Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2021, 19:04   #17
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Magyczne sprawienie odporności Patrickowi i Mervi, na typowe, lokalne zarazy. Udało się jej nawet wzmocnić układ odpornościowy obojga magów przed mniej zidentyfikowanymi i bardziej prozaicznymi problemami natury jelitowej i pasożytniczej.
Zajęło jej to niestety trochę więcej czasu niż przypuszczała, prawie półtorej godziny. Siłą rzeczy, przy okazji miała wgląd we wzorzec życia nowych towarzyszy. Chyba zrozumiała czemu Mervi ma awersję do strzykawek, widać nawet bez magy zrosty po igłach na ramionach wirtualnej adeptki. Kolano Patricka budziło też niepokój, wyglądało jak wynik paradoksu który… Nie potrafiła tego nazwać i opisać, ale gdy na nie spojrzała, przepływ energii życiowej wydawał się zaburzony w czasie.
Rankiem, przed wylotem mieli okazję spotkać ewidentnie zmęczonego Samuela. Zapytany o powody problemów, z krzywym uśmiechem na ustach zasłonił się kwestiami teurgii. Druid pomyślał o swoim bezpieczeństwie, będąc też uodpornionym na miejscowe zarazy.
Zabrał też Mervi swoją kartę w sposób, po którym wirtualna adeptka poczuła się ograna jak dziecko. Po prostu, kupując jedzenie na lotnisku, poprosił o kartę, zasłaniając się barakiem gotówki. Nim Mervi się zorientowała, schował własną kartę i zmienił temat na spotkane przez nich pająki wzorca. Jeśli przymknąć oko na niezręczne pauzy i dziwne analogie Samuela, mężczyzna przypominał jej trochę Firesona pod względem wiedzy. I pewnej dozy arogancji względem „swoich”. Jak i Fireson niepochlebnie wypowiadał się o elitarności wirtualnych adeptów, tak Samuel jawnie żartował z mistycznych zwyczajów.
Akane i Patrick zwrócili uwagę na stwierdzenie druida o pająkach w pajęczynie atakujących zwykle wedle schematu, sugerują, iż kolejna zasiadka wyglądałaby identycznie, jeśli chodzi o dwa pierwsze ataki. Mervi była zbyt zajęta przeglądaniem zeskanowanego manuskryptu który podesłał jej druid na temat pająków wzorca. Za dużo nie rozumiała z mistycznego bełkotu, a to co wyciągnęła było jednocześnie tym, o czym o dawna wiedziała, jednak i tak lektura była dla niej dziwnie faszynująca.

***

Podróż minęła przebudzonym zadziwiająco dobrze, chociaż mieli świadomość, że to może być ostatni, tak wygodny lot. Linie lotnicze rytmicznie zawieszały i odwieszały połączenia do Windhuk, stolicy Namibii.
Wokół lotniska kręciło się dużo wojska, lecz ten widok raczej uspokajał niż niepokoił. Stolica wygląda na dobrze zabezpieczoną i utrzymaną. Patrick i Mervi zdawali sobie dlaczego, jeśli już dochodziło do walk wstoliy, w Afryce nie przypominało to oblężeń, a krótki, krwawe szturmy na budynki administracyjne. Sielanka była pozorna.
Nieco ciekawiej prezentowała się podróż do Otjiwarongo. Tutejsze głównr drogi pośród niczego pachniały jednocześnie suchym piaskiem i wilgotną, deszczową glebą. Najwidoczniej musiało niedawno padać, ale żar zdążył na powrót wysuszyć okolice. Niskie, krępe drzewa, piasek, karłowate wzgórze. Blisko miast nie zapuszczały się zwierzęta, lecz w połowie drogi, blisko granicy widnokręgu dostrzegli duże koty, chyba lwy, chociaż nie mieli pewności, czy to one.
Minęli tylko jeden, prowizoryczny posterunek kontroli, który przepuścił ich bez komplikacji, widząc białe twarze. Sądząc po uzbrojeniu i postawie, zadaniem żołnierzy było ostrzeganie przed zbrojnymi grupami, a nie prowadzenie kontroli drogowych.
Do Otjiwarongo dotarli, gdy było już blisko zachodowi słońca. Miasto prezentowało się naprawdę dziwnie. O ile nikt z nich nie miał „telewizyjnego” obrazu przed ozami myśląc o stolicy kraju, to jednak ta mała mieścina spowodowała swoim wyglądem pewne zaskoczenie. Otjiwarongo prezentowało się sucho, pusto, dość bogato, a jednocześnie stosunkowo klaustrofobicznie.
Niska zabudowa, zadbanych, acz przykurzonych budynków rozstrzelona była pomiędzy szerokimi, ciemnymi drogami i wielkimi skrzyżowaniami po których raz na jakiś czas przejeżdżał pojedynczy samochód. Całości krajobrazu dopełniaczy wszechobecne, murowane ogrodzenia oraz zielone, niskie drzewa niekiedy zgrupowane w ogródki przy posesjach – domach połączonych z zajadami lub sklepami.
Klaustrofobię powodowało nagłe kończenie się miasta. Wobec szerokich ulic, oraz płaskiego krajobrazu i niskiej zabudowy, człowiek spoglądając na wprost drogi czuł się dziwnie ściśnięty, gdy nic nie zasłaniało mu widoku. Miasto gwałtownie kończyło się, otwierając się na wielkie przestrzenie płaskowyżu.
Przez to wydawało się dziwnie ciasne.
Wkrótce, gdy zjechali do motelu, ogarnęli dlaczego miasto wydawało się im takie małe. Mniejsze, ciasne uliczki prowadziły do dalszych, rozstrzelonych zabudowań, tworząc wokół pustawego centrum coś na kształt przedmieścia.
W motelu znajdowały się ledwo cztery pokoje. Właściciel był Mulatem, z którym dało się porozumieć łamanym angielskim. Oczy świeciły się mu na dolary, miał dość wysoką stawkę, oferował nawet zrobienie im zakupów (i zapewne obranie wysokiego koszykowego). Było jednak czysto, a póki nie było więcej gości, mogli wybrać dowolne pokoje w tej samej cenie, nawet biorąc osobny dla każdego.
Samuel nalegał, aby jeszcze przed zmierzchem udać się pod adres kontaktowy. Druid zwracał na siebie uwagę, chociaż widać, że dostosował się odrobinę do klimatu, zamieniając marynarkę na dobrze spasowaną, czarną kamizelkę, oraz powijając rękawy koszuli. Wyglądało to o najmniej ekstrawagancko, lecz jeszcze w normie.
Wiatr zawiewający wszędzie piach działał im na nerwy.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline