Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2021, 03:51   #82
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 11 - 2525.XII.10 bkt; wieczór

Czas: 2525.XII.10 bkt; wieczór
Miejsce: okolice osady Leifsgard, dżungla, przedpole osady
Warunki: noc, ciche rozmowy, zachmurzenie, d.si.wiatr, ciepło



Carsten





https://i.ytimg.com/vi/IxXIFTMh0KE/maxresdefault.jpg


Byli tu obcy. Carsten czuł to przez spoconą skórę. I czuł, że pewnie inni też. Byli tu niczym intruzi. Skuleni pod rozległymi mrocznymi konarami czekając świtu jak zbawienia. Rozmawiali przyciszonymi głosami jakby obawiali się podnieść głos aby niewiadome zło z tropikalnych mroków nie zwróciło na nich uwagi. Wczoraj już nocowali za miastem. Ale wczoraj otaczało ich mrowie innych ludzi i namiotów. Widzieli niebo wolne niebo nad głowami a widok oceanu, nawet nocą wydawał się czymś wspólnym na tym czy innym kontynencie. Zawsze wyglądał tak samo. To było coś swojskiego. Ale nie tu i nie teraz. Przygwożdżeni do podmokłej ziemi, otoczeni czarnymi krzakami jak siecią, przyduszeni zasłoną gałęzi jaka zdawała się odcinać ich od rozgwieżdżonego nieba. Tak, zdecydowanie byli tu obcy. Zdecydowanie byli tu intruzami i nie byli tu u siebie. Ta nocna cisza to nie była tak dosłownie cisza. Tylko brak innych ludzkich głosów w pobliczu. I świdomość, że naprawdę są tutaj sami. Gdzieś, nie tak całkiem daleko była ta osada Norsmanów ale w tej chwili wydawała się równie odległa i nierealna jak Port Wyrzutków czy nawet inne miejsce za oceanem. Tutaj byli obcy. I chyba tylko para tubylców zachowywała się swobodnie i jak dawniej. Siłą rzeczy przykuwając uwagę i niejako stając się przewodnikami po tej obce, dzikiej krainie tropikalnej nocy bardziej niż kiedykolwiek przedtem. A jeszcze jak na ziemi robiła się już szarówka dostali wezewanie do kapitana. On i Glebova.

- No cóż Carstenie. Będziemy musieli się jednak pożegnać na tą noc. Udało nam się załatwić nocleg wewnątrz osady. Więc będziecie zdani na siebie. - gdy kapitan z resztą negocjatorów wrócił z negocjacji niezwłocznie wezwał do siebie szefa ochrony Amazonki i chociaż można było się tego spodziewać to jednak nie zapomniał o nich. No i potwierdził, że jednak większość ekspedycji będzie za murami norsmeńskiej palisady. Przyznał, że ten punkt zborny to dobry pomysł ale lepiej go ustalić gdzieś przy rzece. Gdzieś tam gdzie w dzień przeszła karawana i trawa oraz krzewy wciąż się jeszcze nie podniosły tworząc sprzyjający poruszaniu się szlak a jednocześnie chociaż chwilowy punkt orientacyjny.

- I jeszcze coś. Coś co chyba lepiej nie przekazywać póki co Karze. Ale wygląda na to, że Norsmeni mają jakąś Amazonkę. Jako jeńca. I chyba niestety chcą się z nią dzisiaj rozprawić. Nie wiem czy uda nam się to odkręcić. Nie chciałbym popsuć sobie zawartego układu z jarlem. Ale postaramy się jakoś to odkręcić ale nie wiem czy się uda. Pomyślałem, że lepiej abyście o tym wiedzieli i raczej odradzali Karze nocne wycieczki do osady. Mogłoby to nam wszystkim skomplikować sytuację. - kapitan jak się okazało miał dość ważną informację do przekazanie ich dwójce. I pewnie dlatego ich wezwał bo o tym, że jednak nocują u Norsów to mógł im przekazać i przez posłańca.

