozmawiałaś już z nim? No i? Jak wygląda? Coś mówił ciekawego? Co się z nim działo, że tak nagle wsiąkł? - skoro już rozmawiali i Versana miała już za sobą pierwsze spotkanie z cudownie powracającym kolegą to i Karlik który dopiero miał się z nim spotkać był ciekaw jej opinii o nim.

- Ponoć jeden z panów wystawił go na próbę. - wyjaśniła nieco tajemniczo - Chorował ciężko. - sprostowała - Czuje się jednak dobrze i jak to on. Węszy gdzie tu zarobić grosza. Mnie to cieszy bo i ja zamierzam na tym przewinąć kilka monet. - szczerze wyznała - Zajmuje się też sprawą dezerterów i oboje łączymy ich sprawę ze sprawą dzisiejszej wymiany Sebastiana. - dodała wyjaśniając szczegóły historii i ich domysły - To wszystko zbyt dobrze do siebie pasuje. - zauważyła. - Z resztą jak się z nim będziesz widział to ci wszystko opowie.

- Mhm. Chorował mówisz? No cóż. To dobrze, że już wyszedł z tego. - grubas pokiwał swoją wielką głową i postukał serdelkowatymi palcami w blat stołu zastanawiając się nad słowami koleżanki.

- Ale nie bardzo rozumiem o co chodzi z tą wymianą i dezerterami. A raczej co je łączy. Bo to sugerujesz jak rozumiem. - popatrzył pytająco na rozmówczynię prosząc ją aby bardziej rozwinęła ten wątek.

- Możliwe, że w skład tego co transportowali marynarze wchodziło między innymi to co zakupił dzisiaj Sebastian. - sprostowała - Możliwe też, że to co żyje w kanałach też się znajdowało w tym ładunku. Nazwa łodzi, która przypłynęła do Akademii Morskiej z tymi “powiedzmy” towarami dziwnym trafem przewija się również w historiach Sebastiana. - dodała zaznaczając swoje spostrzeżenia.

- Mhm. - grubas przeczesał palcami swoje czarne włosy i myślał nad tym przez chwilę. - Może. - wzruszył w końcu ramionami na znak, że nie można tego póki co wykluczyć ale za słabo zna temat by się wypowiadać jako znawca. - Spróbuj porozmawiać z Sebastianem. O ile mi wiadomo on najwięcej chodził za tym Eriksonem i jego statkiem i ładunkiem. - poradził w końcu młodszej i szczuplejszej koleżance.

- Z tym Finkiem to się nie dziwie. Tak słyszałem, że to służbista, łapówek nie bierze i w ogóle żadnego z niego pożytku nie ma. - samym porucznikiem logistyk przejmował się tak niewiele, że poświęcił mu tylko jedną, krótką uwagę i obojętne machnięcie ręki.Jakby go zakwalifikował, że szkoda na niego czasu i wysiłku. Bardziej go interesowali ci urzędnicy, kupcy i inni którzy mieli bardziej elastyczny charakter i sakiewki bardziej spragnione nowych monet. Pod tym względem jakiś uczciwy urzędnik z zasadami był dla niego kompletnie bezużyteczny.

Ver odparła tylko szyderczym uśmieszkiem świadczącym o tym, że ma już jakiś pomysł jak tu podejść nad wyraz uczciwego urzędnika. Ponoć nie ma nieprzekupnych biurokratów. Są tylko rzucone nieodpowiednie oferty.

- A Silke nie znam. Ale jak jakaś cwaniara to pogadaj z Łasicą. Ona zna różnych takich typów. - poradził w sprawie wytatuowanej szulerki. - A ten numer to jaki? Nie łapiesz zbyt wiele sroczek za ogon? Uważaj by ci w łapce tylko same pióra nie zostały. - tą kolejną propozycją zaciekawił się ale chciał wiedzieć więcej. No i udzielił młodszej koleżance coś w rodzaju dobrej rady.

- Sporo siły mam w tych swoich wątłych rączkach. - odparła śmiejąc się w głos - Zagrać w “Sukience” i tak mam zamiar a jak przy okazji nie przemęczając się zbytnio dam radę zgarnąć nieco więcej brzdęku to czemu w to nie wejść? - spytała zdziwiona nie oczekując jednak na odpowiedź - Obie znamy się na grze i obie chciałybyśmy zarobić wykorzystując nasze mocne strony a że dopomożemy szczęściu to chyba nic złego? - rzuciła pytające spojrzenie w kierunku szerszego kolegi - Pytanie tylko czy i ty nie miałbyś na tym dorobić? - nie odpuszczała propozycji dołączenia do całej akcji prawej ręce Szefa.

- Nie. To nie moja branża. Zresztą nie znam się na hazardzie i nie interesuje mnie on. Ale jak wy macie pomysł jak rozbić bank to próbujcie. - tym razem dał całkiem szybką i zdecydowaną odpowiedź. Nie bronił takiej akcji ale jakoś nie widział w niej miejsca na swój udział.

- Nie chodzi mi o to byś grał a raczej czy nie chciałbyś postawić jakiejś sumki. - uśmiechnęła się lisio.

- Kiedy indziej może i tak. Ale teraz ciułam każdy grosz na tą wymianę. Szef kazał mi się tym zająć osobiście. Więc nie mogę sobie pozwolić na rozdrabnianie. Przynajmniej póki nie załatwimy tej wymiany. Chodzi o dwa kafle. - Karlik odparł szybko i tonem sugerującym, że kiedy indziej może i by był skłonny na takie skoki w bok z różnymi inwestycjami ale obecnie sam szef fo przyszpilił. A suma o jakiej wspomniał rzeczywiście była spora. Można było kupić porządnego, rycerskiego rumaka z pełnym rzędem. A nawet dwa czy trzy za tą sumę. I to spadło na niego tak prawie z dnia na dzień.

- Karliku. Sam wiesz jak jest z hazardem. - rozłożyła ręce na znak nieprzewidywalności losu - W mgnieniu oka moglibyśmy wygrać dwa razy tyle. Istnieje jednak ryzyko, że pan uzna inaczej i zostaniemy z niczym. Dlatego wraz z tą SIlkę planujemy dopomóc szczęściu. Nie zamierzam jednak zmuszać cię do podjęcia decyzji teraz. - przyznała - Zastanów się nad tym w każdym razie. - kto wie? Może jak zaopatrzeniowiec kultu kilka razy przemyśli propozycję wdowy uzna ją za wartą zaakceptowania.

- Jak chyba wiesz, pomagam wam jak mogę. Ale tym razem nie stać mnie na takie ryzyko. - zaopatrzeniowiec ich zboru pokręcił głową na znak, że raczej nie ma zamiaru zmieniać w tej kwestii zdania. - Możesz zapytać Vasilija. On może dysponować jakimiś zasobami gotówki i może będzie skłonny na taką inwestycję. - podał niejako zastępczą alternatywę.

- Słuszna rada. - wcześniej jakoś Cichy nie przyszedł jej do głowy - O zobacz, kto właśnie przyszedł. - krótkim ruchem głowy wskazałą w kierunku drzwi wejściowych.

Jej wejście zawsze wiązało się z przykuciem uwagi lokalnych gości. Tak było i tym razem. Każdy bez wyjątku. Od kupca zaczynając, poprzez kelnerkę a na nachlanym rybaku kończąc. Wszyscy Jak jeden mąż odwrócili głowę przy przyjrzeć się sympatycznej dla oka wilczycy. Po krótkiej chwili zachwyt ustępował miejsca zdziwieniu.

- Kobieta? Kapitan? - dało się słyszeć szepty i pytania pośród karczemnych gości gdy dostrzegali, że ci dwaj to jej załoganci a nie na odwrót.

- Witaj Roso. Cieszę się, że cię widzę. - w podobnym tonie do Estalijki Ver przywitała się z nią - Oto mój serdeczny kolega, o którym ci wspominałam. Wierzę, że znajdziecie wspólny język i uda się wam dojść do porozumienia z wymiernymi korzyściami dla obu stron. - niczym mediatorka przedstawiła postać grubego mężczyzny, który koło niej siedział.

- Pozwól zaś przyjacielu, że przedstawię ci najwybitniejszą kapitan spośród całej tej hałastry w tej dziurze. Rosa de la Vega. - tradycji musiało stać się zadość. Zrobiło się nieco oficjalnie. Wdowa nie chciała jednak nikogo urazić i mimo bliskich zażyłości postanowiła zagrać taką a nie inną kartą.

- Skoro zaś już was sobie przedstawiłam. - zauważyła wstając od stołu - To wy sobie tutaj dobijajcie targu a ja poczekam przy szynkwasie z kufelkiem albo znajdę jakiś naiwniaków by ich oskubać z kilku monet. - porzucając już tą sztywną etykietę przemówiła raczej przyziemnym językiem.

- To nie zostaniesz? - Rose widocznie zaskoczyła ta decyzja Versany. A samo przywitanie wyszło całkiem ładnie. Karlik okazał nie mniej szarmanckości niż prawdziwy oficer po Akademii Morskiej. A i pani kapitan zachowała się jak na kapitana przystało. Ale gdy wreszcie usiedli naprzeciwko siebie i wdowa obwieściła im swoją decyzję chyba oboje wydawali się nieco zaskoczeni. No ale skoro miała inne plany to nie zatrzymywali jej.

- Coś podać? - Corri widząc, że czarnowłosa podeszła do szynkwasu stanęła naprzeciwko i przywitała ją przyjemnym uśmiechem i uprzejmym zapytaniem. A rozmowy masywnego mężczyzny ze szczupłą kobietą co wydawała się od niego ze dwa razy młodsza i lżejsza trwały. Widać było, że oboje mają sobie wiele do powiedzenia.

Poza nimi wydawało się, że niewiele w samo południe jest ciekawszych osób do obserwacji. Z połowa stołów była pusta a większość z tych przy jakich siedzieli goście jedli obiad, byli tuż przed albo po. Dlatego rzucał się w oczy jakiś wojownik w nabijanej ćwiekami kurcie. Już nie taki młody. Rozglądał się często po izbie jakby na kogoś czekał. Podobnie jak jakiś podejrzanie wyglądający typek z chustą obwiązaną na głowie. Siedział gdzie indziej i nerwowo bawił się nożem. Chociaż dość machinalnie, też zdawał się czekać na coś lub na kogoś.

- Grzańca. - odparła słodkiej kelnereczce - Powiedz mi jednak jedno skarbie. - delikatnie chwyciła jej dłoń - Kim są ci dwaj. - najdyskretniej jak potrafiła wskazała blond ślicznotce dwóch nie ciekawych gości.

- Oczywiście. - Corri nachyliła się nad blatem aby dyskretnie spojrzeć na tych co pokazywała koleżanka Łasicy a przy okazji pozwolić sobie aby mówić ciszej. No a dzięki temu dało się zajrzeć w jej przyjemnie wyglądający dekolt.

- Ten w brygantynie to nie wiem jak się nazywa. Ale czasem tu przychodzi. Zwłaszcza jak roboty szuka. Chyba jakiś ochroniarz czy wykidajło. - wskazała na niemłodego już mężczyznę siedzącego przy jednym ze stołów.

- A ten szczur to Cichy Johan. Złodziej. Pewnie też albo coś zwędził albo się z kimś umówił. No ale przynajmniej tutaj u nas nie kradnie to pozwalamy mu tu siedzieć. - ten drugi rzeczywiście był drobny i o podejrzanej, złodziejskiej aparycji. I sądząc po tym jak się blondynka o nim wypowiadała to chyba za nim nie przepadała. Ale też pewnie nie wadził tutaj nikomu za bardzo to był tolerowany.

- Więcej czy mniej miodu w tym grzańcu? - zadała bardziej profesyjne pytanie prostując się i pytając o gust klientki.

- Nie żałuj słodyczy cukiereczku. - odparła z szerokim uśmiechem na ustach przesuwając przy tym zapłatę zarówno za napój jak i informację, z którymi w danym momencie nie miała zamiaru nic robić. Na chwilę obecną nie potrzebowała ani goryla ani złodziejaszka na usługach.

Aż tak długo Karlik z Rose nie strawili na negocjacjach. Pani kapitan zawołała do przyjaciłki gdy ta była gdzieś w połowie grzańca. Nawet może nie. Znów po chwili więc siedzieli we trójkę przy tym samym stole.

- Myślę, że doszliśmy do porozumienia. Pani kapitan zgodziła się abym dorzucił swoje sanie i ładunek do jej karawany jaką szykuje. - logistyk zboru wydawał się promienieć zadowoleniem. A i pani kapitan wyglądała na zadowoloną.

- To prawda. Mogę pojechać po swoje skarby do stolicy. - uśmiechnęła się Estalijka po czym przysunęła się do Versany i dodała cichszym głosem. - Po srebrne skarby. - zachichotała jak mała dziewczynka z udanego psikusa.

- No tak, muszę przyznać, że dobry pomysł. Żałuję, że sam na to nie wpadłem. No chociaż ja działam w innej branży a nie w złotnictwie. - grubas mówił z uznaniem więc widocznie pomysł estalijskiej pani kapitan przypadł mu do gustu.

- Bo widzisz Ver przypływam do was po skarby. Srebrne skarby. Biżuterię, sztućce, naczynia. Bo to co wasi złotnicy produkują w Saltzburgu idzie na cały świat. Robią swoje przez zimę i resztę roku. To na wiosnę jak puści zima i zwożą karawany tutaj te precjoza to zawsze jest szaleństwo z tymi cenami. - Rose z satysfakcją wyjaśniła na czym polega jej plan.

- Ale teraz to będą tanie jak barszcz. Tylko trzeba się pofatygować do Saltzburga. - roześmiał się Karlik zachwycony prostotą tego planu.

- Tak jest! I za to się teraz napijmy! - zawołała wesoło Rose wznosząc swój kufel do góry. Karlik też się przyłączył i trzy kufle stuknęły o siebie.

- Widziałam, że dojdziecie do porozumienia. - zaznaczyła upijając porządny haust ciepłego i słodkiego wina - Teraz aż sama żałuję, że nie należę do tej spółki. - zachichotałą wykrzywiając usta w aktorskim zagraniu - Jakie macie plany na resztę tego popołudnia?

- No ja to jak zwykle. Interesy. Mam poczucie, że niebo zwaliło mi się na głowę. - Karlik rozłożył swoje wielkie łapy ku sufitowi aby pokazać ile musi dźwigać. Estalijka roześmiała się rozbawiona tą uwagą.

- A ja będę wracać do portu. Też muszę sprawdzić czy ci moi nicponie nie prześpią tych przygotowań do naszego małego kuligu. - pani kapitan zaśmiała się dźwięcznie machając dłonią gdzieś w stronę portu.

- Co więc powiesz by w drodze do portu zawitać do Inka? - zaproponowała - Jakoś trzeba uczcić te nasze ostatnie zabawy i dzisiejsze dojście do porozumienia. Wizytę u mistrza biorę naturalnie na swoje barki. - dodała.

- Do jakiego Inka? - Rose zapytała jakby nazwa nic jej nie mówiła. Do rozmowy wtrącił się kolega ze zboru.

- To na mnie już czas. Będziemy w kontakcie moje panie. - grubas wstał jak na swoją tuszę całkiem zgrabnie po czym pożegnał się równie elegancko jak się przywitał i zostawił obie kobiety same.

- To tutejszy mistrz tatuażu. - objaśniła - On jest autorem tego cudeńka, które mam na podbrzuszu.

- Żegnaj przyjacielu. - odparła kultyście, który zarzucajac płaszcz na swoje wielkie barki skierował się ku drzwiom wyjściowym.

- Ale się uparłaś na ten tatuaż! - kapitan zaśmiała się rozbawiona tym wyjaśnieniem. Uśmiechała się jeszcze chwilę po czym upiła ze swojego kufelka. - Przemyślę to jeszcze dobrze? Co nagle to po diable. I naprawdę mam sprawy do załatwienia na statku. - powiedziała zerkając na koleżankę z ciepłym uśmiechem ale dało się wyczuć, że wolałaby aby ta nie nalegała.

- No dobrze. - z delikatnym zawodem w głosie który był raczej droczeniem się z przyjaciółką odparła na jej odmowę - Liczę jednak, że zmienisz zdanie. - mimo wszystko uśmiechnęła się kładąc rękę na ramieniu przyjaciółki - W każdym razie lekcja szermierki w Angestag nadal aktualna mam nadzieje? - zapytała się by mieć pewność co do spotkania na pokładzie "Tygrysicy" - A może przy odrobinie szczęścia dałabyś mi postrzelać ze swoich pukawek? - zachichotała spoglądając na wetknięte za pas dwa pistolety.

- W Agnestag? Tak, oczywiście. Zapraszam serdecznie. Chętnie z tobą spocę się razem. - Estalijka upewniła się czy rozmawiają o tym samym spotkaniu ale widocznie nie zmieniła zdania i dalej była chętna na te spotkanie. I zabrzmiała jakby mówiła nie tylko o tej oficjalnej części.

- A właśnie co z tymi naszymi zabaweczkami? Oczywiście nie ma kłopotu aby mieszkały dalej na statku. Ale przyznam, że ze względu na moich chłopców na dłuższą metę to może być kłopotliwe. Ja chyba zaryzykuje i wynajmę im jakiś pokój na mieście. Mam nadzieję, że nie zwieją jak im tak popuszcze cugle. - przy okazji zagaiła o ich niedawny zakup. Kupiły go tak pod wpływem uroku chwili i jak na razie te zabawki nie dawały powodów do narzekań. Ale jednak pod względem bytowania w perspektywie dłuższej niż noc, dwie czy kilka to jednak trzeba było coś o tym pomyśleć. Nawet kapitan statku nie miała jakoś przesadnie wielkiej kajuty to trudno było oczekiwać, że pozostałe są większe.

- Już się nie mogę doczekać. - śnieżno białe ząbki wyróżniały się na tle szaroburego otoczenia - A co do zabaweczek. To jedną przygarnęłam pod dach i moja służka ma ją ciągle na oku przyuczając do fachu i pilnując by ta nic nie kombinowała a drugą zaopiekowała się Nadia. - wyjaśniła jak ona podeszła do sprawy - Są podobne do siebie. Powinno być im razem dobrze. - zachichotała - Z czasem jednak mam zamiar wszystkie zaprosić w swoje progi. To jednak wymaga nieco więcej czasu. - zachichotała - A o której karczmie myślałaś? Może warto by znaleźć jakieś dyskretniejsze miejsce i postawić tam jednego z twoich chłopców na straży? - zaproponowała - Wiesz. Jedna i druga stron zapewne by tego nie żałowała. - zaśmiała się ponownie na myśl o takiej wizji. Do głowy znów jej przyszedł pomysł umieszczenia dziewcząt w kryjówce, która została przygotowana specjalnie dla Normy.

- O “Pełnych żaglach”. I tak tam wynajmuję pokój na stałe to mogę wynająć kolejny. Jeden pokój na nie dwie powinien wystarczyć a byłby pod reką. Jestem tam prawie każdego wieczora. - plany pani kapitan nie były jakoś specjalnie skomplikowane i poszła po najmniejszej linii oporu. A wspomniana tawerna rzeczywiście była miejscem gdzie ostatnio najczęściej Versana spotykała estalijską oficer.

- Nie widzę potrzeby ich chować. Na statku to jednak na statku. Dzień czy noc ale jednak nie ma co kusić chłopców takimi ślicznotkami. Zwłaszcza, że często mnie tam nie ma. A w “Żaglowcu” powinno być w sam raz. - przedstawiła swój punkt widzenia na tą sprawę. Wydawała się traktować te kupione ostatnio niewolnice jak zwykłe służące czy po prostu utrzymanki na jakie mogła sobie pozwolić. Jakby jakoś nie wyszło na światło dzienne w jaki sposób weszła w ich posiadanie to nawet rokowało szanse powodzenia.

- Brzmi rozsądnie. - tak też było. Skoro Rosa i tak bywała tam dzień w dzień. Głupotą byłoby szukanie pokoju w innych lokalach.

