Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2021, 21:43   #55
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Narada. Post wspólny

Dwa dni minęły relatywnie szybko. Zdecydowanie szybciej, niż kiedy chłonęli mnóstwo nowych, stresujących wrażeń i mieli pełne ręce roboty. Spędzili je w zasadzie tylko na wykładach, żarciu, badaniach lekarskich i śnie. Zaczynały się pojawiać pierwsze oznaki bitewnego stresu, szczególnie u Hadriana i Sarah (którzy mieli omamy spowodowane intensywną pracą z implantami). Na szczęście się nie pozagryzali wzajemnie… a przynajmniej nie po tym, jak Ishida ich szybko postawił do pionu po sprzeczce w mesie na obiadokolacji po przylocie z dwumisji.
Teraz była godzina ósma rano trzeciego dnia drugiego pobytu w bazie. Inżynierowie i technicy raportowali, że Leopard, LTN i mechy są w pełni sprawne, załadowane i gotowe do dalszej akcji. MechWarriors, oficer łącznikowy i pilotka AeroSpace zebrali się z panem Ishidą w sali odpraw ze stołem holograficznym, który już wyświetlał mapę Ziaren.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=eUNnZ4d2NQA[/MEDIA]

Czerwieni było prawie tyle samo, a może nawet więcej jak przedtem. Były też znaczące zmiany. Bennington przy Morzu Chłodnym było czerwone i przekreślone, podobnie jak wyspy Vergennes i Windsor. O dziwo na samym morzu, oraz na Grand Lake, były czerwone punkty. Wokół Newport i Middlebury stabilizacja, bez zmian. W interiorze nieopodal Essex i Milton masa czerwonych punktów i znaczników oznaczających ataki, podobnież przy Williston. Przy Burlington dalej spokój, przy Fort Ticonderoga mniej ataków niż przedtem. Za to gęsta fala czerwieni z południa wpychała się coraz głębiej na północ, w terytoria Ziaren. Bandyci całkiem przedarli się na wybrzeżu i w pasie pomorskim. Od innej strony zbliżali się już do Hartford, przed którym Rangersi toczyli z nimi boje opóźniające. Póki co olewali Wielką Górę Zieloną i Montpelier - szczęście w nieszczęściu.

Ishida dał im chwilę, a McKinley manipulował mapą by mogli przyjrzeć się interesującym ich miejscówom i ruchom.

- Maszyny są gotowe w samą porę. Mam dla was dwie palące sprawy. W interiorze sytuacja strategiczna zaczyna być krytyczna. Piraci intensyfikują naloty i rajdy, a podpalacze działają sobie w najlepsze. Garnizony z Milton i Essex są zbyt nieliczne, zbyt słabe i zbyt mało mobilne aby sobie poradzić z ciągle krążącymi w okolicy desantowcami i promami. Poniosły spore straty. Jeśli tak dalej pójdzie, rolnicze miasta osłabną i zostaną stracone od jednego silnego ataku. Ponadto uczulam na fakt, że republika codziennie traci olbrzymie ilości żywności dla ludzi i paszy dla zwierząt. Ale to nie wszystko. Panie McKinley, proszę o pokazanie Williston.

Jak powiedział, tak zrobił.

- Przedwczoraj doszło do kolejnego, silnego napadu na to miasto od strony Grand Lake, połączonego z ostrzałem wybrzeża. Kilka poprzerabianych cywilnych statków i łodzi. Udało się je zatopić, a desant pontonowy odeprzeć, ale nabrzeżne umocnienia i budynki są w ruinie. A wróg wczoraj zmaterializował drugi, próbny atak… znacznie poważniejszymi siłami. Mają łodzie klasy wojskowej, głównie konwencjonalne i wodoloty, oraz poduszkowce dostosowane do transportu wodnego. Tym razem obrońcy ledwo to wytrzymali i padliby, gdyby nie sondowy charakter ataku. Zwiadowcy ruszli tropem nieprzyjaciół i obserwują ich ukrytą bazę na południowym wybrzeżu jeziora. Przed godziną dali cynk, że flotylla i desant zbierają się do kolejnego szturmu. Jest duże ryzyko, że obrona Williston się pod nim załamie i stracimy to miasto. Oponent będzie miał drugi silny przyczółek na południu, obok Bennington, i będzie mógł wedrzeć się do interioru oraz zamknąć Hartford, tamtejszy garnizon gwardii i wszystkie pozostałe siły Border Patrol w okrążeniu lub kotle.

Mruknął gniewnie.

- Sprawy się komplikują, gdyż udało nam się przechwycić komunikaty podpalaczy. Będą się zbierać dzisiaj późnym popołudniem niedaleko Essex. Piromani będą smażyć pola, silosy i stodoły, podczas gdy lotnictwo będzie osłaniać przed kontratakiem z miasta. Te składowiska to jedne z największych w kraju i stanowią jedną czwartą naszych rezerw materiałowych. Mam nadzieję, że rozumiecie powagę sytuacji.

Przez dłuższą chwilę popatrzył po zgromadzonych.

- Nie ma czasu na jedno i drugie. Zanim zdążycie obronić Williston, piromani spustoszą rezerwy. Zanim dotrzecie na miejsce sabotażu i zatrzymacie ten proceder, Williston już będzie w rękach Bandytów i niełatwo będzie ich stamtąd wyprzeć. Musicie dokonać wyboru.

- Jest jeszcze coś. - rzucił McKinley - Lider tej “Armii Czerwonej Wstęgi”, rzekomy “król Bandytów” nazywający się Ernest Kwame Mwabutsa, ujawnił się. I to w spektakularnym stylu. Czerwoni zreperowali naziemne stacje TV i puścili wszystkimi kanałami jego przemówienie. Sami zobaczcie.

Zapadła długa cisza po wyświetleniu filmu. Wreszcie Jake podjął dalej:

- Pani prezydent Lydia Londa nie żyje. Wiemy też, że panowie wiceprezydent Norman Osberger i minister rozwoju i infrastruktury Wilford Spencer, ojciec Hadriana, są w rękach nieprzyjaciela i przebywają pod kluczem w Newport. Żyją, to wiemy od informatorów. Zresztą, jakby chcieli ich zabić, to poddaliby egzekucji razem z prezydent Londą.

-[i]Rozumiem, że jak poprzednio głosujemy. To uważam, że Williston ma większy priorytet. Na nic nam zapasy jak damy się zalać wrogowi i pozwolimy sobie zniszczyć naszą chyba najbardziej doświadczoną jednostkę jaką jest Border Patrol.[/]- rozpoczął dyskusję młody Spencer.

- Ilość zasobów jest ograniczona. - rzekł spokojnie Julian - Gdy konflikt straci na intensywności ilość posiadanych zasobów na człowieka będzie kluczowa. Paliwo, jedzenie. Plus jest szansa strącić sporo wrogiego lotnictwa które będzie non stop dla nas utrapieniem przez resztę wojny.

-[i] Masz rację będziemy potrzebowali zasobów, dlatego trzeba ratować Williston i największe źródło słodkiej wody jakie ma republika. Walczymy w klimacie dość ciepłym i suchym. Jak zabraknie wody to padniemy, a przy okazji trzeba wiedzieć że liczba wojskowych ekspertów jest równie ograniczona. Więc powiem wprost ratujmy Williston dla zapasów i dla towarzyszy broni.[/]

- A nie możemy się rozdzielić? - do rozmowy włączyła się Sarah. Mówiła patrząc na mapę zamiast na ludzi obok - Potrzebują nas tu i tu. Ocalimy ludzi i w dłuższej mecie zafundujemy ich głód.

- Plan dobry, ale logistycznie prawdopodobnie niemożliwy. Leopard jest jeden, chyba że o czymś nie wiemy?- mówiąc to Had zerknął na Ishidę chcąc sprawdzić czy nie chciałby czegoś dodać w tym temacie.

- Chęci starczy i na całą planetę, ale Leopard jest jeden, prawda. - odrzekł poważnie starzec.

- Co do wody nie jest tak źle, Had. - wtrącił się McKinley - Wód gruntowych starczy na większość rzeczy, a za jakiś miesiąc, maksimum dwa zaczną się monsuny.

- Wody do picia starczy, ale można ją wykorzystać również w inny sposób. Swoje wyjaśnienia rozpocznę od tego, że nasze mechy, albo ich warianty są zdziebka bezużyteczne do walki z lotnictwem. Może i będziemy w stanie skutecznie ostrzelać największe machiny latające, ale za to wrogie myśliwce nas w tym czasie zezłomują. Prawda jest taka, że jeśli chcemy wygrać w tej wojnie to nie możemy sobie pozwolić tak szybko na stratę jakiejkolwiek maszyny, a bez strat w Essex się nie obędzie. Przypominam, że nasze pierwsze i póki co jedyne spotkanie z wrogimi formacjami powietrznymi to była ucieczka, która pomimo początkowej przewagi odległości i tak nie była łatwa. Są zbyt mobilne, a my nie mamy na to uzbrojenia. Uzbrojenia jakie mamy szansę pozyskać na bandytach. Jak nasze pierwsze starcie pokazało mają oni sporo lekkich pojazdów z różnej maści szpejem, które jak pokazały rany Leoparda są w miarę do przyjęcia jako środki przeciwlotnicze. Doposażając nimi doświadczone oddziały jakie uratujemy moglibyśmy zastanowić się nawet nad kontratakiem na Newport. Wracając do wody. Mając tak wielki zbiornik wodny moglibyśmy wykopać kanały i stworzyć system irygacyjny rozpoczynając przy tym uprawy na południu. Klimat na Amerigo umożliwiłby nam wyhodowanie czegoś zjadliwego w ok. pół roku. Zaciskanie pasa i tak nas nie ominie, a to pozwoli zminimalizować skutki, ponieważ ratowanie pól na północy będzie bardzo ciężkie jeśli wręcz niemożliwe. Jest pora sucha, a my tam będziemy mieć regularną bitwę. Pożary powstaną i rozprzestrzenią się w chwilę. Pojedyncza salwa rozpieprzy magazyn, czy silos. Dlatego proponuje zwalczyć ogień ogniem. Puścimy kablem, aby nasi podpalili pola na naszych zasadach. Niech ogień rozprzestrzenia się od nas do nich. Niech wrogie siły lądowe zatrzyma ściana ognia, a lotnictwo ograniczy dym. Może da to możliwość, by ewakuować stamtąd cokolwiek. My w tym czasie zmiażdżymy ofensywę wroga na południu i stworzymy podwaliny pod odbicie naszej stolicy co praktycznie może oznaczać koniec wojny jeśli zabijemy tego Mkbewe czy jak mu tam. - i tym nieśmiesznym żartem zakończymy i tak już przy długą przemowę młodego Spencera.

Gdy Hadrian przedstawił cała strategię po której zapadła cisza. Przerwał ją Julian.

- Spenc… w jakim ty zaczarowanym świecie żyjesz? - zapytał okularnik - Jakie kanały? Jakie pola na południu?

- Rozumiem, że do reszty nie ma zastrzeżeń? Tak to pomysł z kanałami i polami bardziej ma czymś zająć bezrobotne masy uchodźców i potencjalnych jeńców wojennych. Możliwe, że jak wojna się przedłuży to coś by z tego było. Ogólnie to chciałbym zaznaczyć iż wojny wygrywa zazwyczaj strona lepiej do niej przygotowana, a my rozpoczęliśmy naszą w opuszczonych gaciach. Jeśli chcemy myśleć o przyszłości to trzeba szybko tę sprawę ogarnąć. Dlatego moim zamiarem jest uratowanie Williston i południowych oddziałów, oraz rozpocząć marsz na NewPort. W kwestii trzeciego podmiotu wrogich sił. Piratem zostaje najczęściej osoba chcąca się dorobić. Nie będą umierać za sprawę. Wpierdoliliśmy Workmenom, wpierdolmy bandytom, a z piratami się dogadamy. Zapewne spore łupy zdążyli już zgarnąć, a jak wyczuje że ich dotychczasowi sojusznicy sobie nie radzą to jak zachęcimy ich odpowiednim podarkiem możliwe że będą skłonni dać nam spokój.- gadał i gadał Had aż przerwę na oddech musiał zrobić.

Wrażenie znajdowania się w surrealistycznym śnie uległo spotęgowaniu do tego stopnia, że Kane niepewnie rzuciła okiem na ścienny zegar jakby w obawie zobaczenia jak spływa on po ścianie prosto na podłogę.
-Z całym szacunkiem Hadrian, ale czy ty siebie słyszysz? Zapędzenie uchodźców do pracy w polu, może jeszcze zbudujmy im obozy i powieśmy tabliczki, że praca czyni wolnym? - odezwała się już po przetarciu twarzy dłonią i szybkim rzucie oka w kierunku podporucznika. Odchrząknęła krótko.
- Idzie pora monsunowa, każda praca w polu będzie udręką dla ludzi wyczerpanych wojną, chorobami, ranami, biedą i PTSD. Ci ludzie będą potrzebować wsparcia, nie bata nad karkiem i zmuszania do pracy ponad siły. Poza tym pół roku… pół roku głodu zbierze swoje żniwa, a po tym magicznym czasie i tak nie będziemy w stanie wyprodukować tyle żywności, aby zaspokoić nasze potrzeby. Wróg dzięki wsparciu lotniczemu może sobie ściągać zapasy z baz poza planetą: czy z orbity, czy z księżyców o ile tam się zadekowali wcześniej. My nie mamy takiej możliwości, nasi obywatele nie dostaną paczek zaopatrzeniowych. Możemy liczyć tylko i wyłącznie na to, co w tej chwili… i nie ma co myśleć, że wyhodujemy cokolwiek - popatrzyła na Spencera - Nie pozwolą nam na hodowanie czegokolwiek. Dlatego musimy bronić tego czym w tej chwili dysponujemy. Obrona pól i silosów z rezerwami narodowymi kupi czas nam wszystkim. Za tym głosuję - wskazała palcem mapę - Nie tylko bronimy ich, ale też likwidujemy naczelną grupę szybkomobilnych podpalaczy. Chronimy wszystkie pola i silosy... przyszłe, niepodjęte zbiory i te na czarną godzinę zdeponowane w rezerwach. Zamiast stawiać cokolwiek od nowa, skorzystamy z gotowej infrastruktury.

- Wszyscy o polach, a ja tu najbardziej zaznaczam plan jak zakończyć tę wojnę w jak najkrótszym czasie. Pomysł z kanałami ma służyć głównie propagandzie i by ludzie jak zauważyłaś po przeżyciach mogli się czymś zająć, a nie rozmyślać nad tym co było. Co zrobią to ich sprawa. Ja głównie widze to tak. Południe jest na milimetr od kompletnej zagłady. Stracimy tam wszystkich to nas hordy zaleją jak na starożytnej Ziemi barbarzyńcy cesarstwo rzymskie. Moja główna myśl jest taka. Ratować oddziały z południa, a potem wszystko co można grupować w Middlebury i przygotować się do kontrataku w kierunku Newport. Mówisz Kane, że oni nie pozwolą nam nic wyhodować. Tak nie pozwolą i my też nie możemy pozwolić im się zadomowić w naszej stolicy wraz z jej wszystkimi dobrodziejstwami w postaci fabryk itp. Rozpierdzielilismy bazę Workmenów, teraz przygotujemy się do zniszczenia bazy bandytów. We wczesnych państwach stolica była tam gdzie rezydował król, a ich król jest w Newport. Zróbmy to a wojna skończy się szybciej i to my będziemy mogli ściągnąć żywność z innych planet i rozdawać naszym paczki.- zakończył swoją mowę Had.
- Jeśli dalej chcecie lecieć do Essex to podacie pomysł jak walczyć z ich lotnictwem, a jak twierdzicie, że mam abstrakcyjne myśli to podajcie swoje racjonalne.- dodał jeszcze na szybko.