- Mam nadzieję, że nie zachce jej się pływać jak wczoraj. - mruknęła Zoja gdy już wracali od kapitana i szli przez oddziały które po tym dłuższym postoju wreszcie zbierały się aby w zapadającym zmierzchu wmaszerować do osady. I tak we dwoje wrócili do Anastasio który pod ich nieobecność przejął obowiązki dowódcy i zajął się przygotowywaniem miejsca pod obóz. Potem pomimo świstu maczet i szelestu gałęzi słyszeli poprzez zasłonę drzew klekot maszerującej armii. Niezrozumiały gwar głosów, rżenie mułów, stukot kopyt i butów na przewalonych pniach czy dźwięki jakie tysiące przedmiotów, sprzączek i manierek ocierało się o siebie albo pancerze. A wszystko to stopniowo cichło i oddalało się gdy stopniowo kolumna ich mijała i pewnie wchodziła do umocnionej wioski. Zupełnie jakby pochłaniał ich mrok zapadającej nocy. I grupka kilkunastu zagubionych w nocnej dżungli ludzi była ostatnim okruchem ludzkości na tym kontynencie.

Z początku jeszcze mieli zajęcie z tym obozem. Trzeba było wykarczować chociaż trochę terenu i musieli to zrobić przy świetle lamp i pochodni. Bo zmrok przeszedł w początek nocy pod baldachimem dżungli jeszcze wcześniej niż na otwartym terenie. I znów okazało się, że tubylcy mają coś ciekawego do powiedzenia.

- Tak, tak. O takie. Takie bierzcie. I teraz tak. Mało czasu. Ale chociaż trochę. O tak. - zarówno Togo jak i Kara mieli własną inwencję co do budowy obozu. A mianowicie szli przy świetle pochodni albo lampy gdzieś w las i szukali jakichś krzewów. Potem ścinali je jak leci i ciągnęli do obozu. No i tam się dzielili. Togo został aby układać te krzaki a Kara wracała po kolejne. Z początku nie bardzo było wiadomo o co im chodzi. Ale stopniowo dało się poznać, że Togo z ekipą ochotników układa coś w rodzaju kolczastej zagrody dookoła obozu. No a Kara z innymi ścina i ściąga budulec na tą zagrodę. Jak skończyli wszyscy byli mniej lub bardziej pokłuci tymi kolcami ale dookoła obozu wzniósł się niezbyt solidny ani szczelny kordon kolczastej zagrody.

- I to coś da? - Babette zapytała dość sceptycznym tonem sprawdzając w świetle lampy tą zasłonę. Na upartego to była do rozwalenia w parę chwil. Chociaż kontakt z tymi kolcami nie był zbyt przyjemny i wymagał pewnego samozaparcia aby je pokonać.

- Jaguar przeskoczy. Jaszczur rozwali. Ptak przeleci. Jaszczurka i pająk przejdzie. Ale dużo zwierząt nie lubi kolców. Zostaną na zewnątrz. Mało czasu. Już późno. Ciemno. Noc. Za późno zaczęliśmy. - Togo tłumaczył w swoim dość kalekim estalijskim co Jarvis tłumaczyła Carstenowi w bardziej zgrabny reikspiel. Wyglądało na to, że mały dzikus zdaje sobie sprawę z niedociągnięć takiej zagrody ale jednak chyba mimo wszystko uważał, że lepiej ją mieć niż nie mieć. Ale jak w końcu uporali się z tą zagrodą i namiotami wreszcie można było usiąść i odpocząć. A para dzikusów odkryła przed nimi jeszcze jedną sztuczkę. Jak rozpalić ognisko wewnątrz spróchniałego pnia. Światła prawie nie dawało a na wierzchu można było zagotować wodę albo co innego. Co znacznie poprawiło humory bo już chyba wszyscy szykowali się na zimną kolację.