- Może i ja nad tym pomyślę. - stwierdziła - Zawsze Bene możesz oddać pod moje skrzydło. - zaproponowała luźno - Odejdzie ci koszt utrzymania ja zaś mam pomysł gdzie mogłaby zamieszkać. - naturalnie do głowy przyszła jej Łasica.

- Oczywiście, jakby ci któraś była potrzebna to daj znać. Nie jestem chciwa i jak się podzielisz swoimi to ja się podzielę swoimi. - Rose roześmiała się wesoło jakby chodziło o pożyczanie sobie jakiejś kreacji na jakąś okazję.

- A teraz wybacz kochana ale kapitańskie obowiązki wzywają. - dała znać, że na nią też już pora wracać do obowiązków.

- Oczywiście, oczywiście. - rozumiała doskonale co to znaczy mieć napięty grafik - Możliwe jednak, że się dzisiaj jeszcze zobaczymy. - zachichotała - Póki co przyjmij proszę to. - wręczyła Rosie jej dolę za pracę dziewcząt dwa wieczory wcześniej w trakcie pobytu w “Trzech żaglach” - To twoja część. Nasze niewolnice potrafią na siebie zarobić.

---

Versana: - 12 PZ
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 24-03-2021 o 04:29.
Pieczar jest offline  
Stary 26-03-2021, 09:11   #196
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Backertag; przedpołudnie; mieszkanie Tulsy


Egon i Tulsa


Tymczasem Egon rozmawiał z Tulsą.

- Więc gadasz, że nie znasz nic o Zaułku poza plotkami? Hmm. Niech i tak będzie. Zastanawiałem się nieco o ludziach, co tam chadzają. Miejsce opuszczone, można by zorganizować coś… Może nawet walki… W mieście? - Egon roześmiał się z własnego pomysłu, choć mówił tylko półżartem.

Na wzmiankę o tym, że mają być organizowane walki na arenie, odparł:

- Będę - rzekł. - Przekaż Theo, że będę, o ile sam go nie znajdę najpierw i sam mu o tym powiem. Wiadomo już, kto będzie? - zapytał, mając oczywiście na myśli tych, którzy chcieli startować.

- Powiedziałam jeszcze Erykowi ale on chyba jak przyjdzie to tylko kibicować. Ty mi się trafiłeś drugi. - gospodyni odparła jakby to była jeszcze dość świeża sprawa i Theo dopiero zaczął rozpuszczać wici. A Eryk był jednym z młodych gladiatorów, miał może jeden występ w prawdziwej walce. Tulsa jeszcze spekulowała czy Garbaty przyjdzie bo on często wystawiał jakiegoś zwierzaka do walk psów a słyszała, że chwalił się, że ma niezłego gagatka. No to może przyjdzie. A walki psów czy kogutów zwykle stanowiły pierwszy akt przed walkami gladiatorów. Tak na rozgrzewkę publiczności. Ale i zakłady na to szły całkiem spore.

- A w tym Zaułku walki, no chyba nie bardzo. Tam są zwykłe domy, brakuje czegoś większego. Można się prać po mordach jak wszędzie. Ale widownię to nie wiem gdzie by pomieścić. No i sam Zaułek dość cichy ale jakby się zrobiła wrzawa a wiesz, że zawsze się robi, no to za blisko reszty miasta. Zaraz by się reszta okolicy zwaliła i byłoby po ptokach. - Tulsa pokręciła głową na znak, że nie bardzo ma przekonanie do takiego pomysłu. Ale jak gość miał ochotę to sam mógł o to zapytać Theo. On chyba miał najlepsze rozeznanie w tej kwestii.

- Prawda to - przytaknął Egon. - Ale chciałbym przenieść nieco areny do miasta. Nie trzeba by zaraz sprowadzać całej widowni, ale może tuzin, ludzi? - zastanowił się Egon. - Lub, może znalazłaby się jakaś pakamera przy portach? Hmm… - Egon pogrążył się w rozmyślaniach. - Warte rozważenia. Ludzie chętnie by obejrzeli walki… Ci właściwi.

Powstał wreszcie.

- Nic to. Mus mi się zobaczyć dziś z Vasilijem, a to trochę kawałek stąd.

- No jak chcesz rozkręcać własny interes z tymi walkami to rozkręcaj. Mnie nic do tego. Ale nie wiem jak Theo na to zareaguje. - gospodyni też powstała aby odprowadzić gościa do drzwi ale dorzuciła od siebie swoją opinię tonem dobrej rady.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 26-03-2021, 14:04   #197
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); przedpołudnie; faktoria “Kruk”, Vasilij i Gaduła



Vasilij skończył naradę przy mapie. Naradzał się z Thorgiem i grupą zwiadowców. Zaznaczali obszary gdzie możnaby szukać dezerterów i Norsmenów i jakoś zawsze im wychodziło, że największe szanse mają w jaskiniach nad brzegiem morza. Było ich jednak sporo...
Za dwa dni jego ludzie mieli wracać w stronę bazy. To była rutynowa trasa, sam z nią nimi szedł w tę stronę. Nieśli trochę skór z polowań i wnyków. Mięso chłopaki w kryjówce zjadali lub suszyli. Nadmiar skór jednak szedł na handel, tak samo zresztą jak małe beczułki gorzałki. Bimber ojca też stanowił uzupełnienie ich dochodów w zimie. Mieli na to stałych odbiorców więc wszystko szło w zasadzie rutynowo. Gdy zjawił się Gaduła, Vasilij popijał gorący napar z brzozy.

- No chyba go mam szefie. Chyba mieszka u jakiejś rodziny. Wiem gdzie. - przedstawił krótko z tym czym przyszedł. Wczoraj jeszcze nie miał pewności bo raz to niewiele znaczy jak ktoś gdzieś poszedł czy odwiedził. Mógł być przypadek lub jakaś mniej lub bardziej regularna wizyta. Ale jak na drugi dzień sytuacja się powtórzyła no to coś mogło być na rzeczy.

- Ci dorośli to chyba w większości poszli w dzień do pracy. Jego nie widziałem to raczej powinien być w mieszkaniu. Słyszałem jednak płaczące dziecko ale nie wiem czy to z ich mieszkania czy nie. - zaznaczył Gaduła. Małe dzieci zwykle nie zostawiano bez opieki więc ktoś, pewnie jakaś kobieta, powinien zostać z takim małym dzieckiem. Niemniej na sam słuch człowiek Vasilija nie był pewny czy to z tego mieszkania gdzie jest ten obserwowany czy nie. Tak czy siak mieszkanie powinno być mniej ludne niż w nocy, z samego rana albo potem jak ludzie zaczną wracać z prac, sklepów, straganów i innych swoich spraw jakie załatwiali w dzień.

- Jak wpadniemy do domu to zostanie po nas ślad. Kobita nas zobaczy, może jakiś bachor w wieku innym niż niemowlęcym. Jak Sondre wypuścił swojego człowieka w miasto, to pewnie ma w tym jakiś cel. Możnaby jutro z rana obstawić dom. Dać mu wyjść obserwować i go zgarnąć z ulicy w odpowiednim momencie. Jak będzie przemykał jakimś zaułkiem. Sporo domów jest opuszczonych będzie go gdzie przesłuchać w jakiejś piwnicy. Tylko to ryzykowne zagranie. Takie ostateczne - Vasilijowi ten pomysł nie do końca pasował - Wie coś poprowadzi nas lub nie? Hazard i ryzyko w takim zagraniu dostrzegam. Może warto go jeszcze poobserwować jak myślisz? Gdzieś nas w końcu doprowadzi. - zapytał Gaduły. Który w miejskich podchodach miał większe doświadczenie.

- No szefie, ja nie wiem. Szef kazał go śledzić i tak dalej to to zrobiłem. Teraz mówię jak to wygląda. - czarnowłosy brodacz uniósł dłonie w geście, że to nie jego wina i tak dalej.

- A poczekać można. Może coś się stanie. A może nie. Ale jak on naprawdę jest od Sondre to może się ukrywać. Wtedy może długo nie wychodzić. - szpieg pozwolił sobie wyrazić swoją opinię. Wyglądało na to, że na razie po tak względnie krótkiej obserwacji to trochę jak z przewidywaniem wyniku rzutu monetą. Trudno było wyczuć jak to się może ta sytuacja rozwinąć.

- A szef to właściwie co chce od tego Sondre? - zapytał zdradzając nutkę ciekawości na temat powodów dla jakich ten kazał mu śledzić tego o jakim rozmawiali.

- Sondre podobno porwał kadetów z akademii. Ma na plecach całe miasto. To najpopularniejszy obecnie łotr. - Vasilij powiedział to jakby opowiadał o pogodzie bez cienia większych emocji. - Prawdę powiedziawszy chce go namierzyć. Upewnić się, że rzeczywiście ma kadetów a nie jest to kolejny sposób Akademii morskiej na zacieranie wewnętrznych kłopotów. Jeśli ich ma otworzy nam to wiele możliwości. - "Cichy" na tym etapie nie zamykał sobie żadnej drogi. Od pomocy Sondre w odebraniu okupu po jego uśmiercenie. - Co do obserwowanego. pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł. Choć chciałem poznać twoja opinie. Weź kogoś dodatkowego ze sobą z naszych i obserwujcie go całodobowo. Może ktoś go odwiedzi albo wykona jakiś ruch. - Gergiev się nie śpieszył nerwowy ruch mógł tylko zaszkodzić.

- Jasne szefie. - widząc beznamiętny ton i wyraz twarzy szefa Gaduła nie zadawał więcej pytań. Skinął głową na pożegnanie po czym odszedł aby wziąć któregoś z chłopaków do pomocy przy trzymaniu oka na podejrzany dom.
 
Icarius jest offline  
Stary 26-03-2021, 14:09   #198
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8), Spotkanie w południe “Śledzik”, Ego i Vasilij.


Ego i Vasilij. Spotkanie w południe “Śledzik”
Vasilij był chwile przed południem. Zamówił solidny obiad dla siebie i Egona. Wiedział, że gladiator lubi dobrze zjeść jak każdy wojownik z krwi i kości. Rozsiadł się wygodnie i czekał.