Sierżant skrzywiła się.
-Nie byłeś nigdy w strefie otwartego konfliktu przed tą wojną, prawda? - spytała Spencera, przekrzywiając głowę w lewą stronę. Na odpowiedź jednak nie czekała - Pola to część wojny. Tego nie zakończymy w tydzień, ani nie w miesiąc. Oni już siedzą w naszych fabrykach i stolicy. Teraz chcą nas zagłodzić. Szybka wojna… optymistycznie pół roku głodu. Bo w tej chwili nie my mamy możliwość domówienia czegokolwiek, a wróg. Nam zostają racje z powierzchni. Ich obrona. Chyba wystarczająco cywili zamordowaliśmy jak na jeden tydzień, nie trzeba do tego dokładać jeszcze kilku milionów lekką ręką - dodała kwaśno i wróciła do neutralnej miny - Ludzie po ciężkich przeżyciach potrzebują spokoju i pełnego żołądka. Nie korporacyjnego wyzysku… jak mówiłam. Daj im jeszcze tabliczki że praca czyni wolnym - wzruszyła ramionami - Nikt nikogo nie zaleje. Jeżeli Bandyci z żądzy krwi zamkną Hartford w pełnym okrążeniu i postanowią nie wziąć jeńców… jaki efekt wywołają? - nabrała powoli powietrza.
-Rangersi, ochotnicy i cywile walczą do ostatniego. Do ostatniej kropli krwi… czym kupują nam czas. Tak, nam tutaj. Możemy… zrobić coś dobrego. Dorzućmy siedem dni w błocie i deszczu na tydzień, bo monsuny. Wychodzi, że długa droga nas czeka. Lotnictwo za to musi mieć potężne wsparcie logistyczne. Należy zidentyfikować ich Szlak Ho Chi Minha. - odruchowo zerknęła na oficera łącznikowego.

-Skoro stawką jest z jednej strony jedna czwarta rezerw, a z drugiej utrata przyczółka taktycznego, to raczej skłaniam się za obroną Williston i zniszczeniem bazy wroga na południowym brzegu jeziora. Z drugiej strony, zniszczenie lub poważne naruszenie wrogiego lotnictwa też jest nam bardzo na rękę. Pojazdy powietrzne są niepomiernie bardziej cenne na tej planecie niż łodzie wojskowe. Potrzebuję więcej danych wywiadowczych. Podporuczniku, proszę wyświetlić dokładniejszy raport o jednostkach widzianych w pobliżu Essex. - do rozmowy włączyła się Iroshizuku.

McKinley znalazł stosowny raport i wyświetlił. W interiorze okazyjnie zauważano ciężkie promy AeroSpace transportowo-logistyczne, lekko uzbrojone i opancerzone, kiepskie w manewrowości i prędkości, ale bardzo ładowne. One jednak głównie kręcą się przy Newport i Vergennes. Głównymi dostawcami zapasów i szpeju oraz taxi dla podpalaczy jest DropShip/DropShuttle typu Clippership IV. Okazyjnie zastępuje go nieco lepsza wersja, DropShip Clippership V. Obydwa to duże, ładowne maszyny o sporych możliwościach modyfikacji, acz nie uzbrojone i opancerzone aż tak super, jak mogłyby być. W interiorze działa też DropShuttle projektu K-1, znacznie mniejszy i lżejszy (pod bojowym względem też).

Iroshizuku zaczęła studiować dostępne materiały. Kalkulowała co najbardziej opłaca się zniszczyć. I co poświęcić.

-Głód podczas wojny to normalna rzecz. A po wojnie to niemal pewnik - kontynuowała przeglądając informacje. -Zachęcenie ludzi do pracy nad irygacją pól jest dobrym pomysłem. Wysiłek fizyczny, poczucie misji, wspólnota ludzi robiących coś dobrego dla innych, w końcu - po prostu zajęcie, na którym można się skupić, zamiast rozpamiętywać okrucieństwa wojny - to wszystko złagodzi nastroje depresyjne i PTSD.
-Ishida-sama, uwarunkowania panujące na planecie nie sprzyjają dobrej komunikacji, wszystkie informacje muszą pochodzić od zwiadu - czy to naziemnego, czy lotniczego. To działa na naszą niekorzyść. I na niekorzyść przeciwnika. Powinniśmy zacząć ich zwodzić, pokazać, że jesteśmy silni tam, gdzie jesteśmy słabi i słabi tam, gdzie jesteśmy silni. Tak, jak stoi w “Sztuce wojny”. Na następną misję trzeba zmienić barwy Leoparda, a na burtach dać jakieś logo z 7. I wywoływać go jako członka 7. Bazy Lotnictwa Taktycznego Odrodzonego Amerigo. Niech się zastanawiają, gdzie jest pozostałe sześć takich baz. Żeby fortel się udał, będzie potrzebne jeszcze kilka Leopardów i jakieś myśliwce aerospace. A skoro ich nie mamy, to musimy stworzyć taką iluzję - przerwała na moment i wyświetliła holograficzne mapy nad stołem.
- Mamy kilka miejsc nadających się na lotniska. I mamy przynajmniej jedną cywilną fabrykę produkującą gumę i wyroby pochodne na skalę przemysłową. Niech zajmą się wytwarzaniem atrap Leopardów, myśliwców a nawet czołgów. I niech potem wojsko przetransportuje to po kryjomu na lotniska i przesuwa od czasu do czasu, symulując udział w działaniach bojowych. Kilka osmaleń, śladów po kulach, czy uszkodzeń też się przyda. Wszystko, aby nadać temu wiarygodności. Kontrwywiad pokpił sprawę przed wojną, dajmy mu szansę na odpokutowanie win. Niech robią co do nich należy.