- Dobra Carsten, chyba czas ustalić warty. Myślę, że jeden, czy dwóch ludzi na zmianę wystarczy. Nie jest nas aż tak dużo. - zapropnował półgłosem Anastasio gdy tak siedzieli prawie po ciemku przy tym bulgoczącym się na pniu kociołku. Rzeczywiście było ich razem trochę ponad pół tuzina. Noc była jeszcze młoda. Właściwie to nawet wieczór tak naprawdę dopiero się zaczynał. Do rana było jeszcze wiele godzin a więc i wiele zmian wartowników.

- Zastanawiam się czym podpadliśmy kapitanowi, że nas wyznaczył do tego zadania. Oni teraz grzeją tyłki w łóżkach i zabawiają się z norsmeńskimi dziewczętami. - westchnął z żalem Anastasio bo rzeczywiście można było odebrać ten przydział jako karę. Trzepnął jakiegoś komara co mu przysiadł na karku i bez pośpiechu zaczął wyjmować swoją fajeczkę i rozpakowywać tytoń. Nigdzie nie musiał się spieszyć. Dookła była tylko ciemność i mroczne cienie. Oraz masa skrzeków, pisków, porykiwania z których żadne nie brzmiało przyjaźnie a od każdego cierpła skóra.



Czas: 2525.XII.10 bkt; wieczór
Miejsce: osada Leifsgard, główny plac, wieczorna biesiada
Warunki: noc, gwar rozmów, światła ognisk i pochodni, zachmurzenie, d.si.wiatr, ciepło



Wszyscy



Druga faza negocjacji, tym razem bezpośrednio pomiędzy dwoma wodzami gości i gospodarzy zakończyła się wraz z zapadającym zmierzchem. Pomimo nerwowego początku w bramie i oskarżeń jakie kapitanowi jarl rzucił w twarz to jednak skończyło się całkiem dobrze. Bo wódz Norsmenów zgodził się udzielić ekspedycji gościny i potraktować ich jak przyjaciół. A na tym głównie zależało kapitanowi. Dzieki temu cała ekspedycja mogła spędzić noc za bezpiecznymi murami Norsmenów zamiast koczować pod baldachimem dżungli. No a nawet jarl obiecał wyprawić ucztę na cześć nowych przyjaciół a na uczcie była możliwość czy zasięgnięcia języka o tym czy owym. Więc same plusy. Jedynie cieniem kładł się los tej schwytanej przez Norsów Amazonki. Oraz konsekwencje czy próby jej wydobycia z Norsmeńskich rąk czy pozostania w bierności. Takie czy inne wyjście niosło ryzyko poważnych konsekwencji jak nie natychmiast to w przyszłości. Jak nic nie zrobią a Amazonki się o tym jakoś dowiedzą mogły uznać ekspedycję za sojuszników Norsów. A gdyby zbyt grubiańsko poszła próba uwolnienia Amazonki to Norsmeni mogli ich uznać za sojuszników Amazonek. Zadanie to wymagało więc nie lada finezji i odrobiny szczęścia.

- Mam nadzieję, że nie muszę nikomu przypominać, że ani słowa o Karze i oddziale Carstena jaki pozostaje na zewnątrz. Liczę, że dopilnujecie swoich ludzi w tej materii. - przypomniał kapitan wszystkim dowódcom na ostatniej odprawie przed wyruszeniem do trzewi Norsmeńskiej osady.

A potem ruszyli. Noga za nogą kopyto za kopytem, oddział za oddziałem. Po kolei dcierali do skraju już mrocznej dżungli i czerwień zachodzącego dnia jawiła się jak światełko w tunelu. Potem ostatni w miarę prosty odcinek wyciętego przedpola i przejście przez bramę. Tym razem otwartą. A potem był chaos bo musieli zdać się na drużynę gospodarzy. Ci robili za przewodników i kierowali kolejne grupki ku równoległym ulicom a potem już do poszczególnych domów. Z racji tego, że dla tubylców taka masa przybyszy była nie lada wyzwaniem logistycznym nie było innego wyjścia jak dokoptować do każdej norsmeńskiej rodziny po kilku przybyszy. Ci zwykle nie mieli co liczyć na wolne łóżko ale już na miejsce na suchej i ciepłej podłodze tak. A na nie mogli rozłożyć swoje sienniki i w tak ciepłą pogodę robiło się całkiem przyjemne miejsce do spania.