Egon przyszedł o umówionej porze, nawet nieco szybciej. Zapowiadał się całkiem dobry dzień. Kiedy tylko udało mu się znaleźć miejsce, gdzie już siedział Vasilij, wojownik skinął zdawkowo brodą i przysiadł się.

- Witaj, Vasilij - rzekł. - Mam nadzieję, że zamówiłeś dziczyznę, bom głodny. Choć pewnie żarcie to nie jedyny powód, dla którego mnie tu zaprosiłeś - Egon zaśmiał się głębokim głosem, który przetoczył się po karczmie niczym grom.

- Mówiłem, żeby było dużo mięsa więc na pewno będzie dziczyzna. Uparłem się też na pieczyste więc chwile poczekamy. Karczmarz przyniesie zaraz piwa a ja zająłem nam moją ulubioną miejscówkę w pobliżu kominka. Rozgrzejemy się to i piwa zamiast grzańców przyjdzie się napić w końcu. Mam dla ciebie dwie możliwości roboty, miałem o tobie zawsze pamiętać jak jakieś karle będą do ugrania więc pamiętam. - Vasilij uśmiechnął się gdy karczmarz postawił przed nimi dwa kufle złocistego trunku. - Ponoć najlepsze jakie mają. - wskazał na piwo. - Pierwsza robota to wypad za miasto. Moi zwiadowcy, Kornas któremu bliżej do ciebie niż do mnie - Vasilij miał na myśli dużą posturę wojowników - No i przydałbyś się jeszcze ty gdyby coś się miało skomplikować. W takich lasach to różnie bywa jak się chodzi i guza szuka a nie ukradkiem przemyka. My natomiast chcemy sprawdzić nabrzeżne jaskinie i może jeszcze obszary które właśnie weryfikuje. Szukamy Norsów co im się ostatnio statek rozbił w okolicy oraz dezerterów o których ostatnio jest głośno na mieście. Jedni i drudzy jeśli tam siedzą to tyłki im się odmrażają. Generalnie są w ciężkiej dupie i pomocna dłoń będzie dla nich zbawieniem. Pewnie zdziczeli od tego siedzenia w lesie a Norsowie to pewnie nawet od urodzenia. Masz zadbać by nam tej pomocnej dłoni nie odgryźli. Za spacer płacimy sakiewkę. Jak efekt będzie piorunujący to dorzucimy premie. - Gergiev wyjaśniał szczegóły zadania. - Druga robota jest gówniana i brudna. Bez jakieś zadymy się nie obejdzie więc największego bydlaka lepiej mieć po swojej stronie. Tam na dole - wskazał palcem ziemie - są kanały. Generalnie to strefa gdzie można przejść niepostrzeżenie do różnych punktów miasta. Różni ludzie mają tam kryjówki, porysujemy sobie trasy. Dobrze by było wiedzieć jak najwięcej. Tam mogę zejść z tobą. Nie mam problemu żeby się pobrudzić. Rozrysuje trasy potrzebuje kogoś pewnego i poszukamy też potwora który się tam czai. - Vasilij pokrótce omówił tematy.

Egon skoncentrował się przez pewien czas na piwie i dziczyźnie, nie mówiąc nic i przeżuwając zarówno mięso, jak i spory kawał informacji, którym go zarzucił Vasilij. Wreszcie, przemówił:

- Wypad za miasto mi się podoba najbardziej, choć i kanałami nie pogardzę, ale tylko jeśli z tymi kanałami ty też będziesz - rzekł. - Norsmenów się nie boję, bodajże miesiąc albo dwa minęły, kiedy ubiłem jednego z tych sukinkotów na arenie. Ich szał nie jest wcale taki straszny.

Przerwał swój wywód sporym łykiem piwa.

- Lasy i jaskinie to nie problem. Chyba największe niebezpieczeństwo, które może nas napotkać w lasach to nie żadni Norsmeni, którzy przecież są ludźmi, tylko leśne demony, które czasem wychylają się z boru. Rzecz niebezpieczna, ale przecież do zrobienia - rzekł Egon, mając oczywiście na myśli tabory zwierzoludzi, które czasem przetaczały się przez leśne szlaki, aby zaatakować mieszkańców Neues Emskrank.

- Z obu tych rejz uważam wypad poza miasto za niebezpieczniejszy. Kanały to łatwa rzecz, ale bardziej odpowiedni dla złodziei, żeby nakręcić karku paru parchom, którzy czasem tam siedzą.

- Tymczasem kanały to będzie przechadzka. Nie czuję, że będzie niebezpiecznie. Pogmerać możemy, ale gówna mi nie każ przerzucać. Tfu! Akceptuję twoją ofertę. Rzeknij no, czy oporządziłeś już drużynę, która ma ruszać za miasto? Kto tam będzie, ja i Kornas? Przydałby się ktoś trzeci, kto lepiej się zna na tropieniu i terenie poza miastem. Ja bywam, ale rzadko zbaczam ze swoich szlaków. Macie mapę i przewodnika?

Egon wgryzł się w mięso, odpowiedziawszy na perorę swojego wspólnika.

- Kanały moglibyśmy załatwić nawet dziś wieczorem. Mam akurat trochę czasu. - Vasilij zaproponował zajęcie się prostszą sprawą od ręki. - Co do wypadu w las mamy dwie możliwości. Mogę was puścić z grupą, moi ludzie robią wypad za miasto do kryjówki. Ot rutynowa trasa. Po drodze jest sporo jaskiń i zatoczek. Gdybym miał w zimie się chować, przed pościgami i mrozem szedłbym tam. Niezależnie od tego czy byłbym Norsem czy dezerterem. W lesie zwierzoludzie i mróz nie pozwoliłyby mi przetrwać. W jaskiniach łatwiej, blisko morze… - Gergiev snuł luźne rozważania - Można próbować coś łowić albo polować w lesie. Jak nie będziemy mieli lepszych wskazówek zaczniemy tam. Będzie ich sześciu więc zrobi się was duża grupa. Łatwiej wam będzie i bezpieczniej z jednej strony. Więcej znaczy też niestety, że łatwiej was zauważyć. Musimy to rozważyć. Cichsze podejście i być może zaskoczenie czy argument przewagi siłowej? Co bardziej nam ułatwi rozmowę? Bo po to chcemy ich znaleźć. Wyciągnąć rękę i nawiązać współpracę. Dam ci kogoś kto dogada szczegóły z nimi na miejscu. O ile będzie jakieś na miejscu i kogokolwiek znajdziecie. Chce żebym zadbał o bezpieczeństwo i powiedziałbym klimat do rozmowy. O ile do nich dojdzie... - Vasilij mówił ciągiem więc przepił w końcu kilka łyków piwa. - Druga opcja to ty, Kornas i przewodnik. Z ważnych informacji - podrapał się jeszcze po zaroście - Jedna Norsmenka jest w mieście. Norma czy jakoś tak, zdobędę jej imię przed wypadem. Tym dzikusom możemy załatwić spotkanie z nią, są z jednej załogi tego samego okrętu który niedawno się rozbił. Jak będą grzeczni to i wejście do miasta. Wojsko gania dzikusów na zewnątrz tych w środku uważa, za legalnych i grzecznych. Jak ich opatulić jakąś legendą co tu robią nie powinno być problemów. Mogę wam też dorzucić Norsmena do grupy będzie robił za tłumacza. Tyle w temacie północniaków. Dezerterzy zaś… Wisi na nich wyrok. Wojsko ich szukać w zimie nie będzie. Poczekają do wiosny przyłożą ucha i tam gdzie im wyskoczą wieści o nich poślą siepaczy żeby dokończyć sprawę. Ci dezerterzy są przymusowymi uciekinierami. Wiedzą za dużo i pryśli na widok plugawej magii. To im paragraf przyklepali żeby problem rozwiązać. Tacy żołnierze okrętowi w lesie a o takiej grupie to mówimy. To jak zbóje z lasu na morzu. Zachować się nie potrafią, zwyczajów nie znają są łatwym łupem. Nadal to jednak mogą się przydać. Są w potrzebie wystarczy odpowiednio sprawą pokierować. Liczę też na dyskrecję więc na głos tego potem nie powtarzaj. Mam jednego z tych dezerterów po swojej stronie. Będzie lazł z tą większą grupą do kryjówki. Może wam się przydać w negocjacjach albo sama wiedza o nim może sprawić, że będą bardziej skorzy do słuchania. Gdyby szczęście wam sprzyjało i znajdziecie ludzi a nie zwierzoludzi - i znów kilka łyków piwa. Wprowadzanie kogoś w sytuację miało tę wadę, że człowiek musiał się cholernie dużo nagadać. Vasilij na moment zamilkł czekając co kompan ma do powiedzenia.

- Tak się składa, że dziś wieczór mam wolny - rzekł Egon, kiwając głową. - Więc jeśli z tym gównem nie będzie dużo roboty, to mogę potowarzyszyć. - Naznacz ino miejsce spotkania.

- Z tą wyprawą poza miasto to jest jeszcze taka rzecz, że będę na arenie. Wiesz, o co chodzi. Nie wiadomo jeszcze na pewno, kiedy, ale albo w Festag albo nazajutrz. Miej to na uwadze albo pogadaj z Theo, niech przełoży odpowiednio. No.

- Co do Norsmenów, sprawa jest prosta, bierzemy przewodnika czy kogoś, kto z nimi się dogada - może być nawet ta dziunia z miasta. Z tego, co zdążyłem poznać Norsów to prawda jest taka, że jeśli nie będziemy mieli jednego z nich, to nie dogadasz się i tyle. Zbójować mogą, ale wiedzą pewnie, że imperialni depczą im po piętach i będą raczej woleli się z nami ułożyć, jeśli zaproponujemy im coś sensownego. Jak dla mnie, sprawa to bardziej wygląda na trzech, może czterech ludzi razem z przewodnikiem czy tłumaczem, który się z nimi dogada, żeby nie zwracać uwagi na szlaku.

- Podobnaż sprawa sprawa z dezerterami. Jestem pewien, że będą woleli ułożyć się z nami, jeśli tylko im zaproponujemy. Robota nie na orszak zbrojny, ale raczej na przewodnika i paru takich, co by go ubezpieczali.

- Wiemy zatem, na czym stoimy? Przydałoby się naznaczyć czas i miejsce.

- Dużo masz dziś do roboty? - Vasilij przegryzł kawałek pieczystego i popił sporym łykiem piwa. - Jak nie to możemy się przejść do Versany. Bardzo przedsiębiorcza osoba i moja przyjaciółka. Co prawda trzeba jej będzie poszukać na mieście ale jak ją znajdziemy to pójdziemy do tej Normy. Wtedy ustawilibyśmy wypad za miasto na rano. Weźmiemy ode mnie z magazynu jakieś robocze ciuchy na wieczór i lampę. Cichu będą śmierdzieć jak siemasz po robocie. To trzeba je będzie zmienić. To łażenie po kanałach to strzał ale zasadniczo będziemy się poruszali gdzie już coś kogoś trafiło. I tak nie mam planów na wieczór. Pójdziemy jak się ciemno zrobi, to szukanie włazu nie będzie nikomu robić różnicy. Jest jeszcze wejście od strony portu do tuneli które może łączą się z kanałami ale ich nie zbadałem. Tam też coś zapierdziela. Znam tam jedną trasę, idzie do centrum miasta. Zasadniczo poznanie tych tuneli i kanałów w naszym fachu samo w sobie może być przydatne. Nigdy nie wiadomo kiedy i gdzie trzeba zniknąć lub się podkraść. *

Egon skinął głową.

- Chodźmy zatem. A co to niby za potwór w tych kanałach? Pewnie jakaś gówniana opowiastka! - parsknął Egon.

- Versana twierdzi że nie. Rozrysujemy sobie trasy będzie z tego pożytek na przyszłość. Znajdziemy potwora dobrze nie znajdziemy - Vasilij wzruszył ramionami - trudno. Vasilij dojadł strawę i popił piwem. Następnie wstał i ruszył z kompanem w stronę domu Versany.
 
Icarius jest offline  
Stary 26-03-2021, 14:17   #199
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8) Popołudnie; pod kamienicą Versany; Vasilij i Egon


Vasilij i Egon zjawili się niewiele później pod domem Versan. Gergiev skierował się do drzwi i energicznie kilka razy zapukał. Następnie cofnął się dwa kroki w tył i czekał.

- Panienki Versany nie ma w domu. - młody i wesolutki głosie odparł w pierwszej chwili odchylając klapę w drzwiach by zajrzeć kogo licho niesie - Aaaaa… - zdało się że dopiero po chwili służka spostrzegła kim jest jeden z gości - Proszę, proszę… - chwilę później obaj mężczyźni usłyszeli zgrzyt zamka po czym drzwi stanęły otworem.

Vasilij gdy drzwi się otworzyły wiedział, że zobaczy znajomą twarz. Bywał u Ver oficjalnie był kupcem więc jego wizyty nigdy nie przyciągały zbędnej uwagi. Znali go też z widzenia jej pracownicy i pracownicę. Egon natomiast wyglądał na jego obstawę.

- Zastaliśmy Panią Versanę mam do niej pilną sprawę. - Vasilij odezwał się bez zwłoki.

Egon skłonił głowę, lecz milczał, mierząc ukradkowo wzrokiem Brenę. Zdawać by się mogło, że najemnik był dwa razy większy od drobnej służki.

- Niestety mości panowie. - Brena jak przystało na dobrze ułożoną pracownice pilnując wyznaczonych przez etykietę standardów odparła negująco przybyłym gościom - Mówiła tylko, że musi załatwić pewną pęcherzową sprawę dotyczącą kompanii ale było to dobre parę pacierzy temu. Powinna więc wrócić niebawem. - wytłumaczyła - Może więc poczekacie na nią tutaj? Greta akurat szykuje obiad.

- Gdzie ją znajdę? - Gergiev zamierzał ją zlokalizować jak najszybciej.

W pewnym momencie drzwi otworzyły się ponownie a w ich świetle stanęła poszukiwana wdowa. Z twarzy dało się odczytać zaskoczenie ale i pewnego rodzaju niepokój a nawet zdenerwowanie.

- Kogo moje piękne oczy widzą. - odparła po koleżeńsku - Szanowny Vasilij wraz ze swoim pracownikiem. Zapraszam panowie na górę. Pozwólcie tylko że zdejmę płaszcz. Strasznie tu gorąco. - dodała uważnie badając nieznanego jej karka. Nie wyglądał na pracownika Cichego. Podobny był raczej do jakiegoś gladiatora aniżeli do zwinnego i dyskretnego przemytnika.

- Breno przynieś do mojej izby proszę gorący kompot z suszu i… - spostrzegła kociołek, w którym badająca niepewnym wzrokiem gości Greta przygotowywała strawę - ...obiad. - wydając dyspozycję uczennicy zapraszającym gestem wskazała gościom schody.*

Vasilij skłonił się wdowie. Pozwolił by wprowadziła ich na górę, nim zajął wygodnie miejsce przedstawił nowo poznanych towarzyszy sobie nawzajem.
- Pozwól, że przedstawię szanowna Pani Versana van Darsen - Gergiev wskazał na przyjaciółkę - kobieta wielu talentów od kupiectwa po intrygi. To o niej ci wspominałem - zwrócił się do towarzysza. - Egon Herschkel - wskazał na domniemago pracownika. - niezrównany wojownik. Tęgi zabijaka i nasz wspólny przyjaciel choć nie mieliście się jeszcze szansy poznać.

Ver skinęła głową i badawczym wzrokiem oceniła mięśniaka od góry do dołu niczym lichwiarz przychodzący po zwrot długu wyceniający dorobek, który może zabrać na poczet pożyczki a było co ogarnąć wzrokiem. Chłop jak dąb chociaż zupełnie innej budowy niż Kornas. Mięsień na mięśniu, brak szyi i łapy jak bochny chleba. Robił wrażenie.

- Zapewne to ty jesteś tym znajomym Silnego, o którym wspominał jakiś czas temu. - dość specyficznie przywitała nowego w ich szeregach wojownika.

- Witaj - skłonił się Herschkel. - Z Vasilijem łączy nas wspólnota interesów. Dobrze nam się je robi.

- Siadajcie. - wskazała dwa krzesła przy obszernym biurku z ciemnego drewna. Sama zaś zajęła miejsce w bogato zdobionym obszytym skórą fotelu po drugiej stronie biurka.

- Co was sprowadza? - zapytała spokojnie opierając się wygodnie o plecy mebla - Nie chce wyjść na niegrzeczna jednak będziemy musieli streszczać się w słowach. Mam dziś głowę zawaloną spotkaniami i obowiązkami.

- Gdzie znajdziemy Normę? Zamierzam jutro wysłać ekspedycję na poszukiwania jej pobratymców. Zgodnie z planem. Doszliśmy do wniosku z Egonem, że jej obecność byłaby wskazana. Łatwiej będzie przekonać jej ziomków, że nie chcemy ich podstępnie zatłuc. Gdy jedna z nich przyjdzie im z pomocą. - Vasilij wyłożył sprawę bez przydługich wstępów.

- Cieszę się z zapału z jakim podszedłeś do sprawy. - serdeczny uśmiech zagościł na jej twarzy - Obawiam się jednak, że póki co nie macie co na nią liczyć. Mi do końca nie ufa a co dopiero dwojgu nieznajomych chcących ją wyciągnąć za miasto w celu poszukiwania niedobitków jej załogi. - niestety nie miała dobrych wieści dla kompanów - W prawdzie wspomniałam jej o tym. Na moje propozycję jednak przystaje niechętnie. - dodała - Na chwilę obecną będzie musiała wam starczyć niewolnica która służyła w ich wiosce. Ewentualnie, co niestety nie działa na korzyść daj Tzeentchu ocalałych po nalocie konnicy Norsów do momentu aż Łasica owinie się wokół niej zmiękczając jej twardy niczym skała charakterek. - wyjaśniła jak sprawy się mają - Na szczęście ma ona swoje metody, które nie zawodzą. Spotkanie zaś umówiła na Konistag. - sprecyzowała - No chyba, że macie jakiś inny pomysł?

Vasilij patrzył na Versanę przez moment z lekkim niedowierzaniem jego powieka uniosła się w górę jakby nie bardzo wierzył w to co usłyszał. Po chwili zrozumiał zaś, że mimo wielu cech wspólnych z Versaną byli z innych światów. Jego myśli jako przemytnika i znającą co nieco Norsmenów osobę biegły jednak trochę innymi torami.

- My się chyba z Egonem powinniśmy obrazić. - powiedział to ze śmiechem więc pewnie wcale urażony nie był. - Z Normą to ja sobie poradzę. Zasadniczo Norsmenów znam, rozmawiam w språket til de nordlige krigerne. Więc to ja tobie Ver powinienem tłumaczyć co ma szansę przejść a co nie. Mówiłaś, że przyszła tu za Strupasem to się powołam na niego albo na Łasicę. O tobie to ja jej powiem, żeś jędza z wężowym językiem. Już na starcie zyskam kilka punktów - Vasilij tłumaczył swoje podejście - Przeceniasz też Łasicę. Nie wątpię, że jak się wygrzmoci z Normą to ta spojrzy jednak na nią łaskawszym okiem. Nie zaufa jej jednak ani uzna za równą sobie. To wojowniczka nie rozwydrzona szlachcianka. Przypłynęła tu z jakiś dowódcą może nawet jarlem i towarzyszami broni. Uszła ledwo z życiem i kryje się w mieście. To nie przynosi jej chluby a hańbę. Na pewno nie daje jej też spokoju. Nikomu by nie dawało na jej miejscu. Ma obowiązki względem swoich. Przypomnę jej o tym subtelnie. Powiem, że jeśli ma determinację i wolę możemy spróbować odszukać i uratować jej pobratymców. Zna ich sposób myślenia, sama wie gdzie by się kierowała i szukała schronienia. Ja i moi ludzie znamy teren. Daje nam to jakąś tam szansę, że jak żyją to ich znajdziemy. Pewnie nic z tego nie będzie ale samymi czynami zyskamy w jej oczach. Realnie jesteśmy - wskazał na siebie i Egona - jej jedyną nadzieją. Z węglarzami czy Łascią między nogami nie dokona niczego poważnego. Dostanie ode mnie konkretną pomoc, byłby zdziwiony gdyby ją odrzuciła. Bo niby czemu? Bo nie znajomi? Wiemy świetnie kim jest i skąd przybyła. Jakbyśmy chcieli ją wydać już byśmy ją z żołnierzami witali a nie stali i o pomocy gadali. Trzeba jej też przetłumaczyć, że na dłuższą metę u węglarzy nie usiedzi. Ktoś ją w końcu wyda, przecież ona tam z nieba spadła. - Vasilij rozciągnął się po ostatnich słowach na krześle. Czekając na opinie towarzyszy.