- Wydaje mi się że trzeba nam teraz zmierzyć się z faktem że wciąż wojsko i cywile mają status zinfiltrowani i podejrzani. I prędko to się nie zmieni. Nieprawdaż? - Julian spojrzał na Asagao z życzliwym uśmiechem jak nauczyciel wyjaśniający coś dziecku - A to oznacza że wszelkie działania mylące będą miały krótką żywotność, nie mówiąc o zmarnowaniu czasu, energii i zasobów w proporcji do uzyskanych korzyści. Chyba że naprawdę chcemy zapędzić do tego ludzi by mieli co robić. Choć uważam że budowa umocnień w tym wypadku ma więcej sensu, podobnie jak powszechny pobór. Zresztą. Chyba jesteśmy niezależni od wojska czy władz więc możemy im co najwyżej sugerować pewne rzeczy. Jeżeli się mylę, proszę o wyprowadzenie mnie z błędu.

- Opierasz opinię na swojej bogatej wiedzy dotyczącej działania jednostek kontrwywiadowczych? Wojskowe służby informacyjne, czy też to co z nich zostało, przeprowadzą lustrację i weryfikację tak drobiazgową, jakby od tego zależało ich życie. Bo w zasadzie - będzie zależało - jeżeli Iroshizuku zauważyła protekcjonalny ton Juliana, nie dała po sobie niczego poznać. - Bo wojna to nie tylko prowadzenie mechów do walki, to zmagania na kilku innych płaszczyznach - wyjaśniła spokojnie. - I jak najbardziej mogę sugerować rozwiązania osobom decyzyjnym w sztabie. Jak dotąd polegali na mojej praktycznej wiedzy i doświadczeniu w konfliktach zbrojnych. Nie widzę powodu dlaczego miałoby się cokolwiek zmienić w tym temacie.

- Pobór brzmi dobrze, ale ktoś będzie musiał tymi ludźmi dowodzić. Dlatego jeśli chcemy poboru to musimy ratować Williston i tamtejszych weteranów. Będą oni podstawą nowo powstałych oddziałów jako ich dowódcy i szkoleniowcy.- mówiąc to patrzył w stronę Juliana
- A jeśli ktoś powie, żę będziemy potrzebować dla nich żywności dlatego trzeba lecieć do Essex to od razu powiem, żę większość tych ludzi nie przetrwa pierwszego starcia. Baa patrząc na to co się dzieje i że nikt na tej wojnie nie myśli o czymś tak durnym jak branie jeńców to liczba osób, którą będziemy mieć do wykarmienia spadnie do poziomu z jaką powinniśmy sobie poradzić. Poza tym oprócz Essex jest jeszcze Milton. Moja finalna propozycja. Williston, by ratować tamtejsze siły i front przed katastrofą, a potem możemy zaryzykować jak tak bardzo chcecie starcie z wrogim lotnictwem i przyczaić się na nich pod Milton, które jest naturalną kontynuacją ich strategii niszczenia zapasów. Będzie to bardzo ryzykowna strategia, bo pomysłu na walkę z siłami powietrznymi chyba nie posiadamy? - mówiąc to Spencer rozejrzał się po zebranych.

Victor słuchał… słuchał dużo i mało się odzywał. Czuł się nie na miejscu… tak bardzo “przypadkowo”.
- Ratujmy naszych wojaków - odezwał się w końcu - Dostajemy w dupę tu i teraz. Nie mamy luksusu poświęcenia teraźniejszości na rzecz przyszłości. I szczać na cywili. Jeśli obóz pracy zwiększy nasze szanse na zwycięstwo, to sam namaluję te tabliczki “praca wyzwala”. - powiedział bardziej obojętnie nawet niż mrocznie. - Nie mamy luksusu eleganckiej walki. Nie mamy luksusu godnej ani humanitarnej walki. Musimy pazurami i zębami chwytać się przetrwania. Niech nasi zostaną w Essex tylko tyle aby spowolnić podpalaczy, a potem sami podpalą silosy i pola i uciekają za zasłoną ognia. Byleby tylko te szumowiny nie wzięły naszych zapasów dla siebie. I póki nie usłyszę jak mielibyśmy sobie radzić z lotnictwem jestem przeciwny wchodzeniu z nimi w starcie. Marauder co najwyżej mógłby przetrwać spotkanie z myśliwcem gdyby temu wcześniej skończyły się rakiety niż mi warstwy ablacyjne.

- Nie żeby coś… ale wy zdajecie sobie sprawę że ta wojna nie skończy się szybko? - zapytał Julian spoglądając ze zdziwieniem - W Newport stoją trzy lub cztery lance mechów w tym mechy klasy szturmowej. SZ-T-U-R-M-O-W-E-J. Nie jeden mech. Kilka mechów. Lotnictwo, pojazdy pancerne i cholera wie co jeszcze. Choćbyśmy ruszyli wszystkim co ma Vermont to nie zdobędziemy tego z marszu. Nie będzie szybkiego zwycięstwa. Nie będzie zwycięskiego marszu do odzyskania tego co nasze. I łatwo mówić o głodzie tym co będą mieli pełne brzuchy tak czy tak. Jak cywile i wojskowi zaczną przymierać głodem to niejeden uzna że lepiej przejść na stronę najeźdźcy bo on da chociaż to co niezbędne do życia. Będziemy mieli wysyp zdrajców - i to nie gnojów czy oportunistów, ale zwykłych ludzi. Mogą być nawet zamieszki w Ziarnach. Do nich też będziecie strzelać? Z infiltratorami na tyłach mamy zamieszki przy głodzie jak w banku. Przy każdej niedogodności dla większej populacji też. Rząd cywilny się podda to wojsko też będzie musiało. Oddadzą Ziarna, ziemię, a nas wypędzą na Południe byśmy klepali biedę jak oni dotąd. - poprawił okulary - Olejemy cywili - nie będzie komu tego wszystkiego odbudować albo Vermont się podda. Będziemy szczać na okazje wspomóc czymś Vermont - na dłuższą metę też przegramy. My potem na tej ziemi mamy żyć, do kurwy nędzy! Trzeba myśleć strategicznie, w długiej perspektywie i jakościowo. Podajecie działania które mają uzyskać zwycięstwo taktyczne, mówiąc że to da nam zwycięstwo strategiczne, w całej kampanii. Większe cyferki w tabelkach postawią do pionu paru tępakom, będą pochwały, a potem jak się będzie wszystko sypać to tylko będą osrane miny i szukanie winnych. Tak Spencer. Tak to wyglądało w Stern Heavy Construction. W tabelkach będziemy zwycięzcami, w rzeczywistości będziemy przegranymi. - Julian wykonał zamaszysty gest ręką, a głos mu się wyostrzył - A zanim ktoś zacznie coś gadać o wojskowych czy zarządczych kompetencjach. Nie muszę być wojskowym, ani oficerem by widzieć, że wystrzelanie kilkuset ludzi z kilkudziesiąt tysięcy walczących zamiast zgarnąć dane wywiadowcze, które by pozwoliły ustabilizować sytuację w Ziarnach to chujowy biznes jak nie wiem co. Za wątpliwą doraźną korzyść taktyczną przejebaliśmy możliwość wpłynięcia na sytuację strategiczną. Nie mówiąc o tym że ze świadkami mamy jak w banku że infiltratorzy zaczną trąbić o tym jak to Minuteman nie różnią się od Bandytów. W Burlington gdzie nie dotarł żaden atak, ludzie pewnie wypierają widmo wojny i będą łykać tą propagandę jak miętówki.

Julian już nie dodał że chętnie przypomni o tych decyzjach wszystkim którzy przeżyją do końca, jeżeli z Vermont nic nie zostanie. Po wyrzuceniu z siebie sporej ilości żółci, spojrzał po całym towarzystwie chmurno.

- A i jeszcze jedno. To że broń nie ma przedrostku AA, ani systemu Artemis, nie znaczy że nie można jej użyć do walenia w lotnictwo. Spider i Commando mają dobre systemy namierzania. Z siecią i mocnymi kompami możemy dzielić się danymi o ile nie jesteśmy zbyt daleko od siebie. - dodał poirytowany brakiem wiary mechwarriorów w ich własne umiejętności.

- To prawda brak przedrostka AA nie oznacza, że nie można wykorzystać takiego uzbrojenia. Świadczy to jednak, że nie jest ona w pełni przystosowana do takiego wykorzystania. Przykładowo Spider posiada dwa lasery umiejscowione blisko siebie na klacie. Dobrze to się sprawdza gdy ma się przewagę wysokości uzyskiwaną w czasie skoków. Gorzej jeśli to oponent taką przewagę posiada. Jeśli chcemy walczyć z lotnictwem musimy się lepiej przygotować i opracować plan działania. Ratując Williston będziemy mogli zabrać stamtąd coś co przedrostek AA posiada, albo jest dostosowane do walki z lotnictwem. Obojętnie czy zdobędziemy to na wrogu, czy zarekwiruje się naszym oddziałom. Upcha się ile w Leoparda się da.- zwrócił się Had w stronę Jacksona.
- Przypomnę raz jeszcze, że Essex nie jest jedynym źródłem żywności dla republiki. Jest jeszcze wspomniane przeze mnie Milton. Tylko tam będziemy mogli przeprowadzić przygotowania, aby tamtejsze oddziały były dla nas pomocne. Williston jest za to podstawą, aby utrzymać front i nie doprowadzić do zagłady południa.- mówiąc to Spencer zwrócił się w stronę Doe. W stronę ostatniego głosu w tej naradzie.

- Gdy nadejdą monsuny zapasy będą jedynym źródłem. W błocie niczego nie wyhodujesz. - Julian nie dawał za wygraną - Zarekwirujesz AA i co dalej? Będziesz wozić na Leopardzie? Kto to obsłuży? Zabierzesz jednej formacji i pozostawisz bez tego sprzętu narażonych na ostrzał z powietrza? Jakie jest twoje uzasadnienie trzymania tego gdzieś na tyłach kiedy potrzebują tego na froncie? Jaką masz gwarancję że po Essex zaatakują Milton? Jak możesz zmusić wroga do zaatakowania tam gdzie przyszykujesz obronę gdy będą mogli to zweryfikować pierwszym lepszym szpionem? Gdy nam zniszczą wsparcie AA, to co? Pakować się do Leoparda, bo nie chciało nam się opracować sposobu zwalczania mechami lotnictwa? Wyeliminowanie trzeciej części zapasów CAŁEGO Vermont wystarczy by nas na dłuższą metę zniszczyć głodem. Będziesz żarł własny pasek, buty, trawę, a potem ludzinę? - Julian wskazał mapę - Żadna armia zaraz po desancie i zajęciu miasta nie ruszy od razu na następny front - muszą się zorganizować. Armia Vermontu może opóźnić wrogie siły i wycofać się do Hartford. Wróg nie oprze się okazji by zamknąć Border Patrol w kotle. To potrwa, ale my wtedy możemy ocalić zapasy, wymienić pancerz ablatywny i uderzyć na duże siły od zewnątrz, gdy główne siły wroga będą związane w walce z Rangersami. Dobra okazja do wyeliminowania wrogiego dowództwa, zniszczenia pokaźnych sił wroga lub przejęcia dużej ilości sprzętu. Może nawet wzięciu jeńców by w końcu dowiedzieć się kto w Vermoncie pracuje na ich korzyść.

- Dłuższej mety nie będzie jak stracimy zdolności operacyjne na południu. Stracimy kompletnie inicjatywę i zostanie nam tylko odpieranie ataków w co bardziej zapalnych punktach. Front musi się utrzymać. Poza tym jest jest coś takiego jak ryż. Do uprawy potrzeba wody co zapewni nam Williston i zbliżające się monsuny. Do pracy na polach ryżowych będzie potrzeba bardzo wielu ludzi, bo praktycznie całą pracę trzeba wykonać ręcznie, więc jak to określić obóz pracy będzie miał swój cel. Czas do zbiorów też nie jest jakiś strasznie długi jak kojarze. Co do lotnictwa to jedyny podałem tu jakiś pomysł nie polegający tylko na tym, że można do nich strzelać z mechów. Milton po stracie Essex i tak będzie trzeba obstawić i wzmocnić tamtejszy garnizon, więc dodatkowy sprzęt to najszybszym sposobem dokonania tego. Co do ruchów przeciwnika to nie jestem w stanie ich przewidzieć. Milton po prostu wydaje się naturalną kontynuacją ich działań- odpowiadał Had dalej Julianowi

- Julian. To nie tak, że uważamy, że się mylisz - spróbował koncyliacyjnie Victor - Masz całkowitą rację, ochrona żywności jest diablo ważna… ale sytuacja jest jasna. Możemy uratować albo zapasy albo front. Ani jedno ani drugie nie przetrwa bez naszej pomocy. Jesteśmy w stanie pomóc w jednym miejscu. Widmo przegranej wojny zachowując zapasy jest straszniejsze niż głodu po pyrrusowym zwycięstwie… I nie będzie zdrad po naszej stronie. A przynajmniej po kilku pierwszych nikt już nie będzie próbował. Wróg morduje cywili. Nie idzie jako wyzwoliciel, ale jako rzeźnik. Musiałby radykalnie zmienić politykę…

- Jaką cenę zapłacisz za to by nie wymordowano twojej rodziny, profesorze? - odparował pytaniem Julian - Jaką cenę zapłacisz za to by twoja rodzina nie głodowała? Hmmm? I co znaczy wygrana wojna, a co przegrana, hmm? Problemem jest to że myślicie o wojnie tylko w aspekcie militarnym, jak twardogłowe tępe trepy. Mała zwycięska wojenka, cyferki, tabelki, plany na mapie. O wszystkim pozostałym zapominacie, nie bierzecie do swoich kalkulacji. Zresztą.- machnął ręką - Nikt już swojego zdania nie zmieni, to widać. Czas pokaże kto miał rację.

- Rzecz w tym, że mogę wybrać albo ich głód albo ich śmierć. - odparł Victor - I jestem gotów kazać im zadowolić głodowymi porcjami jeśli dzięki temu w ogóle przeżyją. Nikt nie jest tu głupcem, nikt nie chce źle. Wszyscy chcemy zwycięstwa. Po prostu inaczej widzimy priorytety.

- Wciąż nie pojmujesz. - pokręcił głową Julian - To nie jest gra na komputerze. To nie jest symulacja. Ludzie nie będą stać jak kołki czekając aż przesuniesz suwak, klikniesz myszką czy naciśniesz guzik. Ci ludzie będą reagować na to co się dzieje. A ty bez słowa wyjaśnienia skażesz ich na głód. Nie ma rządu który by tych ludzi obłaskawił i uspokoił propagandą. Ba. Nikt im nie wyjaśni że robisz to by uzyskać przewagę nad wrogiem. Vermont zostało zdekapitowane. Cokolwiek robimy musimy mieć na uwadze więcej niż tylko aspekt militarny.

- To prawda trzeba zwracać uwagę na coś więcej niż aspekt militarny. Dlatego chciałbym zwrócić się ku polityce i dyplomacji. NIestety ostatnie zdarzenia mocno ograniczyły ten aspekt. Jedyny kto nie ma do nas śmiertelnej urazy to piraci. Ktoś wie kto nimi dowodzi i czy jesteśmy w stanie nawiązać z nim kontakt? Może pokaz siły z bazy Workmenów i potencjalnie z Williston zachęci go, by wypłacił kasę i odszedł z gry póki nie poniósł strat.- parł dalej w swoje Spencer.

- Nie jesteśmy pewni póki co. O Loxley’s Raiders w ogóle było mało informacji wywiadowczych, głównie pochodzących z rozmów z niezależnymi handlarzami pozaplanetarnymi. Podejrzewamy, że dowódcą bandy jest niejaki, nomen omen, “Loxley” - założyciel. Być może jednak ta osoba już została od tej władzy odsunięta. Nie byłoby to coś dziwnego u tego typu szubrawców. - odpowiedział Spencerowi Ishida - Prowadzimy pracę wywiadowczą w tym zakresie. Poki co wiemy, że wszystkie nieprzyjacielskie BattleMechs i pojazdy AeroSpace, w tym DropShips i DropShuttles, są w ich barwach.

Nagle od strony wyjścia rozległ się cichy syk. Drzwi do pokoju ożyły, przesuwając się płynnie i znikając w ścianie. Zapewne o wiele bardziej pasowałoby złowieszcze skrzypienie, lecz nowoczesna technologia miała swoje plusy, a mimo wszystko sala odpraw nie znajdowała się w horrorze klasy b. Przez powstałą wyrwę do środka weszła powoli żylasta blondynka w czapce, częstując okolicę standardowo skwaszoną miną, zaś jej śladem ciągnął się siwo-siny całun papierosowego dymu. Jak gdyby nigdy nic przeszła te kilka metrów, stając obok konsolety. Ćmiąc przyklejonego do warg kiepa popatrzyła na hologram mapy.
- W co tym razem mamy się wpierdolić po uszy? - rzuciła niezobowiązującym pytaniem.

- W gówno. - rzeczowo stwierdził Podporucznik Bakłażan, dodając blady uśmiech - Podobnie śmierdzi. Zresztą, gdzie ty byłaś tak długo?

Doe uniosła oczy ku górze, biorąc sufit na świadka swojej niedoli. Jej mina jasno obrazowała frazę “całe życie ze zjebami”.
- Srałam - odpowiedziała z całkowitą powagą, puszczając chmurę dymu prosto w morowego idiotę - Na chuj się miałam spieszyć? Z wami jest jak z przeglądem szlagierów minionej dekady. Had ciśnie o korpobzdury, zrobi wszystko żeby staremu wejść w dupę i ratować firmę, albo rodzinę bo to u nich tożsame. Juls i Kane załamują ręce nad niewinnymi ofiarami, Vic jak już wróci do nas głową rzuci coś z sensem, a Asagao to bym nawet sama posłuchała - wzruszyła ramionami, pykając drugą siwą chmurkę do góry - Tak więc oszczędziłam sobie zbędnego pierdolenia, a ty Bakłażanie przydaj się na coś i podklep konkret. Więc?

McKinley patrzył na Doe spojrzeniem trochę bez wyrazu. Nie było w nim tej cwaniackości co na początku, czy późniejszego zdziwienia, ani koncyliacji… ani najświeższej emocji z repertuaru: gniewu. Po prostu się wpatrzył, jakby się zagapił gdzieś za nią. Chwilę dziwnej konsternacji przerwał głos Ishidy.

- Panie podporuczniku. Byłby pan łaskaw?

- Dwa punkty zapalne. Pierwszy: cynk, że za parę godzin podpalacze zbiorą się i napadną na rezerwy narodowe żywności pod Essex. 25% rezerw krajowych. Drugi: ku Williston nad Grand Lake płynie flotylla wojenna Bandytów. Nie ma czasu na jedno i drugie po kolei, nie ma możliwości aby naraz. Musimy wybrać. Spencer - wskazał go otwartą dłonią, dalej nicując wzrokiem czapkową - Proponuje kompromat. Williston najpierw, potem lecimy do drugiej rezerwy, 30%, pod Milton i tam czekamy w zasadzce na podpalaczy. Rezerwa z Essex poświęcona. Trzy do dwóch głosów za Williston.

Spauzował na chwilę. Spojrzał na Ishidę.

- Skończyłem.

Ishida przez chwilę mierzył się z McKinleyem wzrokiem. Żaden nie spuścił. Stary bushi wydął wargi, spojrzał na Doe i powiedział:

- Pani Doe. Pani głos? Większość obstaje za Williston, bo upadek tego miasta oznacza oskrzydlenie granicznej linii frontu i, w konsekwencji, okrążenie Hartford i większości pozostałych sił Border Patrol. Pozostali są przejęci widmem klęski głodowej.

- Dobra, dobra… nie rozpędzaj się - Westchnienie blondynki przerwał klekot zapalanej zapalniczki. Kobieta wypluła kiepa na podłogę i przydeptując go butem, wsadziła między wargi nowego. Przypaliła pospiesznie.
- I po kiego chuja się zastanawiać? Albo ratujemy żarcie, albo żarcie i wojsko które się nam przyda w dalszej wojnie. - dmuchnęła dymem w Bakłażana - Williston. Had zwracam honor. Jednak czegoś się w tej korpobazie nauczyłeś. Kiedy ruszamy? - przy ostatnim popatrzyła na Ishidę.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline