Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2021, 14:34   #53
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Pustka to było dobre określenie na to co czuł Julian po ataku na bazę najemników. Choć Leopardem wstrząsały trafienia, on siedział w kącie hangaru i gapił się w przestrzeń nie będąc w stanie zająć się czymkolwiek.
Nie będąc w stanie zrobić cokolwiek.

Powiedział nie. Stanął po stronie podporucznika McKinleya, a i tak zostali “przegłosowani”. Minutemens dokonali rzezi na skapitulowanym wrogu. Ich sztandar został splamiony, a formacja okryta hańbą. Wątpił czy reszta też tak to postrzegała. McKinley z pewnością, jednak reszta?

Jackson nie był w stanie wydobyć z siebie ani słowa, ani ruchu, ani działania. Choć się sprzeciwił czuł że nie zrobił dość dużo, nie krzyczał dość głośno, nie postawił żadnego ultimatum reszcie.

Patrzył na mordowanych ludzi, na żywota pochłaniane przez eksplozje rakiet i czuł obrzydzenie do tego wszystkiego, do innych i do samego siebie.

Czuł też że to wydarzenie będzie miało wiele nieprzewidzianych konsekwencji.

Siedział w kącie. W końcu złożył ręce razem i zaczął się modlić choć sam nie wiedział o co.

***

Pomimo krytycznej sytuacji w tej szaleńczej ucieczce zdołali w końcu dotrzeć do bazy pod Górami Zielonymi. Julian opuścił Leoparda ze zwieszoną głową, udał się na odprawę po czym do swojej kwatery. Na następny dzień w mesie wdał się w bójkę i z wielkim zażenowaniem stwierdził że jego jedynym sojusznikiem w pyskówce a potem walce był Hadrian. Reszta albo się odsunęła albo stanęła po stronie “rzeźników”.

Gorycz, żal i żółć gotowały się w Jachsonie jak trucizna w wielkim garze szpetnej wiedźmy. I nie mógł znaleźć żadnego sposobu by ukoić ból wywołany przez ten narastający wewnątrz wrzód. Nie mógł tej spojrzeć na Doe. Uczucie zostania zdradzonym i oplutym przez nią było tak wielkie że przebywanie w jednym pomieszczeniu go drażniło.
W głowie kiełkowały mu paskudne myśli. Złośliwe, wisielcze i złowrogie.

Kiedy po zajęciach spotkał się w sali treningowej z Kane, policjantka szybko dojrzała że z Julianem jest coś nie tak. Przez ostatnie dwa tygodnie Jackson zbierał od niej bęcki z wielkim zapałem i werwą, jednak teraz wyglądał jakby było mu wszystko jedno - choćby wyrwała mu serce i podetknęła mu pod nos to on by co najwyżej wzruszył ramionami.

- Co jest? Wyrzuć to z siebie. - powiedziała Julianowi Sarah.

Inżynier spojrzał na nią bez wyrazu. To była niemała ironia losu, że gdy się poznali to on jej powiedział by nie obarczała siebie samej poczuciem winy za coś na co nie miała wpływu. Dzisiaj to on czuł że mógł zrobić więcej, postarać się lepiej, być bardziej przekonującym. Przysiedli na ławce. Julian zamknął oczy.

- Pamiętasz wtedy jak się obwiniałaś że mogłaś dostrzec zdradę i nie zdołałaś? Teraz mam to samo. Sama widziałaś co się działo. Mogłem być głośniejszy, mogłem zaprotestować, mogłem dorzucić więcej argumentów. Byłem przy tym. To nie było ukryte. A zostawiłem McKinleyowi rzeczy o człowieczeństwie, ja dorzuciłem coś o korzyściach. Nic nie podziałało. A mogłem zrobić więcej. Nie zrobiłem. Przytłoczyła mnie ta cała agresja i nienawiść. I jeszcze ten knur Barnes. Zabili mu paru kumpli. Mi zabili, do kurwy nędzy, matkę. Umarła na moich rękach. Przez kilka godzin patrzyłem jak cierpi, a bandyci z południa się śmiali trzymając nas w celi. A teraz… załoga jaśnie oświeconych strategów osrała w pierwszej akcji sztandar mojej ukochanej formacji w ramach “zemsty”, bo kilkuset ludzi zrobi różnicę w tak wielkim konflikcie. Kurwa mać. Nie ma sentymentów. To wojna. Trzeba wszystkich rozpierdolić. Nie to mi wpojono. Mama i tata mówili bym uważał na konsekwencje. Nie unosił się gniewem. Chcieli bym miał lepsze życie niż oni. Teraz zaczynam chyba rozumieć czemu ojciec odszedł z Border Rangersów i ostrzegał mnie przed mundurem. Nie chciał bym się ładował w to gówno. Nie udawał że to chwalebne czy wspaniałe. - Julian wypuścił powietrze - Mam złe myśli. Widzę pierdyliard scenariuszy w których jest tylko eskalacja działań. Robi się coraz gorzej. A potem wojna się kończy a my jesteśmy w dupie. Nie ma z czego odbudowywać czegokolwiek. Albo żyjemy dalej, tylko że jak Bandziory albo błagamy każdy przelatujący jumpship o zabranie nas z tego grajdoła.

Milczeli przez dłuższą chwilę. Julian zamknął oczy. Czy mógł coś więcej powiedzieć? Sarah też milczała.

- Nie powinieneś się tym zadręczać. Powiedziałeś “nie”. Masz czyste sumienie. - powiedziała w końcu

- To żadne pocieszenie.

- "I diabeł ma sprawiedliwe i czyste sumienie, w zależności od tego, w co wierzy"
- zarzuciła porzekadłem.

- To tym bardziej. Acz mam też diabelskie myśli odnośnie tej sytuacji. - powiedział, a na jego twarzy wykwitł złowróżbny uśmiech.

- Jak to diabelskie?

- Nie myślisz chyba że zostawię tą sprawę tak jak jest?
- zaczął pocierać palce w nerwowym geście.

Chwilę mierzyli siebie spojrzeniami. Zwykle wesołe oczy Juliana, które jeszcze jakiś czas temu były martwe i bez wyrazu, teraz zaczęły się błyskać złośliwymi kurwikami.

- Nie wiem co zamierzasz... - powiedziała policjantka kręcąc powoli głową - Ale lepiej by to nie były żadne podchody. Podkładanie świń zawsze źle się kończy dla wszystkich, a musimy polegać na sobie nawzajem.

- Ci którzy uważają że wiedzą lepiej, nie muszą.
- stwierdził zgryźliwie Julian.

- Skąd wiesz? Chociaż spróbuj ich przekonać, teraz na spokojnie.

Jackson wziął głęboki oddech. Przypomniały mu się twarze ludzi w mesie. Doe, Barnesa, ludzi z Leoparda. Gniew wezbrał w nim wielką falą. Spiął się cały, a szczęki zacisnęły mu się jak przy niesamowitym wysiłku.

- Dobrze. Spróbuję. - rzekł wypuszczając powietrze.

Na twarzy Sary pojawił się szeroki uśmiech.

- To co? Film i odgrzewana pizza na poprawę humoru? - zapytała widząc że Julian choć trochę odzyskuje swoje dawne “kolory”.

- Nie. - rzucił krótko - Potrzebuję w coś przywalić. Bardzo, bardzo mocno. Albo się zmęczyć tak bym nie miał siły nawet o tym wszystkim śnić. Bieganie po hangarze?

Sarah zastanowiła się chwilę.

- To może w rugby? Rzucanie, bieganie i bezpardonowe przepychanki? - zaproponowała.

- Nigdy nie grałem. - stwierdził Julian - W sumie. Czemu nie? Może weźmiemy do zabawy McKinleya? Będzie śmiesznie.

 
Stalowy jest offline