- Załóżmy że wskaże ci jej adres? - hipotetyzowała - Jak ty sobie to dalej wyobrażasz? - dociekała bo na chwilę obecną w jej ocenie plan Vasilija mimo jego szczerych chęci nie brzmiał jak recepta na sukces - Otwiera wam jeden z tych kocmołuchów. Patrzy i zapewne zamyka bo ani was nie zna zaś widok kolegi Egona nie zachęca do wpuszczenia w swe progi. Wparujesz tam siłą? To nie dość że złamiesz zalecenia Szefa to zapewne będziesz zmuszony zmierzyć się z samą zainteresowaną. Traktuje ich jak przyjaciół. Dali jej schronienie, karmią ją, nie wydali zapewniając towarzystwo. - szanowała Vasilija ale kimże on był przy autorytecie Starszego. Tutaj to kim było się na mieście czy salonach nie miało znaczenia. Liczyło się to jaką pozycję zajmowałeś w szeregach kultystów oraz to aby wykonać wcześniej powierzone zadanie przestrzegając przy tym rozporządzeń kierownictwa.

- Co ty byś zrobił gdybyś swoim ludziom zalecił jedno a oni mimo wszystko zrobiliby coś innego? - zapytała unosząc brew z zaciekawieniem nie oczekując jednak odpowiedzi. Cichy był bystry i inteligentny. Na pewno więc wyłapał co ma na myśli.

- Ja się nie przejmuje tym co ty jej powiesz. Nawet gdybyś miał ze mnie robić zołzie nie dotrzymującą słowa i zaciągającą cnotliwe dziewki i chłopców do łóżka. - zachichotała - Ważne co powiesz im. Oni są gospodarzami. Powiesz, że Strupas cię przysłał? - zapytała retorycznie - Narobisz mu kłopotu.. Z resztą wątpię aby uwierzyli, że Strupas, który w ich oczach jest nic niewartym robakiem miał tak znaczących znajomych. Zasugerujesz Łasicę? Przecież ona jest przyjaciółką jędzy o wężowym języku. - zachichotała ponownie - Swoją drogą zabawna ta ksywka. - otarła łezkę, która popłynęła jej po policzku - Tym ruchem jednak zmarnujesz to co udało mi się odbudować wczorajszej nocy.

- Swoją drogą. - posmutniała z kunsztem aktorki - Teraz to chyba ja powinnam poczuć się obrażona twoimi słowami przyjacielu. - dodała - To, że ona jest potrzebna w trakcie tych poszukiwań to ja wiem bez większej znajomości ich kultury chociaż mając przy sobie tą niewolnice liczę na to, że uda mi się zwyczaje braci zza morza poznać nieco lepiej. - wszak to ona prosiła o pomoc Vasilija w kwestii przeczesania terenu poza miastem i też ona sugerowała uczestnictwo w tych poszukiwaniach samej Norski - W trakcie rozmowy z nią również poruszałam temat zadania z jakim tu przybyła dodając, że ofiara jej pobratymców nie powinna pójść na marne i że najprawdopodobniej poszukujemy tej samej osoby. - zaznaczyła aby wskazać przyjacielowi, że to o czym on mówi jest raczej logicznym następstwem rozmowy z ludźmi, dla których honor bywa czymś nadrzędnym - Nie poczuj się więc teraz urażony ale sprawę Normy podjęłam ja i ja ją doprowadzę do końca. Nie lubię pozostawiać czegoś niedokończonym. Ciebie proszę o pomoc a nie wzięcie tego wszystkiego na swoje barki. - spojrzała na chwilę patrząc w stronę drzwi gdyż doszły ją odgłosy kroków. Uniosła więc palec by wstrzymać dyskusję.

Zmysły jej nie zawiodły. Do drzwi zapukała Brena, która po zaproszeniu właścicielki weszła do środka w towarzystwie Blanki, niosącej tace z trzema miskami pełnymi gulaszu oraz talerzem świeżo upieczonego chleba.

- Strawa i kompot jak pani prosiła. - oznajmiła rudowłosa służka.

- Dziękuję ci kochana. - odparła sympatycznym tonem - Podajcie nam to tutaj i zostawcie nas samych. - dodała uśmiechając się serdecznie.

Brena wiedziała jak należy się zachować. Kiwnęła głową w kierunku Blanki by ta szła przodem ta zaś bez żadnego pisknięcia wykonała polecenie swojej bardziej doświadczonej koleżanki “sprzed lat”. Następnie obydwie wyszły, zamykając za sobą drzwi.

- Smacznego. Greta jest mistrzynią i nie jeden nadworny kucharz mógłby się od niej uczyć. - ręką zgarnęła powietrze z nad talerza by nacieszyć się aromatem dania - Wracając zaś do rozmowy. Dziękuję za chęci i gotowość. Nalegam jednak byśmy zrobili to po mojemu trzymając się zaleceń szefa. Wstrzymując się co najmniej do momentu aż Łasica sam na sam nie spotka się z Normą. Chyba, że macie jakieś inne sugestie?

Rozmowa i planowanie polegało na chłodnej wymianie opinii i pomysłów. Wszak nie było powiedziane, że perspektywa na daną sprawę jednej ze stron nie pomija jakiś istotnych aspektów. W tym zaś przypadku każde z nich reprezentowała różne warstwy społeczne a zatem różne podejście do życia, wiary i działania. Wspólnie więc mogli wyprać naprawdę dobry plan. Ramy działań jednak wyznaczał ktoś inny. Ktoś kto był dla nich niczym ojciec i kogo słuchać powinni bezwarunkowo.

Egon tymczasem założył ręce na pierś i milczał, pozwalając Vasilijowi i nowo poznanej Versanie rozsądzić sprawy między sobą. Nie znał Normy i sprawa z Norsami była dla niego raczej nowa, toteż z uwagą słuchał swoich interlokutorów, choć nie do końca zamierzał zaoferować swoją opinię w tej sprawie, o której był przekonany, że raczej niewiele by liczyła się. Zgadzał się oczywiście z Vasilijem, jednak sprawa była dla niego zbyt nowa, by mógł zająć w niej jakieś stanowisko, szczególnie z Normą, której nie widział. Toteż milczał i słuchał.

Dodał jednak:

- Powinniśmy przynajmniej zobaczyć tę Normę - rzekł w końcu, przemyśliwując sprawę. - Prawda to, może z czasem by można ją do naszej sprawy przekonać, ale szybciej i łatwiej będzie, jak zaoferujemy jej jakiś sensowny interes z jej rodakami. - rzekł, skubiąc jeden ze zdobnych wisiorów na swojej brodzie i rozmyślając o tym, że w istocie wojownik może bardziej docenić możliwość powrót do swoich rodaków niż miastowe umizgi.

Vasilij popatrzył na smakowite dania. Mimo, że niedawno jedni i tak się skusił lubił dobrze zjeść.
- Pyszne dziękujemy za takie smakowitości. To mi będzie przypominać, że powinienem w końcu pójść za radą ojca i znaleźć dobrze usytuowaną żonę. Najlepiej szlachciankę z majątkiem. Tylko przy mojej obecnej pozycji na którą zresztą nie narzekam, może to być trudne. Trzeba mi sukcesów i rozgłosu. Ten Sondre może być przepustką… - podzielił się z Versaną i Egonem przemyśleniami. - Wracając do tematu. Patrzysz na sprawę ze złej perspektywy. Jeśli przychodzi do ciebie uliczny zabijaka czy inny mięśniak to dziękujesz bogom, że zapukał! Gdyby na ten przykład chciał zrobić ci krzywdę napadłby na ciebie jak wyjdziesz z domu. Zaczaił się z kolegami i pozbawił zębów lub życia. Gdy jesteś węglarzem to widzisz życie z ulicznej perspektywy. Wiesz, że jak zamkniesz takiemu mięśniakowi drzwi to jakbyś mu w gębę policzek dał. Głupszej rzeczy zrobić nie mogłeś wciąż jesteś węglarzem a z domu wychodzić trzeba. Gdy jeszcze goście mówią, że chcą rozmawiać z Normą. Poszukiwaną do powieszenia Norsmenką to już wiesz, że masz przejebane i trzeba zacząć bardzo ostrożnie dobierać kroki w tym tańcu. Przecież tym chłopakom za ukrywanie zbiega grozi taki sam stryczek z węglarzami bez grosza nikt się nie będzie cackał. Zrobią z nich przykład! Tak więc śmiem twierdzić, że wpuszczą nas do Normy. Jak ją bardzo lubią to się trochę nastroszą dla zasady, my też się nastroszymy normalka - Vasilij wzruszył ramionami dzień jak codzień - Fragment o użyciu siły czy bajania, że Staremu to się nie spodoba możemy wyciąć z rozmowy. - Vasilij dostrzegał, że Versana próbuje nim manipulować. Nie brał jednak tego do siebie. Doceniał spryt przyjaciółki więc gdy używała go w rozmowie z nim nie mógł mieć jej tego za złe. - Trzeba rozróżniać zastraszanie i prężenie mięśni które jest dość powszechne wśród wszelakiej maści łotrów od faktycznej walki. Gdyby każde takie gierki kończyły się na ostrzu noża. Ludzi by na mieście zabrakło w tydzień - Vasilij się uśmiechnął - Zdecyduj Versano czego właściwie chcesz? Nikt ci nie zamierza odbierać zasług dla zboru. Czasami jednak dobrze pracować zespołowo. Oceń sobie co będzie skuteczniejsze. Czyny i konkretne działania, które proponuję ja z Egonem. Czy umizgi Łasicy i jakieś tam podchody wobec berserkerki z waszej strony. Nie zrozum mnie źle. Łasicę uwielbiam i jestem pewien jej kunsztu. Tylko zanim się wkupi w łaski Normy minie czas. Uda się po pierwszym spotkaniu? Może po trzecim albo siódmym? Do tego czasu reszta załogi tej łajby zdąży wyzionąć ducha. Nasuwa się też pytanie czy Norma uzna ją za ważną? Czy może tylko za fajną zabaweczkę? To już ciężko ocenić. Północni mają inną mentalność. No i najważniejsze, rozmowa z Normą nic nas nie kosztuje. Nie zgodzi się trudno, pójdziemy sami i weźmiemy niewolnicę którą proponujesz. Zgodzi się to zyskamy w relacjach z nią i ułatwi nam to i tak trudne zadanie. Jeśli jednak prosisz mnie o pomoc w poszukiwaniu Norsmenów. To chce mieć swobodę w doborze środków. Moi ludzie będą nadstawiać karku, Egon i Kornas też. Chce maksymalizować ich szanse powodzenia a nie zastanawiać się czy poradzimy sobie z węglarzem przy drzwiach. - ta jedna uwaga z ust Verseny była dla niego obelgą. Wiedział, że wypowiedzianą nieświadomie.

Słuchała uważnie nie jedząc jednak. Wolała skupić się na jednej rzeczy. Wpierw obowiązki a potem przyjemność. Chyba, że istniała możliwość połączenia obu co dość często w przypadku takich osób jak Ver czy Łasica miało miejsce.

Wdowa oparła łokcie o blat, skrzyżowała palce i zadumała nad pomysłem Cichego, który mocno obstawał przy swoim pomyśle. Fakt. Był specjalistą w swojej robocie i znać się musiał na zwyczajach i kulturze Norsów. Ta sprawa była jednak delikatniejsza a ryzyko z jakim wiązała się wizja kolegi było zbyt duże. Cena, którą musieliby zapłacić w razie jego niepowodzenia była zbyt duża. Rozchodziło się bowiem o dobro kultu ale i jej dobre imię w oczach między innymi słabo znanej ich Normy jak i samego Starszego. Na szczęście miała pewien pomysł, który w jej ocenie był balansem między tym co mówił Vasilij a jej spojrzeniem na temat.

- Mam więc pomysł, który powinien zadowolić zarówno ciebie, mnie i Normę. - zaczęła rozplatając palce - Zorganizujmy polowanie. Stworzy to okazję do tego abyście ją poznali, nie wzbudzi jej podejrzeń. Wszak wspominałam i proponowałam taką rozrywkę w trakcie ostatniej rozmowy. Da szansę zaskarbienia jej przychylności a może i nawet sympatii. Dostarczy rozrywki jakiej zapewne brakuje kobiecie z północy i co najważniejsze pozwoli zrealizować twój plan przyjacielu. - wymieniła pokrótce, główne zalety takiego postępowania - Byłbyś w stanie przygotować akcję na taką skalę? - wiedziała że tak liczyć się jednak musiała z inną opinią kolegi - Wstrzymajmy się jednak do momentu aż Łasica się z nią spotka. Niech ona wysunie taką propozycję. Jeżeli jednak berserka okaże się nieugięta wtedy dam ci wolną rękę wskazując ich adres. - zrobiła pauzę wpatrując się w bardziej rozmownego towarzysza spośród dwójki, która gościła.

Vasilij przetarł ręką twarz wzdłuż jakby odganiał od siebie niedowierzanie.
- Przeprowadźmy pewną wizualizację problemu. Płyniemy sobie zborem do Lustrii pech chciał mijamy cichcem jakieś wrogie nam miasto. Mnie, Egona i resztę zboru ganiają jak psy po lasach zbrojni z miasta. Połowa z nas ginie kilku może można ocalić. Do tego mogą nas zeżreć zwierzoludzie czy inne jaszczurki. Generalnie mamy przejebane. Ty - wskazał palcem na Ver - Jesteś wojowniczą z północy. Jakiś miły żebraczyna przyprowadził cię do miasta zostawił u kocmołuchów. Pijesz, masz szamę jest fajnie. Czterem potęgą dziękujesz, że żyjesz. Jesteś jednak w dupie i wiesz o tym. Ani towarzyszom nie masz jak pomóc o wykonaniu zadania nawet nie wspomnę. Co by ci się kurwa bardziej przydało? - Vasilij był łotrem i gdy sprawy zaczynają go irytować zwykł przeklinać. Dla tych którzy go znali był miernik jego nastroju. - Nałożnica, kolejne balety i jakieś intryganckie podchody. Bo jakaś mała żmijka chce cię urobić kij wie po co. Dzięki czemu ruszycie pomóc twoim braciom. No ale za kilka dni pod przykrywką polowania. I tak naprawdę nie wiadomo co żmijka knuje bo tak mąci, że woda w przeręblu tężeje. - Vasilij za cholerę nie zrozumiał podejścia. Wiedział, że gdyby miał kogoś urabiać w interesach to takie podejście miało sens. Pewnie wysłałby Ver do wielu swoich spraw. Ba to właśnie robił powierzając jej swoje sprawy związane z Sondre czy sprawą dezerterów. Akcja ratunkowa była jednak akcją ratunkową nie da się robić tego i baletów z podchodami jednocześnie. - Powierzyłbym ci Ver większość swoich interesów. Ba pewnie zawstydziłabyś moich chłopaków przenikliwością i metodami. Chciałbym żebyś i ty nam zaufała i dała robić swoje. Mamy ratować Norsmenów i urobić Normę. To wojowniczka, komplikowanie sprawy wzbudzi tylko u niej czujność. Zresztą zanim szanowni państwo ruszą dupę, po Norsmenach zostaną truchła. Zróbmy to prosto i będzie w porządku. Norma chce z nami pójść jutro pójdzie, nie to trudno pójdziemy z niewolnicą. Tylko nie pozbawiaj jej wyboru a nam nie wiąż rąk. Wszyscy jesteśmy dorośli.


Emocje. Bogowie je kochali. Waż umiłował je chyba jednak najbardziej. Versane również w pewnym sensie cieszyło wzburzenie Gergieva chociaż w obecnej sytuacja nieco komplikowało dojście do porozumienia pomiędzy dwojgiem kultystów mających ciut odmienny pogląd na sprawę.

- Nerwy są zbędne Vasiliju. - odparła chcąc mimo wszystko nieco ostudzić wybuchowy charakter kolegi, którym charakteryzowali się ludzie podobni do Silnego. Cichy na szczęście był bardziej rozsądnym graczem.

- Hmmmm… - zadumała - Podsumujmy więc na czym stoimy. Zarówno ja jak i ty wizualizujemy sobie nawzajem różne scenariusze całego tego przedsięwzięcia. Mimo wszystko wciąż stoimy w tym samym miejscu a patrząc z boku ktoś mógłby odnieść wrażenie, że nawet się cofnęliśmy o pół kroku. - postanowiła wcielić się w obiektywnego obserwatora tych pertraktacji nie tracąc jednak zimnej krwi i zachowując spokój ducha - Pytanie jest jednak takie. Czy chcemy pchnąć tę sprawę do przodu pomagając Norsce i zborowi? Czy uparcie obstawać przy swoim zapierając się jak osioł? - rzuciła pytające spojrzenie w kierunku kolegi unosząc nieco brew - Żebyś mnie tylko dobrze zrozumiał. Nie wątpię w twoje umiejętności i intencje. Znam je. Wątpię raczej w to na co sam wpływu nie masz. Tzeentch nad nami czuwa jednak ani ja ani ty nie znamy jego planów. - odparła niemal jak Starszy prawiący na temat potęgi Czworo - Chcesz więc dojść do konsensusu? Tak jak mówiłam wczoraj. Nie zamierzam ingerować w twoje metody w trakcie eksploatacji pozamiejskiej dziczy. - nie jeden dyplomata mógłby brać przykład z opanowania i doboru słów ciemnowłosej kultystki - Proszę jednak o to byśmy do tego spotkania doprowadzili w nieco odmienny sposób niż o ten, który ty wnosisz. - położyła nie skrzyżowane ręce na stole na znak że mimo wszystko nie zamyka się na dalszy dialog - Co do czasu rozumiem. Pośle więc dzisiaj nawet samą Łasicę by poinformowała w najbardziej przyjazny sposób jaki potrafi Normę o jutrzejszym wydarzeniu. Zapewni ją, że będą tam sami przyjaciele, którym jej sprawa jest równie bliska i że nasz szef trzyma nad tym swoją pieczę. - dodała licząc iż Vas zejdzie z tonu i na trzeźwo spojrzy na sprawę.

- Nie widzę problemu, żebyś wysłała Łasicę. Skoro zapewni ci to spokój ducha. Chce zobaczyć dziś Normę i obgadać z nią jutrzejszy wypad. Może być później, żeby Łasica zdążyła zrobić te wasze czary, mary. Powiedz jak ma to wyglądać o której i gdzie mamy być. Idziemy dziś jeszcze z Egonem zwiedzać kanały wieczorem w okolicach gdzie kręciło się to dziwne coś. To trochę strzał ale przynajmniej zaczniemy rysować mapę jak się ciągną dokładnie. W zborze się nam to przyda. - Vasilij był gotów iść na kompromisy.

- Rzecz w takim razie postanowiona? - zapytał Herschkel, którego nużyły długie deliberacje, tym bardziej, że sądził wcześniej, że sprawa wcześniej była już rozsądzona przez Versanę i Cichego. - Do Normy idziemy ja, Vasilij i Łasica?

- I nie mogliśmy tak od razu? - zaśmiała się gdy doszli do porozumienia - Wiedziałem jednak, że uda się nam dogadać. Bądźcie dziś po zmierzchu w "Pod pełnymi żaglami". - dodała adres lokalu pod którym powinny przebywać - Co do Normy. Pamiętajcie jednak by nie być zbyt porywczym i zostawcie w skrytce informację jak wam poszło dogadywanie się. - chciała po prostu wiedzieć czy nie napotkali żadnych komplikacji - A i może warto byście jakieś sanie zorganizowali na jutro aby przetransportować truchła jej pobratymców by móc odprawić im pochówek na jaki zasługują. - poradziła - Nim jednak się rozejdziemy mam to jeszcze dwie króciutkie sprawy. - uniosła palec wskazujący przypominając sobie o czymś - Widziałam się z tym Finkiem. Niestety straszny służbista z niego i nie chciał mi nic powiedzieć na temat spraw, które cię interesują. Zapewnił tylko że żadnego z Norsów nie pojmali więc o swoje bezpieczeństwo. O biedna ja. - zachichotała - Nie mam się co martwić. W każdym razie. - przeszła do meritum - Obiecał zwiększyć patrole wokół moich włości czy to tu czy w porcie więc następnym razem bądźcie czujni by nikt was nie spostrzegł i zaprosił mnie w Festag na kolacje w trakcie, której zamierzam wykorzystując mój wrodzony urok. - odrzuciła do tyłu włosy - Wydobyć z niego szczegóły spraw którymi się zajmuje.

- Dobra czyli kanały dziś odpadają. Jak się mamy po zmierzchu pokazywać wśród ludzi. Zajmiemy się nimi w wolnej chwili dla nas obu - zaproponował Egonowi. - “Pod pełnymi żaglami”. Będą tam ja, Egon, Łasica, ty, Norma ktoś jeszcze? - Vasilij zapytał odruchowo żeby wiedzieć kogo się spodziewać.

- Będę tam ja z Łasicą. - odparła - Stamtąd dopiero udacie się do tych węglarzy. Jeżeli zaś Norma zgodzi się to o której i gdzie przewidujecie zbiórkę?

- To już może do Egona. Dostanie przewodnika, Kornasa, Normę i niech sobie manewruje jak uważa. - Vasilij nie wpierdalał się kompanowi w kompetencje.

- Ty więc w tym nie zamierzasz uczestniczyć? - odpowiedz kolegi mocno ją zaskoczyła.

- Mam jutro spotkanie z Karlikiem wieczorem. Tam się zejdzie natomiast dzień albo dwa. Poszedłbym tam z ciekawości, nie chce jednak przegapić z nim spotkania. Chce rozkręcić jakieś dodatkowe interesy, pieniądz musi zacząć krążyć. Więc wyręczą mnie moi ludzie. Po to ich w sumie mam, żeby nie łazić wszędzie osobiście.

Versana pokiwała tylko głową przyjmując do wiadomości to co jej kolega powiedział. Jemu ufała. Jego ludzi jednak nie znała. Liczyłą jednak na jego profesjonalizm.

- No dobrze. To chyba wszystko mamy dogadane. - podsumowała - Wyjdę z wami gdyż również mam jeszcze co nieco do załatwienia na mieście.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 26-03-2021 o 14:35.
Icarius jest offline  
Stary 26-03-2021, 14:34   #200
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8) Wieczór; tawerna “Pod pełnymi żaglami”; Versana, Vasilij, Egon, Łasica


Nad miastem zapadł zmierzch już dobre kilka dzwonów temu. Znów zrobiło się mroźno i nieprzyjaźnie. Aura zdecydowanie nie sprzyjała zbyt długiemu przebywaniu na świeżym powietrzu. Ale tak od drzwi do drzwi w mieście to dało się to jakoś przeżyć jak się szło zdeptanym i zmrożonym śniegiem bo ostatnio jakoś nowy nie padał. Niemniej w tym śnieżnym mroku rozświetlone okna wabiły oczy naturalnym powabem. A jak się podeszło bliżej do jakiejś gospody to dodatkowo przyjemnie brzmiał gwar rozmów. Nie inaczej było i tego wieczora jak Vasilij i z Egonem dotarli do “Pełnych żagli”. Ze świata ciemności i mrozu znaleźli się w świecie ciepła, gwaru i przyjemnego światła. Tawerna miała swoją marynarską renomę i cieszyła się pewny autorytetem. Przychodzili tu głównie ludzie morza i ci co mieli z nimi jakieś sprawy do omówienia. Ale asortyment klienteli był różnorodny. Od zwykłych marynarzy, przez żołnierzy okrętowych, oficerów, kapitanów aż do tych którzy przyszli się z nimi zabawić, spotkać czy załatwić interesy. I z południowych rozmów jakie przeprowadzili z Versaną powinni się z nią spotkać właśnie tutaj. Ale na razie nigdzie nie było jej widać. Z drugiej strony umówili się na wieczór a wieczór wciąż trwał i był w pełnym rozkwicie.

- Siadamy lejemy browar i czekamy. Swoją drogą jak miałbym pewną sumę karli, powiedzmy poważną sumę to miałbyś jakiś pomysł jak je pomnożyć na arenie? Tylko tak wiesz na pewniaka pomnożyć, cholernie nie lubię przegrywać. - Vasilij odezwał się do Egona gdy zajmowali miejsca w karczmie i zamawiali piwo.

Egon nalał sobie kufel piwa z antałka i pociągnął spory łyk.

- Przyszłości nie znasz - Egon uśmiechnął się, wspominając jedną ze swoich ostatnich walk - Ale możesz postawić na mnie, bo startuję w następnych walkach.

- Co do walk - zastanawiałeś się może, czy nie warto by znaleźć jakąś dziurę w mieście i tam nie organizować? Pieniądze by były, blisko, a i może by okazało się, że z walczących można wyłowić jakichś ludzi dla naszej sprawy - Egon potarł brodę w zamyśleniu. - Niebezpieczna rzecz, jeśli kto by nas złapał, ale z drugiej strony, okazja. Przemyśl to.

- Miasto to zawsze ryzyko. - Vasilij zauważył oczywistość - Trzeba by mieć zezwolenie od Czarnych na taki spektakl. Mogę zapytać bo inaczej dobiorę się nam do dupy. Mam znajomego sierżanta straży miejskiej. To może dałoby radę wyznaczyć rewir gdzie danej nocy nie byliby zbyt gorliwi. No i trzeba by znaleźć jakąś piwnicę w tych ruderach. Żeby było dobre wygłuszenie. No i zostaje Theo to mój kumpel - Vasilij przyznał się wprost do przyjaźni z niziołkiem. - Nigdy go nie pytałem czy robi za impresario za wynagrodzenie czy ma jakieś udziały w przedsięwzięciu. Jakby był tam na powiedzmy pensji to może i nam chciałby pomóc za udział oczywiście. Jak nie to musisz być świadomy, że wchodzimy komuś z butami w interes. Na to może być różna reakcja, mogę cię skreślić ze swoich walk. Mogą nasłać jakiś nożowników. Wiesz jak jest… Masz to jakoś przemyślane głębiej? - Vasilij wiedział jak to jest z pomysłami. Jedne są luźną myślą, inne już pewnym konceptem. Chciał dowiedzieć się co Egon ma już rozgryzione.

- Nie chciałem niczego zaczynać bez zapytania się was - rzekł Egon. - Ciebie pierwszego. Wiem, że to kwestia wchodzenia na terytorium innych, ale też kwestia okazji. Nie widzę powodu, żeby Theo nie mógł zorganizować czegoś w Neues Emskrank, oczywiście za odpowiednią prowizją za jego umiejętności.

- Jak dla mnie kwestia znalezienia miejsca jest do zrobienia. Mało to jest dziur w dokach, gdzie moglibyśmy się oporządzić? A kwestia Theo - zapytałbym go, co sądzi o tym pomyśle i może byśmy coś zorganizowali. Twoje wstawiennictwo będzie mile widziane. Hm? - zapytał Egon, któremu podobał się pomysł przeniesienia walk do miasta i urządzania prywatnej armii na ich usługach pod nosami rajców miejskich.

- Siedzieliśmy dzisiaj w “Śledziku” to można go było zagadać. - Vasilij przypomniał kompanowi, że dość późno powiedział o pomyśle. - Generalnie najpierw pogadajmy z Theo. Wstawię się za tobą, zaproponujemy mu udział i zobaczymy co powie. Potem i tak będzie do odwalenia kawał roboty. Czarni, sierżant, miejscówka, uczestnicy, goście… W każdym z tych aspektów jakoś ci pomogę. Ale warunek jest taki, że nie wchodzimy Theo na odcisk. Pójdę do niego jutro jak ruszycie w głuszę. Skoro już rozmawiamy o interesach coś ci tam jeszcze chodzi po głowie - Vasilij zawsze był otwarty na interesy więc powiedział to z uśmiechem popijając piwo.

- Ano masz rację, ale wagowałem się jeszcze wtedy z tym pomysłem, tedy nie powiedziałem. - rzekł Egon. - Dzięki za wsparcie z Theo. Jestem pewien, że nie będzie miał problemu ze zorganizowaniem takiej imprezy w mieście - dodał, zastanawiając się, czy przypadkiem w kanałach lub pod jedną z kamienic nie znalazłoby się dość miejsca, żeby zorganizować walkę. - W każdym razie nic na prędko. Zapewne do sprawy wrócimy po wyprawie.

- Co do innych zaś sprawunków, rzecz wyjaśni się po rozmowie z Versaną. Ludzie z Norski to chodliwy temat, jeśli tylko udałoby się zawrzeć z nimi przymierze, otworzyłoby to bardzo wiele możliwości - rzekł Egon, choć jasne było, że zbyt wiele rzeczy jeszcze wisiało w powietrzu i nie było jasne, czy nawet cokolwiek z tego tego miało się ziścić.

Jeśli tylko miało się okazać, że Norsmeni mogli z nimi chcieć pracować, otwierało to możliwości prostego szmuglowania towarów po morzu Szponów lub nawet armii, jeśli tylko mogli coś takiego ugrać.

- Poczekajmy na twoją przyjaciółkę. Zdaje się mieć głowę na karku.
 
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172