Jedynie kapitan i nieliczni szczęściarze mogli liczyć na własny dom dla gości jaki jarl oddał do ich dyspozycji. Co prawda w skali całej ekspedycji to była kropla w morzu potrzeb ale alternatywy właściwie nie było. W całej osadzie to był jedyny budynek przeznaczony dla gości i pełniący rolę domu uczt. I pewnie nieźle spełniał swoją funkcję ale przy takie masie starczył dla ledwo garstki osób. Kapitan sprawnie rozdysponował tą niewielką przestrzenią. Główną izbę zaanektował dla siebie i najważniejszych dowódców. A te kilka mniejszych izb jakie normalnie pełniły rolę sypialni dla tych najważniejszych kobiet w tej wyprawie. W ten sposób w jednym miejscu miał do dyspozycji swój sztab a jednocześnie cała ekspedycja wiedziała gdzie szukać jego albo najważniejszych dowódców. Zwłaszcza, że przy wejściu frontowym wbił swój sztandar. Czy raczej banderę ze swojego starego statku.

- Ah, i jeszcze jedno panie i panowie. - rzekł kapitan gdy już powoli na głównym placu osady gospodarze po uporaniu się z zagospodarowaniem gości zaczynali znosić stoły i beczki szykując wieczorną zabawę.

- Nie wiem kto z was był tutaj, na tym wybrzeżu podczas ostatniej wojny. - zaczął patrząc po zebranych twarzach mężczyzn i kobiet. - Ale troszkę się tutaj działo. Bardziej na północy, w mieście jaszczuroludzi ale i o nas to zahaczyło. Ta osada jak i Skeggi oficjalnie były neutralne. Ale o ile mi wiadomo sporo wojowników i łodzi dołączyło do grabieżców z północy. My, ludzie z Portu też oficjalnie byliśmy neutralni. Ale też niektórzy z nas pozwolili sobie troszkę poharcować tam i tu. Jak możecie się pewnie domyśleć raczej nie po tej samej stronie co nasi dzisiejsi gospodarze. Ale oficjalnie to wszyscy byliśmy neutralni. - kapitan zdradził nieco jak to wyglądały realia wielkiej wojny z Chaosem w tym zakątku świata. I jak to było z tą powszechną tutaj oficjalną neutralnością. Bo jak się spodziewał jak miód i piwo zaczną płynąć ktoś tam czy tu może chcieć wrócić do tych nie tak odległych przecież czasów.

- A teraz skoro jarl nas przyjął jako oficjalnych gości to jesteśmy jego oficjalnymi gośćmi więc podlegamy jego ochronie. Ale wolałbym uniknąć burd i awantur. Zwłaszcza, że mogą nam dobre relacje z Norsmenami przydać się w drodze powrotnej. - powiedział na zakończenie tej krótkiej przemowy.



Bertrand



Bretończyk nie miał co liczyć na wygody. Właściwie to jako szlachcic miałby powody do sarkania. W końcu przypadło mu miejsce na zwykłym sienniku i to na podłodze. Z drugiej strony jednak sam kapitan i dowódca wyprawy miał podobny siennik w zasięgu wzroku na tej samej podłodze. Carlos zdawał się nie okazywać mu jakiś specjalnych względów a jednak potraktował go jak swojego przybocznego skoro przydzielił mu miejsce w głównej sali domu gościnnego Norsmenów wśród najznaczniejszych dowódców.

Poza tym inni nie sarkali. Wyglądało, że trafił do weteranów bitew i wojaży nawykłych do spania w polowych warunkach. A nawet jak komuś to było nie wsmak to sam de Rivera dawał przykład ze spokojem i pogodą ducha znosząc te drobnostki. Więc nawet głupio było grymasić. Z wszystkich ludzi Bertradna starczyło miejsca tylko dla dwóch bliźniaków. Więc teraz we trzech zajmowali miejsce pod jedną ze ścian. A raczej tutaj powinni spocząc po tej biesiadzie jaka ich czekała. Reszta jego ludzi została rozlokowana w innych domach pokawałkowana po kilka osób tak samo jak inne oddziały.



Ekthelion



Kapitan znów w szczególny sposób wyróżnił elfy. A mianowicie oddał im do dyspozycji cały strych domu gościnnego. Więc chociaż było ciasno obie elfie grupy były jedynym z niewielu w całej osadzie Norsów jakie obozowały jako całość. Oprócz nich tylko tych kilku konkwistadorów w pięknych pancerzach i na dumnych rumakach oraz oddział wielkich mieczy kapitan Konig spali jako całość. Ale poniżej, w izbie głównej. A strych kapitan oddał elfom. I ten okazał się ciepłym i suchym miejscem. Ale dość ciemnym bo nie miał żadnych okien. Mogło to być nawet lepsze miejsce na nocleg niż główna sala na parterze jaką zarekwirował dla siebie kapitan. A jako, że wcześniej oglądał cały dom pod przewodem norsmeńskich gospodarzy raczej to musiał być świadomy wybór.

- Myślę, że teraz będzie okazja znacznie lepsza aby obejrzeć port niż wcześniej. - odparł z uśmiechem Ambrath. Z wcześniejszego rekonesansu od zewnątrz niewiele wyszło z rozpoznaniem od strony rzeki. Po prostu nie dało się tego zrobić z tego brzegu. Trzeba by jakoś przedostać się na drugi brzeg albo chociaż wypłynąć na środek rzeki i to jeszcze podpłynąć pod prąd w stronę a najlepiej wzdłuż osady. Żadnej łodzi ani nawet tratwy nie mieli a czy pływanie w tej rzece jest bezpiecznie tego z elfów nie wiedział nikt. Do tego taki pływak mógłby być zauważony z wieży czy palisady. Ostatecznie więc Ambrath zrezygnował z tego pomysłu zadowalając się obserwacją palisady z pogranicza dżungli.

- Czekam kiedy ta banda chciwców bez honoru rzuci się sobie do gardeł i zacznie się zabijać. Bo na razie kiepsko im to wychodzi. - odparła Ceylinde nawiązując do wcześniejszych słów dowódcy. Miała rację. Odkąd wyruszyli z miast jakoś nikt nie zginął ani nie rzucał się sobie do gardeł. Teraz spotkali Norsmenów, tych sławnych dzikusów z północy i jak na razie też obeszło się bez rozlewu krwi.

- Ektelionie mam nadzieję, że uda nam się nakłonić naszych zacnych gospodarzy do współpracy w sprawie tej drugiej Amazonki. Jeśli nie no to trudno. Nie będę ryzykował całej wyprawy dla jednej, obcej kobiety. - gdy kapitan przyszedł na strych aby sprawdzić jakie są warunki bytowe elfów znalazł okazję aby porozmawiać na chwilę z dowódcą elfiego komanda. I niejako odwołał akcję z siłowym uwalnianiem Amazonki. W końcu nawet nie wiedzieli gdzie ją trzymają w tej osadzie. A ryzyko rozlewu krwi mogło przetrącić kręgosłup całej wizycie u gospodarzy i tej i następnych.


Iolanda



- Ojej zobacz jak ten Carlos o nas dba. Jest naprawdę kochany! - Izabella nie mogła się nacieszyć z tego zaszczytu. Dosłownie na palcach obu rąk można było policzyć osoby jakie z trzech setek w ich wyprawie mogły dzisiaj spać w łóżku. Co prawda w dość zwykłym, takie jakie można było spotkać i w gospodach. Ale jednak łóżku. Chociaż w dość specyficzne, norsmeńskie wzory i z kilkoma futrami jako dopełnieniem pościeli.

Te łóżka stały po dwa w każdej izbie umownie nazywanych sypialnią. Więc standard był podobny jak w dwuosobowych izbach w karczmach. Dwa łóżka, jakiś stół i dwa krzesła, dwa kufry na swoje rzeczy, zwykły regał i wieszaki. Dość prosty wystrój. Ale jednak wszystkie cztery izby de Rivera przydzielił kobietom. I to tym najważniejszym. Wszyscy inni, łącznie z nim samym spali na podłodze, może gdzieś tam komuś udało się dostać jakieś wolne łóżko w którymś domu ale standardem był siennik rozłożony na podłodze. Nawet Bertrand chociaż spał prawie dosłownie za ścianą, w głównej izbie domu gościnnego to jednak też na podłodze a nie w łóżku. Jako sąsiadki miały za ścianą kapitan Konig a jej ludzie spali obok, w sali głównej. A wraz z nią jakaś młoda kobieta o imperialnym akcencie. No i dwie izby naprzeciwko miały zająć elfki.

- Myślisz, że warto dzisiaj zaczynać z nim to rozmowę o naszym oddziale? Czy lepiej kiedy indziej? - zagaiła siostra Bertranda gdy miały okazję aby się po tym całym dniu podróży doprowadzić do porządku. Ale szybko zmieniła temat.

- Myślisz, że oni naprawdę mają tą drugą Amazonkę? I naprawdę chcą ją wbić na pal? To straszne! Barbarzyństwo! Ta nasza Kara nie jest taka zła. Kto wie? Może okaże się całkiem miła? Na razie nie zrobiła nam nic złego. Myślisz, że ta druga jest do niej podobna? Strasznie nie chciałabym aby jej się coś stało. - los nieznanej jej Amazonki widocznie ciążył nad młodą Bretonką i nie mogła nad tym przejść do porządku dziennego. A chociaż nie było jej na żadnych negocjacjach to widocznie stugębna plotka zrobiła swoje i już musiała o tym słyszeć. I jakoś wcale jej to nie radowało.



Cesar



Kapitan szefa służb medycznych uznał widocznie na tyle ważnego, że przydzielił mu miejsce przy swoim boku. Czyli w domu gościnnym Norsów. A dalej mógł już czuć się jak u siebie znajdując sobie kawałek wolnego miejsca aby rozłożyć sobie siennik. Pod tym względem lepiej to już chyba trafiła tylko Ulryka. Bo chociaż była jego podwładną to jako kobieta, z tych ledwo kilku najistotniejszych z całej ekspedycji, dostała przydział do prawdziwego łóżka i sypialni. Dostała pokój razem z tą imperialną panią kapitan od wielkich mieczy. Ci zresztą też tu byli tylko bardziej z Cesarem, de Riverą i resztą czyli w głównej izbie tego domu. Tutaj powinny się odbywać uczty i zebrania no ale jak się oczyściło pomieszczenie ze stołów ław które wyniesiono na zewnątrz aby przygotować ucztę to się zrobiło całkiem sporo miejsca do spania.

- Oj, ja to chyba nie powinnam… Wy jesteście starsi i ważniejsi… - Ulrykę chyba żarły wyrzuty sumienia, że chociaż młodsza wiekiem i w hierarchii to będzie spać w łóżku gdy dwaj starsi od niej koledzy mieli nocować na podłodze.

- Idź dziecko i wyśpij się. Niech ci na zdrowie wyjdzie. Takie stare gnaty jak moje to już wiele miękkości nie potrzebują. Młoda jesteś, jeszcze cię życie wytłucze po gnatach, nie bój się o to a dzisiaj śpij póki masz okazję. - mistrz Bartolomeo mówił ze swoim tileańskim akcentem dobrotliwie jak dziadek do wnuczki. I patrząc na nich to wiekowo nawet by pasowało. Sam zaś wręcz demonstracyjnie rozkładał swój siennik oznamiając wszem i wobec, że nie zamierza się stąd ruszać.



Amris



Amris dostał ze swoimi wojownikami strych domu gościnnego. Do współudziału z oddziałem Ektehliona. Ale kapitanowi chyba było niezręcznie o to pytać a może nie chciał urazić jakiejś nieznanej sobie elfickiej etykiecie. Więc dyskretnie zaproponował, że z czterech sypialni aż dwie może oddać do dyspozycji elfek. Ale chyba wolał aby to elfy zdecydowały między sobą w jaki sposób skorzystać z tej oferty. Natym etapie już było wiadomo, że zdecydowana większość ekspedycji będzie nocować po domach norsmeńskich gospodarzy, nieliczni farciarze jakich osobiście dobierał kapitan w domu gościnnym a z tego jeszcze cztery dwuosobowe sypialnie kapitan zarezerwował dla kobiet. Z czego aż połowę oddał do dyspozycji elfów których nawet jako całość nadal stanowiły niewielki procent całej ekspedycji.

- Niezręczna sytuacja z tymi sypialniami. - Lycena skorzystała z okazji gdy podeszła do brata. Wyjaśniła w czym rzecz. Oczywiście doceniała gest kapitana który widocznie doceniał ich wkład w tą wyprawę, że przydzielił im ten strych a nawet połowę kobiecych sypialni. No ale było pewne “ale”.

- Ale u tego Ekheliona też są kobiety. Czułabym się niezręcznie jakby im chociaż nie zaproponować miejsca. - no przy takiej ciasnocie było to dość problematyczne. Elfki dostały do dyspozycji 2 sypialnie z łącznie 4 łóżkami. Więc normalnie to by było za mało nawet dla Lyceny i jej kobiecej eskorty. A jeszcze dwie czy trzy siostry były w oddziale Ektheliona.

- No i ta Amazonka co chcą ją wbić na pal. Barbarzyńcy. I to ma być na naszą cześć? Barbarzyńcy. Rozumiem dylematy kapitana i wcale mu nie zazdroszczę decyzji. Cieszę się, że zainteresowałeś się tą sprawą bracie i poszedłeś na te negocjacje. Musimy przecież nieść światłość wiedzy i cywilizacji młodszym rasom. Myślałam, że to ich miasto to już no naprawdę by się tam sporo zmian przydało. Jak w każdym ich mieście. Ale tam to chociaż nikogo nie wbijali na pal. - siostra dała upust swoim emocjom w kulturalny i spokojny sposób ale wyglądało na to, że Norsmeni uplasowali się w jej hierarchii cywilizacji zdecydowanie niżej od mieszkańców Portu Wyrzutków gdzie przebywali ostatnio.


Wszyscy





http://entrancementfeeds.weebly.com/.../646754297.jpg



Z zewnątrz dał się słyszeć dźwięk rogu. Potężny i wibrujący. To było wezwanie na biesiadę. Na razie pierwsze. Znak, że gospodarze już skończyli większość przygotowań do wieczornej kolacji na kilkaset osób. A ta miała się odbyć na głównym i chyba jedynym placu tej osady. Z domów wynoszono stoły, rozpalono na środku wielkie ognisko i kilka mniejszych a z domów rozsianej po całej wiosce powoli zaczynali wynurzać się pierwsi chętni co już byli gotowi na tą biesiadę. Zwłaszcza, że od południowego popasu można było jeść najwyżej to co się niosło przy sobie więc żołądki ekspedycji bardzo chętnie głosowały za udaniem się na tą ucztę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline