- No proszę, proszę – Zachariasz przyglądał się scenie w namiocie. – Wygląda niemalże jak w rzeźni. Tyle krwi to ze świni jak ją biją się wylewa. Pewnie wiesz, że z tej krwi co ją się z prosiaka zleje po zmieszaniu z kaszą robi się krwawe kiszki, ale są i inne specjały. Jak na ten przykład czernina zwana też czarną zelewajką, albo norski przysmak blotplattar, krwawe naleśniki. Te są szczególnie ulubione przez wyznawców Khorne’a- zaśmiał się. – Można też, jak to podpatrzył od wędrowców z Kitaju pan Niklas Prulka, robić pyszny budyń z krwi albo nawet napoje na jej bazie… Tak, tak. Chodźmy za śladami.
Ślady były wyraźne i prowadziły wprost do zagajnika. Niestety nie było możliwe dokładne sprawdzenie, gdzie dalej udał się zabójca młodego księcia, ponieważ w niewyjaśnionych okolicznościach został on brutalnie zdekapitowany wśród drzew. Czego dowodem była odcięta głowa, którą właśnie ktoś cisnął zwiadowcom pod nogi. Zachariasz już miał coś powiedzieć, ale był trochę zaskoczony a po drugie wrzask atakujących orków zagłuszyłby jego słowa.
- Spierdalamy! – krzyknął za to i nie oglądając się za siebie pognał w kierunku obozowiska. Strzelać nie mógł bo nie miał kuszy, a noże do rzucania raczej nie wyglądały na coś, co może szarżującego orka powstrzymać. Zachariasz kierował się do swojego legowiska, żeby zabrać cięższą, zwykłą kuszę, a potem znaleźć się gdzieś z boku, co pozwoliłoby mu razić zielonego wroga z flanki.