Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2021, 14:27   #270
Ketharian
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Pokład Gwiazdy Talabanu, strefa lądowania Amelii de Vries

Widząc trzymaną w rękawicach Amelii czaszkową protezę, jeden z asekurujących ją żołnierzy dosunął się do arcymilitantki za pomocą magnetycznych butów i przysunął głowę do groteskowego znaleziska lustrując je zza szyby skafandra.

- Implant czaszkowy jakiegoś serwitora, moja pani – oznajmił zupełnie niepotrzebnie, ponieważ de Vries wiedziała doskonale, z czym ma do czynienia – Całkowicie pozbawiony tkanki organicznej... nigdzie wkoło nie widać ani zamarzniętego ciała ani innych wszczepów.

Nahełmowa latarka dziedziczki obrzuciła pełen smoliście ciemnych zakamarków korytarzy, nie natrafiając wzrokiem na żadne inne pozostałości po serwitorze, którego cybernetyczna proteza była w tej chwili jedynym namacalnym dowodem na to, że na pokładzie frachtowca przebywały kiedyś żywe istoty.

Drugi ze szperaczy zatrzymał się w wylocie korytarza wiodącego na pokład podmostkowy, wyłapał snopem światła swej latarki wielkie metalowe tablice wiszące na przeciwnej ścianie.

- Statek pozostaje w trybie hibernacji od ponad siedemnastu lat, pani de Vies – przez pełen zakłóceń eter przebił się komunikat jednego z żołnierzy Amelii oddelegowanego do ochrony grupy prezbitera Ramireza.

Siedemnaście lat. Względnie krótki okres czasu biorąc pod uwagę prehistoryczny wiek niektórych odnajdywanych w pustce kosmosu wraków, ale zarazem zdecydowanie zbyt długi, aby standardowe systemy podtrzymywania życia zabudowane na podobnych jednostkach zdołały kogokolwiek ocalić przed morderczym dotykiem kosmicznego chłodu.

- Moja pani, jesteśmy we właściwym miejscu – głos szperacza stojącego w wylocie korytarza wyrwał Amelię z niespokojnego zamyślenia, zwrócił jej uwagę na stojącego w miejscu mężczyznę. Bosman Janniker, przypomniała sobie jego stopień i nazwisko.

Napinając mięśnie oderwała zaopatrzone w magnesy stopy od ściany korytarza, która dla niej od dłuższej chwili pełniła rolę posadzki, podążyła w kierunku żołnierza czując za sobą obecność arcykapłana Hirosiusa oraz Nawigatora Visschera i jego przybocznych strażniczek. Gdzieś w tyle silniejsze snopy światła zdradzały obecność wyposażonego w reflektory mobilnego generatora mocy, który pchany w stronę śluzy mostka miał zasilić potężną dawką energii mechanizmy jego pancernego włazu.

- Główne wejście na mostek znajduje się piętro wyżej, pani de Vries – oznajmił bosman Janniker – Wieża i kwatery Navis Nobilite pięćset metrów od tego miejsca w głąb tamtego korytarza. Kwatery szeregowej załogi, magazyny zaopatrzeniowe i pokład rekreacyjny piętro niżej.

- Pokładowa świątynia? – zapytała retorycznie Amelia, zanim bowiem dokończyła mówić, jej własny reflektor wyłonił z ciemności tablicę z odpowiednim opisem – Dwieście metrów w tamtą stronę, dolny podpokład.

- Jaki ma pani plan, pani de Vries? – zapytał Bartholem Visscher zatrzymując się obok dziedziczki – Dokąd teraz?



Pokład Gwiazdy Talabanu, strefa lądowania prezbitera Ramireza

Wnętrze maszynowni frachtowca przypominało gigantyczną metalową pieczarę. Stojąc na umieszczonej wysoko platformie serwisowej prezbiter Ramirez próbował przeniknąć jej zimną pustkę całym spektrum dostępnych czujników, bo jego własny reflektor miał zbyt niski współczynnik lumenów, by snop światła sięgnął do sklepienia czy posadzki monumentalnej hali. Jego blask zdołał wychwycić jedynie gigantyczne łańcuchy zwisające z umieszczonych pod sufitem maszynowni dźwigów, wykorzystywanych do umieszczania w fuzyjnych reaktorach ważących po kilkadziesiąt ton prętów paliwowych. Znajdujące się poniżej bryły samych reaktorów ukryte były w kompletnie odartej z mechanicznego życia ciemności.

Ramirez bez trudu potrafił sobie wyobrazić to miejsce jako tętniące życiodajną energią sanktuarium Omnimesjasza, skąpane rzesiście w blasku neonowych lamp, pełne melodyjnych trzasków, stuków, szumów i zgrzytów składających się na chwalebne psalmy ku czci Boga-Maszyny. Oczami wyobraźni najwyższy techkapłan Błysku widział setki odzianych w czerwień i złoto techadeptów oraz towarzyszących im serwitorów namaszczających skomplikowaną maszynerię, śpiewających cyfrowe psalmy i kalibrujących w nieskończoność aparaturę maszynowni dążąc do osiągnięcia stanu absolutnej perfekcji procesu atomowej fuzji.

Unosząca się w próżni Bellita wyrosła ponad barierkę pomostu, zawisła w ciemności pustej przestrzeni niczym jasnoskóra głębinowa ryba pochwycona w krzyżujące się ze sobą snopy światła lamp. Gdyby na pokładzie Gwiazdy Talabanu działały generatory antygrawitacyjne, Mistrzyni Chóru runęłaby z katastrofalnym skutkiem ku odległej o setki metrów metalowej posadzce maszynowni, teraz jednak – w świecie pozbawionym siły ciążenia – mogła unosić się ponad reaktorami niczym batyskaf.

- Coś czuję... – Ramirez zatrzymał się w połowie schodów wiodących na niższy poziom maszynowni słysząc w eterze dziwnie brzmiący głos astropatki – Coś mnie... trapi.
 
Ketharian jest offline